Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2013, 06:22   #1
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
[WFRP II] Kroniki Chaosu I: Posłańcy Bogów [+18]



Burza która nadciągnęła ze wschodu przyniosła ze sobą odwiecznego wroga, horda chaosu oblegała gród białego wilka. Piekielne działa strzelały mieszanką ognia i spaczenia w mury miasta. Najbardziej ucierpiały dzielnice przy wschodniej bramie, wiele domostw płonęło niebieskim ogniem a ciała zabitych obrońców leżały w wąskich uliczkach pokryte mieszaniną krwi, błota i spaczenia. W mrokach nocy, między kolejnymi uderzeniami gromów zdało się słyszeć krzyki kobiet, starców i dzieci gdy wojownicy chaosu plądrowali kolejne dystrykty Middenheim. Sztandary chaosu zawisły na murach a świątynie zostały splądrowane i splugawione oblężenie było zakończone, armia Archaona zdobyła wilczą skałę po wielu latach spoglądania na nią ze szczytów gór środkowych. Sen Wszechwybrańca jeszcze się nie spełnił ale pierwszy krok został zakończony. Middenheim upadło.



Grupa rycerzy chaosu, gwardia Archaon szła bogato zdobionymi korytarzami zamku Middenheim, ich kroki dudniały metalicznym echem odbijając się od kamiennych ścian. gdy mijali kolejne drzwi do komnat po ich lewej i prawej słyszeli z nich krzyki szaleństwa, bólu i rozkoszy. Szlachta Middenheim sie bawi. Z dalszej części korytarza nadal dochodziły odgłosy walki. Gdy rycerze otworzyli drzwi do sali tronowej gdzie na co dzień zasiadali Elektorzy, ostatni z rycerzy Imperium broniący księcia przywitał ich grymasem bólu i strachu a następnie padł na posadzkę po środku sali. Przed rycerzami Archaona stała teraz grupa wojowników, która pierwsza zdobyła sale tronową. Nie wyglądali oni na wojowników hordy, ich wygląd był zbyt imperialny. Jeden z mężczyzn w niebieskiej szacie trzymał w ramionach starszego mężczyznę, odwracając się do rycerzy przy drzwiach upuścił on trzymane ciało, które uderzyło o podłogę z głuchym hukiem. Rycerze dopiero teraz zobaczyli że twarz człowieka w niebieskim była wypaczona przez mutacje i człowiekiem przestał być już dawno, jego pierś zdobił olbrzymi, złoty symbol Tzeentcha. Mutant trzymał w ręku koronę elektora, tę która jeszcze kilkanaście minut temu spoczywała na czole przerażonego księcia.
Do sali wkroczył Archaon. Jego gwardziści stali przed nim murem. Kultysta Tzeentcha dał znak swoim ludziom by ci opuścili broń i oddali pokłon wszechwybrańcowi.
Mutant uczynił elegancki pokłon i rzekł.
- Panie. Czekałem na twoje przybycie.
Jego głos był równie spaczony jak jego wygląd.
Archaon spojrzał na sale tronową. Wiedział co się tu przed chwilą wydarzyło. Kultysta Tzeentcha był zapewne urzędnikiem miejskim lub też szlachcicem niższego urodzenia, politycy żądni władzy zawsze oddawali cześć zmieniaczowi, wszakże od wieków kłamstwa i matactwa to ich droga. Ten osobnik nie był inny ale był dość silny i sprytny by wyeliminować księcia i jego gwardię w jakże krwawym zamachu stanu. Archaon przypomniał sobie stare Nordlandzkie przysłowie. ''Szczury zawsze uciekają pierwsze z płonącego okrętu. Teraz zapewne ten szczur będzie składał propozycję. Będzie chciał rządzić miastem, zostać moim namiestnikiem. Mógł bym mu dać ten zaszczyt ale chciwość tego głupca jest równie bezdenna jak studnia wieczności a jego zachcianka pozbawiła mnie cennego pionka w grze przeciw Imperium.''
Wszechwybraniec uniósł dłoń i wskazał na kultystę przemawiając do jego wojowników. Jego głos był iście demoniczny.
- Ten z was który przyniesie mi jego głowę zostanie mym gwardzistą. Reszta zginie w okrutnych torturach.
Drzwi do sali tronowej zamknęły się za Archaonem gdy wyszedł w towarzystwie gwardii.
Na zewnątrz poprzez krzyki walczących wewnątrz wojowników oraz odgłosy trzaskających magicznych piorunów zdało się słyszeć głos Wszechwybrańca, który odwracając się powiedział do trzech gwardzistów.
- Zabijcie każdego kto wyjdzie z za tych drzwi i przynieście mi koronę gdy skończą.
Następnie wydal rozkaz pozostałym.
- A wy chodźcie ze mną.


Cedrik

Wraz z grupą innych rycerzy właśnie zdobyłeś stadion Bernabau. Wielka arena przypominała tą której używaliście w domu do walki. Przypomniały ci się tę dobre czasy na arenie gdy gwar tłumu niósł się jak grzmot za każdym razem gdy pozbawiałeś przeciwników życia. Bestie, niewolnicy czy też inni wojownicy. Nikt nie miał szans, gdy drzwi areny się zamykały ich przeznaczenie było zapieczętowane. W tym nowym i jakże majestatycznym miejscu było tak samo. Choć arena większa to przeciwnik umierał z łatwością.
Gdy skończyliście pojawił się posłaniec z wiadomością. Archaon wzywał cię do siebie. ''Czyżby Wszechwybraniec usłyszał o mojej wielkości?'' Uczucie dumy wypełniło cię niczym twój miecz wypełniający brzuchy wrogów. Gwałtownie.
Posłusznie ruszyłeś za posłańcem.


