lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP II ed.] Geheimnisnacht (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/13746-wfrp-ii-ed-geheimnisnacht.html)

piotrek.ghost 25-04-2014 15:50

Noc przyniosła sen, z pozoru spokojny jednak faktycznie sen pełen koszmarów i wspomnień ostatnich krwawych dni. Sen przynosił ulge ciału jednak nie umysłowi. Zapewnie byłby bardziej korzystny da kondycji państwa Kastnerów jednak nagły hałas, przypominający wybuch. Otto zerwał się z łóżka i rozejrzał po pokoju czy jego rodzina jest aby zdrowa. wszystko wydawało się w porządku to też pospiesznie zaczął ubierać się, z korytarza dobiegały hałasy i krzyki ludzi nagle kiedy schylił się by zawiązać rzemienie na butach usłyszał trzask bitego szkła a po chwili huk i kolejny tym razem mniejszy wybuch, zorientował się że karczma stanęła w płomieniach, tym samym odcinając jemu i jego rodzinie drogę ucieczki. Podbiegł do okna, oceniając wysokość i starając się dostrzec co jest w dole, zerwał sienniki z łóżek i cisnął je na dół, żeby zamortyzowały ewentualny upadek, następnie z pomocą żony sporządził jak najdłuższą line z pościeli i wywiesił ją za okno. Pospieszył dzieci i żonę sam zaś spróbował sił na samym końcu.

Tiras Marekul 25-04-2014 17:15

Wdzięczność myśliwego była mu zbędna. Spojrzał jedynie z politowaniem jak Borys wydostaje się z martwego uścisku. Z dziury grubości palca w czole ożywieńca przez chwilę wydobywał się dym. Walbrecht sięgnął ręką do niewielkiego skórzanego pojemniczka przymocowanego do pasa po prawej na biodrze, wyjął z niego małe, podłużne zawiniątko w kształcie walca zawierające gotowy ładunek prochowy. Wziął pistolet, odciągnął kurek, zamknął panewkę przy pistolecie i wsypał zawartość zawiniątka do lufy. Następnie z mniejszej przegródki przy pojemniczku wymacał kolejną ołowianą kulkę i wepchnął do lufy ubijając wszystko stemplem. Otworzył panewkę, wsypał odrobinę prochu z innego zawiniątka na jej powierzchnię, zamknął panewkę. Proces nabijania broni w rękach szlachcica przebiegał bardzo szybko. W tym czasie reszta próbowała dostać się do zamkniętej w drugim pomieszczeniu dziewki walczącej o życie.

Spróchniałe deski zajęły się ogniem szybciej niż ghul piszczącą z bólu i strachu dziewczyną w zamkniętym pokoju. Ogień trawił budynek pełzając po podłodze, ścianach i suficie, łapiąc w swe płonące łapska wszystko co stanie mu na drodze. Młodzieniec zbiegł na dół nie mówiąc więcej niż było to konieczne. Od samych schodów biorąc rozpęd prawym ramieniem wpadł w drzwi wyłamując je z zawiasów. Zachwiał się na moment zdziwiony faktem jak tak stare drewno mogło stawić jakikolwiek opór, trwało to jednak nie więcej niż sekundę nim wyszedł przed budynek.

Komitet powitalny stał kawałek od wejścia. Trzy spokojnie człapiące umarlaki wymachiwały bronią w powietrzu jakby chciały wywrzeć jakiekolwiek wrażenie. Kiedy szlachcic zabrał się do celowania w jednego z nich, fanatyk już pędził w pełnym gniewie z bronią w rękach oraz imieniem Sigmara na ustach. Walbrecht wycelował i wypalił posyłając kolejny pocisk, tym razem celując w głowę, w drugiej ręce trzymał błyszczące w ogniu ostrze lewaka gotowe do parowania. Huk echem odbił się od pustych ulic mknąć między budynki, niosąc wieść miastu, że tej nocy ktoś zginie. Szlachcic miał nadzieję, że nim dym opadnie, zdąży schować pistolet i dobyć rapieru aby dokończyć dzieło które zaczął.

