Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2014, 14:17   #1
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
[warhammer 2ed.] Krew, piach i łzy II. (18+)

Fort Bohsenfels

Wznosząca się na skraju lasu twierdza nazywana Małym Middenheim wznosiła się na szczycie wysokiej skały, w której wydrążone były tunele i jaskinie. Mimo, że został on częściowo zniszczony w roku 2522, to jednak nie poddał się siłom Chaosu. Ostatnia zaś bitwa, którą stoczono pod Lowitz pozwoliła na otwarcie nowego szlaku zaopatrzeniowego, do odciętego do tej pory fortu. Dzielni dowódcy, którzy przyczynili się do tego sukcesu zostali sowicie wynagrodzeni i awansowani, a wśród nich był Carl Gretch zwany Mieczem.
Wozy pełne sprzętu i prowiantu ciągnęły jeden za drugim traktem biegnącym przez zdobyte Lowitz. Grupy chłopów dniem i nocą pracowały przy karczowaniu i równaniu terenu, aby uczynić drogę jeszcze dogodniejszą. Rozpoczęto odbudowę twierdzy i wzmocniono jej garnizon. Co więcej, wielu sierżantów, którzy do tej pory zajmowali się eskortowaniem dostaw w Lesie Cieni, zostało zwolnionych ze swojego zajęcia i mogli być przydzieleni do bardziej palących spraw.

Kurt Ripke

Pewnego słonecznego dnia Salkalten obiegła wiadomość o zwycięskiej bitwie pod Lowitz. Kiedy inni świętowali kolejną wygraną z Chaosem ty zdawałeś się mieć nieco odmienne odczucia. Wiedziałeś, że oznacza to dla Ciebie długą i męczącą podróż. Wcześniej, przez wiele dni studiowałeś w bibliotece von Raukova plany twierdz. Nie działo się to bez powodu. Mądry władca szykował grupę mającą zająć się odbudową zniszczeń w forcie Bohsenfels,a zwycięstwo pod Lowitz oznaczało dla Ciebie budowę nowej drogi, podróż do fortu, inspekcje jego murów i sporządzanie planów odbudowy jego uszkodzonych części. Kiedy dotarłeś na miejsce, okazało się, że dowódca twierdzy zatroszczył się już o odbudowę zniszczeń sam. Zamiast tego nie chcąc, abyś tracił czas, przydzielił Tobie inne zadanie. Miałeś otrzymać swoich własnych ludzi i szkolić ich na oddział inżynieryjny, bowiem wszyscy wojownicy służący kiedyś w podobnej formacji zginęli w czasie walk, a zapotrzebowanie na tego typu umiejętności u żołnierzy było znaczne.

Albert Koppig

Salkalten jest kwitnącym portowym miastem, a dziś również tymczasową stolicą prowincji. Nic więc dziwnego, że przyciągnęło do siebie starego wilka morskiego i bosmana, rozbitka z zatopionego u brzegów Ostlandu statku. Było to idealne miejsce, aby spróbować zaciągnąć się na kolejny okręt. Nic bardziej mylnego. Trafiłeś do miasta dokładnie w momencie, w którym prowadzono pobór. Każdy mężczyzna zdolny do noszenia broni i nie posiadający aktualnego zajęcia został wcielony do wojska. Spełniałeś oba kryteria i jeszcze tego samego dnia siedziałeś w koszarach w barwach von Raukova. Doświadczenie i obycie z bronią szybko pozwoliły Ci się wyróżnić spośród zebranej w koszarach hołoty. Kiedy zaś otworzono nowy szlak wyruszyłeś na czele nowoutworzonego oddziału do Bohsenfels.

Herman von Gendelhausen

Gdybyś wiedział, że gra w karty z jednym z kapitanów tak bardzo wpłynie na Twoja dalsza karierę w wojsku, to zastanowiłbyś się kilka razy czy na pewno warto było z nim grać. Kiedy w pokerowej puli znalazły się obietnice ułatwienia dalszych awansów i otrzymania własnego oddziału nie mogłes uwierzyć swojemu szczęściu, zwłaszcza, że karta szła Ci dobrze. Kapitan, którego ograłeś spełnił swoją prośbę i przedstawił Cię swoim przełożonym jak najlepiej tylko mógł. Na drugi dzień fortu podróżowałeś już na czele swojego własnego oddziału podążając do fortu Bohsenfels. W torbie wiozłeś zapieczętowaną wiadomość do komendanta twierdzy. Byłeś ciekaw co spotka Cię na miejscu.

Galiusz La Vorte

Jako sierżanta przydzielono Cię do fortu Bohsenfels, gdzie brałeś udział w jego obronie w czasie najzacieklejszych walk. Przeżyłeś trzy swoje oddziały, których ludzie szli za tobą na rzeź, jednak jakimś zrządzeniem losu Tobie zawsze udawało się wyjść z opresji cało. Przełożeni sądzili, że Twoja umiejętność przetrwania jest zasługą wyjątkowych umiejętności, dlatego też ze względu na bojowe doświadczenie otrzymałeś komendę nad kolejnym oddziałem. Jak nikt wiedziałeś, że kwestia przetrwania w tym świecie sprowadza się do tak zwanego wojennego szczęścia, a ty je miałeś. W głębi ducha zastanawiałeś się, czy i Ci ludzie, których życia złożono w Twoje ręce również zginą.

Carl "Miecz" Gretch

Po zwycięskim starciu pod Lowitz ruszyliście dalej, do twierdzy Bohsenfels. Na miejscu witano was jak bohaterów. Dzięki waszemu poświęceniu udało się utworzyć nowe połączenie do odciętego od Salkalten fortu. Czas spędzony w forcie poświęciłeś na odpoczynek. Twój oddział został również odpowiednio dozbrojony i uzupełniony o nowych ludzi. Doświadczeni wojownicy z fortu przeszkolili Twój oddział ucząc go nowych umiejętności. Na co dzień brałeś udział w patrolach po najbliższej okolicy, które najczęściej przebiegały spokojnie. Słyszałeś plotki o tym, że formowana jest nowa grupa, która otrzyma specjalne zadanie. Po cichu liczyłeś, że otrzymasz nad nią dowodzenie. Twój oddział przeszedł chrzest bojowy i brałeś udział w zwycięskiej bitwie. Inni nowi oficerowie nie mogli poszczycić się takimi zasługami.

Johann Vanderhosen

Wiedziony potrzebą walki z Chaosem trawiłeś na służbę do Księcia-Elektora von Raukova. W dzisiejszych czasach każdy dobry miecz był na wagę złota, toteż nie miałeś większych problemów z znalezieniem klienta na twe usługi. Początkowo bawiłeś w Salkalten, gdzie spędzałeś czas na dworze wśród uczt i zabaw wysoko urodzonych. Nie rozumiałeś, jak można tak beztrosko się bawić, kiedy Chaos grasuje po prowincji, a ludzie giną w jego mackach. Czując pewnego rodzaju odrazę postanowiłeś poprosić o odesłanie Cię do Bohsenfels. Słyszałeś, że fort ten bez przerwy zmaga się z walką przeciwko pomiotom Chaosu. Było to więc miejsce idealne dla kogoś o Twoich umiejętnościach i oddaniu sprawie. Osobista znajomość z von Raukovem była także pomocna w szybkim awanse. Dzięki polecającym listom od Księcia-Elektora szybko otrzymałeś na miejscu funkcję dowódcy oddziału.

Ekkill Eiriksen

W poszukiwaniu zajęcia dotarłeś aż do fortu Bohsenfels. Nie było to łatwe zadanie, bowiem Las Cieni był groźnym i niebezpiecznym miejscem, a wędrówka po nim równała się niemal z samobójstwem. Dołączywszy do karawany, która próbowała się przedrzeć do Salkalten, postanowiłeś podjąć ryzyko. Pewnego dnia oddział żołnierzy z Bohsenfels, w trakcie patrolu, znalazł Ciebie błąkającego się po lesie. Majaczyłeś, a twoje ubranie było całe we krwi. Po towarzyszach, z którymi wyruszyłeś nie było śladu, zaś Ty sam zdawałeś się utracić pamięć i nie byłeś w stanie sobie przypomnieć niczego od momentu wyruszenia do Lasu. Zabrano Cię do fortu, gdzie dałeś się poznać jako zdolny i groźny dla wrogów wojownik. Brałeś udział w najtrudniejszych misjach eskortując wozy jadące po zaopatrzenie, niejednokrotnie wracając z nich jako jedyny żywy. Twoje talenty pozwoliły Ci na awans. Otrzymałeś swój własny oddział, a z racji doświadczenia w poruszaniu się po Lesie Cieni, skierowano Cię na bardziej wymagającą misję.