Skobrev

Przez ostatnie kilka godzin polowałeś na mieszkańców chcących się skryć przed hordą Archaon w najciemniejszych zakamarkach miasta. Głupcy nie wiedzieli, że mrok należy do potworów. Potworów takich jak ty. Zwłoki upolowanych przez ciebie ofiar wisiały teraz przywiązane do belek stropowych w jednej z karczm. Siedząc między wiszącymi ciałami rozkoszowałeś się wyrazem ich twarzy, przerażenia i rozpaczy gdy ich krew wsiąkała w drewniane deski pod nimi. Niektóre z twych ofiar nadal żyły. Ich ciche jęki i płacz były niczym symfonia rozkoszy dla twych uszu.
Nagle przez okno wleciał do karczmy mały skrzydlaty demon. Istota ta była podobna do furii choć bardziej od niej posłuszna. Słyszałeś o nich. Chowańce były istotami używanymi przez magów jako słudzy i posłańcy. Demon wylądował na stole przed tobą i wręczył ci zapieczętowany list.
Mimo tego że nie umiałeś czytać postanowiłeś otworzyć list.
Po złamaniu pieczęci i rozłożeniu zwoju znaki na papierze zapłonęły złowrogą czerwienią a następnie list, jakby sam, przemówił.
- W imieniu najwyższego Wszechwybrańca, Pana ciemności, władcy bólu, drzazgi w oku świata, rozkazuje się odbiorcy tej wiadomości o jak najszybsze stawienie się przed jego mroczną wspaniałością Archaonem.
Rozkaz był prosty i zrozumiałeś go doskonale. Twój pan chciał cię widzieć. Nie mogąc się doczekać by dalej zabijać w imieniu mrocznego władcy chwyciłeś swój łuk i wybiegłeś z karczmy.


Eckhardt

Idąc po kolejnych stopniach wyrzynałeś przed sobą wrogów, ich krew ściekała w dół a ich ciała padały na boki. ''Krew dla boga krwi.'' Pomyślałeś z radością spełniając słowa przysięgi do krwawego boga. Po długiej wspinaczce wreszcie dotarłeś na szczyt wieży. Na jej szczycie nie było żadnych więcej obrońców.
Twoja żądza krwi nie była jeszcze zaspokojona wiec wydałeś z siebie gardłowy ryk, który słychać było w całym mieście.
Twoi towarzysze weszli na szczyt zaraz za tobą. Ich miecze nie były tak nasiąknięte krwią. ''Niegodni.'' Pomyślałeś. Mimo tego pozwoliłeś im żyć.
Kilku z wojowników Khorna miało ze sobą olbrzymi czerwony sztandar który zwiesili z krawędzi wieży. Krwawy banner miał od teraz symbolizować garnizon khronitów w mieście.
Dowódca podszedł do ciebie. Nie widziałeś jego twarzy, którą skrywał hełm w kształcie czaszki ale po głosie mogłeś usłyszeć że podobało mu się to czego dokonałeś.
[i] - Rzeź godna demonicznego księcia bracie.[i/] - Khornita położył zakuta dłoń na twym ramieniu. - Mam wieści. Wszechwybraniec cię wzywa. Udaj się do niego jak najprędzej.
Spojrzałeś na dowódce ze zrozumieniem. Oto nadeszła chwila na którą czekałeś.
Odwróciłeś się i skoczyłeś na budynek naprzeciw wieży. wbijając się w niego wszystkimi mieczami zacząłeś po nim chodzić niczym pająk. Kolejny skok i już prawie byleś na ziemi.
Chwile później dowódca stracił się z oczu.
Odwracając się do swych ludzi Khornita krzyknął.
- Na co czekacie łajzy jedne? Przystroimy to miejsce tak jakby sobie tego krwawy bóg życzył.


Ch'Lor

Jakże rozkoszne były krzyki tych, którzy stanęli przed tobą. Na placu ratuszowym wojownicy Tzeentcha zebrali wszystkich mieszkańców miasta jakich udało im się żywcem schwytać. Teraz ty, Ch'lor niegdyś taki jak oni, stałeś naprzeciw nich przynosząc im śmierć. Byłeś ich sąsiadem teraz będziesz ich katem.
Wojownicy wprowadzili na scenę kolejnego jeńca. Twoi kultyści wcześniej przygotowali ołtarz, teraz podziwiali przestawienie stojąc poniżej.
Rozpoznałeś jeńca. Hans. Piekarz. Przypomniałeś sobie jak kilka lat temu Hans odmówił ci bochenka chleba. W czasach gdy byłeś zwykłym, słabym, śmiertelnikiem. Piekarz jednak nie odmówił ci chleba jak człowiek, robiąc to upokorzył cię, potraktował jak ścierwo.
Dwoje kultystów położyło Hansa na ołtarzu. Jego krzyki i błagania o pomoc na niewiele mu się jednak zdadzą w tym towarzystwie.
Podszedłeś do ołtarza, ceremonialny sztylet który już został skrwawiony tego dnia nadal spoczywał w twej dłoni. Hans nadal błagał jednak ty tylko uniosłeś sztylet i wbiłeś mu go w brzuch.
Krzyk bólu i przerażenia wydobył się z ust Hansa a tłum rozszalał się z radości na ten dźwięk i widok.
Powoli rozciąłeś brzuch piekarza i wyjąłeś z niego stłoczone narządu. Hans patrzał z przerażeniem jak jego narządy wewnętrzne lądują na deskach przed ołtarzem. Nagle jeden z kultystów w tłumie chwycił za fragment jelita i zaczął ciągnąć go w głąb tłumu. Chwile później cały przewód pokarmowy piekarza znajdował się wśród kultystów którzy bawili się nim jak sznurem. Nagle na scenę wszedł wojownik w czarnej zbroi. Gwardzista Archaona. Podał ci list po czym odszedł bez słowa. Ubrudzony krwią piekarza otworzyłeś zapieczętowany zwój i przeczytałeś.
''Archaon mnie wzywa.'' Pomyślałeś i zaśmiałeś się w duchu.
Niespodziewanie usłyszałeś jęki piekarza. Biedak wciąż żył. Bez patrzenia na swą ofiarę wbiłeś jej sztylet w gardło.
Schodząc ze sceny zwróciłeś się do swojego zastępcy.
- Dokończ rytuał. Ja mam ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Po czym ruszyłeś do Wszechwybrańca.


