Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2013, 18:16   #11
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Khazad odnotował wszelkie szczegóły o wspomnianym przez opata mężczyźnie. Wysoki, barczysty, czarny włos i duża blizna na szyi... warto było to zapamiętać. To co krasnoluda zastanawiało ponad miarę, to fakt że człek ów wiedział o dziecku, o czasie jego przyjścia na świat i o wyglądzie matki Amelii... to było bardzo podejrzane. Czełeczyny powiedzieliby nawet że ów człek i jego wiedza mogły być przerażające.

Teraz Sverrisson wsłuchał się w pytanie Tupika... przyjaciel zadał zestaw doskonałych pytań kapłanowi. Von Goldenzungenowi można zawsze było zawierzyć, teraz tylko dawał tego kolejny przykład. Pytania konkretne i jakże na miejscu. Helvgrim przysłuchując się nim, kiwał potakująco głową, godząc się z każdym słowem halfinga. Lepszych pytań nie zadałby nawet khazadzki mędrzec.

Odpowiedzi kapłana były przejrzyste jak kryształ. Droga opisana dokładnie na tyle na ile się dało. Krasnolud w myślach zaplanował ze pójdą zgodnie z planem wyznaczonym przez kapłana, człek ten wydawał się być szczery i opiekując się małą Amelią wykazał że na jej bezpieczeństwie zależy mu najbardziej. Jednak po chwili, Sverrisson rozejrzał się uważnie, wszak ciekawskie uszy mogły usłyszeć rozmowę wędrowców i opata. To mogłoby przynieść problemy na trakcie... nigdy nie wiadomo kto słucha i po co? Dlatego też Helv pomyślał że zmienią plan wkrótce... pójdą droga inną niż ta o której teraz mówili... powiedzieć można równoległą.

Pomysł z minięciem Ferlangen wydawał się słuszny. Jeśli kto by czekał na nich i małą Amelię ze złymi zamiarami to mógł być właśnie tam. Trzeba będzie obejść miasteczko lasem. Myśli kotłowały się w głowie krasnoluda. Kiedy opat zapytał o to czy chcą wiedzieć coś jeszcze, Helvgrim pokręcił przecząco głową.

- ... nie kapłanie, to powinno wystarczyć. Nadszedł czas pożegnania. Przysięgałem Skerifowi by ci pomóc, teraz tobie obietnice składam że młódki pilnował będę. Myślę że mówię za nas obu. - Wskazał na na Tupika i kiwnął mu lekko głową. - Troski odsuń precz herr Helmucie. Dziecko jest w dobrych rękach... może i opiekuni z nas nie najlepsi na czasy pokoju, ale jeśli niebezpieczeństwo czycha na to małe, boskie stworzenie, to wybrałeś najlepszych strażników. Bywaj zdrów i pokój na dom twój i twej rodziny. - Sverrisson ukłonił się w pas i ruszył, chwycił osiołka za powróz i wszedł na trakt. Spojrzał za siebie i na Tupika. Wiedział że może obaj nie byli najlepszymi szermierzami... strzelcami, że nie posiadali potężnych magicznych zwojów czy mocy runicznych znaków... ale obu cechowało coś czego nikt inny nie mógł dać małej Amelii. Obaj zdecydowani walczyć byli do końca, nie odpuścić i strzec dziecka za cenę własnego życia. Musieli jedynie przetrwać... a w tym byli najlepsi.


Gdy znaleźli się już na wąskim i porośniętym trawą trakcie. Helvgrim odezwał się do przyjaciela. - Wiesz Grotołazie że musimy zmienić trasę wędrówki? Posłuchaj co ja o tym myślę... - Sverrisson powiedział wszystko o swych podejrzeniach w stosunku co do drogi. Prawda, niektóre z jego teorii może były zbyt grubą kreską kreślone. Jednak obawy co do tego że w Ferlangen mógł ktoś ich czekać i zamiarów też nie mieć dobrych... mogły być prawdziwe. To że w klasztorze może był ktoś kto czekał tylko na moment kiedy Amelia opuści mury, też mogło być prawdą. Wszystko na wyrost... zbyt poważne, zagadkowe i ocierające się o śmieszność. Sverrisson miał jednak nadzieję że Tupik zrozumię tok myślenia khazada. Wszak było prawdą że ktoś tego dziecka szukał... tylko po co?

Rozmawiając szli traktem na Ferlangen. Było jasno i ciepło, dzień się właśnie budził pełnią. Ptactwo ćwierkało, a w dali, między drzewami widać było uciekjącą sarnę. Lecz co z tego... skoro Helvgrim rozglądał się na boki i wyszukiwał niebezpieczeństwa. Przyprawiało go to o ból głowy. Tak bardzo nie chciał zawieść tego dziecka, ani swego przyjaciela Tupika... ni też kapłana Shallyi, i przede wszystkim mistrza Skerifa. Topór opuścił olstro i trzymany w mocarnej dłoni krasnoluda był już przez całą drogę. Helvgrim miał złe przeczucia, tak bardzo chciał się mylić.
 
VIX jest offline  
Stary 10-07-2013, 19:44   #12
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Dwa dni później. Nieopodal miasta Ferlangen. Wczesny wieczór



Amelia siedziała na niewielkim pniu, skulona, grzejąc zmarznięte ręce i stopy. Koc, którym okrył ją Tupik również nie był do końca suchy. Choć schowany głęboko na dnie plecaka, krasnoluda, zdążył przemoknąć za sprawą deszczu, który od dwóch godzin uprzykrzał życie trójce wędrowców. Leśna ścieżka, którą maszerowali zdawała się być dość bezpieczna i rzadko uczęszczana mimo iż prowadziła do sporej świątyni bogini łaski, która przecież miała wielu wyznawców i pielgrzymów w całym Starym Świecie, lecz w szczególności z okolicznych miasteczek i osad. Bogowie uśmiechnęli się do nich tego wieczoru, bo choć pogoda nie była łaskawa, udało im się natrafić na pustą i niezamieszkałą jaskinię i to nieopodal Ferlangen. Noc na deszczu byłaby udręką. Choć namiot dawał jakieś schronienie przed miliardem kropli spadającym z zachmurzonego nieba, nie sposób było podtrzymać ognisko, które dawało sporo ciepła. Jaskinia zaś pozwalała nie tylko skryć się przed deszczem, ale i jeszcze osuszyć ubrania i ogrzać się przy strzelających płomieniach.

