lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP] Bez pierdolenia... (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/13320-wfrp-bez-pierdolenia.html)

Bielon 26-09-2013 11:26

[WFRP] Bez pierdolenia...
 
Bez pierdolenia...


***
Tydzień temu...


- Skurwiele wchodzą na nasz teren. Rynek należy do nas i nic tym chujom Złego do niego. Musicie zrobić z nimi porządek! Raz a dobrze! Jutro! - chuderlawy Zdzicho mógłby rozśmieszyć nie jedną osobę, gdyby nie to, że był niegdyś jednym z najlepszych nożowników w mieście. Jego ludzie wiedzieli, że z nim nie ma żartów. Polecenia wykonywali co do joty...

***

- Czas pokazać tym cipom gdzie ich miejsce. Jutro... - Zły uśmiechnął się krzywo. Ten uśmiech sprawił, że nazywali go w mieście „Zły”. Albo coś innego, dużo gorszego. Dość powiedzieć, że w drogę wchodził mu mało kto. Jego ludzie to wiedzieli. Podobnie jak to, że to co powie trzeba zrobić. By Zły nie miał o nich złego zdania. Tego większość ludzi w mieście wolała uniknąć. - … pójdziecie na rynek. Będzie wiracha, bo palić mają tę cipę co dupą kanoników omamiła i dzieci zakopywała w ogródku. Te chujki od Zdzicha też tam pewnie będą. Chcę, byście dali im nauczkę. Tak by popamiętali!

***
Teraz


Nuln o tej porze roku unurzane było w deszczu. Jednak tu, głęboko w kazamatach Straży Miejskiej, woda była by błogosławieństwem. Do skutych łańcuchami więźniów docierały wyłącznie kloaczne popłuczyny, które zmieszane z ich własną kloaką tworzyły straszliwą breję. Breję, w której stali po kostki, przykuci do ściany, nasłuchując odgłosów kręcących się oprawców. Modląc się, by w końcu ktoś zainteresował się ich losem. By zdecydował, iż przyszedł czas odpytać właśnie ich. Tydzień pobytu w lochu wystarczył. Podobno w innych celach byli i tacy, którzy na badanie prowadzone przez Mistrza czekali ponad rok. Ci już nawet mówić nie potrafili i stawali się wyłącznie legendą. Legendą powtarzaną z ust do ust pomiędzy rozdzielonymi kratami celami.

Zamknięci we wspólnej celi, przykuci do ścian na krótkich łańcuchach ocaleli członkowie dwóch schwytanych band nie myśleli już o tym by swoim przeciwnikom wyrwać trzewia, choć przecież jeszcze tydzień temu nie myśleli o niczym innym. Teraz liczyło się tylko przetrwanie...

***

Mistrz jadł cebulę jak jabłko. Jej sok spływał mu po brodzie. Skuci więźniowie nie mogli oderwać oczu od miażdżonych w zdrowych zębach kęsów. Nie jedli od tygodnia i dali by wiele, by cisnął im choć ogryzka. Ba, zabili by za niego. Stał jednak zbyt daleko by go sięgnąć. Znał się na tym. To pewnie była jedna z wielu metod zmiękczania ofiar. Skuteczna, kurwa...

- Nie będę się powtarzał a jak mnie wkurwicie to wrócę do was za miesiąc. Nie chcecie tego. - kilka skutych ciał pobrzękiwało łańcuchem zgodnym chórem przeczących skinięć głowy. Nie odezwał się nikt. Nie chcieli mu przerywać, by nie daj bóg nie zgubił wątku. Milczeli błagając o szansę zmycia win w myślach. - Chcę wiedzieć wszystko o tym co wydarzyło się na jarmarku. Wszystko...

Wszystkie głowy pokiwały zgodnie. Gotowi byli mu powiedzieć wszystko co wiedzą i jeszcze trochę więcej. byle był z nich zadowolony. A ich myśli pomknęły do wydarzeń sprzed tygodnia. Do chwili, kiedy bladym świtem wkraczali na rynek jako dwie wrogie grupy zbójców...