Przed rozpoczęciem pisania postów zapraszam do dokumentu google poświęconego sesji tutaj.



Grę czas rozpocząć!
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 25-06-2013 o 00:04.
Baird jest offline  
Stary 30-06-2013, 22:43   #2
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po otrzymaniu wiadomości całą czwórką zjawiliście się w sali tronowej. Niegdyś siedziba książąt, teraz zdobiona symbolami chaosu była miejscem w którym żadna zdrowa i dorba istota nie chciała by się znaleźć.
Drzwi do sali otworzyły się powoli. Gwardziści Archaona ustawieni byli po dwóch stronach czerwonego dywanu, on sam zaś zasiadał na tronie elektora.
Zatrzymaliście się kilka kroków przed Wszechwybrańcem, jeszcze kilka kroków a gwardia by was zaatakowała.
Archaon spojrzał na was i rozpoczął.
- Jeśli mnie zawiedziecie czeka was los gorszy od najstraszniejszych tortur jakie potraficie sobie wyobraźić.
Głos Archaona był demoniczny i przerażający a jego słowa odbijały się echem od ścian sali.
- Waszym zadaniem jest przedostać się za linię wroga. Do serca jego Imperium. Do Altdorfu. - Archaon zrobił krótką pauzę aby waga jego słów zapadła wam w pamięć.
- Głęboko w podziemiach miasta. W tajnej bibliotece świątyni Młotodzierżcy. Znajduję się potężny almanach. Jego treść nie jest dla was istotna. Powiem wręcz więcej. Nie macie jej otwierać.
Archaon wstał z tronu.
- Dostarczycie mi tę księgę. Możecie zrobić to jak wam się podoba byle byście zadanie wykonali.
Archaon podszedł bliżej i oceniając po kolei przeszedł się naprzeciw was.
- Każdy z was jest inny. Każdy symbolizuje inną siłę chaosu. Niech ta siła łączy was z zadaniu i niech towarzyszy jej świadomośc że w razie porażki jednego, wszyscy zostaniecie ukrani.
Wszechwybraniec zatrzymał się i stanął do was tyłem. Jego słowa były zimne i wykalkulowane. Nie o takim Archaonie słyszeliście. Ten był jeszcze straszniejszy niż ten z legend.
- Jeśli macie jakieś pytania. Tchar’creth na nie odpowie.
Wysoki wojownik w pełnej zbroi chaosu wyszedł do przodu.
Archaon ruszył do tronu elektorskiego i rozpoczął rozmowę ze swoimi generałami.
W międzyczasie Thar’creth zabrał was do mniejszego pokoju który wcześniej służył książętą Middenlandu jako pokój narad. Na ścianach znajdowały się liczne mapy a stół po środku sali miał rozłożoną na sobie wielką mapa Imperium.
Thar’creth stanął obok stołu gotów na wasze pytania.

