Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2014, 03:44   #11
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Przed wyruszeniem...

Jacob skrzywił się słysząc o niepokojących wydarzeniach. Nie podobały mu się dwie rzeczy. Pierwszą z nich było ewidentne wyrywanie się mocy magicznej poza kontrolę, więc będzie to też prowadziło do powstawania wynaturzeń. Drugim problemem było to, że jakiś idiota spalił tutaj siedmiolatkę.
- Co za skończony głupiec skazał to dziecko? Jakże mamy pracować, gdy świadkowie są mordowani. Nie bronię tutaj kultystów. Niech płoną. W tym miejscu nastąpiło jednak złamanie prawa. Obsydianowy edykt? Tak się to nazywało? Każdy kto ma mniej niż dwadzieścia parę lat ma być pod waszą protecją i okiem, jako magistrów. Mojemu przyjacielowi to kiedyś dupsko uratowało. Mam jedynie nadzieję, że nie będziemy mieli styczności z tym patałachem, który się tego dopuścił. - prychnął łowca.
Mag spojrzał na łowcę wampirów smutnym wzrokiem.
-Szczegółów procesu nie znam, z tego co mi wiadomo sprawą zajął się jakiś nadgorliwy łowca czarownic. Miejscowy Lektor Kultu Sigmara będzie pewnie wiedział więcej. Nie pozostaje ci nic innego jak dowiedzieć się tego na miejscu.
- W takim razie jedyne co nam pozostaje to zebrać się i ruszać. Nie mam zamiaru sprzątać większego gówna niż jakiś fanatyk jest w stanie tam narobić. - westchnął łowca i poczekał aż reszta rozmówi się z magiem.

(będę jeszcze ten post edytował jutro)
 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 19-01-2014, 21:38   #12
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
-Panowie wracając wczoraj do was wstąpiłem jeszcze do Apteki, jako że na miejscu spalenia znalazłem jakąś dziwną substancje, która jak wytłumaczył mi Alchemik nazywa się saletrą potasową i wchodzi między innymi w skład prochu, chociaż może być też używana jako nawóz albo środek do przedłużania trwałości jedzenia.-powiedział William obserwując otoczenie, a w szczególności szklarzy-niewykluczone jednak, że może być używana jako katalizator do jakiegoś czaru, i gdybyśmy spytali jakiegoś maga to mogło by to rzucić jakieś światło na naszą sprawę-zwrócił się do Eliasa-może jakiś kapłan też będzie wiedział, wszak oni też czarostwem sie zajmują, znasz tu jakiegoś, który może mieć odpowiednią wiedze?
- Nie zajmujemy się “czarostwem”, jak to określiłeś. - Elias zmarszczył brwi, jakby obrażony Williamowymi słowami. - Studiujemy teorię magii i z tego co wiem, saletra nie ma żadnych właściwości magicznych. Jedynie, jak mówiłeś, wykorzystuje się ją w prochu i innych codziennych sprawach. Nawet jeśli jest składnikiem jakiegoś czaru, to czaru niezwykle rzadkiego i mało znanego.
- [i]Co do tych samozapaleń to wczoraj dowiedziałem się wiele, ale jedno zaciekawiło mnie najbardziej. Podobno osoby, które się spaliły żywcem płonęły na niebiesko. Taki płomień nie spalał nic poza nimi samymi.[i] - powiedział dumnie Dagmar - dowiedziałem się tego od światka, który próbował gasić płonącą ofiarę, dodam jeszcze, że spłonęło nie tylko kilkoro ludzi, ale także kilka zwierząt.
-Jak nie czary to co?-zastanowił się, jak narazie była to jego jedyna teoria, która tymczasowo legła jak pijany chłop w karczmie -a ciebie urazić zamiaru nie miałem-powiedział do Eliasa-myślałem że coś możecie wiedzieć
-no nic, rozejrze sie w tłumie może coś podsłucham, popytam bo jak narazie yno złych mocy w tym się dopatruje-powiedział i ruszył w tłum rozglądając się, słuchając i zatrzymując się od czasu do czasu przy większych grupach.
Przeważającym tematem rozmów wśród ludności zgromadzonej na Plenzerplatz było wino. Mieszczanie i goście z bliska i daleka wymieniali się uwagami na temat tego trunku, tego jak je pić jak je produkować, kto robi najlepsze, jakie kandydatury zgłoszono do miana najlepszego wina roku. Tak więc William dowiedział się, że wśród win zgłoszonych do konkursu jest między innymi Aulenbacher, Bilbali, Grenzstadzkie, Korzenne 22, Rubinowe Loningbrudzkie i oczywiście Wyborowy Gwizdacz. Było wśród tych informacji i to, które z nich jest głębokie, bezpośrednie, które srogie lub tłuste, ale William jako przybysz spoza prowincji niewiele z tego rozumiał. Wśród uwag tyczących się szeroko pojętego winiarstwa były też takie które tyczyły się ostatnich tragicznych wydarzeń związanych ze spaleniami.
- Mówię ci kumie te samospalenia to zemsta duchów biedaków z miasteczka Streissen, których kazała rozsiec Ludmiła Alptraum. Duchy ułagodzić może tylko śmierć obecnej głowy rodu von Alptraum, hrabiny Marlene- przekonywał jeden kmieć drugiego. Tamten nie chciał wierzyć, kręcił tylko głową.
- Głupoty prawicie Ulmsie. Nasi kapłani dawno by się połapali gdyby taka była przyczyna. To na pewno nie to. Lepiej napijmy się wina.
Kawałek dalej trwała ożywiona rozmowa kilku mieszczan.
- A wiecie, że nie tylko ludzie stają w płomieniach. Ponoć zapalają się też krowy kmieciom w okolicach Avernheim - mówił jakiś przejęty mieszczanin. Wszedł mu w zdanie inny.
- Co tam krowy. Ostatniej nocy zapaliła się Kolumna Czaszek na Plenzerplatz. Sam widziałem.

~***~

Dowiedziawszy się wiele o winie i wypiwszy pokaźną jego ilość, ale jednocześnie niewiele nowego się dowiadując William wrócił do gospody w której się zatrzymali. Poinformował towarzyszy o swoim bezowocnym śledztwie, jednak wspomniał także o plotkach na temat miasteczka Streissen, znajdującego się nieopodal i zaproponował odwiedzenie go, a także lokalnych chłopów, kŧórych bydło również uległo spaleniu.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 19-01-2014, 23:39   #13
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Elias kręcił się jakiś czas między ludźmi, uważnie przysłuchując się ich rozmowom. Rzecz jasna większość tematów nie zainteresowała go na dłużej; plotki, skandale, opinie na temat przeróżnych rodzajów wina. Święto było przede wszystkim okazją do spotkań i nawiązywania nowych znajomości.

Kapłan po kilkunastu chwilach bezcelowego krążenia zdecydował się na rozmowę z Lektorem Algrissonem. Z kieliszkiem wina w ręce dołączył do grupy kolorowych arystokratów otaczających Sigmarytę.

- Panowie, Wasza Wielebność. - Powitał ich skinieniem głowy. - Elias Axel Richter, kapłan Vereny. Mam nadzieję, że szczęście w wyborze wina dopisuje?

- Niezbyt. - Oznajmił szlachcic w kapeluszu z pawim piórkem, krzywiąc się. - Obawiam się, że to nie jest dobry rok dla win.

- Proponuję zatem odwiedzić stoisko winnic wschodnich. Zaskakująco oferują niezwykle głębokie okazy w tym roku.

Słowa Eliasa wywołały pożądany efekt. Arystokraci spojrzeli się po sobie i zniknęli w tłumie, uprzednio ukłaniając się Lektorowi. Kapłani zostali sam na sam.

- Mam wrażenie… - Zaczął Algrisson z lekkim uśmiechem. - Że ma pan do mnie jakiś interes.