***
Tydzień temu


Świtało. Rynek i tak już był gwarny, bo przecie każdy dostawca płodów rolnych, ryb i mięsa wiedział, że służba na długo przed świtem kupuje dla swych państwa co lepsze kąski. Później nadchodził czas sprzedawców wszelkiego rodzaju rękodzieła, zbrojmistrzów i kowali wszelkiej maści, krawców, szwaczy, kaletników i cyrkowców. Do tego czasu na rynku zwykle było już bardzo tłoczno. Tylko o świcie można było wywalczyć na rynku odrobinę przestrzeni dla siebie. Później wszystkim rządziły gangi i układy. Tego zaś dnia miało tu być szczególnie tłoczno. Nie co dzień przecież zdarzało się palić schwytaną na gorącym uczynku czarownicę. Gawiedź od wieczora zajmowała dogodne dla się miejsca. W południe, kiedy miała zacząć się kaźń, na rynku pewnie nie dało by się wcisnąć igły.

Dla tego właśnie na rynku pojawili się o świcie. Chcieli znaleźć dla się najlepsze miejsce. W porze kaźni, w tumulcie jaki miał powstać, noże mogły spokojnie czynić swą powinność.

A trudno było o lepszy przekaz, niźli publiczna egzekucja...


.

------------------------------------

Powodzenia. W komentarzach pojawią się ważne informacje dotyczące sesji.

Panicz 26-09-2013 13:05

Rynek wyglądał nędznie. Niby to najbogatsze miasto Imperium, niby marmur i bruk zamiast brunatnej brei, cegła i kamień zamiast strzechy i dziurawych desek, niby przepych i dostatek. Niby. Ernst wyglądał przez świetlik pod dachem przyległej do centralnego placu kamieniczki i fukał gniewnie. Fajka ślizgała się pod zębami, gęsty wąs przesiąkał wykopconym oparem, zmrużone oczy pogardliwie lustrowały okolicę, łzawiąc pod tytoniowym welonikiem. Bieda. Bieda w chuj, nic więcej.

Porozstawiane jak dziecięce klocki kramiki układały się w zdzierający złoto labirynt, tymczasowe stoiska z drobnicą wrastały w szczeliny handlowej przestrzeni jak chwasty, resztki terenu zalepiała zbieranina szalbierzy i cudotwórców oferując golenie, leczenie raka i niepłodności, a na deser partyjkę w kości. Full serwis, wszystko przy jednym stoisku, by zarośnięty szczeciną suchotnik-hazardzista nie musiał nadkładać drogi. Były jeszcze kapliczki, ta sankcjonowana przez władze forma oszustwa, która posługiwała się puszką i obietnicą bożej łaski. Byle tylko być grzecznym i brzęknąć monetą o blaszkę. Krojący klientów małolaci o rozbieganych oczach, natrętni żebracy z ich gwiazdorskim aktorstwem, kurwy zapraszające pod zaprzyjaźniony adres na ‘spotkania różańcowe’, rajfurzy i naganiacze, strażnicy i podnajęci przez kramarzy zbóje, gówniarze szukający zaczepki i oblazłe wszami oprychy gotowe pomóc młodzieży w jej odnalezieniu, treserzy zwierzaków – małych i większych – oraz siłacze, żonglerzy i cała reszta cyrkowego entourage’u. I dziwadła. Ludzie, bestie i te niepokojące okazy gdzieś spomiędzy kategorii. Wszyscy i wszystko w klatkach. Za bezpieczną, rudawą kratą. Do zobaczenia za marny grosz, ale do szturchnięcia kijem już za podwójną, prestiżową stawkę.

- To będzie burdel. Jebany burdel… – Hart westchnął spazmatycznie i oderwał ślepia od szyby, odwracając się do zebranych na poddaszu kompanionów. – Przy tych jasełkach z jaraniem dziewuszki mamy pewność dzikiego tłumu, większego niż ogarniesz oczami. Dlatego proponuję w ogóle nie ładować się w środek zawieruchy. Dostać w pizdę każdy głupi potrafi.

Ernst przysiadł na wyliniałym fotelu obok kominka i dopalił resztkę tytoniowego nabicia. Płuca zagrały charkotliwie, zadudniły ciężkim, oswojonym przez lata kaszlem.

