Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2013, 17:25   #11
 
ZauraK's Avatar
 
Reputacja: 1 ZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumny
Pieter siedział w karczmie siedział do zmierzchu, aż pojawił się Flint. Spodziewał się nieco więcej informacji, ale cóż, życie nigdy nie rozpieszcza. Popatrzył na klucz jednym okiem i nic nie skomentował słów kobitki z Kislevu, wzruszył tylko nieznacznie ramionami przechylając kufel. Na wybór pomiędzy koniem, a wozem odstawił napitek z hukiem na stole i rzekł tylko.
- Wóz czy koń, żadna różnica. Bylem miał żyć na czem zwieść do zamka i nazad, bom pieszy tera. - rozejrzał się po twarzach towarzyszy i dodał - A wątpliwe co by rankiem koń jezdny z nagła sie znalazł.
Na podniesienie wagi słów wypuścił ogromny kłąb dymu. Poczekał na decyzję pozostałych co do transportu i udał w poszukiwaniu jakiegoś jelenia do ogrania w kości czy w cokolwiek innego, byle stawką ostatecznie był koń którego było mu trzeba.
Jako, że żołdacy wyglądali na już podpitych i w dodatku jakoś nie darzył ich sympatią, to wziął sobie ich na cel, zwłaszcza że każdy z nich miał konia.
Emocje sięgnęły zenitu kiedy ze swoich dwóch koron dorobił się stawki w postaci wierzchowca. Jeden nieostrożne posunięcie i może stracić wygraną, choć z doświadczenia wiedział, że i jego życie mogła stać się szybko stawką, jeśli nagle humor współgraczy się odwróci o 180 stopni. Przegrana konia mogła się do tego przyczynić, chyba że potrzyma nadzieję na odegranie się i jednocześnie spije przeciwnika do nieprzytomności. O ile pierwszy warunek był dziecinnie prosty, to drugi już sporo mniej.
Niestety szczęście nie dopisało i nie dość, że konia nie wygrał to jeszcze utracił całą wygraną do tej pory.
Spać położył się dosyć późno i w wisielczym humorze.
***
Do świtu już niedużo czasu zostało, kiedy zbudziło go mamrotanie szamoczącego się krasnoluda. Przewrócił oczami i naciągnął tylko lepiej koc na siebie i zasnął napowrót.
***
Świt oczywiście przyszedł za wcześnie. Zeźlony wstał z bolącym czerepem i posilił się mizernym śniadaniem. Nie dość, że strawa kiepska, to karczmarz jeszcze doprawiał ją najświeższą informacją o mutantach włóczących się w pobliżu. Pewnie i racja, że to jakiś zwiadowca ubity został. Wyszedł przed karczmę mrużąc oczy. Rozejrzał się jeszcze z nadzieją na konia, ale ani widu, ani słychu okazji. Westchnął tylko i sprawdził dokładnie obuwie, które najwyraźniej miało być głównym środkiem transportu przez najbliższe dni.

Zebrali się do wymarszu, kiedy stanęła przed nimi jakaś starowinka ze swoimi problemami. Żal się Pieterowi zrobiło kobiety. Co prawda nie płaciła, ale czasami nachodziły go myśli, że powinien pomagać a nie tylko zysk i zysk. To była właśnie taka chwila kiedy przypominał mu się otrzymany ratunek. Jego dobroczyńca nigdy nie oczekiwał wynagrodzenia w żadnej formie za ocalenie życia, nigdy. Dodatkowo jeszcze traktował jak ucznia i przyjaciela. Otrząsnął się słysząc odmowne słowa Alethe i Zogrima. Cóż takie czasy, ale i tak rzucił niechętne spojrzenie na odmawiających.
- Jeśli bedzie nam po drodze nazad, to sprawdzim... - rzekł cicho, patrząc na pozostałych wzrokiem szukającym potwierdzenia jego słów.
 
ZauraK jest offline  
Stary 02-08-2013, 22:47   #12
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Nim Zebedeusz poszedł spać postanowił porozmawiać z Flintem a potem napić się. Oczywiście w takiej kolejności, bowiem co jak co, nie zamierzał rozmawiać po pijaku o dość istotnych dla niego sprawach. Okazało się, że Flint w tej okolicy co prawda bywał, ale bardzo rzadko. Nigdy jednak nie był w samym zamku, toteż nie mógł zdradzić młodzieńcowi żadnych szczegółów dotyczących zamku i planu rozmieszczenia pokoi czy innych miejsc.

