Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-02-2015, 17:23   #641
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rankiem Thorin obszedł ciężko rannych by udzielić im codziennej dawki pomocy , gdy pracował nad Galebem rzekł:

- Myślę, że warto przypomnieć kilka ważnych faktów dotyczących okolicy, których w Azul nie poruszałem gdyż i tak nie było możliwości cokolwiek z tym zrobić. Jako nasz dowódca możesz jednak uznać którąś z tych informacji za ważną. Nie wiem ile z nich znasz, ile pamiętasz, więc przypomnę wszystkie o których sam pamiętam. Thorin nie spieszył się zanadto z przekazywaniem informacji, z Galebem miał sporo roboty i widać było, że jeszcze nie czas na zupełne pozbycie się bandaży. Tylko Dirk miał to szczęście, czy raczej mikstury , które pozwoliły na dobre pozbyć się męczących okowów płótna. - W tunelach przy pierwszej grupie Bonarges z jaką się napotkaliśmy, znaleźliśmy kartkę , list właściwie z ważnymi informacjami , dotyczącymi południowego fortu i nie tylko. Mowa w niej jest o tym, że czterech najemników Bonarges tam stacjonowało w tym forcie nie dawali jednak oznak życia. To zresztą była nie jedyna placówka Bonarges na około Azul, zaznaczone na zielono punkty na mapie najemników wskazywały różne miejsca w tym i kopalnie w której spotkaliśmy khazadów z Wieprzej Góry. Być może warto zahaczyć o któryś jeśli droga będzie ku temu sprzyjała. - Stwierdził Thorin zamierzając tuz po rozmowie z Galebem okazać mapę Kyanowi by podpytać go o zielone punkty na niej. - Jest jeszcze sprawa khazadzkiego wynalazcy autorem szkicu kostki jaki znaleźliśmy przy bandzie kulawca jest Hebur, syn Dibura, zwany także Czarnoczaszkim. W zasadzie to poczekaj proszę, mam na jego temat spisane notatki, będzie łatwiej gdy je przeczytam niż gdybym miał wszystko z pamięci przytaczać. Thorin potrzymał jeszcze trochę Galeba w niepewności dopóki nie skończył procesu medycznych prac , a niestety było tego trochę. Wycieki spod spalonej skóry trzeba było oczyszczać, spalone zrogowacenia obcinać, zmienić bandaże które nie nadawały się już do niczego. Dopiero po tym wyciągnął jeden z zapisków którego nawet nie musiał specjalnie szukać. Znalawszy go przeczytał :

- “Hebur był jednym z inżynierów gildii, dokładnie pięćdziesiąt osiem lat wcześniej został on pozbawiony tytułu endrinkuli, potem wygnany z miasta, a wszystko to zawdzięczał swej chęci do pracy nad zakazanymi dziełami, przez które zyskał swój ponury przydomek. Czarnoczaszki... każdemu ze swych asystentów ponoć płacił krocie, każdy z nich zginął tragiczną śmiercią, każdy pozostawił po sobie jedynie oczernioną czaszkę, efekt prób ujarzmienia mocy bogów jaką były błyskawice przecinające nieboskłon nad Stalowym Szczytem. “
Schowawszy kartkę na miejsce dodał: - Pamiętasz, że gdy wracaliśmy do Azul z nieba w jasny słoneczny dzień, waliły pioruny? Jestem przekonany że to sprawka Hebura i że gdzieś tu wciąż prowadzi swoje zakazane badania. Jest to sprawa ciekawa i ważna zarazem, zarówno dla Azul, jak i dla całej społeczności khazadów, niezależnie bowiem od metod jakimi się w badaniach posłużył i od tego jak potraktowany został przez Gildie, wynik jego prac może być niepomiernie korzystny dla naszej rasy. Gdyby tak rzeczywiście udało się okiełznać moc piorunów ?! - Thorinowi błyszczały niemal oczy , widać było pewną ekscytacje, typową dla młodzików w jego wieku którzy stykali się z czymś ważnym. - Tak czy inaczej uznałem że powinieneś wiedzieć, pozyskanie takiego urządzenia czy choćby wiedzy o nim, mogłoby z nawiązką wynagrodzić nam wszystkie trudy, znoje i poświęcenia jakie Azul nam przyniosło. Korzyści z takiego wynalazku byłyby przeogromne dla całej rasy, choć zapewne dobrze by było gdyby były one przeznaczone do wiedzy i użycia runmistrzów. Wystarczająco się naoglądałem wydarzeń w Azul, by się domyślać co z takim urządzeniem zrobiliby źli królowie, przekupione czy zdeprawowane rody czy też organizacje pokroju Bonarges. - zakończył Thorin czekając na odpowiedź Galeba i nie zapominając o chęci omówienia zielonych punktów z mapy z Kyanem.