- Moja wizja prosta. Zaczaić się u wlotu na plac, w oknach, na poddaszach, gdziekolwiek. Choćby i pośród tych cyrkowych namiotów. Wyciąć sobie otwory pod widoczek i obserwować. – Hart wpakował fajkę w któryś z rozlicznych zakamarków kamizeli i - zaskoczony bezczynnością rąk - zaczął stukać palcami o oparcia mebla. – Jeśli się wychylą będziemy wiedzieli gdzie uderzyć. I jak uderzyć. Wystarczy ogłupić tłum, puścić plotkę o ataku, podpuścić na kogoś, rzucić w ciżbę monety.

W zbiegowisku przerażonych, walących na oślep Januszy i Marzen łatwo wyłowimy naszych wyjątkowych gości. I jeśli nie dadzą się zadeptać… - Pac! Ernst klepnął łapskiem w kolano. – My zamkniemy ten rozdział.

Mortarel 26-09-2013 13:43

Licząc na to, że nikt nie zobaczy jego spóźnienia, na poddasze wślizgnął się Bungo. Trafił w odpowiednim momencie, aby usłyszeć słowa Ernsta. Niziołek stanął pod ścianą i zaczął słuchać, jednocześnie próbując zmyć z koszuli i portek ślady krwi metodą „na ślinę”. –Kurwa… - zaklął pod nosem, kiedy plamy nie chciały zejść. Dał sobie spokój i przylizał ręką zmierzwione włosy naciągając na głowę czapkę. Przez jego policzek biegły trzy świeże zadrapania.

-Ja tam lubię burdele. – Zarechotał wtrącając znienacka. –Dziki tłum też brzmi ciekawie. Wejście na plac, to dobre miejsce, tylko z tym tłumem… co jeśli poniesie naszych gości a nas od nich odgrodzi? – Zapytał retorycznie. –Jak tłum wpadnie w panikę, to mogą zaskoczyć, że coś się święci. Nie ma to tamto. - dodał spluwając. –Może zwabimy ich jakimiś cyckami albo coś, sam nie wiem. – Zamyślił się w oczekiwaniu na to co powiedzą inni.

Było, nie było trzeba coś wymyślić. Bungo wiedział, że lepiej nie denerwować Zdzisława, bo on tego nie lubi, nie lubił tez niewykonanych poleceń i pewnie masę innych rzeczy, a Bungo nie chciał być kojarzony z choćby jedną nielubianą przez Zdzisława rzeczą. Bo czy to mądre?

trb 26-09-2013 14:00

- To gdzie są te Zdzichowe fiutki.
Mesin podrapał się po okazałym dupsku i zaczął się rozglądać po rynku.
- Zły potrafił nam zapewnić zabawę. Tydzień temu zrobiliśmy krew i pożogę w małej wioseczce. Dzisiaj urwiemy łby Zdzichom. Krasnolud się rozmarzył.
Wiedział, że dzisiaj rynek nie będzie śmierdział tylko odchodami mieszkańców, rybami i innym gównem. Zapach krwi wypełni nasze nozdza.
Ktoś wszedł mu pod nogi.
- Gdzie leziesz skurwielu! wrzasnął i pierdyknął go z całej ręki przez łeb.

Rozejrzał się raz jeszcze.
- Poznaję kolesia z fajeczką.

Czas zagadać z kompanami...

zelator89 26-09-2013 15:33

Earlah miał to do siebie, że z reguły nie słuchał uważnie Złego. Miał go daleko w dupie jakby nie patrzeć. Pracował i tak na dwa fronty. Raz dla półświatka, raz dla straży miejskiej. Interesowało go tylko gdzie można godziwie zarobić, a czy przywlecze łeb jakiegoś bandziora czy strażnika, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Przemierzał rynek rozglądając się za dobrym punktem obserwacyjnym. A dobry punkt obserwacyjny z reguły wiążę się z dobrym punktem strzeleckim. Wolał uniknąć walki wręcz. Nie dlatego, że był tchórzem, bardziej za kogo miałby umierać.

- Kurwa, zdychać w imię Złego - Roześmiał się pod nosem.

