Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2013, 21:51   #111
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Elfka i rycerz

Zakupy były szybkie i zadziwiająco bezproblemowe. Osada nie była specjalnie wielka ale tłumek zebrany na targu spokojnie to rekompensował. Zakupów dokonali pospiesznie i unikając dłuższych postojów. Z powodu zboczenia z drogi brakło im czasu, nawet bardzo. Zakupionymi rzeczami objuczyli konia po czym możliwie śpiesznie ruszyli w kierunku górskich przełęczy. Podróż zrazu zdawała się lekka, lecz im pochył zdawał się większy, im bardziej liściaste sady i spokojne bory wypełnione spiewm ptaków i słońcem, ustepowały wysokim, smukłym sosnom i skalistemu podłożu, tym jazda, czy raczej podróż u boku rumaka zdawała się coraz trudniejsza, coraz to bardziej męcząca. Dni mijały im powoli gdy zmęczeniu ostatnim tygodniem, kumulując zmęczenie w zwichniętych, wywianych mięśniach stapali naprzód.

Kilka dni później….
Wędrówka przez góry była dużo, duzo cięższa niż przypuszczali. Dla dwóch osób była może nawet za ciężka. Nade wszytsko śnieg. Później wiatr. Zmęczenie. Konieczność trzymania wart bez snu., Wyjące twory i dziwy, mary zdające się po nocach. W końcu zmęczeni rozbili obóz w opuszczonej jamie. Z trudem wcisneli się z rumakiem przez wylot by rozłożyć się w szerszej powierzchni pieczary. Mieli resztkę zebranego drewna, jadło… musieli odpocząć. Zapadła kolejna śnieżna, cięzka noc.
 
vanadu jest offline  
Stary 14-11-2013, 13:17   #112
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Kilka dni później….

Robert i Elfka w jednej pieczarze byli

Rycerz nie wiele myśląc i nie czekając zajął się rozpaleniem ogniska. Kolejna noc z dala od cywilizacji i miał nadzieję, że podły Skaven nie ruszył za nimi. Wolał tą noc przeczekać w spokoju. Gdy już ogień zaczął rozgrzewać pieczarę postanowił zwiedzić ją czy nie ma odnóg a także innych korytarzy. Nie chciał podczas snu zostać zaskoczony przez jakąś bestię. Także zajął się miejscem do snu, koce i spiwory; jej i elfki - położył koło siebie. Już nie chodziło o jakieś amory, ale o to by oboje nie zmarźli.
Zrobił także prowizoryczne pochodnie, które rozstawił w pieczarze w różnych miejscach tak by, jeśli były, odnogi gdzieś w głąb były rozświetlone przez płonący ogień.
Nemeyeth w tym czasie zajęła się koniem. Ściągnęła z jego grzbietu wszystkie sakwy, pozbyła się siodła i uzdy, układając wszystko na kupę tuż obok ogniska. Wszystkim należał się odpoczynek, a szczególnie potrzebny on był rumakowi, dzielnie przedzierającemu się przez zaspy z ich manelami na grzbiecie. Gdyby nie on już dawno padliby z wycieńczenia, przgnieceni ciężarem ekwipunku. Cała ta wędrówka była jedną, wielką mordęgą. Nieprzyzwyczajona do dużych wysokości elfka dyszała ciężko, walcząc ze sobą, by postawić kolejny krok. Oporządziwszy Fernanda usiadła przy ognisku, apatycznie przeżuwając kawałek suszonego mięsa. Chciała znów zobaczyć morze, a pragnienie to już dawno nie było tak silne jak w tej chwili. Nienawidziła gór, wraz z ich mrozem, kamieniami i głuchym echem, odbijającym każdy, nawet najlichszy dźwięk.
Nocny płomień rozgrzewał jaskinię a rycerz trzymał ręce nad płonącym ogniem, pragnąc ciepła. Zimno przeraźliwe wstrząsało jego ciałem, toteż każda odrobina ciepła była dla niego zbawienna. Spojrzał na elfkę i rzucił:
- Skoro świt ruszamy dalej. Czas nagli, a termin spotkania jest tuż tuż. Myślisz że Rose przeżyła? - zapytał
- Może - wzruszyła ramionami - a może zabił ją szczur? Nie wiem, nie rozumiem was, ludzi. Współpracować z czymś takim, bronić tego...to powszechna praktyka? Często obcujecie z tym plugastwem?
- Niewiedza często bywa zgubna - wzruszył rękoma i wyjął kawałek suchej wołowiny i podał elfce - Proszę. Nie za wiele, ale smaczne. Szczur? Pewnie stchórzył i zaszył się gdzieś z dala od ludzkich oczu, albo będzie szukał kogoś naiwnego jak Rose by nim móc manipulować. Tak czy siak, następnym razem liczę że zatopię moje ostrze w jego plugawym ciele. - zakończył wywód
Kobieta kiwnięciem głowy podziękowała Robertowi za prowiant, próbując się uśmiechnąć, lecz grymas który pojawił się na jej twarzy uśmiechu nie przypominał
- Myślisz, że go jeszcze zobaczymy? Oglądanie się za plecy co postój jest upierdliwe, trzeba pułapkę na gryzonie zmontować...dużą. Druga sprawa: co powiemy naszemu pracodawcy? Połowę oddziału straciliśmy już na samym początku drogi. Czarno widzę nasze szanse na przedostanie się przez te pagórki w jednym kawałku. Wysokie, złośliwe pagórki - dodała, prychając jak kot.
- Daliśmy słowo i póki jesteśmy wstanie wykonać nasze zadanie, winniśmy jak ślubowaliśmy wykonać je. Słowo nie dym i trzeba mieć honor, choć patrząc na to co się ostatnio wydarzyło zaczynam wątpić w te wszystkie słowa i gadki o prawości. Decyzje i od nich zależy kim jesteśmy i jacy jesteśmy - skwitował rycerz
Elfka westchnęła ciężko i sięgnęła za plecy. Chwilę pogrzebała w stercie drobiazgów, aż jej dłoń trafiła na zrolowany koc. Wyciągnęła go, rozwinęła, po czym okryła ramiona.
- Nie mówię, że mamy się poddać, co to to nie. Ciężko nam będzie i tyle, ale damy rade, nie ma innego wyjścia. Też nie lubię pozostawiać za sobą nedokończonych spraw. Ostatnio, gdy patrzyłam w lustro, nie zauważyłam na swojej twarzy ani futra, ani wąsów. Nie mam więc predyspozycji do łamania danego słowa i tchórzostwa. Chodź tu, będzie Ci cieplej - rzekła, unosząc zapraszajaco połę koca i klepiąc ziemię obok siebie - Lepsze to niż sterczenie jak kołek w płocie.
Rycerz podszedł do elfki, siadając tuż koło niej. Co racja to racja, razem będzie im cieplej niż osobno. Wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że na twarzy rycerza żadko gościł uśmiech a zmarszczki uwidoczniły się na czole.
- Cóż, do celu nie daleko tak więc nie mamy co się poddawać choć łatwiej nie będzie. Ciekawe czy Khazadom udało się już czy nadal jeszcze wędrują. Chyba powinniśmy się przespać. Wezmę pierwszą wartę a Ty się połóż. Rano musimy być wypoczęci. Nie wiadomo co na nasz czeka i co może się wydarzyć a lepiej być gotowym na wszystko. - rzekł ciepło.
- W tej kurzawie nikt nas nie znajdzie - mruknęła, obejmując mężczyznę i kładąc głowę na jego ramieniu - Ostrożność jest dobra, pozwala przeżyć. Czasem jednak warto zluzować, odpocząć, siły zregenerować. Powłócząc kulasami daleko nie zajdziemy. Co do reszty, życzę im by ich droga okazała się wolną od wybojów i przeszkód. Nie zawadzali mi, nie mam nic do nich. Niech tam sobie żyją i tyle. Skupmy się lepiej na tym co tu i teraz.
Rycerz milczał przez dłuższą chwilę, bowiem nie wiedział cóż może odpowiedzieć elfce. Mętlik w głowie jaki powstał nie pozwalał mu się skupić na niczym sensownym, więc dodał;
- Chyba masz rację, a teraz śpij Ney - skrócił specjalnie jej imię przytulając do siebie
Robert czekał aż elfka uśnie by spokojnie przejąć wartę. Co jakiś czas wstawał od ognia i przechodził się po pieczarze patrolując czy coś nie “nadciąga” z mroku. Oczywiście zrobił sobie prowizoryczną pochodnię, którą rozświetlał sobie i tak już oświetlone pomieszczenie. Gdy przyszła pora elfki obudził ją a sam poszedł spać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-11-2013, 00:19   #113
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Może i głupia, ale może się przydać. - rzekł cicho Ragnar, tak aby nie usłyszała tego kobieta - Z resztą… chcę zobaczyć jak się rycerz i szpiczasta tłumaczą, o co w tym wszystkim biega.