Z głębokim zastanowieniem Galeb wysłuchał słów Thorina. W końcu odrzekł głosem niemało sceptycznym.
- Thorinie… jeżeli to prawda to ma ten wynalazca na sumieniu wielu swoich uczniów. Gildia Inżynierów jest skostniała niebywale, ale wiele eksperymentów i machin których użycia zakazali… nie zrobili tego bezpodstawnie. Jeżeli rzeczywiście Południowy Fort może skrywać jakieś tajemnice związane z Heburem Diburssonem i Bonagres niewątpliwie przydałoby nam się sprawę zbadać i wyciągnąć z niej jakieś profity... - Galeb milczał rozważając coś jeszcze - Zachowaj rozwagę Thorinie i nie nakręcaj się jak sprężyna. Sprawa jest szemrana, pamiętaj o tym. Póki co powiedz mi jaka jest twoja ocena naszego stanu zdrowia i kondycji.

Thorin skinął głową zgadzając się z Galebem - Wiem, wiem samo znalezienie Hebura to wyzwanie a co dopiero szansa na to że podzieli się z nami jakąkolwiek wiedzą, lub że sami będziemy w stanie opanować moc urządzenia... Poza tym masz racje nie wiadomo tak naprawdę jakie siły nią napędzają, śmierć każdego z asystentów mówi sama za siebie… Thorin szybko ostudził emocje, profesjonalna ciekawość nie przesłaniała mu najczęściej zdrowego rozsądku - Co do rannych cóż. Ja jestem raczej zdrów, może nieco zmęczony , ale zdrów, podobnie Detlef, Grundi i Ergan, za dzień czy dwa w zasadzie będzie można zapomnieć że braliśmy udział w jakiejkolwiek potyczce. Przy dobrych wiatrach za ów dzień , dwa Dirk mógłby już dzierżyć broń i walczyć, pewnie nawet wcześniej jeśli zmusi go do tego sytuacja. Poparzenia będą pewnie jeszcze nieco uciążliwe, ale ogólna kondycja jest u niego dobra. Gorzej ma się Kyan, ale jeśli Valaya pozwoli za dzień czy dwa rozpocznę na nim kuracje Litworem i w ciągu dwóch , trzech dni powinien być w pełni sił. Tak, w pełni sił, miał szczęście że niczego nie złamał przy tym upadku dzięki czemu kuracja przebiegnie szybciej. Swój stan ogólnie znasz, jeszcze nie mogę zdjąć na stałe tych bandaży, ale już niebawem, niebawem… W ogóle dobrze by było dorobić tej maści Dirka na poparzenia , naprawdę czyni cuda, powinna to być pierwsza rzecz którą się zajmiemy po dotarciu do jakiejś osady. Stan Rorana jest wciąż najgorszy, choć te kilka dni niewątpliwie mu pomogło ustabilizować organizm. Wciąż jednak nie jest do niczego zdolny i przez jakiś czas nie będzie. Bez maści to ogólnie kiepsko to widzę, ale powinien przynajmniej przeżyć. - Stwierdził oględnie Thorin. - Tak naprawdę czworo z tych co odeszło było ciężko rannych, nadających się prędzej do opieki niż do walki, tym samym ogólny stan naszej grupy zasadniczo się poprawił. - dodał jeszcze po chwili.
Galeb pokiwał głową na słowa Thorina.
- Oby Bogowie Przodkowie bezpiecznie ich przeprowadzili do osady Hurana. Realnie jednak mniej jest osób między które trzeba dzielić zasoby medyczne. Razem z Dirkiem zbierajcie odpowiednie składniki i produkujcie medykamentów ile uznacie za stosowne. Jeżeli będzie trzeba coś zakupić, a brak będzie wam pieniędzy powiedzcie... tylko bez przesady. Wybijcie sobie póki co przenośne laboratoria i inne bzdety. - runiarz obejrzał na nowo zabandażowaną dłoń - Czterech Starych, Czterech Nowych, Czterech Sprawnych, Czterech Chorych. - wymamrotał - Zjedzmy, napijmy się i zwińmy obóz. Znów będziemy iść po górach, ważne, aby nie forsować się za nadto i odpowiednie miejsce na nocleg znaleźć. Zobaczę jaka pogoda jest na zewnątrz. Ech… przez ten ogień będę musiał się przyodziać w jakieś orcze łachy czy inne paskudztwo.

- Pacjentów może i jest mniej, nie zmienia to jednak faktu że pozostało tylko kilka bandaży i resztki spirytusu. To nic, poradzimy sobie z tym co mamy , najwyżej skończy się luksus leczenia w doborowych warunkach - Thorin aż sam się uśmiechnął świadom, że polowe warunki pełne brudu pyłu i ciemnicy ciężko było nazwać doborowymi. Przynajmniej jednak miał czym leczyć, a to powoli się zmieniało. - Przydałoby się też pomyśleć o zabezpieczeniu wszystkich linami. Najlepiej tak by każdy był uwiązany , ale na taką pętlę którą można by w razie czego zwolnić. Z jednej strony siła nas w grupie i jeśli jeden się pośliźnie, lub wdepnie w zdradziecki śnieg który się pod nim zarwie, wówczas reszta powinna go z łatwością utrzymać. Gorzej jak posypie się cała grupa, wówczas ci którzy mają szanse ocaleć powinni się po prostu odwiązać. Kyan powinien znać odpowiedni węzeł

W odpowiedzi runotwórca skinął głową. Spoglądał na wyjście z jamy z którego napływało świeże i zimne powietrze.

- Ci którym brak ciepłego odzienia założą na siebie koce i zdobyczne szmaty. Jeszcze nam brakuje, abyśmy się powyziębiali.

Kyan wskazal róg jaskini gdzie spoczywały orcze futra - Mialem je spalic po nalacie jednak jeseli chcecie to biescie. Jest pocatek lata, mocniej maltwią mnie lawiny, topniejacy i lusny snieg. Elgan z Tholinem powinni plowacić jako miejscowi jako se snaja tlasy, nie las pewnikiem je psemiesali. Wieca gcie cai sie najwiekse saglosenie.

- Dlatego myślę że powinniśmy się powiązać linami, z takimi węzłami które będzie można w razie czego łatwo rozwiązać. Z wyziebieniem nie ma jednak żartów, zwłaszcza w stanie Rorana, Galeba czy Dirka. Chciałbym też abyś rzucił okiem na mapę. Są na niej zaznaczone punkty, jeśli będą ci coś mówić to dobrze, przydałaby się nam wiedza o nich, jeśli nie, to przynajmniej zwróć uwagę podczas drogi czy nie dałoby rady do któregoś z nich dotrzeć. - powiedział Thorin po czym okazał Kyanowi mapę zdobytą na najemnikach Bonarges.

Kyan pokiwał głową twierdząco, wziął mapę od medyka i rozwinął ją zagłębiając się w jej zawartości. Wspólnie z towarzyszami zaplanowali trasę jaką obiorą, biorąc szczególny wzgląd na znajmość terenów jaką posiadałi Thorin i Ergan. Resztę dnia spędzili na odpoczynku, szykowaniu się do porannego wymarszu, następnie ułożyli się do snu, który przyszedł błyskawicznie, jakby sama góra w której się znajdowali otoczyła ich cieplym kocem i utuliła na pożegnanie. Tropiciel przed spoczynkiem, skończył piec mięsiwo, przepatrzył swój ekwipunek, sprawdził jak trzyma ciepło i chroni od wiatru niedźwiedzie futro z kapturem wychodząc na zewnątrz i chwilę tam spędzając. Jeżeli stwierdził iż ochrona jest nie wystarczająca i przemarznie do szpiku kości, odciął parę pasów orkowego futra, które obwiązał wokół ud oraz upchał trochę w cholewy butów dając im dodatkową ochronę. Nie zapomniał także o dłoniach ze względu iż nie posiadał rękawic użył skrawków materiału by zabezpieczyć ich górną cześć. Zgodnie z wolą drużyny zajął się szykowaniem lin ubezpieczających z których będą korzystać podczas drogi.
 
Eliasz jest offline  
Stary 27-02-2015, 15:07   #642
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergansson był zadowolony z siebie jak rzadko kiedy. Udało się. Niedoszły inżynier udowodnił sobie i wszystkim, że można działać bez pośpiechu , nie będąc ani najsilniejszym ani najzwinniejszym. Czując chłód krasnolud od razu wybrał sobie najlepiej zachowane futra aby mieć się czym okryć na chłodzie. Dopiero potem ruszył w stronę światła z zewnątrz. Kiedy stanął u wyjścia z z jaskini i zobaczył góry na chwilę zamarł i się zastanawiał. Nabrał czystego śniegu w dłonie , zwilżył lekko usta, natarł sobie twarz po czym zjadł trochę śniegu trzymając go w buzi aż się rozpuścił. Ergan wrócił do miejsca gdzie wspiął się po linach i zaczął przygotowywać wspinaczkę dla pozostałych kompanów. Oba zapasowe pasy krasnolud ułożył nieopodal, przywiązał swoją linę solidnie do odpowiedniego miejsca i opuścił ją w dół aby pierwszy towarzysz mógł się nią obwiązać. Ergan nie był zawodowym wspinaczem ale znał podstawowe warunki zabezpieczania wchodzenia po linie. Musiał to wiedzieć, w końcu przy każdej większej konstrukcji używano lin i łańcuchów. Na szczęście transport drużyny na górę poszedł dość sprawnie i bez wypadków. Gdy już wszyscy byli na górze Ergan , zwinął swoją linę, pomógł Kyanowi rozpalić ogień i zabrał się za zbieranie wody ze śniegu i lodu bo pić mu się chciało okrutnie. Po zaspokojeniu pragnienia krasnolud napełnił manierkę wodą i wziął się za prace ręczne, które były dla niego jednocześnie odpoczynkiem. Pożyczył narzędzia od Galeba, rozłożywszy sobie na kolanach zdobyczny kawał kolczej zasłony , oraz własną koszulkę kolczą, krasnolud zaczął reperować swój pancerz. Jeśli wymiana oczka po oczku miała by trwać zbyt długo lub dziura w pancerzy byłą zbyt duża to Ergan nałożył wtedy pas kolczej zasłony na miejsce uszkodzenia tak by zakrywał braki. Potem przyszła krótka drzemka podczas której Ergan nie wartował ale kiedy się obudził jeszcze przed świtem znów zabrał się za lekką pracę. Tym razem walczył z rozciętym butem. Próbował wszystkiego co dało by jakikolwiek efekt. Od zatkania dziury po obwiązanie całego buta skórą.
Okazało się , że Huran , Dorrin, Khaidar i Thorgun odchodzą w inną stronę niż reszta i żegnają się z drużyną prawdopodobnie na zawsze. Ergan nie był dobry w pożegnaniach ale postarał się aby każdy odchodzący go zapamiętał. Huranowi uścisnął mocno dłoń, Thorguna poklepał po ramieniu i rzekł.

