|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-12-2014, 16:08 | #281 |
Reputacja: 1 | Odnalezienie napoju leczniczego poprawiło znacząco nastrój Drugi. W połączeniu z napojem kojącym mógł pomóc mu stanąć na nogi. Poprosił więc Gunthera by ten pozwolił mu ją zażyć. Skoro ktoś kompetentniejszy rannym się zajął, krasnolud zamierzał odnaleźć zaginionego kompana szukając po okolicy najbliższej. Sprawa może nie była jednak taka przegrana. Oby stanąć na nogi. |
28-12-2014, 21:31 | #282 |
Reputacja: 1 | