Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2014, 11:21   #191
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Otto rozejrzał sie po karczmie, kiedyś już był w takim miejscu, ale było to dawno, zwyczajowo nie oddalał się od wioski, a już napewno nie bywał w miastach. Kiedy usłyszał o możliwości kąpieli, stwierdził że zmyje tylko ślady po krwi, nie chciał zanurzać się w gorącej wodzie, żeby nie naruszyć świeżo gojącej się rany, jeszcze tego mu brakowało, żeby być zmuszonym odwiedzić rzeźnika raz jeszcze, fakt faktem ten spisał się wyśmienicie, jednak niesmak pozostał, a Otto nie ufał obcym.

Szedł do głównej izby i kiedy zobaczył znajdujące się na stole jedzenie, poczuł jak głodny jest, prawde mówiąc nie pamiętał kiedy ostatnio miał okazje coś zjeść, wszystko działo się tak szybko, że tak przyziemne sprawy jak jedzenie zostały jakoś pominięte. Zebrał kilka kąsków i zaniósł żonie i dzieciom, któzry zostali w pokoju aby mogli posilić się przed snem, sam zaś usiadł koło Olafa i spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Zastanawiał się co dalej.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 16-04-2014, 21:28   #192
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Jeśli ma być przyjemnie proponuję prosty układ - szlachcic przeszedł od razu do sedna. Rozbrzmiał tak, że wszyscy ucichli. - Gdyby nie ja, Lorenzo Casini sam musiałby was niańczyć, a zrobiłby to na zasadzie znalezienia powodu by wpakować was do lochu. Wszelkie próby oporu zostałyby szybko stłumione krwawymi środkami perswazji, on miałby spokój i was w jednym miejscu. Jeśli nie będziecie stwarzać problemów, warunki w jakich się znajdujecie obecnie nie zmienią się do następnej decyzji Lorda Viktora - Walbrecht stojąc od samego początku spoglądał co jakiś czas po twarzach zebranych przy stole. Gestem ręki kazał napełnić swój kufel do pełna, wziął łyk sylvańskiego napitku którego smak doskonale znał.

- Nie mam zamiaru brudzić sobie rąk przez was, jednak jeśli będę musiał to zorganizuję katowski pokaz na którym zagracie główne role. Zastanówcie się sami czy chcecie, aby wasze dzieci patrzyły na to ze łzami w oczach. Zastanówcie się co będzie z nimi kiedy was miałoby zabraknąć - Tarashoffer znów zrobił pauzę na przepłukanie gardła. - Dlatego jeśli czegoś będziecie chcieli, zawezwę straż która zaprowadzi was we wskazane miejsce. Kobiety i dzieci nie mogą opuszczać terenu tej gospody która przez jakiś czas stanie się waszym domem. Będzie to moje małe zabezpieczenie, abyście tu wrócili. Jeśli któryś z was postanowi uciec, zastosujemy odpowiedzialność zbiorową i ucierpią na tym wszyscy. Jeżeli zachowacie się jak należy, być może wstawię się za wami byście pozostali przy życiu, jeśli wolą Lorda Viktora byłaby wasza śmierć. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno.

Młodzieniec miał władczy ton i poważną minę. Warunki współpracy jakie postawił były jasne. Posłuszeństwo mogło oznaczać zachowanie życia. Pozostawała tylko wątpliwość, jak bardzo cudzoziemcom jest ono cenne. Szlachcic odstąpił od stołu zjadając bardzo niewiele. Wyszedł na moment by praktycznie po paru sekundach wrócić, pozostawiając za drzwiami dryblasa uzbrojonego po zęby, odzianego w uniform straży miejskiej.
- Na dziś to wszystko, możecie się rozejść do pokoi kiedy skończycie - rzekł przechodząc obok stołu. Usiadł wygodnie przy palenisku znów kładąc broń w taki sam sposób jak poprzednio. Wpatrywał się w ogień.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.

Ostatnio edytowane przez Tiras Marekul : 16-04-2014 o 21:40.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 17-04-2014, 02:32   #193
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ulice Tempelhof, Sylvania
32 Vorgeheim
Północ

Nocą temperatura gwałtownie spadła czego samotnie przemierzająca ulice Tempelhof Lyndis mogła doświadczyć na własnej skórze. Idąc wzdłuż miasta dopiero teraz zaczęła pojmować, jak bardzo podupadłe było to miejsce. Stare walące się wokół niej kamienice straszyły wyłamanymi okiennicami, ulice usiane były kołyszącymi się na wietrze wisielcami, a w powietrzu unosił się ciężki odór rozkładu. A może po prostu wyobraźnia płatała jej figle? Mijając starą na wpół zrujnowaną świątynię, z której biła dziwna czerwona poświata, trafiała na nadgryziony zębem czasu plac pośrodku którego stała wyniszczona studnia. Rozejrzała się dookoła podziwiając niegdyś piękną, a teraz zrujnowaną architekturę. Sylvania była niezwykle ubogą krainą, a wszystkie jej bogactwa kryły się w zamkach jej aroganckich władców.
Wokół wszystko ucichło i tylko od czasu do czasu dało się usłyszeć trzepot czarnych jak smoła skrzydeł kruków przemierzających niebo ponad jej głową. Kilka z tych zwiastujących śmierć ptaków, usiadło na starej szubienicy wlepiając z głodem w dziewczynę swe krwistoczerwone ślepia. Lyndis poczuła się niepewnie i jeszcze bardziej przycisnęła ręce do brzucha w daremnej próbie ogrzania się. Skręcając w jedną z bocznych ulic prowadzących w dół miasta natknęła się na gęstą jak mleko mgłę, która wydawała się pojawić znikąd. Zatrzymała się na chwilę przyglądając się wnikliwie owej anomalii, kiedy nagle głośny skrzek wydarł się za jej plecami doprowadzając ją niemalże na skraj paniki. Przerażona dziewczyna podskoczyła, po czym błyskawicznie odwróciła się spodziewając się ujrzeć upiora lub coś znacznie gorszego kryjącego się w cieniu alei. Wytężyła wzrok szukając śladów intruza, kiedy nagle z oddechem ulgi zrozumiała co było prawdziwym źródłem hałasu. Na poddaszu jednej z podupadających kamienic za nią usiadły te dziwne kruki, które wcześniej miała wątpliwy zaszczyt obserwować idąc w pobliżu zapuszczonej miejskiej studni.
Zakrakały raz jeszcze by podkreślić swą obecność, po czym zatrzepotały złowieszczo skrzydłami. Trzęsąca się z zimna Lyndis jedynie wzruszyła ramionami, by zagłębić się w odmęty nieprzeniknionej mgły łudząc się, że po omacku uda się dotrzeć bez szwanku do ostatniego znanego jej miejsca przed rozstaniem się z drużyną - do chaty Cyrulika.