-Opiekuj się nią..to wspaniała dziewczyna

Wskazał przy tym na Miruchne. Khaidar wyściskał mocno przede wszystkim dlatego, że raczej jej się to nie podobało. Z Dorrinem Ergan żegnał się najdłużej i ściskał jak dwa niedźwiedzie w tańcu, z czego Dorrin był tym większym...
-Dorrinie, zawsze będę o tobie dobrze myślał. Nadstawiałeś za mnie karku nie jeden a nawet nie dwa razy a więcej. Obyś przeżył i był rad z wielu walk w swoim mam nadzieję jeszcze długim życiu..

Czwórka wędrowców opuściła jaskinię i zaczął się czas narad i przygotowań. Ergan niechętnie brał w tym udział, prawie wcale się nie udzielał. Siedział tylko z boku i słuchał, coś notował. Tak notował coś po raz pierwszy odkąd na dobre opuścili Azul. Wcześniej w tunelach zwyczajnie nie miał na to siły, ochoty lub czasu. Detlef przestał być dowódcą a nowym wybrano Galeba. Ergansson nie miał nic przeciw temu. Kłótnia Rorana z Dirkiem też nie wywarła na nim wrażenia. Nie mieszał się do tego tylko rzucił okiem raz czy dwa co by żaden z awanturników nie wpadł na niego przypadkiem. Na wszelkie pytania czy propozycje Ergan przytakiwał. Nie chciało mu się myśleć o tym co będzie. Myślał o tym co było. Kiedy wszyscy cieszyli się z wyjścia na powierzchnię on się nie cieszył. Opuszczając Azul stracił wszystko na czym tak naprawdę mu zależało. Rodzina, dom, warsztat, miasto, przyszły cech, laboratorium, materiały i możliwość eksperymentów. No prawie wszystko bo pozostali mu jeszcze Bogowie. No i drużyna ale ona na razie nie miała szans w jakikolwiek sposób konkurować z tym co Ergan zostawił za sobą. Oczywiście, bręli razem przez trudy, pomagali sobie jako tako, ratowali sobie nawzajem dupska ale to nadal nie było to. Ergan skreślił pospiesznie kilka jakiś zapisków po czym wstał przeciągnął się, podszedł do występu skalnego wystającego z podłogi i huknął w niego młotem tak mocno ,że kawałek skały skruszył się i odpadł od reszty. Te lekarstwa widać naprawdę działały. Ergansson podszedł do Thorina i rzekł.

-Dzięki ci Thorinie za opiekę medyczną. Bez ciebie to pewnie wyglądałbym teraz gorzej niż ta banda skwarków i połamańców
Krasnolud silił się na humor ukrywając ciężki smutek po rozstaniu z rodziną, której mógł już nigdy nie ujrzeć za życia. Klepnął mocno medyk w bark.

-Co? To było lekarstwo od Dirka specjalnie dla mnie? Ergansson podszedł gwałtownie do Dirka jakby chciał go walnąć. W rzeczywistości chciał mu uściskać dłonie ale ten miał je nadal w raczej słabym stanie więc krasnolud ujął Dirka za głowę i potrząsnął nią mocno.

-Dirk, ty alchemiczna Wszo. Wielkie dzięki za te chemiczne płyny i mazie które nazywasz lekami. Zdają się działać... Przynajmniej niektóre hehehe...A nad zapalnikami do twoich alchemicznych ogni popracujemy. Jak tylko będzie ku temu okazja. Pomyśleć i opracować plan mogę dla Ciebie w drodze. Ale materiały będzie trzeba zdobyć w jakichś osadach... Jednak przydałby się ten klej...Jak go wyczarujesz to naprawię sobie buta...
Tyle wystarczyło, Ergan nie mówił nic więcej tylko rozłożył swój ekwipunek i zaczął coś obliczać. Byle się czymś zając, byle nie zjadał go smutek i żal. Obszedł wszystko dokoła i rzekł głośno tak żeby go wszyscy słyszeli.

