lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2 ed.] Tajemnica Starej Kopalni (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/14094-wfrp-2-ed-tajemnica-starej-kopalni.html)

KurtCH 08-04-2014 21:50

1 Załącznik(ów)
http://lastinn.info/attachment.php?a...1&d=1396986389

Czarnowłosy dość młody krasnolud siedział w Behemdrofskiej karczmie popijając ciemne piwo. Wzrostu nie był zbyt wielkiego, nawet jak na przedstawiciela swojej rasy. Za to potężny beczkowaty tors był już jak najbardziej krasnoludzki. Twarz jego mogłaby być nawet przyjemna gdyby nie świeże zadrapania i charakterystyczny duży, bulwiasty nos. Do tego kiedyś złamany i niezbyt sprawnie nastawiony. Przy jego boku leżała sakwa podróżna i jednosieczny topór. Na sobie miał przewiązaną sznurem prostą, burą szatę kapłańską pokrytą krasnoludzkimi symbolami. Przybył tu zaledwie parę godzin temu i wtedy nic nie zwiastowało, że przyjdzie mu w Behemsdorfie spędzić więcej czasu. Teraz musiał rozważyć możliwość jaka niespodziewanie się w tak małej miejscowości pojawiła. Pierwotnie planował odbyć podróż na południe Imperium. Jednak zaintrygowany wiadomościami o starej kopalni intensywnie rozmyślał o tym co w karczmie na jej temat usłyszał. Wiele informacji musiało być bujdą, jednak co najmniej kilka wartych było sprawdzenia.

~ Ale czy warto marnować czas na łażenie po jakiejś sztolni kedy gdzieś za wzgórzem ziomkowie mogą potrzebować mojej pomocy? I to za jakimś bezecnym ludzkim magunem? Przeca to może być wyprawa na wiele, wiele godzin… Tam pewnie łod dawna yno myszy biegają po osuwiskach i nikaj niy znajdymy ani tego czaromiota ani nawet szylinga za którego choć pojeść by szło. Ehhhh Vallayio Ty to czasem umisz dać zagwozdkę swojemu słudze ~

Ciężko mu to szło to rozmyślanie bo w karczmie rozegrał się na dobre jakiś grajek na organkach. Co więcej gościom w karczmie bardzo przypadły do gustu te proste melodyje i zaczynało robić się bardzo gwarno. Już właściwie miał z niej wychodzić żeby się odlać gdy przez szum coraz lepszej zabawy dotarły do niego słowa innego khazada skierowane do dwójki ludzi.

… robiłech w kopalni i żodyn podziemny tunel, żodyn powtarzom niy jest do mie wyzwaniym... A przewodnik pewnie by sie wom przydoł co chopy? …a o złoto to sie niy stresujcie chopy, jakoś sie dogodomy, ni?

No na coś takiego właśnie czekał. Jak to zawsze powtarzał ojciec: „Albo w jedna strona albo w drugo, nigdy za długo trocha tu i tu…” Teraz nadarzała się idealna okazja aby tam zejść i to w towarzystwie które wyglądało na takie które potrafi sobie poradzić w trudnych warunkach. Zebrał się z ławy i podszedł do grupki.

Witejcie! Pax! A może i piątka. Nie wiem jak to je – albo Wy ludzie cosik głośno godocie przez ta mało harmoszka rzępoląca obok albo jo razem z moim brodatym ziomkiem – najpierw jednym, a teraz i drugim mamy cołkiem dobry słuch. Ale fakt faktem też żem usłyszał o Waszym planie zejścia do kopalni. Chciołbych zabrać się tam z Wami. Nie będa Wam godoł, że w ciasnych tunelach czuję się jak we chałupie bo tak wcale ni ma. Jo je urodzony i wychowany we mieście. Ale jak każdy khazad byda umiał się tam odnaleźć bo ciemność mie nie przeraża, a w razie czego topór nie służy mi yno do ozdoby. Zapraszom tam, szczególnie Ciebie Drugo Batarvsonie ze względu na Twój zacny wiek – tu wskazuje stół przy którym siedział – usiądźmy przy kufelku piwa i pogadejmy o miejscu kiere je niby przeklęte. I wyboczcie moja grubiańskość bo łod tego powinienech zacząć – jestem Balin syn Degnara. Skromny akolita Vallayi – tu zwraca się do ludzi – naszej ukochanej Matki Opiekunki.