Akwus 26-04-2014 16:52

Krew pompowana przez wciąż przyspieszające serce napędzała kłusownika do działania, a czując rzeźbiony podłokietnik fotela wbijający się tępo w brzuch Borys miał wrażenie, że owo działanie jest nawet zbyt przyspieszone. Umysł pracował już jednak równie sprawnie i mężczyzna instynktownie zwinął się w wąskim przewrocie wytracając niemal cały pęd. Rządny zemsty wzrok spokojnych oczu w locie szacował odległości pomiędzy przeciwnikiem i poszczególnymi przedmiotami oceniając kolejne manewry. Jeśli wolą bogów było, by nie zginął w lesie, w maskarze wsi, ani przed paroma chwilami w swoim pokoju, z pewnością nie chcieli też by zginął teraz. Jak zaś mawiało się w jego stronach - Bogowie kochają zuchwałych.

Leżący na boku fotel ciężko było uznać za broń, lecz gdyby każdy mógł tak łatwo ocenić sposobności niewiele byłoby pieśni o wybitnych strategach. Jednym susem znalazł się ponownie przy zdradzieckim meblu skracając dystans jaki dzielił go z żywa pochodnią o ponad połowę. Ghul parł dalej dążąc do zwarcia, Borys preferując jednak by owym obiektem zwarcie nie był on sam pchnął w zastępstwie fotel wprost pod nogi potwora. Jak nie byłoby zwinny jego niegdysiejszy towarzysz to z oczami osnutymi w ogień i w pełnym pędzie nie miał wielkich szans na tak ekwilibrystyczny unik...

Sekal 27-04-2014 20:43

Patrząc na Letty, czuł, że umiera w nim wszystko, co jeszcze siedziało w środku. Nie było tego wiele. Mała nadzieja. Te kilka ocalałych osób. To co zobaczył sprawiło, że stracił w swoim sercu resztkę nadziei. Na cokolwiek.
Był aż tak wolny? Wyszedł zaraz jak odgłosy stały się wyraźne.
Czy nikt nie krzyczał?
Do tamtego pokoju było niemal dwa kroki. Widział ich tak niedawno.
A teraz patrzył jak umierają.

Działał odruchowo. To on powinien umrzeć. Ta myśl niczym dzwon pobrzmiewała w jego głowie, formując się w konkretne słowa powoli. Na tyle powoli, że uległ pokusie i rzucił się do ucieczki razem z pozostałymi ocalałymi. Skoczył za szynkwans, podnosząc z ziemi niemal od razu. Cisnął w stwora butelką, a później drugą. Nie patrzył co miały w środku, więc po jednej płomienie buchnęły, po drugiej przygasły.
Myśl uformowała się.
To on powinien umrzeć. W obronie kobiet i dzieci.

Okazywało się, że fanatyk mógł mieć rację. Żywot nie miał sensu bez wiary w to, co będzie po nim.
Olaf uwierzył, że to jedyna szansa zobaczyć raz jeszcze znajome twarze. Ten świat jaki widział, nie odpowiadał mu. Ryknął przeraźliwie. Człowiek bez nadziei, z jednym tylko celem.
Gdyby wiedział kim są khazadzcy Zabójcy, wiedziałby doskonale jak się czują. Niemalże byłby jednym z nich.

Ścisnął mocniej siekierę i ruszył do ataku, wymachując nią wściekle. Umrze tu. Miejsce dobre jak każde inne.
Lecz najpierw wywrze pomstę. Śmieszną, acz jedyną. Nic innego już zrobić nie mógł.
Później może zobaczy twarze raz jeszcze.
Może dojrzy uśmiech. Kto wie? Za swoje czyny jesteśmy oceniani? To niech ten ostatni coś znaczy. Może uda się choć uratować kogoś z tych, którzy jeszcze mają siłę i chęć uciekać

