Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-03-2014, 14:24   #21
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Ratujcie bogowie i wszyscy święci! - wykrzyknął brat Bonaventura, gdy brutalna rzeczywistość w postaci strzały niemal go dosięgła, po czym zeskoczył z konia i kryjąc się za nim popędził w stronę najbliższych ruin, które zapewniłyby mu osłonę.

- Ha, dobrze wam tak, niewolnicy ciemności! Bogini wysłuchała moich modlitw i już po was, szczurze skurwysyny! - ryknął, gdy Rust rozwiązał sprawę pozostałych przy życiu szczuroludzi.
~ Och, dzięki ci Ranaldzie, że nie zapominasz o swoim oddanym słudze. ~ pomyślał jednocześnie, prawie bez zastanowienia, miał już bowiem praktykę w takim dwójmyśleniu.
Teraz pozostało tylko poczekać, aż reszta tych hultajów dorżnie skaveny i można będzie wreszcie zakończyć tę całą kabałę.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 15-03-2014, 17:03   #22
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Szczurowaty, popieszczony rustowym bełtem, zakręcił się w miejscu i rąbnął w błocko, wypuszczając z dłoni kuszę, z której nie zdążył wypalić. Jego kompanioni jednak, kwicząc ze złością, mieli czas na wystrzał i to bardzo celny, na nieszczęście najemników. Renato, zmierzający ku osłonie, był pierwszym z nieszczęśników i syknął przeciągle, kiedy bełt przejechał mu po ramieniu. W chwilę później zaklął Francesco, wyrywając pocisk z biodra i Lorenzo, ściskając przejechany grotem bok. Jedyny powód do radości miał Marco, którego fortel zadziałał i jego kapelusz wzbogacił się właśnie o dziurę.

Najemnicy odpowiedzieli równie skuteczną, co śmiertelną salwą. Przerośnięte szczury czmychnęły między ruinami, ale niektórym nie było dane dotrzeć w bezpieczne miejsce na czas. Rust i Katerina wypalili z kusz w tym samym momencie, w tego samego futrzaka który momentalnie zginął, z jednym pociskiem w czaszce i drugim pod żebrami. Jasnowłosa najemniczka zaraz zarepetowała i strzeliła po raz kolejny, tym razem o wiele celniej. Bełt wkręcił się między nerki, wchodząc aż po lotki i dewastując niższe partie kręgosłupa. Skaven rąbnął o ziemię, wierzgnął raz, drugi i znieruchomiał. Bryce wystrzelił z łuku dwa razy, jeden po drugim i dwa razy celnie. Strzały przeszły jednak przez tkankę miękką i szczur zdołał skoczyć za zasłonę zanim elf zdołał dokończyć, co zaczął.

Niccolo skoczył ku drugiemu futrzakowi, wznosząc wysoko tarczę w nadziei, że ta ochroni go przed latającymi w powietrzu pociskami, ale widać Fortuna chwilowo odwróciła wzrok. Marrizano zaklął, czując jak krew zalewa mu lewą stronę głowy i z rykiem doskoczył do strzelca. Ciął szeroko, na odlew i uśmiechnął się, słysząc żałosny pisk bólu. Chciał poprawić cięciem z drugiej strony, ale szczurowaty mutant nie był głupi i skoczył na lewo od młodego Marrizano, tam pole widzenia przesłaniała krew. Pewnie odgryzłby się jakąś ripostą, gdyby nie Francesco, który był tuż za bratem i uderzył z bioder. Szkarłat buchnął we wszystkie strony z bezgłowego korpusu.

Ostatni ze skavenów wypalił z kuszy i bełt wszedł starszemu Marrizano pod żebra, posyłając go na resztki poczerniałej ściany. Futrzasty pokurcz widząc, że pozostał sam na placu boju, nie zamierzał bohatersko stawiać czoła przeważającym siłom i zrobił to, co zrobiłby każdy inny na jego miejscu - zrejterował. Popiskując przemykał między szkieletami budynków, za szybko jak dla najemników. Nawet Bryce, ze swoją elfią gracją i prędkością nie zdołałby go dogonić. Skaven zapiszczał tryumfalnie, będąc pewnym swego szczęścia, ale nie przewidział jednego - Marco mianowicie. Della Rovere zdołał okrążyć całe zamieszanie, klucząc alejkami i okrążył pole walki, zaszedł od flanki.

