Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-02-2014, 23:40   #1
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Volpe e leone




"Są dwa sposoby prowadzenia walki,
trzeba być przeto lisem, by wiedzieć co sidła,
i lwem, by postrach budzić u wilków."


Niccolo Machiavelli, "Il Principe"



Pewien filozof powiedział niegdyś, że powszechną wadą ludzi jest niepamięć o burzy, gdy morze spokojne. Słowa wielce prawdziwe, których nawet uczeni i krytycy nie podważali, bowiem jak tu kłócić się z faktami? Nawet historia potwierdzała owo stwierdzenie - burza w końcu nadeszła, i to Burza przez duże "B". Przetoczyła się przez Imperium, a wraz z nią Horda Chaosu i Czempion Niszczycielskich Potęg. Nikt nie był gotowy na taki zwrot zdarzeń - ani na północne prowincje w ogniu, ani na oblężenie Middenheimu. Z lasów i ciemnych miejskich zaułków wypełzli sojusznicy najeźdźców, długo planowane intrygi poszły w ruch. Zapanował chaos, dosłownie i w przenośni. Koniec końców Imperium odniosło zwycięstwo, ale miało ono gorzki smak.

W Tilei Burzę i tragedie z nią związane traktowano jako ciekawostki - ni mniej, ni więcej. Wieści z dalekiej północy nie robiły na Tileańczykach żadnego wrażenia, jeśli nie liczyć kondotierów. Kompanie najemnicze szybko zwietrzyły zysk i pomaszerowały na wojnę z pieśniami na ustach. Miasta natomiast i Książęta dalej borykali się ze swoimi własnymi problemami, poświęcając minimum uwagi wydarzeniom w Imperium. Tilea miała swoje zmartwienia - Skavenów, piratów, przepychanki z Estalijczykami, wewnętrzne konflikty frakcji wszelakich i międzymiastową rywalizację o wpływy. Nikt nie spodziewał się burzy.

Wszystko zaczęło się wiosną, roku 2523. Zaczęło się bardzo tradycyjnie, warto nadmienić - od spotkania w tawernie.

* * *


Portomaggiore było wystarczająco dużym miasteczkiem, by kartografowie oznaczali je na mapach. Port nad Morzem Tileańskim, około 20 lig na północ od największego miasta w tej części świata, nie był jednak bliżej znany w szerokim świecie. Miejscowi kojarzyli go jedynie z wątpliwej jakości wina, rybołówstwa i szkutnictwa. No i oczywiście z Pałacu Pokoju, a właściwie legendy go otaczającej - nieświadomi podróżnicy poznawali ją chcąc, nie chcąc. Opowieść urzekała swą prostotą; ot, kapłan Myrmidii kazał schwytanym jeńcom wojennym tańczyć do utraty tchu podczas nocnych baletów. Dziwki również występowały w tej historii, podzielając los przymusowych gości. Klecha oczywiście zmarł po jakimś czasie, a Pałac stał pusty przez ładnych parę lat, stając się obiektem coraz to nowszych miejskich legend. Obecny właściciel, Georgio Sideri, odrestaurował budynek, ale nie urządzał bankietów jak jego poprzednik. Wielu twierdziło, że powodem był brak świątynnego wychowania.

Ale nikt z obecnych w "Syrenim Śpiewie" nie myślał o legendzie. Nie, kolorowa grupa osobliwości wolała słuchać swego gospodarza, Michele Falco, dla którego to przybyli do Portomaggiore. Młoda latorośl wpływowej rodziny mogła liczyć na to, że awanturnicy i oportuniści będą walić drzwiami i oknami, kiedy tylko będą mu potrzebni. Z tym że goście panicza Falco nie byli pierwszymi lepszymi obdartusami z ulicy, o nie-nie. Z drugiej strony nie byli też prima sort, ale do zadania nadawali się idealnie. Dług zaciągnięty u familii Falco skutecznie motywował nie tylko do kultury wobec młodego Michele, ale i dokładnego wykonania zlecenia.

Miało być prosto - udać się na skraj lasu Sussurrio, odebrać przesyłkę i dostarczyć do Luccini. Wyszło, jak to bywa, inaczej.