Helvgrim i Tupik brali pod uwagę ryzykowne wejście do Ferlangen, by przeczekać deszczową pogodę, lecz na szczęście natrafili na niewielką jamę, do której wejście skierowane były na wschód a co za tym idzie widać ją było z kierunku prowadzącego do miasta a nie na odwrót. Dzięki temu nie musieli się obawiać, że przypadkowy podróżnik z Ferlangen natrafiłby na ich obecność.
-Helvgrimie, wujku Tupiku! Spójrzcie jak iskry wesoło tańczą nad ogniem!- piskliwy głos dziewczynki zabrzmiał w niewielkiej jaskini, którą przed zagospodarowaniem krasnoludzki woj dokładnie sprawdził. Kiedy Amelia grzała się przy ogniu, oni zajmowali się znoszeniem drewna, co by starczyło do samego świtu, a także przygotowywaniem posłań i wieczerzy.
Dziecko było bardzo tajemnicze. Mimo wewnętrznych obaw khazada i niziołka nie mówiła zbyt wiele w czasie podróży. Rzecz jasna odpowiadała na zadawane pytania, lecz sama nie wiele pytała. Nie wyglądała jakby powodował nią strach...

~***~

Chwilę po świcie zbudził ich tętent koni. Helvgrim zerwał się jak piorunem rażony łapiąc za topór. Brodacz błyskawicznie stanął u progu wejścia do jaskini spoglądając to na trakt, to na śpiącą ciągle Amelię. Serce biło mu szybciej niż zwykle przed każdą inną potyczką. Wszak teraz brał odpowiedzialność za siebie i bezbronną istotkę śpiącą dziesięć stóp dalej.
Jeźdźcy bo bez wątpienia wierzchowców było przynajmniej dwa, pędziły od strony Ferlangen to też khazad nie chcąc się wychylać z ukrycia czekał aż pojawią się w zasięgu jego wzroku. Dostrzegł ich i poczuł wielką ulgę. Były to dwa krasnoludy. Jeden starszy, liczący przynajmniej dwa wieki żywota. Łysy o siwej jak śnieg brodzie. Chroniony ciężką, łuskową zbroją. Drugi, rudzielec w kolczudze, przykrytej niedźwiedzią skórą. Na plecach zawieszony skórzanymi rzemieniami spoczywał mu dwuręczny topór. Pędzili na grzbietach bojowych kuców szkolonych specjalnie dla krasnoludzkich jeźdźców, w niewielu miastach Ostlandu. Gdy minęli wejście do jamy, Helvgrim dostrzegł na ich płaszczach symbol możnowładcy prowincji, pod którym z pewnością służyli...

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 15-07-2013, 00:58   #13
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
To już dwa dni mijały odkąd Helvgrim połączył swój los z losem małej Amelii. Dziewczynka była to dziwna, raczej smutna, ale bardzo spokojna i to głównie cieszyło khazada. Wszak płacz, krzyki, rozpuszczony szczeniak taki mógłby zwracać na nich uwagę, ściągać niebezpieczeństwa kryjące się w lasach... ale to nie było jakby w stylu małej istotki. Ta siedziała cicho i układnie odpowiadała na pytania Helva i Tupika.

Aura jednak postanowiła nie ułatwiać im sprawy. Deszcz zacinał uciążliwie i choć wcale to nie przeszkadzało wojownikowi z gór to dziecko, przemoczone do suchej nitki, musiało cierpieć, choć nawet słowem o tym nie pisnęło.

- Dzielna z ciebie dama Amelio. - Pochwalił dziewczynkę krasnolud, po czym wymienił z Tupikiem wesołe spojrzenia.

- Dziękuję Helvgrimie. - Odpowiedziała całkiem poważnie Amelia, co spowodowało że na zazwyczaj ponurym licu górala wykwitł uśmiech. Helv zauważył jednak że rączki drżą małemu dziecku z zimna... to nie było miłe uczucie, i nie chodziło o uczucia dziecka. To była bezradność. Okryli już dziewczynkę płaszczami i kocami, nie mieli nic więcej, zresztą, wszystko i tak było mokre. Sverrisson ściągnął z głowy swój hełm z czernionej skóry i założył na głowę Amelii. Zganił się za to że dopiero teraz o tym pomyślał.

- Panienko... teraz jesteś już poważną damą, wojowniczką. Ta skóra nie przemoknie, ale może być odrobinę głośno... czasem deszcz puka do naszych głów przez ścianki hełmu. Wiesz? - Sverrisson znów posłał Tupikowi szeroki uśmiech. Drobna istotka wyglądała przezabawnie w wielkim skórzanym, nabitym stalowymi guzami hełmie.

- Ale ja nic nie widzę... śmieszna czapka. - Amelia próbowała ułożyć sobie jakoś wygodnie nowe nakrycie głowy. Helvgrim zbliżył się ponownie i poprawił hełm na jej główce.

- O, tak już lepiej. - Khazad udawał trochę radość by nie denerwować dziecka... sytuacja choć w miarę spokojna to nie była wesoła... taki zimny deszcz mógł ściągnąć paskudną chorobę na taką małą dziewczynkę. Musieli znaleźć jakieś schronienie przed deszczem, a najlepiej zatrzymać się na noc i ruszyć o świcie, może się do tej pory niebo przejaśni. Niechaj bogowie na to pozwolą. Modlił się bezgłośnie khazad.

Widać bóstwa były łaskawe tego dnia... lub mieli w opiece małą Amelię, bo przecież nie takich starych najemników jak Tupik i Helv. Oczom całej trójki ukazała się jaskinia. Wyglądąła na bezpieczną i nizamieszkałą, ale strzeżonego Grungni strzeże, więc Helvgrim wszedł do środka z toporem w dłoni... po chwili dał znak że jest bezpiecznie i wszyscy mogli odpocząć od deszczu. Jaskinia była sucha i całkiem przytulna jak na takie miejsce. Wielu khazadów mogło by nazwać domem taką pieczarę, oczywiście takie określenie tej dziury w skale, nie mieściłoby się ludziom Imperium w głowach.


Szczęście musiało na prawdę kroczyć za wędrowcami bo w grocie znalazło się sporo suchych konarów i gałęzi, widać nie oni pierwsi nocować mieli w tym miejscu ostatnimi czasy. Wkrótce jęzory ognia wesoło już tańczyły i hipnotyzowały małą Amelię. Helv za bardzo nie wiedział co ze sobą począć... wszak prowiantem i osłem potrafił zająć się Tupik i robił to na prawdę po mistrzowsku. Gdyby to biedne dziecko miało zjeść coś co przygotował Helv, to byłoby to pewnie wstrętne i niejadalne zupełnie... albo khazad dałby dziecku suchara i na tym by się skończyła pieśń o kolacji. Ze zwierzętami też krasnolud radził sobie jak z zacną sztuką gotowania... dobry osioł to taki na ruszcie. Cóż, halfing był wspaniałym druhem, i w boju i w kwatermistrzostwie... dobrze że był tu razem z Helvem, wędrówka była o wiele przyjemniejsza i bezpieczniejsza dzięki temu.

