Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-01-2014, 11:06   #21
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gadali, gadali i gówno z tego gadania wyszło. Powinni od razu spalić, ile to kłopota mniej by było. A tak przybyło jakieś panisko, z jakiegoś Ostermarka i rządzić się zaczęło. Olaf nie miał pojęcia gdzie Ostermarki leżą, musiało to być jednak daleko, bo ci co podatki, jak to zwali, przybywali pobierać, to mówili, że oni w Sylvanii są. Czyli Ostermarki daleko i żadnej władzy gruba świnia nie miała w tym miejscu. Tylko ludzi pod bronią.

I byliby szybko temu zaradzili, gdyby nie Fritz. Znachor stracił tego dnia bardzo wiele w oczach, swoje o życiu wiedzącego, chłopa. Bardzo wiele. Wszystko prawie. I Żyła poprzysiągł sobie, że jeśli te zawieruchę przeżyje, to coś z tym zrobi. Bo dlaczego mieli tej fryncy służyć jako przynęta na wąpierza, czy inne świństwo po lasach nocą łażące? Nie musieli. Lepiej nawet z siekierą w łapach zdechnąć, niż to robić. Fritz był jednak miękki. Nie był Sylvańczykiem, nie tylko w wypuszczanych z ust słowach Olaf to rozpoznawał.

- Musisz iść z nimi. Baron tego zażądał, grożąc, że spali całą wieś, jeśli się nie podporządkujemy - powiedział chłopu, gdy znaleźli się już na osobności. Żyła skomentował to splunięciem na ziemię.
- To ich zrzić trwa, więcyj nas.
- Nie możemy - pokręcił głową znachor. - To ważna persona, przyjdą szukać. Nawet jak ich okłamiemy, dowiedzą się. Znają sposoby. Chyba nie chcesz, by ci zabili rodzinę?
- Vi kukavica, Fritz - raz jeszcze splunął, patrząc w oczy starca. - Czlony swe w las na smiert poslat...
Odepchnął go i ruszył do swojej chaty, zabierając kosę. Żniwa były. Baron nie baron, kosić trzeba było, aby rodzina wyżyć miała z czego.

***

Wieczór już nadszedł, gdy pogonił kobyłę, ciągnącą zbiory z całego dnia. Po dwóch czy trzech kłótniach z żoną, które słyszeć musiała cała okolica, ustalili, że wyjścia nie ma i iść musi. Póki co. Ale zbiorów to pilnować trzeba, bo te obce tu gotowe rozkraść. Szczęściem barona i jego ludzi przez całą resztę dnia Olaf nie widział, bo by któremu kosę w plecy wbił. I naszczał na trupa.
Wcale do lasu spieszno mu nie było. Przygotować się trzeba było. Założył gruby kaftan, zaraz na skórzany kubrak. Wiadomo, ze wąpierze kły wbijają, to owinął szyję grubym materiałem. Przez szyję przewiesił cały sznur czosnku, w ustach żując jeden jego ząbek, przez co zapach wydzielał odpowiedni. Kosę na sztorc postawił i naostrzył dodatkowo. Wziął też siekierę i długi nóż. Drugi wręczył synowi.
- Znate co robit, kada obce tu pribit.
Frans skinął poważnie głową. Teraz on był odpowiedzialny za rodzinę, gdy ojciec iść musiał. Okiennice i drzwi zamknięto i zaryglowano zaraz po tym, jak wyszedł na zewnątrz, by jako ostatni dołączyć do czekającej grupy.

Prawie od razu zakrztusił się, wybałuszając oczy. Skomentował to głośno i wyraźnie, wykonując kilka gestów chroniących przed złym.
- Bogowie zaštititi, žena wojvodi, biada nam.
Dokładnie przyjrzał się grupie wysłanej razem z nimi. Nie było tam tych kilku, którzy rządzić resztą się wydawali. Krvie syny szczali w gacie. Żyła wycofał się jeszcze, zahaczając o chatę Starego Zyga, człowieka poczciwego, lecz ciętego.
- Malo ich postati. Spavanje volje. Trwa cos zrobit, inače Vorgeheim nie opstaje.
Przekazał i poklepał po ramieniu. Jego tu być nie będzie, ale jakby był, to gruba świnia nocy by nie przetrwała.

Wrócił do grupy, stając obok niemego Otto. Nie rozpowie, a Olaf chciał wybadać nastroje i zaciętość grupy ze wsi. Nie wszystkim ufał, lecz akurat myśliwy zwykle porządnym chłopem był.
- Umrzyt nam tamoj. Trwa zrobit coś. Ti jest sa mnom?
Żyła spojrzał na obcych wrogim spojrzeniem prawdziwego Sylvańczyka, wrzucając do gęby kolejny ząbek czosnku i częstując też kamratów z Vorgeheim. Jak owieczka na rzeź to on iść nie zamierzał. Trzymać się blisko baby. I czekać na okazję.
 
Sekal jest offline  
Stary 13-01-2014, 20:34   #22
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Jak dla Ralfa jaśnie wielmożny pan baron nawet nie musiał się przedstawiać, by było wiadomym, do jakiej warstwy społecznej przynależy. Tłusty, bogato ubrany, z pogardą wymalowaną na twarzy. Słowa wypowiedziane po otwarciu jego krągłej gęby jedynie potwierdziły pierwsze przypuszczenia. Chędożony ciul co to uważał, że inni powinni bić mu pokłony i wielbić go jedynie za to, że mogli oddychać tym samym powietrzem co jaśnie tfu pan. Martwi szlachcice przynosili kłopoty a ci, którzy żyli, samemu stanowili kłopot.

W przepychankach wziął czynny udział i wyszedł z nich z kilkoma siniakami. Nie poniósł jednak na tym polu porażki, bo i sam odwdzięczył się kilkoma, niekoniecznie uczciwymi ciosami. Poważniejszego starcia na szczęście uniknąć się udało. Ralf nie wątpił w możliwości mieszkańców wioski, lecz dostrzegł też, że przyjezdni nie mieliby większego problemu z przemienieniem gróźb w czyny.

Nie uległ przekupstwu, nie uległ służbie wyższemu celowi ochrony imperium i niewinnych mieszkańców przed wampirem czy inszym stworem. Uległ dopiero groźbie, a to i tak nie pierwszej z brzegu. W gruncie rzeczy był sam sobie winny. Złe słowo wypowiedziane w złym momencie straciło jego słabość. A ten pieroński wicehrabia to wykorzystał, grożąc, że jego żona i dzieci spotka marny koniec. Niemal rzucił się na ciula. Powstrzymał się jednak. Walka między banitą dysponującym jedynie swoimi pięściami a łowcą potworów uzbrojonym w rapier i kilka innych niosących śmierć nie tylko potworom ustrojstw, mogła mieć tylko jeden wynik. Ralfa specjalnie nie pocieszał fakt, że wioska pomści jego śmierć. W końcu będzie martwy. Ale jaśnie chędożonemu panu jeszcze da popamiętać. W tym momencie ograniczył się jedynie do patrzenia wicehrabiemu prosto w oczy. Bez uległości czy strachu. Przekazując niemą wiadomość: „Dla mnie jesteśmy sobie równi i nic na to nie poradzisz”.

Odebrał miecz od kowala. Broń tą na co dzień trzymał schowaną pod deskami pod łóżkiem, coby jego dwóch synów nie dostało jej w swoje ręce. Z tego samego schowka wyciągnął skórzany kaftan i tarczę. Przygotował kilka porcji mięsa, które zamierzał użyć do odwrócenia uwagi niektórych umarlaków, gdyby brakło już ludzi barona do poświęcenia. Szyję obwiązał dość dużym skrawkiem materiału, który jeden z synów Ganreda przyozdobił ostrymi kolcami.
Trzymając w ręku łuk, pojawił się na skraju lasu. Polowanie w nocy na nocne stworzenie. Jak to prosto brzmiało. Szkoda, że ta prostota nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Szczególnie że - jak Ralf się domyślał - to nie oni mieli polować. Oni mieli zabić potwora, dla którego będą zwierzyną łowną.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 14-01-2014 o 09:57.
Karmazyn jest offline  
Stary 13-01-2014, 23:59   #23
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Kiedy Otto zobaczył orszak wjeżdżający do wioski od razu wiedział, że dobrze to się nie skończy, wielmoże nigdy nie przyjeżdżali do Volkenplatz, bo też nie mieli powodu, toteż łatwo było się domyśleć powodu wizyty zasranego jaśnie hrabiego. Zebrali się na placu kiedy Fritz, jako przedstawiciel wioski wyszedł pogadać z przybyszami, zasraniec przestawiał się jako możny z odległej krainy Ostermarku toteż poza niedokońca legalną władzą jaką nad mieszkańcami miał było jego wyższe pochodzenie i orszak. Mieszkańcy wszak mogliby przepędzić wielmożów na cztery wiatry, bo mieli przewagę liczebną, jednak atak na szlachcica niechybnie skończyłby się tym że Volkenplatz byłoby już tylko nazwą na mapach.

Kiedy Fritz dyskutował z panami w momencie kiedy pokazał im ciało zrobiło się naprawde nieprzyjemnie, Christof zaatakował starszego wioski, a raczej zaczął grozić mu bronią, a na gwałtowny ruch swojego pana cały jego orszak luzował miecze w pochwach. Mieszkańcy nie pozostali dłużni grożąc jawnie toporzyskami i mieczami. Szczęśliwie jednak całe zamieszanie rozeszło sie po kościach i nikt nie ucierpiał, hrabia jednak zobligował mieszkańców do pomocy w ujęciu sprawcy masakry na kobiecie a najprawdopodobniej chodziło o wąpierza czy inną mare nocną szwędającą się po okolicznych lasach. na samą myśl Kastnerowi zimny pot zaczął spływać po plecach.

~***~

O ile wcześniej jeszcze Otto uważał, że pomysł błąkania się po lesie w poszukiwaniu stworów, których każdy normalny mieszkaniec rejonu starał się raczej unikać niż znajdować jest niemalże wyprawą po pewną śmierć, to zarządzenie hrabiego aby grupa wyruszyła po zmroku było oznaką tylko jednego, że hrabia ze zgryzoty po stracie kandydatki do ożenku popadł w obłęd. Po wieczerzy Otto ucałował swoją żonę Rose a także ośmioletniego Felixa i ledwie trzyletnią Elise po czym poszedł w stronę bramy gdzie już zbierała się wyprawa.

Po chwili dołączył do niego Olaf Żyła, który poczęstował go czosnkiem, który Otto z chęcią przyjął, wcześniej z domu zabrał także kawałek osinowego kołka, który jako leśniczy urzędujący w lasach zamieszkałych przez różne stwory wolał zawsze mieć na podorędziu, a w kołnierz miał wpięty przez żonę pęd dzikiej róży, który według wierzeń odpędzał wampiry. Na pytanie Olafa kiwnął porozumiewawczo głową na znak, że ten może na niego liczyć, wziął głęboki oddech i poprawił łuk i topór a także torbę w której miał zapas jedzenia i wody. Był gotowy do drogi.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 14-01-2014, 07:53   #24
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
- Zdajesz sobie sprawę, że z tej wyprawy nie wróci połowa?
- Może tak, może nie.
- Kilku nie wróci na pewno.
- Zapewne.
- W przypadku dwóch sam o to zadbam...

---

Kurt nie żywił nigdy urazy ponad konieczny czas, ale też rzadko zdarzało się, by osoba do której mógłby ją żywić, wykazywała się brakiem instynktu samozachowawczego na tyle, by ponad miarę przestawać w jego towarzystwie. Wśród ludzi można jednak był znaleźć i takich którzy byli zbyt oporni by dożyć tego rozstania. Tak miało się wydarzyć i tym razem.

Co bardziej spostrzegawczy kompani mogli dojrzeć jak porozumiewawczo skinął na odchodne wicehrabiemu. Sam gest pomiędzy dwoma członkami jednej kompanii nie byłby znaczący dla nikogo kto nie był świadkiem ich wcześniejszej rozmowy - świadek jednak niechybnie był, a odkrycie jego tożsamości miało stanowić dla Kurta priorytetowe zadaniem najbliższych godzin. Ten, który podsłuchał ich rozmowę był dla banity za szybki i z łatwością umknął pomiędzy chatami, teraz jednak można było założyć, że żaden z członków naprędce sformowanego oddziału nie będzie próbował oddalenia się od reszty, a zmysły wszystkich skupione będą na wypatrywaniu zagrożenia ze strony lasu, a nie własnej grupy.

---

- Chcesz pogadać? - Borys zagadał brata jak tylko Volkenplatz zostało dobre kilkaset metrów za ich plecami - jeśli będziesz tak rozkojarzony, możesz przegapić wampira idącego z tobą pod rękę.
- Odwal się.
- Poważnie, potrzebuję mieć pewność, że jesteś skupiony na mojej flance, bo nie wierzę żadnemu z tych wsiowych kmiotków, a najmitom, wierzę jeszcze kawałek mniej.
Nim kłusownik zorientował się w sytuacji, Kurt szarpnął nim tak mocno, że ten niemal oderwał się od ziemi. - Daj im spokój rozumiesz - wycedził kilka centymetrów od jego twarzy po czym odepchnął go z taką siłą, że Borys ledwo utrzymał się na nogach.

Pomimo iż wzrok kłusownika przyzwyczaił się już do ciemności z rzadka przerywanej jedną z pochodni grupy, jego źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej oddając w pełni zdziwienie jakie ogarniało go w skutek zachowania jego brata. Mógł podejrzewać Kurta o różne zachowania, od tradycyjnej gburowatości, po sadystyczne zapędy w stosunku do wiejskich dziewek, ale w najczarniejszych wizjach, nie przypuszczał, że mięśniakowi odbije na tyle, by takim oburzeniem zareagować na krytykę ich przymusowych kompanów. Odprowadzał wzrokiem potężną sylwetkę nie mogąc zrozumieć co dzieje się w malutkim mózgu jego brata. Człowiek, który szedł z baronem gwałcić i palić, obojętne w jakiej kolejności, pomagał właśnie jakiemuś wieśniakowi, który zaplątał się w pajęczynie nerwowo machając rękami. Coś było bardzo nie tak.

---

- Hej szefowo - Borys zbliżył się do Lyn, z nadzieją na to iż choć ona wie trochę więcej - mamy jakiś plan, czy tak bardziej na pałę planujemy przeczesywać ciemne jak dupa zakamarki tego podłego miejsca?
- Ludzie dziwnie się zachowują - ciągnął nim cokolwiek odpowiedziała. Pierwszym, który w ocenie Borysa zachowywał się dziwnie, był naturalnie jego brat, ale do tego przyznać się nie mógł - Wieśniacy pobrali czosnku jakbyśmy ciągnęli na targ a nie na polowanie, ich oczka wciąż rachują której strony jest więcej i ma dłuższe ostrza. Nie ufam im i zakładam, że podzielasz te obawy? Jeśli każesz, to mogę się nimi zająć...
 
Akwus jest offline  
Stary 14-01-2014, 12:45   #25
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Obrady trwały długo, zbyt długo ... Zanim mieszkańcy zdążyli podjąć jakąkolwiek decyzję obrady zostały zerwane przez przyjazd jakiegoś magnata czy innej szlachetnej osoby.
Obstawiony niczym sam władca Imperium wjechał do wioski jakby nigdy nic i zaczął wygrażać się na lewo i prawo. Ukrywanie ciała w tym momencie nie miało by sensu. Jeśli starszy nie pokazałby im ciała to zaczęli by go szukać a przez to prędzej czy później znaleźliby. W takim wypadku cała wioska zostałaby skazana na spalenie razem z mieszkańcami.Te tereny bez tego są już pełne trupów i gnijących ciał... niekoniecznie spoczywających w grobach.

Całe szczęście udało się załagodzić spór i dojść do porozumienia, może nie koniecznie takiego jaki wymarzyliby sobie mieszkańcy Volkenplatz ale zawsze lepsze to niż rzeź niewinnych ludzi.

W związku z podjętymi decyzjami Ganred miał więcej roboty niż zawsze, na szczęście miał synów, którzy zdążyli się czegoś nauczyć w tym fachu. Pomagali mu w kuźni cały dzień z przerwami na jedzenie.