Młodzieniec więc poszedł pić. Zamawiał kufel za kuflem, aż w końcu wdał się w rozmowę z karczmarzem. Ten spoglądał litościwie na młodzieńca, który widocznie w alkoholu topił smutki, i zaczęli sobie więc przyjacielsko rozmawiać. Zebedeusz jednak odpowiadał na swoją przeszłość pół-słówkami, lecz od karczmarza dowiedział się, że kiedyś był to zamek z jedną dużą basztą, murem kamiennym i dodatkowo kiedyś dalej był również wał odgradzajacy podgrodzie oraz otaczająca go fosa. Jak wygląda to teraz nikt nie wiem, bowiem od dawna nikt tam nie zaglądał. Ludzie bali się, że mroczne siły jeszcze zostawiły tam jakąś "pamiątkę". Do rozmowy o dziwo włączył się także kupiec. Ten to wypił kilka butelek wina, więc zaczął opowiadać że skarbiec według dawnych informacji był w podziemiach. Oczywiście kupiec zaczął narzekać, że handel już nie taki, że karczmarz to wino rozcieńcza specjalnie no i jaki to chujowy jest świat.

Młodzieniec mający dobrze już w czubie ruszył na górę...Nie wiele pamiętał...No poza tym że spotkał jakąś kobietę...i że z nią rozmawiał...a obudził się sam. Potworny kac..

Potworny kac nakurwiał młodzieńca. Czuł się jakby ktoś całą noc go ujeżdżał i orał nim pole. Wszystkie mięśnie go bolały, i wstanie z łóżka było dla niego udręką. Powoli dochodził do siebie, także podczas śniadania, które konsumował na siłę. Towarzysze widzieli go już nie pierwszy raz w takim stanie, więc mogli uznać to za codzienny poranek młodzieńca. Nawet nie zabierał głosu w sprawie powozu, bowiem nie miał po prostu siły. Gdy skończył jeść poprosił karczmarza o wiadro z zimną, wręcz lodowatą wodą do którego włożył głowę co by złagodzić ból i dojść w miarę do siebie.

Zaczęło się przygotowanie do drogi. Zebedeusz nie miał zbyt wiele do przygotowania bowiem w tej dziurze nic nie było, toteż nawet głupiej liny nie mógł dostać i gdy już dzień miał wydawać się kolejnym szarym dniem zagadała do nich babuleńka. Oj stara kobieta, która byla w potrzebie. Młodzieńcowi zrobiło się żal, a gdy towarzysze zaczęli pierdolić o kasie to już w ogóle. Wojna, śmierć bliskich to dla takich osób coś...strasznego.. na szczęście jeden z nich okazał się człowiekiem o złotym sercu

- Pieter ma rację. Jeśli to tylko dzwon drogi..to możemy zajrzeć. Korona nikomu z głowy nie spadnie, a my zrobimy dobry uczynek. Być może Bogowie nam kiedyś za to podziękują. Sigmar w końcu wspiera dzielnych i odważnych... - rzekł a potem zwrócił się do babulenki

- Babciu nie martw się. Będzie dobrze. Jak droga pozwoli to zajrzymy tam. A jak Cię zwą ? - zapytał i gdy usłyszał odpowiedź dodał - No to Rosalindo zobaczymy, jak żyją przekażemy im że się o nim martwisz i prosisz by szybko wracali.. - podszedł do babci i ucałował ją w czółko i uśmiechnął się słodko.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 02-08-2013, 23:44   #13
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Perspektywa nocowania pod dachem...tak, tego jej było trzeba. Po długiej wędrówce, i spaniu noc w noc pod gołym niebem, nawet ta namiastka karczmy stanowiła luksus z którego grzechem byłoby nie skorzystać. Zawsze lepszy lichy dach i ogień, niż zimno i wilgoć na zewnątrz. Usiadła obok kominka, krzyżując nogi i kładąc łuk na kolanach. Trwała tak dobrych kilka godzin, wyciągając ręce do ognia, a każdemu natrętowi próbującemu cokolwiek do niej mówić posyłała ciche “ idzi w pizdu”.
Na pytanie o rodzaj transportu wzruszyła ramionami, jakby było jej to całkowicie obojętne. Nie chciała wdawać się w szczegóły, strzępić ozora po próżnicy. Każda z opcji miała swoje plusy i minusy, zostawiła więc decyzję reszcie grupy, oddając się w pełni błogiemu lenistwu.