Warlock 01-05-2014 03:18

Ogień buchnął intensywnie ogarniając żarem i smolistym dymem dwóch wściekle walczących ze sobą przeciwników. Wymieniali się zaciekle ciosami nie bacząc na rany i trzeszczącą w posadach karczmę. Starcie Olafa z upiorem było na swój sposób niepokojąco urzekającym widokiem; iskry i płomienie otoczyły ich kręgiem tańcząc wokół, dookoła spadały rozgrzane do czerwoności belki i kawałki drewna oderwane z uginającego się pod ogniem sufitu, a widoczność spowił smoliście czarny dym. Nie było już czasu na taktyczne myślenie, władzę nad ciałem chłopa przejął instynkt wojownika.
Olaf, który jako pierwszy przystąpił do ataku trafił ostrym jak brzytwa toporem w nadgarstek upiora odrąbując szponiastą dłoń. Krew trysnęła obficie z wydawałoby się martwego ciała, lecz jego przeciwnik nawet nie zwrócił na to uwagi. Kontratakując trafił w twarz Olafa rozrywając ją w pół, ale to tylko jeszcze bardziej rozzłościło chłopa, który w odpowiedzi wyprowadzając cios za ciosem niemalże porąbał na kawałki swojego przeciwnika. Olaf zatoczył siekierą łuk w powietrzu z zamiarem zakończenia nędznego żywota ciężko rannego ghula, lecz jego atak powstrzymał niespodziewany cios zza pleców. Upiór, który kilka chwil wcześniej rozrywał na strzępy młodą Letty zbiegł na dół i obrał za swój cel pochłoniętego walką chłopa.
Borys chcąc pomóc swojemu towarzyszowi pchnął fotel wprost pod nogi rannego umarlaka, który tracąc równowagę rąbnął z łoskotem o ziemie wbijając w powietrze setki rozżarzonych iskier. Trawiony przez płomienie upiór nie był już w stanie stanąć o własnych siłach, a jego los przypieczętował walący się na walczących poniżej drewniany sufit. - Uciekaj, głupcze! - krzyknął w reikspielu Olaf próbując wyrwać się z uścisku drugiego ghula.
Borys zawahał się przez moment. Nie chciał opuszczać chłopa jak to zrobił z Niedźwiedziem w lesie, lecz każda sekunda zwłoki w tym miejscu tylko przybliżała go do rychłej śmierci. W odpowiedzi skinął głową z szacunkiem, zdając sobie sprawę z tego jaki los wybrał dla siebie Olaf, po czym nie czekając już ani chwili dłużej rzucił się w kierunku wyjścia zręcznie unikając spadających przeszkód. Wypadając z impetem na zewnątrz karczmy trafił w sam środek kolejnej bitewnej zawieruchy, lecz tym razem z ożywionymi wojownikami toczył zacięty bój Eusiebio wspierany przez pistolet skałkowy szlachcica.

Głośny huk rozdarł nocną ciszę spowijając Walbrechta w oparach gęstego dymu, lecz wystrzał nie zrobił żadnego wrażenia na umarlakach, które dalej parły przed siebie nie zwracając na to najmniejszej uwagi. Broń zawiodła szlachcica w chwili największej potrzeby, lecz w porę zasłonił go Eusebio przyjmując na siebie wszystkich trzech przeciwników.
Ciężka okuta żelaznymi kolcami kula zatoczyła łuk w powietrzu spadając na głowę najbliższego ożywieńca, lecz ten w porę zasłonił się tarczą, po której ześlizgnęła się broń wojownika. Fanatyk odskoczył w bok robiąc unik przed nadlatującymi w kontrataku trzema lekko zardzewiałymi mieczami. Z dziecinną łatwością sparował dwa pierwsze ciosy, ale ostatni atak prześlizgnął się przez jego obronę trafiając go prosto w twarz. Zataczając się do tyłu złapał się za ociekającą krwią szramę, która teraz zdobiła jego policzek.
W tym samym momencie wybiegł z karczmy Borys i razem z Walbrechtem przyłączyli się do walki spychając szkielety na drugą stronę ulicy. Pistolet może i wcześniej zawiódł szlachcica, lecz jego wprawne w szermierce dłonie nie poszły tym samym śladem. Wykonując fintę zmylił bezrozumną istotę, a jego kolejne cięcie rozcięło w pasie przeciwnika na dwie części - korpus spadł z łoskotem na ziemie, zaś nogi trzymały jeszcze przez chwilę balans zanim Walbrecht posłał je kopniakiem w kierunku reszty ciała.
Borys nie miał tyle szczęścia co szlachcic i już teraz bardzo żałował, że pozostawił swój łuk w lesie. Z kozikiem w dłoni nie był w stanie rozbroić ożywieńca, który długim mieczem trzymał go ciągle na dystans nie pozwalając mu zbliżyć się do siebie.
Ogarnięty fanatycznym szałem Eusebio raz jeszcze zamachnął się korbaczem, lecz tym razem jego przeciwnik nie zdołał się wybronić. Tarcza pękła w pół pod potężną siłą uderzenia, a zawieszona na łańcuchu kula wbiła się z głuchym trzaskiem w czerep upiora rozwalając czaszkę na drobne kawałeczki, które posypały się na ziemie. Ostatni z przeciwników walczył bardzo zaciekle, lecz sam nie był w stanie wybronić się przed trzema ataki naraz. Poszedł w niepamięć poćwiartowany przez wprawnych szermierzy, dla których walka z otoczonym ze wszystkich stron szkieletem była marnym wyzwaniem.
Dysząc ciężko po zaciętym boju trzej mężczyźni spojrzeli po sobie siląc się na lekki uśmiech zadowolenia. Chcieli wrócić już do karczmy i wyciągnąć z niej Olafa, lecz nagły huk i trzask walących się desek spowitej w dymie budowli przypieczętował los ich towarzysza.