Flota z jaką przybył tutaj Christof była tak dziwna i śmieszna. Jednak kowal nie mógł dać po sobie znać, że większość tych ochroniarzy czy jak ich nazywał rozbawia go samym wyglądem. Całe szczęście mało który z nich pojawił się w kuźni. Na nieszczęście Ganreda trafił do niego jeden z najśmieszniejszych.
-Chcesz groty, idź do syna. Zaraz ci jakieś sprzeda lub zrobi, zna się na tym fachu

Dzień dobiegał końca i wszyscy byli już uzbrojeni jak tylko byli w stanie. Kowal nie miał jednak zamiaru ruszać się do lasu w fartuchu kowalskim i bez odpowiednich przygotowań. Założył swoją specjalną skórznie, która była przygotowana na właśnie podobne wypady do lasów. Wyglądała jak zwykła skórznia, jednak w kołnierz miała wszytą metalową płytę, która chroniła całą szyję. Podobne wszyte blachy znajdowały się w rękawach, na wypadek gdyby trzeba zatrzymać jakiegoś głodnego zwierza czy innego potwora ręką aby nie zostać ugryzionym bardziej boleśnie. Dodatkowo założył solidną obrożę z łańcuchem Warenowi. Normalnie by tego nie zrobił, jednak wilk nie był przyzwyczajony do nowych. Mógł w każdym momencie zaatakować tymczasowego sojusznika, a tego nie chciałby nikt. Kowal w pełni przygotowany do wyprawy czekał na dalszy bieg wydarzeń.
 
SyskaXIII jest offline  
Stary 14-01-2014, 22:41   #26
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Jakob spędził dzień na przygotowaniach, w większości siedząc w ciszy we fritzowej chacie. Bał się przybyszy, oj bał. Byli obcymi zza sylvańskich granic, a Volkenplatz było mało ważne. Mogli z łatwością zarżnąć wszystkie rodziny i puścić wioskę z dymem, nikt by się zainteresował. Starał się trzymać rezon, nie ukazywać strachu. Byli jak psy czy inne drapieżniki - jeśli raz zwietrzą smród strachu, nie popuszczą. Ten wielki, ich prowodyr, był jednym z tych straszniejszych. Był impulsywny i o mało nie zabił Fritza. Jakob nie zamierzał tego zapomnieć.

Friedmann nie był zbrojnym, nie potrafił walczyć jak inni, mimo że nosił przy pasie długi nóż. Nie znał nawet lasu, choć zapuszczał się tam czasami w poszukiwaniu różnych ziół. Do myśliwskiej drużyny pasował jak pięść do nosa, ale mimo to był w jej szeregach. Po części z własnej decyzji, po części z mistrzowskiego nakazu. "Będą potrzebować kogoś, kto umie leczyć i zszywać rany," tak powiedział Fritz, "jeśli mają wrócić żywi." Jakob zgadzał się ze swym mistrzem, ale być może nie w całości. Einthal mógł w końcu mieć na myśli zarówno Sylvańczyków, jak i panoszących się ludzi barona. Dla Friedmanna priorytetem była pomoc swoim. No, i ewentualnie tej pannie, co z Christoffem była.

Cyrulik stał grzecznie w szeregu, kręcąc się niecierpliwie w miejscu oraz co i rusz sprawdzając, czy nie zapomniał któregoś ze swych narzędzi. Nie miał ochoty na zwiedzanie Ponurego Lasu nocą i trząsł się pod płaszczem, bynajmniej z zimna, ale był przekonania, że im szybciej tym lepiej. To ta cała niepewność była w eskapadzie najgorsza. Przysłuchiwał się też rozmowom ich "gości", nie dając po sobie znać że rozumie Reikspiel. Ba, nie dość że rozumie, to potrafi go czytać i nim pisać. Fritz miał do przekazania nie tylko wiedzę medyczną.

- Opstaje, opstaje, musim ino slušat Fritza. - Odezwał się do Olafa po sylvańsku. - Sto htjetie uradit? Zrżič ich? Trebamo čekat. Čekat na okolnost da tego.

Co do tego, że poleje się krew, nie było sporów.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 15-01-2014, 01:04   #27
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Potrzebowała odrobiny osobności, jakby bojąc się, że intensywne myślenie zostanie przez kogoś usłyszane. Im więcej myśli przeleciało, tym bardziej jej coś nie pasowało. Tym bardziej był w czymś problem. Nie mogła przegryźć faktów. Zdecydowanie nie była również osobą, która potrafiła się zamknąć, spuścić głowę i robić, co karzą jeśli kolidowało jej to ze światopoglądem. Nocna wycieczka nie podobała się jej w ogóle i nie była w stanie tego zatrzymać w sobie. Musiała to komuś wylać. Wicerhrabia jak się okazało sam się napatoczył. Wyciągnęła z wozu tylko cieplejsze ubranie i zamieniła je z fartuchem, który jeszcze nosiła.

- Może chcecie się podzielić czymś jeszcze przez wyjściem? - zaczęła szorstko podchodząc po chwili - Na przykład czymś, co spowoduje, że nie wystrzelają nas jak kaczki? - rzuciła pytaniem pasującym do tego, czym się parała - Albo podzielić się czymkolwiek, co spowoduje, że nie wleziemy tam na ślepo z zawiązanymi oczami?

Gerhard wydawał się nie zwracać uwagi na pytanie młodej kobiety. Pochłonięty był przygotowaniami do łowów - czyścił pistolet, ostrzył osikowe kołki, spakował nawet małe lusterko.

- Wampiry nie mają odbicia w lustrze - skomentował przed schowaniem przedmiotu do plecaka - Zabić można je tylko osikowym kołkiem wbitym w serce - Wicehrabia podszedł do wozu towarowego, wyciągnął ciężką skrzynię i z głośnym sapnięciem rzucił ją pod nogi Lyn, a następnie otworzył. W środku znajdowały się dwa muszkiety hochlandzkie i dwa rodzaje amunicji - ołowiana i srebrna - To potężna broń i przyda się wam jeśli chcecie wrócić żywi. Jeden taki muszkiet jest wart więcej niż ta cała wioska łącznie z jej żałosnymi mieszkańcami. Ostrożnie dobieraj właścicieli - Dziewczyna z drżącą ręką sięgnęła po broń. Było to prawdziwe arcydzieło rusznikarstwa na które stać było tylko najzamożniejszych, aż dziwne, że Gerhard oddał je tak po prostu.