- Zgadza się. Dziewuchę weźmiem z nami. Tak jak my Rodrigowi przysięgała wiernosć i służbę. Naszym obowiązkiem jest by zdała raport gdy wrócimy do Nuln… a inna sprawa że taka wyprawa może być całkiem wesoła. - Helvgrim uśmiechnął się lubieżnie, spojrzał na nogi Rose z dystansu i przekręcił głowę niczym sęp czekający na chwilę gdy wilki zostawią wreszcie truchło i padlinożerca będzie się mógł zająć swa robotą.

- Hola. Hola! - warknął Ogne do krasnoluda, również patrząc na odsłonięte części jej ciała. Splunął w ogień. - Świeżą biorę ja! Mój był pomysł. Potem może i nawet misio ruchać, jak taka wola. Inna sprawa, że po mnie niedźwiadek pewnie będzie miał trochę luźno! - dodał z dumą, pokazując wymownie obwód swojego przyrodzenia.

- Har har har! - Ryknął Helv, po czym znów obniżył głos i powiedział. - Prawda norsmenie. Pomysł twój był… a mnie na poślizgu jazda nie straszna jest wcale. Zatem czyń swe pierwszy . Racja przy tobie. - Sverrisson odchrząknął i zaczął zbierać manele.

Ragnar z obrzydzeniem spojrzał na towarzyszy. “Niewyżyte dzikusy” pomyślał i zaczął zbierać z ziemi swoje rzeczy. Załadował bagaż do juków które niósł Baragaz.

- Ragni, spokojnie… Nie ma się gdzie spieszyć - Ogne zwrócił się do krasnoluda, szykującego się do wymarszu. - Przecie na noc iść nie będziemy, pobiwakujemy do rana, jak w planach było, nie? No chyba żeś się nie obraził, co? Dla Ciebie też starczy. Dziewka zdrowa, trochę wytrzyma!

Treser niedźwiedzi mamrocząc coś pod nosem przeniósł się na inne miejsce byle dalej od dwójki zbreźników - jednego zwyrodnialca i drugiego co to miecz na człeczych dzieciach ma zamiar sobie ostrzyć.

Helvgrim uśmiechnął się pod nosem, ale widzieć tego nie mógł nikt, wszak bujne wąsy i broda stanowiły doskonały kamuflaż dla jego radosnych min.

- Dobra. Gadamy po próźnicy. Ogne dobrze mówi, zostańmy tu do świtu. Zbudźcie mnie na ostatnią wartę. Wy dwoje zaś, cicho się zachowujcie po nocy, co by nam orków na łby nie ściągnąć. - Ostatnie słowa Sverrisson skierował do Rose i Karla, mówic pogroził im palcem żartobliwie. Rzucił plecak pod krzak i złożył na nim głowę, nakrył się kocem i poszedł spać. Długo jeszcze nim zasnął, wpatrywał się w trawę która była na poziomie jego oczu. Wspominał Korgana.

