Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2013, 17:14   #31
 
dejmien25's Avatar
 
Reputacja: 1 dejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znany
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
8 Karakzet, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
917 stóp pod poziomem miasta, ostatni poziom kopalniany
Wejście do naturalnych jaskiń w pobliżu Kazamatów Śmierci


Baldrik siedział na ziemi oparty o jedną ze ścian pogrążony w myślach, znajdował się teraz razem z całym oddziałem głęboko pod ziemią. Sytuacja nie była dla nich korzystna, ich przewodnik się zgubił lub co gorsza porzucił a teraz trzeba było podjąć decyzje w którą stronę iść a możliwości było wiele bowiem znajdowali się na rozwidleniu korytarzy, niektóre prowadziły w dół inne w górę. Oddział debatował nad dalszą drogą jednak Baldrik nie mieszał się do dyskusji, kto by tam chciał słuchać żółtodzioba, wolał czekać, aż dowódca i jego kaprale zdecydują co dalej.


Decyzja zapadła, mieli się udać korytarzem , który piął się nieco w górę. Młoda krasnolud maszerował za swymi towarzyszami, przy pasie zaczepiony miał topór, na plecach spoczywała tarcza a przez szyje przewiesił swoją kusze, która teraz kołysała się na pasie tuż pod jego klatka piersiową. Potrafił świetnie walczyć toporem jednak strzelanie z kuszy wcale nie szło mu gorzej... lubił tą broń, pozwala on zabić przeciwnika i nie narazić właściciela na rany, żałował, że nie zabrał swojej kuszy do Izor Khazid, być może w tedy nie odniósł by ran... drugi raz nie popełni takiego błędu, lepiej być przygotowanym na wszystko.


Tunel zaprowadził ich do windy wiodącej na niższy poziom korytarzy. Zjazd na dół odbył się bez żadnych komplikacji. Oczywiście ten stan rzeczny nie mógł trwać długo... na dole jeden z jego niezbyt okrzesanych towarzyszy wpadł w urwisko, całe szczęście Roranowi nic się nie stało, Baldrik stwierdził to po przekleństwach dobiegających z urwiska. Glandir wydał rozkaz kontynuowania marszu, przez ciemne tunele, Baldrik podążał w środku szyku z kuszą gotową do strzału, miał przeczucie, że coś spotkają i to coś raczej nie będzie przyjaźnie nastawione... pocieszał się tym, że mało jest stworzeń na świecie , które potrafiły by wytrzymać trafienie z kuszy w głowę...
- jak coś tylko się pojawi od razu zapakuje mu bełt w łeb... - wyszeptał cicho.
 
dejmien25 jest offline  
Stary 30-07-2013, 22:42   #32
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
9 Karakzet, czas Azurytu, roku Drum - Daar 5568 KK
1047 stóp pod poziomem miasta, ostatni poziom jaskiń
8 drużyna, 5 pluton, 2 kompania Czarnego Sztandaru


Schodziliście niżej i niżej. Rozkazy sierżanta Glandira były proste - dotrzeć na najniższy poziom jaskiń. Za każdym razem kiedy odnajdywaliście schody lub wąskie studnie, do których spuszczaliście się po linach, czuliście jak powietrze robiło się cięższe i cięższe. Oddychanie przychodziło z coraz to większym trudem. Musieliście być już bardzo głęboko. Każdy z was liczył... to już jedenaście poziomów niżej od momentu kiedy kapral Roran Ronagaldson wpadł w przeklętą dziurę w podłożu. Kiedy byliście na ostatnim, zdaje się poziomie, waszą niepewność rozwiał głos sierżanta, sprawdził on grunt i wiedział że niżej już nic nie ma... skała była czystym granitem z wysoką zawartością minerałów nie poddających się maszynom drążacym, na pewno nie na takiej głębokości. Byliście na dnie, a Glandir okazał się dobrym znawcą kamieni. Dorrin także poddał ściany jaskini swej dogłębnej i dzikiej analizie, i choć zwykł być bardzo rubaszny i nieokiełznany, to tym razem oglądał każdy łupek z miną znawcy. Wiedział że głębiej mogą być już tylko naturalne pęknięcia Stalowego Szczytu... prawdziwe żyły tej skały. Tak też było. Dorrin zlokalizował główny cug i starał się określić najlepszą droge powrotną, to miało sens, ale dowódca kierował ich w przeciwną stronę. To jednak nie zmartwiło Dorrina Zarkana. Była robota do zrobienia, a khazadzi zawsze wykonują robotę do końca i choć drogę ku górze zostawili wszyscy za plecami to przez twarz potężnego krasnoluda przebiegł uśmiech. Czy było coś co mogło zmartwić Dorrina? Jeden Grungni tylko to wiedział.

Od czasu do czasu, waszym oczom ukazywały się ciasne szczeliny w ścianach, które prowadziły głębiej. Jednak każda szczelina mogła pomieścić góra jedną osobę na raz. Zresztą, pęknięcia skalne wyglądały bardzo złowieszczo, nie było w nich się jak swobodnie poruszać czy odwrócić. Sierżant zakazał wchodzenia w nie ze względów bezpieczeństwa. Wciąż zatem szliście naturalnymi jaskiniami i tunelami drążonymi przez krasnoludy. Szliście bez końca wydawać się mogło. Strach zaczął powoli opanowywać wasze umysły. Wyjścia nie było widać, przecież szliście wciąż w dół. Do tego wieści od Glandira na temat zadania polegającego na zalaniu wschodnich tuneli. To musiał być zły znak. Do tego czułe zmysły syna Torrina prowadziły was na wschód, do celu waszej wyprawy.


Thorin szedł w środku grupy i kreślił mapę, stawało się to co rusz to trudniejsze. Poziom za poziomem, kwartał za kwartałem, pergamin przyjmował atrament i tworzył plątaninę znaków i rysunków które pojąć mógł jedynie sam ich twórca. Teraz tylko on jeden wiedział jak wrócić, przynajmniej do poziomu windy. Wiedział też że mineli dziesiątki bocznych korytarzy, załomów i półek skalnych. Glandir wybierał najlepszą drogę, najprostszą i najszerszą, taką która powinna prowadzić do konkretnego celu. Thorin miał jednak złe przeczucia, co raz to spoglądął na swa mapę i widział że kompleks tuneli musi być ogromny, tak bardzo że może upłynąć i ze dwa tygodnie marszu nim zbadają każdy kąt w tym labiryncie. Teraz miał także inne zmartwienia na głowie, nie łatwo było iść i rysować mapę, ale robił co mógł. Szczęśliwie miał spory zapas atramentu i kart pergaminu. Z każdą chwilą słabł jednak. Coś zupełnie jakby brała go choroba, pot lał mu się po skroniach strumykami, zaczynał mieć też problemy ze wzrokiem. Oczy musiał zwilżać obficie mokrą szmatką by znów podołać tworzeniu mapy. Z każdą chwilą było jednak z nim gorzej. Przyczyna była nieznana, może to dziwne grzyby na ścianach, a może wilgoć, może ciśnienie lub panujący tu chłód? Trudno było powiedzieć.

W jednym z tuneli, najbardziej wysunięta na przód Ysassa, odnalazła dziwne znaki na kamieniach. Poddała je szybkiej ocenie i wiedziała już że oznaczają ukryte przejście w ścianie. Dzielna khazadka znała się na tego rodzaju oznakowaniu, ale mechanizmu by ukryte przejście otworzyć nie można było odnaleźć. Musiał być dobrze ukryty lub potrzebny był to tego klucz. Znalezisku temu przyjrzał się również młody kowal run. Galeb, choć na inżynieryjnych sprawach znał się kiepsko to był wyczulony na tyle by spostrzec ukrytą w tunelu, obok drzwi pułapkę. Prosty mechanizm powodujący że jedna ze skalnych ścian opadała na ofiarę pułapki i mogła ją poważnie ranić, choć raczej nie zabić, ale na pewno skutecznie zablokować dalszą drogę zawałem kamieni. Galeb miał szczęście, odnalazł mechanizm spustowy i rozbroił go pomyślnie. Zadowolony z siebie, zabrał proste części mechanizmu opartego na łańcuchu małych, stalowych klinów i konopnym powrozie.