- Lyn?

Dziewczyna podniosła zamurowaną i oszołomioną głowę.

- Umarli to nie największe zmartwienie...

Gerhard założył swój kapelusz na głowę, po czym oddalił się w kierunku lasu.

- Ale… Hej! - podniosła głos na widok uciekającego rozmówcy - Co mamy tam do jasnej cholery zrobić?! - rzuciła łudząc się o usłyszenie odpowiedzi.

- Znajdźcie sprawcę i zabijcie go - Nie był to głos Gerharda, gdyż pochodził zza pleców młodej Lyn. Był to Christof, który stał wraz ze swym ochroniarzem Heinrichem, który spoglądał na Lyndis z niemalże wilczym apetytem - Szukacie wampira, który na pewno nie mieszka w wykopanej niedźwiedziej gawrze tylko w posiadłości nie ujmującej szlachcicowi.

- Zabić wampira? Do diabła niezły mi to zwiad! - wypaliła od razu bez większego zastanowienia oburzona, końcowo wracając wzrokiem w szarugę za którą znikał Gerhard.

“Ty popieprzony durniu…” Skomentowała drżąc cała od wewnątrz z wszelakich obaw. Nie kontynuowała rozmów z baronem. Stała, patrzyła na to, co jej zostawiono i zastanawiała się... Kto normalny wiezie ze sobą taką broń? Nie był to dla niej przypadek. Jednak potrzebowała potwierdzenia u kogoś innego. Zastanowiła się jeszcze chwilę a wzrok w rozmyślaniach padł w kierunku chaty starca. Nie miała wiele czasu. Odłożyła broń z powrotem do kufra i przymknęła go udając się w opatrzonym kierunku.

- Pan Fritz Einthal? - zaczęła traktując swoje słowa jako jakąś formę powitania - Nazywam się Lyndis Kratenborg, jestem kwatermistrzynią barona, zajmuję się też bronią palną. Jeśli będziecie mieli problemy z ludźmi po naszej stronie proszę się zwrócić do mnie. Również jeśli będziecie czegoś potrzebowali proszę się odezwać - mówiła niezbyt skupiona, jakby jej słowa nie były jej głównym celem pojawienia się u starszyzny wioski. Zrobiła dłuższą przerwę po czym kontynuowała - Myśmy również nie planowali szwendania się po tych lasach, szczególnie nocą. Mogę jednak zapewnić, że dołożę wszelkich starań, by wszyscy wrócili cało do świtu.

- Nie stój dziewczyno tak w progu, wejdźże do środka - powiedział starzec wpuszczając ją do swojego domu. Pomieszczenie w którym się znaleźli przywitało młodą kobietą zapachem ziół i ciepłem pochodzącym z wesoło trzeszczącego paleniska - Usiądź, usiądź… napijesz się ze mną mojego orzeźwiającego naparu? - Stary Fritz wcisnął Lyndis gorący kubek do ręki, zrobił jeden łyk, po czym głośno westchnął z żalu - Straciłem w oczach mieszkańców Volkenplatz. Oni chcą was wszystkich zabić, ale nie zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie rozumieją, że nie miałem wyboru i nigdy tego nie zrozumieją - odparł starzec wyraźnie przygnieciony ciężarem swojej trudnej decyzji.

Zajrzała do otrzymanego kubka, powąchała lekko chcąc ocenić, czy zapach nie odrzuci jej od spicia jednego niewielkiego łyku. Końcowo pachniał mętnie, o smaku nie wspominając - był tragiczny. Na wieść o zamiarach mieszkańców również jej mina nie była w nastroju. Wiedziała, że ciężko będzie nad tym zapanować, ale nie ciągnęła tego tematu.

- Mam jedno pytanie... Jak wicerhrabia odebrał opowieść o doradcy Vanhala? - Jej wzrok wbił się w oczy starca starając się wychwycić każde drgnienie. Zdecydowanie w tym momencie jej twarz zdradzała, że to było powodem jej wizyty. Poważna, wnikliwa z płomieniem w oku, który wielce chciał usłyszeć odpowiedź.

- Jak szaleniec, który znalazł mapę do ukrytego skarbu - Fritz machnął ręką od niechcenia - Myśli, że ten głupi uciekinier jest wampirem? - Starzec pokręcił głową z niedowierzeniem - To dwie inne osoby. A ta cała historyjka o moich studiach w Altdorfie to też bzdura. Jestem czarodziejem, wygnanym co prawda. Nie mogłem tego powiedzieć przed wieśniakami, a już na pewno nie przed wicehrabią - Fritz wskazał głową stojących w szeregu wieśniaków - Ci głupcy myślą, że kilka moich ziół potrafi uleczyć nawet najgorsze schorzenia i rany. Bzdura… sam rzucam na nich zaklęcia, gdy Ci śpią wiele przy tym ryzykując - Starzec wziął solidny łyk swego ziołowego naparu, aż się przy tym wzdrygając - Niezbyt to dobre, ale otrzeźwia umysł - powiedział z uśmiechem na twarzy.

Lyn chcąc kontynuować swój wątek skrzywiła się ze zdziwienia a nawet i zaskoczenia.

- Czemu mi o tym mówisz? - zapytała lekko zdumiona, że starzec swe sekrety wyjawia, bądź, co bądź, całkowicie obcej osobie.

- Dobre pytanie… sam nie wiem - odparł po dłuższym namyśle - Być może to właśnie długie życie w ciągłym ukryciu zmusiło mnie bym Ci o tym wszystkim powiedział - Starzec podszedł do okna i stał tam przez jakiś czas spoglądając na wieśniaków - Mam nadzieję, że nie powiesz im tego, ani temu Gerhardowi. Po waszym powrocie wszystko się odmieni; będę musiał opuścić wioskę. Już mi dano to wyraźnie do zrozumienia - Fritz dopił swój napar, po czym powiedział - Idź już. Twoi towarzysze czekają.