Po pewnym czasie zostawiono ją w końcu w spokoju, z czego bardzo się cieszyła. Wszystko byłoby idealne, niestety pijany szlachcic musiał się jej napatoczyć pod nogi, kiedy zmęczona szukała cichego miejsca na nocleg. Normalnie zrobiłaby to co zazwyczaj - zignorowała go, odwracając się na pięcie i idąc w drugą stronę. Tym razem jednak przydybał ją w ciasnym pomieszczeniu i siłą rzeczy odciął jedyną drogę ucieczki, stając między kobietą a drzwiami. Gdyby Irina należała do religijnych osób, uznałaby obecność chłopaka za karę boską, ale że do życia podchodziła bardzo pragmatycznie rozwiązała ten problem ze zwyczajnym dla siebie wyczuciem. O dziwo obyło się bez przemocy.

Przy śniadaniu unikała reszty bardziej niż dotychczas. Siedziała w dalekim kącie opustoszałej karczmy, raz po raz zerkając na okna, drzwi, oraz swoich towarzyszy. Przypatrywała się dyskretnie każdemu z osobna, starając się odgadnąć ich motywacje, cele i pragnienia. O jednym wiedziała na pewno - perspektywa dużego zarobku przemawiała do każdego z nich, w tym byli podobni. Póki łączył ich wspólny cel nie powinni mieć problemów z dogadaniem się, przynajmniej taką żywiła nadzieję.
Informację o mutantach przyjęła spokojnie między jednym, a drugim kęsem strawy. Chyba jako jedna z nielicznych nie krzywiła się na dość obrzydliwy smak jedzenia. Jadała gorsze rzeczy, a to “coś” było nawet ciepłe. Przepędzało chłód z kości, rozgrzewało od środka i dawało siłę na nadchodzący dzień. Niczego więcej nie oczekiwała, no moze oprócz tego że się po posiłku nie porzyga.

Ekwipunek przygotowała w przeciągu niecałej minuty, wszystko co potrzebne i tak zawsze miała pod ręką. Poczekała więc aż reszta będzie gotowa, po czym wyruszyli. Nie dane im było nawet opuścić wioski w spokoju. Rozhisteryzowana starucha z płaczem wyłożyła im swoje żądania, owijając wszystko gładką gadką mającą na celu wzbudzenie litości.
- Kak nazlo - Irina mruknęła pod nosem nasuwając kaptur głowę, a w spokojnym zazwyczaj głosie dało się wyczuć wyraźną irytację, choć usilnie tłumioną. Baba widocznie szukała idiotów, którzy by karku nadstawiali za uśmiech i dobre słowo, głupia swołocz. Dobrym słowem brzucha się nie napełni, ani noclegu nie opłaci. Gdyby jeszcze stare próchno płaciło coś za fatygę, wtedy inaczej można by spojrzeć na cały problem. Irina nie uważała siebie za kapłankę miłosierdzia, podcierającą nosy wszelkim sierotom i życiowym kalekom, prędzej za kobietę interesu. Niczym nie zgrzeszyła, by musieć za darmo w problemy się pakować, ale jak reszta chciała być głupia to ich sprawa. O dziwo Alethe i krasnolud podzielali jej zdanie. Pieter wyłamał się jako pierwszy proponując pomoc i marnowanie ich cennego czasu. Szlachetka...on okazał się tak wylewny, że aż na mdłości się zbierało. Odpowiadając za całą grupę obiecał kobiecinie pomoc, to już było ponad siły Iriny. Podeszła więc do niego powoli, ręce krzyżując na piersi. Spod kaptura błyskały zimno dwa czarne jak węgiel ślepia.
- Job twoju mac, no nie panimaju ...I chto? Vremya ne sto'it... - zamikła na chwilę, szukając w pamięci odpowiednich słów na wyrażenie swojego niezadowolenia. Ku swojej radości znalazła takowe - Ty za siebie mówi. My czasu nie mają na...głupoty. Nie bądź durak, za darmo ty nawet w ryj nie dostanie. Rabota jest, to...priorytet. Reszta nieważna. My ruszać powinni. Już. Teraz. Ty kończy tą...farsę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 02-08-2013, 23:55   #14
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Gadka z krasnoludem nie była wciągająca. Bardziej rozmowny to on był podczas snu, ale Dagmar był wstanie stwierdzić, że równy z niego gość. Po tym jak tamten opowiadał o bitwach, wiedział jednego, Zorgrim w walce nigdzie nie uciekanie. Zdawał się poznać, że nie boi się śmierci.
Dagmar widząc, reakcję na karczmowy napitek, nawet nie brał pod uwagę, aby go zamówić. Zjadł pajdę chleba ze smalcem i popił wodą.
Chwile później w karczmie zjawiał się nie kto inny jak sam Flint. Cała ta sytuacja była troszkę dziwna. Dziwa na tyle, że jednemu z towarzyszy, a raczej jednej z nich zależało bardzo na tym aby trzymać piecze nad kluczem. Dagmar analizując system zabezpieczeń, po chwili zapytał:
- A czy te zabezpieczenia, no te rytuały magiczne i jak one tam, te potężne modlitwy. Czy one ulegną gdy wetkniemy klucz?
- Klucz ma pozwolić wejść do środka. Niestety nie wiem nic więcej. Wiem tylko, co mi powiedział. – odpowiedź Flinta byłą niezbyt zadawalająca
- A, że zapytam, skąd znasz tego tam barona?
- Poznałem go wtedy, w Wolfenburgu. – po raz kolejny Dagmar nie czuł się napełniony informacją
Ta rozmowa wiele nie dała, tak jak powiedział wchodząc do karczmy sam Flint.