Na tyłach pochodu szedł Detlef. Zatwardziały khazad robił za tylną straż i był wystawiony na cel jak mało kto. Latarnia przypięta do pasa robiła z niego tarczę tak łatwą do trafienia. Jednak zacięta mina na jego twarzy mówiła wiele... za nic miał niebezpieczeństwo z jakim się stykał i wszystko byłoby nawet dobrze gdyby nie to dziwne uczucie że ktoś za nimi idzie. Od czasu do czasu, Detlef odwracał się, tam jednak niczego i nikogo nie było... jedynie tunel ciemności, z którego wiało złą wróżbą. Zmylić łatwo nie było Detlefa. Obecność na tyłach oddziału nie była jedynie wymysłem khazada, tam coś było i Detlef był tego pewien. Trudno było by iść i nie odwracać się co chwila za siebie. To tylko spowodowało że krasnoluda rozbolał kark... a wróg, jeśli jakiś był to wciąż poza zasięgiem wzroku lub słuchu, a jedynie na granicy percepcji innych doskonałych zmysłów Detlefa. Doświadczenie też robiło swoje... tam coś było.

Oddział maszerował dalej. Co raz to niżej i głębiej w tunele prastarej skały na której stało Karak Azul. Choć to Roran za każdym razem skakał pierwszy na niższe poziomy i zjeżdżał po linach w dół głębokich studni... to jednak Baldrik okazał się najlepszym i najzręczniejszym w trudnej sztuce wspinaczki, wiązania węzłów i szybkości zejścia linowego oraz niekiedy wspinaczki w górę. To Baldrik zaczepiał liny i tworzył bezpieczne kominy w których podróż w głąb ziemi była prostsza. Kto się na wspinaczce nie znał wcale ten docenić dzieła młodego Baldrika nie potrafił, ale chłopak zrobił swoje... wiedział też że powrót będzie trudniejszy niż zejście. Ciężkie, pancerne krasnoludy, obładowane tobołami i bronią... żaden z nich nie był tak szybki i zwinny jak Baldrik. To mógło stać się poważnym problemem.

W końcu, w jednym z ciasnych tuneli, Roran odnalazł pierwsze ślady czyjejś obecności. Kilka bełtów rozrzuconych bez ładu i składu. Czuł że coś jest nie tak. Zatrzymał pochód i sprawdził pociski które znalazł. Bełty nie były khazadzkie, ludzki czy elfie...ba, nie były nawet dziełem orczych, pożal się Grimnirze, rzemieślników. Jednak gdyby trafiło na kogoś innego niż Roran to było by źle... on jeden pojął w lot do kogo należą bełty. Zwęszył je i aż w nosie go zakręciło. Skwitował krótko.

- Tfu! Przeklęte szczury.

Od tego momentu sytuacja zrobiła się napięta. Oddizał Glandira wiedział ze nie jest w tunelach sam. To było oczywiste już na początku wędrówki, ale znalezisko Rorana i przeczucia Detlefa zrobiły swoje. W mroku czaił się odwieczny wróg. Na potwierdzenie tego już z goła oczywistego przeczucia, Skalli dodał swoje dwa miedziaki informacji. Każdy był w czymś dobry, ale Skalli znał się na tropieniu najlepiej, przynajmniej tego dnia miał wiele szcześcia... bo nie łatwo znaleźć jest ślady szczurzych stóp na kamienistym podłożu. W jednej z ciasnych szczelin do których Glandir zakazał zaglądać, ciekawski Skalli odnalazł odchody szczurów. Były świeże, nie mogły mieć więcej niż dzień od momentu kiedy zostały wydalone ze spaczonych jelit przerośniętych szczurowatych stworów. W obrzydzenie wprawiało innych kiedy Skalli, znający sie na rzeczy, wcierał w palce szczurze łajno i wąchał je z miną znawcy. On jeden wiedział że tak trzeba... inni gówno się tam znali na tym. Poza Ysassą oczywiście, ale to łajno należało do Skalliego to i harda dziewczyna zabierać mu go nie miała zamiaru.


Łatwo było zorientować się że minęło już kilkanaście godzin od momentu kiedy drużyna pozostała bez przewodnika. Grupa zdążyła już trzykrotnie się zatrzymać i posilić i choć jedzenia było w bród to z napitkiem było gorzej, a w ciasnych i dusznych korytarzach piło się więcej niż normalnie, każdy górnik wiedział że wraz ze wzrostem ciśnienia i duchoty, pragnienie wzrasta. Tak też było i z Harginem. Szedł i pocił się, pić mu się chciało jak jasna cholera i dlatego z początku wydawało mu się jedynie że słyszy szum wody, niczym omam słuchowy. Przystanął jednak i wsłuchał się uważniej, w ten czas reszta towarzyszy szła dalej. Wszyscy byli zmęczeni i potrzebowali odpoczynku, a może nawet snu. Tymczasem Hargin stanął i słuchał odgłosu dochodzącego z oddali, jakby z głębi bocznego korytarza. Po chwili zrównał się z nim Detlef z tylnej straży i także się wyciszył na podobieństwo Hargina. Ten ostatni uniósł dłoń, był już pewien... tam coś było. Ruszył przodem i po dwóch zakrętach dostrzegł poblask światła. Hargin ucieszył się i już miał zakrzyknąć na towarzyszy kiedy zza jednej ze skał dostrzegł unoszący się dym. Khazad zaczął przyglądać się uważniej i mógł dostrzec czubek głowy jakiegoś osobnika... ten ktoś musiał palić fajkę i siedzieć na gołej skale. Po chwili do Hargina dołączył Detlef i razem spoglądali w głąb tunelu gdzie teraz usłyszeć dało się głosy niesione poteżnym echem... słowa były w mowie ludzi Imperium.

-... a ta kurwa mówi że nie! Ha ha ha. To ja jej na to. Bedziesz szmato lizać drache z moich kalafaksów jak ci mówie. Jebłem jom w pysk i padła na glebe... szmać sie juchom zalała i płakać mi zaczeła. Pojmiesz to? Mnie kuśka stoi jak u dzikiego knura, a ta dzifka jebana mi ryczy. He he he. - Głos należeć musiał do człowieka.

-... no i co, no i co? - Drugi głos był piskilwy, ale i ten był ludzki.

-... a co? Jebłem jeszcze jom w pysk ze trzy czy sześć razy i rzuciłem na siennik. Zerżnąłem ze dwa razy i oddałem innym. Trochem mi ten jej mąż popsuł szyki, bo chuj leżał martwy i jak żem rypał te blać jebanom to mi się jego facjata martwa w oczach kiwała raz po raz. Ale tam, chuj z nim! Kampania wtedy była przednia. To były czasy. Jak żeśmy tego całego Ar.. Archo... a chuj tam, tego generała z północy wypendzili. Oj, to się działo. Szliśmy z wioski do wioski i odbieraliśmy co siły zła zabrały. Inna sprawa że obłowiłem się wtedy jak mało kto i poruchałem te wiejskie dziewki za całego swego żywota. - Głos przechwalał się i zatrzymał na chwilę, dało się usłyszeć odpalaną zapłakę.

- Te kurwie syny znów nas podchodzą. W tunelu znalazłem ich gówno. - Odezwał się inny, krasnoludzki głos tym razem.

- Oj tam, Wyr. Wiesz że te gówniane szczury nie podejdą tutaj. Mamy amulet i to się liczy. - Głos należał do tego który opowiadał o swych łóżkowych podbojach.

- Sram na twój amulet i twoje kretyńskie gadanie pajacu. Zawrzyj ryło bo ściągniesz tu wszytkie skaveny tych gór. - Odpowiedział khazadzki głos.

- Wszyscy się kurwa zamknijcie. Cisza i spokój ma być. Posiedzimy tu jeszcze dzień czy dwa i spierdalamy do Nuln, zgodnie z planem. Problemy na nie są potrzebne. Cisza i spokój, to nas tylko uratuje. - Przemówił zupełnie nowy głos. Po chwili kontynuował, krzykiem. - Warty. Odlicz!

- Raz. - Dało się słyszeć z głębi tunelu. Tego w którym był Hargin i Detlef.

- Dwa. - Kolejny, nie słyszany wcześniej głos.

- Trzy. - Wyliczanka trwała. Głos o dziwnym, niskim zabarwieniu dotarł do uszu żołnierzy spod Czarnego Sztandaru.

- Cztery. - Mocny baryton poniósł się dźwiękiem po wszystkich okolicznych tunelach.

- Dobra wszyscy są. Prześpijcie się albo co. Bylebyście tylko byli cicho. - Przemówił jedyny, zdaje się, rozsądny.

Hargin i Detlef spojrzeli po sobie i wycofali się w głąb tunelu.
 
