Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2013, 18:29   #61
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

Noc była spokojna. Na szczęście. Glandir czuwał cały czas. Ogrom adrenaliny, który wyprodukował jego organizm, podczas potyczki z zielonoskórymi zmęczył go okrutnie, lecz wciąż buzował w jego krwi i to nie pozwalało brodaczowi usnąć mimo szczerych chęci i dodatkowego zmęczenia spowodowanego wartą. Glandir długo wiercił się w śpiworze nie mogąc znaleźć dla siebie odpowiedniej pozycji, więc w końcu wyszedł z swego namiotu dowódcy straży i udał się tam, gdzie leżeli ranni. I tak miał zamiar doglądać Helvgrima. Zmęczony, z podkrążonymi oczami usiadł na drewnianym taborecie obok leżącego syna Sverriego. Nad ranem, Helvgrim zbudził sie na chwilę i majaczył coś o Grungim, o boskiej interwencji i głosie bogów, lecz Glandir nakazał kompanowi spać. Nawet mówienie i skupianie się nie pomagały Helvgrimowi w powrocie do zdrowia, przynajmniej tak szybko po tym jak odniósł poważne rany. Sierżant odpalił swoją fajkę i zamyślił się nad całą tą sytuacją. Zachowanie orków budziło w nim dziwny niepokój. Coś, co zakorzeniło się gdzieś w jego głowie, coś co dodatkowo nie pozwalało mu zasnąć. Czuwał jeszcze długo...

~***~

Widząc, że niziołek poświęca rannemu Helvgrimowi nieco więcej uwagi, niż pozostałej grupie rannych, rudobrody khazad zbliżył się do Tupika i skinął mu głową porozumiewawczo.
-Znaliście się wcześniej herr Tupiku?- spytał spokojnym i jakże wyważonym tonem, pykając z fajki.
-Heh- odchrząknął halfling robiąc nieco zdziwioną minę -[i] To zabrzmiało tak, jakby już umarł- po chwil poważna, może nawet obrażona mina Tupika, rozpromieniła się w uśmiechu -Będzie żył- stwierdził bez śladu zwątpienia -I tak, odpowiadając na twoje pytanie, znamy się już dość długo... Masz w nim do czynienia z nie lada wojownikiem, który na ośmiornice wielkości statku, krakena zapewne , sam jeden wspinał się na hakach, niepomny na szalejące wszędzie macki wielkości starych dębów, po to by zatopić w oczyskach swoją broń, gadzinę ubić i miecz odzyskać...- Tupik rozmarzył się na moment i nawet nie zauważył, jak szybko przyszło mu opowiadać o zasługach Helvgrima. Bez dwóch zdań należała mu się choć garstka reputacji na która zasłużył, a o którą sam zainteresowany najzwyczajniej nie zabiegał. -- Co palisz?- zapytał wyciągając własną rzeźbioną fajkę , gotów do wymiany zioła. Sam miał najlepsze , halflińskie, ale jako smakosz nie gardził też okazjonalnie cięższym krasnoludzkim. Radość sprawiało mu już samo częstowanie halflińskim zielem i obserwowanie reakcji tych którzy nigdy wcześniej go nie palili, oraz tych którzy potrafili docenić smak i działanie najlepszego ziela.

-Jak myślisz. Co górnicy tu znajdą?- spytał unosząc brew. Nie dał po sobie poznać, że cała ta sytuacja w wykopaliskach nieco go niepokoiła.
-Krew, skaveny, wrota piekieł, pradawne zło i wszystko co najgorsze...- powiedział niemal wieszczo halfling, uważnie wpatrując się w khazalda. Widać było iż nie żartuje, lecz naprawdę tak myśli. Ciężko westchnął po czym dodał.
-Skoro nawet zielonoskórzy bronili tego miejsca, to to co musi się tam znajdować przerasta nasze pojęcie zła. Nawet zieloni wyznający bóstwa chaosu, prowadzący do rozrób i zniszczenia, uznali, że zakopane tu zło jest tak niebezpieczne, że postanowili go pilnować... Dla tej rasy to czyn niemożliwy wręcz do wykonania. Musi być tam coś tak straszliwego, że w razie wypuszczenia grozi całkowitą zagładą, także ich rasy, to jedyne co mogłoby ich skłonić do tego by poświęcić swe żywoty na pilnowanie jakiegoś miejsca, miast na rabunek czy zwyczajne koczownictwo.
Halfling był pełen złych przeczuć a nieuchronność pewnych wydarzeń tylko mu je pogłębiała. Wiedział już, że nie sposób odwieść przywódców wykopalisk od dalszego kopania, podejrzewał nawet, że mogli już być pod wpływem jakiejś pradawnej magii zmuszającej ich do pracy... A może była to tylko pradawna chciwość?