Cedrik spojrzał na mapę, poczuł radość, widząc jak plaga Chaosu nieuniknienie rozlewa się po Imperium.
-Jak mamy się tam dostać, nie wyrzynając wszystkiego dookoła? Macie tam swoich ludzi?- Był szczęśliwy na samą myśl o rzezi, ale nie po to Archaon ich tam wysyła.
-Altdorf leży na rozstaju rzek.- Norsman bez trudu zauważył, bo jak mało kto zna się na mapach i nawigacji.
-Jest tam jakiś ukryty kanał, którym można by się przedostać?- Zapytał Cedrik.
- Akurat sądzę, że... problem dostania się do miasta... nie jest tak istotny jak to po co tam wyruszamy... - stwierdził Ch’Lor przeciągając niektóre słowa i głoski - Lordzie Tchar’creth, co możecie nam powiedzieć i co powinniśmy wiedzieć... o tej... świątyni... oraz woluminie, który mamy stamtąd... że tak przyziemnie się wyrażę... wyprowadzić.
Czarnoksiężnik nie był jednak głupi. Jakiekolwiek padną słowa z ust ich “doradcy” Ch’Lor uzupełnia w swojej głowie o rozległą wiedzę jaką posiada na temat Imperium, historii i teologii.
-Ile warci mogą być kapłani tego całego młotkodzierżcy czy jak mu tam ? I mam nadzieję, że mają ładne i umiejętne kapłanki... zdziry z tego miasta już mi się znudziły... - rzucił do Thar’cretha Kurganin, nie zwarzając na to kim był i kim są zgromadzeni w sali.
Thar’creth spojrzał na mapę, przyglądał jej się chwile po czym odpowiedział na wasze pytania.
Rycerz podszedł blisko do Skobreva stojąc z nim twarzą w twarz. Jego demoniczny głos wydobył się spod hełmu a oczy zaświecily czerwienią.
- Kapłani Sigmara to potężni wojownicy, których moc jest niepodważalna. Jesteś zbyt młody by pamiętać ostatnią inwazję, może jednego dnia ci opowiem jak tacy jak ty, młodzi i jurni wojowie, którzy myśleli że są najlepsi na świecie padali od młotów kultu Młotodzierżcy.
Thar’creth wrócił na swoje miejsce i spokojnie odpowiedział po kolei na pytania Ch’Lora i Cedrika.
- Łódź to dobry pomysł. Ten plan ma szansę. Jeśli spławimy małą łódź w doł Reiku pod osłoną nocy moglibyście dostać się do miasta bez wszczynania alarmu. Problemem są patrole na rzece. Jeśli chodzi o księge i samą świątynie to jest to trudne zadanie. Po ostatniej inwazji na Imperium wiekszość miasta została zrujnowana mimo tego, że nie udało nam się go zdobyć. Zatroskany Imperator rozkazał odbudowe świątyni, taka przynajmniej była oficjalna wersja. Szpiedzy donoszą że w kryptach rozkazano stworzyć nowe tunele, całe podziemne miasto zostało rozbudowane pod Altdorfem. Nie wspominając oczywiście o tunelach które wykopały skaveny. - Thar’creth odwrócił się w stronę półki z książkami i chwycił z niej przewodnik po Altdorfie pióra anonima.
- W tej księdze. -Thar’creth rzucił opasłe tomisko na stół. - Jest wszystko co Imperialni wiedzą o Altdorfie. Jeśli dołączymy do tego naszą wiedzę może uda wam się wejśc do miasta. A co najważniejsze z niego wyjść.
Eckhardt stał i w ciszy słuchał paplania pozostałych. Po chwili i jego charczący głos zabrzmiał w izbie:
- Może powinniśmy zająć się tematem od początku? Najpierw wyjmuje się miecz, a później ścina głowę, a nie na odwrót. Gadajcie mi jak ta księga wygląda. Skoro mam jej nie przeglądać, to muszę wiedzieć jak ją rozpoznać. Nie mam zamiaru szlajać się po jakiejś bibliotece i wyjść stamtąd z szafą ksiąg.
- Uwierz mi khornito, ta księga nie wyglada jak coś z czym można by pomylić inne książki. - Thar’creth przemówił a strach był słyszalny w jego głosie. -Jej okładka zrobiona jest ze skóry tuzina niemowlaków. Jej słowa spisano wampirzą krwią a zdobienia zrobiono z demonicznych kości. Słowa w niej zapisane nie są zwykłymi literami. To krzyki tysiąca dusz które trzeba było w niej zamknąć by księga miała moc. Sam Tzeentch odrzucił tę księge ze swej boskiej biblioteki.
Rycerz stanał z Eckhardtem twarzą w twarz.
- A przynajmniej tak słyszałem. - Rycerz zrobił mała pauzę po czym kontynuował. - Ten wolumin będzie lepiej strzeżony niż klejnoty Imperatora a mówię tu o tych rodowych. Z kroku. Licze pułapki przygotowane przez inżynierów najprawdopodobniej będą na nas czekać tam na dole. A wcześniej straż świątynna.
Tak więc khornito. Odpowiadając na twoje pytanie. Księga ta wygląda jak pomiot samego zła.

- Pięknie. Więc teraz możemy wrócić do tematu jak się tam dostać. Część z nas może najzwyczajniej odwrócić uwagę straży od miejsca przetrzymywania księgi. Ustaliliśmy już chyba, że najprościej będzie się tam dostać tunelami. Jeśli nie będą uciekać się do magicznych sztuczek, a wiem, że będą, to moi wojownicy dadzą im radę. Trzeba więc wyeliminować cholernych magów i po kłopocie. Nikt nie powtrzyma przecież rozwścieczonego zastępu wojowników Boga Krwi. - powiedział Eckhardt wyjmując na chwilę swoje obydwa dwuręcznie miecze tylko po to, aby do jego uszu dotarła piękna melodia wydana przez syk stali wychodzącej z pochwy.
Ch’Lor wyjął z niewielkiej sakiewki przy pasie szczyptę jakiegoś proszku, który rozsypał na dłoni i wciągnął nosem. Sapnął. Zastanawiał się czy kiedyś nie natrafił na jakieś wzmianki o wspomnianej księdze, która wydaje się być... czystą esencją zła. Nieważne.
Widząc co wyrabia ten cholerny czarokleta Eckhardt jedynie prychnął i cofnął się obrzucając Ch’Lora nienawistnym spojrzeniem.
- Tak. Do samego miasta wedrzeć się nie trudno. Wszelkie kulty usłyszawszy że wypełniamy misję od Wszechwybrańca nawet mogłyby wszcząć rewoltę aby nam pomóc... niestety też taka pomoc może obrócić się przeciw nam, bo kto inny zechce za nas dopełnić misji...
Czarownik potrząsnął głową. Używka zaczęła działać szybko, a jego humor się poprawił.
- Ustalmy główne punkty planu. Dostać się do miasta. Pozyskać wsparcie. Wedrzeć się do świątyni. Zdobyć księgę. Wycofać się z miasta.
- Punkt pierwszy. Wspomniana łódź. Zawsze możemy też przebrać się za uchodźców lub przybrać taką iluzję... Teraz ludzi, którzy uchodzą przed naszą potęgą jest mrowie i jeżeli nie będziemy opieszali zdołamy się... wmieszać w tłuszczę.
- Punkt drugi. Wsparcie. Nie będzie problemu jeżeli przejmiemy komendę nad tamtejszymi gałęziami kultów lub po prostu wydrzemy władzę dla siebie. Z taką armią można już coś zdziałać. Najlepsze jest to że wykluje się ona w samym sercu Imperium tuż pod nosem.. jego... Jaśnie Panującego Władcy. Hahaha... ha ha... ha...
- Punkt trzeci. Dostać się do świątyni. Akurat tutaj trzeba zdać się na zbiór informacji jaki posiadają wszelcy kanalarze lub bywalcy tamtych okolic. Niewątpliwie ktoś z nich musiał natrafić, jeżeli nie na samą świątynię to obszar ochraniany przez sigmarytów.
- Punkt cztery. Eksploracja świątyni jest nie do zaplanowania z powodów oczywistych. Będziemy musieli się... zdać... na siłę naszych mięśni, zmysłów oraz umysłów. - tutaj czarnoksiężnik lekko skłonił głowę każdemu z obecnych wobec których te atrybuty się tyczyły.
- Punkt pięć. Kultyści z pewnością zdołają odwrócić uwagę władz od kilku niepozornych postaci, które będą się wymykać z miasta.
- Co sądzicie o takich założeniach... “przyjaciele”? Rzecz jasna zobaczymy jak się wszystko potoczy. Niezbadane są... ścieżki i wyzwania jakie postawi przed nami Pan Zmian. Będziemy musieli być po prostu... elastyczni.