VIX jest offline  
Stary 01-08-2013, 18:56   #33
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Czas działał na ich niekorzyść i w tej materii niestety nic a nic się nie zmieniało. Wkraczali w coraz to niższe partie kompleksów jaskiń pod cytadelą. Glandir dyszał ciężko. Nawet przez myśl mu nie przeszło odpalenie fajki, bo wiedział, że może się to skończyć problemami z złapaniem tchu a kto wie czy i nie uduszeniem? Choć tęsknił za posmakiem fajkowego ziela w ustach, nie dał się przekonać podszeptom pokusy z głębi duszy.
-Zejdę pierwszy i zabezpieczę dół.- rzekł, gdy po raz kolejny mieli schodzić na kolejny poziom niżej. Brodacz, przerzucił przez bark skórzany rzemień, do którego przytwierdzona była jego kusza. Podobnie uczynił z okrągłą tarczą. Gdy był już gotowy złapał się liny i niezbyt poręcznie zsunął się do wnęki prowadzącej kilkanaście metrów w dół. Nagle stopa ujechała mu na śliskim kamieniu i stracił równowagę. Zawisnął w bezruchu z zamkniętymi oczami. Gdy je otwarł i uniósł wzrok wyżej dostrzegł Rorana, trzymającego go za dłoń. Glandir wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze nosem, dziękując po chwili kapralowi za uratowanie życie...

Gdy dotarli na sam dół, Glandir otarł pot z skroni i czoła po czym rozejrzał się, jakby coś to miało dać.
-Teraz powinniśmy ruszyć na wschód...- rzekł jakby ktoś z grupy miał wątpliwości. Jego wzrok skupił się na Roranie i Ysi, jednak ci nie mieli nic do dodania.
-Zatem ruszajmy.- rzucił na koniec. Kompani ruszyli zwartym szykiem do przodu. Niedługo potem oczom Rorana ukazały się porozrzucane bez ładu bełty, należące do szczuroludzi. Istot legendarnych i ponoć równie niebezpiecznych co sam Archaon. Glandir pochylił się nad znaleziskiem i wziął w dłoń jeden z bełtów. Pamiętał dobrze jak ojciec opowiadał mu o jednej bitwie z tymi bestiami, gdzieś głęboko pod Karak Norn. Rudobrody sierżant zamyślił się na chwilę wbijając oddalony wzrok w litą skałę pod swymi stopami.

~***~

-Śmierć wrogom Króla! Śmierć wrogom Karak Norn!- zakrzyknął zatwardziały sierżant podnosząc swój topór w górę. Jego okrzykowi odpowiedziały krzyki setek innych brodaczy gotowych pójść na bój i nawet na śmierć w imię idei. Karak Norn uporało się z najazdami orków, kiedyś nawet przetrwało atak ogrów, potężnych bestii rodem z bajek i mitów, to dlaczego miałoby sobie nie poradzić ze skavenami? Skaveni nie byli głupi jak orkowie, ani zadufani niczym ogry. To były sprytne bestie świadome swojej siły, które w pełni korzystały z owego sprytu, o tak. Teraz jednak miały prawo by drżeć ze strachu. Okrzyk oddziałów krasnoludów był tak gromki, że drobniejsze kamienie na skalnym podłożu aż podrygiwały. Szczuroludzie jednak mieli coś, o czym krasnoludy nie wiedziały... Działo, bijące światłem zrodzonym w spaczeniowym kamieniu. Broń straszniejsza od zatrutej strzały goblina, ogromnej maczugi ogra a nawet i ugryzienia samego smoka. Była to broń, która niszczyła i zostawiała piętno swej aktywności na długi czas...

Torrin opowiadał młodemu jeszcze Glandirowi, jak pocisk uderzył w biegnący oddział brodaczy wyrzucając ich na dobre dziesięć stóp w górę, tak jak szmaciane lalki. Ich ciała topiły się niczym rozgrzany do czerwoności metal, rozsypywały się w proch albo co gorsza padały na ziemię i od razu zaczynały mutować zmieniając kończyny w macki, twarze w paskudne pyski o kilku parach oczu i żuchwach strasznych jak u demona chaosu...
Krasnoludy zwyciężyły tę bitwę, niszcząc działo, zabijając wodza skaveńskiego plemienia, oraz przepędzając większość z tych przeklętych stworów. Udało im się odzyskać podziemię, lecz na trzy dekady trzeba było zamknąć drogę do tych jaskiń z podziemnego miasta Karak Norn, gdyż zbyt wielkie było ryzyko odczuwania obecności spaczenia...

~***~

Gdy Hargin i Detlef przynieśli wieści o obecności żywych osób gdzieś niedaleko, Glandir wziął głęboki wdech i pogładził się dłonią po skroniach.
-Domyślam się, że znaleźliśmy naszą zgubę. Raczej nikt przypadkowy by tutaj nie dotarł.- rzekł ściszonym głosem Glandir -Chyba, że trafiliśmy na Gervala, który pragnie uciec przed ręką sprawiedliwości...- syknął choć szczerze w to wątpił. Chcąc czy nie chcąc mieliśmy sprawdzić co z tym oddziałem. Trza to sprawdzić. Jest nas więcej, skoro odliczali do czterech, a piąty jest na czujce. Hm... przygotujcie się na każdą ewentualność. Skoro chcą wyprawić się do Nuln, to może oznaczać, że zwyczajnie pragną zdezerterować. A jeśli tak, to może będą chcieli pozbyć się świadków...[/i]- wejrzał na pozostałych, jakie oni mieli na ten temat zdanie. Chciał poznać zdanie swych -w teorii- podwładnych.
- Sprawdźmy wpierw też drogę przed nami. Czuć tu piżmem, a słyszeliśmy, że i oni znają to zagrożenie - szepnęła Ysassa. - Sprawdzę szybko, czy mamy dużo czas, hmm zapoznawać się, z tamtymi, czy nie lepiej od razu ostrzec ich przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Ostrożnym trza być, ale i z tej i z tamtej strony - wskazała głową pieczarę, jak i drogę, którą mieli iść.

- Ano, dobrze by korytarze rozeznać. Ale ja bym później straże zdjął, bo kurna lepsi od nas w tunelach nie są na bank, i sobie...porozmawiał z nimi. Ysassa słusznie mówi, że trza sprawdzić jak czasowi jesteś. Z tego co słyszałem waszą relacje...nie lubię ich. warknął starszawy krasnal. Nie znosił on dezerterów a gwałcicieli jeszcze bardziej - kraść i rabować a proszę cię bardzo ale gwałcić? Nie, dziękuję.
- Jeśli chcecie do nich iść to proponuje żeby nie szli wszyscy, tylko kilku zostało w tyle, najlepiej kuszników w razie czego będziemy interweniować. Tamci nie wiedzą ilu nas jest. Goście wyglądają mi na ciemnych typów...
-W porządku. Idź sprawdź.- Glandir zgodził się z sugestią khazadzkiej kobiety -Potrzebujesz kogoś do pomocy?- spytał.
- Skalli? - odpowiedziała krótko, odwracając wzrok na wspomnianego khazada. - Zresztą wy se i tak bez nas dwoje poradzicie - dobrze, że było ciemno, gdyż nie ujrzeli jej niezbyt pięknego uśmiechu. - Bądźcie ino gotowi, jak co... Coś czuje, że Grimnir nam zaraz niemałą bitkę zgotuje...

-Złapcie oddech i przygotujcie się na każdą ewentualność...- rzucił ze spokojem Glandir, choć serce biło mu jak kowalski młot Galeba, chciał jednak trzymać fason i uspokoić swych towarzyszy. -Baldrik ma rację. Nie muszą wiedzieć ilu nas jest. Właściwie można do nich pójść w pojedynkę lub we dwójkę. Pójdę.- rzekł, by dać im do zrozumienia, że jest gotowy na wszystko dla dobra sprawy, by pokazać, że nie jest kiepskim sierżantem, jak wcześniej mu się wydawało -Reszta zaś poczeka w cieniu na rozwój wydarzeń.- dodał na koniec wzruszając ramionami.
- Jak nie wrócicie to cóż, możecie na nas liczyć ale uważajcie rzucił cicho Roran do sierżanta -A tamtych i tak nie mam wielkiej chęci puścić żywych]
Glandir uśmiechnął się złowieszczo -Spokojnie. Najpierw poczekamy na zwiad Yassy.- uspokoił zapędy starego zbója.
Szept młodego kowala run rozniósł się wśród towarzystwa.
- Krasnoludy który wynajmuje szumowiny, godny jest ich towarzystwa - Galeb patrzył po towarzyszach jakby wpadł w jakiś trans, a jego dłoń zaciskała się to rozluźniała na trzonku młota - [/i]To że powynajmował ludzi mówi samo za siebie. To ciemna sprawa jest. Ciemna sprawa do której wypełnienia zwerbowano ciemnych ludzi.[/i]
Galeb zmrużył oczy wpatrując się w głąb tunelu.
- Będziemy musieli schwytać tego khazada i przesłuchać. - te słowa w jego ustach zabrzmiały niczym wyrok śmierci.