Sverrisson rozebrał się ze zbroi, po czym zajął się dzieckiem. Trzeba było wysuszyć odzienie Amelii i na tym skupił się krasnolud. Kawał liny rozciągnął między skałami i pozawieszał na nim mokre ubrania i koce. Przejrzał prowiant i korzystając z chwili spokoju ogolił głowę przy użyciu swej brzytwy. Później wszyscy zajeli się szykowaniem posłań i pałaszowaniem doskonałej kolacji wyrobu von Goldenzungena. Sverrisson poprosił by Tupik obrał pierwszą wartę i zbudził go o północy. Nastał zmierzch...

***

... a po nim noc, i wkońcu świt. Tętent koni w tak spokojnym miejscu nigdy nie przywoływał dobrej wróżby. Topór w jednej dłoni, a młot w drugiej. Tak uzbrojony krasnolud przyczaił się przy wejściu do jaskini i wyglądał zza załomu nierównej ściany. Tupik i Amelia spali... to był ich pierwszy porządny sen od dwóch dni.

Krasnoludy, dwa, dobrze uzbrojone i opancerzone... na dobrych i silnych kucach. Decyzja była trudna. Wyjść i przywitać się czy dać im przejechać bez zwracania na siebie uwagi? Odzienie jeźdźców nosiło barwy jakiegoś szlachetki zapewne, a obaj wojownicy wyglądali na doświadczonych i zaciętych khazadów. Byli groźni z wyglądu, ale nie sprawiali wrażenia rozbójników. Helvgrim postanowił zaryzykować... obudził Tupika i powiedział w kilku słowach co się dzieję, poprosił też by zabrać Amelię w głąb pieczary i ukryć ją. Sam wyszedł przed jaskinię i kiedy jeźdźcy byli już plecami do niego, zakrzyknął do nich.

- Oi bracia pancerni. Jakież to wieści z Ferlangen? Szepnijcie słówko czy dwa strudzonemu podróżnikowi. - Sverrisson trzymał broń gotową do obrony. Ciężko było przypuszczać co teraz się stanie.

Khazadzi wejrzeli na siebie ukradkiem, po czym momentalnie zatrzymali swe kuce, zawrócili i podjechali do Helvgrima. Siwy khazad zmierzył nieznajomego od stóp do głów.

-Czemuż to po jaskiniach się kryjecie podróżniku, skoro do miasta tak blisko?- spytał stary krasnolud.

Helvgrim spojrzał w stronę miasta, odwrócił głowę na chwilę, musiał dać sobie czas by przygotować odpowiedź. Po kilku chwilach, na powrót nawiązał kontakt wzrokowy z krasnoludami.

- Cóż, noc mnie i mojego przyjaciela zastała tutaj, a że do miasta blisko to nie byliśmy tego pewni. Lepiej było skryć się w jaskini bo siąpiło okrutnie. - Helv nie chciał skrywać faktu że nie był sam, oni mogli wiedzieć więcej niż na to wyglądało. Dokładny jednak w opisie być nie musiał.

-A gdzie twój przyjaciel, he?!- burknął drugi z jeźdźców.
-Okolice niebezpieczne ostatnimi czasy. W pobliżu Ferlangen kręcą się podejrzani osobnicy. Niby nic nie zrobili, ale ich obecność tutaj wzbudza niepokój.- wtrącił siwy khazad -Zatem wybacz memu ziomkowi podejrzliwość, ale rad bym był, gdybyś poprosił swego kompana, byśmy się mu przyjrzeć mogli.-

- Nami przejmować się nie macie co. Jesteśmy tylko parą podróżnych udających się w stronę gór. Jam jest Helvgrim, syn Svergima z północy. Mój przyjaciel zaś zwie się Tupik, a teraz śpi on jeszcze jeśli się nie mylę. Nim po niego zakrzyknę. Kim wy jesteście panowie? - Khazad był ciekaw, ale i nie chciał by Amelia sama została w pieczarze. Trzeba było z tego jakoś wybrnąć, o ile się jeszcze dało.

-To nie twoja!...
-Jam jest Barum, mój nerwowy przyjaciel to Hagrun.- znów wtrącił starzec.
-Jaki powód macie mijać miasto i kierować się w góry?- odezwał się rudzielec.

- Tak po prawdzie to sprawa jest prywatna, wszak ja was o cel podróży nie pytam. Jednak uprzejmym trza być na szlaku. Jedziemy tam by podjąć się zadania przez mego pana nałożonego na mnie i mego druha. Będziemy strzegli pewnej młodej damy. Ot, tyle właściwie. - Sverrisson liczył na to że zmyli jeźdźców jeśli ci szukają Amelii. Jeśli zaś przybyli po nią, to i tak musieli wiedzieć swoje. - Do miasta nas nie ciągnie. Sakiewki puste mamy. Żyjemy głównie z tego co da nam las. Mój kompan to doskonały strzelec. Jelenia ubije strzałą ze stu kroków. - Mała groźba nie mogła teraz zaszkodzić.

-Uważajcie zatem, bo nie wiemy, gdzie ci nieznajomi się kręcą.- przestrzegł siwy brodacz, po czym złapał za wodze kuca i wraz z kompanem zawrócili i ruszyli powoli w kierunku, w którym już jechali.

- Dziękuję za radę. Będę pamiętał. Bywajcie kuzyni. - Helvgrim zakrzyknął za odjeżdżającymi khazadami. Podszedł do wejścia jaskini i zawołał Tupika. - Druhu drogi. Zbieramy się. Coś mi tu śmierdzi. Musimy być czym prędzej na trakcie, albo nie, lepiej lasem... ale już. - Sam zaczął wszystko szybko pakować i gotować się do drogi.
 
VIX jest offline  
Stary 16-07-2013, 13:39   #14
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik ucieszył się na widok jaskini. Niemal zapomniał o towarzyszu i dziewczynce i wgramolił się do wewnątrz uważnie badając wewnętrzne ściany. Sprawiało mu niesamowitą przyjemność błądzenie paluszkami po zimnych i wilgotnych ścianach jaskini, wciągał pełna piersią zapach jaskini delektując się nim. Przez chwile nim reszta zagłuszy naturalną cisze jaskini chłoną także mikroskopijne dźwięki jakie dawała jama. Skraplające się z sufitu krople i cisza, tak charakterystyczna wewnątrz jaskini, że niemal głośna.
Szybko oswoił wzrok z ciemniejszym wnętrzem i w tym także znajdował ulgę dla oczu i przyjemność samą w sobie. Tupik od maleńkości uwielbiał bowiem jaskinie, wnęki, groty... wszystko co było wydrążone w skale. Ta jaskinka była co prawda malutka i stanowiła ledwie prowizorkę tego co lubił halfling , jednak zbyt dawno już nie był w grotach czy kopalniach i w tym momencie nawet ta mała jaskinia wzbudzała w nim zachwyt i radość, tym większy, że chroniła tez przed deszczem...