- Nie mam takiej potrzeby - zapewniła go dziewczyna a następnie większym chałstem wypiła to, co zostało w kubku. Skrzywiła się na smak pacierajstwa i powstała - A jak mielibyście ocenić, to wicerhrabia wyglądał na takiego, który pierwszy raz słyszał o tej opowieści?

- Na pewno nie, stąd jego zainteresowanie.

Lyn lekko pokiwała głową przytakując to na odpowiedź, to na swoje myśli. Po chwili wyrwała się z tego, odłożyła kubek i skierowała się ku wyjściu.
- Dziękuję za to ochyctwo - skwitowała bezpośrednio - Może rzeczywiście otrzeźwia umysł… Dobrej nocy - odpowiedziała bardziej do siebie niżeli w ramach pożegnania starca.

Wiedziała, że to wszystko skończy się tragicznie. Zbyt dużo niezrozumiałych rzeczy. Zbyt wiele elementów o których nie wiedziała. Jednak podświadomość już reagowała i sprawiała, że była nerwowa. Zestresowana tym, że pomimo niewielkiej wiedzy, była pewna, że coś się złego stanie. Nie potrafiła z tym nic zrobić. Nie mogła nic z tym zrobić. Nie miała na to wpływu. Twarz malowała jej rozbicie. Zasłoniła ją nieco bardziej szalem, czując chłód jaki panował na zewnątrz w stosunku do ogrzewanej chałupy. Było źle. Najgorsze w tym wszystkim było to, że mogłoby być jeszcze gorzej. Tego bała się najbardziej.

Następnie dołączyła do zgromadzenia informując ich o planie "zwiedzenia" najbliższego celu - ruin. Poleciła, by wszyscy przygotowali się na zimną noc, by wzięli coś na ząb i popicie. W końcu ku wszelkiemu niezadowoleniu szli na całą noc. Przy wozie udostępniła wszystkim pochodnie i parę lamp sztormowych. Podała je również tutejszym, jeśli wyrazili taką chęć. Będąc bardziej przy swoich ludziach zaczęła rozdawać im broń, jaką dysponowała.

Niedźwiedź otrzymał od niej rusznicę z niewielkim pakunkiem przywiązanym do kolby.
Dante również otrzymał podobny egzemplarz z podobnie przywiązanym niewielkim pakunkiem.
Kwestia Eusebia była mocno skomplikowana. Trzymając w ręku garłacz mówiąc prosto: raz, że bała się do niego podejść, dwa wpadała wręcz w przerażenie na myśl, co ten człowiek mógłby zrobić mając w ręku takie narzędzie.
Tak więc Albhelm otrzymał od kobiety garłacz wraz z osobną małą sakiewką.
Na końcu Kurt oraz Borys z powodu swojego nikłego zaangażowania pozostali z niczym.

Gdy ekwipunek został rozdany poleciła, by grupa, bądź jej dwie części, przeszła w kierunku wjazdu do wioski. Sama w tym czasie spakowała potrzebne dla siebie rzeczy. Trochę jedzenia i picia, zapas oliwy do lamp, nawet opatrunki i linę. Odwiązała drewniano woskowy skoroszyt odznaczając pozycje, które brały udział w wyjściu. Gdyby była zapytana czemu to zrobiła, nie byłaby w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu z rozbiegu, bo miała to w ręku. Drewniaka ze stylusem odrzuciła gdzieś na wóz ostatecznie zabierając się za niezwykłą skrzynię z niezwykłym ładunkiem. Sięgnęła po dwa muszkiety zarzucając je sobie na szyję. Następnie z lekkim początkowym oporem zabrała ze sobą srebrną amunicję. Ostatnim, co sięgnęła ze swoich rzeczy był prosty gwizdek, ot tak, po prostu. Na samym końcu popatrzyła na całą stertę gratów na wozie. Z rosnącym strachem udała się w kierunku grupy.

* * *

- W ciemnej dupie są tak samo oni jak i my - odpowiedziała starając się zachować spokój - Ale wiem, o co Tobie chodzi - zaznaczyła starając się wymyślić sensowniejszą odpowiedź, jednak nie była w stanie. Skoro każdy się denerwował to nie wiedzieć czemu Lyn denerwowała się za ich wszystkich - Jeśli czujesz się niepewnie mogę Tobie coś dać. Ale musisz mi w zamian coś obiecać - poczekała chwilę na zainteresowanie po drugiej stronie i kontynuowała - Nie użyjesz tego bez mojej zgody - Dante był w stanie wyczuć powagę sytuacji i poważne podejście do tego, co kobieta powiedziała.

Tylko wtedy, gdy zgodził się i złożył obietnica Lyn ściągnęła z siebie jeden z muszkietów wręczając mu go.

- Moje dwie najlepszy sztuki - dorzuciła nie wiedzieć czemu łapiąc się na własnym kłamstwie, przez co uciekła wzrokiem ratując własne zdradzenie się w cieniach półmroku - Pilnuj go, jest dla mnie dość cenny - Zakończyła opatulając się nieco bardziej a dłonie chowając do skórzanych rękawiczek.
 
Proxy jest offline  
Stary 15-01-2014, 09:00   #28
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Kiedy Hans wparował do chaty w czasie obrad i oznajmił, że ktoś przybywa, pierwszą rzeczą, jaką Konrad chciał zrobić to dobiec do swojego domu i być teraz lepiej z Elsą. Wyszedł szybko z chaty razem z innymi. Widział swój dom, nie stał wcale tak daleko, ale kiedy baron zaczął mówić, starszy kazał Konradowi i reszcie stać przy nim. Cóż, tak też zrobił. Przynajmniej cała uwaga przybyłych była skierowana właśnie na starca i świtę.