- Czekać! - rzucił półszeptem. - Na rozum wam padło? Przecież wiadomo, że nie o te szumowiny chodziło. Do pilnowania krasnoludzkich tuneli wybiera się oddanych sprawie i odważnych krasnoludów. Od czegoś są przecież tarczownicy. Ci tam - wskazał na tunel, gdzie natknęli się na obcych - to zbóje pospolite, którym krasnoludzkie złoto się zamarzyło. Może nawet z przeklętymi zielonoskórcami trzymają. Pewnie to oni odpowiadają za śmierć posłańców, którzy mieli pomoc sprowadzić. Pamiętacie? Znaleźli ich porąbanych mieczami. Orkowie by ich zjedli, szczuroludzie otruli. Jak nic to te szelmy i trza nam ich grzecznie z gór wyprosić... - uderzył pięścią w dłoń.
- Poza tym mówili o amulecie. A bardzo jestem ciekaw, cóż to za amulet mogą posiadać oprychy ich pokroju. Może modlą się do swoich spaczonych bogów, albo przyjmują rozkazy od grobich szamanów? Sprawdźmy to kuzyni, bo ich obecność tutaj śmierdzi okrutnie i mogą być większym zagrożeniem, niż orkowa armia na powierzchni. Podejdźmy wszyscy bliżej, córa Moisura z synem Haakona podlezą jeszcze bliżej i obaczą, czy jakiego plugawego czarownika z nimi nie ma. Jak jest, to jego pierwszego trza unieszkodliwić. Jak nie ma, to dowódcę albo inszego gada z zaskoczenia ubić. My wypadniemy jak tylko się zacznie i walimy pozostałych. Jest nas więcej i jesteśmy krasnoludami - zwyciężymy. A jeśli to zbóje, to ubić ich można bezkarnie, nawet trzeba rzekłbym, a złoto pewnikiem mają... - zmrużył chytrze oczy. Taak. Krasnolud i złoto to było wspaniałe połączenie.

- Detlef, a o czym my do cholery mówimy...zwiady wysyłamy, weź sobie na wstrzymanie na chwilę, co? Za chwile i my ruszymy również szeptem, acz głosem nie znoszącym sprzeciwu zasugerował kapral.
- Powinniśmy podejść bliżej i przyczaić się tam, gdzie spostrzegliśmy ich z Harginem. Jak będzie jakaś szansa to uderzyć z zaskoczenia. - Odparł. - Na razie tylko jęzor strzępimy niczym baby... -- pomruczał jeszcze pod nosem tak, aby wszyscy słyszeli.
Hargin pogładził swoją długą brodę. Obserwował i słuchał uważnie sierżanta i reszty krasnoludów.
- Mówili o generale z północy, że walczyli na jego wojsko. Chodzi o Pana Końca Czasów. To wojenni weterani, więc nie możemy zlekceważyć ich siły i umiejętności.
Nie wiem jakim cudem się tu znaleźli i jaki amulet mają, ale wiem że znają drogę do Nuln, a tak przynajmniej mówili, więc pewnie i wyjście znają. Gdyby doszło co do czego, to warto by ktoś od nich przeżył.
- wyszeptał w rasowym języku - Ale nie wiadomo czy to dezerterzy czy może jest w okolicy więcej żołdaków.
Glandir skinął głową l-Detlef ma trochę racji. Podejdziemy bliżej, by w razie, gdyby tamci zauważyli nasz zwiad, można było na czas zainterweniować. Nie ma co dywagować kim oni są. Trzeba zwyczajnie się przekonać, dlatego mówiłżem żeby być gotowym na każdą ewentualność.- rzekł ze spokojem, choć podejrzewał, że spokojnie na pewno się to nie skończy.

- To rozumiem! Teraz gadasz z sensem!- Detlef od razu się rozpromienił. Wstał z gleby, poprawił toporki tkwiące za pasem, owinął oplatający stylisko młota rzemień wokół nadgarstka i skrócił knot w lampie, niemal ją gasząc. Dodatkowo osłonił latarnię, by nie zdradzić się przedwcześnie.
- Nie lećcie tak, bo ich skradanie się na chuj zda, bo nas usłyszą, łeb ci się za bardzo gotuje to go ochłodź Detlef, a nie utrudniasz. Glandirze, podłażenie za własnymi zwiadowcami jest bezgranicznie kiepskim pomysłem rzucił Roran, dość spokojnym głosem.
- Pozwolę sobie zauważyć jedną rzecz sierżancie - wtrącił się do debaty Baldrik - Odliczali warty i odezwały się cztery głosy, plus jeden, który wydał rozkaz odliczania... - umilkł na sekundę by po chwili dalej kontynuować - Musi być ich tam spora grupka skoro pozwolili sobie wystawić czterech wartowników... mały oddział wystawił by góra dwóch na warte.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 02-08-2013, 12:08   #34
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Sierotka Marysia i banda krasnoludów - docowe wynaturzenia...

- Baldrik ma rację. Przy warcie czterech na raz albo są paranoikami spodziewającymi się krótkiego pobytu nim się zmęczą, albo wyśredniając jest koło dwudziestu... to by było dziwne, ale nie aż tak - przecież tylko idiota szedłby między orkami w małej grupie - pokiwał głową starszawy zbójnik, który o wartach, ich omijaniu, jak i wystawianiu wiedział więcej trochę, niż by chciał.

- Tylko idiota lazłby tam, gdzie zmierza wielotysięczna armia orków, chciałeś powiedzieć... - odparł Detlef. - Są dwie opcje. Albo współpracują z zielonoskórymi, albo właśnie mała grupa ma szansę prześlizgnąć się pomiędzy dużymi oddziałami. Równie dobrze mogli wystawić połowę ludzi na warty - i tak nie mają nic lepszego do roboty niźli czekać, a lepsze gęste warty, niż nóź w bebechach... Nie zobaczym, nie dowiemy się... - zakończył dywagacje wzruszając ramionami. - Poza tym - widzieliście kiedy skradającego się krasnoluda? Przecie na samej górze, w twierdzy będzie ich słychać... - zaśmiał się.

- Połowę na wartę? Dobry dowcip. Jedną trzecią może, jeśli są nieostrożni, albo mają zamiar krótko wypoczywać. Przecież po dwóch, trzech dniach takich dyżurów nikt by na nogach nie stał. Siedź na dupie i nie utrudniaj. - Warknął zdenerwowany już lekko Roran.

- Co zatem radzisz? - Glandir wejrzał pytająco na Rorana. Nie był obeznany w tego typu strategiach i zwyczajnie nie wiedział.
- Ma ktoś pomysł jak zdjąć wartowników po cichu? Ktoś obeznany na tym. - Zapytał Roran rozglądając się wokół.
- Może by tak wysłać dwoje krasnoludów z kuszami i zdjąć go po cichu pakując bełt w łeb. - Zaproponował Baldrik - Zostawmy zbędny sprzęt tutaj i zabierzemy tylko kusze tak, żeby zbędnego hałasu nie robić.

- A nie wpadło do tej mądrej łepetyny kochanego kaprala, że oni przecież jeno kilka dni mają tu siedzieć? Skoro im skaveny w pobliżu się kręcą, to pewnie pilnują każdego pieprzonego korytarza... - odgryzł się Detlef. - Ale racja - dyskusja o tym, co tam się dzieje sensu nie ma, a kapral przestałby się już wymądrzać, bo wieszcz z niego jak z koziej rzyci waltornia. Nie pójdziemy, nie będziemy wiedzieć. Proste. - Detlef zmrużył tylko oczy, bez cienia obawy, czy choćby zażenowania patrząc na Rorana.

- Dobra, to kogo chcesz do pomocy, Baldriku? - spytał Roran ignorując narwańca. - Ja bym, Glandirze, postąpił jak on proponuje.
- Góra trzech krasnoludów, większa grupa zrobi zbyt dużo hałasu... - zauważył młody tarczownik. - Niech idzie jeszcze ze mną jeden strzelec i jeden do osłony, proponuje Detlefa... przyda się, jak coś pójdzie nie tak.

- Czekamy, aż wróci Ysassa. Będziemy wiedzieć, że mamy spokój za plecami i dwójkę naszych dodatkowo do bitki. Kiedy wrócą ruszymy korytarzem, gdzie czeka wartownik. Zabijanie go wciąż uważam za nierozsądne... Wciąż nie mamy pewności, czy to wrogowie, a przechwałki zasłyszane ze sporej odległości o niczym jeszcze świadczyć nie muszą. - Wtrącił sierżant spoglądając w stronę korytarza, gdzie czekał wartownik.