Później zaś Dagmar zwrócił się do całej drużyny:
- Musze powiedzieć, że no powozić nie umiem, na koniu też nie czuję się najlepiej. Czy może weźmiemy wóz? Jest ktoś z was, kto za lejce złapie ? Wóz to, i skarby by wziąć można i zawsze odpocząć na tyle.

Wieczorem Dagmar siedział w karczmie nasłuchiwał jak tutejsi rozmawiają. Nie było tego za wiele, lokum te świeciło pustką to i usłyszeć się za wiele nie dało. To ktoś o świniach, że zdychają, to inny, że mu się robić już nie chce. Jednym słowem wodę lali i tyle. Widząc jedyną szansę na informację w karczmarzu zwrócił się do niego:
- Jak tam w mieście nie dzieję się, no nic ostatnio dziwnego?
- Pewnie, przepędzilim kilku zwierzoludzi na początku, ale prócz pojedynczymi przypadkami jak dziś to nic takiego się nie działo.
-A jakieś może ciała bez krwi?
- Zwłoki bez krwi?! - karczmarz aż zbladł. - Lepiej nie mówić takich rzeczy!
Kilku chłopów się wzdrygało, ale po chwili zaczęli dalej pic swe wodniste piwa.
~ To istna dziura, ~ przeleciało przez myśl Dagmara. ~ Gdzie ja przybyłem, jedynym wytłumaczeniem jest, że pomyliłem drogę. ~ myśli kłębiły się, a młody łowca wampirów czuł się nie na miejscu.

Karczma zaledwie po godzinie opustoszała całkowicie. Karczmarz pożyczył sienniki, aby to i usnąć jakoś można było. Dając jeden dla Dagmara spojrzał na niego z pod ukosa. Łowca zrozumiał, że tutejsi mają dość problemów, że o innych wolą nawet nie myśleć.
Dagmar położył się i starał się usnąć. Jak zwykle znając reakcję innych leżał oddalony. Było to za przyczyną czosnku, który tulił przy poduszce. Zaś pod nią spoczywała para kołków osikowych. Może nie było to udogodnieniem przy śnie, ale człowiek śpi najlepiej gdy to czuje się bezpieczny.
Wydawało by się to na środek nocy, gdy Dagmara obudziły słowa:
- „… nie zasługujesz na to żeby żyć!”
Ten krzyk, a może krzyk który brzmiał póżniej: - „AAaaaaa” - go obudził. Raptownie ręką leżącą pod poduszką przy kołkach złapał za jeden i obserwował sytuację. ~ gdzie jesteś bestio, pokaż się, zaraz cię zgładzę ~ pomyślał, ale jedyną postacią która wstała był krasnolud.
Wyszedł on z karczmy. Dagmar pogrążył się w marzeniach jeszcze przez kilka godzin, a został obudzony gdy to coś łupnęło drzwiami. Był to znowu krasnolud, który domagał się jeść. Łowca uznał z stosowną godzinę aby wstać i także zjeść.
Gdy tylko wyszedł z drużyną na dwór, po chwili podeszła do nich kobieta, wtrąciła się nieco, Dagmar skinął lekko głową i odparł:
-Gdyby no to tylko ode mnie zależało to może i bym poszedł, no ale widzi pani przecież, że sam nie podróżują i wiele zadecydować nie mogę. Mamy zadanie, a czasu mało, oj mało.
 