Sekal 09-04-2014 10:52

Nie dziwił Gunthera widok krasnoludów, nic a nic, szczególnie w miejscu, gdzie o kopalni ludzie gadali. Jednym uchem, w przerwie między melodiami, wyłowił toczone w pobliżu rozmowy. Karczma wielka nie była, jak kto gadał, inni słyszeli. Odwrócił się energicznie i wyszczerzył, unosząc swój kufel.
- Zdrowie! - wypił, licząc, że ktoś wypije z nim. I szybkim ruchem przesiadł się do towarzystwa. - Nie boicie się panowie takich planów?
Mrugnął do nich wesoło, oglądając się na miejscowych.
- Bo gadają, że miejsce nawiedzone. Nikt nie wraca. Nawet magus poszedł ostatnio i słuch o nim zaginął. Nie powiem, że sam ciekaw nie jestem, ale ja ciągle młody, kto by umierać chciał? A czasy niepewne.
Zaśmiał się i przepił do nich jeszcze raz.
- Gunther jestem, żeby nie było, żem nieokrzesaniec jaki.

piotrek.ghost 09-04-2014 20:30

Rose Mayer mieszkała w małej chatce pod lasem niecałe trzy staje od wioski. Razem z babcią zielarką, przygotowywała napary dla wszystkich mieszkańców, raz w tygodniu babka wysyłała ją do wsi, żeby dostarczyła leki potrzebującym a także zrobiła zapasy i sprzedała zioła ewentualnym handlarzom odwiedzającym Behemsdorf.
Pod okiem babki Rose wyrosła na obiecującą uzdrowicielke i guślarke, jednak młoda dziewczyna całe życie marzyła o przeżyciu przygody na miare tych, o których czytała w księgach, które zebrała jej babka.
Teraz, kiedy przyszła wiosna było najwięcej roboty, Rose wybrała się do wsi, żeby kupić najpotrzebniejsze narzędzia, odwiedzić kowala, żeby zamówić wizyte w celu dokonania niezbędnych napraw w sprzęcie do uprawy a także cieśle, żeby załatał cieknący dach. Kiedy już załatwiła wszystkie sprawunki, swoim zwyczajem udała się do karczmy żeby przenocować w wynajętym pokoiku, jako że dni były jeszcze krótkie, a dziewczyna nie chciała podróżować po zmroku - po części dlatego że bała się, że zostanie napadnięta, nie było tajemnicą, że guślarze nie są darzeni sympatią, a sytuacji nie poprawiał fakt, że usłyszala plotki o kręcącym się w okolicy magistrze. Innym powodem były słuchy jakie krążyły już od dłuższego czasu, jakoby miejscowa kopalnia była nawiedzona.

~***~

W drzwiach karczmy stanęła młoda dziewczyna, niezbyt wysoka i w zmierzwionych ciemnych włosach. Nosiła czarną prostą sukienkę i długie sięgające ramion rękawiczki. Kiedy weszła w powietrzu rozniósł się ostry ziołowy zapach. Podeszła do baru, zamówiła skromny posiłek i usiadła obserwując wchodzących ludzi i khazadów, część z nich już kojarzyła, widywała ich w wiosce wcześniej część natomiast była nowa. Do jej uszu dotarły słowa zebranych wokół flaszeczki osób, słowa dotyczyły wyprawy do przeklętej kopalni, młoda panienka Mayer od razu zwietrzyła okazję do przeżycia przygody, nie było konieczności dalekiej wyprawy to i wymagany nakład finansowy nie był wysoki, a i większe szanse że babka pozwoli jej urwać się z domu na jakiś czas. Dokończyła posiłek i podeszła do zebranych.
-Dobrego dnia panom życzę- przywitała się z uśmiechem-Na imie mam Rose, Rose Mayer, jestem wnuczką miejscowej uzdrowicielki, usłyszałam że planujecie panowie wyprawe do naszej kopalni? - bardziej stwierdziła niż spytała-Widzę, że siłe bojową macie zacną, ale nawet najlepsi wojowie czasem zostają ranni, prawda? Zgodzicie się zatem przyjąć do kompani młodą zielarke?