- Jest jeszcze inna opcja... - Detlef znowu zaczął, tym razem zmarszczone czoło wyrażało skupienie. - Pójdźmy tam w kilku, zupełnie otwarcie. Żeby nas usłyszeli i nie wzięli za szczuroludzi, tfu! - niech je zaraza wytrzebi. - Splunął z obrzydzeniem. - Zróbmy hałas, jakby tu duży oddział krasnoludów rozkazy samego króla wykonywał, co zresztą jest nawet bliskie prawdy. Głośno zaczniemy dyskutować, że zabezpieczamy tunele przed grobimi i szczurami, że niby tylko pluton pójdzie sprawdzić jaskinię, a reszta oddziału czeka w korytarzu głównym. Jak narobimy dużo hałasu, to po pierwsze nam uwierzą, bo tylko silny oddział może sobie beztrosko hałasować w tunelach, po drugie nie poczęstują szypem pierwszego włażącego do jaskini, a po trzecie będą bać się zadzierać z całym dużym oddziałem wojska czekającym obok. Nasze jednakowe tuniki powinny ułatwić sprawę. Da nam to czasu na ogarnięcie sytuacji, sprawdzenie ilu ich tam jest, czy nie mają jakiś paskudnych niespodzianej i plugawych czarowników. Potem na znak sierżanta lub kaprala wyniesiemy się stamtąd w cholerę, albo zaatakujemy. Co wy na to? - spytał.

- Dobry to plan, w sumie pokusiłbym się o stwierdzenie, że chyba najlepszy, jaki do tej pory padł... - zauważył Glandir. - Bez Ysassy jednak nie pójdziemy. Chyba, że ruszymy pierwiej za nimi. - Rzekł stanowczo, by nikt nie próbował nawet podważać tej decyzji. Nie miał zamiaru ryzykować zniknięcia dwójki khazadów, a tym bardziej walki bez tejże dwójki, która mogła przeważyć losy takiej bitki...
- Zatem zbierajcie się. Ruszamy. - Rzekł spoglądając w stronę, gdzie oddaliła się dwójka zwiadowców.

- A co jeśli zaalarmujemy cały ich oddział i wcale się nie przestraszą, tylko rozsierdzą? Nie to, żebym się obawiał grupki jakiś przybłęd, ale nie uważam by był to dobry pomysł. Wcale mi się on nie podoba, ale ja tu tylko od bitki jestem. - Narzekał, jak przystało na Dorrina Zarkana.
- Już prędzej rzuciłbym się na nich teraz, bez gadki, z zaskoczenia...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 02-08-2013, 13:52   #35
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
9 Karakzet, czas Azurytu, roku Drum - Daar 5568 KK
1047 stóp pod poziomem miasta, ostatni poziom jaskiń
8 drużyna, 5 pluton, 2 kompania Czarnego Sztandaru



Thorin zastanawiał się ile to już czasu są pod ziemią. Początkowo miał liczyć czas za pomocą ilości oliwy która używano do lamp, jednak szybkie tempo marszu i dodatkowy obowiązek szkicowania map, sprawił, że pogubił się w odmierzaniu czasu. Skwitował to jedynie cicho używając pięcioliterowego wyrazu oznaczającym także kobietę lekkich obyczajów...

Suchość w gardle uświadomiła mu, że nie zabrał ze sobą zbyt wiele wody, nie przewidywał zresztą, że zanurzą się w korytarze na dłużej niż jeden dzień. Ich rozległość świadczyła jednak o tym, że nawet i tygodnia mogło braknąć, by je wszystkie, choćby pobieżnie przebadać. Naliczył kilkanaście poziomów przez które dość prędko się przebijali. Właściwie tylko dlatego, że korzystali z szybów, drga powrotna i ciąg wspinaczek w górę nie napawał jednak optymizmem. Z drugiej strony wystarczyło aby wspięło się dwóch khazaldów, aby mogli wciągać kolejnych. Z każdym wyciągniętym żołnierzem sprawa byłaby prostsza. Póki co mieli jednak ważniejszy problem na głowie.

Ręka która przetarł skroń stanowiła niemal źródło wody, tak obficie była schlapana potem. Gdy spoglądał na innych nie dostrzegł podobnych objawów. „Czyżbym się czymś zaraził? Na brodę przodków tylko tego mi teraz było trzeba...” – pomyślał zafrapowany swoim stanem. Na poprawę łyknął nieco węgla, dobrego na wszystko i popił wodą. Wykorzystał tez chwilę na zdrapanie dziwnych grzybków do jednego z pojemniczków. Być może kiedy będzie konał w łóżku w twierdzy lekarze będą zachodzić w głowę nad przyczyną jego stanu, a zdobyczne grzyby okażą się przyczyną choroby i ułatwią leczenie?

Ponoć lekarz który sam siebie leczy, ma za pacjenta głupca. W tej chwili Thorin nie miał specjalnie wyjścia, ale prawda było , że każdego innego obłożył by zakazami i nakazami, których jakoś sam wobec siebie stawiać nie zamierzał.

Gdy Roran natrafił na ślad szczurzych odchodów kronikarz zaczął się zastanawiać czy czasem jego stan to nie sprawka Skavenów... A może... a może to atrament? Jeśli tak bardzo chciano ich wykończyć, czy to możliwe, aby ktoś posunął się do zatrucia atramentu? Nie, nie , to zdawało się zbyt szalone nawet jak na przemęczony choroba umysł kronikarza. Choć jak przystało na przedstawiciela tej profesji jego paranoja potrafiła bić rekordy... Gdyby ktoś jeszcze tyle co on naczytał się o zdradach, podstępach, fortelach sztuczkach i unikach wówczas tez z pewnością popadłby w lekka paranoję i wyszukiwał zagrożenia nawet we własnym cieniu.

Aż strach było myśleć, jaki będzie Thorin gdy bardziej jeszcze oswoi się z profesją kronikarza. Póki co nie miał ku temu najlepszych warunków, khazaldowie nie byli skłonni do tworzenia jego kroniki... Nie dziwił im się specjalnie, póki co nie mieli jeszcze czym się chwalić... Notatki poczynione od wejścia do kopalni były nader skąpe , nie było specjalnie czasu by się rozpisywać, zwłaszcza, że na głowie miał tworzenie map. Zanotował jedynie zeznania Glandira oraz inne uwagi khazaldów co do charakteru ich misji. Nie wiedział nawet czy ostatecznie znajdzie się to w kronikach... Czy te informacje były na tyle ważne by na to zasługiwać. Wzmianka o skavenach bez wątpienia była ważna, nawet gdyby nie przyszło im się z ogoniastymi spotkać bezpośrednio. Wzmianka o grasantach również w chwili obecnej był jednak tylko żołnierzem, a właściwie to lekarzem czyniącym notatki i do tego schorowanym, nie w głowie mu było planowanie strategii czy też doradzanie jakiejkolwiek. Obawiał się, że płonące czoło nie dobrze wróży jego pomysłom. Sam fakt, że zwiad jakoś przeżył spotkanie z grasantami świadczył o tym w jak daleką paranoję zapuścił się Thorim. W jego przekonaniu, nie obyłoby się bez walki a najemnicy których spotkali, byli żadnymi łupów bandziorami, żerującymi na zgliszczach niczym wytrawni padlinożercy, hieny cmentarne i inne najgorsze pałatajstwo.

Thorin nie wiedział tylko czy to choroba tam mu na mózg już padła, czy były to po prostu pierwsze oznaki poważnej paranoi, którą cały podstęp z Czarnym Sztandarem jedynie pogłębił... Decyzja i tak należała do sierżanta i postanowił na nią przystać, choćby kazał mu z gołymi rękami walczyć z wszystkimi. Gorączka która póki co nie ustępowała, sprawiała , ze nie myślał specjalnie nad tym czy byłoby to rozsądne...
 
Eliasz jest offline  
Stary 03-08-2013, 10:33   #36
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Ysassa i Skalli ***


Ruszyliście korytarzami. Uszliście może 100 metrów w miarę prostym korytarzem... za jego lekkim załomem Ysassa wychwyciła ruch i światło ...korytarz pewnie prowadzi do te samej dużej jaskini którą widział Hargin...i byłoby dobrze, ale Skalli zrobił trochę hałasu i wartownik spojrzał w waszą stronę. Nie widział was ale zakrzyknął do innych.
- Chyba nie jesteśmy sami!