Wszyscy:

Komendant fortu wezwał was wszystkich do siebie i zaprosił do wspólnego stołu, zastawionego półmiskami z zupą ugotowaną na świeżych rybach.

-Dostawy z Salkalten idą pełna parą. – Rzekł Komendant wskazując na talerze. –Ryby, broń, wieści. Odzyskujemy siły. – Kontynuował. –Jednak nie po to was wezwałem. Jest bowiem sprawa. Pewnie już słyszeliście, że organizowana jest nowa grupa. Chciałbym, żebyście weszli w jej skład. Wraz ze swoimi oddziałami. – Rzekł Komendant. –Misja będzie trudna, ale nie mamy wyboru. Zjedzmy i omówimy dalsze szczegóły. – Powiedział.

Siedząc przy stole wszyscy kalkulowali. Nowo utworzona grupa będzie potrzebowała dowódcy. Zwłaszcza, że aż siedem oddziałów wejdzie w jej skład. To ponad siedemdziesięciu ludzi. Wódz takiej gromady wojska otrzyma szansę na awans, zaszczyty i zapewne ziemię. O ile wypełni misję. Ale czemu miałoby się to nie udać? Siedemdziesięciu ludzi to duża siła, zwłaszcza w tym regionie. Wszyscy wiedzieli, że naturalnym i najbardziej oczywistym kandydatem na wodza jest Carl Gretch zwany Mieczem. To on walczył pod Lowitz i awans ten należał mu się jak „psu micha”.

-Wyruszycie na południe. Do Ferlangen. Od miesiąca nie mieliśmy żadnych wieści z tamtego regionu. Wysłaliśmy tam uprzednio pięć oddziałów. Żaden nie powrócił. Zero wieści. Nie chcemy snuć domysłów, ale nie spodziewałbym się, że wszystko jest w porządku. – Mówił Komendant. –Sprawdzicie jak wygląda sytuacja w Ferlangen i odszukacie zaginione oddziały. Dowodził nimi Bruno von Aukrug, dowiedzcie się co się z nim stało. –Komendant przerwał na chwilę i zjadł trochę zupy. Spojrzał się na Carla przepraszającym spojrzeniem.

-Co do kwestii dowództwa, to otrzymałem listy z Salkalten. Dowodzić będzie Herman von Gendelhausen ze względu na swe wybitne przymioty wynikające ze szlachetnego urodzenia. – Komendant skrzywił się mierząc wzrokiem Gendelhausena. –To oznacza odpowiedzialność najwyższego stopnia za powodzenie tej misji! Rozumiecie wodzu? – komendant parsknął wstając od stołu. –Odmaszerować! – Rzucił krótko zanim trzasnął drzwiami, przez które przechodził.

GM info:
-Wasze oddziały czekają na zewnątrz. Zapoznajcie się z ich składem i umiejętnościami poszczególnych żołnierzy (w komentarzach). Wyruszajcie bez zwłoki. Jest poranek. Pora roku to koniec zimy-początek wiosny. Wszelkie pytania na PW i w komentarzach.
-Pierwszy post, wyjątkowo, może być nieco dłuższy. Możecie się przedstawić innym, zacząć jakiś dialog. Zaczynacie go w momencie wyjścia ze spotkania z Komendantem (spotkanie miało miejsce w forcie), a kończcie go w momencie wyruszenia z fortu do Lasu Cieni.


Na niebiesko: traza ze Salkalten do fortu
Na czerwono: trasa waszej misji
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 23-02-2014 o 15:49.
Mortarel jest offline  
Stary 25-02-2014, 17:06   #2
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Wszyscy z dowódców zatrzymali się jeszcze przed budynkiem, w którym urzędował komendant fortu. Krótkie przywitanie, szybkie wymienienie funkcji i poznanie głównodowodzącego oddziałami. W pierwszej chwili Johann nie miał żadnych zastrzeżeń do rajtara. Nie chciał wyciągać żadnych zbyt pochopnych wniosków na jego temat. Wolał poczekać aż będzie mógł w praktyce sprawdzić jego umiejętności. Sierżanci wydawali się rycerzowi całkiem konkretni. Może z wyjątkiem norsmena. Nie wątpił w umiejętności bojowe ludu dalekiej północy, jednak ciekawym Johann był, dlaczego norsmen walczy po stronie Ostlandu i na dodatek obejmuje pewne dowodzenie. Szybciej widziałby go w roli jakiegoś najemnika albo wolnego strzelca. Miał nad czym rozmyślać i wiedział, że będzie miał z kim powymieniać doświadczenia.

Johann Vanderhosen oddalił się całkowicie od dyskutujących jeszcze dowódców do swoich ludzi. Byli to typowi rekruci. Nie ciężko było zgadnąć ilu część z nich położyła w swoim życiu wrogów. Czas był ciężki. W oddziałach znajdowały się nawet dzieci nie mające więcej niż piętnaście wiosen. Wojna to nie było miejsce dla takich osób. W oddziale Johanna na całe szczęście było tylko dwóch takich młodzików. Im rycerz był bliżej swoich ludzi, tym bardziej się na niego gapili. Nie do końca wiedzieli co będzie dalej, jakie są rozkazy. Wyczekiwali ich.
- Ty, - Johann odezwał się wskazując palcem okutym w płytową rękawicę jednego z chłopów w swoim oddziale - jak cię zwą?
- Dankmar, sierżancie - odpowiedział prostując się.
- Skąd ta blizna na twojej twarzy? - zapytał wprost.
- Oberwało mi się od przeklętych zwierzoludzi. Byłem za wolny, sierżancie, ale się im nie dałem. Przeklęte pomioty gryzą dziś już ziemię.
- Rozumiem. Masz obejście w walce, dobrze. Będziesz kapralem tego oddziału. Gratuluje awansu - kontynuował z wciąż poważna miną i głosem - Za niecałą godzinę jest wymarsz do miasta o nazwie Ferlangen. Mamy sprawdzić co stało się z oddziałami, które wyruszył tam grubo przed nami. Podobno od wielu dni nie było od nich żadnych wieści. Wyruszamy liczną kupą, więc spokojnie panowie, bandyci i małe grupki zwierzoludzi nam nie grożą. Przygotujcie się na podróż. Zapakujcie dobrze prowiant, sprawdźcie czy pancerze dobrze leżą, weźcie niezbędne rzeczy. Kapralu, będziecie mnie stale informować o stanie oddziału. Odmaszerować!
Zaraz po wydaniu rozkazów ludzie Johanna zaczęli krzątać się po forcie by poczynić niezbędne przygotowania.

***

Johann Vanderhosen siedział odziany w pełną płytową zbroję na swoim wysokim, czarnym rumaku i obserwował krzątających się ludzi z różnych oddziałów. Wszystko powoli zaczynało wyglądać jak wojsko. Stał przy bramie wyjazdowej w stronę Jegow. Jego oddział był już prawie gotowy do wymarszu. Podszedł do niego Dankmar odziany w skórzany kaftan, z bronią przy pasie i plecakiem z prowiantem i niezbędnymi rzeczami na plecach. Wyprostował się i odezwał - Sierżancie, melduje że XIV oddział, II regimentu Bohsenfels jest gotowy do wymarszu!
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 25-02-2014, 17:09   #3
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Po wyraźnym rozleniwieniu, w jakie wprowadził go pobyt w forcie, Carl czuł się niezwykle ożywiony na wieść o formowaniu nowej grupy, której prawdopodobnie powierzone zostanie ważne zadanie. Nie mógł się doczekać, by przeprowadzić chrzest bojowy swoim nowym rekrutom ale w duchu myślał też, czy nie zostanie mianowany dowódcą na czas misji. Poczucie pewności w tej kwestii pogłębiały zwłaszcza plotki i strzępki informacji o pozostałych oddziałach, według których żaden nie mógł się pochwalić takimi osiągnięciami jak jego.