Pod Szemranym Krukiem, Tempelhof
32 Vorgeheim
Północ


Pod drzwiami do karczmy stał strażnik miejski postury godnej niejednego wykiłajdy. Znudzony wpatrywał się w ciemność przed nim, od czasu do czasu trącając kamienie pod stopami. Oparłszy się o drzwi obserwował ulicę przed nim, kiedy nagle przed nosem przeszła mu młoda dziewczyna w bogato zdobionej sukni podwijając ją na wysokość kostek, by przypadkiem nie stracić równowagi.
Dryblas chciał ruszyć za nią w nadziei, że w końcu sobie dobrze wychędoży nieznaną mu panienkę, ale szybko oprzytomniał mając przed oczami gniew szlachty. Cofnął się na swoje stanowisko i stał tam przez kilka krótkich chwil wyraźnie zniesmaczony tym, że musi pilnować jakichś Bogu ducha winnych wieśniaczków, w momencie gdy piękne i osamotnione kobiety przemierzają mroczne zakamarki Tempelhof. Po chwili głębszego namysłu, odwrócił łeb z zaciekawieniem wyglądając do środka przez szparę w drzwiach. Walbrecht, jego przełożony, cicho sobie drzemał na czerwonym fotelu z pistoletem skałkowym wiszącym u boku, a poza nim w pomieszczeniu nie było nikogo innego. Uszczęśliwiony tym widokiem strażnik odwrócił się w stronę dziewczyny, która zniknęła we mgle przed nim. Szybko wkalkulował sobie, że chwili jego nieobecności nikt nie spostrzeże, a zresztą co takiego mogłoby się tej nudnej nocy wydarzyć? Ścisnął pewniej halabardę, po czym ruszył w kierunku dziewczyny oblizując się ze smakiem na myśl o rzeczach jakich zaraz z nią zrobi.

···

Wszyscy cudzoziemcy zakwaterowani w karczmie spali spokojnie, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Wyjątkiem był Olaf, który wciąż miał przed oczami koszmar tamtego straszliwego dnia skąpanego krwią jego bliskich, oraz Eusobio, który klęcząc z rozłożonymi rękoma spoglądał w niemej ciszy na pełnię księżyca wyłaniającą się spomiędzy czarnych jak popiół chmur. Spędzali noc w kompletnym milczeniu, pozostawieni sami ze swymi myślami, gdy nagle obaj będąc w sąsiadujących ze sobą pomieszczeniach usłyszeli dźwięk przesuwających się dachówek ponad nimi. Szczury? Koty? Zelota to kompletnie zignorował nie chcąc przerywać modlitwy do Sigmara, ale Olaf wstał z łóżka, a następnie podszedł do okna, gdyż i tak zasnąć nie mógł. Ospałym wzrokiem wyjrzał przez okno szukając źródła irytującego hałasu, lecz nic nie spostrzegł.

Znajdujący się trzy pokoje dalej Borys spał niespokojnie śniąc o porzuconym towarzyszu i o jego samotnej walce z Fritzem, który na jego oczach z sympatycznego starca zmienił się w straszliwego upiora władającego magią śmierci i zniszczenia. Pamiętał wykręcone straszliwym obłędem oczy rycerza, jego skok w wir wijących się ciał, jego ostatni bojowy okrzyk, który szybko zmienił w nieartykułowany bulgot po tym jak ostre jak brzytwa szpony upiora rozerwały mu gardło. A najbardziej nie dawało mu spokoju te piekielne skrobanie… zaraz!… jakie skrobanie u licha?! Wyrwany z koszmaru odetchnął z ulgą wiedząc, że widmo niespokojnych wydarzeń ustało, ale cały czas słyszał ten irytujący dźwięk pocierana o drewno, który wdarł się do jego snu. Usiadł na łóżku rozglądając się półprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu szukając źródła skrobania, które jak się okazało dochodziło za drzwi. Wstał, włożył swoje ciężkie skórzane buty, po czym ruszył w ich kierunku spodziewając się ujrzeć po ich otwarciu tłustego szczura szukającego sposobu na dostanie się do jego zapasów jedzenia. Im bardziej się zbliżał, tym bardziej dźwięk narastał przechodząc ze zwykłego skrobania w odgłos zbliżony bardziej do rycia mieczem o drewno. Borys sięgnął po swój wierny myśliwski nóż, naparł ciałem na klamkę uchylając powoli drzwi na jakieś pół cala i zupełnie niespodziewanie irytujące skrobanie ustało. Już całkiem pobudzony kłusownik pchnął gwałtownie drzwi przed siebie chcąc dorwać paskudnego gryzonia, który nie pozwalał mu zasnąć, lecz sam nagle stanął jak wryty widząc to co stało przed nim na korytarzu wlepiając w niego wykrzywione głodem zamglone ślepia. Istota, która dobijała się do jego drzwi już dawno przestał być człowiekiem. Skóra żywcem ściągnięta z ciała odsłaniała dotkniętą przyśpieszonym rozkładem tkankę mięśniową, zaś jego krtań została rozerwana na drobne kawałki nosząc na sobie ślady długich pazurów. Było w nim coś jeszcze znajomego; strzępy skórzanej zbroi, którą nosił… Niedźwiedź. Upiór zaatakował wyjąc głośno i skacząc do przodu by zacisnąć szpony na głowie swej ofiary oraz na jej jedynej uzbrojonej w nóż ręce.
Uścisk ożywieńca był lodowato zimny i niespodziewanie silny. Ciągnąc go do tyłu za włosy odchylił głowę odsłaniając nieco bardziej szyję z wyraźnie pulsującą tętnicą, by następnie z niepohamowanym głodem próbować zatopić w niej swe długie zęby…