- Przeklęty... - syknęła Yssasa, gdy tylko Skalli narobił ramadanu. Jak ona nie lubiła, jak taki ciapek niweczył jej starania... Jak ona tego nie lubiła. Czas, by zdzielić owego ciapka przez łeb, dopiero jednak nadejdzie. Teraz jednak musiał się skupić na czym innym...

- Ysassa córka Moisura, a ze mna Skalli syn Haakona - krzyknęła, gdy uznała, że odwrót nie ma większego sensu, ani nie da rzadnych korzyści. Zawołała tak by była słyszalna, ale nie na tyle głośno, by ktoś inny "niepowołany" ją usłyszał. Miała nadzieję, że pozostali jej kompani teraz jeszcze się nie ujawnią, lepiej w razie czego trzymać w ręku kartę zaskoczenia. - My we dwoje tu. Nas nie obawiajcie się. Ale wy kto? Po języku słyszę, że nie orcze gnidy, ni piżmaki. Idziemy do was... - krzyknęła po czym ruszyła do przodu. W międzyczasie patrzyła uważnie wokoło próbując naliczyć ilu tamtych jest, gdzie się kryją i jakie mają bronie. Dobrze by było, by Skali robił to samo.

Kusza została naładowana błyskawicznie przez wartownika i wycelowana w was.
- Wyłaźcie na widok. Zbliżcie się. Co tu robicie? - Zapytał mężczyzna.

- Po pierwsze, to nie celujcie we mnie, bo chyba na wroga wam nie wyglądam, co?! - burknęła Ysassa, zanim odpowiedziała coś więcej. - Ja w was nie celuję, a ino kobietą jestem - dodała po chwili.

Mężczyzna opuścił kuszę i zawołał gestem dłoni Ysassę i Skalliego by podeszli bliżej.

- Różne tałatajstwo się tu kręci. Trza nam być uważnym. Co tu robicie? Kim żeście, górnikami?

- Obrońcami Karak Azul! - odpowiedziała krótko, pewnie i dumnie khazadka, uważnie obserwująć rozmówcę. Jego reakcje na te bezpośrednie słowa powinna wiele powiedzieć na temat z kim mają do czynienia. Sama była gotowa, by szybko sięgnąć w razie potrzeby po broń. Liczyła też, że pozostali zajęli pozycję. Miała jednak nadzieję, że do rękoczynów nie dojdzie. Zważywszy ba sytuację lepiej, by ci okazali się wsparciem, niż wrogami...

Potężnej postury wojownik parsknął jakby i przemówił ponownie.

- Dobra, to żeście swoi są. Chodźcie tu szybko, tunel nie jest bezpieczny, ciągle szczury tu podchodzą. Zgłoście się do naszego dowódcy. Ilu was jest, tylko dwoje? - Mężczyzna był wyraźnie zdziwiony.

Kiedy dwójka wojowników podeszła bliżej, mężczyzna zadał jeszcze kilka prostych pytań i wskazał na oświetloną pieczarę. Poinformował Ysassę i Skalliego o tym że są specjalnym oddziałem który ma strzec tego miejsca, jakim jest grota podziemnego akwenu. Kiedy zeskoczył z półki skalnej, Ysassa zorientowała się że mężczyzna pokazuje jakieś dziwne znaki dłońmi. Khazadzka wojowniczka nie pojęła się od razu o co chodzi, bo i wojownik miał około dwóch metrów wzrostu i wykorzystywał tę przewagę wysokości by pokazywać znaki w sekrecie. Jednak i Ysassa i Skalli czuli że coś tu jest nie tak.

Ysassa, a za nią Skalii szli uważnie. Khazadka rozglądała się dookoła próbując spostrzec jak najwięcej szczegółów, a szczególnie rozstawienie wojowników i ich uzbrojenie. Mimo iż rosły mężczyzna zdawał się być przekonujący, to jednak coś tu nie grało.

Dwójka krasnoludów i wartownik, odeszli może 15 kroków od tunelu w którym doszło do ich spotkania chwilę wcześniej. Dzieliło ich kolejne 15 do czegoś na kształt obozowiska, na środku pieczary. Wtedy też zaczęło się. Mężczyzna idący z Ysassą i Skallim odezwał się.

- Stójcie. Tyle wystarczy. Spojrzał na was z góry, zza pazuchy wyciągnął jakiś dziwny wisior, uniósł go na wysokość własnej twarzy i kontynuował. - Ysasso, córko Moszura i ty Skalli, synu... synu...nieważne zresztą. Oboje jesteście aresztowani i postawieni przed sądem będziecie. Oskarżeni zdrady, pertraktacji z wrogiem oraz zamiaru zniszczenia własności króla Kazadora. - Słowa brzmiały srodze, pomijając fakt że mówiący je człowiek przekręcił imię ojca Ysassy, a przodka Skalliego całkiem zignorował.

- Dokładnie. - Odezwał się głos od strony obozowiska, należał do mężczyzny w średnim wieku, o pobliźnionej twarzy, długiej czarnej brodzie i złowieszczym uśmieszku. Uzbrojony w miecz i odziany inaczej niż reszta kompanii, w czerwoną tunikę doskonałej roboty i stalowy napierśnik oraz kirys.

- Złóżcie broń spokojnie i już będziemy to mieli za sobą. - Uśmiechnął się dziwnie i ruszył w waszą stronę.

- Dobra. Da się zrobić, ale po moim trupie. Siarczysta kurwa jego mać. Pięęę - ciuuu! - Krzyknęła w khazaidzie Ysassa, odwróciła się na pięcie i wyprowadziła kopnięcie na krocze mężczyzny.

Celne uderzenie Ysassy pokonało kolczą spódnicę, wdarło się w podbrzusze i zmiażdżyło przyrodzenie. Mocarny, postawny wojownik przy pokaźnym mieczu, tarczy i odziany w ciężką kolczugę... teraz z bólem jąder, miał siłę jedynie by zgiąć się w pół, jęknąć i paść na kolana.

Ysassa poprawiła w dłoni trzonek młota i uderzyła w bok głowy mężczyzny. Czaszka tylko gruchnęła, a ze zmiażdżonej skroni trysnęła krew. Wojownik błyskawicznie ręką sięgnął ku ranie i z krzykiem starał się zatrzymać uciekające z niego życie. Saklli nie próżnował jednak. Odwinął się toporem i wbił go głęboko w bark i tak już prawie martwego człowieka. Ten ostatni wyzionął ducha w ułamku chwili. Skalli wyciągnął broń z rany i ruszył za Ysassą... a ta już biegła w kierunku tunelu z którego przyszli... nie wiedziała ze czeka tam na nią wsparcie w postaci ośmiu kompanów. Zza pleców dało się słyszeć jedynie.

- Ty kurwo jebana... dziwko wszeteczna. Do ataku! Zabijcie tych dwoje. - Głos należał do człowieka w czerwonej liberii i stalowym napierśniku. Po jaskini poniosły się krzyki, odgłosy wyciąganych z pochew mieczy oraz charakterystyczny dźwięk kamieni które wystrzeliły spod butów biegnących w pościgu wojowników.
 
AJT jest offline  
Stary 07-08-2013, 13:51   #37
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Marysia i banda krasnali... - docowe wynaturzenia

Zwiadowcy nie wracali. Sierżant rzucił komendę i oddział ruszył w ślad za nimi. Po przejściu ze stu kroków zauważyli Ysassę i Skalliego prowadzonych przez rosłego człowieka do dużej, rozświetlonej jaskini. Wyglądało na to, że rozmawiali ze sobą, ale nie dało się usłyszeć o czym. Cała grupa zakradła się do wyjścia z tunelu i poczekała na rozwój wypadków.

Wszystko wyglądało spokojnie tym bardziej, że dwójka zwiadowców wydawała się ufać prowadzącemu ich mężczyźnie.
- Ty... tylko dwoje. Pojmać ich! O kurwa! - chwilę później dało się słyszeć cichy głos Rorana, który jako jedyny rozpoznał sekretne znaki najemników i teraz wymawiał je bezwiednie na głos.

- Nie dajmy ich rozbroić, bo będzie nas dwoje mniej! - Detlef rzucił do kaprala i sierżanta. - Poza tym Ysassa i Skalli poradzą sobie z tym dryblasem. Ja z Harginem możemy zdjąć tego z lewej. - Wskazał głownią młota wartownika pilnującego wylotu korytarza po lewej stronie. - Potem dołączymy do reszty, w miarę możliwości zachodząc ich z boku. - Zaproponował.