Inferian jest offline  
Stary 03-08-2013, 23:15   #15
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Brakowało im przywódcy. A może zwyczajnie kogoś z jajami. Dość powiedzieć, że pytanie Flinta pozostało bez konkretnej odpowiedzi. Część wzruszyła ramionami, inni zaproponowali różne opcje. Ostatecznie większą ilością głosów zdecydowali się na juczne konie, nie nadające się do tego, by na nich jechać, ale za to odciążające ich samych. Dodatkowo tym zwierzętom, w przeciwieństwie do wozu, nie straszna była marnie utrzymana droga czy większość innych terenowych przeszkód. Kupiec obiecał, że będą na nich czekać z samego ranka. I tak było, przyprowadził je syn gospodarza, już napojone i przygotowane do drogi. Nie miały siodeł, za to posiadały pojemne juki.
I żeby było ciekawiej, w sprawie poszukiwań bliskich starszej kobiety, również nie stanowili jedności. Jak poradzą sobie w walce? O ile taka nastąpi. Być może każde z nich liczyło na to, że bez przeszkód dotrą do Roezfels. Tak przecież mogło być. Siły Chaosu zostały przegnane. Podobnie nieco do kobiety, która szlochając cicho kiwała głową, że przecież ich rozumie.
Kłamała. Ale zmienić ich decyzji nie mogła.

Wyruszyli wreszcie. Jedni konno, ale inni na piechotę i to właśnie do nich należało dostosować tempo. Według tego co mówił Flint, do warowni dało się dotrzeć przez zmrokiem nawet bardzo wolnym tempem, a przecież każde z nich było doświadczonym wędrowcem i poruszanie się nawet na własnych nogach nie spowalniało za bardzo całej grupy. Zresztą, czasami to właśnie piesi poruszali się sprawniej.
Droga była w tragicznym stanie. Łatwiej byłoby ją nazwać pełną nierówności przecinką w gęstym lesie, bowiem kilka miesięcy nieobecności tutejszych włodarzy i zapewne przemarsz armii Chaosu, sprawił, że nawet konie poruszały się z trudem. O puszczeniu ich w galop można było zapomnieć, w każdej chwili mogły się o coś potknąć lub zapaść w grząskiej ziemi. Pogoda bowiem nie poprawiała sytuacji. Zimno było drobną niedogodnością, ale coraz bardziej uciążliwy deszcz miał już wymierne skutki w postaci przemoczonych ubrań. I ciemności. Mimo faktu, że dzień się dopiero zaczynał, to w lesie było ciemno jak podczas zmroku. Wielkie drzewa i ciemnoszare niebo były głównymi winowajcami tego stanu rzeczy. Poruszali się więc z trudem, niezbyt szybkim tempem, momentami wręcz ostrożnie pokonując wzniesienia a potem zjeżdżając z nich. Bliskość gór sprawiała, że teren był wyjątkowo mocno pofałdowany.

Podróżowali tak już od jakiegoś czasu, gdy ich uwagę przyciągnęły niepokojące odgłosy. Zatrzymali się na szczycie niewielkiego, płaskiego wzgórza, nasłuchując. Odgłosy zbliżały się. Droga wydawała się prowadzić jedynie w przód i w tył, a gęste krzaki po jej bokach ograniczały poważnie wszystkie manewry. Powoli dało się z odgłosów wyłonić krzyki i końskie rżenie. Ich własne wierzchowce zaczęły się niepokoić, prychając i tupiąc kopytami.
A potem pomiędzy drzewami, gdzieś z boku, pojawił się ruch. Musiała być tam osobna ścieżka, droga może nawet. Ta, o której wspominała stara kobieta?
Tak czy inaczej, cokolwiek nadchodziło, zbliżało się szybko.
Prześwity pomiędzy drzewami najpierw pozwoliły zobaczyć niewyraźne kształty, a po kilku chwilach już z całą pewnością określić je jako wóz ciągnięty przez pojedynczego konia. Zbliżali się do głównej drogi do warowni. Raczej nie zauważyli jeszcze nikogo z grupy. Wierzchowce nie pozwalały na skuteczne ukrycie się, ale to nie był główny powód. Ludzie znajdujący się na wozie bowiem uciekali przed czymś i ani w głowie było im patrzenie przed siebie.

Dopiero, gdy prawie dojeżdżali do rozwidlenia, znajdującego się może dwadzieścia metrów przed ich grupą, choć wcześniej niewidocznego, mogli dostrzec wszystkie szczegóły rozgrywającej się tam sceny. Na koźle siedział starszy, siwy mężczyzna, strzelając lejcami i krzycząc coś do zziajanego konia. Z tyłu wozu stał, trzymając się burty, inny mężczyzna z włócznią w dłoni. Co chwilę próbował nią uderzać. W goniące ich stwory
Zwierzoludzie nie były nowością chyba dla nikogo z nich. Ale i tak ich paskudne, zwierzęce pyski, rogi, futra i racice tworzyły paskudną mieszankę, wywołującą jedynie żądzę krwi i obrzydzenie. Było ich pięć i nie należały do tych największych. Dzierżyły włócznie i topory, z każdą chwilą będąc bliżej dogonienia zwalniającego wozu.