Chata Cyrulika, Tempelhof
32 Vorgeheim
Północ


Lynids przyśpieszyła słysząc kroki za sobą. Czyżby Viktor von Carstein zmienił zdanie i wysłał za nią pościg? Nie chciała o tym nawet myśleć, podciągnęła suknię jeszcze wyżej i ruszyła biegiem przed siebie szukając schronienia w najbliższej chacie. Wspięła się po krótkich kamiennych schodach modląc się w duchu by było otwarte i ku jej miłym zaskoczeniu okazało się, że drzwi rzeczywiście zostały lekko uchylone. Popchnęła je wpadając do zaciemnionego pomieszczenia, po czym szybko zamknęła drzwi za sobą. Sięgnęła po leżącą nieopodal na stole świeczkę i zanurzyła się w głąb otaczającego ją mroku, aż dotarła do pomieszczenia, które wyglądało dziwnie znajomo. Wielkie dębowe stoły operacyjnie usłane po obu stronach sali świadczyły o tym, że zupełnym zbiegiem okoliczności dotarła do upragnionego i dobrze znanego jej miejsca. - Panie… eee… cyruliku? - dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie zapamiętała jego imienia. Z drugiej jednak strony, tego wieczora miała o wiele ważniejsze problemy na głowie by przejmować się takimi błahostkami. Odpowiedzi jednak nie uświadczyła, jak się zresztą spodziewała, bowiem kto normalny by o tej porze nie spał? Ruszyła przed siebie krętymi skrzypiącymi pod ciężarem jej ciała schodami na półpiętro, gdzie znajdowały się drzwi do pomieszczenia, w którym była wcześniej przesłuchiwana. Światło świeczki oświetlało tylko część skrytego w mroku pokoju. Lyndis chciała już wrócić na dół i przeszukać inne miejsca w poszukiwaniu mężczyzny, który mógł mieć pojęcie, gdzie się teraz znajduje reszta jej grupy, kiedy nagle usłyszała ciche mlaskanie dobiegające z kąta za sobą. Odwróciła się ostrożnie podchodząc bliżej i wtedy światło świeczki padło na ociekającą strugami krwi twarz upiora, który ucztował łapczywie wydzierając flaki z wielkiego brzucha cyrulika i z niepohamowanym głodem wpychając je sobie do ust. Odwrócił swoje upiorne oczy od posiłku jakby zastanawiając się nad czymś przez chwilę, po czym mogła przysiąc, że zobaczyła na jego ustach uśmiech, choć możliwe, że jedynie jej wyobraźnia płatała figle. Jedyne co wiedziała na pewno, to to, że musi podjąć jakąś decyzję. I to najlepiej w tej chwili.


 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 17-04-2014 o 14:57.
Warlock jest offline  
Stary 17-04-2014, 13:38   #194
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Z głębokości wołam do Ciebie, Sigmarze!
o Panie, wysłuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu
ku głośnemu błaganiu mojemu!
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby Cię otaczano bojaźnią.
Nadzieję żywi moja dusza:
Dusza moja oczekuje Twoich słów..
bardziej niż strażnicy świtu,
<bardziej niż strażnicy świtu>


Eusebio skończywszy czytać wersety "Słowa Sigmara", z nabożnym szacunkiem zamknął świętą księgę. Blask miesiąca wpadał do izby, ukazując jej skromne wyposażenie. Miał zamiar smagnąć się po plecach rózgą, nim ułoży się na podłodze. Łóżko jakoś do niego nie przemawiało, starał się unikać zbędnych wygód.

Dopiero teraz, gdy religijna ekstaza osłabła, zmysły obudziło wycie rodem z ostępów sylvańskiego lasu... Nie namyślając się, fanatyk chwycił leżący na ławie korbacz i w pośpiechu, boso wypadł na korytarz gospody. Jeśli demony miały czelność wchodzić do ludzkich siedzib on będzie narzędziem w rękach Boga, karzącym ich śmiałość...

Odgłosy szarpaniny dochodziły z pokoju Borysa, biczownik dziarsko ruszył w tamtą stronę...
 
Deszatie jest offline  
Stary 17-04-2014, 17:35   #195
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Trzeszczenie spróchniałych desek nad głową i trzaski dobiegające z piętra wyżej zbudziły drzemiącego na fotelu szlachcica. W pierwszej chwili poczuł w jak bardzo niewygodnej pozycji przyszło mu spać, zdrętwiałe i zziębnięte ciało protestowało niechętnie dając wprowadzić się w ruch. W palenisku żarzyły się resztki brzozowego drewna, które przez noc wypaliło się praktycznie do cna. Między szczelinami w drzwiach i oknach do izby wdarł się przenikliwy ziąb nocy. Dwie myszy popiskiwały krzątając się przy kawałku czerstwego chleba w zaciemnionym narożniku gospody.