Glandir nie był głupcem. Nie szukał na siłę bitki jak Roran, czy Dorrin, lecz tutaj rozchodziło się o wolność dwójki członków ich grupy, a może nawet życie.
- Gotować się na bój! - rzekł stanowczo, dobywając topora i tarczy. Miał tylko nadzieję, że kiedy pojawią się oczom parszywców ci nie ostrzelają z kusz Ysassy i Skalliego.

- Nie drzeć japy, tylko biegniemy po cichu. Im później się spostrzegą, tym lepiej dla nas, a może którego ubijemy z zaskoczenia. - Poradził pozostałym. - Kto ma kusze - walić dopiero jak nas zauważą. - Detlef był gotów, a zerknięcie na Hargina potwierdziło, że on też. Wartownik po lewej stronie miał przerąbane...
- A kto uratuje Ysassę, zostanie jej bohaterem... - Detlef niemal parsknął śmiechem. Wszystko można było powiedzieć o tej krasnoludce, ale nie to, że była marzeniem każdego brodacza. A ostatnia wciąż gojąca się szrama na facjacie bynajmniej nie poprawiła jej walorów.

- Ja biorę tych z obozu! - Dorrinowi jak zawsze chciało się bić.

Z oddali Glandir i jego oddział obserwowali całe zajście w pieczarze. Zwrot akcji miał miejsce w okamgnieniu. Ysassa i Skalli szli w jednej chwili w towarzystwie mężczyzny, już w kolejnej dało się słyszeć krzyk krasnoludzkiej kobiety.
- Pięęęciuuu! - To słowo rozeszło się echem po podziemnych korytarzach. To mogło oznaczać tylko jedno. Młot Ysassy spadł na twarz wartownika, po chwili topór Skalliego wymierzył ostateczną karę. Dwójka zwiadowców ruszyła biegiem w kierunku drużyny Czarnego Sztandaru, a za nimi biegli zbrojni... Na ich czele złowroga sylwetka mężczyzny w czerwonych szatach.

Sierżant rzucił komendę. Razem z Roranem mieli zmierzyć się z człowiekiem w napierśniku.
- Hargin! Bierz kogoś i zajdźcie ich z boku! - Rzucił do kompana, biegnąc już na spotkanie domniemanego przywódcy zbójców. Młot przełożył do lewej ręki, a do prawej wziął toporek do rzucania.

Na krzyk Ysassy, którego Detlef nie zrozumiał, wojownik w czerwonej tunice zatrzymał się i odwrócił, zawracając.
- Odwrót! Odwrót! To cały oddział! - Krzyczał w biegu, rzucając się do ucieczki. Topór Detlefa był szybszy. Celnie rzucony obrócił się kilka razy w locie i z chrzęstem zagłębił w napleczniku mężczyzny. Tamten jęknął i zachwiał się, jednak biegł dalej.

Detlef wiedział, że nie da rady dogonić uciekiniera. Człeki mają dłuższe kopyta od krasnali i nic na to nie mógł poradzić. Dlatego sięgnął po bliźniaczy toporek i cisnął go, ponownie celując w ranionego najmitę. Tym razem trafił w nogę, a ostrze całe zagłębiło się w ranie przebijając udo na wylot. Trafiony ponownie jęknął i przewrócił się, czemu towarzyszył łoskot blachy uderzającej o kamienną podłogę jaskini. Ranny miotał się, rozpaczliwie próbując wyszarpnąć toporek z rany. Jego wysiłki były bezowocne, przyczyniając się jedynie do jeszcze szybszego upływu krwi. Detlef z doświadczenia wiedział, że wykrwawienie jest kwestią kilku chwil. Mimo trwającej walki uśmiechał się. Znowu pokazał wszystkim, jakim świetnym jest wojownikiem. Był z siebie dumny i było to po nim widać.

Samozadowolenie prysło z chwilą, gdy do powalonego przez Detlefa wroga podbiegł Dorrin i uderzeniem topora rozpołowił mu czaszkę. Najwyraźniej brał się za opróżnianie kieszeni trupa!

- Mój jest! Zabij se swojego! - podbiegając zasadził kopniaka w zadek Dorrina, przewracając go na ziemię. Pełna oburzenia mina Detlefa świadczyła, że nie zamierza pozwolić na grzebanie w kieszeniach najemnika, którego powalił. Dorrin tylko wybuchnął śmiechem i odszedł.

Detlef patrzył jeszcze chwilę na plecy Dorrina, po czym rozejrzał się po jaskini. Walka była skończona. Część wrogów martwa, część uciekła. Przyjrzał się powalonemu wrogowi i przystąpił do wypłacania sobie rekompensaty (ostatnio ktoś nauczył go poprawnej wymowy, z czego Detlef był dumny). Zaczął od toporków, które oczyścił używając w tym celu czerwonej tuniki - jej właściciel nie protestował. Następnie sprawdził zawartość kieszeni i tobołka.

Bronią ludzia okazał się stalowy jednoręczny miecz, zdobiony i przyzwoicie wykonany z pasem i pochwą z czarnej skóry. Tenże, wraz z długim szyletem w pochwie na pasku zawinął i umieścił w plecaku. Miecz nieco wystawał, ale nie przeszkadzał.

Odpiął sprzączki mocujące napierśnik i naplecznik i oswobodził trupa ze zbroi. Następnie porozpinał i zsunął z ramion nieboszczyka rękawy kolcze - były nieco za długie na niego, ale zręczny kowal skróci je do odpowiedniej długości. Te wylądowały w plecaku obok miecza i sztyletu, a zaraz potem dołączyła para skórzanych rękawic, bandolier, kawał bogato zdobionego płótna, najprawdopodobniej sztandaru i sakiewka ze srebrnym wisiorem w kształcie koła sterniczego, czterema srebrnymi pierścieniami, z których jeden miał dodatkowo wprawiony mały czerwony kamień.

Zakończył oględziny znalezisk i podszedł do sierżanta.
- Podlec miał mapę, najpewniej okolic Karak Azul - wskazał na mapnik - Był też jakiś list i pergamin, może z zaklęciami, bo pismo inne... dziwne jakieś...

- Zna się ktoś na miksturach? - pokazał zdobyczny mocowany do pasa uchwyt na fiolki z siedmioma buteleczkami z jakąś cieczą w środku. Mogły to być mikstury leczące, mogła to być trucizna... Na najbliższym postoju postanowił porównać zawartość fiolek z posiadaną przez siebie miksturą, którą zakupił w twierdzy.

Wrócił do trupa, przypominając sobie o czymś. Rozwarł szczęki nieboszczyka, ukazując komplet złotych zębów. Nie przejmując się makabrycznością sytuacji metodycznie uderzał głownią sztyletu w dziąsła, chcąc ułatwić sobie wyjęcie zębów. Znaczy złota.
- Złoto to złoto... - mruczał do siebie.

Gdy skończył, zęby trafiły do sakiewki zrobionej z fragmentu czerwonej tuniki i spoczęły w plecaku krasnoluda.

- Jeśli ktoś chce, to nasz wspaniałomyślny przeciwnik postanowił ofiarować komuś swą zbroję! - zawołał do reszty. - Do wyboru napierśnik - cały, do kompletu z naplecznikiem - do naprawy, ale można kapturem lub płaszczem zasłonić, kolcze nogawice, w tym jedna nieco rozpruta oraz kolcza koszulka i popsuty przez Dorrina czepiec... - łypnął okiem na wspomnianego.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 08-08-2013, 13:14   #38
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Rozgorzała walka, bełty śmigały w powietrzu. Roran zamierzał rozprawić się z potężnej postury wygolonym wojownikiem, który uzbrojony był w pokaźny buzdygan. Ten jednak, choć chwil wcześniej wychwalał się przed kamratami swoimi gwałtami i złodziejstwem, to teraz brał nogi za pas... i okazał się najszybszym z całej grupy. Kilka uderzeń serca i odziany w stal olbrzym skrył się w ciemnościach tuneli pod Karak Azul. Roran tylko prychnął. Rozejrzał się za innym celem... i rozzłościł się odrobinę.

Detlef i Dorrin położyli trupem przywódcę grupy która stacjonowała w pieczarze. Na tyłach Hargin i jego doskonała kusza zajęły się innym wartownikiem. Nawet młody Baldirk popisał się celnością i ciężko ranił wrogiego krasnoluda. Tym też postanowił zająć się Roran. Kiedy jednak zrównał się z Ysassą i Glandirem, z bocznego tunelu nadleciała włócznia która zatrzymała tarcza sierżanta. W korytarzu krył się kolejny wartownik który teraz starał się poddać. Glandir i Ysassa ruszyli ku niemu.