Nagle coś trzasnęło. Jedno z tylnych kół wozu rozpadło się na kawałki, a sam pojazd zarył w ziemię, momentalnie tracąc prędkość. Potwory zawyły z uciechy i chęci mordu. Było kwestią sekund, zanim dopadną ludzi. Wszystko to ledwie dwadzieścia metrów od obserwującej wydarzenia grupy. Chyba jeszcze nikt ich nie dostrzegł.
Były jeszcze dwa szczegóły. Na środku wozu znajdowała się kobieta, w bardzo zaawansowanej ciąży. Krzyczała, siedząc z rozchylonymi nogami. Wyglądała jakby... rodziła.
A dalej, gdzieś za całym tym zamieszaniem, podążała bestia znacznie większa od pozostałych.
Prawdziwy bestigor, wódz zwierzoludzi. Potwór o wielkich rogach, ponad dwumetrowy, dzierżący solidny, dwuręczny topór.

 
Sekal jest offline  
Stary 04-08-2013, 00:30   #16
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Dagmar spojrzał na Zorgina, w którym zaczynała się gotować krew, po czym powiedział:
- Dzisiaj Morr i tak by się nasycił, ale za naszą przyczyną nasyci się bardziej. Będą to zwierzoludzie, bądź my…

Gdy tylko Dagmar zauważył, że na powozie jest kobieta w ciąży zaczął biec z furią.

- „W bitwę i naprzód - wyrwać zwycięstwo! Niech każdy wierność okaże, męstwo! Na wrogów naszych wnet spadnie kara, Niech gniew nasz będzie gniewem Sigmara!” – młody łowca biegnąć w kierunku zwierzoludzi wyrecytował linijki tekstu zwracając się do najwyższego.
Biegnąc ujął miecza i wyskoczył ku pierwszemu z pięciu. Był on obłocony i lekko poobdzierany, wyglądało na jednego z tych najsłabszych, a może wyczerpanych po gonitwie. Jego racice utkwione były w błocie, a jego ślipia w ostatnich sekundach zwróciły się w stronę atakującego, być może nawet jego tych ostatnich.


(wynik rzutu kościami k100: 33, 85)
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 07-08-2013 o 12:12.
Inferian jest offline  
Stary 04-08-2013, 10:45   #17
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Wyjechawszy na plac przed karczmą, znalazła swoją grupę. Dobrze, pomyślała, pora użyć moich umiejętności krasomówczych ku wspólnemu dobru.
Kiedy tylko starka odeszła, skinęła głową.
- Zacni kompani, droga Irino. Wypowiem się krótko, bo dnia zaiste szkoda, a perspektywa zarobku uchodzi z każdym oddechem. Otóż, uważacie, jako że zależy mi doprowadzeniu naszej grupy do warowni i odebraniu mojej części zapłaty, a nikt się kwestiami organizacji zająć nie kwapił, to pozwólcie, że ja się zajmę, bowiem kiedy przyjdzie okazja do rozlania krwi, to czasu na radzenie nie będzie. Stąd, gwoli rozumu, byłoby dobrze, gdybyście się słuchali mnie.
Odchrząknęła.
- Powodów ku temu - ciągnęła - chyba przytaczać nie muszę. Nie mówiąc już o polityce, fakt jest taki, że kiedy wyprawimy się w głuszę, wystawia nas na niebezpieczeństwo. Im mocniej trzymać się będziemy, tym większe mamy szanse wypełnienia naszej misji. Jeśli kto myśli, że mi zależy na poklasku tudzież honorze, to się myli, bo oba w rzyci mam. A w każdym razie, nie pomogły mojemu ojcowi, kiedy go na sztuki rozrywali.
A jeśli byście jeszcze potrzebowali innego powodu, to dodam jeszcze jeden: znam te ziemie, bom się ongi na nie wyprawiała. Dawno to było, jednak znam zamek, a to pewnie się przyda.
To tyle, jeśli chodzi tyrady z mojej strony.
Weźmy się do roboty.