- Buongiorno. - powitał futrzaka z uśmiechem, zastępując mu drogę.

Skaven pisnął żałośnie, zdając sobie sprawę że to już koniec i żadne siły na świecie go nie uratują. Nie próbował nawet uciekać, tylko w ostatnim geście desperacji rzucił się na Marco. Machnął łapą zwieńczoną pazurami, rozrywając materiał i skórę jednakowo, ale to było wszystko co zdołał zrobić. W chwilę później wykrwawiał się na ziemię.

* * *


- Da się któregoś przesłuchać? - Rust słynął z pragmatyzmu.

- W tym coś jeszcze szumi. - oznajmił Renato, pochylając się nad jednym z futrzastych trucheł - A nie, już nie.

Najemnicy rzeczywiście byli bardzo dokładni w swych działaniach i nie ostał się ani jeden futrzak, z którym można by przeprowadzić kulturalną dyskusję i nauczyć, jak dyplomacja wygląda w cywilizowanych społecznościach. Nie, żeby mogli sobie pozwolić na łagodność. Skaveni nie należeli do najniebezpieczniejszych stworzeń pod słońcem, ale zdołali skrwawić najemniczą ekipę całkiem obficie. Co niektórzy byli o wiele bledsi niż przed początkiem starcia i poruszali się chwiejnie jak po kilku głębszych. Niektórzy wywinęli się minimalnymi uszczerbkami na zdrowiu - ot, zadrapanie tu, cięcie tam. Jeszcze inni natomiast wyszli bez szwanku, jak choćby Katerina i Monsignore.

- I to jest ta przesyłka? - spytał nieco sceptycznie Lorenzo, wpatrując się w skrzynkę trzymaną przez Renato.

Szkatułka zrobiona była z jakiegoś ciemnego materiału, lekko lśniącego w słońcu. Mimo pokaźnych rozmiarów była zadziwiająco lekka, co mógł poświadczyć Santori. Mężczyzna potrząsnął nią eksperymentalnie, ale nie usłyszał nic, co mogłoby pomóc w identyfikacji zawartości pudełka. Brakowało również zamka lub jakiegokolwiek mechanizmu otwierającego, co było co najmniej dziwne.

- Elfia robota. - mruknął Bryce.

- Co? - Monsignore momentalne zastrzygł uszami, węsząc okazję - Skąd wiesz?

- Runy. - elf pokazał palcem ledwo co widoczne, niewiele jaśniejsze od reszty szkatuły znaki. - Eltharin. Lub raczej jakiś stary, dziwny odłam Eltharinu, naszego języka.

- Ciekawe.

I to bardzo. Teraz fakt, że przesyłka czekała w Fortegno z dala od nieproszonych obserwatorów, był o wiele bardziej zrozumiały. Takie szkatułki były niezwykle cenne, a kto wie czy jej zawartość nie była jeszcze cenniejsza.

* * *


Do Tracitty, w której zatrzymali się poprzedniego dnia, zajechali krótko po zachodzie słońca. Fortegno zostawili daleko za sobą i urządzili przymusowy postój dopiero kilka dobrych lig od zgliszczy, niedaleko traktu. Co niektórzy oprotestowali podróż tą samą drogą z wrodzonej paranoi i nieufności, ale przeważyły głosy za. Zatrzymali się dosłownie na chwilę, by obandażować rany i odetchnąć przed dalszą jazdą, co skutkowało w dość późnym przybyciu do Tracitty. Szczęśliwie znalazły się dla nich pokoje w tym samym zajeździe i ciepła kolacja oraz wizja noclegu w łóżkach, z dachem nad głową poprawiła morale.

Nie było im jednak dane spędzić nocy spokojnie. Sen powoli zaczął ich morzyć i zaczęli przysypiać kiedy gdzieś z dołu, od strony głównej sali, dobiegł ich huk. Wylecieli ze swoich pokojów ile sił w nogach, a Renato uprzednio upewnił się czy szkatułka dalej spoczywa bezpiecznie pod poduchą. Na balkonie biegnącym wzdłuż trzech ścian przybytku dopadli do balustrady i wychylili się, chcąc dostrzec źródła zamieszania.