Postanowił więc ubezpieczać chłopaków. Szukał dachów, wieżyczek i co tam jeszcze było potrzebne, aby znaleźć wymarzony "punkt widokowy". Na rynku niebawem miało być tłoczno. Jak to zwykle bywa przy egzekucjach gawiedź zbiera się, aby podziwiać ostatnie tchnienie. Earlah w końcu stanął w miejscu i rozglądał się dookoła. Był na środku placu. Tu chyba najlepiej było zacząć skuteczne poszukiwania.

HUBAL_PATRIOT 26-09-2013 20:43

Azael z rozbawieniem obserwował opasłego szczura, próbującego dorwać się do rozgniecionych palców prawej stopy, związanego człowieka, leżącego przed nim. Czół otaczające go, zatęchłe powietrze jednej z miejskich piwnic. Całkowita ciemność panująca w pomieszczeniu działała niewymownie kojąco na jego wrażliwe zmysły.

-Tak to by była piękna chwila spokoju i wytchnienia.- Bez otaczającej go kakofonii ludzkiego skomlenia. Nawet ta jebana ciemna piwnica była lepsza niż to całe śmierdzące miasto..

Wtem z letargu wyrwał go jęk bólu, pochodzący od budzącego się jeńca. Oczy człowieka powoli otworzyły się, ukazując głupkowate świńskie oczka.
Począł się nerwowo rozglądać, z ogłupiałym wyrazem twarzy i dezorientacji.

-Co... co je,, co jest kurwa. --wykrztusił z siebie, szarpiąc się na zimnej kamiennej podłodze, w kałuży skraplającej się wody pomieszanej z jego własną krwią.

Biedaczek, zapewne nic nie widział w ciemnościach.


Z twarzy Azaela zniknął uśmiech, zbliżył się do kwilącego związanego jegomościa, kucając przed nim.

-Tak więc spotykamy się panie śmierdziel.. tak cie wołają czyż nie?- powiedział szturchając go lekko w zakrwawiony nos.
-Ty skurwielu!! Już nie żyjesz! Wiesz kim jestem?!- wrzasnął jeniec żywo machając tłusta łepetyną
-Ależ oczywiście, panie śmierdziel -odparł Azael- zagubioną duszyczką, próbując udawać rekina w stawie z kijankami.
-Kurwa!! Ty chędożony psychopato czego chcesz! - stęknął, poobijany śmierdziel.
-Od razu do rzeczy co? Prawdziwy z ciebie człowiek interesu! Widzisz więc śmierdziuszku, o interesach chciałem pogadać -ciągnął Azael mówiąc szeptem-pamiętasz zapewne tą dziewczynkę, która parę dni temu sprzedałeś na rzeź, agentom purpurowej dłoni?
-Nie wiem o czym. do mn......
-Cieszę się że pamiętasz-przerwał mu –w końcu miała tylko sześć lat. Purpurowej dłoni nie udało się mnie zidentyfikować.. nawet z jej... pomocą.. Więc na nic twój wysiłek.
-Ja naprawdę nie mam pojęcia...- wykrztusił związany grubas.
-Milcz śmieciu! - wrzasnął Azael- koniec żartów! Co ty sobie wyobrażałeś? Że takimi tanimi sztuczkami wkupisz się w ich łaski? Jebany głupcze! Kosztem malutkiego dziecka?- wstał z półprzysiadu stając nad głową śmierdziela, czując wzrastająca w nim wściekłość..-Brzydzę się takimi pustymi prze-pazernymi skurwielami.
-To Pan panie Azaelu? Ja przepraszam doszło do jakiegoś nieporozumienia! To nie miało być tak, jestem bogaty zrekompensuje panu wszystko z nadwyżka, na pewno jakoś się dogadamy!- starał się go przekonać, szlochając jeniec.

Azael odszedł parę kroków w stronę schodów rzucając:
-Tak zapewne. Jakoś się dogadamy- odwrócił się do niego po czym rzekł:
-Normalnie bym się tobą nie przejął, świat jest pełen takich bydlaków jak ty, ale ta sprawa z małą Angelą.. Eskalowała u mnie do grona spraw osobistych- ciągnął zdejmując ciemne skórzane rękawice-Nadszedł koniec twojego życia, moją zemstą będzie to że twoja dusza nigdy nie trafi do królestwa Morra, a to za sprawą prostej sztuczki- uśmiechnął się paskudnie-osobiście tego dopilnuje.. do zobaczenia w piekle.