- Nie tyle interes, co kilka pytań, Wasza Wielebność. - Przyznał Richter. - Na dodatek niecierpiących zwłoki, inaczej nie śmiałbym przeszkadzać Wam w świętowaniu. Chodzi o te zapalenia i Klodett Puft. Podobno została oskarżona o czary. Czyżby to wszystko było jej winą?

Na wzmiankę o Klodett Puft Lektor Kurt Algrisson skrzywił się nieznacznie jakby zabolał go ząb.
- Ta sprawa spędza mi sen z powiek. Nie sądzę żeby ta kobieta miała coś wspólnego ze spaleniami. Ot po prostu podała szlanicę wina komuś kto się zapalił zaraz potem. Tylko dlatego trzymam ją pod kluczem, że boję się iż ludzie mogliby dokonać na niej samosądu. Nie zastosowano nawet zwyczajowych w tym przypadku tortur. Dużo bym dał za rozwiązanie sprawy tych spaleń - Lektor zamyślił sie na chwilę po czym rzekł- Dlaczego interesujesz się panie tym przypadkiem? Widzę symbol Vereny na twojej piersi, ale kult Vereny do tej pory nie interesował się sprawą.

- Cóż, ciekawość zawodowa. - Odpowiedział Elias. - Jestem Śledczym Pani Sprawiedliwości, Wasza Wielebność, takie sprawy przyciągają naszą uwagę. Mówicie więc, że Frau Puft jest niewinna i jedynie podała szklanicę wina? A zaraz potem doszło do zapalenia? Intrygujące. Sprawdzono trunek pod kątem obecności magii albo innych niecodziennych składników?

- Oczywiście, że nie- Kurt Algrisson splótł ręce na swym wielkim brzuchu- Denat wypił go do dna zanim spłonął. Swoje przekonanie o niewinności karczmarki opieram na swojej znajomości ludzi. To prosta kobieta, która nie miała żadnych powodów by zabić tego nieszczęśnika. Wręcz przeciwnie. To był pijaczyna, który nabijał kabzę wszystkim okolicznym karczmarzom. W jej interesie było żeby żył.

- A beczułki? Tą samą markę wina, rocznik? Z jakiej winnicy było wino? - Richter zmarszczył brwi. Być może w alkoholu nie było nic niezwykłego, ale w jego mniemaniu był to trop wart sprawdzenia.

- Marka wina to korzenne 21. Beczułka była napoczęta, więc wykluczam zatrucie. Jeśli zaszkodziło mu wino to wypite gdzie indziej.

- Jak się nazywał? Ma jakąś rodzinę lub bliskich znajomych w Averheim?

- Zwał się Helmut Probke. To woźnica. Miał żonę i dwójkę dzieci. Mieszkał na podegrodziu od strony Nuln. Znajdziesz ich panie bez problemu. Wystarczy, że się tam zapytasz o Joannę Probke, wdowę po Helmucie.

- Dziękuję za poświęcony mi czas, Wasza Wielebność.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 20-01-2014, 08:45   #14
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
- Jaka to różnica czy wino ma być podawane w kielichach bez nóżki czy też na wysokiej nóżce. - westchnął zdziwiony łowca, tak aby tylko jego towarzysze mogli to usłyszeć. - Ważne mogło by być to że wampira tylko osikowym kołkiem najłatwiej kropnąć. - zaśmiał się, a mówiąc to patrzył na Jacoba, który także był łowcą

Dobrze zdawał sobie sprawę, że za srebrną koronę nie wie nic na temat wina i zwyczajów z nim związanych. Przysłuchiwał się płynącym rozmowom, wierząc że to pozwoli mu, ich trochę zrozumieć. Świętować z powodu jakiegoś głupiego napitku? - pomyślał śmiejąc się lekko. Świętować można jak zabije się wszystkie wampiry w okolicy, czy jak zarobi się tyle, że nie trzeba więcej do końca życia.- człowiek nie pojmował w ogóle przyczyny tego zwyczaju, wiedział tylko jedno, że z pewnością wiele wina się w tej uroczystości przeleje, a co za tym idzie wiele koron na to musiał ktoś wyłożyć.

Dagmar bacznie się przyglądał i teraz gdy w mieście zaczęła się uroczystość miał się na baczności. Takie przepełnienie ludzi może skutkować w przybytku nie tylko wina ale i złodziei. Łowca przygląda się bacznie zarówno ludziom jak i sprawdzał co chwile swoje kieszenie. Znając sekretny język złodziei starał się przyglądać czy nikt nie kontaktuje się miedzy sobą w tym skrytym w znakach języku. Sam miał już chętkę na małą pamiątkę z całej ceremonii w postaci złotego korkociągu do wina, ale niestety jego pragnienia okazało się być nie realnymi z powodu dobrej ochrony drogocennego przedmiotu. Nie starał się nazbyt robić coś w tym celu bo nie był tu bowiem w celu kradzieży ale w celu rozwiązania zagadki. W życiu zawsze kontakty ze złodziejami wychodziły mu na wielki plus, czy coś sprzedać czy nawet czego się dowiedzieć. Przeszłość gdy był hieną cmentarną nie popłacały w swoim fachu przez co musiał wiele nadrabiać w różne mniej czy więcej nielegalne sposoby. Człowiek skupiał swoją uwagę na tych bardziej zamożnych bo przecież to oni noszą swoje kieszenie wypełnione koronami. Będąc osobą dość mądrą i potrafiącą patrzyć racjonalnie wiedział też, że jeśli nie będzie miał w swojej dłoni kieliszka pełnego wina będzie się znacząco wyróżniał. Postanowił go nawet nie opróżniać, tak aby zachować pozory. Nie miał w żadnym wypadku pić wina, jego obrzydzenie do tego trunku przezwyciężyło wiele. Gdy tylko spoglądał na kieliszek, który trzymał maił zamiar go opuścić, innym zaś razem nim rzucić, ale w żadnym wypadku napić się tego świństwa, sporządzonego ze zgniłych winogron.
Uważna obserwacja tego co dzieje się na placu po pewnym czasie przyniosła rezultaty. Dagmar za obserwował dwóch uliczników na oko kilku nastoletnich. Komunikowali się ze sobą przy pomocy systemu znaków złodziejskich. Jeden z nich właśnie zakradł się od tyłu do pochłoniętego rozmową na temat wina mieszczanina. Wprawnym ruchem odciął mu sakiewkę i podał drugiemu, który oddalił się szybko w kierunku jednej z ulic wychodzących z placu. W tym czasie ten, który odcinał sakiewkę odszedł jakby nigdy nic od niczego nieświadomej ofiary.

Dagmar widząc to prędko, ale za razem nie dając po sobie poznać podszedł do jednego ze złodziei i zaczął

-Mam sprawę. - powiedział to, a zarazem ukrycie pokazywał znaki, że ma pytanie. Czy może zamienić kilka słów? Chciał być dobrze zrozumiany, a zarazem lepiej wypaść, bo wiedział doskonale, że złodzieje z byle kim nie gadają.
Chłopak z początku się przestraszył i chciał wiać, ale widząc, że pytający zna znaki złodziejskie trochę się uspokoił.

-Porozmawiać mówisz? Czemu nie, porozmawiać zawsze można. Jeszcze jakbyś poratował biedną sierotę szylingiem, lub dwoma to bardzo chętnie.
Mówiąc ostatnie zdanie łobuziak uśmiechnął się szelmowsko.
Dagmar spojrzał na złodziejaszka chowając rękę w kieszeni. Gdy zaś ją wyciągnął trzymał złożoną w pięść.

-Chodzi mi o te samo zapalenia ludzi i jak się dowiedziałem także zwierząt, pewnie coś słyszeliście o tym? - mówiąc to przesunął dłoń ku rozmówcy po czym położył mu na dłoni szylinga. - nie mam wiele, ale jeśli informacje okażą się użyteczne, może znajdę szylinga więcej. - mówiąc to uśmiechnął się

Chłopak uśmiechnął się i szybko schował szylinga do kieszeni.