- Jeżeli wiedzą co dla nich dobre nie będą się zbliżać. - odpowiedział krasnoludowi siedzący przy ogniu obok Rose cyrulik. Swoją drogą, nie miał też zamiaru ich prowokować. Sigmar chroni ludzi ostrożnych…

- Bierzemy pierwszą wartę. Sprawdzę Twoje zadrapania i opowiesz dokładnie co się wydarzyło… - powiedział obejmując ją ramieniem i puścił jej oczko - …tylko bez krzyczenia.

-Ej, ja też się znam na leczeniu. Mogę pomóc- z obleśnym uśmiechem dodał Ogne, wpatrując się w krocze dziewczyny.

-Mogę zaraz Ciebie wyleczyć towarzyszu…- odpowiedział z uśmiechem Karl kładąc dłoń na młocie u pasa - - Idź spać, bierzesz następną wartę. Chyba, że potrzebujesz coś na sen?

Ogne mruknął coś pod nosem niezrozumiale i wrócił do swojego barłogu. Otulił się kocem, pierdnął donośnie, nic sobie nie robiąc z obecności dziewczyny i po chwili już chrapał.
 
VIX jest offline  
Stary 17-11-2013, 23:25   #114
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Rycerz i elfka

Ich podróż przez góry dobiegła końca! Nareszcie! Nareszcie! Jedzenie było na wyczerpaniu i oni również. Byli zmęczeni i bez sił. W końcu, wszedłszy na zielone łąki podgórza bretońskiego, w jeden z ostatnich słonecznych dni tego roku, gdyż nadchodziła wszak zima, rozłożyli się szybko obozem. Koń raźnie jadł trawę, odpoczywając od podróżnego owsa. Wędrowcy raczyli się zającem ubitym w polu, pieczonym, chrupiącym, dodającym sił.

Niedługo później ruszyli dalej. Szybko. Szybko, byle dalej i prędzej. Niezmiernie w stronę lasu. W końcu dotarli do opuszczonej smętnej wioski. Mieli jeszcze dobę do czasu spotkania, tak więc zająwszy poddasze jednego z opuszczonych domów rozgościli się by zebrać siły. Rycerz udał się na polowanie, czy też poszukiwania by zdobyć żywność, elfka zaś udała się do studni po wodę. Trawa wyrosła wysoko, a pnącza rozrastały się równie szybko… przedzierał się więc powoli ku żurawiowi, gdy nagle, usłyszała dudniący hałas, lecz niezbyt głośny. Elfka dyskretnie wyjrzała zza załomu domu i ujrzała coś co ją niemalże poraziło. Zobaczyła mit…. A mit patrzył się wprost na jej wystająca zza załomu głowę.


Kraśbrygada
Ekipa ta w końcu, z dziwnymi rozmowami i pewną niepewnością we wzajemnych, powiększonych relacjach, dotarła do wspominanego dawno już obozu wojskowego. Kha, posterunku. Może obozowiska. Żołnierzy na oko zdawało się sporo.

Dotarłszy do obozu, opowiedziawszy kto są, czego chcą i temu podobne, zaprowadzono ich do sporego namiotu, gdzie zebrali się dowódcy tegoż oddziału. Zaskakująco szybko uznali wasze dowództwo, potwierdzone wolą Króla. Wyjaśnili sytuacje i przedstawili swe zasoby. Faktycznie w obozie znajdowała się kompania łuczników, chłopów przeszkolonych w tej broni, łącznie pięć tuzinów; dalej niemal dwie setki milicjantów, poborowych powołanych pod broń, słabo niestety szkolonych i uposażonych, dalej było lepiej – tędzy topornicy, barczyści chłopi, okuci w skórznie, sprawiający solidne wrażenie oraz jak się okazało Tileańska kompania kondoteirska, mała niestety lecz dobrze pancerna i zbrojna. Teraz zostawało coś zrobić z ową siłą. Karl, przejąwszy inicjatywę, lekko zamieszaną grupową formą przywództwa przybyszów, zaproponował ponownie spotkanie dnia następnego i przemyślenie kroków. Tak więc zakwaterowawszy się w namiocie, wędrowcy rozpoczęli długą noc rozmyślań.
 
vanadu jest offline  
Stary 20-11-2013, 14:26   #115
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Skrytobójca z Eshin był wściekły. Spojrzał na swoją ukochaną szkatułę i cisnął tym co z niej zostało na ziemię. Nie miał czym rozpalić ogniska, aby wydobyć jego zamknięty skarb. Jego dotychczasowy dobytek spłonął przez kolejnego bretońskiego ludzinkę. Te serojady na prawdę lubią ogień… Nek’hra schował swój skarb do torby przy pasie, którą dotychczas ukrywały szmaty. Rana po strzale bolała okrutnie, jednak musiał podjąć jakiekolwiek działanie.
Podniósł głowę do góry. Kilka razy wziął do płuc świeże powietrze, które przeplatało się ze smrodem spalonego wózeczka. Spojrzał na gwiazdy i przykucnął. Merdając ogonem zaczął myśleć co teraz. Pomarańczowe oczy świeciły złowrogo wpatrując się w popioły. Po chwili dumania zdecydował. Do wioski wrócić nie mógł. Została opanowana przez jakieś diabelstwo. Złapał swój ogon w dłoń i przygryzł. Kilka kropel krwi pociekło po jego pazurkach. Zawsze robił tak w nerwach, ból go uspokajał.
- Zamorduję tego człowieczka… Nie przyniosę ... - zorientował się, że mówi w Reikspiel. Tak długo przebywał między ludźmi, że odzwyczaił się od Queekish?!
- Nie przyniosę po raz kolejny hańby Eshin... - dokończył w swoim ojczystym piskliwym języku.
Następnie wstał i ruszył w stronę przeciwną niż wioska. Musiał znaleźć jakąś ludzką osadę i tam dzięki człowieczemu kowalowi wydobyć skarb z tej bryły ołowiu…