- Wyglada na to że mamy już pierwszy plan. - Thar’creth rzucił z entuzjazmem.
Rycerz otworzył tom który wcześniej rzucił na stół. Po chwili szukania udało mu się znaleźć odpowiednią stronę.
- Rzućcie okiem na tę mapę. Pokazuje on układ ulic miasta oraz nasz główny cel. Świątynie. Rzeka nie znajduję się tak daleko od niej. Może gdybyśmy nie weszli do miasta rzeką a nią wyszli to mieli byśmy plan ucieczki.
Pewna rzecz nie umknęła czarnoksiężnikowi i postanowił od razu to wypunktować.
- Trzeba uważać z... mapami stolicy. Byłem tam parę razy i doprawdy... wszelkie mapy zdają się kłamać w żywe oczy w porównaniu z tym co znajdziemy na miejscu. Zbyt wiele Eteru zbiera się w tamtej okolicy... oczywiście dla jednych może być to wadą, a dla innych... zaletą. I... czy dobrze słyszałel lordzie Tchar’creth? “Gdybyśmy”?
- Archaon rozkazał mi mieć na was oko. Ostatnim razem go zawiodłem. Nie mam zamiaru dopuścic do tego ponownie. - Thar’creth odpowiedział zaciskając pieść a gniew z jego serca buchnął przez czerwone oczy, które zaświecicły się demonicznym blaskiem.
Cedrik z milczeniem słuchał rozmowy i snucia planów. Uważnie też obserwował swoich towarzyszy. Wolał wiedzieć z kim ma do czynienia, szczególnie, jeśli mogą się obrócić przeciwko niemu. Łucznik jest narwany, niedobrze. Khornita najchętniej wparował by tam z całą armią i wyrżnął wszystko co się rusza. Mag pozostaje zagadką, tak jak i jego pan. Ma sprawny umysł, a to się przydaje.
-Świetnie, dobry wojownik zawsze się przyda. Ja obstaję przy wejściu od wody. Łódź odpada. Zauważą nas i zabiją. Chyba umiecie pływać? Magu, czy możesz zaczarować nas, żebyśmy mogli oddychać pod wodą? Wtedy bez problemu moglibyśmy się dostać do miasta-
Przebiegły uśmiech wykwitł na pomalowanej na biało twarzy czarnoksiężnika.
-[i]Jestem w stanie zrobić to i dużo, dużo więcej “mój przyjacielu”. Potrzebuję tylko odpowiednich środków, jednak... jeżeli siedziby kolegiów w Middenheim nie zostały doszczętnie splądrowane i spalone jestem w stanie poczynić... odpowiednie przygotowania już teraz, a nawet... pewne alternatywy na wypadek jakby wystąpiły... nieprzewidziane okoliczności.
Jego mina jednak spoważniała i machnął ręką gdzieś na ścianę.
-Oczywiście w najgorszym wypadku po prostu każę któremuś z chłopków z mojego kultu, aby się pofatygował po to i owo. Jest też wiele innych możliwości. - tutaj czarnoksiężnik spojrzał przez okno - Jeżeli dobrze liczę... niedługo rytuał dobiegnie końca, ale jeszcze mamy dużo ofiar na stanie. Ach... widziałem wśród nich… nieważne. Po prostu chwila przygotowania, a będziemy mogli oddychać pod wodą, być niewidzialni, latać, chodzić po tęczy niczym po moście, pierdem zabijać trolle... dajcie mi tylko parę godzin, góra dzień w laboratorium... i kilkadziesiąt ofiar do złożenia, abym się nie nudził jak to wszystko się gotować będzie.
- Ofiary nie będą potrzebne magu. Podczas ataku na miasto gwardia zajeła się przejęciem najważniejszych budynków rządowych. W tym gildi inżynierów i mam chyba narzędzie idealne do tego zadania. Musze sprawdzić jego stan ale powinno być sprawne. Oczywiscie jeśli uzgodniliśmy już plan działania po dostaniu się do miasta.
-Nie ma potrzeby ustalać dokładnie wszystkiego, bo na miejscu możemy spotkać różne rzeczy. Tak jak Vitki mówił - musimy przejąć lokalne kulty. Potem się zobaczy-
-Użyj tych swoich rytuałów żeby demony wylęgały się z ciał moich niewolników a wypuszcze ich do Altdorfu, to są tylko niewolnicy, warci niedużo, a dla ludzi warci krocie. Oni im pomogą a demony na nich napadną niespodziewanie czarowniku - Wtrącił się do rozmowy Kurganin -A ci cali kapłani sigmara nie sądzę żeby potrafili biegać ze strzałami w ciele, tym bardziej zatrutymi
- Przejmowanie kultów to zbyt długa i czasochłonna operacja. Nie mamy na to czasu. Opcja Skobreva bardziej mi się podoba. Posłuchajcie co mam do powiedzenia. Puszczamy grupę niewolników do miasta. Sami ukrywami się miedzy nimi. Podczas kontroli na bramie Ch’Lor pobudza ukryte w nich demony, które atakują straże i dają wam czas by przedostać się na tylne uliczki i tam zniknąć w kanałach. Do jutra powiniennem mieć już dla was mapy kanałów. Przedostaniecie się nimi do świątyni. Co tam będzie tego nie wiem. Ale po tym jak odzyskacie księgę będe na was czekał pod mostem Imperatora. Bedzie to idealne zakończenie naszej akcji. Co na to powiecie? Trochę magi, trochę skradania i pewnie trzeba będzie sobie wyciąć drogę ze świątyni do mostu. - Thar’creth powiedział z entuzjazmem co było ciekawym sposobem okazywania emocji u wojownika chaosu.
-Spójrz na mnie. Czy ja wyglądam jak normalny mieszkaniec Imperium?- Cedrik lekko podirytowany zauważył istotny problem. -I co z transportem ekwipunku? Vitki, musisz zaczarować nas, żebyśmy wyglądali inaczej. Jakaś iluzja czy coś. I jeszcze jedno. Dlaczego nie idziesz z nami do środka Thar’crethu?-Cedrik nie ufał mu i spodziewał się, że Thar’creth zbyje go jakąś gadką w stylu pilnowania tyłów, ale miał nadzieję, że reszta drużyny podejmie temat.
- Czary? Iluzje? Sztuczki? Khorne obdarłby mnie ze skóry po stokroć gdybym na to przystał. Nie ma mowy. Wolę wyrżnąć sobie drogę do tej księgi tak jak nakazuje Pan Czaszek.
Thar’creth podszedł do okna i otworzył je, następnie wrocił do stołu.
- Słyszysz mnie? - Zapytał. Jednak pytanie nie było skierowane do nikogo w pomieszczeniu. Tak jakby wojownik mówił sam do siebie lub do ducha. - Dobrze. Przybądź tu. Tak potrzebuje twojej obecności. Nie nie są tępi jak obuch. Khornita, Slaanesh, Tzeentch i jeden od gwiazdy. To świetne wieści ale pośpiesz się. W sali narad. Nie wiem, może dziesiąte piętro, otworzyłem okno to zobaczysz.