-Ja wiele na ten temat nie wiem. Jeśli miejscowi złodzieje będą coś wiedzieć to najprędzej dowiecie się w karczmie “Sprośne Prosie”, to siedziba naszej gildii złodziejskiej. Tam radziłbym pytać jeśli bardzo chcecie wiedzieć.

-Wiedziałem, że można na was liczyć. Macie może jakieś hasło, czy coś jak się rozpoznajecie w karczmie tak aby wiedzieli, że mam dobre zamiary. Czy znaki wystarczą? - powiedział szeptem stojąc tuż przy nowo spotkanym towarzyszu.

Dagmar prowadząc nawet i tę rozmowę starał się być bardzo czujnym, wiedział, że rozmowa ze złodziejem to tak jak zabawa z wężem. Wszystko pięknie ładnie, ale i tak na końcu może cię ukąsić.

-Nie wiem nic o haśle. Po prostu swoich poznają. Jeśli jesteś nietutejszy to możesz mieć kłopoty. Dwa razy zastanów się zanim zdecydujesz się postawić nogę w karczmie “Sprośne Prosię”.

- Nie pochodzę stąd, ale mam nadzieję, że uda mi się z nimi rozmówić. - powiedział łowca wkładając rękę do kieszeni, gdy ją wyciągnął miał znowu złożoną w pięść. - Dzięki za pomoc, i jak by nie było zawsze jedna moneta na dziesięć należy się Ronaldowi. - mówiąc to podał kolejnego szylinga dla młodzieńca i skrzyżował dwa palce u dłoni czyniąc symbol Ronalda, a zarazem życząc mu tym samym bożego szczęścia.



Łotrzyk tylko skinął głową, uśmiechnął się i zniknął w tłumie.

Dagmar ogląda się szukając wzrokiem swoich towarzyszy. Niedaleko zaważywszy Eliasa czeka, aż ten skończy rozmowę z wielebnością Algrissonem, po czym zaczyna:

-Dowiedziałem się, że w karczmie “Sprośne Prosię” jest siedziba gildii złodziejskiej. Może oni coś będą wiedzieć. Chciałem najpierw uzgodnić co robimy, czy razem zbierając pozostałych się tam wybierzemy, czy jednak odpuścimy to miejsce. Zastanawiałem się chwile iść tam sam, ale nie wiem czy jest to najlepsze wyjście. - powiedział łowca drapiąc się po karku.

- Warto sprawdzić. - Odparł Elias. - Ale moja obecność jest niewskazana. Tylko by zaszkodziła.

-Zaiste pewnie masz rację, ale miejsce wydaje mi się jak najbardziej warte odwiedzenia. - powiedział oddalając się w poszukiwaniu reszty towarzyszy.
 
Inferian jest offline  
Stary 20-01-2014, 17:30   #15
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Averheim pogrążyło się na dobre w atmosferze święta. Niziołki oddawały się jedzeniu różnych gatunków ciast, ludzie pili wina, krasnoludy natomiast piły własny wynalazek - gragrint. Trunek wynaleziony przez krasnoludzkiego browarnika Elmadora Roreksona. Jak głosi legenda podczas wizyty w ludzkiej winiarni do jego nozdrzy doleciał cudowny zapach. Pochodził on z kadzi wystawionej poza obszar winiarni. Gdy zapytał się co zawiera kadź usłyszał, że odpadki po wyciskaniu winogron: łodygi, pestki, skórki i tym podobne. Wzburzony takim marnotrawstwem natychmiast zarekwirował kadź i przewiózł do swojego browaru. Po kilku latach pracy powstał trunek, który nosił nazwę gragrint co po krasnoludzku znaczy właśnie "odpadki". Trunek nie jest winem, ale wódką i to bardzo mocną. Nikt jednak nie próbował krasnoludom wyperswadować, że nie piją wina. Averheimczycy wyszli ze słusznego założenia, że kłócenie się z krasnoludami kończy się odciętymi członkami. Zadowolili się tym, że trunek nie został nigdy zgłoszony do konkursu. Sam Elektor wychodził z założenia, że poddani w święto wina mogą pić na co mają ochotę.

Urokowi gragrintu i zabawy w północnej, krasnoludzkiej dzielnicy uległ Dorrin. Krasnolud zabrał swoje rzeczy z zajazdu "U Richterów" i powiedział, że ma jakieś własne sprawy do załatwienia po czym zniknął w tłumie. W ten sposób stał się drugim po niziołku Liebniku Garssenerze utraconym członkiem ekipy śledczej.


Jednak nawet z tych co pozostali nie wszyscy byli zaangażowani w śledzctwo. Jacob Miller i rycerz Ulfred von Warrenburg byli pogrążeni w atmosferze święta. Przebalowali cały dzień. Ulfred spotkał jakichś szlachciców z rodzinnych stron. Od słowa do słowa zadzierzgnęła się znajomość czemu sprzyjały opróżniane kielichy wina. Czas płynął i jeśli nawet rycerz miał w głowie jakieś śledztwo to skutecznie wywietrzały mu z głowy zamiary wypytywania ludzi.

Jacob Miller natomiast został przy jakimś straganie poczęstowany winem do którego było chyba dosypane coś na poprawę apetytu, bowiem po wypiciu kielicha ogarnął go wilczy głód który zaspokoił przy straganie naprzeciw, na którym jakiś niziołek serwował placki z mięsem. Z mięsem musiało być jednak coś nie tak gdyś po zjedzeniu placka w brzuchu poczuł kłucie i wiercenie. Nawet wizyta w latrynie niewiele pomogła i Jacob zaczął puszczać raz za razem smrodliwe wiatry. Z wypytywania ludzi w takim stanie były nici. Całą swą uwagę łowca wampirów poświęcał na to żeby trzymać się bardziej ustronnych miejsc i puszczać wiatry możliwe najciszej.

Pozostali członkowie wyprawy poczynili mniejsze lub większe postępy. Szczególnie popisali się Dagmar i Elias. Temu drugiemu z pewnością pomogło przeszkolenie na śledczego Vereny. Dagmar dzięki swemu obyciu w światku przestępczym dowiedział się o podejrzanej karczmie. William zaś usłyszał kilka trudnych do zweryfikowania plotek. Wszystkimi tymi informacjami wymienili się gdy spotkali się pod wieczór w zajeździe, gdzie pomieszkiwali. Pozostało im ustalić kto się czym zajmie i czy będą działać jeszcze dzisiaj, czy już może jutro.
 