Wedrówka Nek’hra była zadziwiająco… spokojna. Lasy były puste, droga dość swobodna. Po mniej więcej czterech dniach dotarł do sporawego nurtu rzecznego, jeśli sie nie mylił jednego z dopływów. Rzeka była cicha i pusta, zaś w oddali po drugiej stronie, w sporej odległości unosiły się dymy kominów.
Skaven powoli zbliżał się w stronę osady. Szukał jakiegoś brodu, lub miejsca, gdzie mógł spokojnie pokonać wodę. Gdy tylko znalazł odpowiednią płyciznę lub most przeszedł na drugą stronę. Z oddali obserwował ludzi w osadzie.
Wodę udało mu sie przepłynąć, choć z pewnym trudem, była zimna i rwąca. Ludzi zaś niemal nie było widać, jeno kilka osób kręciło się mimo środka dnia. Pusto, cicho, niemal jeno sam wiatr.
Szczurowaty starał się udać niepostrzeżenie do tego budynku z daszkiem i co tam ludziny tworzą swoje marne zbroje. Rozejrzawszy się nikogo tutaj nie zauważył. Wioska jednak żyła… Dziwne i głupie te ludziki...
Spokojnie udało mu się wkroczyć do budynku….ot zwyczajna kuźnia. Lecz pusta i z wygaszonymi ogniami. Chłodna i ciemna, gdyż również okiennice były pozamykane.
Nek’hra zerknął na dach kuźni. Komin. Skoro jest lato, to pewnie nie palą tam. Zadowolony chcąc uniknąć wzorku wieśniaków zakradł się i powoli zaczął wspinać na daszek chatki. Musiał znaleźć kowala i jakoś odzyskać swój skarb!
Udało mu się to zupełnie bezproblemowo. Ot, siedział na dachu… rozgrzebawszy słomę zajrzał ostrożnie do środka…. absolutna pustka.
Widząc, że w środku jest puściutko skaven wskoczył do środka. Tam rozglądnął się w poszukiwaniu jakiegoś ludzinowego jedzenia. Czegokolwiek co mogło mu się przydać. No i oczywiście… jakiś poszlak wskazujących na to, dlaczego nikogo tutaj nie ma.
Co do jedzenia udało się znaleźć pół bochna chleba i kawałek sera, lecz ser był w niektórych miejscach trochę zielony a chleb bardzo czerstwy. Lecz przy małej pomocy noża lub czegoś do cięcia i mocnych zębów dało sie je zjeść.
Poza tym dom był dokładnie wyczyszczony. Nie było ubrań, nie było przedmiotów codziennego użytku, gdzieniegdzie - solidna warstwa kurzu. Dokładne poszukiwania, zresztą dopiero na sam koniec przyniosły podpowiedź - wyglądając prze dom czy kto go nie zaskoczy przy przeszukiwaniu i czy nie ma gdzie zewnętrznej klapy do piwnicy, skaven dostrzegł dziwny znak wymalowany czerwona farbą, już wyblakły...niestety nie znał jego znaczenia.
Jakimże skavenem musiałby być Nek’hra skoro przeszkadzałaby mu odrobina pleśni. Szczuroludź przyzwyczajony do jedzenia podobnych smakołyków pochłonął wszystko nie zastanawiając się nad niczym. Wyglądało na to, że ludziny wyniosły się stąd. Jednak żarcie nie było całkowicie pochłonięte przez pleśń. Musiało być to niedawno. Żadna wioska jednak nie może funkcjonować bez kowala. Zabójca postanowił przeczekać do wieczora tutaj, a następnie zrobić rozeznanie kto potrafi tutaj poskromić ogień.
 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 26-11-2013, 10:15   #116
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Obóz wojsk króla Rodriga


- Aye. Karl. Wypada zapytać co dalej? Gdzie wróg, a gdzie przyjaciel? Ja tam ludzkich zastępów nie znam. Jednak mogę poprowadzić zwiad. Rozeznać się co i jak. Pewne rzeczy ludzkie zostać muszą, ale pewne sa wspólne naszym rasą. Musim obmyślić drogę ucieczki…- Jakby ktoś spojrzał na Helva w tym momencie to on ignorował owe spojrzenia, wiedział że ucieczka u khazadów ponoć to rzecz zakazana, ale pierdy bardów i młokosów zostawił właśnie bardom i młokosom.

-... to my musimy wybrać pole bitwy i tam ściągnąć wroga. Orki są głupie ale nie wolno nam ich niedoceniać. Wojnę mają we krwi, choć to krew plugawa. Ja tu niczego narzucać nie mogę, ale oficjalnie zgałaszam Karla na głównego dowódcę tych sił i głos swój na niego oddaję. Musimy wiedzieć kogo słuchać bez mrugnięcia okiem gdy dojdzie do walki. Ja sam mogę pod skrzydło wziąć tych chłopów co bitki nie znają. Przyda im się tam kto taki co ryknie i w morde da, a jak trzeba to batem pogoni. Szanse by przeżyli marne mają i na ścierwo odwodach się ich da… ja mogę z nimi. Szansa mała byśmy wytrwali, zatem ten honor mnie się należy by w boju paść. Dobra bo żem się rozgadął jak przekupka stara na straganie. Kto głos na Karla oddaje i posłuszeństwo mu ślubuje póki owa kompanija zbrojna się nie rozpadnie pod ciosami wroga lub wygrana nie będzie? - Sverrisson spojrzał po towarzyszach swym srogim spojrzeniem. Jak zwykle chciał ustalić wszystko co by później kłótni nie było.

- Helvgrim’ie, dziękuję, ale ja nie materiał na przywódcę, nie żołnierz, choć z wojaczką pół życia moje. Byłbyś lepszym dowodzącym niż ja. - odpowiedział cyrulik zgodnie z własnym przeświadczeniem i spojrzał po ludziach, krasiach i niedźwiedziu -W te dni poleje się orcza jucha, a z pomocą Sigmara naszej najmniej ubędzie.

- Ej, na flaki Nurglitsha! Ja chcę być dowódcą! - Ogne podniósł wysoko rękę, w której właśnie trzymał oberżnięte ucho. Zaczynało się trochę psuć i wydzielało lekko nieprzyjemną woń. Ale Norsowi wcale to nie przeszkadzało. Ciekawe, czy będzie przeszkadzać elfce, gdy da jej ten podarek. Eh, umyje się i wytrze w piachu, albo posmaruje baranim tłuszczem dla zabicia smrodu.

Góral gładził futro na grzbiecie Baragaza zastanawiając się mocno nad tą kwestią.

-Helvgrim ma rację. Karl prędzej ze swoją postawą nada się najlepiej, aby wyznaczać zadania, poza tym jest całkiem sprytny. Z resztą… musisz pamiętać, młody, że nie jesteś sam i zawsze możesz poprosić o radę dowódców oddziałów, aby udzielili ci wskazówek odnośnie tego jak wykorzystać poszczególne formacje. Ja zaś stanę przy topornikach, stylem walki najbardziej do nich pasujemy. - tu Ragnar podrapał niedźwiedzia za uchem.

Sverrisson spojrzał na Ogne i pomasował czoło kciukiem, wiedział że norsmen nie odpuści łatwo.

- Pewnyś Ogne że chcesz imperialnymi dowodzić? Wiesz że oni lichowaci są, a pewnie i pod twoimi rządami nie staną do walki. Zostaw lepiej co imperialne imperialnym… my mamy ciekawsze sprawy do załatwienia na tym zasranym polu bitwy. Zresztą, jaj se ni rób, ty byś stał na wzgórzu i patrzył jak inni mają radochę i roznoszą orcze ścierwo? Wierzyć się nie chce. Toć to nie przystoi nam, tym którzy przybyli z krainy mrozu, by walki zaniechalim na cześć rozluźnienia jajec. Złoto zaś lepsze przy orczych ścierwach niż przy tej szkatule Rodriga, sam wiesz zresztą. - Dodał Helvgrim.
 
VIX jest offline  
Stary 26-11-2013, 16:22   #117
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
-Co? Dowódca z tyłu stać ma, jak baba jakaś? To co to za wódz? Raczej psia kupa niż wódz! Topór Kharnatha! Ja w pierwszym szeregu pójdę… No może w drugim… - zapał Norsmena nieco zelżał, w końcu fajnie by było być dowódcą, ale nie takim co gdzieś dupę po krzakach chowa. Cała sława by takiego ominęła. A w pierwszym szeregu też nie najlepiej, bo tam straty największe. Jak krasnoludy chcą, to niech się na przód pchają.

- Ja na wojaczce się znam tyle co imć Ragnisson na haftowaniu więc w boju czy dowodzeniu na wiele się nie zdam-powiedziała milcząca od spotkania Rose-Głos swój oddaje na Karla a sama deklaruje chęć do prowadzenia lazaretu, może tam się przydam.

- Bogowie zdecydują o naszej wygranej. Nie zawiedźmy ich. - odpowiedział Karl po dłuższej chwili wpatrywania się w niebo nad nimi. - Ogne, skąd wiedziałeś, że tamten wędrowiec to nie był człowiek, ino bóg? - zapytał ni stąd ni zowąd spoglądając na dzikusa z północy. Zerknął jeszcze na Rose i z nieznacznym uśmiechem skinął jej ukradkiem.

- Co? - pytanie zaskoczyło Norsa, który już zastanawiał się czy przypadkiem nie zgłosić się do pracy przy rannych, znaczy w tym całym nazarecie. Tam będzie dziewka i z pewnością nadarzy się kilka okazji, żeby ją przydybać. Niekoniecznie sam na sam, przecież rannym nie odmówi pomocy lub ostatniej przysługi. Uśmiechnął się na tą myśl.- Jakoś tak… Od razu widać przecie było, że jakiś taki… Nieludzki.

- Tak… - cyrulik zastanowił się przez chwilę - ...nie chciałbyś trofeum z szamana orków? Te bydlęta podobnie jak wodzowie lubują się w różnego rodzaju świecidełkach, no, i nie raz trzymają jeńców do swoich rytuałów.. Zielone ścierwo ma wyobraźnię co robić z chłopkami.. - Splunął na bok po czym spojrzał Ogne prosto w oczy - Jeżeli są tam szamani musimy ich znaleźć i zlikwidować, a jeńców uwolnić. Chce, żebyś był w zwiadzie, żadnej brawury, tylko rozeznanie i powrót, potem w ekipie likwidacyjnej. Nie mamy drugiej szansy, nie możemy nawalić.

-Coś sugerujesz?- warknął Ogne, sięgając po topór. Nie spodobał mu się ton sigmaryty.

-Przeczysz, że prawdopodobnie jako jedyny masz zdolność znaleźć cierń który może nam zniszczyć całą bitwę swoją przeklętą magią? Jedziemy na tym samym wózku Ogne. Jak go sprzątniemy, to pewnie przeżyjemy. Proste. - odparł niewzruszony zachowaniem towarzysza cyrulik.

- Jaki cierń? - Nors najwyraźniej nie zrozumiał przenośni.

- Karl mówi o orczym szamanie norsmanie. - Sverrisson wstał z siedzenia. - Czasu nie ma co marnotrawić. Ja szykuję grupę do zwiadu… a wy się nie bijta tutaj. Kto chętny ze mną iść ten niech się stawi lekko odziany i bez tobołów, o zmierzchu przy północnej ścianie obozu. Ruszamy jak najszybciej. Po powrocie ustalimy co dalej… pierwej sami musimy ujrzeć tę zieloną masę. - Helvgrim chwycił młot, poklepał Ragnara po ramieniu i odszedł do swoich zajęć.

