Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2013, 18:22   #1
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Saga Kapłanów Żelaza; Brąz - Metal Krwi

Saga Kapłanów Żelaza™

Brąz - Metal Krwi





~ Helvgrim ~

Stolica Khazadzkiego Imperium, Karaz-a-Karak
Kazamaty Pamięci, podziemna droga do Sali Wyznań
1 Karakzet, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5578 KI
10 lat po obleżeniu Stalowego Szczytu

Helvgrim Torvaldur Sverrisson. Stary, zmęczony khazad o łysej głowie i siwej brodzie, tak wspaniałej że budziła podziw nawet wśród zastępów Długobrodych. Helv, jak wołali go przyjaciele - krasnoludzki Mistrz Run i Prawodawca Żelaznych Kapłanów. Dawi znany z tego że jego słowo jest mocne jak gromril a znaki mocy które wykuwa na broni i pancerzach, nigdy nie tracą swej potęgi. Taki był Helvgrim syn Svergima, zawsze... ale nie tego jednego dnia. Zawsze jest coś co psuje wizerunek i nastręcza kłopotów na starczą głowę.

Tego feralnego właśnie dzionka, o świcie, wszystko było zupełnie inne. W niepamięć poszły wszelkie zasługi i honory. Sposobu nie było by pieczęcie królów innych twierdz, mogły zmienić los szanowanego kowala. Wszystko inne, zmieniło się jednak. Czasy, miejsca, równowaga w naturze i polityczne kolegacje... znany świat był w rozsypce . Przeminął Pan Końca Czasów. Pozostał tylko sam ich koniec. Wolny. Spuszczony ze smyczy i dziki... niczym nieokiełznany demoniczny cerber, który pożreć miał świat i mógł tego nawet nie zauważyć. Helvgrim o tym wiedział. Poczynił zatem pewne kroki, przygotowania rzec było można, a teraz? Cóż, teraz musiał zapłacić okrutną cenę za swą wiedzę i podjęte działania. Surowe prawa Khazadzkiego Imperium były jak ośnieżone szczyty Gór Korony Świata, lodowate, bezwględne i niezmienne... wieczne. Tak też umęczony Runkaraki, dziś miał stać jak khazadzki thrung i bronić swych racji. Być może istniała jeszcze szansa na ocalenie istoty znanego świata, kto wie, może się to jeszcze udać. Wszak wiele kronik było wciąż niezapisanych. Ich białe karty spragnione były atramentu tak jak żwirowe źleby łakną wciąż krasnoludzkiej krwi.

Teraz, odświętnie ubrany, uzbrojony w masę dokumentów świadzących o swoich racjach, kowal run przemierzał korytarze na czwartym poziomie, zwanym kwartałem Belhura i kierował się do Sali Wyznań. Znał drogę dobrze, nie było wiele miejsc w całym Karaz-a-Karak, które nie byłyby znane tak staremu dawi jakim był Sverrisson. Jednak tradycji trzeba było przestrzegać za wszelką cenę. Prowadzony był zatem przez jednego z kapłanów Grungniego, Hvarga syna Felgama, krasnoluda sztywnego zasadami i sposobem chodu zupełnie jakby połknął hutniczy komin. Ten ostatni szedł przed o pięć kroków przed kowalem i cytował szeptem wersy z Tomu Posłuchu. Helvgrim obejrzał się przez ramię i spojrzał na ariergardę pochodu. Dwóch odzianych w zdobione pancerze, przybocznych króla. Twarze ich skryte były za zasłonami stalowych hełmów, w rękach dzierżyli wspaniałej roboty dwuręczne młoty, oznaczone lśniącymi runami. Niosący Zagładę, Strażnicy Bramy, Młociarze... różnie nazywano gwardię przyboczną najwyższego króla Thorgrima, ale to nie z nazwy słynęli ci wojownicy, swą ogromną sławę zyskali dzięki otoczce tajemnicy wokół ich bractwa, ślepej wierze w słuszność czynów i słów ich pana oraz niewzruszonej postawie na polach walki. Byli żywą legendą, która teraz była oddelegowana do ochrony lub może pilnowania Mistrza Wysokiej Runy. Helv miał poznać odpowiedź na to pytanie właśnie tego dnia.