Ulli jest offline  
Stary 24-01-2014, 13:45   #16
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Ulfred korzystał ze święta w pełni. Co prawda jego wizycie przyświecał pewien określony cel, ale jak można by nie skorzystać z takiego święta jak Święto Wina w tak zacnym i spokojnym, przynajmniej na pozór, miejscu jak Averheim? Cóż, rycerz jakoś nie szukał odpowiedzi na to pytanie.
Swoje przedmioty: wspaniałą zbroje i broń zostawił w pokoju. Oczywiście wychodząc na święta napomniał gospodarza, że rzeczy w jego pokoju są niezwykle cenne i Ulfred dość mocna zastrzegał, by nikt nie kręcił się po pokoju jego i jego towarzyszy, nikt prócz służby oczywiście. Ta musiała tam pewnie zaglądać raz na dzień i ścierać nagromadzony się kurz czy robić inne, codzienne rzeczy. Może podlewali też codziennie znajdujące się w pokoju kwiaty...
Ulfred w ubiorze codziennym i tylko skórzanym kaftanie z sztyletem za pasem zatkniętym ruszył na miasto, bynajmniej nie po to by zająć się przepytywaniem ludzi w taki dzień o jakieś śledztwo, nie, to mogło poczekać. Rycerz nie był specjalnym koneserem wina, nie przepadał też szczególnie za przyjęciami czy ucztami, których miał za sobą zaledwie kilka, ale nigdy nie odmawiał przechylenia kielicha czy też dwóch.
Zaraz po oficjalnym rozpoczęciu święta Ulfred nie tracił czasu. Konflikt szklarzy trochę go przejął i pomyślał, że coś z tym zrobi. Zakupił na najbliższym straganie butelkę wina. Nie było to nie wiadomo jak wytworne wino. Handlarz zapewniał o smaku winogron uprawianych w Averlandzie. Butelka droga nie była, więc na początek miała wystarczyć. Po zakupie wina podszedł do kłócących się szklarzy, jak się okazało kłótnie zakończono gdy ktoś oberwał po gębie i zapłacił karę strażnikom, jednak spór trwał dalej.
- Dajcie mi i taki i taki kielich, panowie. Mam tu butelkę waszego Averlandzkiego wina i mam ochotę zobaczyć jak owo wino smakuje w kieliszkach Averlandu.
- A proszę bardzo - odezwał się ten od kieliszka bez nóżki - Zobaczycie panie, że w takim kieliszku wino pije się zupełnie inaczej, o wiele przyjemniej - zapewniał uśmiechając się
- Tak - odezwał się drugi, ten od kieliszka na wysokiej nóżce, z śmiało wyczuwalną ironią w głosie - prawda by to była, gdyby nie to, że to fałsz i wina wcale nie podaje się w ten sposób! Ale sami oceńcie jak wam wygodniej, choć odpowiedź jest oczywista.
Ulfred nie specjalnie wiedział czy wygodniej jest tak czy tak pić wino. Dla niego nie miało to żadnego znaczenia i różnicy. W końcu piło się to samo wino. Konfliktu nie rozwiązał. Poszedł dalej świętować.
Trunków było wiele. Wina, wódki i piwa tak różne od siebie, że miejscami wierzyć się nie chciało iż robione są z tych samych owoców czy warzyw. Placki niziołków też były niczego sobie. Niektóre były dziwne, jak na przykład placek na wzór lukrowanego pączka wypełnionego pasztetem. Tego się jeść ze smakiem nie dało, a mimo to niziołki zachwalali swojej wyroby.

Czas mijał wesoło i przyjemnie. W końcu przyszedł i wieczór, więc czas było wrócić do gospody, by odpocząć. Na rozmowę z towarzyszami specjalnej ochoty już nie miał. Poza tym chyba nie był w stanie powiedzieć coś konstruktywnego.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 03-02-2014, 22:43   #17
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Dagmar gdy tylko odnalazł Williama zaczął:
-Jak pewnie wiesz w przeszłości kontaktowałem się ze złodziejami, no i teraz gdy tylko zdałem sobie sprawę z możliwości jakie niesie taka uroczystość dla nich postanowiłem ich odnaleźć.- przerwał na chwilę, napiwszy się wody po czym kontynuował - jak się okazało nie było to wcale takie trudne. Rozmawiałam z jednym z nich. Dowiedziałem się, że w tym mieście w karczmie “Sprośne Prosie” znajduje się ich gildia, oni mogą coś wiedzieć na temat tych samozapaleń. Rozmawiałem już z Eliasem, ale nie jest on odpowiednią osoba, która nadaje się aby tak iść. Czy może ty zechcesz ze mną odwiedzić to miejsce?- zapytał łowca poprawiając kapelusz - Cyrkowcy i bardowie dość często są uznawani za niegodnych zaufania i złodziei więc nie powinieneś zostać jakoś źle przyjęty , mam nadzieję. - powiedział lekko niepewnie, a tym samym z pewnego rodzaju ironią, którą miał nadzieję towarzysz nie odbierze pochopnie. - To co?- skinął na przyjaciela
-Ja jak wiadomo niczego się nie lękam, cóż byłby ze mnie za artysta, gdybym unikał niebezpieczeństwa, które wszak jest kluczowe do napisania dobrego dzieła-zaśmiał się Bard-powiem ci przyjacielu, że w nie takich miejscach bywałem a i ze światkiem też miałem kontakty jeszcze za czasów kiedy pracowałem w trupie cyrkowej, tam to w sumie same złodzieje i żebraki-powiedział już bardziej do siebie- chodźmy więc zanim wszyscy w tej karczmie o jakże ujmującej nazwie urżną się do nieprzytomności!-niemalże zakrzyknął.


Znalezienie karczmy “Sprośne Prosię” nie było zbyt trudne. Zapytawszy kilka razy o drogę i przemierzywszy kilka ulic znaleźli się w dzielnicy portowej. Budynek karczmy Wyróżniał się wielkością i solidnością wśród tutejszej zabudowy. Przed wejściem i pod murami karczmy nie brakowało pijanych marynarzy i innych szemranych typów zajętych swoimi sprawami, ale też szukających zwady i okazji do zarobku kosztem jakiegoś frajera. Nie pozostało nic innego jak jak wejść do środka. Wnętrze przywitało Williama i Dagmara dymem z fajek, zapachem stęchłego piwa i mocniejszych trunków oraz gwarem rozmów prowadzonych w różnych językach i narzeczach staroświatowego. Bliskość karczmy do portu powodował, że pełno było tu marynarzy, dokerów, kupców i wszelkich ludzi związanych z transportem rzecznym. Nie brakowało też typów spod ciemnej gwiazdy, którzy witali nowych wrogim spojrzeniem. Nie zrobiono też wyjątku dla łowcy wampirów i barda. Oprócz wrogich spojrzeń stałej klienteli dwójce udało się przykuć spojrzenie krasnoludzkiego karczmarza.



- Nowi? Witam. Co podać?
-witajcie mości krasnoludzie- William wyprzedził Dagmara w drodze do szynku -piwa mi dajcie jeśli łaska, tym winem żem sie już nadto opił i jakąś zakąske-dodał i począł rozglądać się za jakimś wolnym miejscem, z którego jednocześnie mieliby dobry widok na karczme.
- Siądzcie tam przy oknie, właśnie się zwolniło miejsce. Zaraz ktoś was obsłuży.- co powiedziawszy karczmarz podszedł na zaplecze i zawołał na dziewkę służebną- Frida dwie porcje kaszy ze skwarkami i dwa piwa, na jednej nodze!
Wkrótce pojawiła się wspomniana Frida niosąc zamówione rzeczy. Po uiszczeniu należności William i Dagmar mogli zająć się jedzeniem i piciem oraz obserwowaniem otoczenia.
Dagmar nie mówiąc za wiele, za to bacznie się przyglądał oczywiście czynił to niewzbudzając podejrzeń. Znając język tajemny mógł wiele wynieść, przecież nikt jeszcze o tym nie wiedział. Mogli więc się w nim między sobą właśnie kontaktować. Łowca niczym szpieg starł się przechwycić nadawane znaki, jeśli takowe były. Bez sprzeciwu pozwolił aby to William wybrał miejsce gdzie siądą i skąd będą mogli zacząć swoje dochodzenie. Człowiek wiedział doskonale, że muszą się wtopić w tłum. Tak samo jak na zewnątrz czyniąc to z winem.
Obserwacje niewiele przyniosły nowego. Większość klienteli stanowili marynarze i pracownicy portowi. Złodzieje wymieniali informacje gdzie udało im się zarobić. Nic o spaleniach ludzi. Poza tym przeważały normalne rozmowy, także te dotyczące wina i święta.
-Muszę ci powiedzieć że ostatnio coraz bardziej czuje że te miasto jest nawiedzone przez wampiry, - powiedział łowca będąc zamyślony obserwując karczmę - ale to nic dziwnego w końcu tyle przejezdnych, nawet nikt nie spostrzeże gdy kogoś zabraknie.- westchnął popijając wodą ze swojego plecaka.
Zachowywał się jak gdyby wcale nie pamiętął o tym co stoi na stole, lecz tak na prawdę wiedząc że jest to miejsce gildi czuł się na baczności.
William z braku ciekawych rozmów przy stoliku postanowił przejść się między stolikami, zagadać tam i ówdzie, z nadzieją że dowie się czegoś ciekawego, z kuflem w ręku ruszył między stoliki starając się wybierać te przy których siedzą ludzie, którzy nie wyglądają na marynarzy. Przysiadłsię do pierwszych z brzegu zakapiorów.
-no panowie, skaranie boskie z tym co sie ostatnio tutaj dzieje, straszne rzeczy- zagadał zrezygnowanym głosem-aż strach wychodzić ze świątyni, chyba sie zgodzicie ze mną? Jak tu świętować w takiej atmosferze, słyszałem nawet że ktoś zginął w trakcie beztroskiego użynania się tanim winem.
-Ano racja.- odpowiedział mężczyzna z poznaczoną bliznami twarzą- Nie znasz dnia ani godziny jakby to powiedział kapłan Sigmara. Na szczęście to dotyka szaraczków i frajerów. Nie ma więc czym się przejmować-zaśmiał się chrapliwie co podchwycili siedzący z nim przy stole towarzysze rechocząc.