Było mokro i grząsko. O ile Alethe pamiętała, że droga do Roezfels nigdy nie była porządnym traktem, to przez ostatnie lata wszystko pokryło się lasem i chaszczami; miało się wrażenie, że drogę wydeptały zwierzęta, a nie ludzie.
Jednak niedługo dane było im spokojnie iść. W gruncie rzeczy, Alethe tylko czekała na to, aż coś się stanie.
No i spieprzyło się.
Szybki rekonensans sytuacji sprawił, że wątpliwości nie było żadnych. Była to grupka, o której wspominała stara w Penzfin. Dlaczego, będąc w ciąży, wyprawiła się w głuszę, tego tylko można było zgadywać i w zasadzie tym jednym głupstwem zasłużyła sobie na śmierć, a przynajmniej takie wrażenie odniosła płomiennowłosa kobieta.
Ale na przemyślenia czasu nie było.
- Irina! - krzyknęła na łuczniczkę. - W las! I szyć w tego wielkiego!
Po czym zwróciła się do reszty.
- Zorgrim i Pieter, lewa burta. Ja i Zeb - za Dagmarem. Ruszcie się, kurwa!
Plan był dosyć prosty, który Dagmar ciut skomplikował. Zwyczajnie poczekaliby, aż Pieter i Irina skruszą opór przy wozie kuszą i łukiem, co doprawiłoby się szarżą. Uporawszy się z cieciami przy wozie, można by przyjąć tego większego. Jednak, skoro niektórzy się wyłamywali, to trzeba było zacząć od szarży. Ewentualnie można by użyć wozu i trójkę ludzi jako zmyłkę i mięso armatnie.
Wyciągnąwszy miecz z pochwy, wzniosła okrzyk bojowy. Miecz był całkowicie czarny; nie błyszczał nawet w świetle słońca, którego i tak było niewiele.
Oblicze czerwonowłosej zmieniło się w maskę wściekłości, kiedy biegła za Dagmarem, aby go ubezpieczać. Furia bitewna zalała jej świadomość.
Krzyczała w żądzy mordu.

Cytat:
Rzuty: 76, 16
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 04-08-2013 o 10:48.
Irrlicht jest offline  
Stary 05-08-2013, 14:37   #18
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Zorgrim mimo że pogodził się z tym, że rolę przywódcy chce pełnić kobieta to nie był przygotowany na przemówienia. Nie cierpiał przemówień. Jak przystało na krasnoluda był konkretny i lubił jak zwracano się do niego jasno i krótko. Ziewnął ze trzy razy mimo że przemówienie Alethe nie było jakoś przesadnie długie. Pod jego koniec odezwały się też w głowie krasnoluda głosy, które zaczęły je roztrząsać słowo po słowie to całkiem wytrąciło go z równowagi. Zdołał się jednak wysiłkiem woli opanować i skwitował całość krótkim „Pieprzenie” wymruczanym pod nosem. Na szczęście kobieta skończyła i mogli ruszać w drogę bez zbędnego gadania.

Droga nie rozpieszczała. Zarastające zielskiem koleiny to wszystko co z niej zostało. Zorgrim cieszył się, że nie wzięli wozu. O ile nawet by przejechali to wytłukło by ich na nim niemiłosiernie. Zamiast tego maszerował raźno za konnymi pociągając raz za razem ze swojej butelczyny ze spirytusem. Zaczęło mżyć, więc pogoda zrobiła się typowa dla Imperium. Brakowało tylko stada mutantów lub zwierzoludzi do pełni szczęścia. I stało się. Najpierw usłyszeli wóz, potem zobaczyli i wóz, i stado zwierzoludzi go goniące. Zorgrim uśmiechnął się szczerząc wszystkie zęby. Zaiste Grungni i Grimnir byli mu łaskawi. Kto wie może wielki bestiogr okaże się godnym przeciwnikiem i Zorgrim poniesie upragnioną śmierć z jego ręki? Dziwiła go po raz kolejny głupota ludzi, którzy zabrali ciężarną kobietę w zaawansowanej ciąży na taką straceńczą wyprawę. Ale ludzie nigdy swoją głupotą nie przestaną zadziwiać krasnoludów. Jakim cudem przetrwali tak długo?

Chwile rozmarzenia znowu zepsuła Alethe, która śmiała mu wydać rozkaz. Miał tkwić przy lewej burcie wozu podczas gdy walka gorzała gdzie indziej.

-Niedoczekanie kobieto. Mam inny plan. Zabiję ich nim dotrą do wozu.

W okamgnieniu dobył swojego dwuręcznego topora i z głośnym okrzykiem
-Grrrimnirr!!!

ruszył tam gdzie największy bitewny ścisk.