W głównej sali była jedynie garstka klientów, zbyt wstawiona by przejmować się takimi błahostkami jak za głośne hałasy. W drzwiach natomiast stali sprawcy łomotu. Chociaż nie, nie w drzwiach - te leżały wyrwane z zawiasów na podłodze. Jeden z grupy momentalnie przyciągnął uwagę najemników - napompowany, wysoki i szeroki jak szafa dwudrzwiowa drab niewątpliwie wjechał do zajazdu pierwszy, razem z wejściem i kawałkiem futryny. Jego towarzysze byli o wiele od niego mniejsi i niezaznajomieni z dietą, która tak człowieka powiększała. Wszyscy bez wyjątku mieli na gębach chusty.

Najemnikom przeszło przez myśl, że to po nich tak pukano i po szkatułkę w ich pieczy, ale nie, mylili się. Grupa zbirów rzuciła się ku ochroniarzom przybytku i w ruch poszły bronie wszelkiej maści, a jeden z nich - bez wątpienia herszt - krzyknął do grubego właściciela, kulącego się za kontuarem.

- Niespodzianka, kurwa! Nie chciałeś protekcji Grubego Rocco, jebany spaślaku, to teraz zapłacisz o wiele więcej.

Ot, najzwyczajniej w świecie chodziło o kasę i biznes. Najemnicy odetchnęli z ulgą i zastanawiali się przez chwilę, czy aby nie dołączyć do potańcówki w dole. Mogli przecież zrobić dobry uczynek i wspomóc biednego właściciela, z nadzieją na przychylność bogów i wdzięczność w postaci złotych monet. Mogli.

Mogli też obejrzeć przedstawienie, za które nie musieli nawet płacić. Mieli miejsca w pierwszym rzędzie.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 15-03-2014 o 17:11.
Aro jest offline  
Stary 15-03-2014, 18:56   #23
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Pobudka przyszła bez kogucika, ani ptasiego świergotu. Znak, że do jutrzenki był jeszcze moment. Mimo tego, wciąż głęboko w godzinach ciszy nocnej, biesiadna bawiła się na całego. Huki, stuki, puki, wrzaski. Dzicz bez umiłowania dla zasad kulturalnego współżycia. Spać się nie dało.

Rust wyskoczył z pokoiku w samych gaciach, obandażowane ramię robiące za jedyną ozdóbkę plażowej garderoby. Kusza w pogotowiu, rozespane oczy wodzące za zagrożeniem, sylwetka pochylona w gotowości do rychłej ewakuacji.

- „Eeeeaaaaah…” – Ziewnął DeGroat i przeciągnął się, skinieniem głowy witając wychodzących na galeryjkę kompanów. – ”Zbóje przyszli się awanturować. Raptem trochę folkloru, a robią raban, jakby na wojnę szli”.

Strzelec złożył załadowaną broń na poręczy nad stromymi, wiodącymi ku ich izdebkom schodami i zniknął z powrotem u siebie. Chwila stuków i puków, nieco łagodniejszych niż te parterowe, ale równie z początku tajemniczych i człowiek był z powrotem w korytarzu. Człowiek i jego szafa.

Właściwie, nie była całkiem jego. I nie do końca też była szafą. Raczej szafką. Komodą może, trzyszufladową, drewnianą maszkarą z poobdzieranego bezlitośnie, ciężkiego drewna. I należała niby do właścicieli tegoż zajazdu. No, ale! Opłata noclegowa zakładała wykorzystanie wszelkich dobrodziejstw podnajmowanej izby, więc Rust obstawiał, że katowany grubas nie będzie się o lekkie przemeblowanie procesował.

Upewniwszy się, że pochłaniający mole mebel jest na skraju schodów, jedynej drodze ku ich sypialnej przystani, Rust złapał kuszę w łapy i wycelował w depczącego ciszę nocną napastnika.