Łowca nawet nie zareagował gdy to bard wstał i poszedł do innych, teraz skupił się na karczmarzu, obserwował go dokładnie. Starał się tym samym określić czy ten mógł należeć do gildi, czy raczej był zwykłym pionkiem w grze.
Mimo wnikliwej obserwacji nie zauważył, by karczmarz używał przy gościach znaków złodziejskich, mówił złodziejskim językiem, czy w inny sposób zdradził się, że należy do gildii złodziei.
Dagmar był człowiekiem z wielką cierpliwością, dlatego też zdecydował się, że nie poczyni żadnych pochodnych kroków. Postanowił zwlekać, a nóż coś sie wydarzy. Starał się nie zwracać niczyjej uwagi i gdy tylko nadarzyła się możliwość postanowił zlać troche piwa z kufla do butelki, którą ukrywał pod stołem. Gdy tylko to udało się mu zrobić, zakorkował butelkę i ukrył ją z powrotem w plecaku. Przyglądał się też co zamawiają ludzie, jak się zachowują i cokolwiek co mogło by stanowić jakąś poszlakę w dochodzeniu.
Niestety w karczmie nie działo się nic nadzwyczajnego. Ot klienci przychodzili, zamawiali i wychodzili. Może trochę więcej niż gdzie indziej szemranej klienteli, ale zachowującej się spokojnie. Jeśli lokal faktycznie był jedną z siedzib gildii złodziejskiej to starannie było to ukrywane. Stwierdzenie “najciemniej pod latarnią” wydawało się doskonale pasować do karczmy “Sprośne Prosię”.
Dagmar wstał i skierował się ku swojemu towarzyszowi. Będąc już obok oznajmił:
- Jednak nic tu po mnie, czy chcesz zostać dłużej czy wracasz ze mną? - zapytał uprzejmie.
-Ja jeszcze chwile posiedzę-powiedział zamawiając piwo u przechodzącej obok dziewki-wieczór jest, nie chce mi sie już łazić po mieście, a tutaj wydaje sie może coś ciekawego wydarzy
Po wyjściu Dagmara i mniej więcej godzinie siedzenia nad kuflem piwa istotnie coś się wydarzyło. Drzwi na piętrze otwarły się i zamknęły z trzaskiem. Na schodach było słychać tupot podkutych butów i wkrótce pokazali się ich właściciele. Trzech oprychów ogolonych na łyso podobnie ubranych w identyczne skórzane kurty i spodnie. Dwóch z nich musiało być braćmi bliźniakami. Trzeci nieco wyższy trochę się od nich różnił. Przewodził im kruczowłosy męzczyzna z włosami do ramion, szeroki w barach, z twarzą poznaczoną bliznami. Miejscowi skwapliwie usuwali im się z drogi gdy szli do kontuaru.
- Jak interes się kręci? Wszystko gra? - zapytał kruczowłosy karczmarza.
- O tak Faustmann, wszystko w najlepszym porządku- Odpowiedział krasnolud.
William zanotował to imie w pamięci.
- Idziemy tam gdzie zwykle- odpowiedział kruczowłosy i skierował się na zaplecze.
William niby zajęty swoim piwem uważnie przysłuchiwał się rozmowie przy szynku i obserwował gdzie kierują swoje kroki mężczyźni, którzy wyszli z piętra karczmy, starał się zajrzeć na zaplecze gdy ci tam wchodzili. Wyszedł z karczmy i obszedł ją, stwarzając pozory potrzeby wyszczania się, tak żeby znaleźć się na jej tyłach, następnie wspiął się na stojącą nieopodal beczke, tak by móc zajrzeć na zaplecze przez okno. Jednak jedyne co zobaczył to to jak mężczyzni schodzą do piwnicy. Nic więcej nie udało mu się usłyszeć ani zobaczyć. Rozejrzawszy się po tyłach z niezadowoleniem stwierdził, że nie ma możliwości dostania się do piwnicy tak zeby nikt go nie zauważył, jednak w jego głowie zaświtał inny plan, postanowił że wynajmie pokój a gdy noc zapadnie na dobre poszpera troche po karczmie. Cena, trzech koron jakie podał krasnolud niezbyt zadowoliła Williama jednak nie miał innego wyboru, w tej karczmie było coś nie tak i postanowił sprawdzić co.
-A niechże sie psi syn zadławi tymi monetami - powiedział pod nosem kopiąc przebiegającego szczura, który uciekł z piskiem w kąt-mam nadzieje że to wszystko będzie czegoś warte bo jak nie to siłą mu te trzy korony z gardła wytargam - tak marudząc doszedł do pokoju na piętrze, który swoją drogą trzech koron wart na pewno nie był, ba! on nawet korony wart nie był brudna podłoga, rozchodząca się szafka w kącie i brudne skrzypiące łóżko, które niewątpliwie było siedliskiem pluskiew jeśli nie innego plugastwa zniechęcało do noclegu. Szczęśliwie Bard nie miał zamiaru iść spać, miał plan żeby poczekać aż głosy z dołu ucichną aby móc spokojnie przeszukać przybytek.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 08-02-2014, 14:11   #18
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Dagmar nie mając więcej zbędnych pytań skierował się ku wyjściu. Wyszedł z przepełnionej karczmy, gdzie nie mógł już wytrzymać. Starał się mieć na baczności wychodząc z rzekomej gildii złodziei, która wcale nie wiadomo czy aby takową była. Wyszedł na uliczkę gdzie było wystarczająco jasno i gdzie można było zobaczyć jakichś ludzi. Teraz nie było to wcale trudne, przy celebracji wina. Nie, aby się nazbyt obawiał, ale wolał myśleć rozsądnie. Starał się być czujny, nasłuchiwał czy nikt go nie śledzi. Gdy tylko napotkał pierwszo napotkanych ludzi zapytał:
-Czy wiecie może gdzie mogę znaleźć Leopolda Schnozberga?
Zagadnięty mieszczanin zrobił minę jakby zobaczył Sigmara młotodzierżcę, który powtórnie zstąpił na ziemię.
- Leopolda Schnozberga? Nie znam nikogo takiego. Możecie powiedzieć, czym się ów jegomość zajmuje?
Dagmar spojrzał na mieszczanina i lekko się uśmiechnął.
-Prawdę mówiąc nie wiem do końca, myślałem, że możesz ty wiedzieć. Znam tylko jego imię.- odparł, po czym kontynuował dalej - ostatnio w mieście wiele się dzieje, czy także słyszałeś o tych samo zapaleniach?
- Co bym nie słyszał. To sprawka tych przeklętych czarowników jak nic.
- Jakich czarowników?- zapytał zainteresowanie łowca
- No tych z kolegiów magii. Tych, co to nam niby pomagają a tak naprawdę skumali się z chaosem i knują. Powinno się ich wszystkich spalić na stosie.- wyrzucił z siebie coraz bardziej zapalczywy mieszczanin.
- Ja zaś słyszałem, że za samospaleniami stoją kultyści Chaosu. Czy w takim wiec razie to mowa o tych samych czarownikach?- ciągnął dalej z zaciekawieniem
- A kto ich tam rozróżni- ciągnął z zapałem mieszczanin- Kultysta chaosu a czarownik to jedno i to samo. Najlepiej by ich wszystkich na stos, tak dla przykładu. To przez pobłażanie tym czarownikom ta cała Burza Chaosu.
- A czy spotkałeś jakiegoś czarownika?- zapytał ciekawsko, poprawiając swój płaszcz i drapiąc się po karku, starał się dobierać słowa tak, aby nie urazić swojego rozmówcy.
Mieszczanin zaskoczony pytaniem otworzył usta jak ryba, która próbuje złapać oddech.
- Czarowników na szczęście nie spotkałem i bardzo dobrze. Jeden Sigmar wie, co by mnie spotkało ze strony tych zaprzedańców chaosu.
- Masz rację, trzeba się mieć ciągle na baczności, zwłaszcza teraz, gdy do tego wszystkiego ludzie zapalają się na ulicach. - powiedział ożywiony - nie wiem czy słyszałeś, ale z tego, co dane mi było się dowiedzieć z zaufanego źródła, że to robota nie, jakiego Grega Borga. - powiedział starając się być jak najbardziej poważnym
- Skąd to wiesz? Nie znam żadnego Grega Borga.- mieszczanin wyglądał na wyraźnie zaciekawionego.
-Ja też nie znam go, ale jak go tylko spotkam, to z pewnością zapłaci za swoje. - powiedział zaciskając ręce - Jedyne, co o nim wiem to to, że każdemu rozpowiada, że jest najlepszym czarnoksiężnikiem. Słyszałem to od jednego z tutejszych
- Trzeba by to zgłosić straży miejskiej. Kapitan Joerg Bruckert mógłby od razu wszcząć poszukiwania gagatka.
-I słusznie, ale ja niestety muszę znaleźć innego strażnika. - powiedział, gdy nagle przypomniał sobie, kim jest ów Leopold Schnozberg, dokładnie poprawił kapelusz, tak, aby mieszczanin nie był stanie go zapamiętać [i]- mam nadzieję, że uda się to wszystko wyjaśnić[i]- odparł
- Jeśli to strażnik to najlepiej będzie zapytać w siedzibie straży przy rynku. Przy okazji będziesz mógł zgłosić tego czarownika
[i]- Na pewno tak zrobię nie musisz się o to martwić, z pewnością znajdą go i to szybko, dostanie za swoje opętaniec. Dziękuję ci dobry człowieku. [i]- odparł dobrodusznie, po czym pożegnalnym gestem skinienia głową skierował się w stronę siedziby straży miejskiej
Po przejściu kilku ulic i zapytaniu się o drogę znalazł się na rynku. Na południowym boku placu znajdował się wyróżniający się okazałością budynek będący jednocześnie siedzibą straży i aresztem. Przy wejściu zatrzymało go dwóch strażników pełniących wartę. Po poinformowaniu ich, w jakiej sprawie przychodzi został skierowany do recepcji w holu. Służbę tam pełnił starszy mężczyzna. Widząc Dagmara zagadnął.
- W jakiej sprawie przychodzisz obywatelu?
- Witam zwą mnie Dagmar i przybywam, aby porozmawiać z Leopoldem Schnozbergem. - odpowiedział patrząc mężczyźnie prosto w oczy
- Leopold ma służbę w porcie. Możesz się tam udać, powinien patrolować ulicę a ile nie wstąpił do jakiejś karczmy jak to ma we zwyczaju. Możesz też zaczekać tutaj. Za jakieś dwie godziny powinien schodząc ze służby się tu zameldować.
- Dziękuję za informację, pewnie zaczekam tutaj, tak abyśmy się nie minęli. - powiedział ściągając kapelusz
Dagmar usiadł na jeden z ław, które znajdowały się pod ścianami długiego holu. Czekanie przeciągało się. Nic się nie działo za wyjątkiem patrolu strażników, który przyprowadził, jakiego nietrzeźwego mieszczanina, który po pijaku wszczął bójkę. Pijak wylądował w areszcie a strażnicy opuścili budynek. Tak jak powiedział człowiek w recepcji po dwóch godzinach zaczęli się schodzić strażnicy z popołudniowej zmiany. Gdy weszła kolejna dwójka recepcjonista powiedział.
- Leopold ten człowiek do ciebie- powiedział wskazując Dagmara.
Strażnik odwrócił się do niego i podszedł.
- Jaką sprawę ma pan do mnie?
Był wysoki z dużym nosem i równie wielkimi wąsiskami lekko podkręconymi do góry.
-Dobry wieczór - przywitał się wstając z ławy - Przychodzę do ciebie, ponieważ przesłuchuję świadków samo zapaleń, które ostatnio miały miejsce w mieście. - powiedział wstając - czy możemy porozmawiać na osobności?
Strażnik westchnął podkręcił wąsa i zaczął swoją opowieść.
-Pamiętam to jak dziś, co miałbym nie pamiętać. Właśnie kończyliśmy obchód. Noc była ciepła i pociliśmy się w mundurach. Gunter stwierdził, że zimne piwko pomoże nam wypełniać obowiązki. Ten stary łobuz znał wszystkie najlepsze oberże w mieście. Mówił, że w sprawach trunków trzeba ufać żeglarzom. Jego ulubione miejsca to tawerny przy rzece: “Cnotliwa Syrenka”, “Sprośne Prosię”, “Zagubiony Wielorybnik”. Ruszyliśmy w tamtą stronę, a Gunter, który nie miał specjalnie bujnej wyobraźni, nagle zapytał mnie o coś dziwnego.
-Leopold- rzekł- chciałem cię o coś zapytać.
- O co?- odparłem.
-Widujesz kiedyś kolory?- Gdy pytał minę miał jakąś taką niewyraźną.
-Jakie znowu kolory- zdziwiłem się szczerze.
-No wiesz… Kolory wirujące w powietrzu wokół ludzi- bąknął, a ja roześmiałem się i zapytałem, czy coś popijał dziś na służbie.
Gunter potrząsnął głową i powiedział, że chyba ma przywidzenia i najwidoczniej jest już za stary na nocne patrole. W końcu dotarliśmy do oberży, wypiliśmy po piwku i pośmialiśmy się trochę. Dwie noce później, znów pod koniec obchodu, Gunter nagle zapalił się. Próbowałem ugasić płomienie płaszczem, ale nie dałem rady, a mój przyjaciel obrócił się w czarny pył. To dziwne, lecz jego kolczuga nawet się nie rozgrzała. Od tamtej nocy sporo się modlę, trochę do Sigmara, lecz w większości do Pani Vereny. Nie sądzę, aby śmierć mojego przyjaciela była przypadkowa. Ktoś go zamordował, ale nie wiem, dlaczego. Nie mam też żadnych dowodów, jedynie instynkt starego weterana. Wczoraj w nocy śniła mi się bogini Verena, a dziś ty się pojawiasz. Dorwij drania, który zabił Guntera.