Tupik przyjął podarek i odwzajemnił się własną porcją zioła -Hodowane na południowych zboczach wzgórz Krainy Zgromadzeń, wśród kwiatów lawendy i mniszka lekarskiego, nasączone aromatem z goździka, zmieszane z szczyptą pokrzywy dla głębokości smaku...- Nie sposób było się połapać ile prawdy było w tym co mówił halfling, zachowywał bowiem niezmącona twarz konesera a głos jego brzmiał niczym u doświadczonego handlarza, zachwalającego swój towar. Jeżeli jednak opowieść miała pobudzić "apetyt" i uruchomić zastygłe kubeczki smakowe i zapachowe, to udało jej się to osiągnąć w pełni, tym bardziej, że aromat halflińskiego ziela był faktycznie intensywny.
Nieuchronność nadchodzącej katastrofy jak widać nie mąciła głębokiego spokoju halflinga. Być może to własnie owa nieuchronność sprawiała, że uznał iż nie ma co się przejmować tym na co nie można nic poradzić. A być może gdzieś w głębi uważał, że poradzą sobie z tym co nadejdzie i tym bardziej się nie przejmował...
Glandir słuchał z uwagą podejrzeń i przeczuć niziołka. Być może kpił sobie z sierżanta, a może faktycznie tak myślał. Z drugiej strony legendy głosiły, że niziołki miały skłonności do wyolbrzymiania a i odwagi pozazdrościć im się nie dało... Khazad wziął głęboki wdech.

-Obyś nie miał racji her Tupiku. Może, to co skrywają ruiny to nie niebezpieczeństwo dla całego naszego świata a jedynie coś co może zaszkodzić sługom chaosu?- wzruszył ramionami. -Po za tym... Jeśli coś tam jest zakopane i nie wiadomo jak bardzo nie jest wkurwione z tego powodu będzie miało na swej drodze największego skurwiela w okolicy. Mnie.- rzekł z nieustanną powagą na twarzy. Zabił dzień wcześniej trolla, odesłał w niebyt herszta orków i to tylko w przeciągu krótkiego czasu pobytu w wykopaliskach, wszak wcześniej przeżył wiele innych przygód godnych odnotowania. Czy miał podstawy do przechwałek? Miał z pewnością.
-A kiedy Helvgrim wróci do zdrowia, wtedy będzie nas dwoje. No i jeszcze moi ludzie. Nawet jeśli przyjdzie nam tu polegnąć, damy wam czas na ucieczkę.- położył dłoń na ramieniu niziołka, jakby chciał mu dać chociaż odrobinę komfortu i spokoju o dożycie kolejnego dnia. Tylko tyle mógł teraz zrobić. -Ucieczkę?- halfling z uśmiechem na ustach chrząknął po raz wtóry dodając -Nie w głowie mi ucieczki ... choć rozumiem co to znaczy pójść po pomoc. My halflingi nauczyliśmy się już dawno korzystać z każdej formy pomocy jaka jest nam dana. Krasnoludy zazwyczaj są zbyt dumne by przyjmować czyjąś pomoc, przynajmniej tak długo jak myślą , że nie muszą. Elfy zbyt wyniosłe by zwyczajnie o nią poprosić, albo przyjąć gdy jest im oferowana, ludzie nie mają z tym większych oporów , ale są chciwi i egoistyczni, to ich gubi. Nie ma już wielu ras chętnych do pomocy ludziom, nikt zresztą nie lubi ich niewdzięczności. Za to nasz lud doskonale potrafi zarówno przyjmować jak i odwzajemniać pomoc. To jedno mogę zagwarantować jakem Tupik Grotołaz, a nawet jakem Tupik von goldenzungen.-nie wzruszył przy tym ramionami, jak gdyby człon szlachecki przy imieniu niewiele tak naprawdę dla niego znaczyło.