KurtCH 10-04-2014 17:10

Jeszcze dobrze nie zdążyli się w piątkę rozsiąść i wypić paru łyków piwa, a nad stołem prawie równocześnie pojawili się karczemny grajek i młoda dziewczyna. Balin wstał, przywitał ich mocnym uściskiem swojej szorstkiej dłoni.

Siednyć sobie możecie, miejsca i trunku przy naszej ławie nie brak. Ale czyście świadomi jak tako kopalnia wygląda we środku? Tam sztolnie mogą ciągnąć się fest głymboko pod ziemią i jedna yno Vallayia wie bez ile dni przidzie nam tam łazic prawie we absolutnych ciemnościach. Jo zresztą szpec ni ma w tej dziedzinie i tu bardziej trza by było posłuchać co ma do powiedzenia mój ziomek kiery pochwalił się, że we kopalniach robił, a jeszcze nie dane nam było poznać jego miana. Zresztą kto teraz się dosiodł, a wcześniej nie usłyszał – jo je Balin syn Degnara i urodziłech się we Talabheim. Jeśli momy w ogóle zlyźć do tej kopalni razem chciołbych poznać jako się do Was zwracać. Co do Ciebie młodo panno – tu wskazał grubym paluchem na jedyną kobietę przy stole – jo podstaw leczenia też trocha liznął, yno, że jak trwała wojna w Kislevie i północnych landach to nie było czasu dbać o rannego. Umia więc rana z grubsza zeszyć, obetnyć noga albo ręka i kłaść pijawki. Jeśli znajdzie się trocha czasu we podróży mom nadzieja, że powymieniamy swoje poglądy.

vanadu 10-04-2014 17:50

- Po drodze nałowimy ryb, nazbieramy jarzyn i złowimy co z mięsiwa by zaoszczędzić na wyżywieniu. Wiosna jest, pełno tego. Trza nam też opał wziąć i lin, może kupić albo zrobić pochodnie. Lampa by nie zaszkodziła by smogiem nas nie podusi w głębinach wyrecytował z namysłem krasnolud - No i trza by pomyśleć i się wywiedzieć co jest z tą kopalnią, czemu opuszczona i ile

xeper 10-04-2014 22:53

- Do kopalni się wybieracie? – usłyszeli nagle za plecami. Stał tam niski, pokurczony i przygięty wiekiem staruszek, sięgający krasnoludom zaledwie do barków. Miał długą, skołtunioną brodę i łysą, poznaczoną starczymi plamami czaszkę. Skóra na jego twarzy była tak pomarszczona i pocięta zmarszczkami, że z trudem dostrzegało się oczy. O dziwo, staruszek miał większość zębów, przez co mówił wyraźnie, choć niemal szeptem. Oparł się o stół i stęknął, sięgając po stojący na blacie kufel. Był to Bartolf, najstarszy mieszkaniec Behemsdorfu. – No, dajcie co się napić, to wam parę słów o kopalni rzeknę.