- Bardzo mi przykro to słyszeć. Jest to jak pan wie nie pierwsze z samo zapaleń. Pański sen z pewnością jest dobrym znakiem, podróżuję z kapłanem ze Świątyni Vereny, wierzę, więc, że to Ona nas tutaj przyprowadziła. - powiedział łowca uśmiechając się tak, aby pocieszyć rozmówcę - Jeśli mogę zapytać jak długo znaliście się z Gunterem?
-Będzie z osiem lat.
-W takim razie tym bardziej mi przykro. A czy Gunter nigdy nie miał nic wspólnego z czarami? Może jacyś inni znajomi, może jakieś pokrewieństwo? To bardzo ważne i może pomóc w dochodzeniu. - powiedział stanowczo Dagmar, notując najważniejsze fakty na jednym ze skrawków papieru
-Gunter był prostym strażnikiem. Od czarów trzymał się z daleka. Nic mi nie wiadomo żeby miał w rodzinie jakiś czarodziei.
-Rozumiem. Czasem bywa, że ludzie, gdy są niezrozumiani szukają zrozumienia wśród innych. Gunter widział te kolory czy może mówił o kimś, kto widział je także? - zapytał zaciekawiony Dagmar
-Nie mówił nic ponad to, co powiedziałem. Nie mówił o nikim, kto także je widział.
-Rozumiem nie mam więcej pytań, mogę pana poinformować gdybyśmy ustalili, kto chciał śmierci pańskiego przyjaciela, oczywiście, jeśli pan sobie życzy tego? - powiedział nadzwyczaj przyjacielsko Dagmar.
Wiedział on doskonale jak to jest stracić przyjaciela, do którego jest się przywiązanym. Wiedział to nazbyt dobrze, bo stracił nawet swoją rodzinę, co jest czymś więcej. Ta rozmowa przywiodła wiele wspomnień. Przed oczami stanął mu obraz, jaki zastał kilka lat temu po powrocie do domu, gdy to ciała jego rodziców leżały rozprute, porozrywane na podłodze ich własnego domu. Obrazów było więcej, bowiem w każdym momencie jego życia pojawiał się trupy. Zazwyczaj były to osoby mu dobrze znane. Sprawca zazwyczaj był jeden, być może w różnych osobach - wampir. - Myśląc o tym łowca nerwowo zacisnął zęby.
-Jeśli to wszystko to idę do domu. Powodzenia w śledztwie.
Strażnik skinął głową i odszedł
Dagmar pożegnawszy się ze strażnikiem także wyszedł z budynku kierując się główną ulicą do Richterów, gdzie mieli się wszyscy spotkać. Szedł ulicą pośród ciągle świętujących ludzi. Pili porządnie, impreza kręciła się w najlepsze. Dało się słyszeć pokrzykanie, a nawet gdzieniegdzie zaczynające się awantury i krzyki. Łowca czynił swoją powinność i gdy był w tłumie zaczepił jednego z ludzi i zapytał dość głośno, że mogli usłyszeć to zarówno inni:
-Czy wiesz, kim jest ten przeklęty Greg Borg? - zapytał się udając lekko poddenerwowanego, a zarazem ciekawego
Zaczepiony mężczyzna wyglądał zdecydowanie na zaskoczonego. Popatrzył na Dagmara jak na wariata.
-Greg Borg? Pierwsze słyszę. Powiedz proszę o nim trochę więcej może skojarzę nazwisko.
-No jak to nie słyszałeś o nim? Ja dowiedziałem się od jednego z tutejszych, że to on, no ten Borg, uważa się za największego wyznawcę chaosu, że to jego sprawka te samozapalania. Że właśnie w ten sposób pokazuje, że nie ma mu równych. - powiedział zaskoczony, starając się być jak najbardziej poważny i oburzony
Teraz zaskoczenie ustąpiło miejsca strachowi.
-Pierwsze słyszę dobry człowieku. Jeśli masz pewne informacje idź z tym do jakiegoś łowcy czarownic lub do świątyni Sigmara. Mnie w każdym razie zostaw w spokoju, chcę popróbować wina i dobrze się bawić.
-Dobrze, po pytam innych o niego, a ty bracie napij się i za mnie. - powiedział poklepując mieszczanina po ramieniu.
Dagmar nie był usatysfakcjonowany tak powolnym rozchodzeniem się plotek przy tak wielu rozmowach i tak wielu wypitych kieliszkach czerwonego trunku. Szedł prosto do miejsca spotkania się towarzyszy, aby im opowiedzieć, czego dowiedział się podczas swojego małego śledztwa, a trochę się tego nazbierało. Gdy tylko doszedł do towarzyszy widząc Eliasa zaczął :