Wkrótce zapłonął ogień garnuszek wylądował nad paleniskiem, ubrania suszyły się krok dalej. Przy samym ogniu umieszczone były mokre jeszcze konary i gałęzie, które suszyły się oczekując na wrzucenie je do ognia kiedy stracą przynajmniej większość wilgoci. Tupik miał sporo jedzenia w zapasie mógł więc popuścić wodze wyobraźni. Potrzebowali zresztą ciepłego i sytego posiłku. Tupik ze względu na dziecko począł wykrajać z marchewki, ziemniaczków i inszych nadających się do tego warzyw małe ludki i zwierzątka. Wszelkie skrawki i resztki wrzucał od razu do garnuszka tworząc zupkę warzywną , ludki zachowywał na sałatkę. Na patelni dodał nieco tłuszczu i po chwili ziemniaczane ludki smażyły się na wolnym ogniu. W ślad za nimi trafiły ziemniaczki w panierce.


Zapach unoszący się w jaskini również był charakterystyczny, utrzymywał się w pomieszczeniu przesiąkając je całkowicie a że był to zapach miły dla nozdrzy tym większą frajdę sprawiało siedzenie w jamie. Od czasu do czasu rozbawiał Amelię tworząc z palców różne stworki wykorzystując blask ogniska i cień jaki rzucał na ściany jaskini.

Sen przyszedł szybko i wynikał ze zmęczenia, poranne wydarzenia dość szybko jednak rozbudziły halflinga. Napotkani jeźdźcy uświadomili podróżnikom bliskie niebezpieczeństwo i wymusili szybkie przemieszczanie się dalej. Niebezpieczny rejon trzeba było ominąć, najlepiej idąc lasem i przeprowadzając niewielki zwiad.

Tupik gdy tylko zebrał graty wysforował się do przodu z nich dwojga to on był lepszym zwiadowca a z pewnością zręczniejszym. Potrafił się skradać, ukrywać, poza tym poświęcił chwilę na charakteryzację wczepiając w swe ubranie różne liściaste patyczki , a także smarując błotem i roztartymi liśćmi twarz. Na szczęście znał się na tym i jakoś przełkną śmiech Amelii gdy ta zobaczyła co z sobą zrobił. Jej bezpieczeństwo było najważniejsze.

- Jedno pohukiwanie sowy znaczy idźcie dalej droga bezpieczna, nie będę go za często używał, generalnie więc idźcie dopóki nie usłyszycie potrójnego zahukania, wówczas najlepiej skryjcie się gdzieś. Będziemy na tyle blisko, skoro mamy się słyszeć, że odgłosy waszej ucieczki ewentualni wrogowie tez usłyszą. Najlepiej dać mi po prostu czas aby ich odciągnąć albo wykończyć jeśli nadarzy się okazja – w rękach halflinga niemal znikąd pojawiło się ostrze noża błyszczące złowrogo, tego samego zresztą którym z niebywała precyzją poprzedniej nocy strugał ludziki. Oczywiście rozmowę przeprowadzał w pewnej odległości od dziewczynki nie chcąc jej niepotrzebnie straszyć czy choćby niepokoić.
 
Eliasz jest offline  
Stary 20-07-2013, 15:19   #15
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Początkowo zamieszanie, spowodowane szybkim pakowaniem się wprowadziło Amelię w dezorientację. Dopiero co przebudzona nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje. Zaspanymi oczkami przyglądała się błyskawicznemu zwijaniu rzeczy nie wiedząc co jest powodem tak szybkiej reakcji jej opiekunów. Domyśliła się jednak, że było to coś ważnego i pilnego, zatem nawet nie przeszkadzała Helvgrimowi i Tupikowi. Ba, nawet nie dręczyła ich teraz pytaniami, ot stanęła z boku wiedząc że czasu nie ma, to też kiedy mężczyźni pakowali rzeczy ona szybko się ubrała by być gotową do drogi. Dzięki temu po kilku minutach trójka podróżników opuszczała jaskinię. Tupik wyszedł na przód grupki, by prowadzić zwiad, kiedy Helvgrim miał pilnować samej dziewczynki. Krasnolud rozglądał się często dookoła a także za siebie. Miał powody by podejrzewać rasowych kuzynów iż kierują nimi niecne zamiary.

Czas płynął a oni wciąż maszerowali przed siebie. Od czasu do czasu ich uszu dobiegał dźwięk pohukiwania sowy, co Helv i Amelia odbierali z głębokim wdechem ulgi. Mimo iż od opuszczenia jaskini minęły dobre trzy godziny, ona wciąż nie pytała dlaczego tak się zerwali do "ucieczki". Czasami Helvgrim miał wrażenie, że dziecko, którym się opiekuje jest mądrzejsze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Do wczesnego południa, minęli łukiem Ferlangen, nie niepokojeni przez przypadkowych lub mniej przypadkowych jegomości.
-Chyba nic nam już nie grozi prawda?- w końcu melodyjny głos dziewczynki wyrwał Helvgrima ze skupienia, które wykwitło na jego twarzy kilka godzin temu. Brodacz uniósł brew i spojrzał na nią nieco zdziwiony, zupełnie przyzwyczajony do ciszy. Jak na ironię, chwilę później dosłyszeli potrójnego pohukiwania...