* * *


Rodzina Falco nie należała do najpotężniejszych rodzin w Luccini, ale swoje wpływy miała i poszerzała je wolno, acz stanowczo. "Morska Kompania Przewozowa" przynosiła zyski ku niezadowoleniu konkurencji, która sukces biznesu upatrywała nie w strategicznych znajomościach i lukratywnych kontraktach, a w mało legalnych machlojkach i zakulisowych działaniach. Takie narzekania falcowych rywali można było skrócić do trzech słów - "przyganiał kocioł garnkowi". Wymuszenia, haracze, podpalenia, pobicia, napaście, zastraszenia, oszustwa, szantaże, zabójstwa, intrygi - na nich budowano fortuny.

Rust DeGroat był człowiekiem od takich robót i mógłby wiele powiedzieć na temat działań luccińskich możnych, gdyby nie tajemnica zawodowa. Nieco mniej natomiast mógłby opowiedzieć o familii Falco. Raz, że "Lupo Orsini & Wspólnicy" w dużej mierze zawdzięczali im swoje istnienie i dwa - nie zajmował się ich zleceniami. Prawdę mówiąc ostatnio nie zajmował się żadnymi zleceniami. Któryś z Inspektorów niesiedzących w falcowej lub orsiniowej kieszeni ni z tego, ni z owego zainteresował się interesami kancelarii i trzeba było zaprzestać moralnie wątpliwych procederów do odwołania. Lupo, człowiek o gołębim sercu, nigdy jednak nie zostawiłby swego protegowanego na pastwę losu i załatwił mu nową robotę. A to, że Rust w nowym zawodzie spłacał kolejną ratę długu mentora było zwykłym zbiegiem okoliczności.

W Tilei, a co za tym idzie w Luccini, istniała długa tradycja mniej fortunnych rodzin uciekających pod protekcję tych możniejszych. Czasami taki układ przypominał kontrakt feudalny, czasami związek partnerski, ale zawsze jedna rodzina wiodła prym. Tak było w przypadku szlacheckiej rodziny Gaetani, której członkowie z dziada pradziada robili kariery jako notariusze. Szlachta z nich była marniutka, a ich posiadłości ziemskie - zwane tak szumnie i na wyrost - liczyły zaledwie kilka pędzi ziemi w obie strony. Współpraca z rodziną Falco wyszła im na rękę. Lorenzo Gaetani natomiast, czwarty syn patriarchy rodu, zamiast kontynuować chlubną rodzinną tradycję, został najemnikiem w służbie Giovanniego Falco, który lorenzową lojalność wynagrodził ratunkiem przed vendettą magnatów z rodu Doria-Landi.

W słonecznej krainie podziały między stanem szlacheckim, a mieszczańskim często były zatarte i niewyraźne. Za przykład niech posłużą bracia Marrizano, którzy mogli poszczycić się osobistą znajomością z młodym Michele. Cała trójka, jako smarkacze, doprowadzali służących w posiadłości Falców do białej gorączki i tylko dzięki boskiej opatrzności nie puścili budynku z dymem. Nawet pomimo tego, że ich drogi się rozeszły, a rodzina Marrizano popadła w niełaskę, ojciec Michele nie wywalił ich na bruk. Francesco, mimo ufundowanej edukacji i początkowych planów, nie został falcowym prawnikiem; Niccolo objął zaszczytną funkcję tragarza w "Kompanii", a z ich młodszej siostry Angeli zrobiono służkę. Bądź, co bądź, ale niełaska to niełaska.

Marco della Rovere również mógł pochwalić się znajomością z Michele Falco, z którym zresztą był spokrewniony w bardzo pokrętny sposób. Oczywiście był również spokrewniony z kilkoma innymi rodzinami w okolicy, a kuzynów miał nawet w Estalii. Powiedzieć, że był dobrze urodzony byłoby niedopowiedzeniem. Marco dzięki swemu statusowi, a raczej rodzinnej fortunie, mógł sobie pozwolić na rozrywki wszelkiej maści. Nawet ostatnie lata spędzone na podróżach i oziębłe stosunki z rodziną tego nie zmieniły. Hulaj dusza, piekła nie ma.

Bywało też tak, że splot zdarzeń lub zwykły przypadek łączył pozornie losowe osoby z wpływową familią. Tak było na przykład w przypadku Renato Santori, którego ojciec był bezdomnym włóczęgą. Ślepy los sprawił, że trafił pod kuratelę Lorenzo, ówczesnego patriarchy rodu Falco i młody Santori temu zbiegowi okoliczności zawdzięczał swą obecną pozycję i bezpieczeństwo. Jego talent sprowadziłby na niego kłopoty, gdyby nie falcowa protekcja.