***

Przybysze po obejrzeniu zmasakrowanego ciała nie byli zadowoleni. Ciężko było powiedzieć czy baron z Ostermark naprawdę przejął się śmiercią swojej przyszłej żony. Nawet nad nią nie zapłakał. Może faktycznie chodziło mu tylko o jej bogactwo i wpływy jakie dałoby małżeństwo z nią.
Świta barona nie wydawała się sympatyczna. Konrad nie chciał mieć z nimi nic do czynienia, toteż nie udał się na posiłek razem z resztą, miast tego udało się do chaty.

***

- Późno już się zrobiło, na noc idzie - odezwała się Elsa - Naprawdę musisz wyruszyć z resztą do tego lasu? - zapytała po raz kolejny.
- Niestety tak moja droga. Chciałbym nie iść i spędzić te, pewnie ciężką, noc u twego boku, ale ten zasrany baron i jego siepacze chcą by każdy zdolny do polowania poszedł w las - odpowiedział nie kryjąc niechęci do przybyszów.
- W takim razie pójdę z tobą. Znam się na polowaniu, jestem przecież łowczynią.
- Nie, nie, wybij to sobie z głowy - odparł lekko zakłopotany - Nie zdzierżę jeśli coś by się tobie stało tej nocy, nie dałbym rady. Poza tym byłaś dziś długo w lesie, jesteś zmęczona i musisz odpocząć. A do tego ktoś przecież musi na mnie czekać i modlić się o mój powrót - uśmiechnął się na koniec przytulając ją - Zbrojni już się zbierają. Muszę iść. - opuścił jej ramiona
- Nie idź, proszę cię.
- Muszę.

***

Wędrówka po nocy po Ponurym Lesie wydawała się pomysłem tak szalonym jak idiotycznym. Nawet dziecko wiedziało, że w tamtym lesie po zmroku najgorsze potworności wychodzą ze swoich nor i kryjówek by szerzyć mord.
- To nie jest dobry pomysł - mówił do siebie w myślach. Było zimno ale Konrad nie trząsł się z zimna. Spojrzał na resztę. Chyba każdy w jakiś sposób się obawiał tej wędrówki.
Nie odmówił ząbka czosnku od Olafa. Może to pomoże choć trochę.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 15-01-2014, 11:13   #29
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Nareszcie zajechali i Niedźwiedziowi ukazała się niewielka wioska, której mieszkańcy zaczęli uciekać w popłochu na ich widok. Rycerz ucieszył się na ten widok. Możnowładca, który budzi trwogę w swoich mieszkańcach może nimi dobrze zarządzać i dopóki nie prześladuje chłopstwa wszystko jest w porządku. Baron zaczął wymieniać swoje tytuły i w końcu podeszło do niego kilku chamów. Niedźwiedź skrzywił się. Nie lubił widoku brudnego, zabobonnego i rozwiązłego chłopstwa, ale nie gardził nimi. Budzili po prostu w nim obrzydzenie.

Gdy zaszli do stodoły oniemiał. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Oto piękna panna Elisa leżała przed nim dosłownie zmasakrowana. Przysłuchał się rozmowie barona. Wielce ucieszył się na myśl, że panna Elisa zostanie pomszczona. Likwidując zło mieszkające w tutejszych lasach zapewnią sobie przychylność Sigmara. Po raz kolejny poczuł obrzydzenie do wszelkiego rodzaju Chaosu.

Popołudnie zleciało mu na przygotowaniach. Napoił i nakarmił konia oraz pozwolił mu odpocząć. Jako, że pokutował nie miał żadnych pieniędzy przy sobie. Znał się nieco na kowalstwie – jego tryb życia go do tego zmusił. Gdyby pozostał tam, gdzie powinien teraz być pewnie nie wiedziałby nawet co to kowadło. Sytuacja jednak wymusiła zmianę. Ostrzył miecz i upewnił się, że wszystko jest w najlepszym porządku, a jeśli nie było – zmienił ten stan rzeczy. Uważnie przyglądał się Arabowi modlącemu się na głos na swoim dywanie.

~ Co za tupet ma ten bezbożnik! Żeby na ziemiach Sigmara modlić się do jakichś wymyślonych bóstw! Czemu baron nie nakazał go zabić? Ten głupiec przyniesie nam tylko problemy, zresztą furiat z niego, a to nic dobrego nie wróży. ~ pomyślał ponuro.

Ale nie mógł nic z tym zrobić. Sam zaczął się modlić, gdy wszystko było już gotowe.

- Sigmarze, dodaj mi sił. Młotodzierżco, prowadź moją broń. Pozwól mi na chwałę Twoją mordować pomiot Chaosu. Pozwól nam dokonać sprawiedliwej pomsty za zabicie panny Elisy. – i dodał cicho. – W ogniu spal psy niewierne.

Modlił się jeszcze jakiś czas i dołączył do uczty. Zgodnie ze ślubami nie pił alkoholu, ale ucztował z resztą, choć nie był w dobrym nastroju. Gdy zapadał zmierzch spoglądał niepewnie na Morrslieda. Bał się, dlaczego jadą nocą? Cóż za nonsens. Bał się nie tylko o siebie, ale o innych.

~ Oby nie było pełni, błagam mój Panie, oby nie było pełni. ~ ręce mu drżały z przerażenia. Na razie tylko z przerażenia.

Gdy otrzymał honorową misję ochrony panny Lyndis skłonił się delikatnie wicehrabiemu. Doceniał fakt, że to on otrzymał te zaszczytne zadanie, ale obawiał, że w nocy nie będzie w stanie dobrze jej bronić.