Stukot na górze znów dotarł do uszu, tym razem już zbudzonego, młodzieńca. Zerwał się z fotela wraz z towarzyszącym mu uczuciem jakby właśnie opuszczał trumnę w której spędził ostatnią dekadę. Kręgi szyjne łupnęły głucho i boleśnie. Walbrecht rozejrzał się dookoła przypinając broń do pasa. Jego oczy świeciły w ciemności jak dwie małe zapałki o płomieniu w kolorze krwi. Mało kto wiedział, że jest to spowodowane zdolnością widzenia w ciemności. Stół przy którym jedli wieczorem został uprzątnięty nocą, w izbie panował względny porządek i spokój. Zapanowała głucha cisza chwilę później przerwana kolejnymi stuknięciami.
- Czy was do reszty pogięło?! - Krzyknął młodzieniec wchodząc na górę. Musiał zbudzić wszystkich jeśli ktoś nadal nie spał. Wyciągnął pistolet z kabury, nabity jeszcze poprzedniego dnia, w drugą rękę chwycił lewak.

Eusebio wychodził właśnie z pokoju kiedy obaj spotkali się na piętrze. Szlachcic zmierzył go przerażającym wzrokiem pełnym wściekłości, jakby kolor tęczówki miał zdradzać emocje. Pokutnik zatrzymał się na moment wskazując bronią skąd dochodzi hałas. Szlachcic stanął w otwartych drzwiach i wycelował. Ożywieniec trzymał w swych zimnych szponach jednego z cudzoziemców, broniącego się myśliwskim nożem.
- Wyrwij się! Teraz! - Krzyknął do Borysa, jednocześnie przyciągając uwagę ghula by ten spojrzał na szlachcica i oderwał się od dotychczasowej ofiary. Pistolet wystrzelił posyłając ołowianą kulkę w kierunku celu. Kłęby białego dymu i zapach prochu rozniósł się po korytarzu.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 20-04-2014, 17:05   #196
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Na widok maszkary zdrętwiała całkowicie. Zamiast brać nogi za pas i uciekać czym prędzej, zaczęła się cofać nie mając kontroli nad tym, co robi. Wpadła na stoliczek znajdujący się na środku pomieszczenia robiąc przy tym odrobinę hałasu. Jej wolna ręka na ślepo szukała powodu dla którego się zatrzymała. Jej palce zacisnęły się mocno na świeczniku nie dając go puścić. Gardło stanęło w miejscu, serce naprężyło się niemiłosiernie starając się jednym biciem przecisnąć cały stres i adrenalinę strachu. Nie była w stanie nabrać powietrza, żeby krzyknąć. W sumie nie była w stanie w ogóle oddychać a nie mając powietrza w płucach wydobyło się z niej jedynie cichutkie piśnięcie bólu. Przyćmiło ją z braku oddechu a zanikające wyczucie równowagi zaczęło ją ściągać w nieokreśloną stronę.

Strumień śliny zmieszanej z krwią cyrulika spłynął z ust upiora ku ziemi na widok dziewczyny, która nawet powoli nie była wstanie wycofać się z pomieszczenia. Stwór odsunął się od ciała swej rozszarpanej ofiary. Jego potężnie umięśnione ramiona unosiły się to w górę, to w dół, a z ust wydobył się astmatyczny świst. Pochylił się do przodu dotykając koniuszkami palców podłogę, jego ciało naprężyło się, a stalowe mięśnie nabrały wyrazistych kształtów. W pełnym skupieniu czekał na najdrobniejszy ruch ze strony swojej ofiary, w którą wlepiał wykrzywione głodem i nienawiścią oczy.



Mimo nikłego światła świecy docierającego do stwora, Lyn w podświadomości widziała coś, czego mogła cholernie żałować. Łysawi łeb, przerośnięte zewsząd mięśnie, wiecznie goła klata, wielkie łabska jak bochny chleba, nieustraszona wiecznie nabuzowana twarz… Były jej znajome. Nie wiedziała skąd… aż płomyk nie zabujał się lekko i nie rzucił promieni wprost na upiorze ślepia. Mimo, że były całe mdło białe wystarczyłyby tylko one, do odnalezienia ich właściciela. Ten wzrok znała doskonale. Widziała go za każdym razem przy obecności jego właściciela. Dopiero teraz zrozumiała, co wyrażał… Dopiero teraz zrozumiała, że wieczna obecność jego brata nie była przypadkowa, tylko potrzebna do jego pilnowania.

- Nie… - pisnęła rozpaczliwie z podchodzącymi łzami oczyma.

Upiór na dźwięk wybił się do ataku wyjąc przeszywającym głosem udręczonej duszy. Jego umięśnione nogi posłały go w powietrzu kilka metrów do przodu w miejscu, gdzie chwilę wcześniej stała przerażona dziewczyna. Lyn puściła świecznik i skuliła się chowając głowę w rękach. Jej piskliwy krzyk paniki zmieszał się z łomotem roztrzaskujących się pod ciężarem upiora mebli. Jej przerażenie zrzuciło ją na kolana i popchnęło w ten sposób do rozpoczęcia ucieczki. Na czworakach przesunęła się odrobinę, by w końcu wstać i na łeb na szyję rzucić się do wyjścia. Będąc na schodach odwróciła na moment wzrok słysząc raz jeszcze wycie upiora. Raz jeszcze zawodząc ze strachu zwinęła się w kłębek. Poczuła szarpnięcie na szyi i kolejny łomot na ścianie na końcu schodków. Nie czekając ani chwili dłużej rzuciła się do drzwi wyjściowych. Szarpała za nie wpadając w histerię nie mogąc ich otworzyć. Stwór zdążył się już podnieść zmuszając ją do ucieczki wgłąb pomieszczenia operacyjnego. Zagoniona w kąt mogła jedynie złapać za stół na kółkach i zagrodzić nim prostą drogę do siebie. Upiór ryknął wściekle i rzucił się w jej kierunku, miał już skakać, gdy po drodze wpadł na pchniętą ostatnią linię obrony rozhisteryzowanej szlachcianki. Nie zatrzymało go a z nabranym już pędem leciał razem z blatem w jej kierunku. Skuliła się po raz trzeci nie dając się przyszpilić w pasie i rozszarpać od góry. Wszystko przejechało nad nią wpadając na siebie i demolując wszystkie poukładane narzędzia, wiadra, kubły, piły jak i inne stoły. Ghoul tym razem pozbierał się nadzwyczaj sprawnie rzucając się po raz ostateczny na swoją ofiarę. Drzwi w dalszym ciągu nie chciały się otworzyć organizując złośliwie miejsce zdrowienia i ratowania życia jej nieszczęsnym i bolesnym pochówkiem. W końcu poddały się przestraszone jakby ostatnim krzykiem, który wydobył się z jej płuc, puszczając Lyn na wolność. Upiór odbił się od framugi zataczając się lekko w stronę ulicy. Sapał rozjuszony ale już wiedział, że w otwartej przestrzeni nic nie zdoła mu uciec. Był szybszy, silniejszy, w naturalnym dla siebie mroku. Wyprostował się naciągając mięśnie i zaryczał cicho do samego siebie. Przerażona Lyn uciekając przed upiorem wpadła w ręce strażnika miejskiego, który wcześniej ruszył jej tropem. Mężczyzna zaśmiał się głośno, pochwycił ją i przycisnął do siebie nie zdając sobie sprawy, że za jej plecami zbliża się do nich widmowy zabójca.