-Jak nie mogę być wodzem ani nie mogę pomagać dziewce, to licz na mnie przy rąbaniu tych szamanów - zrezygnowany Ogne zgodził się z krasnoludem. - Ale zatrzymuję sobie prawo łupienia ich zwłok - zastrzegł.
 
xeper jest offline  
Stary 28-11-2013, 17:34   #118
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Koniec zaśnieżonych wertepów był dla elfki zbawieniem. Pełna nowych sił i nadziei przemierzała nizinne tereny, starając się zapomnieć o traumie przedzierania się przez góry zimową porą. Pogoda się poprawiła, oddychanie nie sprawiało już problemów i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie niespodzianka..jakże Nemeyeth nienawidziła niespodzianek. Wychylając się zza róg chaty oniemiała. Stało przed nią drzewo. Wielkie, stare i liściaste..wszystko w porządku niby, gdyby nie to, że miało oczy i gapiło się z uprzejmym zainteresowaniem wprost na nią. Nie miała pojęcia czy uciekać, chwytać za miecz czy po prostu poczekać i mieć nadzieję, że stwór pójdzie sobie w cholerę. Druga kwestia - jak na wszystkich bogów rozmawia się z drzewem? Ma zaszumieć? Przecież nie ma liści…
Profilaktycznie kiwnęła istocie głową, cofając się dwa kroki do tyłu i czekała w napięciu na dalszy rozwój wydarzeń.

Drzewo spojrzało na nią powoli, z wolna, z głośnym trzaskiem kory przekrzywiło głowę, dość dziwnie ludzkim gestem. Powoli, równie skrzypiąco, jak osie stare wozu, który nie ruszał z miejsca od dekad, rozległ sie melodyjny, śpiewny acz głęboki głos: -Kim jesteś?

Elfka rozluźniła się odrobinę. Przerośnięty badyl nie zaatakował jej od razu, do tego najwidoczniej potrafił mówić. To trochę ułatwiało sprawę, ale tylko trochę.
- Zwą mnie Nemeyeth, czekam na kogoś. Krzywdy nikomu nie robię, chcę tylko odpocząć, dowiedzieć się co mam dowiedzieć i zniknę, nawet nie zauważysz - wzruszyła ramionami, siląc się na spokój - Nie zamierzam wchodzić ci w drogę, nie uczynię też nic niestosownego. Będę zatem zobowiązana, jeśli pozwolisz mi tu zostać kilka godzin.

- A więc...jesteś..elfką - odparło drzewo jeszcze wolniej niż wcześniej, jakby dopiero to dostrzegając - Zostań, zostań oczywiście..Z chęcią powitam kogoś z twej rasy na mych włościach - odparła istota, milknąc i wpatrując się w elfkę świdrująco.

- A ludzie? Co sądzisz o ludziach? Widzisz, jest ze mną jeden taki, ale niegroźny i bardzo miły - dodała szybko, nim stwór zdążył przypomnieć sobie jakieś dawne urazy, związane z ludzkim gatunkiem - Też ci problemów nie sprawi, nie trzeba go deptać czy miażdżyć. Przydaje się żywy, w jednym kawałku i nie płaski jak naleśnik. A no, i konia ma...

- Deptać i miażdżyć - zabrzmiał dudniący niczym stare krasnoludzkie dudy śmiech - Czemu miałbym go miażdżyć, zwykle uciekają, gdy mnie dostrzegą… a niech zostanie...póki będzie spokojny. A czegóż tu szukanie… pewnie żeście zbłądzili?

- A tak wolałam spytać i upewnić, że nie masz nic przeciwko naszej obecności - Nemeyeth uśmiechnęła się nerwowo - Kultura przede wszystkim, wiadomo jak jest. Coś by było nie tak i plask - uderzyła pięścią w otwartą dłoń - Mamy naleśnik zamiast elfa. A co tu robimy? Mamy spotkanie z kimś, kto przekazać ma coś ważnego i istotnego dla dalszych losów wyprawy, którą organizuje nasz pracodawca.

- Wyprawy? Wyprawy mówisz...a dokąd to sie wyprawiacie. Ku górom? Ku morzu? - zaciekawił się ent, ruszając powoli w stronę pobliskiego zagajnika krzaków.

- Ku górom...chyba. Krasnoludzkie twierdze raczej na plaży się nie znajdują - burknęła, nie spuszczając oka z chodzącego drzewa.

- Z jedna czy dwie, z tegom co pamiętam są nad plażami…. ale czy dalej stoją? Czy może nie zmieniło brzegów…? Nie wiem. Ale elfka dla brodaczy pracująca, do spółki z człowiekiem? Dziwne to, dziwne… a czegóż szukanie w krasnoludzkich murach?

- A gadające drzewa są niby normalne? - wypaliła, nim zdążyła ugryźć się w język. Odchrząknęła i kontynuowała uprzejmiej. Może badyl nie dosłyszał co powiedziała? - Zobowiązaliśmy się pomóc jednemu niskiemu jegomościowi, że w odbiciu jego domu z rąk wszelkiego paskudztwa, jak się tam zagnieździło. Trzeba sobie pomagać…
O sowitej zapłacie w razie sukcesu nie wspomniała, stwór i tak by nie zrozumiał.

Drzewiec spoglądał na nią jakby zamyślony przez długą, długą chwilę: - Normalne? Normalne… są od kiedy pamiętam i odkąd góry wyrzeźbiły sie na tym świecie... - odparł w końcu - A komóż więc służycie?