Tupik

Od momentu rozłączenia z Helvgrimem i Amelią marsz trwał kilka godzin. Tupikowi brzydła się ta samotna wędrówka, jednak to była wyższa konieczność. Wszystko dla dobra dziecka, powtarzał sobie w duchu. Przezorność popłaciła szybciej niż by się spodziewał. Nieopodal gościńca prowadzącego od Ferlangen na południe dostrzegł piątkę mężczyzn. Ludzie, rozbili skromny obóz tuż przy trakcie. Ognisko, trzy kawałki porąbanego pnia w roli siedziska i zwinięte śpiwory pod bujnym dębem. Nie wyglądali na niebezpiecznych, a nawet i ich uzbrojenie w postaci kiepsko ukrytych sztyletów i drewnianych pałek zdawało się nie napawać lękiem. Mimo to było ich aż pięcioro i Tupik wiedział, że wystarczyłby łut szczęścia by jeden z takich oprychów trzasnął porządnie w łeb i unieszkodliwił nawet najtwardszego wojownika. Tupik nie zwlekał od razu wydał z siebie odgłos sowy, po czym przyszedł czas by zastanowić się co dalej.
Rozejrzał się dookoła. Dało się minąć piątkę podejrzanych osobników bez większego problemu. Wystarczyło tylko nadrobić jakieś pół mili szerokim łukiem przez gęściejszy las. Pod warunkiem, że podejrzani osobnicy nie nakazali zwiadu swoim ziomkom, którzy mogli kręcić się po okolicy...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 23-07-2013, 20:38   #16
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik przemykał pomiędzy drzewami niczym duch. A przynajmniej takie miał o sobie mniemanie, zwłaszcza gdy odkrył złowroga bandę nie obudziwszy ich przy tym. Rzut oka wystarczył aby nabrać wystarczająco wiele wątpliwości i podejrzeń by móc się w nich wykąpać... nawet dwukrotnie.

Nieznajomi byli uzbrojeni... Być może nie było w tym nic dziwnego wśród ludzi na szlaku, jednak nawet lichy oręż stanowił potencjalne niebezpieczeństwo i nakierowywał podejrzenia na rozbójnictwo niż od takich podejrzeń odwodził. Podobnież brak większego ekwipunku. Na kupców to oni nie wyglądali, ani na podróżnych przenoszących się do innego miasta w poszukiwaniu lepszej szansy na życie. Brakowało im siekier aby mogli uchodzić za drwali.

Przeczucie halflinga raczej go nie myliło względem bandy nieznajomych, tym bardziej iż sam kiedyś.... „Stare dzieje” pomyślał po czym ruszył ku krasnoludowi i dziewczynce Starając się nie zostawić żadnych śladów.

Musimy zrobić małe kółeczko, bądź czujny. Tupik pokrótce podzielił się z Helvgrimem resztą swych obserwacji i solidna porcja podejrzliwości. Wiedząc, że w pobliżu mogą być wystawione czujki postanowił z większa jeszcze ostrożnością przeczesywać teren przed nimi, nie zapominając o tych którzy mogliby być usadowieni wśród drzew. - Znasz się może na tropieniu?

Halfling chciał zatuszować ślady a przynajmniej zmylić ewentualny pościg, który mógłby się na ślady ich grupki natrafić. Nie znał się dobrze na tropieniu, znał się natomiast całkiem nieźle na ukrywaniu. Spostrzegawczy wzrok i umiejętność przeszukiwania także były nie od parady i pomagały zatuszować z grubsza ślady ich wędrówki. Gdyby dało się pociągnąć muła w kierunku traktu , cofnąć się traktem kawałek, by ponownie zanurzyć się w lesie i dojść do ścieżki którą szli wcześniej, zacierając przy tym zarówno ślad ponownego wejścia w las – aby ścigający przez czas jakiś galopowali traktem. No i zacierając miejsce podążania dalej ścieżynką, po tym jak ponownie by dotarli do miejsca w którym odbili w stronę traktu... Przy odrobinie szczęścia lub łaski Shayli mogło się to udać. Grunt by wypatrzeć zagrożenie nim ono wypatrzy ich. Zmysły Tupika były naprężone jak przy jakimś skoku na jubilera. Pamiętał ile razy robił akcje z bandą Grabaża zawsze wyczuwał nadchodzące niebezpieczeństwo. Miał nadzieje, że jego zmysł nie zdążył zardzewieć...
 
Eliasz jest offline  
Stary 23-07-2013, 21:15   #17
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Trudno. Dziecko było wystraszone, ale cóż mogli zrobić. Dwa krasnoludy kóre przed chwilą odjechały, bardzo nie podobały się Sverrissonowi. Może Helv przesadzał, może było to zachowanie na wyrost, ale całe zadanie choć z pozoru proste, sprawiało wrażenie bardzo ważnego i w dziwny sposób nakręcało Helvgrima. Stał sie czuły jak ważka latajaca na jeziorem. Był gotów zmieniać kierunki w miarę tego co widział przed sobą, i był gotów robić to chaotycznie, szybko i bez zbędnych ceregieli. W tym wszystkim było coś... coś dziwnego co kazało wojownikowi z gór by nie lekceważył Amelii i jej bezpieczeństwa.

Kilka chwil później byli już w drodze. Pomysł starego druha, Tupika, okazał się doskonały. Helv wiedział że halfing jest świetnym zwiadowcą. Przykre było że musi iść sam i przedzierać się przez gąszcz, ale innego sposobu nie było, a jeśli był, to na pewno nie taki bezpieczny. Kiedy tylko niziołek zniknął w krzakach, Helv pomyślał że nawet nie miał okazji by podziękować Tupikowi za wspaniałą kolację i za to że dołączył do niego w tej podróży. Von Goldenzungen miał nos psa gończego i instynkt jastrzębia... dobrze że był po stronie Helva, gorzej by było jakby stał po przeciwnej. Myśli o halfingu skierowały Helva na rozmyślanie o haniebnym ataku z zarośli... czyżby za takiego kogoś uważał Tupika, za mordercę? Każdy myślał o nim jak o wesołym szlachcicu z zasobną kieszenią i ciętym humorem... ale Helv wiedział lepiej. Wiedział że Tupik bez mrugnięcia okiem poderżnąłby wrogowi gardło w obronie własnej lub przyjaciela. Tak... dobrze że tu i teraz był z Amelią i khazadem.

Dziewczynka jechała na ośle w zupełnej ciszy. Krasnolud rzucał ukradkowe spojrzenia na nią od czasu do czasu. Czy aby nie śpi, albo nie płaczę... ale nic, zupełnie nic. Po prostu jechała i niczego nie mówiła, tylko patrzyła w dal. Zgodnie z tym co powiedział przyjaciel Helva, Tupik, jedno sowie huknięcie oznaczało wolną drogę, i tak to szło przez dłuższy czas. Droga za nimi wydawała się być czysta, nikt ich chyba nie śledził.

Ta mała istotka na prawde zadziwiała krasnoluda. Osobiście znał mnóstwo khazadzkich dzeci które nie były tak spokojne, a przecież o wiele spokojniejsze od ludzkich. Jednak w tym przypadku Helv musiał się poddać, nie mógł rozgryźć tej mikrej dziewczynki. Syn Sverriego, pomyślał czy by może nie rozbawić jakoś dziecka... sam nie był wesołym kompanem, ale raczej ponurym wojem, ale ten jeden raz, w tym jednym zadaniu... miał ochotę zrobić wyjątek, dla tego wspaniałego a zarazem dziwnego dziecka. Już chciał coś powiedzieć... zażartować w jakiś sposób, ale to dziewczynka przerwała ciszę, a zaraz po niej trzy głośne huknięcia. Tupik - niebezpieczeństwo. Te sygnały były jasne. Helv wysilił się jedynie na odpowiedź dla Amelii.