- Zawsze wiedziałem, że mój osobisty urok działa na kobiety, ale nie sądziłem, że aż tak! - Zaśmiał się siłą wypchając dłoń między guziki nad gorsetem, ściskając jej nagą pierś. - Jeszcze Ci się to spodoba, maleńka. - Na potwierdzenie swych słów oprych oblizał jej policzek z niepohamowanym pożądaniem.

- Nie! - krzyczała szamocząc się panicznie - Puszczaj! Zostaw mnie! On tu idzie! Puszczaj!!!

Im bardziej dziewczyna stawiała mu opór tym bardziej go to podniecało. Wydziaranie na prawie całe gardło nie obeszło w żaden sposób nikogo. Odwrócił ją tyłem do siebie i uniósł gwałtownie w górę jej suknię. Lyn poczuła jak ściąga jej bieliznę, a następnie usłyszała charakterystyczny dźwięk rozpinanej klamry od pasa. Strażnik miejski chciał już dobrać się do tyłka przerażonej dziewczyny, kiedy nagle spostrzegł mroczniejszy od otaczających go ciemności cień powoli zbliżający się do nich. Z początku myślał, że to pijany mieszczanin, który przyszedł przyłączyć się do zabawy, ale kiedy światło pobliskiej latarni padło na wykrzywioną głodem twarz istoty zrozumiał, że lepiej brać nogi za pas. Cofnął się do tyłu z przerażonym wyrazem twarzy, lecz potknął się o opuszczone w dół spodnie i wylądował w brei czyjegoś gówna uwalniając Lyndis od swego namiętnego uścisku. Dziewczyna widząc stwora zesztywniała raz jeszcze. Jej krzyk ustał a nogi same zaczęły się cofać. W końcu po paru chwilach pisnęła przeciągle i łapiąc suknie rzuciła się biegiem drogą którą przybyła.
 
Proxy jest offline  
Stary 21-04-2014, 19:36   #197
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Czas mijał niezwykle powoli. Olaf leżał, otwarte oczy wlepiały się w sufit. Nie mógł zasnąć i nie dziwił się temu. Śmierdział alkoholem, który wlewał z siebie przez dłuższy czas, dopóki się nie skończył. Odwiedził ocalałe z pogromu wsi rodziny. Było ich tak mało, że aż dało się używać słowa "rodzina". Jedna.

Wydarzenia jednakże nie zbliżyły ich bardziej do siebie. Żyła spróbował dowiedzieć się, co dalej zamierzają. Kazał się zastanowić. Jeśliby któreś z nich znało kogoś w okolicy, wiedziało gdzie iść, miało plan co robić, może dałoby się pogadać z tymi ważnymi.
Kobiety i niemowa im zbędne. Mogliby ich puścić.

Olaf bowiem był zagubiony w swoich myślach i swojej żałobie. Wrócił na łóżko.
Oczy nadal nie chciały się zamknąć. Za powiekami czaiły się upiory. Twarze żony i dzieci. Twarze innych mieszkańców wsi. Krwawe, krzyczące, płonące.
Wszyscy umierali. Na niego także niedługo przyjdzie czas. Coś w słowach fanatyka było prawdą.

Odgłosy zmusiły go do wstania. Może uznał to za zwykłą wymówkę. Popatrzył w ciemność i wzruszył ramionami. Wracał już, gdy odgłosy nasiliły się. Wydawały się docierać z wewnątrz budynku. Chwycił siekierę.
Dobrze wiedział, gdzie znajdują się ocalali z Volkenplatz. I ta szarpanina, a później krzyki dochodziły z innego miejsca. Zlekceważył je. Poszedł do swoich. Być może tam także coś dotrze. Być może nie.
Za nikogo więcej nie zamierzał walczyć.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-04-2014, 22:07   #198
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Uścisk ożywieńca był lodowato zimny i niespodziewanie silny. Kłusownik musiał wykorzystywać niemal całą swoją siłę by przeciwstawiać się przeciwnikowi, a mimo to czuł jak jego głowa cal po calu odchyla się odsłaniając pulsujące na szyi tętnice. Każdym fragmentem ciała czuł, że widmo z jego koszmarów, tylko czeka by z niepohamowanym głodem próbować zatopić w nim swe długie zęby…

Adrenalina pompowana wraz z krwią w rytm coraz szybszych uderzeń serca sprawiała, że cały świat poza ich dwójką spowolnił. Dramatyzm zajścia sprawiał, że pokutnik, którego Borys dostrzegł kontem oka wydawał się jedynie trwać w miejscu patrząc beznamiętnie na całą scenę jak gdyby zamiast działać postanowił tylko uznać niepodważalną słuszność boskiego planu Sigmara. Nie ulegało wątpliwości, że Borys zasłużył na taki los, zasłużył całym życiem, a podpieczętował to wydarzeniami ostatnich dni. Nie mógł mieć więc pretensji do człowieka wiary, w którego wzroku czuł pogardę gdy tylko zjawił się skrwawiony w Volkenplatz - Eusebio wiedział i teraz patrzył na wymierzenie kary. Borys nie zamierzał walczyć z wolą bogów...