Zdaje się ,że dźwigam zbyt wiele. Zostało jeszcze trochę zasłony kolczej jak ktoś chce. No i zastanawiam się która broń będzie lepsza. Czy mój stary pechowy wypróbowany młot czy ten nowy toporek, który znalazłem tam na dole?? Kuszę i bełty zostawiam bo przynoszą mi szczęście. Chociaż...Bełtów też mam od cholery. Dziesięć swoich, dwadzieścia Thorinowych zapalających i jeszcze dwadzieścia sześć ty lichych szczurzych bełtów. Może je zostawię bo tylu pocisków to ja nawet w największej bitwie nie wystrzelę. W razie czego mam też pięćdziesiąt pocisków do broni palnej z dodatkowym przeznaczeniem. Tych też nie zamierzam zostawiać. Nagle wszystko zrobiło się takie ciężkie... uff. Pójdę na razie z wami tam gdzie chcecie. I tak nie mam nic lepszego do roboty.

Ergan zdawał sobie sprawę, że powrót do Azul w pojedynkę to samobójstwo. Gdyby miał chociaż kompana , który pilnował by go podczas snu, może wtedy ale tak nie decydował się na powrót.

- Tak w ogóle to wszystkim wam dziękuję za pomoc w wydostaniu się z tuneli. Bez każdego z was nie dałbym bym rady. Nawet bez Rorana. Ergan spojrzał na każdego z towarzyszy zatrzymując na chwilę spojrzenie a potem zastanawiał się chwilę po czym wrócił do tworzenia zapisków i obliczania co może ze sobą zabrać a co jednak będzie trzeba oddać lub zostawić.
 

Ostatnio edytowane przez blackswordsman : 27-02-2015 o 15:09.
blackswordsman jest offline  
Stary 27-02-2015, 22:31   #643
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy już udało im się wydostać na powierzchnię, Fulgrimsson poczuł ulgę. Mieli teraz dostęp do wody, zebrali zapasy mięsa na dalszą drogę i co najważniejsze zgubili pościg. Nawet jeśli skaveny przebiły się przez zablokowane przejście to teraz powinny zupełnie stracić trop i chęć pościgu. Wszak parszywce nie nawykły do wyłażenia na powierzchnię.

Grupa wspięła się do czegoś co orki szumnie zwały obozem, ale dzięki temu mięli mniej roboty, mogli się zatrzymać i obmyślić co z dalszą drogą. Niestety dyskusja znów rozwlekła się jak flaki patroszonego orka i Fulgrimsson miał wrażenie że już nieraz rozmawiali na te tematy i w sumie nie wiadomo co z tego wynikło. Z tego powodu Grundi nie mieszał się, a tylko nabił fajkę i w ramach ćwiczeń starał się zapisać węglem poszczególne słowa i zdania. Oczywiście nie nadążał, ale pozwoliło mu to śledzić tok rozmowy, nie wkurwiając się jednocześnie na to że towarzysze pierdolą nie na te tematy które były teraz istotne.
Szczęściem i z pewnością za wstawiennictwem przodków jeszcze w tym tygodniu udało się przejść do spraw bieżących, czyli wyboru nowego Thazora i obraniu kierunku marszu. Wtedy to Grundi zabrał głos w rozmowie. Po raz pierwszy i ostatni. Słowem swym poparł Galeba i wydawać by się mogło że jednogłośnie wszyscy się na to zgodzili. A przynajmniej Grundi nie słyszał, bądź nie dostrzegł aby ktoś jakkolwiek się temu sprzeciwił. Nie było to w sumie dziwne, gdyż kowale run cieszyli się dużym poważaniem i szacunkiem z racji wykonywanej profesji, a ten w dodatku był ich kompanem od bitki i kufla.