Roran również. Glandir spojrzał na człowieka i kopnął go w brzuch, tak mocno że ten wpadł w wodę. Ysassa stała z boku, nie mieszała się. Jednak Roran był wkurzony, tym bardziej że udziału w starciu nie wziął bezpośredniego. Wszedł w wodę i zaczął okładać błagającego o litość człowieka... raz za razem. Woda z błękitnej zmieniała kolor na czerwony... twarz przestała przypominać ludzką. Człek nie miał już nawet sił by prosić o litość.

Po solidnym obiciu mordy nowemu jeńcowi, za rozkazem sierżanta, Roran musiał odpuścić śmieciowi - przesłuchanie go było ważniejsze. Kiedy Glandir zadawał swoje pierwsze pytania, kapral począł przeszukiwać kieszenie pochwyconego i pobitego człowieka. Człek który powiedział ze zwie się Walgrem Acco, sam rozpinał kieszenie i oddawał Roranowi przedmioty... wkurzony kapral, w końcu strzelił piąchą zdenerwowanego jeńca... trzy zęby zostały wyplute przez Walgrema i człowiek zakasłał, krztusząc się krwią. Po obszukaniu i zajęciu własności człowieka który teraz klęczał i tłumaczył się przed Glandirem, Roran ruszył by zbadać zawory i pieczęcie na filarach w wodzie. W sumie niczego ciekawego się nie dowiedział, drewniano stalowe kołowroty i oznaczenia runiczne których ni w ząb nie rozumiał. Instalacja wyglądała jednak na sprawną i świeżo naoliwioną... ktoś dbał by te mechanizmy były gotowe do użycia w każdej chwili.

Pozostawała kwestia jeńca - Roran był za tym by go zabrać. Taka praca, ot co, raz my ich, raz oni nas a za kolejnym razem po jednej stronie. Łupy poprawiały mu humor. Było nieźle.

Zaproponował -Glandirze, sprawdźmy ten górny tunel. Może napotkamy czy to oddział czy to wyjście, a zalać zdążymy. A ty tam zwrócił się do jeńca -[i]Hałasu narobisz, sam zginiesz więc zważ na to. W twierdzy się zobaczy co będzie. [/i[

Sam zaś czekając na resztę zaczął pakować swe łupy. Miecz zawiesił w pochwie u pasa, kuszę, bełty, kołczan i tarczę związał i zarzucił jako pakunek na plecy, tak jak i kolczugę ze skórznia i butami. Jeszcze sztylet za pas, sakwa,złota, elfia spinka, stalowy wisior. Do tego bełty od drugiego trupa i skórzane rękawice pod kolcze. Sporo się tego robiło. Cholera. Ale cóż, najwyżej się porzuci jak zajdzie potrzeba. Cóż, c'est l vie, jak gadają bretońce.
 
vanadu jest offline  
Stary 08-08-2013, 20:03   #39
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Galeb wiedział że walka była nieunikniona.

Kiedy tylko wróg zaczął gonić ich towarzyszy, a reszta ustawiała się w formację, Kowal Run skoczył za jedną ze skał, aby się tam schować i zaskoczyć atakującego przeciwnika chytrym i niespodziewanym ciosem.

A co? Niehonorowe mendy niech poczują smak tego co sami stosują na innych.

Niestety kiedy miało już dojść do starcia ludzie się przestraszyli. Galeb wkurzył się, ale zobaczył że jeden z Cyców został ranny. Doskoczył więc zaraz do Skalliego, któremu bełt przeszedł przez kark i osłonił go oraz Thorina, który już zaczął udzielać rannemu pomocy.

I trwał tak. Trwał tak czeladnik obserwując bitwę w której jego towarzysze zwyciężali bezpardonowo. Oddział ludzkich weteranów. Gówno nie weterani!

Kiedy w końcu walka została zakończona czeladnik bez słowa zajął się pomocą w przenoszeniu rannego i opieki nad nim. Pieniędzy miał dużo. Nie martwił się o podział łupów czy uzbrojenia. Dobrze się przygotował w końcu na tą wyprawę.
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 09-08-2013, 10:28   #40
 
dejmien25's Avatar
 
Reputacja: 1 dejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znany
Baldrik od początku przeczuwał, że oddział złożony z krasnoluda i ludzi nie jest przyjaźnie nastawiony, ale rozkaz to rozkaz, musieli sprawdzić, kim są owi delikwenci, on sam jednak wolał by po cichu zlikwidować wartowników a później zająć się resztą, tak podpowiadało mu przeczucie i kolejna raz go nie zawiodło....

Teraz stał przy jednym z wejść do pieczary i patrzył z oddali jak Skalli zalewa się krwią, paskudnie oberwał bełtem w twarz od wrogiego krasnoluda... Thorin natychmiast pobiegł do Skalliego, ale Badlrik nie mógł stąd zobaczyć, czy on nadal żyje i nie dawał towarzyszowi wielkich szans na przeżycie, kto mógł by przeżyć strzał w głowę?

Baldrik załadował bełt do kuszy nie chciał ruszać do walki w zwarciu, wystarczyło, że reszta drużyna ruszyła na wroga z okrzykiem, pomyślał, że może im się przydać osłona z dystansu. Po chwili znalazł cel, biegnący człowiek stanowił nie lada wyzwanie... przyłożył kusze do policzka, wycelował i nacisnął mechanizm spustowy kuszy... cięciwa wydała głośny dźwięk wypuszczając bełt, jednak pocisk poszybował nad celem i rozbił się o ścianę.
~ kurwa... - zaklął w myślach.
Nie było czasu, żeby rozpaczać nad niecelnym strzałem, wróg się już wycofywał i alda chwila wszyscy mogli zniknąć w odstępach tunelu. Załadował do kuszy drugi bełt i zaczął szukać celu, tym razem trafiło na uciekającego krasnoluda.. przyłożył głowę do kuszy, wstrzymał oddech i oddał strzał... pocisk ze świstem wbił się w uciekającego khazda powalając go na ziemie.

Baldrik po oddaniu jakże celnego strzału, ruszył biegiem w kierunku rannego wroga. Minął Detlefa i Dorrina, przeskoczył nad ciałem zakutego w stalowe osłony tułowia, martwego mężczyzny. Podbiegł do ciężko rannego khazada, ten odwrócił się i brocząc krwią ze szkaradnej rany na plecach, usiadł na skalnej podłodze. Uniósł dłoń w błagalnym geście, zupełnie jakby chciał zasłonić się przed Baldrikiem i jego bronią, ociężałym głosem rannego powiedział tylko jedno słowo.

- Daruj. - Khazalid w jego ustach brzmiał dla Baldrika jak język węża. Wtedy też młody krasnolud dostrzegł skórzany kołczan z bełtami, tymi samymi które raziły tarczę Glandira, ale co ważniejsze, były to takie same bełty jak ten który ranił Skalliego. Baldrik podjął szybką decyzję. Z nienawiścią w oczach dla zdrajcy khazadzkich tradycji, młody khazad odkopnął na bok wyciągnięte ramię zdrajcy i niemalże z przyłożenia strzelił z kuszy w twarz krasnoluda. Bełt wszedł z ogromną łatwością, jak gorący nóż w masło. Trafienie zadało natychmiastową śmierć, pocisk zasadził się po prawej stronie twarzy, między górną wargą a nosem. Siła strzału pchnęła, martwego już wroga, na skalne podłoże i przyszpiliła prawie że głowę do tego właśnie podłoża. Baldrik spojrzał na swe dzieło... nie czuł żalu za swój czyn... czuł odrazę. Uklęknął przy ciele i spojrzał w tunel w którym zniknęła reszta wrogów... był ciemny. Baldrik począł sprawdzać przedmioty jakie martwy miał przy sobie, mogło być tam przecież coś ważnego, może jakiś ślad który tłumaczyłby obecność tego dziwnego oddziału tak głęboko pod powierzchnią ziemi.

Z ciała zabitego zabrał 10 bełtów, naszyjnik ze srebra z symbolem góry o trzech szczytach, który wyglądał na dość cenny, pęk kluczy.. Baldrik uznał, że mogą się jeszcze przydać a także opróżnił całą jego sakiewkę. Jednak to co najbardziej go zainteresowało to okrągła okuta tarcza, okucie sprawiało, że tarcza była o wiele bardziej wytrzymała od jego tarczy, przypomniał sobie jak w Izor Khazid ork dosłownie roztrzaskał jego tarcze... tak... trzeba mu coś mocniejszego... Przełożył na plecy tarcze martwego krasnoluda a swoją starą tarcze zostawił, teraz czekał na dalsze rozkazy...
 
dejmien25 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172