Gwałtownie zaczął kreślić w powietrzu skomplikowane wzory, zbierając energie magiczną,
po czym wtłoczył ją do łba wrzeszczącego śmierdziela.
Nie minęła sekunda gdy jego ciało zapadło się w sobie, zamieniając się w krwawą papkę, a dusza została wessana do otchłani.

>>> Splicd 08:21 to 08:33 � Baldurs Gate Sounds - Ambient/SFX Collection <<<

Azael spojrzał beznamiętnie na resztki truchła, wpędzając się w parszywy nastrój, po czym wyszedł z piwnicy, pozostawiając ciepłe mięso na pastwę szczurów.

************************************************** ********


Z satysfakcją z właśnie dokonanej zemsty, przemykał przez zatłoczone ulice niczym cień, w swych czarnych szatach. Nie lubił zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Myślał o tych wszystkich głupcach w których towarzystwie był zmuszony kręcić się przez ostatnie kilka tygodni. * Jak do tego doszło, że muszę patrzeć na tych wszystkich małpoludów, próbujących wtłoczyć swoje mizerne cele w życie.* Westchnął ciężko zawieszając wzrok na luźno osadzonym kamieniu brukowym, przypominając sobie powód zaistniałej sytuacji. *Tak los bywa przewrotny, zaiste*
Maszerował żwawo zmierzając na miejsce spotkania z nową „ekipą” *Choć z drugiej strony ci ostatni ziomkowie wydawali się być dość..ponadprzeciętni* rozważał, *tak nie będę z góry ich oceniał jak burżuazyjny ignorant, pożyjemy zobaczymy.* Z coraz lepszym humorem dotarł na piętro, w wyznaczonym budynku. Zobaczywszy typów spod ciemnej gwiazdy, z uśmiechem na twarzy rzekł:

-No! Mordy wy moje! Stęskniliście się?-Jak uśmiech się pojawił tak i szybko zniknął- Czas najwyższy doszlifować członków naszego miejskiego kółka teatralnego. Są cięcia w budżecie- mówił postępując w kierunku „towarzyszy”, zaszywając się w ciemnym koncie, czekając na resztę wesołej kompanii.

Jego uwagę przykuł mały gnojek, wślizgujący się cichaczem na ostatnią chwilę. *Że mnie się czepiali o referencje to rozumiem ale czym Zdzichowi zabłysnął ten karzeł? * przyjrzał mu się uważniej dostrzegając wszystkie „urocze” szczegóły na jego posturze. *Chociaż obiektywizm nakazuje dodać, że ten niziołek wygląda jak prawdziwy kot wariat* -uśmiechnął się do siebie- *Pewnie niezły z niego gagatek*


Wysłuchał przemowy Ernesta i „Małego wariata ” bez przerywania. *Ten co kopci jak komin, może i ma coś pod kopułą* pomyślał, wstał i rzekł

-Dobrze, wyjaśnijmy sprawę tłumu. Jeśli zrobimy zamieszanie będzie taki burdel że możemy ich nie znaleźć. Huj wie ile ich będzie, a wątpię żeby jak te picze stali kiedy wszystko co żywe biega wokoło. Z drugiej strony przez ten „burdel” mamy szansę ich dopaść, odwracając uwagę przedstawicieli prawa. W związku z tym rozchodzi się o to, by precyzyjnie zlokalizować nasze cele, zanim zrobimy zamieszanie. Wtedy wciągniemy ich w pułapkę, nie zdążą się połapać co się dzieje a my spadniemy na nich jak piorun.. Pamiętajmy panowie, że to oni przychodzą na nasz teren . -Podchodząc do okiennicy skierowanej na plac dodał-Ja się zajmę lokalizowaniem naszych chciwych oponentów z tego miejsca, mam do tego pewne... predyspozycje. -
Uśmiechnął się paskudnie a jego oczy stały się czarne jak noc. Zaczął wypatrywać, po chwili rzucił ponuro:

-To może być prostsze niż sądziłem. Panowie! Chyba widzę dwóch, jeden duży drugi mały jak te pizdy na placu stały! cha!