Lecz nim jeszcze Fulgrimsson mógł odpocząć należało zająć się kolczugą i rękawami nad którymi rozpoczął pracę na dole. Jasnym było że nie uda mu się zakończyć roboty, lecz przynajmniej pchnie ją do przodu i z odrobiną szczęścia choć trochę wypocznie przed marszem.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 28-02-2015, 00:18   #644
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Dirk, ty alchemiczna Wszo. Wielkie dzięki za te chemiczne płyny i mazie które nazywasz lekami. Zdają się działać... Przynajmniej niektóre hehehe...A nad zapalnikami do twoich alchemicznych ogni popracujemy. Jak tylko będzie ku temu okazja. Pomyśleć i opracować plan mogę dla Ciebie w drodze. Ale materiały będzie trzeba zdobyć w jakichś osadach... Jednak przydałby się ten klej...Jak go wyczarujesz to naprawię sobie buta...- Zakończył Ergan.
Nazwany alchemiczna wszą podniósł wzrok na Ergana, aż zmarszczyło mu się czoło. Potomkowie Ergana seniora mieli we krwi dziwny sposób wyrażania pozytywnych uczuć. Ergan junior podobnie jak jego śliczna siostra Asta, która nazywała go równie nieciekawymi epitetami, a potem się w Dirka wtulała.
– Oi! Inżynieryjna pchełko. Za zapalniki należy zabrać się w miarę możliwości szybko, choć fakt aby je zbudować należy być cierpliwym, aż będzie z czego. Jednak mam pewien pomysł. Ale to za chwilę. Zaraz wezmę się za przygotowanie kleju, ale to jak skończy Kyan piec mięso, bo je zacapię. No I w jaskini podczas produkcji będzie nieco śmierdzieć. Muszę wygotować mocz, a więc jak zechce ci sie szczać lej do hełmu orczego, bo w nim sprawę załatwię. Jak masz jakieś pilniki to zetrzyj tą grudkę miedzi i zbierz opiłki. Z niedzwiedzia potrzebne będą kości, które miłoby było z twojej strony gdybyś rozdrobnił. Przygotowanie kleju zajmie mi z dwie klepsydry, może nieco mniej. Ale potem to prędzej szlag trafi resztę buta niż miejsce sklejenia. – Dirk wstał ze swego siedziska, ruszył w stronę wędzarni Kyana by pozbierać kości i chrząstki. Gdy zebrał wszystko co było potrzebne podszedł do Ergana. – Szpik kostny należy wybrać, dopiero potem pokrusz kości, najlepiej na kamieniach zetrzeć je na pył, to szybciej się zrobi klej no i będzie lepszej jakości. To samo ma się wiórów miedzianych, które posłużą za nośnik kwasowy, bez tego klej kostny puści po nasiąknięciu wodą. – Dirk nieco zbliżył się do Ergana, tak by nikt inny nie mógł usłyszeć tego co chciał mu rzec, Dirk zniżył głos. – Co do leków, zastanawiam się nad powrotem do swej pierwotnej profesji, do której zostałem przygotowany wieloletnimi studiami. Wtenczas moje leki staną się jeszcze bardziej potężne, bo będę zaklinał w nie moc złotego wiatru. Tak jak robili to moi przodkowie. -
Dirk zebrał swoje graty i przeniósł je obok Ergana. Obaj khazadzi siedząc przygotowywali składniki na klej. Dirk był w stanie wykonywać drobne prace, czyli wydłubywać szpik kostny. Pracując mówił do Ergana ściszonym głosem. – Myślałem o zapalniku. Wymyśliłem, aby był w zastępstwie grotu bełtu lub strzały. Gdy pocisk uderzy zapalnik by został siłą uderzenia wciśnięty. Myślę aby zastosować tą samą metodę co w krzesiwach, kawałek żelaznego pręta, ktory wbijając się w pocisk krzesałby iskry o trzy ułożone promieniście skałki. Pomiędzy naniósłbym czarny proch drobno granulowany z nadmiarem siarki, a to by zapalało właściwy ładunek umieszczony w całym bełcie. Pewnie trzeba by przetestować, ale gdyby skałki umocować sztywno, wten czas siła uderzenia wciskała by gwałtownie pręt krzesiwowy do środka. Trafiony takim pociskiem zwęgliłby się. Do następnej masy bomby dodam składnik, który będzie podpalał wodę. Tak by mieć pewność, że kurwie syny, starające ugasić ogień wodą jedynie bardziej to rozpalą. – Dirk się uśmiechnął, a w jego jadowicie zielonych oczach na chwile pojawiły się ogniki, zwłaszcza widoczne to było w zdrowym oku.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 28-02-2015 o 00:33.
Manji jest offline  
Stary 02-03-2015, 14:57   #645
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Thorin, najpierw naostrzył Ysassę osełką, zerknął do plecaka z którego wyciągnął dolną część kolczego kaftana, - Jeśli ktoś chce to może się częstować . – powiedział z uśmiechem, kładąc go w jaskini. Nie zamierzał ponownie już go pakować , starał się zmniejszyć ciężar który nosił. Podobnie postąpił z posrebrzanym bełtem, Który mimo iż lekki był zwyczajnie niewygodny.

Mięso które mu przydzielono zwyczajnie ciążyło mu za bardzo. Pocieszającym był jedynie fakt iż w miarę podróży tego ciężaru będzie ubywać. Przygotowanie do podróży oznaczało też częściowe opróżnienie bukłaków , które zamierzał uzupełniać co jakiś czas śniegiem. Biorąc pod uwagę czas jaki tenże potrzebuje na roztopienie się w bukłaku. Podjął się też częściowego przynajmniej obmycia i oczyszczenia , używając do tego mydła i roztopionego nad ogniskiem śniegu.

Do pracującej ekipy Dirk-Ergan dołączył w końcu i cyrulik. Thorin ciekaw był zwyczajnie metody jakiej używał Dirk do wyrobu kleju, a nie było lepszego sposoby nauki niż uczestnictwo w wytwarzaniu. Zresztą Thorinowi tez mógłby się przydać klej, zwłaszcza jeśli był tak skuteczny jak Dirk zapewniał. Nie zamierzał jednak się przy tym przemęczać, nie potrzebował dużo kleju a wciąż jeszcze odczuwał skutki przeciągłej opieki nad rannymi. Z tego powodu po części nawet z ulga przyjął odejście części z nich, oznaczało to bowiem po prostu zmniejszenie codziennej porcji obowiązków a każdy z odchodzących „przypadków” wymagał od medyka sporo uwagi i pomocy.