Liczył, liczył i się przeliczył. Podczas spotkania sierżantów z komendantem Miecz poczuł jakby ktoś oblał go kubłem zimnej wody. Wiedział, że dyskusja byłaby bezsensowna i mocno nie na miejscu, zacisnął więc mocno zęby i starał się przywołać twarz prawdziwego pokerzysty, rozkaz to rozkaz, jak absurdalny by nie był. Zły był głównie na samego siebie, za słuchanie plotek i robienie sobie nadziei na awans. Postanowił zmusić się, by nie być niepotrzebnie uprzedzonym do von Gendelhausen’a, miał tylko nadzieję że szlachcic nie będzie mu tego utrudniał.
Kiedy komendant wyszedł, postanowił przywitać się z nowymi towarzyszami broni, jeśli misja miała się powieść musieli stworzyć przynajmniej coś na kształt zespołu.

- Gretch - Powiedział, wykonując namiastkę ukłonu w kierunku pozostałych dowódców - Poprowadzę jedenasty oddział mieczników. Liczę, że dojdziemy do Ferlangen bez większych przeszkód. W boju możecie liczyć na mnie i moich ludzi!

- Ripke inżynier, dowódca dziesiątego oddziału - Kurt także lekko ukłonił się wszystkim- Też mam nadzieję, że dotrzemy na miejsce bez przeszkód, natomiast trudno mi cokolwiek powiedzieć o moich ludziach, jeszcze się z nimi nie widziałem.

-Vorte -Skinął głową do wszystkich i przyjrzał się bacznie czy mieli już styczność z walką, czy same gołowąsy. -Witam panów. To co, kolejna krwawa wyprawa po chwałę?- mówiąc to uśmiechnął się krzywo do dowódcy, i zrobił ciut głębsze skinienie w stronę Gretcha - Sierżant trzynastego z Bohsenfeld, masz nam coś do przekazania dowódco czy od razu mamy przygotować ludzi do wymarszu.
Szlachic, chociaż patrząc na jego strój na takiego nie wyglądał, lekko skinął głową z wyrazem twarzy, który nie wyrażał czy zauważył tą nutę pogardy, czy może też wyzwanie w zachowaniu jego podwładnego.

- Johann Vanderhosen, Rycerz Srebrnej Tarczy, dowódca czternastego oddziału - przywitał się zakładając z powrotem płytowy hełm na głowę - Za ile spotykamy się pod bramą? - zapytał dowódcę

-Poinstruujecie swoje oddziały, sprawdzicie ich sprzęt i za godzinę wyruszamy- odpowiedział Herman przyglądając się uważnie czynności wykonywanej przez rycerza.

-Bosman Piechoty Morskiej Jego Cesarskiej Mości Albert Koppig. Witam panów. - przedstawił się rezolutnie mężczyzna z głową przewiązaną jaskrawo czerwoną chustą.

- Ekkill, syn Eirika. Piętnasty oddział - przedstawił się krótko brodaty blondyn. Mówił z twardym, północnym akcentem. W przeciwieństwie do reszty, nikomu się nie kłaniał. Nie znał ich. Wątpił, by zasługiwali na to, by jakikolwiek Norsmen chylił przed nimi głowę.

Kiedy wszyscy sierżanci się przedstawili zapadła cisza. Dowódca wykorzystał to zdejmując znoszone rękawiczki, po czym wyjął z sakiewki niewielkie, srebrne pudełeczko z wygrawerowanymi literami HvG. Otworzył je i wziął szczyptę brązowego proszku, która się w nim znajdowała i wciągnął ją przez nos. Potrząsnął lekko głową, schował je z powrotem i zaczął mówić:
-Jestem porucznik Herman von Gendelhausen, wasz dowódca, jak komendant zdążył już wam powiedzieć. Osobiście będę dowodził dziewiątką z IV Regimentu z Saltkalten- przerwał na chwilkę i spojrzał na twarze swoich podkomendnych.
-Być może uważacie że dostałem to stanowisko tylko ze względu na urodzenie. Być może nawet się nie pomyliliście, ale wiedzcie że to urodzenie nie znaczy teraz dla mnie nic!- przy ostatnich słowach podniósł znacząco głos aby to podkreślić- Wszyscy jesteśmy tu z jakiegoś powodu. Jedni chcą wywrzeć zemstę na pomiotach Chaosu, inni poszukują sławy na polu bitwy, zapewne są i tacy, którzy gonią za pieniądzem, teraz to nie ważne! Wszyscy jesteśmy w armii księcia von Raukova i mamy zadanie, które wykonamy wykorzystując wszystkie dostępne środki jakie nam powierzono!- znowu na chwilę przerwał aby zebrani mieli czas na przemyślenie tych słów.
-Dostaliśmy rozkaz aby niezwłocznie wyruszyć do Ferlangen i tak właśnie zrobimy. Proszę iść przygotować swoich ludzi, sprawdzić ich sprzęt oraz jeśli to będzie możliwe dokonać ostatnich uzupełnień w ekwipunku i za godzinę stawić się pod bramą gotowi do wymarszu. Resztę szczegółów omówimy podczas pierwszego popasu. Her Gretcha i her la Vorte proszę o pozostanie jeszcze tutaj, reszta rozejść się!- porucznik czekał aż wszyscy wykonają jego rozkazy..

-Jak wiecie panowie- kontynuował porucznik, gdy reszta się rozeszła- dowódca powinien mieć kogoś dla porady i kogoś aby ten przypilnował, aby rozkazy były przestrzegane. Trochę o was się nasłuchałem i chciałbym powierzyć te zadania.
-Pan, her Gretch jest poważany przez tutejszych żołnierzy i nawet oficerów, chcę uczynić pana swoją prawą ręką i doradcą, zaś pan, her Vorte, myślę że będzie potrafił utrzymać dyscyplinę- nie czekając na ich reakcję kontynuował:
-Pozostaję też kwestia jak rozlokować oddziały w kolumnie podczas marszu, co proponujecie?

Galiusz wysłuchał informacji porucznika i zaniemówił. “Ja, batem na tych żołnierzy, można spróbować ”, jego umysł przetwarzał informację powoli ważąc każde słowo wypowiedziane przez Hermana.
Początkowo Carl słuchał z podobnym szczękościskiem, co na odprawie u komendanta. Kiedy jednak z ust przełożonego padło pytanie wyprostował się

-Czy wolno mi wpierw o coś spytać? Czy sugerujecie, by her Vorte sprawował pieczę nad dyscypliną w naszych oddziałach?
-Ujmijmy to tak- przez chwilę porucznik się zastanawiał, po czym powiedział- W armii ważne jest, aby żołnierze postępowali zgodnie z literą prawa, więc są potrzebni ludzie, którzy będą to egzekwować. Liczę na to, że każdy z sierżantów będzie utrzymywał dyscyplinę w oddziałach we własnym zakresie, ale ktoś musi być od wymierzania kary.- uśmiechnął się do swojej nowej ,,lewej ręki’- Postawienie odpowiedniej postaci na tej pozycji może dać do myślenia, jeśli ktoś by chciał zrobić coś nie tak.

Miecz skrzywił się, lecz postanowił nie dyskutować.
Młot miał minę nie lepszą od Miecza ale też zagryzł zęby.

-W takim razie przedstawię moją propozycję szyku - Carl podniósł patyk z ziemi i zaczął rysować okręgi w błocie
-Mój oddział, jako lepiej opancerzony, ruszy przodem. Następnie tuż za nami powinien znajdować się oddział sierżanta Ripke, by w razie konieczności szybko obudować placówkę lub poradzić sobie z przeszkodami na drodze. Za nim, w centrum, powinien maszerować dowódca wraz ze swoimi ludźmi. Zamykającym oddziałem powinien być oddział Johanna. Co do skrzydeł kolumny, oddziały her Vorta i her bosmana powinny maszerować po bokach, najlepiej na wysokości oddziału inżynieryjnego, by jak najlepiej go osłaniać.
Zawachał się
-Ostatni oddział, oddział sierżanta Eiriksena mógłby maszerować w lekkim oddaleniu, patrolując okolice na zmianę z jednym z bocznych oddziałów. Może to tylko złe przeczucie, ale wolałbym żeby trzymał się on na bezpieczną odległość, póki nie poznamy go bliżej… Jeśli oczywiście się nie zgodzi patrolować okolicy, co byłoby dodatkowym obciążeniem dla jego ludzi, może również iść z tyłu.