- Pani, jestem na Twe rozkazy. Będę od tej chwili twoim przybocznym na czas naszego zadania. – skłonił się przed nią lekko.

Spojrzał na zachodzące słońce.

- Sigmar da nam zwycięstwo. – powiedział cicho.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 16-01-2014, 20:30   #30
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Zbrojna grupa złożona z ponad tuzina śmiałków niechętnie przekroczyła granicę prastarego boru mieszczącego się w północnej części Sylvanii. Poruszali się wąską ścieżką wydeptaną przez myśliwych, a na którą naprowadził ich niemowa Otto. Na samym przodzie jechał konno arabski wojownik imieniem Albheim, czterdzieści stóp dalej ostrożnie kroki stawiała reszta drużyny - na samym przodzie Lyndis wraz z Niedźwiedziem i Dantem, po środku mieszkańcy Volkenplatz, którzy z nieufnością spoglądali na obcych, a pochód zamykali bracia Kurt i Borys oraz fanatyczny Eusebio. Obie grupy trzymały dość znaczny dystans od siebie, lecz tylko wieśniacy nie bali się zaufać sobie nawzajem. Znali doskonale ten las, lecz ostrożnie dzielili się informacjami z obcymi kilka razy doprowadzając Lyndis na skraj rozpaczy. Mapa, którą otrzymała był dość dobrze opisana, lecz praktycznie niemożliwym jest posługiwanie się nią w lesie, gdzie punktów odniesienia tak niewiele. Na wszelkie pytania i prośby mieszkańcy Volkenplatz odpowiadali milczeniem lub nieznacznym wzruszeniem ramion. Nawet groźby nie pomagały. Nie było więc wątpliwości, iż specjalnie opóźniają tą podróż. Czyżby chcieli wyprowadzić ich na manowce? To pytanie dręczyło każdego ze świty barona. Sytuację nie polepszało tajemnicze zachowanie wieśniaków - w świetle pochodni wyglądało to tak jakby potrafili porozumiewać się ze sobą samymi tylko spojrzeniami i niemalże nieuchwytnymi gestami. Nic dziwnego, że Lyndis, Niedźwiedź i Dante czuli się jakby szli z nożem na gardle.

Podróż przez ostępy Ponurego Lasu przyprawiała o ciarki już za dnia, lecz nocą był to istny horror. Cisza tak przenikliwa, że słychać jedynie nienaturalnie głośny oddech każdego z wędrowców, każde sapnięcie, każde westchnienie… wszystko to potęgowało ponury nastrój. Od czasu do czasu dało się usłyszeć wycie wilka lub kopyta przebiegającej w oddali sarny, które przypominały wędrowcom, że nie są w tym lesie sami. Prawdę mówiąc, trudno było oprzeć się wrażeniu, że jest się obserwowanym. Nieustannie…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=omw_LJtFMqA[/MEDIA]

Znużenie i mróz powoli dopadło wszystkich. Albheim energicznie pocierał palce, których nawet bliskość wierzchowca nie potrafiło ogrzać. Kątem oka dostrzegł coś w zaroślach. Spojrzał w tym kierunku i ujrzał dwa małe świecące punkty, które zniknęły tak samo szybko jak się pojawiły. A może to zmęczenie płatało mu figle? Wojownik tylko wzruszył ramionami i wrócił do pocierania dłoni, które były tak zmarznięte, że nie czuł już praktycznie nic. Był tak pochłonięty próbą ogrzania siebie, iż nie zauważył, że jego koń stanął jak wryty. - Jaaa! Jedź Ty stara kobyło! - Jeździec szarpnął za lejce, lecz wierzchowiec nie posłuchał. Cały czas obserwował jeden punkt w zaroślach. - Coś tam zobaczył? - Arab pochylił do przodu chcąc dowiedzieć się co zaniepokoiło jego konia. - Brrr… spokojnie, spokojnie… to tylko jakieś zwierze. - Szarpnął raz jeszcze lejcami, ale tym razem delikatniej. Nie podziałało, lecz tym razem sam coś zobaczył w gęstych zaroślach - odbijające światło Morrslieba oczy wlepiały się w jego osobę. Dłoń błyskawicznie podążyła ku rękojeści sejmitara spoczywającego w pochwie, lecz ślepia zniknęły w tym samym czasie. Arabski wojownik westchnął głośno, spojrzał w bok z lekkim uśmiechem na twarzy myśląc, że to znowu jego wyobraźnia, lecz jego mina szybko przerodziła się w przerażenie, gdy ujrzał wyskakującą z krzaków zniekształconą istotę, która niegdyś była człowiekiem. Nie był w stanie zareagować. Ghoul uderzył w niego z całym impetem jaki tylko mogły nadać mu jego długie kończyny. Obaj zlecieli z konia zaliczając twarde lądowanie w błotnistym gruncie. Albheim ręką odciągał zęby potwora od swojej szyi próbując drugą dobyć spoczywającego w pochwie miecza, lecz na próżno - stwór był zbyt silny. Podczas szarpaniny z ghoulem kątem oka dostrzegł wybiegające z zarośli dwa inne upiory, które szybko skracały dzielący ich dystans chcąc rozszarpać go na kawałki.

Spłoszone zwierzę rzuciło się do szaleńczej ucieczki wbiegając pomiędzy idących z tyłu wędrowców niemalże tratując ich. Koń zniknął w zaroślach prawie tak samo szybko jak się pojawił, teraz słychać było tylko stłumione głosy szarpaniny dobiegające ze szlaku przed nimi. Wszystkie oczy zwróciły się ku Lyndis, która niemalże zbladła. - Albheim! Pomóżcie mu! - Krzyknęła dobywając muszkietu i wraz z dwoma towarzyszami jako pierwsza ruszyła przed siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 16-01-2014 o 22:59.
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172