- Chyba masz rację Amelio. Chyba jesteśmy bezpieczni. - To były oczywiście brednie, zupełny zapychacz rozmowy który miał dać dziecku nadzieję. Helvgrim pociągnął osiołka w gęste zarośla. Choć zwierzę się stawiało i nie chciało wejść w między krzaki, to Helv nie żartował, szarpnął osła z taką siłą że ten aż zarzucił łbem. Widać było że wierzchowiec dziewczynki, osioł Ludwik, jest niepocieszony z takiego obrotu sprawy, ale poszedł w końcu. Źle by było gdyby operał się dalej rozgniewanemu khazadowi.

Sverrisson zdjął Amelię z osiołka i ukrył ją... zwierzę przywiązał do drzewa, kilka kroków dalej. Czekali w skupieniu na Tupika. Skoro dał sygnał to znaczy że z nim wszystko w porządku i to on dostrzegł zagrożenie, inaczej by nie huknął. Teraz tylko czekać czy może dołączyć do halfinga, a może zostawić go i obejść szerokim łukiem ten las. Wzrok krasnoluda wbity był tam gdzie powinien byc niziołek, mniej więcej. Wciąż czekali.

W końcu Tupik wyszedł z zarośli i odnalazł Amelię i Helva w krzakach, zrelacjonował wtedy swe spostrzeżenia. Helvgrim zgodził się z halfingiem w pełni, trzeba było ominąć grupę ludzi. Nistety, nie znał się na tropieniu, wcale a wcale. Musieli zdać się na zmysły von Goldenzungena. Helv starał się iść najciszej jak potrafił, zatem zamiast iść jak niedźwiedź, szedł jak wół. Dobrego sposobu nie było, a i osła trzeba było prowadzić. Teraz nic nie wyglądało na proste.
 
VIX jest offline  
Stary 24-07-2013, 20:03   #18
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

-Jesteśmy już bezpieczni- Amelia spytała Helvgrima, spoglądając na niego -zmęczonymi przedzieraniem się przez las- oczkami. Spokojna podróż traktem nie różniła się zbytnio od wędrówki leśną gęstwiną, dla kogoś kto siedział na grzbiecie wierzchowca, lecz to było tylko dziecko i khazadzki wojownik miał to na uwadze. Dzień powoli zbliżał się ku końcowi. Czerwone jak krew słońce zachodziło nad horyzontem. Stracili sporo czasu. Zgodnie z planem Tupika, przed obozem podejrzanych osobników, dwójka podróżników w towarzystwie dziecka zawróciła, ukrywając za sobą wszelkie ślady. Gdy von Goldenzungen był już dostatecznie spokojny o to, że nikt nie odkryje ich tropu, mogli ruszyć do przodu, ale znacznie większym łukiem, by spokojnie minąć kawałek traktu, gdzie przebywali osobnicy. To wtedy Helvgrim usłyszał od Amelii kilka słów, które nie wiedzieć czemu zszokowały go do cna. "Nie martw się, ja się nie boje", powiedziała, jakby chcąc uspokoić krasnoluda. Do prawdy dziwne było to dziecko.

Przyszedł w końcu czas na rozbicie obozowiska. Dziewczynka choć już w czasie drogi kilka chwil drzemała i tak potrzebowała normalnego snu. Z resztą wcale nie inaczej było z Tupikiem, Helvgrimem i wierzchowcem dziecka. Osioł już od dobrych dwóch godzin sprawiał coraz większe problemy z marszem co chwila zwalniając i próbując stanąć.
Tym razem nie mieli tyle szczęścia i po drodze nie natrafili na żadną jaskinię, lecz skromna polanka nieopodal źródełka i malutkiego strumyka idealnie pasowała na miejsce obozowania.
Noc była porą, której najbardziej się obawiali, gdyż przeczucie podpowiadało Helvgrimowi, że to właśnie gdy zapadnie zmrok, pojawią się nieznani sprawcy chcący udaremnić eskortę dziecka do fortu. Na szczęście przeczucie było fałszywe i szczęśliwie doczekali się wschodu słońca cali i zdrowi...

Szósty dzień podróży. Nieopodal miasta Aukrug

Zgodnie z słowami Helmuta, kolejnym przystankiem na ich drodze miało być miasteczko Aukrug. Dom drwali, rzemieślników i ślusarzy. Miejsce, gdzie przybysze są raczej rzadkością, lecz w ciągu dnia ich obecności i tak nie ma kto zauważyć, albowiem większość mieszkańców pogrążona jest w pracy. Z niecierpliwością rozmyślali o wygodnej izbie w karczmie, o wannie ciepłej wody, zaś Tupik marzył o tym by ktoś go wyręczył w gotowaniu i to w końcu on został obsłużony. Rozmyślania przerwało rżenie konia, które dobiegło zza wierzchołka niewielkiego wzniesienia, którym biegła ścieżka do Aukrug. Na przeciwko grupie pędził ludzki podróżnik w wieku przekraczającym pięćdziesiąt wiosen. Dopiero gdy był dość blisko Tupik i Helvgrim mieli okazję bliżej mu się przyjrzeć. Miał długie włosy, sięgające ramion, oraz pomarszczoną twarz. Jego ciało chroniła sfatygowana kolczuga, zaś pod jeden z rzemieni, przy siodle wciśnięty miał drzewiec dwuręcznego młota.


Mężczyzna nawet nie zwolnił, pędził na złamanie karku, lecz gdy mijał dwójkę mężczyzn i dziecko na grzbiecie osła skupił największą uwagę na Amelii. Helvgrim wyłapał to spojrzenie, lecz po chwili doszło do niego, że być może nie było to nic nadzwyczajnego i po prostu zaczynał być przewrażliwiony na jej punkcie. Gdyby zastanowić się nad tym dokładniej, to ludzkie dziecko na szlaku w towarzystwie niziołka i krasnoluda nie było niczym przeciętnym i mogło skupiać uwagę nawet tych starych i doświadczonych podróżników, którzy w życiu widzieli sporo.
Ze szczytu wzniesienia widać było Aukrug, szykujące się do pory wieczerzy. Późne południe było kiepską porą na wejście do miasta, gdyż właśnie wtedy ludzie kończyli swoją pracę i wracali do domów, czy też udawali się do szynków, przepijać zarobione ciężko złoto. Z drugiej zaś strony, jaki mieli wybór? Spędzić kolejną noc pod gołym niebem, gdy na wyciągnięcie ręki czekały ich wygody karczemnej izby?
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 27-07-2013, 02:12   #19
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Słowa Amelii faktycznie były dziwne. Helvgrim uniósł brwi po czym uśmiechnął się lekko i powiedział.