- „E, chujodławie!” – DeGroat pochylił się gotów do strzału. Godna golema fizyczność herszta bandy czyniła strzelectwo wyzwaniem tylko dla niewidomych parkinsoników. – ”Policzę do trzech, żeby pozostać w przestrzeni znanych ci cyfr, a potem rozjebię ci globus. Ten lokal przeszedł pod protekcję Szarych Twarzy z Luccini. I właśnie doliczyłem do dwóch.”

Miłośnik odzieży dla puszystych skierował spojrzenie w przeciwległy kąt sali, pod galeryjkę. Ze zlokalizowaniem Rusta nie miał problemów, choć zadymiona izba nie pozwalała na dokładną ewaluację zagrożenia.

- „Wypierdalać.”
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 15-03-2014 o 18:59.
Panicz jest offline  
Stary 16-03-2014, 10:47   #24
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Oberża "Il Verde Mela", późny wieczór.

Pokój, który Renato okupował był położony daleko od gwarnej izby nie bez powodu. Do pracy zawsze potrzebował miejsca i spokoju. Dlatego dwuosobowy pokój nadawał się wyśmienicie.

W powietrzu unosił się zapach alkoholu, formaliny i czegoś jeszcze. Na stole rozłożono notatki, kałamarze z kolorowymi inkaustami oraz szereg niedużych noży. Oraz wielki, szczurzy łeb na półmisku. Łeb został amputowany od najlepiej wyglądającego truchła, zaś półmisek - był zamówiony wraz z owocami u oberżysty, z tym że owoce leżały gdzieś w kącie.
W kilku szklanych słojach unosiły się nieduże, oplecione dziwnymi zielonkawymi żyłkami szybko bijące serca - serca skavenów i tak, biły, pompując i mieszając żółtawy balsamujący płyn, w który Renato zaopatrzył się u aptekarza.


W jednym słoju było też ruszające się i łypiące dziwnie oko z długimi wstęgami nerwów, które magik wypreparował z głowy. W innym zaś była krew, nieludzka krew, spuszczona z truchła szczuraka.

Plum!

Drugie oko wylądowało obok pierwszego. Renato coś wymruczał, szturchnął lekko długim, srebrnym szpikulcem i zaczęło się ruszać jak pierwsze. Spokojnie dokończył rysunek, przedstawiający oko skavena i opatrzył notatkami.
Następnie podszedł do swojego łóżka, na którym rozłożył chirurgiczne narzędzia i zastanawiał się nad piłą lub trepanatorem, w końcu wybrał piłę. Chciał zdjąć górną połowę czaszki skavena i ukazać mózg... i w tym momencie zobaczył na sąsiednim łóżku bladego ze strachu Francesco Morrizano. Przypomniał sobie, że rzeczywiście, w wirze pracy naukowej zapomniał zupełnie o uśpionym pacjencie, przywiązanym skórzanymi pasami do łóżka.


- Ach, piła! - Renato zorientował się co trzyma w ręku - Proszę się nie martwić signore, dziś obędzie się bez amputacji. To nie dla pana. Tym razem wystarczyły szwy i pijawki. Przespał Pan cały zabieg. Zalecałbym też trasfusione ale mam tu tylko krew naszych kudłatych szkodników, wolę nie ryzykować. Jeszcze nie zbadałem jej wpływu na zdrowe organizmy, ale gdyby Pan raczył zaczekać, mam tu przyjaciela, który aż się pali do sprawdzenia jakie są efekty transfuzji szczurzej krwi... - czarodziej kiwnął głową w kierunku pudełka, w którym miotał się zwykły, niemagiczny kogut.

- .........dzianka, kurwa! Nie chciałeś ....ekcji Grubego Rocco, jebany spa...ku, to teraz ...... ..........więcej!

- Chyba kłopoty, Panie Francesco. Proszę się nie martwić, zaraz zastawię drzwi i niech się tam ze sobą gryzą. My mamy ważniejsze rzeczy do roboty. Leczenie i praca naukowa jest ważniejsza niż przepychanki samczych macho.
Oby tylko nie wpadli tu obijać gości lub spalić przybytku...