(Rzuty k100: 40 i 51)
 
Ulli jest offline  
Stary 05-08-2013, 21:25   #19
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Kobieta przywódcą. Hm...nie ruszało go to. Nie mówił nic. Nie okazywał po sobie niczego. Chłód co najwyżej, ale taki już był. Jeśli kobieta się sprawdzi, pokaże co umie, pójdzie z nią w ogień. Jednak na szacunek i wierność trzeba zasłużyć. Działaniem. Gadki to i on miał piękne, działanie. Tylko to było ważne

***

Wiele Zebedeusz widział i widział zwierzoludzi, lecz za każdym razem czuł się tak samo. Obojętność, choć miał świadomość że jego siła jest niczym wobec nadchodzącego niebezpieczeństwa. Widząc tych pięć potworów Zebedeusz mocniej chwycił miecz oraz sztylet w drugą dłoń i zaczął iść. Mamrotał niezadowolony pod nosem, lecz swoje kroki skierował tam gdzie krasnolud. Pewnie pomocy nie oczekuje Khazad, lecz nie zamierzał pozwolić by na tak wczesnym etapie podróży stracili jakiegoś członka wyprawy.
Uśmiechnął się do siebie idąc. Bohater, też coś. Ojciec pewnie pękł by ze śmiechu.


(rzuty: 15, 51)
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 05-08-2013, 22:09   #20
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Mowa-trawa - dokładnie to pomyślała , gdy druga kobieta zaczęła swą przemowę. Piękne słowa, zwinny język i szeroki zasób słownictwa...aż zazdrość łapała. Łuczniczkę interesowało z goła coś kompletnie innego. Gadać każdy może, trochę lepiej czasem, trochę gorzej. Ważniejszą rzeczą było jednak to jak dziewuszka mieczem obracać potrafi, jak w ferworze walki się zachowa. Czy prócz zapędów do wydawania rozkazów potrafiła cokolwiek innego? Czas pokaże, z drugiej strony Irina już teraz zdawała sobie sprawę, że niczyich rozkazów wykonywać nie zamierza. Każdy ma swój rozum, swoją skórę na grzbiecie. Najważniejsze to umieć dbać o siebie, trafnie ocenić sytuację i zachować głowę na karku. Nie przywykła do drużynowego działa, rzecz taka jak współpraca wciąż przychodziła jej z najwyższym trudem o zaufaniu już nie wspominając, a jeżeli jaśnie pani sądziła że da się ją zapędzić do lizania butów to grubo się myliła, oj grubo.

***

Droga do zamku oczywiście nie mogła przebiec bez żadnych problemów, czy komplikacji. Bo jakże to tak, dojść do celu nie napotykając się na żadne plugastwo? Irina byłaby głupia, gdyby choć przez chwilę żywiła nadzieję na coś podobnego. Ludzie na wozie nie obchodzili jej w najmniejszym stopniu, ich życie traktowała tak samo poważnie jak resztki przypalonej kolacji, wydrapywane z kociołka przez pójściem spać. Jednak obok wroga przejść obojętnie nie mogła, jeżeli coś wzbudzało w niej emocje to były to właśnie pomioty chaosu. Szybko okazało się że podchody może sobie darować, szarżujący towarzysz zaprzepaścił wszelkie szanse na wzięcie wroga z zaskoczenia.

W normalnej sytuacji zapewne zeszłaby cichaczem z drogi, ukrywając się w lesie i pozwalając by zwierzoludzie urządzili z ciał głupich ludzi miejsce uczty. W normalnej sytuacji przemknęłaby się bokiem, pozwalając nieostrożnym wędrowcom ponieść konsekwencje swojej głupoty...ale to nie była normalna sytuacja. Zobligowała się do czegoś, potrzebowała reszty grupy, by osiągnąć zamierzony cel. Konieczność kooperacji jeszcze by jakoś zniosła, gdyby nie Alethe. Za kogo się ona uważała by śmieć wydawać jej rozkaz po zaledwie kilku tygodniach znajomości? Gdyby chociaż przez ten czas wykazała się czymś innym, oprócz chlapania ozorem na lewo i prawo to może Irina postąpiłaby zupełnie inaczej.
- Yebat' tvoyu mat'. Geroizm oni khoteli. Rytsari grebanyy. I ya yebat' eta shlyukha i vasha parshivaya zadnitsa tozhe! - odparła spokojnym tonem patrząc na drugą kobietę. Nikt nie musiał mówić jej co ma robić, nie urodziła się wczoraj. Nie potrzebowała porad od kogoś, kto nie wiedział zapewne którą stroną trzyma się łuk. Nie spiesząc się nigdzie ruszyła w las, obchodząc miejsce kaźni szerokim łukiem. Ostrożnie stawiając kroki szukała miejsca dogodnego do oddania strzału bez konieczności zdradzania wrogowi swojej pozycji. Jej celem był przywódca zwierzoludzi, resztą powinna zająć się grupa, a jeżeli sobie z płotkami nie poradzą to tylko i wyłącznie ich problem.

(rzuty: 38, 51)
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172