- Heh... o kogo jak o kogo, ale o ciebie się Amelio nie boję. Ty jedna jesteś w stanie sama o siebie zadbać, spośród wszystkich dzieci jakie znam. Poza tym teraz jest nas troje bohaterów. Ty się nie boisz, wujek Tupik się nie boi, ani ja. To albo jesteśmy odważni jak mało kto albo w ogóle bać się nie ma czego. - Sverrisson miał nadzieję że uda mu się pocieszyć dziecko odrobinę tymi długaśnymi zdaniami. Sam słabo wierzył w to co mówił, ale modlił się by mieć rację.

Droga dłużyła się. Ciągłe przedzieranie się przez zarośla nie było miłe. Wciąż tylko gałęzie uderzające w twarz, komary, muchy i jak nie wilgoć to znowu słońce które było uciążliwe dla opancerzonego khazada. Z pozoru był jak posąg, Helv zawsze grał swą khazadzką pozę doskonale, ale w środku gotował się, a to ze złości na okoliczności, a to że temperatura nie taka, a że daleko jeszcze... długo można by wymieniać, ale bał się szczególnie o małą Amelię. Krasnoludy uchodziły za rasę ponura i odporną na niedogodności, ale skąd mogli wiedzieć ludzie czy elfy, że tak naprawde tu chodziło o dumę i honor... przeciez Helv nie pocił się mniej czy nie potrzebował mniej jedzenia... wszystko rozbijało się o dumę. Czasem Sverrisson żałował że nie mógł sobie głośno ponarzekać, ale tak już było na tym świecie wszystko ułożone i każdy znał swe miejsce.

Kolejna noc, choć cała była przespana snem złodzieja to jednak udało się dotrzymać do wschodu słońca i powitać nowy dzień z radością w sercu. Jedynie osioł. Tak, osioł był uparty, jak to mają w zwyczaju przedstawiciele jego rasy. Tu nie było łatwo, ale groźby i mocne szarpnięcia robiły swoje. Prawda, może lepiej było pogłaskać zwierzę i ponaglić w milszy sposób by nakłonić osła do swej pracy... ale Helvgrim takich sposobów nie znał i nie szanował kiedy robił to kto inny. Zwierzę miało pracować, taki był jego los, za to dostawał obrok i derkę na grzbiet nocą. Co jak co, ale ze zwierzakami Helv nie potrafił się obchodzić delikatnie. Krasnolud miał tylko nadzieję że Amelia i Tupik nie odczytają tego jako jakiegoś rodzaju agresji ze strony khazada, bo to agresją nie było. Taki był po porstu Helvgrim.

Minęło kolejne cztery dni, wszystkie w spokojnej podróży i bez spotkań w lesie czy na trakcie. Jednak wiadomo, co dobre szybko się kończy, tak było i tym razem. Konny na trakcie dopadł ich zbyt szybko, za szybko by cała grupa zdążyła skryć się na poboczu, między drzewami. Sverrisson taksował jeźdźca swym wzrokiem i odprowadził go aż do momentu kiedy ten zniknął za ścianą drzew. To było niby normalne spotkanie z podróżnym na trakcie, ale Helvgrim czuł że było inaczej... choć prawda, ostatnio zrobił się przewrażliwony jak stara baba. Lecz było to napewno z korzyścią dla całej trójki... Amelia była najważniejsza.

- Dziwny jakiś ten człek był czy tylko mnie się zdawało? - Zapytał Tupika Helv, półszeptem, tak by nie słyszała go Amelia.

Wkrótce ich oczom ukazało się Aukrug. Późna pora faktycznie nie była najlepsza by zjawiać się we wsi, dlatego Helvgrim postanowił obrać inną taktykę.

- Przyjacielu, myślę że to zły pomysł wejść do wsi i do karczmy się skierować. Z drugiej strony trza nam łózek i porządnego jadła. Co byś powiedział by jeden z nas poszedł do wsi i dogadał się z którymś z wieśniaków, co by ten użyczył nam miejsca w swej chałupie i dał po misce kaszy ze słoniną? Wtedy oczy karczemnych by nas nie widziały. Ten drugi zostałby tu z Amelią i czekał na pierwszego. Co ty na to? - Plan prosty i wcale nie taki zły, ale na tyle przebiegły by ich ustrzec przed ludźmi którzy szukaliby Amelii w Aukrug.
 
VIX jest offline  
Stary 29-07-2013, 06:47   #20
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
To było oczywiste, że kompani podzielą się w ten sposób. Tupik był nie tylko kucharzem, zwiadowcą i opiekunem zwierząt. Był też dobrym dyplomatą i to on miał większe szanse przekonać przypadkowego mieszkańca miasteczka o użyczenie izby, niż Helvgrim. Kompani dogadali szczegóły działania i rozdzielili się. Von Goldenzungen ruszył dziarskim krokiem w stronę bramy, by nie marnować czasu. Zmierzch zbliżał się wielkimi krokami a jego kompan w towarzystwie małej dziewczynki koczowali nieopodal bram miasta, czekając niecierpliwie na efekty działań niziołka. Słońce było coraz bliżej horyzontu, czerwieniejąc z każdą kolejną chwilą. Lasy otaczające trakt do Aukrug były dziwnie złowieszcze. Helvgrim przyglądał się w wieczorne ciemności, które spowijały krzewy i drzewa za jego plecami, jakby czuł i na sobie czyjś wzrok. Khazad spojrzał na spokojnie siedzącą na głazie, porośniętym mchem Amelię i uspokoił się. Być może była nieświadoma, ale na pewno nie lękała się tak jak on...

Tupik

Zielarz dumnie wkroczył do bram miasta. Zmrok jeszcze nie zapadł, to też trójka strażników dość lekko uzbrojonych nie przeszukiwała niziołka. Ba, nawet nie zwrócili na niego zbyt wielkiej uwagi. On natomiast wszystkiemu dokładnie się przyjrzał. Brama była dość solidna, opuszczana jednym, kołowrotem. Tuż za nią stała drewniana buda, w której pewnie przebywali ów strażnicy nocą. Każdy z nich raczej przeciętnej postury, odziany w skórzaną zbroję, gotowy podjąć walkę długim mieczem. Nie budzili grozy swoim wyglądem, lecz on sam był przykładem na to, że pozory potrafią mylić. Nie był pewien od czego powinien zacząć. Wszak niziołek pukający do drzwi każdego jednego domu był dość dziwnym i podejrzanym widokiem. Może nawet bardziej przyciągającym wzrok niż gdyby mieli wraz z Helvem i Amelią po prostu wejść do jednego z szynków.