Porucznik dokładnie się przyglądał i słuchał tych słów.
-Zgadzam się na takie ustawienie oddziałów. Co do naszego przyjaciela z północy, to poznałem już ludzi takich jak on. Są twardzi, honorowi, a urazy chowają tak samo jak Khazadzi. Potrafią być niebezpieczni, ale jeśli odpowiednio przedstawi się mu jego zadanie wykona je, choćby zaraz miał się skończyć świat.

- Nie znam się aż tak na ludziach północy ale zwiad zawsze pomaga w walce. Co do szyku to można i tak go prowadzić. Ja częściej na polach i murach stawałem niż kolumny prowadziłem. - La Vorte zaczerpnął powietrza i ciągnął dalej - Zaproponował bym by pan Ripke stał się naszym kwatermistrzem. Będzie można odbarczyć nas w sprawach zaopatrzenia na przyszłość. -Mimo że miną próbował to nadrobić, sam nie był chyba pewien do końca tego pomysłu

-Jeśli wszyscy się zgadzamy z rozstawieniem ludzi, proponuję się rozejść do swoich oddziałów, chyba że macie jeszcze jakieś pytania?

Nie mieli. Carl dziękował w duchu Sigmarowi, że szlachciurzyna miał przynajmniej na tyle rozumu w głowie by powierzyć mu część odpowiedzialności. Co do la Vorta, który z miejsca zrobił na Mieczu dobre wrażenie, to miał jedynie nadzieję, że ze swojej funkcji straszaka skorzysta tylko w ostateczności, wolałby sam zajmować się swoimi ludźmi. Właśnie, o wilku mowa.

Stanął przed jedenastym oddziałem mieczników i zrobił surową minę. Na szczęście nie była to już banda żółtodziobów ani dzikusów wyciągniętych z puszczy jak kiedyś. Radował go widok tych żołnierzy, którzy maszerowali z nim aż od Saltkalten, miał nadzieję że i tym razem wyjdą z misji cali.
-Baczność! – ryknął i odczekał chwilę, aż jego ludzie zasalutują

-Dość siedzenia na tyłku chłopcy, zostaliśmy wysłani na kolejną misję i wyruszamy natychmiast. Część z was jest tu nowa, więc wyjaśnijmy sobie coś. Od chwili waszego przydzielenia do mojego oddziału jestem dla was kochającą matką i surowym ojcem, który nie zawaha się przed spuszczeniem wam lania, jasne? Jeśli macie jakikolwiek problem, nawet z innym z dowódców, macie na jednej nodze przybiec i mi o tym zakomunikować. Ale... Okażcie mi brak szacunku, lub jakąkolwiek niesubordynację a bandy zwierzoludzi w lesie będą waszym najmniejszym zmartwieniem. – Dla lepszego efektu przywołał na twarz grymas, sprawiający że blizna spod Lowitz poruszyła się niczym tłusty biały robal na jego twarzy.

-A teraz idźcie pożegnać ulubioną kurwę, zebrać manatki i ustawiać mi się w dwuszeregu pod bramą! Lukas, Jorg, Kaspar, Ernst, Franz i Arne, razem ze mną jesteście w pierwszym szeregu, Gundolf idzie po środku drugiego i radzę wam, zaprzyjaźnijcie się z nim bo będzie nas przystkich składał do kupy. Theo, po staremu, jesteś moja prawą ręką i moimi oczami, gdy mnie nie ma. Odmaszerować!
 

Ostatnio edytowane przez Luffy : 25-02-2014 o 17:26.
Luffy jest offline  
Stary 25-02-2014, 20:06   #4
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bosman JCM Albert Koppig - uparty i surowy



Albert czuł, że wraz z zimą skończy się laba. Jednak nie spodziewał się, że tak szybko. No i oczywiście preferował służbę na chybotliwym pokładzie a tu znów musiał gnić ze szczurami lądowymi.

Na naradzie zrobił to co wcześnieł zawsze robił na odprawach na okrętach a od jakiegoś czasu i tu w obozie. Czyli starał się milczeć i nie rzucać w oczy. Jeszcze szarżom wpadłby w oko, i by mu przydzielili jakieś "zaszczytną" fuchę albo co... Na szczęscie udało mu się niczym nie sprowokować nikogo i obeszło się bez zbędnych ceregieli.

Po naradzie przedstawił się i wymienił standardowe grzeczności z innymi sierżantami. Mając dość niewiele czasu udał się bez zwłoki i z miejsca postawił swój oddział a nogi, dopilnował by się spakowali, zabrali co trzeba i przed bramą stawili się w komplecie jako jedni z pierwszych. Oddział miał dość sprawny bowiem jego bosmańskie doświadczenie sprawiało, że się nie patyczkował z podwładnymi a miał całą zimę by ich oćwiczyć. - XI Oddział II Regimentu Bohsenfels melduje się na rozkaz! - zameldował się dziarsko ich nowemu dowódcy. Sam stał w swojej znoszonej przeszywalnicy, tarczą i kuszą na plecach oraz jedną z niewielu pamiątek ze swojej służby na morzu czyli marynarskim kordelasem u boku.

Gdy dowiedział się o swoim zadaniu osłaniania flank podczas marszu odparł krótkie i dziarskie - Tak jest! - ale prywatnie zachwycony nie był. Najwyraźniej albo on albo jego oddział nie zrobił na nowym dowódzcy najlepszego wrażenia tudzież po prostu inne zrobiły lepsze. Teraz więc będzie musiał się przewalać przez krzaczory, zleżały śnieg i błoto na poboczu co mu ludzi spowolni, wymęczy i szyk będzie utrzymać ciężko a w razie zasadzki przyjmą na siebie pierwsze uderzenie. Zapowiadała się długa droga. Zwłaszcza jak będą ten szyk mieli utrzymać aż do samego celu podróży. Rozkaz był jednak rozkaz. Czekał aż zbierze się reszta i może co najwyżej na to czy jeszcze czegoś dowiedzą się przed wymarszem.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-02-2014, 22:05   #5
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Po odprawie i zapoznaniu się z resztą dowódców Ripke poszedł zapoznać się z oddziałem. Któryś ze spotkanych żołnierzy wskazał mu grupkę rozłożoną na dziedzińcu, to był właśnie jego dziesiąty oddział i niestety widok nie napawał optymizmem. Większość jego ludzi to byli chłopcy, którzy mieli mleko pod nosem. Kurt westchnął i podszedł do nich.

- Dziesiąty oddział? - zapytał i gdy odpowiedziały mu kiwnięcia głową dodał - Jestem Kurt Ripke i jestem waszym nowym sierżantem.

Chłopcy zerwali się na nogi, ale Kurt uspokoił ich ręką - Spokojnie, jeszcze przyjdzie czas na musztrę, najpierw muszę was poznać. No dobra, będziecie podchodzić do mnie pojedynczo, powiecie mi jak się nazywacie i na czym się znacie.

Po dwudziestu minutach wypytywania widział już sporo o swoich ludziach i w głowie rysowały mu się funkcje poszczególnych członków.

- Baczność! - krzyknął, a oni ustawili się grzecznie w szeregu, choć nie tak szybko jak by to zrobili zawodowcy. - Mam zadanie zrobić z was oddział inżynieryjny, więc roboty będzie sporo, zwłaszcza że praktykę odbędziecie już na polu walki. Tak panowie, za godzinę wyruszamy pod dowództwem porucznika von Gendelhausena na rozpoznanie do Ferlangen. Kapralem czyli moim zastępcą zostanie najstarszy z was, Felix. On i Gisbert będą odpowiedzialni za uzupełnienie zapasów mięsa i żywnosci, a także w razie konieczności za zwiad. Kucharzem będzie jak oczywiście się domyślacie Eodred, a pomagać będzie mu Diel na przemian z Dieterem. Najmłodszy z was czyli Jonas będzie posłańcem. Reszta odpowiedzialna będzie za sprzęt, w szczególności liczę tu na Emila, który to i owo potrafi już naprawić. Udam się teraz do komendanta i kwatermistrza, a wy w tym czasie przygotujcie się. Za pół godziny macie być gotowi do wymarszu!