Thar’creth skończył dialog i odpowiedział Khornicie.
- Wiem że to nie jest twoja droga. Ale uwierz mi. Byłem w Altdorfie i widziałem jakie zabezpieczenia na nas czekają. Nie uda nam się bezposrednie starcie, naszpikuja nas bełty i podziurawią kule. Żeby dostać się do serca Imperium będziemy musieli użyć magi i podstępu ale zapewniam cię, będzie dużo miejsca na rzeź a pan krwi wybaczy ci użycie magi dla tej sprawy gdy dasz mu góre czaszek Altdorfczyków.
Khornita prychnął pogardliwie, a jego mina w dalszym ciągu świadczyła o braku przekonania co do słów Thar’cretha.
- Po prostu Khornito... jeżeli skorzystasz z małej czarnoksięskiej pomocy to w razie śmierci skończysz prawdopodobnie jako jedna z ulubionych czaszek Pana Krwi... a jeżeli polecisz jak berserk na bramę. Hmm... będziesz jedną z wielu czaszek, które sobie się gdzieś tam walają po włościach twojego boga. - rzekł nonszalancko Ch’Lor - Prawdopodobnie w wychodku lub komórce na szczotki.
- Wolę już przedrzeć się przez te kanały. Magiczne sztuczki są hańbiące. Tak samo ja łuki i inne tego typu zabawki. - tutaj Eckhardt rzucił spojrzenie Slaaneshycie.
Wzrok Kurganina skupił się na wojowniku. - Jeśli myślisz, że się wystraszę ciebie i tych twoich scyzoryków to się grubo mylisz człowieczku. Takich jak ty brałem w niewole i skazywałem na śmierć dla zabawy. Uważaj z kim tańczysz, bo możesz wkroczyć w tango, z którego nie wyjdziesz cało
- Skazać to i ułomny goblin potrafi. Zabić to już nie ma pana. Mniejsza z tym. Mamy ważniejszą sprawę na głowie niż wasza edukacja w zakresie prawdziwej walki.
- Spokojnie. No już już moje dzieci... dzikuski wy przesłodkie. - czarnoksiężnik zaklaskał w dłonie, cmoktając niczym stara nauczycielka na niewyrośnięte bachorki - Nie ma się o co denerwować... każde z was będzie miał po czubeczek uszu gwałconka i mordowanka, kiedy już weźmiemy się do roboty
-Zamknąć ryje! Wszyscy! Wyruszmy wreszcie zanim się pozabijacie- Cedrik, mając dość kłótni niczym z targu, ryknął grubym głosem. -Thar’crethu, czy masz nam coś jeszcze do powiedzenia?-
Thar’creth chwycił za długi miecz który miał przytroczony do pleców i wykonując nim pierw szeroki zamach wbił go w podłogę.
- Starczy waszych kłótni! Właśnie przez takie zachowanie chaosowi nie uda się pokonać ludzi! Wewnętrze waśnie i osobiste zatargi nie są w tej chwili istotne, albo będziecie współpracować jak jeden organizm albo usune was z armi Archaona jak niepotrzebny czyrak. Jeśli myślicie że wiecie co znaczy być strasznym, złym i brzydkim to nie wiecie nic. - Akurat gdy rycerz zakończył, przez okno wleciało coś futrzastego i niebieskiego. Miało ptasie strzydła i łapy jak ludzkie dłonie, wszystkie cztery. Mały kudłaty humanoid miał około metra wzrostu nie wyglądał jak coś co znacie z odstającymi uszami i orkowym ryjem z wystającymi dolnymi kłami i świńskim nosem. Stworzenie wylądowało na rękojeści miecza który wbił Thar’creth i zbadało zebranych ciekawskim wzrokiem.
- Możecie na razie odejść. Zastanówcie się nad tym co jest dla was priorytetem i czy nadajecie się do tego zadanie. Jeśli nie będziecie potrafili się porozumieć to będę zmuszony do powiadomienia wszechwybrańca że błędem było angażowanie was do tej misji. Odmaszerujcie. Ja musze poszukać innego wejścia do miasta. Plan wymaga dokładnego obmyślenia a wasze kłotnie nie pomagają mi w tym. Jeśli nie umiecie myśleć to nie potrzeba was w tym pokoju. - Rycerz skupił uwagę na mapie i czekał aż wyjdziecie by studiować w spokoju. Jego uwagę przykuła mapa tuneli kanalizacyjnych
Po przejęciu miasta białego wilka siły chaosu zdążyły już urządzić sobie miasto do swoich potrzeb.
W dzielnicy biedoty obozy rozbiły siły Nurgla. Ponoć karmili żyjących tam biedaków zielonymi czyrakami z pleców nurglingów. Po spożyciu takiej karmy ludzie mieli się zmieniać w zmutowane bezmyślne bestie, których ciała rozpadają się od pokrywajacych je wrzodów i bąbli. Stworzenia te są posłuczne wojownikom Nurgla, niczym zombie służący wampirzym lordą. Wyznawcy Tzeentcha już wcześniej mieli kontrole nad placem głównym i budynkami takimi jak świątynie Sigmara, ratusz czy budynki gildi kupieckich i magicznych, choć te ostatnie broniły się najdłużej i zdobycie ich wymagało olbrzymich nakładów sił. Magiczne płuapki oraz mechaniczne zabezpieczenia pochłoneły życie wielu kultystów.
Wojownicy Khorna posiadali kontrole nad takimi budynkami jak zbrojownia, wieże czy mury i zamek, właśnie na wspomnianym placu zamkowym urządzili oni sobię arenę ku uciesze krwawego boga. Na początku walczyli ze sobą niewolnicy, o prawo by przyłączyć się do khornitów. Gdy zabrakło mieszkańców którzy mogli by się potykać. Do zabawy ruszyły demony takie jak furie czy molochy które ku uciesze tłumu rozszarpywały ciała kobiet i dzieci. Teraz, po koniec dnia arena stała sie miejsce potyczek rycerzy, przed wszystkim khorna, ale wojownik każdego z bóst może stanąć w walce ku uciesze tłumu i by zdobyć łaskę bogów.
Świątynia bogini Shallyi została przejęta przez siły Slaanesha i bardzo szybko przerobiona na zamtuz. Służace w środku demonetki, kultystki i niewolnice, do niedawna kapłanki bogini miłosierdzia jak i inncych bóstw znajdujących się w mieście, zostały zaprzęgnięte do pracy by spełniać żądze przychodzących do nich wojowników.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 11-07-2013, 03:12   #3
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Trzeba było przyznać, że brama do wielkiej świątyni Ulryka trzymała się bardzo długo. Trzeba było jedenastu uderzeń tarana, do obsługi którego zapędzona ósemkę gorów.

- Raz! - zakomendował Eckhardt w mrocznej mowie, a zwierzoludzie w tym momencie zaczęli ciągnąć za uchwyty przy kłodzie, którą wyważali drzwi.

- I dwa! - upuścili ją. Grube oczy łańcuchów zazgrzytały o siebie, a następnie w okolicy dało się słyszeć uderzenie zakończonego stalowym ćwieka o bramę.

- Jeszcze raz i ich ostatnia osłona pęknie! Wlejemy się do tego przybytku ich słabego Imperialnego bożka! Zrobimy z tego miejsca świątynie krwi! - zakrzyknął wojownik Chaosu, a ryk gorów zatwórował.

Jak powiedział Schwatrzhaut tak się stało. Dębowe deski trzasnęły. W bramie pojawiła się szczelina. Zza pleców khornity w stronę wyrwy poleciało kilka bełtów. Oczy Eckhardta zapłonęły gniewem. Nie miał pojęcia kto był na tyle głupi aby walczyć jak tchórz w obecności wyznawcy Pana czaszek. Wojownik Chaosu odwrócił się. Ujrzał dwojkę mutantów uzbrojonych w kusze. Nie byli świadomi tego jak wielki błąd właśnie popełnili. Khornita zbliżył się do nich. Spojrzał na ich ciała, na których mieniły się znaki Władcy Much. Podniósł głowę i niebu i nie patrząc na nich wykonał dwa proste cięcia. Jedno każdym z mieczy. Mutanci zamarli już na zawsze ze strachem w oczach.

Gdy tylko marne żywoty tchórzy zostały zakończone wojownik Chaosu zbliżył się do swoich.
- Zaraz zasmakujcie krwi kapłanów! Tych, którzy podtrzymują kult fałszywego bożka! Tych, którzy myślą, że ich domeną jest walka! Dziś udowodnimy im, że się mylą! Ujrzą prawdziwych wojowników! Tych, którzy służą Khornowi! - zakrzyknął Eckhardt.

Czwórka potężnych gorów cofnęła się o kilka metrów i z impetem natali na bramę świątyni, która uległa. Ze środka rozległ się mowa kapłana:
- Oto godzina próby dla nas! Bracia, walczcie z okrzykiem naszego pana na ustach! Niechaj was błogosławi i pozwoli wam zabrać ze sobą jak najwięcej tych pomiotów Chaosu!
- Ulryk! - zakrzyknęli kapłani i ruszyli do szarży na zwierzoludzi, którzy wlewali się do środka świetego miejsca.

Eckhardt słysząc przemowę zaśmiał się. Uniósł jeden z mieczy i wskazał nim na tłum Ulrykan.
- Krew dla Boga Krwi! - wrzasnął i sam pobiegł za swoją mała armią.
- A czaski pod Tron Czaszek! - zawołali ci, którzy spośród wojowników Eckhardta potrafili mówić.