- Wyrwij się! Teraz!

Pistolet wystrzelił posyłając ołowianą kulkę w kierunku celu. Kłęby białego dymu i zapach prochu rozniósł się po korytarzu.

Dwa potężne kruki poderwały się z krawędzi dachu gospody spłoszone odgłosem, do którego nie miały jeszcze sposobności się przyzwyczaić. Wystrzał miał być jednak pierwszym z serii przerywającej tej nocy ciszę Tempelhof, o czym wkrótce miały się przekonać na równi z mieszczanami. Ptaszyska kilka razy uderzyły wielkimi skrzydłami wznosząc się ponad dachy zabudowań i okrążając okoliczne budynki jak gdyby szukając zdobyczy, w oczekiwaniu aż ta, na którą się przed chwilą zasadzały przestanie walczyć o życie. Od strony nieba miasto wyglądało niczym czarna plama upstrzona gdzieniegdzie świetlistymi punkcikami. Okrągła tarcza księżyca oblewająca całość srebrzystą poświatą pozwalała jednak ptakom bezbłędnie oceniać miejsca potencjalnego żeru. Kruki raz jeszcze zatoczyły koło wznosząc się kilka metrówna na ciepłym prądzie po czym zwinęły nieco czarna skrzydła, niby od niechcenia szybując w stronę chaty Gortrega - miejsca, gdzie zawsze mogły liczyć na mięsny łup.

Rozgrywająca się kilkanaście metrów pod nimi scena nie miał dla ptaków najmniejszego znaczenia i szybko oceniły, że oddalająca się kobieta na nic się nie zda. Potężny strażnik miejski którego krzyk skończył się tak samo prędko jak rozpoczął miał natomiast na sobie dość mięsa by zaspokoić wszystkich i ptaszyska cicho wylądowały na parapecie jednego z okien, skąd mogły spokojnie obserwować makabryczną scenę czekając na swoją kolej.

Dwa dachowce walczące o konającą już mysz odskoczyły na boki gdy uciakająca Lyn przebiegła między nimi. Wciąż strosząc grzbiety przez chwilę odprowadzały biegnącą na oślep kobietę spojrzeniami swoich pionowych źrenic. Pierwszy oprzytomniał jednak stary rudy kocur i wykorzystując nieuwagę swojej młodej oponentki skoczył na nią celując pazurami w oko. Dźwięk jaki poniósł się chwilę potem wąskimi uliczkami świadczący o jego sukcesie sprawił, że serce Lyn po raz kolejny przyspieszyło tępa próbując wyrwać się z delikatnej piersi.

Reds włóczęga również podniósł głowę nasłuchując z której strony rozbrzmiewa ten koci krzyk. Po chwili źródło dźwięku wydało się tak samo mało istotne jak burczenie w pustym brzuchu. Choć skryty w zaółku placu rybnego nakrył się wszystkim co znalazł, nie mógł pozbyć się uczuycia przenikającego go na wskroś zimna. Ciało rozpalone przez kilka ostatnich nocy za sprawą gnijącej rany na nodze dziś trzęsło się z zimna, nienaturalnego upiornego zimna jakie ogarniało świat tylko wtedy gdy nadciągało prawdziwe zło. Reds potrząsnął głową odtrącając zbędne troski, jeśli zło miało nadejść, chciał by nadeszło jak najszybciej kończąc jego marną egzystencję. Podciągnął przeżarty przez mole koc na głowę statrając się skryć pod jego mocą. Ciałem włóczęgi po raz kolejny targnęły dreszcze zapowiadając rychły koniec.

Śmierć krążyła dziś ulicami Tempelhof niespiesznie zbierając swoje żniwo i to kiedy dotrzeć miałą po Redsa stanowiło tylko kwestię czasu. Kundel trzymający się z nim od kilku miesięcy czuł to nad wyraz dobrze i pożegnawszy się ze swym ludzkim towarzyszem kilkoma liźnięciami po sztywnijącej już ręce spóścił łeb ruszając w mrok miasta. Od kilku zgoła tygodnia nie opuszczał Redsa na krok, a że mężczyzna nie miał siły zdobywać pożywienia, on również nie jadł. Teraz pozbawiony ciężaru człowieka truchtał na tyły gospody licząc, że jak za każdym razem znajdzie tam coś co ludzie uznawali za nadajace się tylko na śmietnik.

Tylne wejście do karczmy zastał otwarte, a to oznaczało, że nie tylko może mieć nadzieję, na resztki, ale jeśli ludzie byli dość nieostrożni by pozostawić otwarte drzwi, to może też znajdzie coś pozostawionego w głównej sali czym mógłby się posilić. Wsunał się cicho do środka uważnie nasłuchując niebezpieczeństwa. Wydawało się jednak, że nie ma tu nikogo, kto mógłby go wygonić, a jedyne odgłosy dochodziły z piętra i nawet one były raczej ciche, jak gdyby kilkoro ludzi rozmawiało nie chcąc zaalarmować innych...

- Dzięki - wycedził kłusownik rozmasowując szyję po której spływała stróżka krwi z rany jaką spowodowała ołowiana kula. Ziejący pustką otwór w głowie stwora świadczył jendka o kunszcie strzelca i o tym, że ciało Borysa było jedynie drogą co celu.
Nikt z zebranych nie zadał pytania o to czym było leżące na podłodze ciało, najemnicy zbyt silnie mieli to jeszcze wyryte w umysłach, czemu nie dziwił się temu szlachcic woleli nie pytać.
- Jesteśmy pewni, że nie ma ich więcej?
- Zdzwiwiłbym się, gdyby tak było. Ghule nawet jeśli są bezmyślnymi stworzeniami, to kontrolowane są przez kogoś z większym zmysłem taktycznym. Wysłanie za nami jednego nie mogło przynieść rezultatu. nawet gdyby nas wyśledził...
Borys zatrzymał w pół słowa w jednej chwili uświadamiając sobie jak sam tropił zwierzynę, jak postępował za nią ślad w ślad, badając jedno po drugim miejsca, w których zwierzyna się zatrzymywała, gdzie odpoczywała, gdzie wylizywała rany.
- Te stwory przyszły za nami, nie z przypadku, dokładnie taką samą drogą.
Spojrzeli sobie z Eusebiem w oczy w jednej chwili rozumiejąc co powinni czynić.