- E, chujod......!, Policzę do trzech, żeby poz..... w ........ ...............ci cyfr, a potem rozjebię ci globus. Ten lokal przeszedł pod .................z Luccini. I właśnie doliczyłem do dwóch.
........ Wypierdalać.


No i nici z pracy, pomyślał Renato rozpoznając drugi głos. Podszedł do Francesco i uwolnił go ze skórzanych pęt, oraz podał jego broń. - Ale to tylko do samoobrony! Proszę nie szarżować, bo szwy puszczą!
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! Czarodziej spodziewał się niedługo całkiem ładnej dostawy krwi...

Zanotować: W podróży mieć przy sobie zapas krwi na nagłe przypadki.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 16-03-2014 o 11:10.
TomaszJ jest offline  
Stary 17-03-2014, 17:33   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Teoretycznie przynajmniej słusznym było nie zostawiać za sobą świadków. Ani takich, co mogli pobiec po pomoc. Problem jednak z takim podejściem do zagadnienia polegał na tym, że czasami trupem padały niewinne ofiary, a niekiedy ci, co dążyli do realizacji takiego celu, ofiary własnej krwi ponosili.

Tym razem Marco wyszedł cało z opresji, bowiem ostatni skaven nie okazał się zbyt wymagającym przeciwnikiem. Wystarczyło jedno celne pchnięcie.
Nie ostał się niestety nikt, kto mógłby udzielić odpowiedzi na parę pytań, dręczących zapewne nie tylko Marco. Nadgorliwość jest wadą, bez wątpienia.

Marco obszedł pole bitwy i przygarnął dwie kusze wraz z bełtami. Oczywiście nie zamierzał paradować po ulicach obwieszony bronią, ale Fulmine był i mocny, i cierpliwy i parę kilo więcej nie sprawiało mu kłopotów. A móc oddać dwa strzały, raz za razem, miało swoje dobre strony.


Wojna jest po to, by zbrojni mężowie łup brać mogli. Ponoć. Ale też i po to, by ci, co to potrafią robić, łatali tych, co podczas walki oberwali.
Marco do Ogrodów Morra miał jeszcze daleko, ale i tak wolał się zabezpieczyć na wypadek, gdyby nieprzyjemne niespodzianki czekały na drodze na wiozących przesyłkę. A było to bardzo możliwe, skoro ktoś szczuroludzi zorganizował, by szkatułkę, dzieło elfów, przejąć. Z tego też powodu Marco do Renato Santoriniego się zgłosił, by ten mu rany opatrzył, bez upuszczania krwi oczywiście, w czym się wielu medyków lubowało, innych metod nie znając.

***

Noc, która spokoju i odpoczynku im miała dostarczyć, została w brutalny sposób przerwana.
Marco kaftan naciągnął, rapier przypasał i po wciągnięciu butów z kuszą w dłoni, gotową do strzału, na balustradkę wyszedł, by sytuację ocenić.
Tym razem nie była to wizyta tych, co chcieliby zabrać szkatułkę. Ale czy to coś zmieniało? Co prawda goście mieli ochotę wypatroszyć karczmarza, ale nikt nie gwarantował, że za chwilę nie rozszerzą zainteresowań i nie zajmą się pozostałymi członkami drużyny. A tego lepiej było uniknąć.
Nie mówiąc już o tym, że po policzeniu się z karczmarzem ktoś mógł wpaść na pomysł, by podpalić karczmę. W ramach nauczki.

Nim jeszcze Rust skończył mówić, Marco już wycelował prosto w łeb przywódcy intruzów.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-03-2014, 22:14   #26
 
razdwaczy's Avatar
 
Reputacja: 1 razdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znany
Lorenzo nie uśmiechało się branie udziału w kolejnej bijatyce, wszak szczury poszarpały go całkiem nieźle. Najrozsądniej byłoby przeczekać, nie mieszać się. Były jednak pewne sprawy, które przesłaniały rozsądek. O ile nie było taką sprawą oburzenie na zbierających haraczy półgłówków, ani litość wobec lubiącego dobrze zjeść karczmarza, była nią lojalność wobec ludzi, razem z którymi rozlewał niedawno krew. Stanął za ustawiającymi się koło balustrady strzelcami z nadzieją, że sam fakt iż ktoś im się postawił i przynajmniej optyczna liczebność tych stawiających się sprawi, że grubas i koledzy zbaranieją i uciekną.
 