Co nie umknęło krasnoludowi to fakt, iż swój przydomek "Grotołaz" użył nawet pierwej, od swego szlacheckiego nazwiska, jak gdyby do tego pierwszego był bardziej przywiązany. - Oczywiście nieco generalizuje i zawsze znajdą się wyjątki od reguły , ale w zasadzie tylko ją potwierdzają...- halflingowi wzięło się na filozofowanie, przy dobrym khazaldzkim tytoniu. Kiwał głową w uznaniu pysznego aromatu delektując się każdym buchem z fajki. Glandir uśmiechnął się lekko słysząc o kwestii proszenia o pomoc, oraz wdzięczności za jej okazanie.
-W takim razie cieszę się, że masz takie podejście. Walecznych mężów nigdy zbyt wielu...- rzekł, ironicznie spoglądając na Lothara. Nie krył swoich obiekcji wobec osób pokroju inżyniera. Choć z drugiej strony został zatrudniony by myśleć a Glandir by walczyć. Oboje spełniali swoje obowiązki więc tak długo jak Lothar wykonywał rozkazy Kardela, tak długo rudobrody sierżant nie miał zamiaru czepiać się człeka.
-O Norsmena i zabójce trolli jestem spokojny. Sigmaryta to też zacny człek i dobry wojownik. Twym słowom daję wiarę i podejrzewam, że nóg za pas brać nie będziesz gdy przyjdzie co do czego. Elfy... No cóż. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego jestem niespokojny o ich obecność tutaj.- uśmiechnął się zawadiacko, lecz błyskawicznie spoważniał.

Towarzysze rozmawiali ze sobą jeszcze jakiś czas, już o mniej ważnych sprawach. Syn Torina opowiedział niziołkowi o kilku zacnych przepisach kucharskich, które poznał przebywając z pewnym krasnoludzkim wędrowcem. Wspominał o wspaniałościach Karak Norn, oraz o wielkich przodkach swego rodu, których legenda zobowiązała Glandira do jej wzmocnienia, opowiadania, oraz kontynuowania. Opowiastki niziołka były nie mniej ciekawe, choć z pewnością krótki czas znajomości oznaczał, że Tupik wielu rzeczy jeszcze nie chciał powiedzieć, lecz Glandir przeczuwał, że dobry z niego osobnik, oraz nie gorszy bajarz, co za tym idzie pewnie nie raz uraczy go jakąś zacną opowiastką przy kolacji przy ognisku. Dziwne uczucie, które pojawiło się w nocy nie ustało. Glandir wciąż czuł niepokój, dziwaczne wrażenia bycia obserwowanym. Przerabiał to niejednokrotnie w podziemiach Karak Norn, Karak Azul, czy Karaz -a- Karak. Skaveni, gobliny i inne tałatajstwo chcące na siłę zbudować swoją potęgę na górze trupów, będących efektem walk z krasnoludzkimi tarczownikami. Przeczucie go nie okłamywało i Glandir od rana chodził nieustannie spięty, nie rozstając się na chwilę ze swym toporem. Toporem, który od tak dawna zapewniał mu masę wygranych potyczek i hektolitry utoczonej wrogom krwi...

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 20-08-2013, 20:42   #62
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
O świcie Helvgrim przebudził się. Dziwne. Czuł się znacznie lepiej, to nie było normalne po obrażeniach jakie zadał mu troll. To mogło oznaczać tylko magię lub dziwne, tajemnicze napary jakimi zwykł posługiwać się Tupik. Jedno i drugie było w niesmak krasnoludowi, ale trudno było nie dostrzec dobra jakie płynęło z umiejętności posługiwania się i efektów obu technik leczenia. Jednak Helv był zwolennikiem starego, dobrego felczerstwa... napar z kwiatu lipy, kora brzozy i liść dębu przyłożony do rany. To było przynajmniej coś co rozumiał, coś czego używała jego babka i matka... magiczne leczenie, w jakiej formie by ono nie było, było obce krasnoludom. Ale czuł się znacznie lepiej i to się liczyło na obecną chwilę. Mógł wrócić do swych zajęć strażnika.

Sierżant przydzielił Sverrissona do pilnowania jaskini, ze względu na rany jakich doznał brodaty wojownik, nie mógł uczestniczyć w patrolu wokół pieczary. Namawianie Glandira na zezwolenie by brać czynny udział w przeczesywaniu lasu, spełzło na niczym. Jak zwykle nieugiety syn Torrina, pokazał po raz kolejny że nie ma po co się z nim spierać skoro postanowił jak postanowił. Helvgrim choć pokazał swe niezadowolenie ze stacjonarnej służby to w pełni rozumiał decyzję dowódcy, wszak sam postąpiłby tak samo na miejscu Glandira.

Syn Sverriego zasiadł zatem przy wejściu do jaskini i obserwował pobliskie krzaki. Deszcz padał miarowo, powoli... o ile coś takiego jest możliwe. Rzec by można że był nawet przyjemny, to oczywiście dla kogoś kto siedział w zadaszonym miejscu, tak jak Helvgrim. Patrolujący pobliże jaskini strażnicy na pewno nie byli zachwyceni z aury panującej w tej części kraju tego dnia. Siedział tak i myślał, krasnolud bawił się sztyletem i strugał jakąś paskudną, pokraczną figurkę z drewna. Kiedy skończył spojrzał na nią i przeraził się odrobinę... była podobna do żabiego stwora którego widział wcześniej w swej odrażającej postaci zamkniętej w posążku z drogocennego kruszcu. Azkarhańczyk nie był pewien czemu właśnie taką figurkę wystrugał... było to wielce niepokojące, jakby moce jakieś nieczyste opanowały umysł khazada. Sverrisson wstał podszedł do ogniska i cisnął drewnianym idolem prosto w ogień. Kiedy tylko to zrobił, padł na kolana i zwymiotował krwią na własne, podpierające go dłonie. Potężna rana, zadana drewnianą maczugą przez trolla, odezwała się. Siniak musiał być ogromny bo ból dobiegał od strony żeber, jamy brzusznej i klatki piersiowej. Jednak nie sposób było zobaczyć ranę. Tupik szczelnie zabandażował khazada. Bo któż inny mógłby to zrobić jak nie halfiński wędrowiec, cyrulik, szlachcic i oddany przyjaciel Helvgrima, zresztą, widać było po stylu składania bandaży że to robota von Goldenzungena.

Drewniana figurka, krwawe wymioty, kłótnie w grupie, atak zielonoskórych, obecność elfów, przeklęte i tajemnicze znaleziska w jaskini... to był pierwszy raz od pięćdziesięciu lat kiedy to Sverrisson poczuł się źle pod ziemią. Ten jeden raz wolał być na powierzchni niż w pobliżu zakopanego skarbu spaczonych istot, bo tylko głupiec niedostrzegłby że tacy musieli być ci którzy kryli w tym miejscu swe sekrety.

~ Głupcy ci którzy grzebią w mrokach przeszłości. Proszą zgubę we własne progi. ~ Pomyślał krasnolud kiedy usłyszał słowa Kirka. Do tego owo podniecenie jakiego doświadczała większosć obozujących tu ludzi, elfów i krasnoludów. Wydawało się że nie pozostało wielu przy zdrowych zmysłach. Do tego fakt że uczone umysły były zawsze bardziej podatne na podszepty zła. Helv wiedział to... widział to... i zwalczał to. Choć dostrzegał głupotę w odkopywaniu tego co zostało ukryte, to musiał wytrwać i dopełnić danego Glandirowi słowa. To była khazadzka duma, oddanie i honor, a tego żaden potwór z czeluści ziemi nie był w stanie ni brudem demonów zbrukać ni z krasnoludzkiej krwi Helva wyplenić.

Norskański khazad zignorował znalezisko i zajął się ostrzeniem swej broni i przygotowywaniem pochodni. Było bardziej niż pewne że tylko kwestią czasu jest kiedy i jedno i drugie przyda się. Kiedy skończył z ekwipunkiem i bronią, ruszył na zewnątrz, do kapliczki którą zbudował własnoręcznie. Choć kapliczka to było może zbyt dużo powiedziane, te kilka kamieni ułożonych jeden na drugim i kilka prostych run znaczacych to miejsce jako dobre do modłów i ku temu przeznaczone. Deszcz się rozpadał i teraz kaskady niebiańskiej wody, obmywały ciało Helvgrima... przemoczony, usiadł przed kapliczką, zamknął oczy i począł się modlić. O powodzenie wyprawy, o ochronę dla Glandira i Tupika, o ich bezpieczny powrót do domu. Helv wiedział że musi podziękować medykowi i dowódcy za uratowanie życia... dobrego słowa też nie pominie pod adresem Wolfgrimma, zasłużył sobie na to... chociaż miał splamiony honor, to jednak był na dobrej drodze by go odkupić. To trzeba było mu przyznać.
 
VIX jest offline  
Stary 25-08-2013, 02:01   #63
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Od potyczki Trygve nie miał zbyt wiele do roboty. Często pełnił warty, a od czasu do czasu skorzystano z jego siły. Trzymał się głównie z krasnoludami. Sparingi z Bomburem, oczywiście z wykorzystaniem drewnianych atrap, stały się właściwie nieodłącznym elementem dnia. Khazadzi dali mu też kilka wskazówek co do tego, jak wypatrywać wrogów.
- Po co rozglądać się po konarach? Co tam może siedzieć? Wiewiórki? - Pytał zdziwiony Trygve.
- Elfie komanda. Kto wie, czy nie bardziej upierdliwe niż zieleńce. - Odpowiadały krasnoludy.

Od czasu do czasu wojownik z północy lubił wdrapać się na skały. Po pierwszym razie Glandir ostro go zrugał za lekkomyślność. Jednak gdy dowódca krasnoludów przemyślał sprawę, kazał Norsmenowi znaleźć odpowiedni punkt widokowy i obserwować okolicę. Trygve nie lubił przedłużającej się samotności, więc chętnie przemycał ze sobą wysokoprocentową towarzyszkę w niewielkich bukłakach.

Bitwa z orkami była wygrana, ale większość osób w obozie wyglądała na bardziej zmartwionych niż przed konfrontacją. Trygve nie potrafił tego zrozumieć. Może to była ta melancholijna pogoda, a może te jakieś “złe przeczucia” o których gadali. On miał jedno przeczucie związane z najnowszym wykopaliskiem. I miało kolor złota. Szczerze liczył na to, że Kardel opchnie jakiemuś bufonowi znaleziska i wypłaci swoim odważnym obrońcom okrągłą premię. A wtedy Trygve będzie mógł wynająć statek… i dokończy to co zaczął.
 
uday jest offline  
Stary 26-08-2013, 23:44   #64
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Opadający na obóz cień niepokoju tłumił radość po wygranej walce. Choć raczej nikt nie spodziewał się powrotu mocno pokiereszowanych orków, to dało się wyczuć wciąż panujące napięcie.
Pogoda jakby postanowiła dostosować się do panującej w jaskini atmosfery. Z nieba padał przelotny deszcz, zmywający ślady niedawnej bitwy.

Ricardo szybko udał się na spoczynek, by choć trochę odpocząć przed wartą. Długo jednak leżał wpatrując się w mrok i czekając na sen. Niepokojące przeczucia nie pozwalały mu zasnąć.

W końcu przyszła jego zmiana. Przygotowana do strzału kusza, którą jak zwykle na warcie trzymał w pogotowiu, tej nocy nie uspokajała go. Najemnik co chwilę kierował zaniepokojony wzrok w górę, choć zapytany nie umiałby odpowiedzieć, dlaczego.
Także tu na zewnątrz nie opuszczało go dziwne uczucie. Wciąż towarzyszyło mu wrażenie, że jest obserwowany.

„Popadam w paranoję” - pomyślał zaniepokojony, omiatając przenikliwym spojrzeniem zarośla. Starał się ignorować przeczucia skupiając się na uważnym obserwowaniu okolicy, jednak te nie dawały się tak łatwo uciszyć.
 
MagMa jest offline  
Stary 17-09-2013, 04:33   #65
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację

Druga noc po walce z zielonoskórymi.

Soundtrack

Belem Dontz

Czarodziejka nie spała. Coś nie pozwalało jej zasnąć. Co chwila przewracała się z boku na bok. Miała dziwne przeczucia, że i ta noc nie będzie spokojna. Usiadła więc przy wyjściu z jaskini. Odczuwała wiatr. Chłodny powiew zza jej pleców. Przez moment był nawet przyjemny. Dopiero gdy magister kolegium niebios zauważyła, że liście na drzewach w ogóle nie poruszają się, dotarło do niej co właśnie się działo. Powiew powietrza po chwili stał się ciepły, tak jak buchająca para w krasnoludzkie kuźni. Sekundę później odczuła jakby właśnie była w jednym z laboratorium w Altdorfie. Zapach przeróżnych metali i substancji alchemicznych… ostatnie, najbardziej przerażające dopiero ją czekało. Miała wrażenie, że sama śmierć położyła ręce na jej barkach i wyszła. Przez moment przed jej oczyma ukazał się jakby cień, fioletowa smuga, człowiek z kolorowej mgły. Wyszedł zza jej pleców i podążył w las. Nie odwrócił się ani razu, wiedziała jednak, że na jego trupiej twarzy właśnie zawitał uśmiech, a puste oczodoły świeciły radością. Był szczęśliwy z tego, że ktoś właśnie wydał mu polecenie.

Esmer Kreigerisch

- Wstawaj mój synu! Nadchodzi godzina twej próby! - zagrzmiał głos jego mentora. Cały czas jednak kapłan był świadomy, że śnił.
- Ktoś chce twej śmierci Esmerze. Jeśli polegniesz światło Sigmara nie będzie już chronić twych towarzyszy. Teraz wstawaj! Szybko! Weź młot i tak samo jak nasz pan - sam Sigmar - rusz do walki z plugastwem. W przeciwnym razie zginiesz, wraz z tobą upadnie także wiara będących z tobą ludzi. - ponownie. Ten sam głos. Tak realny… tak wyraźny… W końcu sigmaryta wstał.
Jego oczy momentalnie zwróciły się w stronę Żywotów Sigmara oraz ukochanej broni będącej jednocześnie symbolem jedności i siły Imperium. Obydwa przedmioty świeciły się delikatnym złotym blaskiem.
Esmer dotknął swojej twarzy. Poczuł ciepło i mokro. Z jego nosa wyciekała strużka krwi, jego krwi.
Dopiero po jakimś czasie zauważył coś co na moment zatrzymało jego serce. Fioletowa zjawa właśnie kierowała się ku wyjściu z jaskini. Wyglądała jak człowiek. Z tą różnicą, że zamiast twarzy Esmer ujrzał puste oczodoły. Miał wrażenie, jakby duch uśmiechnął się do niego. W powietrzu unosił się zapach grobu. Jakby echem usłyszał stłumiony śmiech.


Patrolujący

Warta miała się już kończyć. Powoli czuli się już zmęczeni. Nic ciekawego się nie działo, a w dodatku deszcz wybitnie uniemilał czas. Kaptury i buty powoli robiły się mokre od środka. Trzeba było jeszcze chwile się tu pokręcić. Gdy już ostatni raz zagłębili się w las usłyszeli dziwne dźwięki. Jakby węszenie i pomrukiwanie pomieszane z warkotem.

Odsłaniając liście ich oczy ujrzały coś potwornego.


Bestia wyglądała jak szczur na dwóch nogach. Zamiast jednej dłoni miała przymocnowane ostrze długości około metra. Sam mutant był wielkości dwójki dorosłych ludzi. Warczał i węszył coś w zupełnie przeciwnym kierunku niż znajdowali się wartownicy. Obok niego stała mała grupka szczuroludzi. Pierwszy raz widzieli coś podobnego. Jednak legendy krążące po Nuln i Middenheim były prawdziwe. To jednak nie bajki, którymi matki straszyły dzieci… Czy plotki mówiące o ich okrucieństwie też były prawdziwe?

Moment strachu spotęgowało wejście z między drzew drugiego takiego samego wielkiego stwora. Obok niego chodził zwykły szczurowaty z biczem i jakby wydawał mu polecenia. Mniejszy zbliżył się do przywódcy tej wesołej gromadki. Ubrany w długie szaty szczuroludź o białym futrze wymienił kilka pisków z treserem bestii. Po chwili skierowali się gdzieś w krzaki.

Gigantyczny szczuroludź zerknął na wartowników. Zauważył ich. Warknął potężnie, a jego oczy zapłonęły gniewem. Poganiacz jednak trzasnął biczem i bestia opanowała furię. Mieli szczęście. Udali się gdzieś dalej w las.

Wszyscy


Wrzaski z lasu wybudziły wszystkich. Z początku nikt nie miał pojęcia co właśnie się działo. Istna symfonia jakby zwierzęcych krzyków pomieszana z dziwnymi odgłosami momentanie poderwała na nogi wszsytkich członków ekspedycji. Ci którzy pierwsi wyszli przed jaskinie mogli zobaczyć kilkudziesięciu truposzy idących w stronę wejścia.

Gdy tylko nieumarli ujrzeli Esmera momentalnie skierowali się w jego stronę.
 
__________________
Sanity if for the weak.

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 17-09-2013 o 04:35.
Aeshadiv jest offline  
Stary 24-09-2013, 18:21   #66
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Wrzask zbudził Helvgrima w oka mgnieniu. Był środek nocy, ale khazadzkie oczy nie potrzebowały wiele by być sprawne taką porą. Odgłosy przerażenia były znakiem że nie działo sie nic przyjemnego. Sverrisson sięgnął po swój młot i włożył hełm na głowę. Zwrócił się też w stronę Tupika.

- Von Goldenzungen... przyjacielu. Trzymaj się mnie i chroń mi plecy. Musimy odnaleźć sierżanta i dowiedzieć się co się dzieje. Ruszajmy. - Helv zerwał się, chwycił jeszcze zapaloną pochodnię i pobiegł ku wylotowi jaskini. Czuł się całkiem nieźle biorąc pod uwagę obrażenia jakie zadał mu troll dwa dni wcześniej. Jednak maści i wywary Tupika potrafiły zdziałać cuda. Rany nie były otwarte, rozległe ale podskórne. Sprawiały sporo dyskomfortu, ale dopingowany duchem walki, Helvgrim nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Coś działo się w obozie w wykopaliskach. Coś co wymagało zbrojnej interwencji khazadów.

Po chwili Helvgrim był już przed jaskinią. Oba księżyce świeciły jasnym blaskiem, Morrslieb zwiastował nadciągające zło. To nie mogło jednak powstrzymać próby ochrony przed mocami które nadciągały w stronę groty. Oczom krasnoluda z twierdzy Azkarh, ukazały się zastępy ożywionych umarłych. Paskudne lica trupów, odpadające płaty skóry, zgniła tkanka na strzaskanych kościach. Mroczne moce chciały jednak by ci maszerowali i tak też było. Zastęp ożywieńców budził w sercach grozę, szczególnie w khazadach którzy to przed śmiercią mieli ogromny szacunek, a duchów i ożywieńców nie znosili bardziej jeszcze niż zielonoskórych. Mało kto wiedział ale krasnoludy bały się władców kurhanów. Strach przed tym jaki los może czekać umęczone dusze potrafił zatrzymać topory dawi. Bywało tak już w przeszłości. Armie krasnoludów miażdżące zastępy Uruk'azi, poddawały się o połowę słabszym oddziałom nieumarłych. Wizja iż powtórzyć mogło się to w tej chwili przeraziła Helva bardziej niż same chodzące zwłoki.

Skadyjski wojownik rozejrzał się w poszukiwaniu Glandira, ale nie dostrzegł go, to źle. Wziął zatem sprawy w swoje ręce. Musiał. To gdzie podziewał się sierżant było przerażające, bo gdzie by nie był, to nie było go tam gdzie trwała walka. ~ Oby zjawił się wkrótce. ~ Modlił się Helvgrim. Spojrzał na gromadę krasnoludów i zebranych najemników.

- Khazukan! Kaz' mara! Ungoraz a' Thag! - Helvgrim krzyknął w khazalidzie z całych sił na prawo.

- Khazukan! Kaz' mara! Ungoraz a' Thag! - Ponowił ten sam okrzyk gromkim głosem na lewo, nie było wiadome co znaczyły krasnoludzkie słowa jeśli ktoś nie znał mowy dawi, ale po nich spojrzał na najemników i zakrzyknął w ich stronę, tym razem w reikspielu.