Co prawda nie sądził aby klejenie miało uratować jego tarczę, ale być może było w stanie zabezpieczyć ja przed jednym czy dwoma uderzeniami więcej. Niestety drewnianych części wyklepać się nie dało, można było jednak pozaklejać szczeliny, czy wzmocnić ją ogólnie. Thorin miał wyraźną nauczkę, mógł kupić cięższa lecz całą metalową tarcze, która wystarczyło by wyklepać od czasu do czasu, miast tego zakupił drewnianą, wzmocnioną – była po prostu lżejsza i lepiej się prezentowała. Być może dobra na jakieś paradne pojedynki, ale w przeciągłych bojach i walkach była zwyczajnie niepraktyczna.

Przed wyruszeniem nie zapomniał zagotować wszystkim herbaty z szczyptą ziół i którą przy okazji napełnił dwie skórzane manierki – ciepła herbata w trakcie drogi znacząco podnosiła morale i choć nie miał wątpliwości że w końcu ostygnie, to przynajmniej przez jakiś czas miała ocieplać organizm, przy okazji smakowała też lepiej niż sama woda.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-03-2015 o 15:02.
Eliasz jest offline  
Stary 08-03-2015, 22:25   #646
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Gdy wszystko było już ustalone i rozeszli sie w spokoju by szykowac sie do wymarszu, Roran skorzystał z okazji i postanowił zamienic słów kilka z nowym kompanem. Przygotowywał on akurat swe rzeczy do drogi, co przypomniało boleśnie długobrodemu że on się sam tak oczywista czynnością zająć nie może. Nawet jego pistolety leżały nie wyczyszczone i nie wiadomo było jak znoszą tą długa i upiedliwą drogę.
-Widzę że szykujesz się do drogi. Słusznie, marna nas czeka preprawa...acz i tak lepsza niż ta dotychczas. Pamiętam jakżeśmy sie musieli w czasie wojny z chaosem ze Striklandu imperialnego cofać...bez zapasów i z resztkami sprzętu ledwo...wtedy to było źle...tyle dobrego że cieplejsza wiosna..Ty dawno służysz?

Kyan zaprzestał szykowania tobołków w celu okazania szacunku rozmówcy, wskazał miejsce tuż koło niego by zasiedli. Nabił fajkę tytoniem i rozpalił podając ją Roranowi, może skórę miał poparzoną ale nic nie relaksowało krasnoluda jak dobry dymek.
- Aye Długoblody… lepiej nie sostawiać tego na ostatnią chwilę, maltwią mnie lawiny i lusny śnieg, który mose salegać glubo o tej pose loku... - stwierdził

Kyan zwrócił się do Rorana tytułem jaki nosił mimo że jego twarz po poparzeniach miała wygląd gładkiego niczym niemowlaka i trudno by się dopatrzeć choćby jednego włoska. Dla obcego nie zaznajomionego z kultura krasnoludzką mogło uchodzić to za obrażę lub kpnie z kompana. Jednak wręcz przeciwnie była oznakiem uznania do wieku, doświadczenia jakie ten krasnolud nosił na swych barkach. Tytuł Langktrommi osiągał krasnolud, który ukończył 120 rok swego żywota. Byli darzeni powszechnym szacunkiem, weterani niezliczonych bitew, ich doświadczenie bojowe,mądrość życiowa oraz niezliczone opowieści jakich dostarczali ze swoich przeżyć było legendarne.
- Od kiedy psesedłem Kumenouht i sostałem Gnutrommi , więc bęcie jus se 30 sim. Tak... tak gdzieś by wychociło. Jak mój placiad, diad i ojciec słusę klanowi Khasak Khlum w Kalak Kadlin. Sajmujemy się ochloną blam, cuwaniem w stlasnicach, patlolowaniem okolicnych telenów jak i ochloną kalawan psemiesających te niespokojne siemie olas w casach wsględnego spokoju kamienialstwem. Calme olki, Tlolle, Gobasy wselakie ścielwo ciągnie w te lejony nicym muchy do gówna swego czasu Smok,a nawet pladawna Hydla znalazła swe lese nieopodal. Jednak psełęc dopóki tam jesteśmy sawse bęcie dlosna....- wyjaśnił

Krasnolud uniósł brew w geście zdumienia

- Wojowałeś z chaosem? Niesamowite… jak to jest walczyć pseciw mocom chaosu? - krasnolud spojrzał z podziwem na Rorana