Trudno się było oprzeć, a i staremu nie wypadało odmówić. Dziadek wdrapał się na ławę, zanurzył z lubością wargi w piwie i chłeptał głośno przez chwilę. W końcu otarł brodę i odstawił opróżniony do połowy kubek. – Uch, lepiej... Kopalnie pod Sowią Górą założyły wieki temu krasnoludy – spojrzał w kierunku siedzących przy stole brodaczy. – Wasi pobratymcy. Tak powiadał mi mój dziadek, a on to pewnie od swojego dziada słyszał, ten z kolei pewnie od swojego. Ale tego nie wiem na pewno.

- Jedno wam rzeknę – nim jednak powiedział coś więcej, sięgnął drżącą dłonią po kufel i znów mlaskał przez chwilę, oblewając się trunkiem. – Jakeśmy my, ludzie tutaj przybyli, to krasnoludy wynosiły się z Karak-Ghuzmul. Nie wiem dlaczego i mój dziadek też nie wiedział, bo mi nie powiedział. Khazadowie w całych Górach Środka miały swoje sztolnie i forty, ale pewnego dnia je opuściły. Nikt nie wie czemu, ale skoro waleczne i bitne krasnoludy uciekały, to musiało to być coś strasznego. Zawaliły kopalnie, zalały szyby i sztolnie, aby to coś co odkryły nie wydostało się na powierzchnię.

- Zawalili wejścia a ichni kapłani przeklęli te miejsca na wieki, żeby nikt tam nie chodził i licha nie budził. Na nic się to zdało... Nasi dziadowie z Behemsdorfu, wejście do kopalni w Sowiej Górze znaleźli i odkopali. Nic tam w środku nie znaleźli, jeno chodniki wodą zalane i jakieś głosy, co to ze ścian gadały w obcej mowie. Pewnie po krasnoludowemu. Nikt tam nie chodził, bo i po co? A potem sławetna bitwa z Chaosem była. Mój rodziciel, niechaj w królestwie Morra się raduje na wieki, świadkiem był jak łowcy czarownic, magistrowie ogniści i poczet rycerzy, wszyscy na raz w góry przez wieś przejechali, coby tam z plugawymi kreaturami Chaosu walczyć, które się w kopalni zalęgły.

- Na Sigmara! Chwała im, że w naszej obronie życie oddali! - zakrzyknął i pociągnął spory łyk piwa. Kilku wieśniaków spojrzało zdziwionych w kierunku stolika. - Nikt z nich nie wrócił. Ale i mutanty i stwory Chaosu z gór nie zeszły. Widać, ekspedycja skutek odniosła. A od tego czasu już nikt tam nie chodzi. Jeno ostatnio ten magus przez wieś przejechał, ale i on nie wrócił. Przeklęta kopalnia jest, powiadam wam. Niczego tam nie ma prócz śmierci...

Chyba stary Bartolf chciał jeszcze coś mówić, ale w tym momencie do wnętrza karczmy wbiegł pędem, niemal wybijając drzwi, młody chłopak, Sven, który dysząc zatrzymał się na środku sali i dysząc, powiódł wzrokiem po obecnych. Chyba nieprzypadkowo jego wzrok zatrzymał się na miejscu, gdzie siedzieli khazadzi i inni obcy. – Sepp Wilczur kazał mówić, że na drodze od Sarniej Przełęczy mutantów widział!

vanadu 10-04-2014 23:13

Druga podskoczył jak oparzony do topora się porywając.
-Wielu? zapytał z radością -Prowadź, prowadź, ha!

zakrzyknął oglądając się z ochotą i jakby młodniejąc o parę dekad.

-Chono młodzieniaszki, bo nudno i nudno. Ha!

Kerm 11-04-2014 10:07

To się stawało coraz ciekawsze.
Ledwo się człowiek zaczął szykować na małą, samotną wyprawę, a od razu zebrała się liczna kompania, pałająca chęcią spenetrowania kopalni. No i informator się znalazł, chociaż w bajania dziadunia Oswald nie do końca wierzył.
Z tym, że wieści o zalanych chodnikach nie wróżyły zbyt wielu sukcesów. Pływać trzeba na ten przykład. A woda źle wpływała na niektóre przedmioty.
Chociaż może dziadunio swoje prawił, a w rzeczywistości inaczej tam się działo.