Mortarel 26-09-2013 21:05

-Nie gadajcie tyle o burdelach, bo mi robicie chrapkę.- Mruknął pod nosem Bungo słysząc wypowiedź Amona. Jednocześnie prześlizgnął się niczym jaszczurka w stronę okiennic, aby też rzucić na dół okiem. -Patrzcie jakie cyce ma ta straganiarka na dole! - Wyrwało mu się niespodziewanie. -Muszę ją sobie zapamiętać...
-No to jak robimy? Idziemy na bojowo, czy może pójdziemy wpierw zagadać? Może wystarczy trochę pogrozić, albo coś. No bo wiecie, nie ma to tamto. - Rzekł piskliwym głosem zerkając w stronę straganiarki.

trb 26-09-2013 21:44

- Co on, pieprzone świąteczne drzewko?! - pomyśleli przechodnie patrząc na przyozdobione sporą ilością różnokolorowych kolczyków uszy.
Skąd w sumie mogli wiedzieć co oznaczają one wsród półświatka Nuln.
Wytatuowany hak na prawej dłoni oznaczał złodziejstwo, czerwony miecz na drugiej - morderstwa. Kolczyki zaś, świadczyły o statusie w środowisku.

Ubrany w długą brązową bluzę pod skórzaną kurtką, z długimi rękawami, coś za długimi.
Długie brązowe włosy, widać było, że dawno nie mył. Stare szramy wraz z nielicznymi, ale jednak znakami po ospie dawały ciekawą mozaikę.
Mesin przypominał sobie swoje wszystkie sukcesy i porażki.
Było sporo kradzieży, rozbojów, sukcesów erotycznych za namiotami i pod łóżkami. Przyjął też trochę ciosów, które tylko go wzmocniły.


***

Po krótkim zwiadzie krasnolud zaczął rozglądać się za ziomkami.
- Ciekawe gdzie teraz siedzi Earlah? - zastanawiał się.
Ironshield nie do końca mu ufał.
- Na pewno gdzieś robi sobie gniazdeczko strzelnicze. Mam nadzieję, że nie będzie tylko strzelał do nas.
- Trzeba zebrać się razem i naradzić - zauważył Williama i Alexandra i skierował ku nim swoje kroki.

Dziadek Zielarz 26-09-2013 22:58

W kącie pod ścianą zadymionego poddasza rozparty przy stole siedział Narwal. Wąska smuga światła widoczna dzięki unoszącym się w powietrzu drobinkom kurzu padała na niedogolony łeb. Byczy kark lśnił od potu. Człowiek w łapie wielkości chlebowego bochna ściskał pęto pieczonej kiełbasy, które co rusz wędrowało do jego ust. Kolos przeżuwał leniwie każdy kęs nie zwracając uwagi na strużki tłuszczu ściekające po brodzie na skórzany kaftan. Od czasu do czasu przerywał swoją czynność by sięgnąć po stojącą opodal butelkę ze złocistym browarem i przepłukać gardło. Mlaskanie i ciamkanie nie milkło nawet wtedy, gdy jego nowi ziomkowie zaczęli snuć plany. Nie zamierzał im w tym póki co przeszkadzać - przecież są tu dlatego bo zatrudnił ich Ździchu.

Sprawa wydawała się prosta - my kontrolujemy rynek, oni przyszli pobeczeć, że mi się nie podoba i też chcą kawałek tortu. Szef bez zbędnego owijania w bawełnę powiedział, kto jest kto na tym kwadracie i dlaczego warto trzymać z nim, a nie ze szmaciarzami Złego. Straganiarze, przekupy, złodziejaszki, ulicznice, nawet lokalna straż miejska siedziała u niego w kieszeni. Tak więc jak kmiotki Złego spróbują położyć na tym łapska to mają dostać w ryja i pójść szukać zębów między brukowcami. Narwal uśmiechnął się w myślach do siebie. Czysta, klarowna sytuacja, żadnych sentymentów i innych gówien przeszkadzających w robocie. Ostatecznie nie muszą ich nawet zabijać, nikomu przecież nie zależy na kolejnym sztywniaku spływającym rynsztokami. Trupy źle wpływają na biznes, a Ździchu, tak jak Narwal, to prawdziwy człowiek interesu.