Szli więc pustymi korytarzami, które drążone były jeszcze w czasach kiedy bogowie stąpali po ziemi. Wspaniałe zdobienia, cudowne mechanizmy, system oświetlenia który był szczytowym osiągnięciem khazadzkiej myśli inżynieryjnej... nic z tych rzeczy nie przykuwało uwagi Helvgrima. Głowa kowala pełna była myśli o całkiem innym zabarwieniu. Wszelakich możliwych scenariuszy i dróg na które warto było wejść podczas rozmowy lub raczej przesłuchania, które odbyć sie miało przed samym królem. Przed królem królów - Thorgrimem Strażnikiem Uraz. Panem krasnoludzkiej domeny, sięgającej od Zło Ziemi na południu aż po krańce państwa godpodarów na północy, od łańcucha Gór Krańca Świata na wschodzie aż po wody Wielkiego Oceanu na zachodzie. Nikt, nigdzie w znanym świecie, nie dzierżył tyle władzy w jednym ręku co najwyższy król Thorgrim. Odpowiadało przed nim prawie cztery miliony khazadów. Choć świat znał jeszcze cztery inne krasnoludzkie imperia, to to jednak było najpotężniejsze i liczyli się z nim wszyscy, bez wyjątku. Potęga króla i jego stolicy była ogromna. Ponad dwieście pięćdziesiąt tysiecy mieszkańców Karaz-a-Karak utwierdzało tylko tę opinię każdego dnia. Same wspaniałości, rzec można by było, gdyby nie to że Sverrisson miał inne sprawy na głowie. Wiedział że za kilka chwil stanie się podsądnym, a członkowie posępnej prokury będą chcieli wsiąść na niego jak na łysego kuca i ujeżdżać go aż padnie... dziś nie mogła uratować go nawet tak zacna funkcja jaką jest bycie Kowalem Run. Funkcja równa prawie królowskiej, ale nie pozycji najwyższego władcy.

Kolejne ciężkie i bogato zdobione drzwi otworzyły się przed maszerującą korytarzem grupą, działo się to jakby za dotknięciem runicznego kostura. Wszak nikt nie dotykał drzwi, nikt ich nie popychał czy odciągał, dało się słyszeć jednak pracę mocarnych mechanizmów ukrytych w rzeźbionych ścianach twierdzy. Helvgrim zadarł głowę do góry i spojrzał na parapety wzdłuż ścian, osadzone czterdzieści stóp nad posadzką, stali na nich wartownicy uzbrojeni w kusze. ~ Czyżby Thorgrim obawiał się że będę chciał uciec? ~ Przemknęło przez głowę zacnego kowala. Helvgrim musiał przerwać rozmyślania. Kolejne odrzwia które stanęły otworem były tymi ostatnimi. Za nimi czekało przeznaczenie i przyszły los khazadzkiej braci. Twarz Sverrissona stężała a brwi groźnie uniosły się. Runy na lasce zabłysły błękitnym światłem a wnętrze ogromnej komnaty wypełniło się zapachem ozonium. Włosy poczęły się jeżyć na głowach obecnych w sali krasnoludów... kilku z nich sięgnęło po miecze i topory. W ten czas Helvgrim przemówił... niepytany.

- Thorgrimie. Jeśli masz zamiar mnie sądzić to mylisz się i wiedz że na to nie pozwolę. Przyszedłem tu z własnej woli by ukazać ci ogrom niebezpieczeństwa i opisać pewne wydarzenia. Przyjmij mnie zatem jak gościa, albo nie marnuj swego czasu. - Takie słowa były wielkim ryzykiem, ceną za nie mogła być nawet głowa Runkaraki.


~ Thorgrim ~


Na swym wspaniałym tronie siedział on... Thorgrim Spamiętywacz, Strażnik Uraz, Powiernik Krzywd. Na kolanach trzymał ogromny tom... Dammaz Kron, jeden z wielu tomów Księgi Uraz. Wielu, nawet khazadów, myślało że to tylko jedna księga, kiedy w rzeczywistości był to szereg prastarych woluminów. Król królów siedział i patrzył na stronnice księgi. Odziany był zgodnie z tradycją i przepychem godnym samych bogów. Zresztą, Thorgrim był potomkiem bogów w prostej linii. Valaya i Grungni byli tymi którzy dali początek krwi klanu Durazklad, klanu z którego pochodził najwyższy król. Przepowiednie mowiły że tak długo jak potomek bogów siedział będzie na Tronie Mocy, i tak długo jak sam Tron nie zostanie naruszony, tak długo trwać będzie imperium krasnoludów. Thorgrim spojrzał po chwili na Helvgrima, a później podniósł wzrok na Azamar, Run Wieczności, wykuty na swym tronie. Znak lśnił potężnym światłem , tak jak runy na lasce Kowala Run. Król odezwał się, pierwej zaś wzniósł wysoko dłoń.

- Skoroś wszedł jak do swego to bądź mi gościem dumny Runkaraki. Twa magia jednak na wiele się tu nie zda. Święty Azamar chroni tego miejsca przed każdym rodzajem mocy. Runy rozerwią twe ciało jeśli tylko wyzwolisz ich potęgę. Jednak wiesz to, prawda? - Zapytał na koniec król.

- Wiem. Moja obecność tu nie ma na celu niczego złego w zamierzeniu. - Odparł kowal, a znaki na kosturze poczęły przygasać, by po chwili stać się jedynie misternymi żłobieniami na gromrilowym drągu. Sverrisson rozejrzał się. Pod ścianami stało może dziesięciu, a może dwunastu gwardzistów. W pobliżu tronu siedziało czterech sędziwych kronikarzy króla, a po lewej stronie od Thorgrima klęczała khazadzka kobieta odziana w błękitne szaty. Choć w uległej pozycji, to i tak wyglądała dumnie i dostojnie, niczym królowa przymuszona do czegoś co jej zupełnie nie przystało. W głębi komnaty siedziały skryte jeszcze dwie postacie, ale Helvgrim nie był w stanie ich zidentyfikować.