Podobnie rzecz miała się w przypadku Kateriny, która rodzinie Falco zawdzięczała swą wolność. Nie była pewna, dlaczego Giovanni odkupił ją wtedy od tego Araba i w sumie rzadko kiedy o tym myślała. Była wdzięczna za dach nad głową, ciepłą strawę i zapewnienie jej władzy nad własnym życiem. I, pośrednio, za przyjaźń. Luciana, najmłodsza latorośl i oczko w ojcowskiej głowie, nie przejmowała się niskim urodzeniem Kateriny. Traktowała ją jak siostrę.

Bryce rodzinie Falco zawdzięczał życie. Ni mniej, ni więcej. Elf wiedział, że podróż w pojedynkę nie należy do najzdrowszych rzeczy i zapamięta to sobie do końca życia. Poszczęściło się mu wtedy, wywinął się z minimalnymi uszczerbkami na zdrowiu. I długiem do spłacenia.

Monsignore, który szczycił się swym pragmatyzmem i żył kosztem bliźnich, był chyba jedyną osobą (oprócz Rusta), której obecność podyktowana była przymusem, aniżeli szczerą chęcią. Nawet ktoś, dla kogo kłamstwo jest jak oddech, miewa pechowe dni i jedynym sposobem na uratowanie skóry był układ z młodym Falco. Monsignore lubił swoją skórę.

* * *


Pierwszego wieczoru zatrzymali się w osadzie na trakcie, która leżała mniej więcej w połowie drogi z Luccini do Raverno. Lub z Raverno do Luccini, zależy jak spojrzeć. Był to jeden z nielicznych w Tilei szlaków lądowych, a wyrosłe nań miasteczko swój dochód czerpało głównie z zajazdów. Bezproblemowo znaleźli miejsce w jednej z noclegowni - trzypiętrowej kamienicy - która robiła również, co zauważyli bardziej obeznani z tematem, za zamtuz. Na dodatek jeden z tych porządniejszych, gdzie nie trzeba było się obawiać o złapanie jakiegoś paskudnego choróbska i cienkie ściany.

Noc była spokojna, jeśli nie liczyć rozróby po pijaku i kociej walki terytorialnej w pobliskiej alejce. Kolejna część podróży również była pozbawiona jakichkolwiek wrażeń i jedyną rozrywką było podziwianie krajobrazu, obfitującego w winnice i drzewa cytrusowe. Brukowany trakt niestety nie doprowadziłby ich do celu i musieli obrać kierunek na południowy-wschód, przez pola i wzgórza. Tutaj musieli od czasu do czasu zwolnić nieco pochód, by upewnić się czy dalej zmierzają w dobrą stronę i wybrać bezpieczną drogę, unikając zdradzieckiego terenu.

Miejsce spotkania było co najmniej dziwne. Nie chodziło nawet o to, że znajdowało się na skraju Lasu Sussurrio, który był rzekomo nazywany domem przez różne monstra i kreatury. Wiele osad i wiosek utrzymywało się z wycinki drzew i dostarczaniu ich na wybrzeże, ale przesyłka nie czekała na nich w tak przyjaznym miejscu. Nie, czekała na nich w Fortegno, które zostało zrównane z ziemią przez skavenów dwa, trzy lata wstecz. Najwyraźniej młodemu Falco zależało na dyskrecji.

Wiedzieli, że coś jest nie tak, jeszcze zanim wjechali między czarne szkielety chat. Krzyki mogły znaczyć wiele, ale szczęk żelaza rozpoznaliby wszędzie. Zagłębiwszy się w pozostałości po Fortegno dotarli w końcu do miejsca, które było niegdyś centralnym placem. Teraz natomiast zasłane było trupami, które barwiły okoliczną ziemię na czerwono. Wokół natomiast harcowali sobie w najlepsze skaveni, obdzierając zwłoki z co wartościowszych rzeczy. Szybki rachunek wykazał, że szczuroludzi było co najmniej czternastu.

Jeden z nich, szaro-bury sierściuch, trzymał w łapach pokaźnych rozmiarów szkatułkę. Niewątpliwie to po nią ich tu przysłano.






_____________________________________


Powodzenia i miłej zabawy!
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 01-05-2014 o 20:50.
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172