Inżynier jak powiedział tak zrobił, ale wizyta u przełożonego nie przyniosła efektów. Dodatkowego przydziału na siekiery i łopaty nie udało mu się uzyskać. Nie lepiej poszło u kwatermistrza, łapówka co prawda przekonała go o słuszności racji Kurta, jednak reszty pieniędzy starczyło tylko na jedną siekierę. Ripke nie pocieszony wrócił do oddziału, przekazał narzędzie Emilowi, a chłopcom odpowiedzialnym za sprzęt nakazał by podczas przemarszu starali się zdobyć jak najwięcej łopat, siekier i innych narzędzi przydatnych do prac budowlano-ziemnych. Gdy wszystko zostało omówione Kurt wydał krótką komendę i oddział dwójkami ruszył na miejsce zbiórki.
 
Komtur jest offline  
Stary 26-02-2014, 00:21   #6
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
Galiusz wyszedł z odprawy przed budynek gdzie zobaczył kolejny oddział do wyszkolenia. “Kurwa może ci przeżyją dłużej nisz poprzedni” zadumał się przypominając sobie jak jego ostatni oddział bronił wyrwy na murach do ostatniej kropli krwi. “Czemu mnie nie wziąłeś za soją bramę Morr-że. Dobra dość sentymentów trza pokazać że żołnierz imperium nie lęka się niczego” zganił się w myślach i ruszył ocenić przydatność oddziału.
-Trzynasty oddział Drugiego Regimentu Bohsenfels do mnie- wykrzyczał stając niedaleko schodów. “Kurczę ruszają się jakby im jaja do ziemi przymarzły, ale bywało gorzej nawet ci dwaj starzy się jakoś trzymają” - Panowie - zaczął przechadzająca się miedzy ludźmi z oddziału - Zapewne kilku z obecnych może mnie rozpoznać jeśli było w forcie podczas obrony jeśli nie to wasze zmartwienie. Mam kilka zasad i będę ich pilnował. -mówiąc to zrobił krótką pauzę i ocenił twarze świeżaków - Po pierwsze macie mnie słuchać na chwilę obecną będę wam ojcem i panem na matkę raczej nie liczcie - kilka cichych chichotów poszło w oddziale - Aż tak was to kurwa śmieszy rekrucie - popatrzył na jednego z młodszych oczami które mogły by cofnąć te trochę ciepła które przywiał wiatr - Po drugie mam zamiar przeżyć i wam też to radzę nie lubię tracić towarzyszy broni a staliście się nimi od kiedy trafiliście pod moją komendę. -Kolejna pauza “Kurczę ale muszę teraz przypominać tego osła Ottiego” popatrzy w niebo przypominając sobie swojego pierwszego dowódcę “Czyli teraz czas na poznanie tych ludzi na to by sprawdzić z jakiej gliny są ulepieni przyjdzie czas później “- szybko przebiegł wzrokiem po zebranych

- Dobra idziemy do koszar, po drodze każdy się przedstawia i gada co robił przed zaciągiem
-Jekil byłem zielarzem, -Heinman a to jest mój brat Guido
- przedstawili się dwaj barczyści chyba bliźniacy - jesteśmy drawlami. -Rigo włóczyłem się panie tu i tam. - Osric zierałem runo w lesie. -Jorn ja również zbierałem runo po lasach. - Leo pracowałem przy uboju zwierząt. -Jesztem Bart lesnicy -Przedstawił się sepleniący dość młody chłopak. [i]-Xavier panie woziłem towary - Volker u ojca na farmie żem pracował. [i]- zakończył najmłodszy z całego oddziału

-Poznamy się lepiej na postoju a teraz pozbierać mi wszystkie manatki i żarcie bo nie wiem kiedy będzie następna możliwość zdobycia żarcia. Jekil, Guido, Leo zostańcie chwilę mam sprawę do was Pozbierajcie ich rzeczy bo mogą sami nie zdążyć ich spakować rozejść się. Sprawa wygląda tak. - mówiąc to rozwiązał mieszek i zaczął odliczać srebrne -Tu jest 30 srebrnych macie dokupić dla oddziału trochę bimbru i trochę owoców albo racji -oczy młodego rzeźnika aż się zaświeciły oczy pozostałych dwóch też choć maskowali miny lepiej niż młody. -Jak mi który zwieje to osobiście go odnajdę i przyszpilę głowę do murów fortu moim młoteczkiem -pogładził swój nadziak na którym w zagłębieniach ciągle widać było zaschniętą krew. Miny trójki rekrutów zaraz się zmieniły.-Jak się spiszecie to może dostaniecie coś dla siebie, jak nie- kolejna pauza i postukanie ręką po broni. -To sami wiecie co będzie. A teraz ruchy bo macie mało czasu a wymarsz nie będzie czekał jak kat.

Sam w tym czasie poszedł jeszcze zaczerpnąć języka o terenach w które ich wysłali a potem zabrać sprzęt i w drogę ”Kurwa żebym nie żałował wysłania tej trójki bo może być ciężko ale jak nie przyjdą to brat będzie miał problem no i … Dość tych durnych myśli będę i koniec jak nie to cały oddział będzie cierpiał kurwa to jest wojsko a nie babiniec. Ruszył szybszym krokiem ganiając się za głupie myślenie on ma działać, wyszkolić, nauczyć, i przeżyć by mogli pokazać że są warci więcej niż tylko te parę groszy co dostali przy zaciągu.

Przy bramie czekało już kilka oddziałów z dowódcami ale będą musieli chwilę zaczekać na zasłyszane wiadomości od jego kolegów.

-Trzynasty Bohsenfeld zbiórka. Miło mi widzieć cały oddział w komplecie. gotowy do drogi. Jekil i jak sprawy. dodał szybko widząc dodatkowy pakunek przy wyznaczonej grupce.
- Mamy większość o co pan prosił sierżancie ale wydaliśmy wszystko.Vorte nie do końca był pewien czy mówią prawdę ale zadanie wykonali więc trzeba nagrodzić jak będzie potrzeba to karać też wie jak.-pogrzebał chwilę w sakiewce Za dobrą robotę wynagradzam za złą będę karał i dał całej trójce po srebrnej. Patrząc na zdziwione miny reszty oddziału wiedział że tym co zrobił polepszył sobie z nimi stosunki nawet jeśli tamci okradli go na kilka dodatkowych monet.- Dobra koniec rozleniwienia weźcie jeszcze kilka głębszych oddechów zaraz wymarsz będziemy szli z lewej strony kolumny, Rigo będziesz mnie zastępował jak będę na spotkaniach dowódców i nie zawiedź mojego osądu.
-TAK JEST
usłyszał w odpowiedzi jeden głośny okrzyk po czym ruszył szybkim krokiem w kierunku Carla dając mu znak że ma sprawę do omówienie z resztę dowódców.
 
__________________
" Blood blood for the BLOOD GOD"

" Jack ty znowu w mieście?? Księżna już wie??... rok minął i chyba wszyscy zapomnieli już o wieżowcu "
Iakovich jest offline  
Stary 26-02-2014, 02:19   #7
 
Andamant's Avatar
 
Reputacja: 1 Andamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie coś
Świerzo mianowany porucznik miał mieszane uczucia. Był dowódcą własnej kompanii, chociaż jak to powiedział komendant fortu Bohsenfels, tylko ze względu na urodzenie. To było bolesne przypomnienie tego kim w końcu był. W regimencie rajtarii, w którym służył prze dwa długie lata to się nie liczyło wcale. Każdy tam był szlachcicem w mniejszym lub większym stopniu. Wszyscy musieli być tam odważni, w pewnym stopniu szaleni o oddani jeden drugiemu, inaczej nie mieliby zbyt wielkich szans na przeżycie. Jego podwładni zapewne myśleli podobnie jak komendant, więc trzeba będzie im pokazać że się mylił, a Herman von Gendelhausen, drugi syn margrabiego Wschodniej Marchii już się o to na duszę pradziadka Ottona postara!