- Służycie od razu...pomagamy jeno - wymamrotała, zaczynając kopać piętą w piasku - Z wcześniej wspomnianej dobroci serca i tak dalej i tak dalej. Nasz pracodawca zwie się Krainghorst. Rodrig Eservaun Krainghorst, ale mogłam coś pomieszać. Długie to imię, dużo głosek do poprzestawiania. Sens jednak jest gdzieś właśnie w tym kierunku. Teraz ja zadam pytanie, bo czuje się jak pod gradobiciem jakimś - uniosła głowę, wzrokiem szukając twarzy badyla - Co cię to, że się tak wyrażę, interesuje? Nuda doskwiera w lesie, co? Reszta drzew pewnie nie jest taka gadatliwa. Szumią sobie jedynie i rozprawiają o zrzucanie liści na zimę

- Rozmawiam...z driadami, z elfami i innymi istotami. Lecz ciekaw byłem cóż robisz na tym cmentarzysku, ot co - odparł drzewiec poważniejąc - A pytam bo chcę i mogę, ot co, to mój dom

- Czyli się nudzi - skwitowała, parskając cicho - Masz jeszcze jakieś pytania, czegoś ode mnie chcesz? Może wytyczne masz gdzie możemy chodzić, a które tereny omijać szerokim łukiem?

- At, nieee, nieee, chodźcie sobie jeno drzew nie krzywdźcie…- parsknął (?) ent, po czym zamyślił się czy zastał jakby w miejscu wpatrując się w dal.

Elfka oparła się o ścianę domu, ręce skrzyżowała na piersi i czekała uprzejmie w ciszy, dając badylowi czas na zebranie myśli. Kto wie, czy głowy przeżartej kornikami nie miał, myślenie więc mogło mu zająć trochę czasu. Na szczęście była cierpliwa i nigdzie się jej nie spieszyło.
Ent zaś stał w miejscu, bez ruchu a czas płynął i płynął...
Odczekała kwadrans, korzystając w pełni z przywileju słodkiego nieróbstwa. Usiadła pod ścianą, rozprostowała nogi, a z kieszeni wyciągnęła kawałek suszonej wołowiny, jeden z ostatnich w ich zapasach. Żując powoli przypatrywała się dyskretnie dziwnej istocie. Coś tam kiedyś brat jej opowiadał o legendach żyjących na kontynencie, ale co innego o tym słyszeć, a co innego zobaczyć na własne oczy.
- Jeszcze jedna sprawa - powiedziała spokojnie między jednym kęsem, a drugim - Ma tu pojawić się jutro ktoś z informacjami dla naszego pracodawcy. Wiesz, tego khazada o skomplikowanym imieniu. Nie rób mu krzywdy, dobrze? Albo chociaż poczekaj aż przekaże co ma przekazać.

- Hmmhmhmmmhm, hmm - ent zachrząkał i spojrzał na nią uważnie -Hmm, tak, nie zrobię po czym, jeśli elfka się nie przesłyszała albo omamy słuchowe jej nie dopadły, zachichotał.