-Dobrze cię widzić, akurat tak się składa, że przesłuchałem strażnika i natknąłem się być może na bardzo ważną poszlakę. Strażnik mówił, że jego towarzysz przed śmiercią mówił, że widzi w okół ludzi kolory. Czy może być to związane z magią?
- Widział kolory? - Elias powtórzył za Dagmarem, nieco niedowierzając. - Zapewne chodzi o Wiatry Magii. W tych stronach zazwyczaj tylko czarodzieje potrafią je dostrzec. Interesujące.
-Wiatry Magii? - tym razem to Dagmar powtórzył po Eliasie - Czym że jest ten Wiatry Magii? - zapytał zaciekawiony
-Wiatr Magii jest… wiatrem. - Elias odparł, pokazując wątpliwe predyspozycje do bycia nauczycielem. - Czarodzieje potrafią je dostrzec i splatać, czerpią z nich energię do zaklęć. Bardzo możliwe, że ten strażnik miał uśpiony talent magiczny. Tak daleko na południu zwykły człowiek nie byłby w stanie zobaczyć Wiatrów.
-No dobrze, dobrze - powiedział rozumiejąc po części - ale jak jest to możliwe aby ktoś nie będąc wapirem spalił się, ale przy tym nie zniszczył swoich ubrań, a nawet ten ogień nie parzył innych, a sam obrócił się w pył? - zapytał mając mętlik w głowie
-Magia, zapewne. - odparł Elias, wzruszając ramionami - Ogień nie szkodzi tylko i wyłącznie wampirom.
Zaiste, jak ja niecierpie magii. Ta przygoda juz dała mi wiele do myślenia. Łowca czarownic to jak nic powołanie dla mnie. - mówił błądząc wzrokiem, ale po chwili przypomniawszy sobie ze jest w trakcie rozmowy kontynuowął -Dzisiaj po raz kolejny słyszałem o karczmie “Sprośne Prosie”. Wymienił ją strażnik jako miejsce do którego udawał się jego przyjaciel aby się napić, który jak wiadomo spłonął. Pomimo że tam byłem i niczego nadzwyczajnego nie zauważyłem to, to miejsce mi śmierdzi. Chciałem także was ostrzec. - tym razem zwrócił się do wszystkich towarzyszy, którzy tam stali - Puściłem plotkę o nie, jakim Gregu Borgu, który nawet nie istnieje. - mówiąc to zaśmiał się - chcieli byście zobaczyć minę ludzi gdy o nim opowiadałem. - po raz kolejny parsknął śmiechem, niemogąc wytrzymać, zaś gdy się już uspokoił, kontynuowął dalej - Nie robiłem tego tylko dla żartów, chciałem tym samym sprowokować wroga, aby się ujawnił, aby popełnił jakiś błąd, który pozwoli nam go odnaleźć. - powiedział bardziej poważnie
Wyciągnął pajdę chleba z plecaka i butlę z wodą i zaczął potrochu zajadać. Stojąc jeszcze przy Eliasie przypomniał sobie o dobrych manierach i zapytał:
-Chcesz kawałek - pokazał kawałek bochenka leżacego w plecaku [i] - a ci jak dzisiaj poszło śledźtwo? - zapytał zdając sobie sprawę, każdy szczegół przybliża ich do rozwiązania dochodzenia.

- Nie, dziękuję. - kapłan grzecznie odmówił - Ja również słyszałem dzisiaj nazwę “Sprośne Prosię”, ale nic konkretnego się nie dowiedziałem.