···

Widząc szybką śmierć przywalonego stertą gruzów upiora Olaf skupił całą swoją uwagę na drugim przeciwniku. Trzymany w żelaznym uścisku nie mógł zrobić nic więcej niż spróbować wyszarpnąć się z ostrych jak brzytwy szponów ghula, lecz ten miał nad nim znaczną przewagę fizyczną. Olaf nie widząc innego rozwiązania wypuścił z dłoni siekierę, która z głuchym brzękiem wylądowała na stojących w ogniu deskach karczmy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie mu już potrzeba broń by dokończyć dzieło.
Z imionami swych bliskich na ustach zaprał się nogami o szynkwas i odepchnął się z całej siły wpychając siebie wraz z przytrzymującym go ghulem w gęste płomienie szalejące za ich plecami. W ostatniej chwili przed upadkiem chłop wyswobodził się z uścisku i podciął nogi przeciwnika, by następnie przygwoździć go własnym ciałem do sterty rozżarzonych desek.
Płomienie lizały dwóch toczących ze sobą śmiertelny bój przeciwników, którzy nieustannie wymieniali się ciosami nie bacząc na rany. Olaf przestał odczuwać już ból, gdy pochłaniał go oczyszczający duszę i ciało ogień. Jego oddarte ze skóry knykcie cios za ciosem miażdżyły szczękę umierającego w potwornych męczarniach stwora, który za wszelką cenę nie chciał się poddać sile przeciwnika. Obaj walczyli do samego końca; pierwszy kierował się instynktem drapieżnika i nieustającym głodem ludzkiego mięsa, a drugi chciał tylko dokonać upragnionej zemsty w nadziei, że w końcu ujrzy twarze swych bliskich. Toczyli zacięty bój pomimo, że otaczający ogień przeżerał się przez ich ciało trawiąc skórę i włosy. Przestało już mieć znaczenie kto wygra ów pojedynek, gdyż obaj byli skazani na śmierć. Mimo wszystko, to właśnie Olaf zwyciężył nad upiorem w ostatnich chwilach swego okupionego cierpieniem życia, ale o tym już nikt nie miał okazji się dowiedzieć. Karczma zbudowana z przeżartego przez korniki drewna poddała się sile szalejącego żywiołu grzebiąc pod swymi gruzami prostego człowieka, którego walka do samego końca powinna być wzorem godnym naśladowania.


Deszatie 01-05-2014 11:27

Nie zważał na to, iż przyszło mu mierzyć się z trzema upiornymi przeciwnikami. W ogniu walki czuł, że należycie spełnia posługę. Duch Młotodzierżcy zstępował na fanatyka, napełniając jego ciało niespożytą siłą i nadludzką odwagą.
Natarł z furią na szkielety, żelazna kula z impetem trzasnęła w tarczę, sypiąc drzazgi. I nic poza tym... Eusebio uniknął kontrataku, dwa kolejne ciosy szczęśliwie parując okutą rękojeścią korbacza. Trzeciego nie zdołał zatrzymać...
Rdzawe żelazo rozchlastało mu policzek. Instynktownie chwycił się wolną ręką za twarz, postępując kilka kroków do tyłu. Ból promieniował, lecz dla ciała pokutnika, przywykłego do cierpień, nie był w żaden sposób dokuczliwy.

W międzyczasie Walbrecht udowodnił, że rapier, który dumnie nosi przy pasie, służy nie tylko do ozdoby i oznaki stanu społecznego, ale również do wprawnego zabijania.
Borys poczynał sobie nad wyraz dzielnie, zważywszy na nędzną broń, którą posiadał.