- Dobrze zatem. Obaj wiemy po co tu jesteś. Zaczynaj. Powiedz dokładnie jak to się zaczęło. Moi kronikarze spiszą każde twoje słowo. - Odparł król i gestem dłoni zaprosił jakby Helvgrima by podszedł bliżej.

- Wybacz Wielki Riku Thorgrimie, ale nie wydaje mi się by ktokolwiek poza garstką khazadów wiedział po co tu jestem... a wszyscy z tej garstki nie byliby w stanie podzielić się z nikim tą wiedzą. Muszę ostrzec że wieści które przyniosłem są smutne i zwiastują poważne zmiany, czas pokaże czy to zmiany na lepsze czy gorsze, ale jedno jest pewne, już dziś będziemy znać odpowiedź na to pytanie. To nie będzie krótka opowieść królu. - Sverrisson poszukał wzrokiem siedziska.

Thorgrim wykonał gest ręką i służący zjawił się z pięknym, zdobionym kamiennym zydlem w dłoniach. Ustawił go za plecami Helvgrima i zniknął tak szybko jak się pojawił. Helv pokłonił się oszczędnie królowi i usiadł.

- Czasem się nie przejmuj, wszak czekamy na to już dekadę, to poczekamy jeszcze i dzień jeden... mów jak było. Wszystko, dokładnie i od początku. Później zajmiemy się oskarżeniami w stosunku do twej osoby synu Svergrima. - Najwyższy król nie owijał słów w bawełnę.

- Dobrze niech tak będzie. Swą opowieścią potwierdzę tylko czy jest ze mnie zabójca czy zbawiciel. Pamiętaj proszę jednak Thorgrimie, nie jestem twym poddanym i nie dam się sądzić jak zaszczuty pies. Służę Najwyższemu królowi północy, Hargimowi Łamaczowi Zębów, panu północnych twierdz i łańcuchów górskich Skadi, Naglfari, Ulferenar, Hel, Trollheim, Gór Gigancich. Rubieży od Drakfjordu przez Korv aż po Góry Żelazne. Zwierzchnikowi króla Thangrima Ognistobrodego. Stoję tu nie jako khazad twego domu. Proszę by o tym pamiętano i brano wgląd na prastare tradycje naszego ludu. - Helvgrim przypomniał o zwyczajach, musiał się upewnić że nikt go nie zlinczuje nim nie skończy opowiedzieć historii do końca.

- Twe słowa zostały zapamiętane Helvgrimie z linii Torvala... zapamiętane i zapisane w annałach. Zaczynaj już że tę opowiastkę. - Król niecierpliwił się.

- Tak, zgadza się. Yhym... yhm... Początek wszystko miało lat temu dziesięć, jak sam wspomniałeś władco królestwa środka. Pracowałem wtedy dla króla Kazrima Kazadora, którego syn Kazrik został porwany przez orcze ścierwo... - Mówił norskański khazad, kiedy nagle Thorgrim mu przerwał.

- Źle mówisz kowalu. Kazrik został ogolony i żywcem przybity do tronu Kazadora. Wszycy o tym wiemy. - Wtrącił król.

[i]- Hm... i tak i nie. To nie było wcale takie proste jak się wydawało. Pozory były bardzo mylące. Ta historia miała zupełnie inny początek i koniec. Wszystko ma jednak swój porządek, zatem i do śmierci Kazrika dojdę w swych słowach. Więc dziesięć lat temu, w królestwie Kazadora, na skraju Gór Krańca Świata, w potężnej twierdzy Karak Azul, wszystko wzięło swój zaczątek. Wszystko to co powoduję mną dziś i co skłania mnie by opowiedzieć ci królu całą Sagę, a później? Cóż, później... stanie się to co stać się musi. Los i tak został już nakreślony w gwiazdach. -[i] Helvgrim napił się wina ze wspaniałego rogu grzmotobestii. Napitek podał mu służący. Kowal run kontynuował mowę.

- Czasy wtedy były dziwne. Azul było odcięte... - Sverrisson złamał pieczęć Sagi i począł mówić... zdradzać sekrety wielmoży i ujawniać sprawy tajne tak bardzo że słuchający go trzymać musieli dłonie na rękojeściach toporów. Tylko król Thorgrim był spokojny, niewzruszony tak jak skała w której wydrążono wspaniałą warownię Karaz-a-Karak. Zbyt spokojny jak na pierwszy rzut oka... wszak Sverrisson wyjawić miał też sekretną wiedzę na temat samego najwyższego króla.

 

Ostatnio edytowane przez VIX : 15-07-2013 o 00:10.
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172