Krótka rozmowa z sierżantami poszła dobrze, przynajmniej w jego mniemaniu i już po tym spotkaniu zaczął wyciągać wnioski na temat każdego z nich, które jednak postanowił zatrzymać na razie dla siebie. Cieszył się że jednym z nich jest uznany już tutaj żołnierz, Miecz jak go nazywali, więc postanowił uczynić go swoją prawą ręką. Kiedy już ustalono to, co ma być poszedł do swojego oddziału. Określenie Brudna Pierdolona Piechota, jak to zwykło się mówić o ,,ochotnikach'' bardzo pasowało do tego co przedstawiali sobą jego nowi ludzie. Postanowił im tego jednak nie mówć i zamiast tego zaczął:

-IX oddział baaczność!- poczekał aż wykonają rozkaz. Trochę się ociągali z tym, trzeba będzie nad tym popracować, jednak nie było jeszcze najgorzej. Jeszcze będą z nich żowłnierze.
-Jestem porucznik Herman von Gendelhause, wasz nowy dowódca. Dowódca oddziału ,,Srok''. Dziwicie się pewnie dlaczego tak was nazwałem, ale powód jest prosty. Jestem pobożnym człowiekiem i tak jak wy, żołnierze- podkreślił to słowo- wyznajecie Sigmara, Taala, Ulryka i innych bogów, tak ja jestem gorliwym wyznawcą Ranalda, tóry mi często do tąd błogosławił, a jego ulubionym ptakiem jest właśnie sroka. Spytacie się dlaczego?- rozejrzał się po swoich ludziach, jakby to na prawdę było pytanie skierowane do nich i zanim któryś zdążył odpowiedzieć kontynuował:
-Ptak ten jest najbogatszy ze wszystkich! W ich gniazdach pełno jest błyskotek i wiecie co? My będziemy tacy jak sroki! Napchamy sobie kieszenie łupami i tym co znajdziemy! Będziecie najbogatszymi żołnierzami w Ostlandzie, jeśli tylko będziecie bez zarzutu wykonywać moje rozkazy!

Przemowa wywarła efekt zamierzony, czyli poruszenie. Ludzie zaczęli szeptać co by sobie za to mieli. Jedyny starzec mówili że złożyłby stadninę koło Saltkalten, ktoś chciał otworzyć karczmę w Kislevie, bo słyszał że ludzie tam dużo piją, jednak Hermana najbardziej rozśmieszyło to że jakiś młodzieniec postanowił stworzyć nową kompanię kupiecką. Marzenia marzeniami, jednak teraz trzeba się będzie przygotować do wyprawy, a w tym celu należy poznać ludzi.

-Przedstawić się po kolei i powiedcie co robiliście zanim trafiliście do naszej wspaniałej armii!

Ludzie przedstaili się. Nikt nie miał przeszkolenia wojskowego jako tako, jednak i tak Herman zauważył pewne korzyści.
-Calvin- zwrócił się do postawnego człowieka, o groźnym spojrzeniu, który był wykidajłą w burdelu w Saltkalten- od dzisiaj będziesz kapralem aż uznam że się do tego nie nadajesz albo znajdę kogoś lepszego. Jeśli będziesz dobrze się spisywał, to dorzucę coś do żołdu z własnej kiesy.
-Tak jest, poruczniku!- krzyknął uradowany.
W oddziale znajdował się też skryba, uczony. Jakoś nie za bardzo mógł wyobrazić go sobie w walce, ale już i dla niego znalazł zastosowanie, jednak o tym później.

-Albrechcie- powiedział do zaledwie dwunastoletniego chłopaka, który wraz ze swoim dziadkiem Borisem zajmowali się opieką nad koniami w stajni jednego ze szlachciców, a teraz ledwo trzymał włócznie- Będziesz zajmował się moim koniem, co cię jednak nie zwalnia z trenigów. Idź teraz do stajni dla dla oficerów i powiedz że porucznik Gendelhausen prosi o swojego konia. To będzie ten cały czarny o imieniu Raufer i zaprowadź go pod bramę.
-Tak, panie- chłopak pobiegł natychmiast w stronę stajni.
-Reszta natychmiast ma iść pod bramę pod czułym okiem her Calvina, ja zaś pójdę do kwatermistrza coś załatwić.

Jak powiedział tak i zrobił. Zostawił swoich ludzi aby kupić papier i przyrządy do pisania.
 
Andamant jest offline  
Stary 26-02-2014, 19:16   #8
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Ekkill Einarson wyróżniał się spośród żołnierzy. Ba! Nawet spośród oficerów z Fortu Bohsenfels. Nie tylko za sprawą wyglądu - był co najmniej o głowę wyższy i o wiele szerszy w barach niż większość żołdaków - znany był również ze swej brutalności i pogardy dla śmierci. No i był Norsmenem.
Co, na bogów, Norsmen robił w Imperium?
Dobra, to jeszcze dało się wytłumaczyć - całkiem sporo ludzi północy zjawiło się ostatnimi czasy w domenie Sigmara. Głównie jako forpoczta armii Archaona, grabiąca i paląca imperialne wsie. Pytanie powinno więc brzmieć - co, na bogów, Norsmen robił w ostlandzkiej armii?

- Piętnasty oddział? - Zapytał zgraję słabych południowców, próbując stanąć w czymś co od biedy można było nazwać szeregiem. - Stańcie prosto i podnieście tarcze, jak na mężów przystało - warknął, idąc wzdłuż oddziału i wyrównując szereg, patrząc przy tym w twarze swych nowych podkomendnych. Jeśli ktoś nie był dostatecznie szybki i nie ustawił się w wymaganym miejscu, obrywał tarczą i, siłą rzeczy, musiał się cofnąć.
- Zwą mnie Ekkill Eiriksen. Jestem waszym nowym wodzem - oznajmił, dobywając zza pasa toporek. - Któryś z was chce mi rzucić wyzwanie? - Obuch toporka został kolejno wycelowany w każdego żołnierzy. W oczach Norsa czaił się obłęd. Nic dziwnego, że nie było żadnego chętnego. - Tak myślałem. Możemy przejść do innych spraw. Pierwsza - słuchacie moich rozkazów. Kto ich nie będzie wypełniał, poniesie karę. Posłuszni mej woli zostaną wynagrodzeni za dobrą służbę. W mojej ojczyźnie walczymy dla honoru i chwały. Nie wiem z jakich powodów tu jesteście, ale zdobędziecie chwałę... albo zginiecie próbując.

- Ty - Eiriksen wskazał na mężczyznę, który wydawał się najbardziej doświadczony w wojaczce z całego oddziału. Doświadczony wojownik potrafił dostrzec takie rzeczy. "Wybraniec" trzymał głowę prosto i patrzył na dowódcę, a nie, jak reszta, starał się "zniknąć" z jego pola widzenia. - Jak cię wołają?
- Gawin.
- Odpowiadasz za tych wojo... ludzi. - Trudno było nazwać tę zgraję wojownikami. Z tego co zaobserwował jeno trójka była w sile wieku. Pięciu było zbyt starych (już dawno powinni polec na polu bitwy), a dwóch zbyt młodych, by stanowić jakąś siłę. - Masz ich nauczyć trzymać tarczę i broń, a także dowiedzieć jakie talenty są w stanie mi zaoferować.

- Ostatnia sprawa. Za pół godziny macie być gotowi do drogi. Wyruszamy do Ferlangen.