razdwaczy jest offline  
Stary 19-03-2014, 16:25   #27
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Być może skaveny działały na własną rękę, być może do ich mocodawców nie dotarła jeszcze wiadomość o klęsce, albo po prostu nie zdążyli jeszcze wysłać kolejnych napastników. W każdym bądź razie droga powrotna pomimo obaw minęła im spokojnie. Nie tylko bez dodatkowych przygód udało im się dotrzeć do Tracitty, ale nawet zastali wolne pokoje w zajeździe. Powoli opadało napięcie po walce.

Pomimo panującego spokoju elf długo przewracał się w nocy z boku na bok nie mogąc zasnąć. Odzyskana przez nich szkatułka była prośbą o kłopoty. Elfie dzieło przecież wręcz wołało "ukradnij mnie", kusząc obietnicą cennej zawartości.
Gdy w końcu Bryce zapadł w niespokojny sen, męczyły go w majakach wspomnienia. Liczne walki zlewały się w jedną w sennych wizjach tworząc irracjonalną mozaikę krwi, kurzu i żelaza. Gdy więc zbudził go huk wyważanych drzwi, jeszcze przez chwilę nie był pewien, czy to rzeczywisty hałas czy tylko nocna ułuda. Szybko jednak dobiegające z dołu krzyki pozbawiły go wątpliwości.

Zerwał się z posłania sięgając po leżącą nieopodal broń i już po chwili znalazł się na korytarzu. Akurat na czas, by zobaczyć jak jeden z jego współtowarzyszy przesuwa na skraj schodów szafkę. Bryce potrzebował tylko krótkiej chwili by rozeznać się w sytuacji. Tym razem nie oni byle celem napadu. Elf jednak nie zamierzał spokojnie przyglądać się z boku wydarzeniom. Gdy padały pierwsze słowa podnosił właśnie łuk. Pewnie wycelował w jednego z napastników.
 
MagMa jest offline  
Stary 19-03-2014, 18:34   #28
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
Miało wyglądać lepiej przy najmniej w założeniu, te kilka strzał miały go minąć a nie pokiereszować. Pierwsza go zdenerwowała a druga wnerwiła. - M…………………………………. słowotok był tak szybki i tak kąśliwi że mało kto zrozumiał nawet brat miał problem choć wychowywali się w jednym domu. -Niccolo zawołaj sinio’r Santori może będzie w stanie mnie choć trochę poskładać bym dotrwał drogi powrotnej. odkaszlną i schylającemu się bratu wyszeptał - Znajdź coś przydatnego.

W karczmie czuł się już znacznie lepiej choć wieczorne hałasy nie wyciągneły go z łurzka. Liczyłna resztę kompani a sam nie nadawał się do walki, ale na wszelki wypadek pokuśtykał pod drzwi z mieczem gotowym do sztychu.
 
__________________
" Blood blood for the BLOOD GOD"

" Jack ty znowu w mieście?? Księżna już wie??... rok minął i chyba wszyscy zapomnieli już o wieżowcu "
Iakovich jest offline  
Stary 20-03-2014, 21:58   #29
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aaach, kąpiel, kąpiel… Katerina z lubością wyciągnęła się w wypełnionej gorącą wodą balii. To była druga - w pierwszej wyszorowała się dokładnie, po czym kazała posługaczce wymyć sobie włosy i zignorowawszy jej pełne oburzenia spojrzenia kazała sobie nanieść wody na kolejną turę kąpieli. Przecież nie będzie leżeć w brudnej wodzie jak jakieś prosię! Życie we dworze Giovanniego nauczyło ją, że kobieta musi trzymać pewne standardy; dama czy nie dama. Toteż najemniczka mogła tolerować brud, smród i krew we włosach na trakcie, ale w wannie!? O nie, tutaj co najwyżej mydło i perfuma. No, dziś jedynie mydło, w końcu była to zaledwie przydrożna gospoda, czego więc wymagać. Niemniej jednak gorąca woda koiła nerwy i zmęczone długą jazdą mięśnie. Taaak, tego właśnie potrzebowała. Katerina z lubością zanurzyła się po szyję w wodzie; nogi co prawda wystawały, ale nie szkodzi; za chwilę zmieni pozycję. Dopiła stojące na zydlu obok balii wino i spojrzała na resztki kolacji. Do pełni szczęścia brakowało jej czegoś słodkiego; może kandyzowanych bananów? W ostateczności zadowoliłaby się kawałkiem puszystego sernika, koniecznie pełnego rodzynek. Nie sądziła jednak by w "Il Verde Mela" takowe mieli. W takim razie - jeszcze wina. Córka, żona, pasierbica czy nałożnica karczmarza - kimkolwiek tam była - powinna zaraz przyjść zmienić wodę, to każe jej donieść.