- Szczędźcie ostrzy. Walczcie obuchami. Utrzymujcie walkę na dystans o ile to możliwe i módlcie się. Ich ostrza, pazury i zęby niosą powolną śmierć w męczarniach.

Helvgrim chwycił bukłak, rozpłatał go, po czym wylał zawartość na drewniany dźwig. Przyłożył pochodnię do drewna i konstrukcja staneła w płomieniach. Wszyscy potrzebowali światła w nocnej potyczce. Dźwig można było odbudować, życia się nie wróci.

- Esmerze! Odciągnij ich. Idą ku tobie. Weźmiemy ich tyły. - Krzyknął w stronę sigmaryty krasnolud. Miał nadzieję że posłucha. Ożywieńcy wybrały sobie właśnie kapłana na swój cel... musiał on ranić ich spaczone zgnilizną zmysły, jakimś wewnętrznym światłem swej wiary.

- Kapłan. Chrońcie go! - Krzyknął i wskazał ręką w stronę Esmera. Po czym ruszył w bój. Uniósł swój potężny młot i wbił się na tyły wroga, między ożywionych umarłych. Pragnął ich roztrącić i opóźnić ich niestrudzony marsz ku wyznawcy ludzkiego boga, obrońcy Imperium. Helvgrim czuł że on jeden, Esmer właśnie, być może chroni całą ekspedycję przed wieloma bezeceństwami... jego jednego złe moce chciały wpierw usunąć. Trzeba było go utrzymać przy życiu za wszelką cenę. Sverrisson wiedział że być może zapłaci życiem za swą szarżę, ale nie było innego wyjścia, musiał zrobić co w jego mocy. Młot opadł na kregosłup ożywieńca.


-----------------------
Rzut k100 na SW: 26
 
VIX jest offline  
Stary 01-10-2013, 09:57   #67
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Z płytkiego snu wyrwały najemnika niepokojące, jakby zwierzęce wrzaski dobiegające spoza jaskini. Mrożące krew w żyłach odgłosy sprawiały, że wszyscy podrywali się z posłań szukając naprędce oręża. Także Ricardo zerwał się sięgając po leżącą nieopodal broń. Pospiesznie przewiesił miecz i bełty, po czym zaczął przygotowywać kuszę. W myślach przeklinał szybko uciekające, cenne sekundy, jednak nie przerwał czynności. Możliwość oddania strzału do zbliżającego się przeciwnika nieraz już ratowała mu życie.

Skupiony na automatycznych ruchach ledwie rejestrował chaos panujący w jaskini. Część współtowarzyszy biegła już w stronę wejścia, inni stali ogarnięci przerażeniem, a reszta podobnie jak on naprędce przygotowywała się jeszcze do nieoczekiwanej bitwy.

„Sprzyjaj nam dziś Myrmidio” – modlitwa wypełniła chaotyczne myśli mężczyzny.
W końcu poderwał się do biegu z przygotowaną kusza. „ Oby tylko dostać wroga w zasięg strzału.”

Widok nadciągającej armii przewyższył najgorsze obawy najemnika. Gnijące trupy kierowały się w stronę kapłana Sigmara napędzane mroczną siłą. Ich nienaturalny, chwiejny krok napełniał przerażeniem. Pochodowi towarzyszył odór rozkładającego się ciała. Zło zdawało się wręcz namacalne.

Nad pozostałe odgłosy wybił się okrzyk jednego z krasnoludów. Słowa w nieznanym języku popłynęły z niezwykłą siłą nad walczącymi. Zaraz też tenże krasnolud zakrzyknął tym razem już w znanej najemnikowi mowie:

- Szczędźcie ostrzy. Walczcie obuchami. Utrzymujcie walkę na dystans o ile to możliwe i módlcie się. Ich ostrza, pazury i zęby niosą powolną śmierć w męczarniach.

Zdecydowany okrzyk dodawał odwagi, a światło z podpalonego przez Helvgrima dźwigu ułatwiało oddanie strzału.
Ricardo zdecydowanym ruchem uniósł kuszę i wycelował w jednego z idących na czele ożywieńców. Bełt bezbłędnie pomknął w kierunku celu, wbijając się pomiędzy jego żebra.

Najemnik zajęty przeładowywaniem broni nie widział już jak trafiony wróg zatacza się z rozerwanym tułowiem...
 
MagMa jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172