Galiusz idąc w stronę Carla kiwnął na resztę dowódców, by podeszli. Odczekał chwilę i zaczął:
- Panowie, pogadałem z kilkoma starymi druhami z murów. - Szklanka piany którą postawił też pewnie pomogła. - Powiedzieli mi co nieco o tych lasach. Zwrócili mi uwagę, by iść zwartą grupą, bo po lasach biegają nie tylko zwierzoludzie, ale i inne stwory oraz niedobitki Chaosu. - Splunął na ziemię i kontynuował: - Jak będziemy wystawiać warty to przynajmniej 3 osobowe, żadnego ognia na widoku, starajmy się zachować ciszę to ponoć też pomaga. - Usta wykrzywiły się w parodii uśmiechu. - No i jak utrzymamy dobre tempo i nic marszu nie spowolni to wieczorem mamy dotrzeć do Jegow, choć gadają, że to nawiedzone miejsce, a w następne trzy dojść mamy do Ferlangen. Ponoć do duże miasto było przed splądrowaniem. Teraz to wiocha co ma sto trzydzieści dusz z garnizonem ponoć sześćdziesięciu chłopa. - Popatrzał na zebranych jak przyjęli jego wieści.
- Nie nowość to dla mnie - odpowiedział Herman. - Na wojnie walczyłem głównie na zachodzie Lasu Cieni, ale i w tych okolicach czasem byliśmy i dowódca kazał zawsze mijać Jegow. Z tego co mi wiadomo ta wieś może być naprawdę splugawiona Chaosem, ale tego się nie boję. Bardziej musimy zważać na Goraka, minotaura i jego zwierzoludzi. Jego ścierwo to tchórze i po stracie kilku zwykle uciekali między drzewa, ale z nim osobiście się nie zmierzyliśmy, więc nie wiem czego możemy się spodziewać.
Johann podjechał na swoim koniu do zebranych dowódców.
- Wydaje się mi, że im więcej będzie ognisk tym mniejsza szansa, że ktoś się na nas rzuci. Z doświadczenia wiem, że małe grupki zwierzoludzi nie są na tyle głupie by walczyć na dziesiątki żołnierzy. Jednak nie wiemy chyba do końca jak wiele ma pod sobą ten minotaur.
,,Ci rycerze, ignoranci i głupcy’’ - Pomyślał porucznik.
-Zwierzoludzie zwykle nie atakują bez przewagi liczebnej, za to wyszukują jak najsilniejszych wodzów, a tak się składa że minotaury to jedne z najpotężniejszych stworzeń tych ziem - powiedział dobitnie. - Im mniej ognisk rozpalimy, tym mniejsza szansa że nas zauważą. Chociaż nie powiem, że nie chciałbym ubić tego bydlaka, to muszę przede wszystkim sprawić aby prawie osiemdziesięciu ludzi doszło do Ferlangen w możliwie jednym kawałku.
- Z całym szacunkiem panowie… - Zaoponował Albert. - Ale jak to chcecie nie palić ognisk? Po całym dniu marszu? W taką pogodę? A jak strawę zjemy? Wojsko głodne i zmarznięte to słabe wojsko… No i w razie ataku tych zwierzoludzi ciemność im nie przeszkodzi bo i tak po ciemku po nocy latają a nam i owszem jak po ciemku ludzie powpadają po siebie i w ogóle nawet nie będzie wiada gdzie się obóz kończy a gdzie las zaczyna. Takie moje zdanie na tą sprawę jest.
- Nawet jeśli nie będziemy palić ognisk to nie ukryjemy osiemdziesięciu ludzi przed zwierzoludźmi. Psie syny mają dobry węch - wtrącił się Ekkill.
- Więc co poradzicie panowie sierżanci, żeby pozostać jak najmniej zauważalnym w lesie?
- Las zauważy nas w chwili, kiedy postawimy w nim stopę - Carl w końcu odezwał się po namyśle. - Jak byśmy się nie maskowaliśmy jesteśmy już małą, głośną armią, która na dodatek nie będzie miała gdzie się umyć… Za to zwierzoludzie nie palą za często ognisk, ich wzrok może nie być przyzwyczajony do światła. Tak czy siak nas znajdą a rozpalając ogniska przynajmniej będziemy mieli przynajmniej szansę zauważyć jak na nas biegną.
- Jeśli można to nie wiem co wy, za przeproszeniem, szczury lądowe robicie w takiej sytuacji… - rzekł bosman, wtrącając się trochę z poufałym, ale i szelmowskim uśmiechem, na wszelki wypadek nie patrząc na oficera, by mu za złe nie miał - Ale powiem wam jaką komendę mamy na takie okazje w marynarce: Załoga! Do hymnu! - Wyszczerzył się jeszcze szerzej jakby właśnie dobry kawał powiedział. Po chwili spoważniał i kontynuował już bardziej stosownym tonem. - No popatrzcie na nas. Chowamy się i myślimy co zrobić by nas wróg nie znalazł. To niezbyt dobrze działa na morale bo oznacza, że słabi jesteśmy. A przynajmniej słabsi od naszego przeciwnika. Wiem, że śpiew można usłyszeć i zwabić nie kogo trzeba. Ale… Szczerze mówiąc jak słyszałem to co prawdopodobnie nas czeka to i tak napatoczymy się na coś prędzej niż później. Coś w końcu od miesiąca likwiduje posłańców a może i placówkę do której maszerujemy. Myślę, że czeka nas ciężki abordaż. Więc niech cholery w całym lesie usłyszą, że płyniemy z podniesioną banderą i byle szmaciarz nam jej nie odbierze! Tak nam dopomórz Mannam, Taal i Sigmar!

Porucznik miał sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciał doprowadzić jak najwięcej ludzi do fortu, z drugiej takie jawne ukrywanie się po krzakach nie godziło się z jego naturą. Rajtarzy nawet jako zwiadowcy nie bardzo bawili się w podchody, a raczej w agresywne rozpoznanie, dzięki czemu już nie raz przerzedzili pomniejsze części plugawej bandy chaośników.
- Wiecie co waść marynarzu o tym sądze?- zapytał, ale nie czekając na odpowiedź- Kiedy ruszymy zaczynasz śpiewać. Sprawa skończona, rozejść się do swoich ludzi!

- Tak jest! - rzekł z uśmiechem Albert i raźno ruszył do swojego oddziału. Tam pokrzykiwał chwilę na swoich ludzi. - Słyszeliście naszego dowódzce psie krwie?! Oddział, na moją komendę… Do śpiewu! - w międzyczasie wiedział już jaką “zarzuci” piosenkę. W końcu niewiele ich zdołał do tej pory ich nauczyć a ta była prosta i akurat “tematyczna” bo i o bosmanie, i służbie i Imperium i w ogóle. A poza tym łatwa była.
- Dał ci życie pan, byś mógł Imperium służyć,
Tak rzekł bosman nam, na progu tej podróży…”
Zaintonował ją i po chwili reszta dołaczyła do niego reszta jego oddziału. Okazało się, że repertuar żolnierza piechoty morskiej jest całkiem spory. Choć teraz celował głównie w piosenki frywolne i zabawne o kobietach, winie, złocie, łupach i skarbach. Albo przeciwnie o służbie, dumie, honorze i walce z przeciwnościami bez względu na sytuację. Czasami śpiewał sam, czasami dołaczali do niego jego rekruci jeśli akurat danej kawałek już znali. A czasem znali tylko refren lub pierwszą zwrotkę. Generalnie Koppig głosu do śpiewu na pewno nie miał. Jednak jego nawykły do wrzasku na podwładnych głos był donośny, pewny i niezmordowany. Ale robił sobie i innym przerwy i zwilżał wargi i gardło winem z manierki. Niemniej zauważył, że maszeruję się teraz chyba pewniej, weselej gdy człek nie myśli nieustannie, że właśnie ktoś morze do niego z jakąś krzywdą mierzyć.
- Widzicie chłopaki? Nasza Jedenastka jest najlepsza! - rzekł do nich dając im do zrozumienia jak to ich oddział stał się w jego mniemaniu sercem całej kompanii. I to sercem wybijającym swój własny, dumny i rozśpiewany rytm. Żaden inny oddział nie mógł się z nimi równać!

 

Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 28-02-2014 o 16:25.
Wnerwik jest offline  
Stary 26-02-2014, 21:07   #9
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Poinformowawszy ludzi odnośnie wymarszu zajęliście się naglącymi sprawami. Zasięgnęliście języka, opracowaliście wstępny plan i poinstruowaliście podkomendnych. Kiedy wszyscy byli już gotowi ruszyliście na zachód, w stronę osady Jegow, o której można było usłyszeć wiele, ale żadna z pogłosek nie mówiła o tym miejscu nic dobrego.

Nie uszliście nawet godziny, kiedy wyrosła przed wami ściana lasu. Las Cieni, bo tak zwało się to miejsce, wywierał na wszystkich przemożny wpływ. Już tylko spojrzenie na niego przywoływało dreszcze i niepokój, a efekt kumulowany był przez wspomnienie wszystkich strasznych opowieści, które krążyły po okolicy. Wasi ludzie byli niespokojni, ale nie zwolnili kroku. Przerażeniem napawała wszystkich myśl, że mogliby przebywać w Lesie w nocy. Jednak do Ferlangen są przynajmniej trzy dni drogi. To oznacza dwa, a być może i więcej noclegów.