Tupik stanął przy jednym z kilku straganów nieopdal bramy uważnie się rozglądając. Uliczki tutaj były zaniedbane. O brukowanej kostce można było tylko marzyć. Na szczęście ostatnimi czasy pogoda nie była zbyt łaskawa w okolicach to też ogrom błota, stanowił podstawę przestrzeni między domostwami, zwaną "uliczkami".
-Powiadam ci... Ten podatek od okien to jakaś farsa!- usłyszał za plecami od jednej z przekup, stojącej za jednym ze straganów. Dwie kobieciny o siwiejących włosach i licznych zmarszczkach na twarzy rozmawiały pozbawione pozytywnych emocji i werwy w swojej gestykulacji, z pewnością zmęczone codziennością i trudami życia.
-Kiedy Dolf jeszcze żył, było dużo łatwiej... Czasami przynosił kilka srebrników dziennie. Wtedy nie myślałam, jak dożyć następnego tygodnia...- niewiasta odziana w skromne ubranie pokręciła z rezygnacją głową. Druga kobieta, która była stroną słuchającą również rozłożyła bezradnie ręce. Tupik już wiedział, że los się do niego uśmiechnął i chyba nie będzie musiał długo szukać miejsca na nocleg...

Helvgrim & Amelia

Krasnolud rozsiadł się wygodnie na powalonym, pruchniejącym pniu, nieopodal gościńca. Co prawda ukrył się z dziewczynką, tak by z drogi, prowadzącej do Aukrug nie było go widać, zaś on miał sporo miejsca do obserwacji. To było miejsce idealne na sytuację, w której się właśnie znajdowali. Zmęczona Amelia usypiała na siedząco. Brodacz nie budził jej. Przykrył ją tylko kocem. Wiedział, że mogą czekać dość długo na Tupika, do czasu aż ten nie załatwi im skrytego noclegu.
Jakiś czas później na gościńcu pojawił się jeździec. Ten sam, którego mijali jakiś czas temu zbliżając się do Aukrug. Mężczyzna jechał spokojnie, jakby nie chciał bardziej męczyć swego wierzchowca. Nie miał szans by dostrzec krasnoluda i nie dostrzegł. Zniknął w bramie do miasta budząc niepokój Helvgrima. Khazad upewnił się, czy jego oręż jest na swoim miejscu, zupełnie jakby coś mu podpowiadało kłopoty.

~***~

Godzinę po rozłączeniu się grupy, Tupik pojawił się za bramą miasta, rozglądając się w poszukiwaniu kryjówki Helvgrima. Khazad ostrożnie, by pozostać niezauważonym stanął na skraju laski z gościńcem i zawołał najciszej jak się dało von Goldenzungena. Tupik prędko dołączył do brodacza i błyskawicznie streścił mu wszystko co udało mu się załatwić. Brygida, bo tak zwała się przekupa, zgodziła się przenocować całą trójkę za złotą monetę. Co prawda przy jej domu nie było miejsca, by pozostawić osła, na którym jeździła Amelia, lecz to akurat nie był problem, gdyż za chatą Brygidy znajdowało się kilka metrów przestrzeni, gdzie za dnia sąsiad kobiecina rąbał drewno.
Tupik stracił kolejne trzy złote monety na brami. Strażnicy oznajmili malcowi, że wypuszczą go, mimo iż jest po zmroku ale przed świtem już nie wjedzie do środka. Początkowo zażądali za ponowne wpuszczenie go trzy złocisze na łeb, lecz Tupik potrafił się dość dobrze targować i udało mu się spuścić cenę do jednej monety na strażnika bramy.

Helvgrim był dumny ze swego przyjaciela, że tak szybko i sprawnie załatwił tę sprawę. Mężczyźni prędko się pozbierali i ruszyli do miasta. Mimo iż dziewczynka spała twardym snem, otwarła zaspane oczka i mętnym wzrokiem wodziła po okolicy nie wiedząc co się dzieje.
Gdy wkraczali przez bramę miasta strażnicy spojrzeli porozumiewawczo na Tupika, po czym obrzucili ciekawskimi spojrzeniami Helvgrima i Amelię. Gniewny wzrok brodacza szybko jednak sprawił iż strażnicy zaprzestali obserwacji. Dom Brygidy znajdowal się ledwie kilkaset metrów od bramy to też długo nie musieli kluczyć zabłoconymi uliczkami Aukrug. Kobieta wypatrywała ich z okna swego domu już od momentu, gdy tylko oddalili się od bramy, którą zamknięto za ich plecami. Gdy już znaleźli pod drzwiami do domostwa, uchyliła drzwi i wpuściła do środka Tupika i ledwie przytomną ze zmęczenia dziewczynkę. Krasnoludowi zaś wskazała zaułek, za domem, gdzie miał zostawić osła. Tak też zrobił przywiązując go do niewielkiego drzewka rosnącego radośnie pod murem, po czym wrócił i dołączył do Tupika i Amelii.


Może i chata nie była bogato urządzona i nazbyt wygodna, lecz co najważniejsze było w niej ciepło i sucho. Brygida miała tylko jedno łóżko, lecz i to nie stanowiło najmniejszego problemu. Nie proponowała ustąpienia miejsca Amelii w swym skromnym łożu, lecz dwie stare, wilcze skóry były idealne by podłożyć pod śpiwór na deskach, nieopodal pieca, co z pewnością podniosło komfort wypoczynku dziecka. Amelia usnęła w momencie, nawet nie zadając pytań gdzie jest i do kiedy tu zostaną. Khazad i niziołek zaś mieli czas by zjeść kolację i porozmawiać. Kobieta przyszykowała im wieczerzę w postaci jajecznicy, ciemnego chleba i dzbana nawet niezłego wina. Po czym usiadła przy ciężkim, drewnianym i niezbyt eleganckim stole zrzucając z pasa swój fartuch.
-Wybaczta panowie, że pytam ale... Niecodzienny to widok spotkać syna gór z dalekiego wschodu, oraz niziołka razem w Aukrug i to... W towarzystwie ludzkiej dziecinki.- wzruszyła ramionami -Wolno spytać szlachetni podróżnicy co jest celem waszej podróży i czemu to noclegu w szynku nie szukacie? Głupia nie jestem, choć może na takową wyglądam. Ściga was kto?- spytała bez ogródek nie ukazując krzty lęką gdy o to pytała.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172