- W karczmie byłem z Williamem, a go tutaj nie widzę. - powiedział widząc nieobecność towarzyszą [i]- czy powinniśmy coś zrobić? Ostatnie co widziałem, że porządnie pił, może poprostu się upił do nieprzytomności i śpi gdzieś tam pod któraś z tamtejszych ław. - Powiedział niepewnie spoglądając na towarzyszy.

- Raz to wypadek. - odezwał się Elias - Dwa to przypadek, trzy to schemat. Popularne motto Śledczych. Powinniśmy sprawdzić ten zajazd.
 
Inferian jest offline  
Stary 08-02-2014, 14:18   #19
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Podgrodzie nie należało do najprzyjemniejszych miejsc po zachodzie słońca, nawet dla kogoś takiego jak Elias. W sumie jego sytuacja prezentowała się nieco gorzej - Kult Vereny nie lubił się z tym Ranaldowym. To właśnie dlatego kapłan odmówił przyłączenia się do Dagmara i Williama, którzy postanowili odwiedzić “Sprośne Prosię”.

Richter lubił pracować sam, ale nie odgrywało to znacznej roli w podjętych decyzjach. Kierował się zwyczajnie rozsądkiem - oddzielnie pokryją znacznie większy obszar dochodzenia. Ktoś inny może obawiałby się zapuścić na Podgrodzie samopas, ale Elias takich obaw nie miał. Komuś chociażby odrobinę religijnemu wystarczyłoby rozchylić poły płaszcza i pokazać białą szatę oraz sowi medalion. A komuś, kto bogów miał w poważaniu - cóż, Elias nie nosił miecza na pokaz.

Lektor Algrisson miał rację, odnalezienie skromnej chałupki państwa Probke’ów nie zajęło wiele czasu. Kapłan zastukał w drzwi, które zaraz uchyliły się nieznacznie. Przez szparę zerknęła na niego kobieca twarz.

- Tak? - głos drżał jej tylko nieznacznie.

- Proszę się nie obawiać. - Elias uśmiechnął się, ściągając kaptur i skłaniając się lekko. - Nie mam złych zamiarów, chcę jedynie porozmawiać. O pani mężu, gwoli ścisłości. Prowadzę dochodzenie w sprawie zapaleń, których ofiarą padł Herr Probke. W imieniu Świątyni Vereny. Mogę wejść?
Kobieta była trochę wystraszona, ale otwarła szerzej drzwi.
- Jeśli tylko Świątynia Vereny chce wyjaśnić te tragedie to służę pomocą. Zapraszam do środka.
Odsunęła się robiąc przejście i gestem zaprosiła do wewnątrz.
- Helmut nie był ideałem, ale nie zasłużył na taki koniec. Myślałam, że ta aresztowana kobieta jest winna, że to sprawka czarów. Czyżby Świątynia Vereny miała inne zdanie?

- Nie posiadamy niezbitych dowodów na winę panny Puft. - odparł Elias - A takie są niezbędne podczas procesów o czary. Jeśli nie ma pani nic przeciwko, chciałbym porozmawiać o Helmucie. Podobno był częstym gościem miejscowych knajp, wedle tego co mi wiadomo. Zastanawia mnie, czy podczas tych odwiedzin nie narobił sobie wrogów. Być może zadłużył się u kogoś, nadepnął na odcisk komuś komu nie powinien. Czy wie coś Pani na ten temat?
Kobieta zamysliła się i pokręciła przecząco głową.
-Nic mi nie wiadomo żeby miał jakichś wrogów. Pił zawsze za swoje. Szła na to lwia część jego wypłaty. Jedyne co wiem o jego karczemnym życiu, to że przesiadywał najchętniej w “Sprośnym Prosięciu”, przynajmniej tam go najczęściej znajdowałam.

- Czy podczas ostatnich dni było coś nietypowego w jego zachowaniu?
- Był jakiś bardziej niż zwykle małomówny i jakiś taki wystraszony, ale wielkiej zmiany nie zauważyłam.

- Wspominał kogoś po imieniu? Może poznał kogoś nowego?
- Wstyd się przyznać, bo to w końcu mój ślubny, ale nie mówił mi o takich rzeczach. Nic nie wiem o jego nowych znajomościach.
- A o starych?
- Ot znał sąsiadów. Z kim pracował nie wiem. Nie mówił o robocie w domu.

Elias nie miał więcej pytań. Podziękował grzecznie za poświęcony mu czas i opuścił budynek, kierując kroki do rodzinnego zajazdu.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 08-02-2014, 17:51   #20
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
William jak zaplanował tak zrobił. Przyczaił się w pokoju i późno w nocy ostrożnie i po cichu zszedł na dół. Karczma była już od jakichś dwóch godzin zamknięta. W izbie karczemnej panowała cisza i spokój. Na ławach spało kilku świątecznych gości, których nie stać było na wynajęcie pokoju. Poza tym nie było śladu karczmarza, czy kogokolwiek z obsługi. No i było ciemno. Na szczęście wziął z pokoju płonący kaganek. Najciszej jak potrafił zakradł się na zaplecze do pomieszczenia z klapą w podłodze. Ostrożnie podniósł klapę i jego oczom ukazały się schody prowadzące w dół. Po zejściu na dół zobaczył dosyć typową karczemną piwnicę. Pod kamiennymi ścianami piętrzyły się beczki tu i ówdzie stał gąsior z winem. Uwagę Williama zwrócił zydel stojący pod jedyną wolną od beczek ścianą. Gdy podszedł bliżej i zaczął się przyglądać zauważył na ścianach i podłodze krwistoczerwone ślady. Niektóre były całkiem świeże. Trudno było w tych warunkach ocenić co to była za substancja, ale do złudzenia przypominała krew. Wyglądało na to, że ktoś urządził sobie w podziemiach karczmy katownię. Bogatszy o to wiedzę William wyszedł z piwnicy, ostrożnie zamykając za sobą klapę i czmychnął z powrotem do swego pokoju na górze. Na szczęście nikt nie zauważył jego nocnej aktywności. Położył się na łóżku niecierpliwie wyczekując świtu. Godziny mijały i gdy zorza poranna zabarwiła horyzont na czerwono, usłyszał jak karczmarz otwiera drzwi karczmy i w akompaniamencie przekleństw budzi śpiących na ławach, wyganiając ich zaraz na zewnątrz, by nie zajmowali miejsc do siedzenia klientom. William jak tylko to usłyszał zszedł na dół i wyszedł bez słowa przez otwarte drzwi na ulice. Powitało go rześkie i miarę czyste jak na miejski świt powietrze. Swe kroki od razu skierował do zajazdu "U Richterów" gdzie spodziewał się zastać resztę kompani. Nawet idąc i nie zatrzymując się jego uszu dobiegała plotka, którą żyło miasto. Ludzie powtarzali sobie, że oto Rajmund Leitdorf, bratanek jednego z najbogatszych Averlandczyków Kastora Leitdorfa, stanął późną nocą w płomieniach i jako jedyny do tej pory przeżył to zdarzenie. Leży teraz ponoć ranny w jednej z karczm.



***

Ta część drużyny, która nocowała w zajeździe "U Richterów" spędziła w miarę spokojną noc. Oczywiście co i rusz było słuchać z ulicy pijackie krzyki i śpiewy, ale takie atrakcje były w czasie trwania święta nieuniknione. Gdy wstali rano i zeszli na dół zastali już posilającego się Williama. Gdy wszyscy zasiedli przy jednym stole podeszła do nich Josefina-siostra Eliasa niosąc miski ze strawą. Podając im jedzenie zagadnęła.

- Całe miasto huczy od plotek. Rajmund Leitdorf stanął w nocy w płomieniach i przeżył. Kuruje się ponoć pod silną strażą w karczmie "Rzeczny Sekret". To jedna z najlepszych i najdroższych gospód w dzielnicy kupieckiej. Cuda... cuda.
 
Ulli jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172