W południe przystanęliście na popas. Żołnierze posilili się prowiantem i pili wodę z manierek. Las w tym miejscu był ciemny i zimny. Brązowe i pokryte mchem pnie drzew tworzyły mur okalający wszystko dookoła. Gdzieś w oddali słychać było śpiew ptaków. Dobry znak. Nie zabawiwszy dłużej w tym miejscu udaliście się dalej.

W dalszej drodze nie spotkało was nic niezwykłego, do momentu, w którym Liebert, tropiciel z oddziału Johanna, zameldował o dziwnym znalezisku. Brzegiem drogi biegły ślady, które w pierwszej chwili wzięto za trop dzika. Po dłuższym zastanowieniu tropiciel jednak ze zdziwieniem oznajmił, że odcisk jest przynajmniej pięć razy większy niż być powinien. Musiał więc iść tędy dzik naprawdę sporych rozmiarów, ślady były jednak stare, przynajmniej jednodniowe.

Z racji tego znaleziska ruszyliście dalej zachowując większą czujność. Na szczęście nic więcej się nie wydarzyło.

Późnym popołudniem dotarliście do wsi Jegow. W oddali ujrzeliście drewnianą palisadę i uchylona na oścież bramę. Zbliżaliście się ostrożnie, jednak z osady nie dobiegały żadne dźwięki, żadne odgłosy. Wchodząc do środka dostrzegliście, że jest ona najwyraźniej opuszczona. Było to dziwne, bowiem nie dostrzegliście żadnych zniszczeń. Co więcej osada była całkiem nieźle chroniona. Otoczona drewnianą palisadą, posiadała też trzy bramy z wieżyczkami strażniczymi. Bramy wychodziły odpowiednio na wschód, północ i zachód, tak jak biegły drogi. Wewnątrz osady znajdowało się 6 chat, kaplica oraz budynek administracyjny. Wszystkie stały opuszczone. Miały zaryglowane drzwi. Dookoła panowała niemal zupełna cisza, która przerywana była tylko skrzypieniem drewnianej okiennicy poruszanej wiatrem. Na domach umieszczono symbole religijne, mające chronić je przed złem. Najpewniej uczynili je sami mieszkańcy lub podróżujące wojsko.

Żołnierze odetchnęli po marszu. Wszyscy byli głodni i zmęczeni, a atmosfera była nerwowa. Tu i ówdzie podnosiły się głosy nawołujące do zaryglowania wrót i przeczekania nocy w osadzie. Palisada zapewniała poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej strony część rekrutów zdecydowanie oponowała temu pomysłowi, twierdząc, że jest to miejsce przeklęte i naznaczone Chaosem. Między rekrutami doszło do sprzeczki i szamotaniny tak nagłej, że nie zdążyliście zareagować. Jeden z rekrutów został dźgnięty nożem w brzuch i padł na ziemię brocząc krwią, po chwili umarł. Był to Josef, były włóczęga z oddziału Ekkila. Nóż, który go zranił należał do Hansa, rzezimieszka z oddziału Alberta. Napastnik zdawał się sam zaskoczonym tym co uczynił. Padł na kolana i odrzucił broń. Wzniósł ręce w kierunku dowódcy prosząc o wybaczenie. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu na to co się wydarzy.

GM INFO:

-Dotarliście do osady Jegow. Wasi ludzie tracą jeden poziom samopoczucia, które spada z "wypoczeci" na "lekko zmęczeni".
-Morale jest bliskie spadnięcia o jeden poziom. Jest to spowodowane ciągłym niepokojem związanym z przebywaniem w Lesie Cieni, którego wasi ludzie się boją. Musicie coś na to poradzić.
-Między podkomendnymi doszło do sprzeczki, w wyniku której jeden z ludzi został zadźgany nożem. Musicie zająć stanowisko wobec tej zbrodni.




Kilka tygodni wcześniej, gdzieś w głębi Lasu Cieni

Gor-dul, wielki szaman, wielki ryk i wrzask Lasu przyglądał się bacznie odkryciu, które niespodziewanie wstrząsnęło okolicą zamieszkiwaną gęsto przez Gory, Ungory i Rykowce wszelakie. Stała się bowiem rzecz niesłychana, niechybnie, sami Mroczni bogowie zesłali swój złowieszczy znak. Ciemność została bowiem przerwana w dniu gwałtownej burzy. Powalone uderzeniem pioruna drzewo odsłoniło coś, czego ten skrawek ziemi, pogrążony od wieków w mroku gałęzi i pnączy, dawno nie oglądał. W wyrwie, która powstała w koronach drzew dostrzeżono bowiem dziwny obiekt -jasną tarczę w kształcie koła, która pali oczy i rozgrzewa ciało swym blaskiem, wzbudzając przy tym strach oraz… ciekawość. Poruszała się zawsze tym samym torem i pojawiała się w tym samym miejscu.

-Pali! Piecze! Co to,to. Rzeknij nam Gor-dulu. –Wołali pobratymcy, a Gor-dul myślał.

-To od bogów. Znaki zsyłać oni dla nas. – Odparł

-Co znaczą one? – dociekali zgromadzeni przy powalonym konarze.

-My nie wiedzieć. My musieć iść i się przekonać! –Zawołał szaman. –Zawiadomić my Gorak! On zgromadzić horda! My ruszyć w kierunku, skąd to coś wschodzi i sami się przekonać czym to jest! My musieć widzieć to z bliska!– Zakrzyknął szaman, a dziki wrzask i skowyt ogarnął puszczę niosąc między drzewami tylko jedno słowo. Gorak.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 26-02-2014 o 21:22.
Mortarel jest offline  
Stary 26-02-2014, 22:17   #10
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Gdy posłańcy przybyli z wieścią o tajemniczym zjawisku Gorak był bardzo zajęty usuwaniem skóry z żywego dzika. Ignorując jego kwiki powoli i z nieukrywaną przyjemnością zajmował się tą rozrywką, ale jedocześnie był trochę zirytowany. „Od dawna nie znalazłem nic konkretnego, a swoich trochę szkoda- z wyjątkiem tych co chcą mnie zabić” myślał sobie wielki minotaur. I pewnie myślałby ponuro nad tym jeszcze przez długi czas zwiększając agonię biednego zwierzęcia gdyby nie tajemnicza wiadomość od szamana. Dlatego też widząc okazję do możliwej bitki Gorak ruszył do szamana, wcześniej zabijając bogu ducha winne zwierzę.

Po dotarciu na miejsce i rozmowie z szamanem , który długo obserwował tajemniczy obiekt na niebie monstrum ucieszyło się na wieść o wyprawie. Gorak nie odczuwał wielkiego strachu przed żółtą kulą na niebie- całkiem przyjemnie grzała. Jedynym problemem było to, że jak tajemniczy obiekt świecił to on i jego pobratymcy mieli utrudnione polowanie na zwierzynę.

Ale ciekawość mimo to przeważyła i po krótkim czasie banda istot ruszyła na wschód. Podróżowali przez kilka dni wśród ciemności lasu aż nagle zaczęła ona ustępować światłu. Ale wtedy zwiadowcy przynieśli jeszcze bardziej interesujące wieści- całkiem niedaleko spora grupa ludzików maszerowała przez wyrwę w lesie. Po usłyszeniu wieści Gorak przystanął i na razie kazał obserwować ruchy stworków.

Gdy wszyscy się zatrzymali minotaur przemówił:
-Nasze chodzące oczy znaleźć ludziki. Ich mięso jest bardzo, bardzo smaczne- stwór oblizał się, po czym kontynuował- wy poczekać ze mną jeszcze trochę, a wtedy my ich zmiażdżyć i zjeść!!! Nasze brzuchy znowu być pełne, a ja mieć więcej skór do mojej kolekcji- tutaj istota spojrzała na długi sznur ze skórami najróżniejszych istot trzymanych przez służących, którym czaszki nieszczęśników służyły za czapki . Po tej krótkiej przemowie minotaur zaryczał i wrzasnął- Tak powiedział Gorak i tak się stanie. Ale teraz wy wszyscy poczekać.
 
pawelps100 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172