Rozpoczęła się rzeź. Zastępy zwierzoludzi zaczęły przedzierać się do wnętrza katedry. Nastąpił jednak krótki moment zawahania wsród mutantów. Widząc szarżującą linię kapłanów Ulryka wojowników Schwartzhauta ogarnął strach. Gdy kilku z nich obróciło się i ich spojrzenie spotkało się z gniewem buchającym z oczu wojownika Chaosu, prawdopodobnie stwierdzili, że wolą zginąć od młotów wojów Białego Wilka. Pierwsze trupy padły. Niestety większe straty w tym starciu odnosiły siły Chaosu. Widząc to Eckhardt stwierdził, że nie ma nic lepszego do podniesienia ducha walki wśród swoich jak udanie się samemu w bój. Tak też zrobił.

Gdy tylko nadażyła się okazja Khornita wbiegł między swoich. Dwa dwuręczne miecze rozpoczęły swój taniec. Kolejne litry krwi zaczęły wypływać na marmurową posadzkę świątyni. Tym razem padali już też kapłani. Zwierzoludzie widząc, jak ich pan rzucił się w wir walki, tak jak się Eckhardt spodziewał, zaczęli skuteczniej machać swoją bronią.

Po długich minutach symfoni pojękiwań, krzyku i syku stali obydwie ze stron cofnęły się o kilka metrów. Byli zmęczeni, ale cały czas wymieniali nienawistne spojrzenia.
Spomiędzy kapłanów wyłonił się stary wojownik. Długie, zlepione od krwi włosy opadały mu na twarz i naramienniki. Bogato zdobiona symbolami wilka zbroja miała już na sobie kilka wgnieceń i sporo rys. Z pewnością starzec znał się na walce i nie miał zamiaru tutaj polec nie posyłając do demonicznej odchłani wojownika Chaosu. Tak się jakoś ułożyło, że Schwartzhaut miał podobne zamiary co do jego osoby.

Wyszli naprzeciw siebie. Uśmiechnęli się do siebie. Bogowie wiedzą dlaczego.
- Stawaj plugawcze do uczciwej walki!
- Stoję przecież błaźnie. - odpowiedział Eckhardt prychając.
- Zaraz sprawdzimy tego twojego bożka... Ulryk tutaj zatryumfuje!
- Ulryk? Ulryk wraz z wami umiera. Dopilnuję, aby wszyscy jego wyznawcy z tym mieście zginęli. Jego kult upadnie tak samo jak upada ten nędzny przybytek. Z waszych czaszek ułożę na dziedzińcu piękny stos chwalący Khorna.
- Spróbuj tylko! Moja głowa nigdy ...
- Twoja błazeńska głowa trafi dziś pod tron czaszek. Kończ paplać starcze, bo śmierć właśnie szepcze ci do ucha moje imię. - zakończył rozmowę Wojownik Chaosu i ruszył do szarży.

Początkowo Eckhardt bawił się. Jednym z mieczy atakował na głowę kapłana. Ten jednak mimo swojego wieku zręcznie unikał ciosów. Kilka razy było blisko. Zmęczenie dawało się we znaki. Młot mu ciążył, zbroja utrudniała każdy ruch. Kilka kosmków brody Ulrykanina upadło na posadzkę. Jego podopieczni przyglądali się pojedynkowi kierując modły do Pana Zimy, aby zesłał łaski na ich mentora. Zwierzoludzie natomiast stali i uderzali rytmicznie bronią w swoje tarcze lub podłogę świątyni.
Kapłan przeszedł do kontry. Jego ciężkie i powolne cepy młotem nie były żadnym problemem dla Khornity. Starcie powoli go nudziło. Dwoma wolnymi rękoma włożył jeden z mieczy do pochwy na plecach.

- Kończymy ten taniec starcze. Nudzisz mnie. - powiedział patrząc z pogardą na kapłana.

Szybki cios dwuręczniaka pozbawił Ulrykanina czterech palców lewej dłoni. Młot upadł z hukiem na marmurowe płyty. Starzec pozostał bezbronny. Eckhardt nie miał zamiaru zaszlachtować Ulrykanina szybko. Schował drugi z mieczy i zbliżył się przypominając o sobie ciosem w twarz zszkokowanemu z powodu utraty palców kapłana. Mężczyzna upadł. Schwartzhaut podniósł go nad głowę.

W tym momencie jeden z młodszych akolitów rzucił się na wojonika Chaosu z toporem.
-Ulryyyk! - wrzasnął.
Był to zgubny dla jego mentora okrzyk. Eckhardt zorientował się co się dzieje i w porę zareagował. Zasłonił się starym kapłanem jak tarczą. Topór wbił mu się głęboko w klatkę piersową masakrując żebra. Koniec. Śmierć dopadła go z ręki własnego ucznia, nie doświadczył zaszczytu bycia zabitym przez Khornitę.

W oczach Schwartzhauta zawrzała furia. Odebrano mu jego trofeum. Chaota rzucił truchłem kapłana w akolitę przygważdżając go do ziemi. Następnie jednym ruchem wyjął swój miecz i cisnął nim prosto w gardło młodzieńca.
- Zdychaj psie...
Następnie odwrócił się do swoich i rzekł.
- Dokończcie dzieła.
Miał jeszcze jedną drobną uwagę. Odezwał się do największego ze zwierzoludzi, który towarzyszył mu od początku jego życia kultysty:
- Uma, po wszystkim przynieś mi mój miecz. Możesz nim teraz chwalić naszego pana!



Sypały się kończyny...
Głowy...
Łamały się kości...
Umierający wydawali ostatnie tchnienia...
Jęki...
Krew barwiła wszystko dookoła barwą Khorna...
Tutaj, w katedrze Middenheim malował się demoniczny obraz potęgi Boga Krwi...
A Eckhardt Schwartzhaut podpisał się pod tym dziełem...
 
Aeshadiv jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172