Jeśli istniało odkupienie, jeśli teraz Sigmar uratował jego życie z jakiegoś powodu, Borys czuł że jedyną drogą by nie zaciągać u bogów kolejnego długu będzie wykonanie ich woli...
 
Akwus jest offline  
Stary 24-04-2014, 02:33   #199
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Pod Szemranym Krukiem, Tempelhof
32 Vorgeheim
Północ


Ociekające śliną kły potwora zatrzymały się na ledwie kilka centymetrów od szyi szamoczącego się w przerażeniu Borysa. Trzymany za nadgarstek nie mógł wyswobodzić się z żelaznego uścisku dawnego towarzysza broni. ,,To koniec…” ~ przeszło mu przez myśl, gdy poczuł lodowaty oddech upiora na swym karku. Oczami wyobraźni widział już błyszczące w oddali Ogrody Morra ze stojącym za ich wrotami bratem w towarzystwie wszystkich innych ludzi, na których mu niegdyś zależało, a którzy tak nagle odeszli. Zdążył już pogodzić się z tym losem i powoli zaczął poddawać się sile napastnika, gdy nagle wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego...
Bang! Eksplodowało coś na korytarzu z tak donośnym hukiem, że walczący o życie mężczyzna stanął jak wryty wodząc półprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystko dookoła spowił gęsty dym, w uszach rozbrzmiewało ogłuszające piszczenie, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach prochu. Borys poczuł jak żelazny uścisk ghula błyskawicznie słabnie, by chwilę później zobaczyć swojego przeciwnika lęgnącego w dół na twarde dechy karczmy z ziejącą dziurą w czole. Dym opadł odsłaniając stojącego w oparach Walbrechta z pistoletem skałkowym wycelowanym w miejsce, gdzie chwilę wcześniej znajdował się upiór. Na jego na co dzień pozbawionej emocji twarzy malowała się determinacja oraz nieokiełznana chęć mordu. Kiedyż to ostatnim razem miał okazję pociągnąć za spust do umarlaka? - Nie chcę wiedzieć skąd się wziął, ani co tu robi. - powiedział poważnym tonem podchodząc do myśliwego - Nie mniej jednak jestem przekonany, że na nim jednym ta noc się nie skończy. - dodał w stronę gromadzących się w pokoju Borysa ogarniętych szokiem mężczyzn. Jakby na podkreślenie jego słów usłyszeli mrożący krew w żyłach krzyk dzieci dochodzący z pokoju obok, w którym spała Letty i jej pociechy. Ruszyli pędem w kierunki drzwi, lecz te były zaryglowane. Eusebio rozkazał reszcie cofnąć się pod ścianę. Sięgnął po swój wierny korbacz, zrobił nim młyniec w powietrzu i z całej siły przywalił w drzwi wybijając na tyle duży otwór, by móc tam spokojnie zmieścić całą rękę i odblokować rygle. - Trzymajcie się! - krzyknął zaglądając na chwilę do środka przed wciśnięciem tam dłoni, lecz to co zobaczył sprawiło, że nogi same ugięły się pod nim. Strzępy ciał będące pozostałością po dzieciach Letty leżały rozrzucone po zalanym kałużą krwi pomieszczeniu, ale ich matka jeszcze walczyła o życie. W szamotaninie udało jej się wyrwać ze szponów upiora.
Młoda kobieta z rozoraną twarzą rzuciła się w stronę drzwi, lecz ghulowi w ostatniej chwili udało się pochwycić jej kostki, przez co dziewczyna z całym nadanym przez nogi impetem rąbnęła głową o drzwi, które niemalże wyleciały z zawiasów groteskowo wyginając się w stronę korytarza. Letty wyciągnęła rękę do przodu patrząc błagalnie w oczy pokutnika, jednakże ten nie zdołał w porę pochwycić jej dłoni. Zalewająca się krwią i łzami dziewczyna została z nadludzką siłą zaciągnięta przez upiora na przeciwległy koniec pomieszczenia, gdzie została żywcem rozszarpana na oczach fanatyka. Był to obraz tak niepokojący, że już do końca życia ta scena miała nawiedzać go w koszmarach. Przez moment nawet zwątpił w Sigmara, ale tylko przez moment…


Opanowany fanatycznym szałem Eusebio sięgnął ręką by odblokować rygle, lecz w tym samym momencie on i reszta towarzyszących mu mężczyzn zostali zasypani setkami tnących skórę kawałków szkła. Na końcu długiego korytarza przez okno prowadzące na ulicę wpadł kolejny żądny krwi umarlak obierając za swój cel zaskoczonego chłopa z Volkenplatz, który dopiero co wyszedł ze swojego pokoju. Ten przepychając się z przeciwnikiem strącił wiszącą na żelaznym uchwycie lampę naftową, która rozbijając się o podłogę doprowadziła do wybuchu płomieni, które szybko zaczęły ogarniać korytarz uniemożliwiając tym samym Otto Kastnerowi oraz jego rodzinie wydostanie się na zewnątrz.
Borys stojący najbliżej Olafa rzucił się mu z pomocą wyprowadzając celny kopniak w podbrzusze upiora wtrącając go prosto w ognistą pożogę, lecz nawet to nie powstrzymało umarlaka na długo. - Chodu! - ktoś krzyknął i wszyscy popędzili w dół trawionej przez ogień karczmy uciekając przed ogarniętym płomieniami upiorem.