Rozjuszony wojownik dołączył do kompanów, zawstydzony chwilową słabością. Gniew boga objawił się w potężnym uderzeniu, niszczącym naruszoną już wcześniej tarczę i masakrującym głowę stwora. Osamotniony umarlak, który pozostał na placu boju miał teraz przeciw sobie trzech pałających żądzą mordu ludzi. Jego los był przesądzony...

***

Po zwycięskiej walce, wydawało się, że w kąciku ust fanatyka zamajaczył grymas delikatnego uśmiechu. Wnet jednak został przysłonięty odbiciem pożogi i hukiem walącego się stropu karczmy.
W tej samej chwili Eusebio pomyślał o prostym, sylvańskim chłopie, który dołączył do swoich bliskich. Oby otrzymał boską nagrodę w zaświatach, łącząc się z rodziną.

On zaś nadal był skazany na ziemskie piekło. Utracił świętą księgę, co jeszcze bardziej zasmuciło jego zwykle ponure oblicze. Niespodziewanie trzask ognia przyniósł ze sobą słowa pocieszenia. Każdy wybuch iskier sprawiał, że zelota czuł obecność Sigmara... Bardziej niż kiedykolwiek przedtem...

W myślach błogosławił i dziękował za ten cud...

Tiras Marekul 04-05-2014 13:10

Kłęby dymu znów wzbiły się w powietrze. Zatańczyły wokół szlachcica powoli rozpraszając się na wszystkie strony. Huk sprawił, że psy w sąsiedztwie zaczęły szczekać wyrwane ze snu. W paru zaciemnionych oknach pojawiły się ciekawskie twarze przyglądające się zajściu. Kula pomknęła w kierunku celu nie wyrządzając większej szkody. Ołowiany zabójca przebił tarczę, przefrunął między żebrami po czym resztkami sił wbił się w drewnianą podporę jednej z chat. Nim dym rozwiał się doszczętnie rapier leżał już w dłoni Walbrechta.

Szlachcic czekał na moment by wejść do walki, którą teraz Eusebio prowadził sam. Pistolet zawiódł zostawiając fanatyka w zwarciu z trzema wrogami. Gdy końcówka miecza rozorała twarz pokutnika, ten odstąpił na moment od wrogów odsłaniając ich na tyle, by Walbrecht znalazł dogodny moment. Szybko przystąpił do walki.

Prosty kopniak w powierzchnię tarczy odepchnął jednego umarlaka. Drugim zajął się Borys, który wyskoczył z buchającej ogniem karczmy wcześniej, co umknęło uwadze szlachcica. Walcząc nożem mógł jedynie parować ciosy, nie mogąc przejść na którzy dystans niż miecz umarłego. Rapier świszczał w powietrzu, jak komar latający nad uchem w cichą noc. Ostrze przecinało powietrze wprowadzając wroga w coraz większe zakłopotanie. Dostatecznie już zmylony kościotrup nagle dostał rapierem między oczy. Stalowy pręt przebił czaszkę, sekundę później ostrze lewaka przecięło odsłonięty szkielet na pół. Górna cześć ciała zjechała po ostrzu rapiera na ziemię, zmiażdżona chwilę później butem szlachcica. Nogi stały jeszcze przez moment nieruchomo nim też upadły. Cała magia wyparowała z ożywieńca który teraz był już po prostu leżącymi na ziemi kośćmi. Ostatni szkielet skończył marnie. Proste cięcie sprawiło, że łydka nie była już częścią jego ciała, a ciężka kula rozbiła mu czaszkę na parę mniejszych elementów.

Walbrecht z kamienną miną schował broń i znów przeprowadził proces ładowania pistoletu sprawnie i szybko. W pojemniczku zostały już tylko ładunki prochowe.
- Udamy się do mojej rezydencji, albo na zamek. Tutaj nie jest już bezpiecznie. Dzięki mojej osobie wpuszczą was gdziekolwiek zechcę. Może też spotkacie swoją przyjaciółkę, jeśli nadal chodzi żywa po tym świecie – powiedział szlachcic kończąc ładować broń, starał się nie zdradzać oznak zmęczenia oraz lekkiej bezradności. Mówił pewnie bo był tego nauczony, jednak sytuacja wygląda zgoła inaczej niż powierzone mu zadanie.

Karczma zawaliła się podczas walki, ogień trawił resztki desek eksplodując co jakiś czas z zapachem alkoholu. Podrzędna speluna, z całkiem miłym fotelem zamienia się w popiół, a wraz z nią jeden z cudzoziemców który był i jest mu całkiem obojętny.

Deszatie 04-05-2014 14:12

Eusebio podniósł jedną z ocalałych tarcz. Był co prawda przyzwyczajony do swego wysłużonego puklerza, ale zdobyczny kawałek drewna, też mógł stanowić w obecnej sytuacji pewną ochronę. Obmył spirytusem ranę na twarzy, która napuchła prawie zasłaniając mu oko. Kość policzkowa została naruszona, ale nie mógł liczyć na fachową opiekę cyrulika. Zniesie mężnie ten ból i niedogodności z nim związane. Na taką noc właśnie czekał, być może całe swe nędzne życie. Ta drobna rana nie przeszkodzi mu w zdobyciu wiecznej chwały...
- Prowadź, panie! - rzekł do Walbrechta, rozbudzony ogniem Sigmara. - Przez pożogę, ku światłu odkupienia!

Jeśli szlachcic miał obawy i wątpliwości, co do poczytalności fanatyka, potwierdziły się one w tej chwili.

Akwus 04-05-2014 23:25

Borys dyszał ciężko zmęczony nierówną walką z nieumarłym. Żadnego poszanowania kurwa dla tradycji. W jego rodzinnych stronach mawiało się, że "kto umarł, ten nie żyje", tu zaś owa ludowa mądrość zupełnie traciła na swym sensie. Pomiędzy kolejnymi oddechami zastanawiał się czy sukces w szermierce myśliwskim nożem przeciw dłoni dzierżącej metrową stal był zasługą jego umiejętności, czy przychylności bogów. Pierwsze choć nikłe, było możliwe, drugie choć możliwe, było dla kłusownika przerażające na równi z ich przeciwnikami...

- Prowadź Panie!

Okrzyk pokutnika jasno wskazywał, że Eusebio nie zamierza poprzestać na tych trzech ofiarach, a jego korbacz jest tak samo spragniony krwi, co umysł sławienia chwały boga.
Przez chwilę przeszło mu prze głowę, że mężczyzna nie zwraca się jednak do Sigmara, a jedynie odpowiada na propozycję Walbrechta, lecz szybko odgonił taką alternatywę jako godną tchórza szukającego drogi łatwej a nie prawdziwego wyznawcy kroczącego ścieżką naszykowaną przez jego Pana.

Szacując ich siły dość szybko można było ocenić iż są dość nikłe w porównaniu do tych jakie musiały zaatakować miasto. Dochodzące ich odgłosy walk wskazywały raczej na mord, niż regularne starcia. Musiało to oznaczać, że opór straży miejskiej został już złamany, lub jeszcze nie przeciwstawił się nawet najeźdźcy. Jak by jednak nie było odrzucenie pomocy szlachcica byłoby niepotrzebna oznaką pychy. Walbrecht znał miasto to raz, walczył lepiej niż nie jeden najemnik i wyraźni stał po ich stronie. Jest ostrzem Sigmara zesłanym na tą plugawą ziemię? Pomimo gorliwości Pokutnika i bijącej z niego chęci rzucenia się w największy wir walki, Borysa silnie kusiła bezpieczniejsza propozycja przegrupowania się...

- Niemowa z rodziną zostali w gospodzie! - Krzyknął uświadamiając sobie że nim zasnęli grupa liczyła znacznie więcej niż dwóch ludzi...

Proxy 06-05-2014 23:03

Drżąc ze strachu i z zimna tamtejszej nocy brnęła prawie na ślepo błądząc po korytarzach miejskich. Zlana potem twarz i oczy rozbiegane na wszystkie strony szukały drogi ucieczki. Nie będąc na głównej drodze sprawa była dość komplikowana. Strach i ciągły bieg wyciągnął z niej wszystkie siły. Nogi rozpalone od zmęczenia, nie otrzymując chwili odpoczynku, ledwie snuły się do przodu. Dysząc z zaciśniętymi zębami nie dawała za wygraną. W końcu gdy myślała, że dobrnęła jak szczur do odpowiedniej ścieżki z serem gdzieś na końcu, musiała nagle stanąć. Z jej gardła wydobyło się mniej kontrolowane piśnięcie, które musiała zdusić po chwili dłońmi. Wiedziała, że i tak było za późno, została usłyszana. Po raz kolejny jej ciało zesztywniało w strachu a stłamszony pisk wybrzmiał przeciągle raz jeszcze. Paręnaście metrów dalej uzbrojony truposz rozdziawił swoją szczerbatą i maszkarną paszczę. Wpatrywał się w nią aż w końcu ruszył w jej kierunku. Ta z trudem zdołała się odwrócić. Nie była w stanie biec, jedynie mogła zmusić swoje roztrzęsione ciało do szybszego chaotycznego chodu, odwracając się co chwila za plecy drżącym wzrokiem. Trzęsła się i nie była w stanie sprawnie po cichu przechytrzyć umarlaka. Szukała drogi ucieczki a kolejne zaułki kończyły się ślepymi uliczkami.