Roran z przyjemności zaciągnął się dymem tytoniowym. Wieki nie palił..tak po prawdzie, jak przypomniał sobie w krótkim przebłysku, zaczynając całą tą przygodę usiłował rzucić. Na pierwszą wyprawę czarnego sztandaru zabrał nawet jakieś łakocie, mające zastąpić mu dym fajkowy.
-Tak, swego czasu zaciagnałem się do zaciężnej ciężkiej piechoty Imperialnej w czasie ostatniej wielkiej wojny. Potrzebowałem akurat odmiany. Żołd nędzny, ale nawet ja czasem mogę zrobić coś dla powszechnego dobra zaśmiał się cicho syn Ronagalda po czym kontyłował:
- Walczyłem przez większość kampanii na północy i pod Midenlandem, dzięki bogom w posiłowym korpusie a nie żrąc psy i mech wraz obrońcami twierdzy. Nie powiem, jedna z bardziej męczących i upierdliwych walk w mym żywocie.. Wiesz..walczyłem na czele bandy w Bretoni, w Estalii w najemnym regimencie, a pod Marienburgiem w szeregach najeźdzców dałęm się zepchnąć do morza. W innych miejscach również bywałem...wielu nawet, bo moich opowieści o wyprawie za morze wszyscy mają chyba dość...ale nie ma bardziej upierdliwych wrogów niż chaosyci. Są częstokroć, poza nielicznymi, zwyczajnie głupi...co utrudnia walkę z nimi. Szczury są tchórzliwe i głupie ale da się je rozgryźć i da się to wykorzystać, ba, plemiona orków czy gobosów są na swój sposób logiczne...chaosyci są zwyczajnie głupi i to jest na swój sposób najbardziej przerażające… Głupcy to najgorszy rodzaj wroga..Nie wiadomo co zrobi, nie wiadomo co nim w danym dniu pokieruje i nie wiadomo jak zareaguje na twoje działania… Ocywiście, miewają wielkich wodzów czy sprytnych przywódców...ale w ostatecznym rozrachunku .., sa najmniej przewidywalni


Kyan słuchał z uwagą Długobrodego, był pod wrażeniem ile w życiu świata zwiedził
- A ja… sadu z Kadlin i okolicy nie wyściubiłem, To moja najdalsa podlós jaką odbyłem w swym syciu.. Asul, S dlugiej stlony mam ledwie 70 lat, a wyskolony sostał sem całkiem niesle, wsystko psede mną. Nic mnie nie oglanica, jednak kocham góly i wcale niespiesno mi w inne landy kielować swój wslok, jak mam pselewać klew to za nase splawy... nie obce.- stwierdził

-Mnie zawsze kusiło zobaczyc co jest za horyzontem i cóż za górami..Zresztą, jestem z podgórza Gór Szarych. Tyle ci u mnie gór co lasów, nizin i łąk. Zresztą, nie powiem...troche i los mnie zmusił do opuszczenia domowego pielesza...wdałem sier w spór...spory wcale i nie chciałem rodziny wń mieszać. W sensie po tym jak spierający się zmarł.. wyjasnił uprzejmie Roran -A i ty możesz sporo teraz zobaczyć, zwłaszcza że do naszej dziwnej bandy przystałeś

- Ja jus nie mam do kogo wlacać, klan sadekował mój dom na dekade i splawuję nad nim piecę do mojego powlotu. Ale na ten cas nie samiesam wlacać do Kadlin, sukam kogoś i byłem pewien se snajde go w Asul… Jednakos byłem w błęcie… - rzekł smutno tropiciel, wspomnienia zalały umysł krasnoluda przez co jego twarz stężała i zamieniła się w kamień na dłuższą chwilę. Przez myśl przeszły mu wszystkie wspomnienia, które spowodowały że znalazł się w tym miejscu.

-Jesteś pewien że nie było tam osoby którą szukałeś? To jednak wielkie miasto. Ile byś tam nie był, łatwo się rozminąć zapytał Roran uprzejmym tonem

- Aye, Lolanie jestem pewien, nic to... nie mówmy więcej o tym… - uciął temat ognistowłosy krasnolud

-Jak sobie życzysz.. W każdym razie w dziwne towarzystwo los cię zaplątał, odkryłeś to już jak sądzę...Cokolwiek będzie dalej, szykuje sie długa i ciężka wędrówka i nie lżejszy los...chciałem upewnić się, że jesteś tego świadomy...Nikt nie powinien wpakować się w coś takiego w sposób jak my - przypadkiem i bez własnej wiedzy ni to stwierdził, ni zapytał Ronagaldson, wpatrując się badawczo w przewodnika.

- Snój i smęcenie nie jest mi obce, a cięski los będą mieli ci któsy stają pseciw nam,a nie na odwlót. Nie lękam się psysłości, wszystko co klwawi mosna sabić. Jednak niesbadane są wyloki Bogów, kto wie co sobie saplanowali wobec nas, ścieski nase jus dawno sostały wytycone, my mamy nimi podąsać jeno. Mose palec Glungniego spocywa na nas, oko Glimnila spogląda sulowo, a my beswiednie wypełniamy ich plan… - rzekł spokojnie tropiciel

-Wydaje mi się, że w losach naszych więcej jest możności wyboru niż ci się zdaje, nie zaprzeczalnie jednak masz racje, iż co byc ma to będzie i nie znajac skutków naszych decyzji nie zmienimy ich. Cóż, sądze że sie tu odnajdziesz rzekł krótko Roran, by skinąwszy uprzejmie głową, zostawić Kyana z jego robotą i myślami.

Gdy Roran odszedł ognistobrody krasnolud kontynuował swoje zajęcia, a gdy był gotów ułożył się w końcu i zapadł w głęboki sen.
 
PanDwarf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172