Ulice Tempelhof, Sylvania
32 Vorgeheim
Północ


Przerażonej dziewczynie udało się w końcu wyrwać z rąk obleśnego żołdaka, a wszystko to dzięki ogarniętemu żądzą krwi Kurtowi. Nie zdążyła się jeszcze ocknąć po nieudanej próbie dokonania gwałtu na niej, kiedy usłyszała za sobą głośny krzyk bólu rozrywanego na strzępy strażnika miejskiego. Nie odwróciła głowy, nie chciała być tego świadkiem. Roztrzęsiona, z nabrzmiałymi od łez powiekami rzuciła się w kierunku miejsca przed którym uciekała, a które paradoksalnie było teraz jednym bezpiecznym schronieniem - do zamku Viktora von Carsteina.

···

Potężna eksplozja rozdarła centrum Tempelhof zwalając z nóg biegnącą kilka ulic dalej Lyndis. Oszołomiona dziewczyna uniosła pulsującą od bólu głowę, by ujrzeć wystrzelone w powietrze kule ognia opadające ku miastu poniżej. Jedna z nich uderzyła w pobliską chatę buchając tak piekielnie gorącym żarem, że aż wydarło dziewczynie powietrze z płuc. Nie wiedziała skąd się ona wzięła, ale słup dymu i płomieni wydobywający się ze zrujnowanego placu oznaczał, że jej jedyna znana droga do zamku została właśnie odcięta. Niewiele myśląc skręciła w boczną ulicę zanurzając się w jej nieprzeniknionym mroku.

Pod Szemranym Krukiem, Sylvania
32 Vorgeheim
Północ


Czterech mężczyzn wpadło z pełnym impetem do głównej sali uciekając przez ścigającą ich żywą pochodnią. Walbrecht wyleciał razem z drzwiami na ulicę, a zaraz za nim wypadł Eusebio. Biegnący tuż za fanatykiem Borys zachwiał się i wpadł na czerwony fotel przewracając się wraz z nim, zaś Olaf czując na karku żar płomieni ścigającego go upiora rzucił się za szynkwas wypełniony po brzegi butelczynami łatwopalnego spirytusu.
Znajdujący się na zewnątrz karczmy Walbrecht wraz z Eusebiem również nie byli w zbyt komfortowej sytuacji. Z jednej strony mieli płonący budynek z towarzyszami broni w środku, a z drugiej… trójkę powoli zbliżających się do nich umarlaków, którzy byli uzbrojeni, i w przeciwieństwie do łaknących krwi ghuli zdawali się kierować czymś więcej niż pospolitym głodem ludzkiego mięsa.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 24-04-2014 o 14:29.
Warlock jest offline  
Stary 24-04-2014, 15:21   #200
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Widok desperacko walczącej o życie kobiety poruszył jego serce. Przez moment żywił nadzieję, że zdoła ją ocalić. Ich oczy spotkały się, w ułamku chwili złączone niewidzialnym mostem nad otchłanią. Kiedy już palce pokutnika niemalże zetknęły się z jej drobną, pokrwawioną dłonią, nieludzka istota szarpnęła bezradną dziewczyną jak szmacianą lalką. Strącona w piekielną czeluść nadzieja umarła w chwili, gdy ghoul masakrował ciało Letty.
Jakiś niewysłowiony ciężar przygniótł biczownika.

Dlaczego jego Pan zezwala na takie okrucieństwo? Dlaczego zostawia ludzi na pastwę chaosu, pozwalając, by niewinni cierpieli katusze? Sigmarze, czemu nas opuściłeś?! - głuche wołanie pełne tęsknoty opanowało myśli.

Wnet jednak przyszło opamiętanie i pojął jak bliski był bluźnierstwa... Obiecał sobie po trzykroć gorliwe umartwianie za chwilę zwątpienia.
- Wybacz mi, Panie! - wyjąkał skruszonym głosem.

Bóg pozwala na te okropieństwa, bo mieszkańcy tych ziem byli wcześniej głusi na jego wołania. Łamali boskie prawa. Piekło sylvańskiej ziemi ma być ostrzeżeniem dla Imperium, do czego prowadzi taka postawa. Nieszczęśni spłoną w ogniu, który sami rozniecili!

Chwycił silniej korbacz z zamiarem dokonania pomsty, ale kolejny przeciwnik oraz wszechogarniające korytarz płomienie, sprawiły iż chwilowo zwyciężył instynkt przetrwania.

***

Wybiegł z karczmy wraz z Walbrechtem, który z impetem staranował drzwi. Nocne powietrze, które powinno dać wytchnienie i rześkość przesycone było trupim odorem. Eusebio zauważył trzech umarlaków, różniących się od tych z wnętrza gospody. Posiadali bowiem bojowy rynsztunek. Patrząc na nich, pokutnik uświadomił sobie to, o czym w ferworze wydarzeń przyszło mu zapomnieć. Był bez pancerza, do tego boso. Ekwipunek przepadł, lecz fanatyk nadal był gotowy do posługi. Bez zbroi będzie na pewno szybszy i zwinniejszy, a to w obecnej sytuacji miało niebagatelne znaczenie.

Przytłumiona przez moment furia wybuchła płomieniami, niczym ogniste kule spadające na Tempelhof. Sigmaryta ujrzał ponownie twarz Letty i poczuł swoją ówczesną bezsilność...
Teraz nadszedł czas, aby odpłacić złu! Za wszystkie krzywdy wyrządzone zarówno jemu, jak i bliźnim.
Rzucił się, wymachując korbaczem w stronę najbliższego stwora, urągającego prawom boga i natury. Walczył dla zemsty! Gniew Sigmara rozlał się po jego ponurym obliczu.

Nie wiedział, że w skromnej, karczemnej izbie na piętrze płomienie zaczynały właśnie trawić jego świętą księgę...
 
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172