Po wielu dłuższych chwilach wydawało się jej, że go zgubiła. Niestety, gdy miała wyjść na szerszą uliczkę wpadła na kolejnego umarlaka. Tym razem ten był bardziej energiczny. Bardziej żądny gorącej krwi żywej istoty. Odbiła ponownie ledwie nadążając. Sytuacja z kiepskiej zmieniła się na tragiczną gdy wpadła na kolejnego uzbrojonego ghoula. Już miała się przecież cieszyć w odnalezieniu głównej drogi. Niestety im te były większe tym najwidoczniej więcej było śmiercionośnych wrogów. Została osaczona gdzieś przy dość sporym budynku obejmowanym przez języki płomieni. Ze wszystkich stron miała umarlaków a przed nią była jedyna trasa wprost w ciemności. Zdobyła się nawet na krótki bieg. Wszystkie starania okazały się daremne. Znowu wpadła na ślepą uliczkę. W całej niemocy ogarnęła ją rozpacz i przerażenie. Przylgnęła plecami do najodleglejszej ściany. Łzy napłynęły pod oczy a jęki w dalszym ciągu były tłumione przez zaciskające dłonie, jakby jeszcze nie zdała sobie sprawy, że nie miało to już żadnego znaczenia. Czekała by oczami mimowolnie nakarmić swój strach, który powoli odciskał swoje piętno, jakby było to rzeczą dopełniającą cały złośliwy zbieg okoliczności.

Ten zadziałał raz jeszcze a bardziej ruchawy truposz przystanął na samym środku z uwagą przykutą gdzieś w bok. Musiał zwietrzyć coś bardziej atrakcyjniejszego dla siebie i swoich kamratów broni. Zamiast kontynuować śledzenie myszy po tunelach Tempelhof obrał na cel coś innego zabierając swoich. Lyn widziała tylko jeszcze dwie krzywe sylwetki sunące zamiast w jej stronę to gdzieś w bok. Sama z wrażenia zsunęła się niżej zaciskając palce na ramionach. Łzy spłynęły po policzkach a zaciśnięte jakby w bólu usta tłumiły przeciągły cichy jęk ni to strachu ni radości.

W lekkiej oddali było słychać krzyki i szczęk broni. Również strzały broni palnej. Ileś… Nie była nawet w stanie powiedzieć ile. Kiedy wszystko działo się obok miała swoją szansę by uciec dalej. Wyjść ze ślepej uliczki. Zawsze trupy mogły wrócić pamiętając gdzie porzuciły podążanie jej tropem. Cała drżąc zacisnęła palce na sukni, by w razie wypadku uciekać w biegu. Wyjrzała gdy odgłosy ucichły. Niepewnym wzrokiem w tle budynku stojącego całego w płomieniach widziała rozsypane kawałki i trzech patrzących po sobie ludzi. Znała ich, choć ciężko było jej uwierzyć, że jej błądzenie skończyło się i odnalazła samą siebie. Podeszła nieco bliżej widząc od boku znacznie więcej niż oni.

- Są po drugiej stronie… - odezwała się ponuro pojawiając całkowicie znikąd i dziwnie jak na zawołanie - Wszyscy czworo...

Niemalże płakała. Tylko dzięki zaciśniętym zębom i dłoniom wilgotna twarz nie dawała wypuszczać kolejnych łez. Nie mogła już się odnaleźć czy uczucia, które to powodowały to strach, ulga, przerażenie, czy szczęście. I tak była zrozpaczona trzymana na cienkim sznurku by nie rozpaść się jak rozgruchotane gości jednego z ghouli.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172