Przez głowę osiłka przewinęło się wspomnienie podobnej sytuacji sprzed lat. Próbował sobie przypomnieć co wtedy zrobili, jednak tak jak większość tego typu myśli, i ta szybko wyparowała zanim mężczyzna zdążył ją uchwycić. Skrzywił się i wytarł gębę wytatuowaną dłonią. Może później sobie przypomni. Narwal nie był stworzony do myślicielstwa. Od góry mięśni zwykle nie oczekuje się nadmiernej błyskotliwości, toteż swoje sporadyczne przebłyski geniuszu obiryj zachowywał na kiedy indziej.

Chociaż w powietrzu wisiało napięcie mięśniak spokojnie zawinął resztę kiełbasy w zatłuszczony papier i wcisnął w kieszeń. Dopił piwo, spojrzał fachowym wzrokiem na butelkę po czym ją także schował. Kto jak kto, ale on umiał docenić wartość wprawnie utrąconej szyjki w ulicznej bójce.

W końcu Narwal ziewnął przeciągle, zawiesił spojrzenie w przestrzeni i przemówił zachrypniętym barytonem:

- Weźcie sprawdźcie ilu ich tam, co za jedni i jakie żelastwo przytachali na dzielnicę. Jeśli Zły przysłał tu jakiś złamasów, to nawet nie ma co wychodzić. A jeśli nie... - byk podrapał się po podbródku i już nie dokończył. Wykrzywił tylko wargi w paskudnym uśmieszku.

czajos 27-09-2013 08:55

W dniu spotkania ze Złym.

- Kiełbasy! Ozorki! Szynki! Zwierze świeżo ubite! Podejdź Pan powąchaj i sam się przekonaj! - Sprzedawca wydzierał się na całe gardło zachrypłym już głosem na jednej z uliczek które prowadziły do głównego rynku.
Grad zignorował go przepychając się dalej prze tłum ulicznej ciżby. Szukał kogoś, jego oczy co rusz lustrowały okolice. Po chwili znalazł kogo szukał mały chłopiec, lat 14, brudny, obdarty i z uśmiechem w którym braknie połowy zębów też go zauważył. Zeskoczył z beczki na której siedział i powoli zaczął zbliżać się do Grada.
- Chodź mały- powiedział pod nosem Olbrzym nie zaszczycając ulicznika nawet spojrzeniem.
Kierował się w stronę jednego z zaułków, mieszkańcy wiedzieli że nie można tam wchodzić, kto tylko się zbliżył dostawał w ryj, kto zniknął za rogiem nigdy nie wracał. Na szczęście Grad miał "wejściówkę", ukryty za skrzyniami mięśniak nie zareagował na jego wtargnięcie.
- Słuchaj Miki mam dla ciebie i chłopaków robotę - tu rzucił w stronę dzieciaka garść srebrników, wiedział ,że to kupa kasy ale dzisiejsza robota był bardzo ważna.
- Lecisz na główny rynek, i szukacie ludzi Zdzicha. Chcę ich mieć jak na talerzu, rozumiesz ? Mówisz mi gdzie są co robią i czy mają ze sobą żelastwo. Chcę wiedzieć wszystko. Jak spodoba mi się to co od was usłyszę to może dołożę ci jakieś słońce czy dwa. -
Chociaż na początku wypowiedzi Grada mina chłopczyka pozostawała chłodna to ostatnie zdanie uśmiech i zdziwienie pojawiły się na jego twarzy. Grad znał Mika od dzieciaka zaradny chłopak wychowany przez ulicy pracował dla niego od lat i tylko czekał by stać się dość mężny by w końcu zwrócić na siebie uwagę Złego.
- Będzie zrobione Panie Grad ! -odpowiedział z ochotą młodziak.
- Na kiedy musicie wiedzieć ? - zapytał
- Masz czas do jutra będę tu po południowych dzwonach i powiesz m co wiesz. Tylko trzymaj dzieciaki krótko, żadnego rżnięcia sakiewek na robocie, jak toś was dorwie, będę wiedział. I będziecie go błagać żeby was nigdy nie wypuszczał... bo wtedy dorwę was ja.-
Po tych słowach Grad odwrócił się i zniknął w zaułkach...

***

Dziś

- Mów co tam dla mnie masz Miki, chłopaki już czekają... -


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:42.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172