- Co ci tak wesoło? Jakaś wiewiórka cię połaskotała? - odburknęła kończąc posiłek. Otrzepała przód kolczugi z wszelkiego śmiecia, które w swej złośliwości zaplątało się między stalowe kółka - Druga rzecz: będziesz tak stał i się gapił? Przecież powiedziałam, że nic głupiego nie zrobimy, nie trzeba nas pilnować jak niesfornych szczeniąt.
Ent jednak pozostał bez ruchu, jeno wciąż cicho chichocząc.
- Świetnie, kopane drzewo z poczuciem humoru mi się trafiło - westchnęła, podnosząc się ciężko z ziemi. Skoro badyl miał w planach jedynie skrzypienie jej nad głową, postanowiła nie przejmować się jego obecnością i powrócić do przygotowywania miejsca na nocleg. Kręciła się pomiędzy ruinami, zbierając suche gałęzie i znosząc je na kupkę. Przy prowizorycznym ognisku rozłożyła koce, resztę sprzętu zostawiła w zasięgu rąk i czekała.
- Robertowi się to nie spodoba, oj nie - wymamrotała, siadając na posłaniu.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 28-11-2013 o 17:37.
Zombianna jest offline  
Stary 28-11-2013, 18:16   #119
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Z chęcią posłuchałaby jeszcze chwilę nierealnie brzmiących plotek, lecz w porę spostrzegła, że kompanii znikli jej z zasięgu wzroku. Rozpaczliwie rozglądając się ruszyła więc w kierunku, w którym zmierzali nim się odłączyła. Na szczęście po krótkiej chwili zauważyła Nastaszę, której dumna sylwetka wyróżniała się na tle niesfornego tłumu. Przeciskając się między podekscytowanymi ludźmi dotarła do współtowarzyszy, gdy ci dochodzili już do strzeżonego wejścia. Dzięki Victorowi udało sie im przedostać na boczny dziedziniec. Cóż kapłani i strażnicy nie wyglądali na zadowolonych rozwojem wydarzeń.
- Co sądzicie o tych plotkach?
- Nic sensownego nie wyłania się z nich - odparł chłodno Victor. - Nic nie wiem, ja żadnego objawienia nie dostałem. - dodał po chwili. Miał coś jeszcze rzec, ale przerwał mu kapłan.
-Nie wiem jak ale macie zaprowadzić spokój, jasne? Nie zamierzam wpuszczać przepychającej się hordy do świątyni, jasne?- rzucił ni stąd ni z owąd.
Gdyby Victor nie był Victorem… I gdyby Victor nie był akolitą, zobowiązanym do słuchania przełożonych i starszych w wtajemniczeniu świątynnym… to pewni by krótko, zwięźle i z pewnośćią wulgarnie zripostował. Jednak Victor był Victorem… I Victor był akolitą obowiązanym do słuchania przełożonych i starszych w wtajemniczeniu świątynnym, w związku z tym rzekł króko i spokojnie…
- A cóż się tu stało, że tak gnają. Musimy wiedzieć to, by wiedzieć jak ich uspokoić… - ze złożonym rękoma, zwrócił się do kapłana.
Nieuprzejme słowa kapłana w końcu wyprowadziły dziewczynę z równowagi. Już po wydarzeniach poranka była zdenerwowana, a teraz miała słuchać jeszcze opryskliwych poleceń... Owszem ciekawił ją tłum zgromadzony przed świątynią, ale nie czuła się odpowiedzialna za sprawy obcej religii. Jej spokojny charakter jednak nie pozwalał na okazanie gniewu i agresywny wybuch. Nie zamierzała także iść w ślady Victora. Tłumiąc emocje odwróciła się i ruszyła bez słowa z powrotem. Musiała stąd wyjść i się uspokoić. Najlepiej jak najdalej... Zostawić za sobą ten miejski chaos...
- Co się stać miało. Nic się nie stało i to jest cały problem. Absolutnie nic, ale jakoś się to ludziom wyjaśnić nie udaje odparł kapłan głośno, rozgladając się po zebranych. Widac było że był wyraźnie zmęczony. -Więc macie ich jakos uspokoić, nie chcę tu zamieszek
- Ojcze, a straż świątynna? - rzekł niepewnie Victor.
Jego rozmówca, można by go nazwać, nie uspokoajał się wciąż, a coraz bardziej nakręcał, rzec by można. Teraz już właściwie krzyczał: -Przespałeś cały tydzien czy co? Przecież wiesz żę straż posłaliśmy za złodziejem. Wiec o czym ty gadasz do cholery. Ma tu w końcu byc spokój. Spokój
- Ojcze, ale cóż ja im zrobić mogę - spytał zmieszany., rozejrzał się dookołoa, po czym spuścił wstydliwie wzrok.
Słyszana jeszcze wymiana zdań coraz bardziej utwierdzała Miriahię w postanowieniu jak najszybszego opuszczenia świątyni. Słowa kapłana brzmiały surrealistycznie. Wydawało się wręcz niemożliwe, by aż tak mogli niepanować nad tym co się dzieje. Rozumiała oczywiście, że tłum był liczny i kierowanie nim mogło nie przebiegać bezproblematycznie, ale nie tłumaczylo to tego bałaganu! Nie rozumiała dlaczego Victor (i Nastasza - bo teoretycznie jest wciaż z nami) nie sprzeciwiają się temu nawiedzonemu kapłanowi
Wtedy kapłan umilkł, zapatrzył się w dal..po czym upadł na ziemię.
Bez chwili zawachania Wictor uklękł przy nim, próbując sprawdzić co się z nim dzieje.
- Ojcze… Ojcze… Ojcze… Coż ci!? - krzyczał, próbując doprowadzić, by kapłan się ocknąl.
Ten, jak mógł ocenić Wiktor - najwyraźniej zemdlał lub zasłabł. Powoli odzyskiwał swiadomość, otocozny tłumem innych zebranych. Po chwili ktos przyniósł wodę.
Victor podał wodę kapłanowi, uważnie obserwując jego stan
- Napij się ojcze. To pomoże. Cóż stało się? Chory ojciec jest?- zadał serię pytań.
Widząc co się dzieje Miriahia podbiegła do leżącego kapłana. Mógł irytować ją jego sposób mówienie, mógły nie interesować jej sprawy tej świątyni, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż była akolitką. Nie potrafiła tak po prostu odejść, skoro ten człowiek potrzebował pomocy.Słysząc serię skierowanych do kapłana pytań, postanowiła nie zadawać na razie kolejnych, a raczej poczekać na jego odpowiedzi.
- Zmęczenie.,....tylko zmęczenie wyszeptał ten cicho, na skraju przytomności.
- Nie powinien się kapłan tak przemęczać - dziewczyna odpowiedziała cicho, jednocześnie próbując ocenić czy zły stan kapłana rzeczywiście wynika jedynie z jego przemeczenia. - Wielką nadzieję pokładają w ojcu ci ludzie.
- Będzie dobrze./..dobrze będzie… tak tak, uspokójcie ich jakoś… powiedział cicho.
Miriahia bezradnie spojrzała na Victora. W jaki sposób mieli zapanować nad tym tłumem? Nie mieli przecież nawet pojęcia jaka była przyczyna tego zamieszania.
Wiktor upewniwszy się, że wszystko z kapłanem w porządku, wydostał się ze świątyni. Znalazł miejsce, w którym byłby widziany przez zbiegowisko, ale też takie gdzie mógłby się gdzieś schować przed potencjalnie, tratującym tłumem. Na przykład przy jakimś budynku i krzyknął, wskazując przed siebie ręką.
- Ludzie!... Ludzie!... Ludzie, teraz tam! Tam! Tam cud! Znowu! Teraz tam! Właśnie stamtąd biegnę! Tam, za zakrętem! Pędęm! - spróbował przekonać tłum, że jakiś cud ujawił się w innym miejscu. Może ciekawością, efektem plotki, czy domina, wieść się rozniesie i zmniejszy zainteresowanie świątynią.
I o dziwo go posłuchali. I do tego natychmiastowo! Musieli rzeczywiście w to wierzyć, musieli rzeczywiście tego pragnąć. A może też coś w tym było… Może rzeczywiście jakiś cud się objawił… No nicc, Wiktor nawet nie miał chwili by się nad tym zastanowić, gdyż ledwo co uskoczył przed opętanym tłumem. Dobrze, że znalazł wcześniej odpowiednie miejsce...
 
AJT jest offline  
Stary 22-12-2013, 18:06   #120
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Rycerz udał się na polowanie, a faktycznie by przemyśleć wydarzenia ostatnich dni. Błąkał się tak i szwędał bez celu, bowiem w głowie miał setki myśli. Elfka, skaven, misja wszystko zaczęło się komplikować a on musiał podjąć decyzję. Decyzję, która ani nie była łatwa ani przyjemna, bowiem cokolwiek nie wybierze wpłynie to na jego życie.

Mając chwilę czasu postanowił rozejrzeć się po okolicy i opuszczonych domostwach. Był ciekaw co sprawiło, że nie było tu żywej duszy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172