Rozważania na temat przygotowań do wyprawy przerwały dość ciekawe wieści.
Oswald za grosz nie rozumiał podejścia Drugi do sprawy mutantów. Cóż można było na tym zarobić? Najwyżej guza i tyle.

- Miarkuj się, Drugo - powiedział, nie ruszając się z miejsca. - Wszak piwo nie dopite, a mutanci nie uciekną.
- To ilu ich jest? - zwrócił się do młodzieńca, który przerwał im dyskusję. - I gdzie jest ta przełęcz?

Sekal 11-04-2014 13:49

Gunther słuchał z uwagą i ekscytacją. Uwielbiał takie stare opowieści, zwykle przedstawiające wydarzenia i miejsca bardzo barwnie i ciekawie. Włóczykij często kierował się słowami tych bajań, odnajdując opisywane w nich miejsca i srogo się rozczarowywał. Tyle, że nie zawsze. I właśnie dla tych nielicznych chwil warto było ryzykować. Zalana kopalnia? Trudno, to przecież co najwyżej kilka zmarnowanych dni! Kopalni nigdy nie zwiedził.

Podziałać i pogadać nie zdążył, bo jakiś chłopak już o mutantach krzyczał. Kuntz nie zwykł ostrzeżeń tego typu ignorować. Widział swoje na traktach. Podobnie zapalony jak krasnolud nie był, nie czekał także na wyjaśnienia, o które dopominał się jeszcze nieznany mu człowiek. Mógł potem dopytać od niego, a przecież nie trzymał swojej broni w głównej izbie. Szybko poszedł więc do własnego pokoju, przywdziewając na szybko koszulkę kolczą i przypasawszy kołczan do pasa, jął naciągać cięciwę na krotki myśliwski łuk.

Uwinął się z tym całkiem sprawnie i z włócznią w jednym ręku, a łukiem w drugim, zszedł na dół. Burza wieś ominęła, więc teraz chaosu tu nie było. Gunther uśmiechnął się słabo. On był gotowy.
- Daleko ta przełęcz? - spytał cicho Rose, wiedząc, że kobieta słyszała odpowiedź Svena, ale przecież nie widział jej walczącej z mutantami. - Lepiej się przygotować. Ktoś tu dowodzi? - to pytanie zadał już głośniej.

Gob1in 11-04-2014 15:25

Søren dopił piwo, smakując goryczkę i ciesząc się z całkiem przyzwoitego smaku. Jeśli wieści, które przyniósł chłopak były prawdą, to nie wiadomo, czy i kiedy będzie okazja znowu ugasić pragnienie w tej izbie. I tym towarzystwie. W końcu mieszkańcy wsi często oddawali życie w obronie swych domostw i upraw, toteż nie było pewne ilu wróci. A może mutantów było zaledwie kilku i miejscowi sobie z nimi z łatwością poradzą? Tylko po cóż robiliby o to tyle rabanu? Więc jednak jest ich wielu. Ciekawe jak wielu...

Søren nie odezwał się jednak, bowiem chłopaka już zaczęto wypytywać o szczegóły. Obrócił się na stołku i czekał na wyjaśnienia. O ile mały będzie wiedział coś więcej.

Minę miał za to kwaśną, gdyż wydłubywanie grotów z ciał mutantów nie należało do najprzyjemniejszych zadań. Z drugiej strony lepiej wydłubywać groty z mutantów, niźli z własnego ciała.

Dopiero co wrócił z polowania, więc był uzbrojony i miał przy sobie najpotrzebniejsze rzeczy. Reszta ekwipunku spoczywała w skrzyni w ciasnym pokoiku przydzielonym przez karczmarza. Przyda się, kiedy pójdą do kopalni. Teraz każdy dodatkowy przedmiot stanowił zbędne obciążenie.

Czekał.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172