Katerinie nie dane jednak było doznać tego wieczoru pełnej satysfakcji. Wrzaski na dole sprawiły, że wyskoczyła z balii, w pośpiechu narzucając na mokre ciało zużytą podróżną koszulę i chwyciwszy sztylet oraz naładowaną kuszę wyjrzała na korytarz. Ponieważ gówno było widać ruszyła wzdłuż ściany w stronę poręczy, przy której wisiała już część towarzyszy, radośnie wymachując bronią strzelecką.
- Co jest? - spytała Marco, który stał najbliżej.
- Przyplątali się jacyś goście, co to niby domagają się zapłaty za ochronę - wyjaśnił szeptem Marco. Jedynie na moment oderwał wzrok od stojących na dole oprychów i spojrzał na swą rozmówczynię. - A dokładniej... mają pretensje o to, że im nie zapłacono z góry.
- To niech się bawią; co nam do tego? - wzruszyła ramionami Katerina i zrobiła w tym zwrot w chwili, gdy Rust, zdecydowawszy przyłączyć się do zabawy, wywrzaskiwał własne warunki przejęcia gospody.

Kobieta wróciła do swojego pokoju, podparła drzwi krzesłem, zdjęła koszulę i powąchała rękę. Znów śmierdziała końskim i własnym potem. A teraz nie miała nawet szans na wino, nie mówiąc już o kolejnej, czystej kąpieli. Zaklęła brzydko, owinęła mokre włosy płótnem i zniechęcona wskoczyła do stygnącej wody, by choć jeszcze przez moment nacieszyć się namiastką luksusu.
 
Sayane jest offline  
Stary 20-03-2014, 22:39   #30
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Niewiele było rzeczy zdolnych oderwać brata Bonaventurę od zachwycania się wartością lub ilością dóbr doczesnych, w posiadanie których wchodził sposobami różnymi, ale o jednej cesze wspólnej, efektywności mianowicie.
Martwi szczuroludzie nie byli skorzy do kontestowania zaboru ich dobytku. Monsignore nie lękał się również o moralną stronę procederu, najwyżej sam sobie da później rozgrzeszenie.
Odgłosy awantur, czy też tumultów nocnych, należały wszelako do tej kategorii, więc, rad nie rad, frater uchylił lekko drzwi i zapuścił żurawia na zewnątrz.
Nic nie zobaczywszy, zaklął bardzo nie po bożemu i opuścił bezpieczne cztery ściany, dołączając do towarzyszy na galerii.
- A cóż to znowu za grzeszne harce tu czynicie, moi bracia? - zagadnął, ale niezbyt głośno, by nie przyciągać zbyt wielkiej uwagi do swej osoby.
Gdy pokrótce wyjaśniono mu, co i jak i kto jest odpowiedzialny za bezbożny harmider, Monsignore pokręcił ze smutkiem głową.
- Oby bogowie wybaczyli wam niecne wasze uczynki. - rzucił w przestrzeń.
W pierwszym odruchu miał zamiar wrócić do pokoju, po chwili namysłu wycofał się tylko i skulił pod ścianą, celem przeczekania całej sprawy.
Miał bowiem przeczucie, niechybnie zesłane przez Morra!, iż po całej hecy znajdą się chętni na jego usługi.
A brat Bonaventura był bardzo chętny przyjęcia wymiernych wyrazów ich wdzięczności.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172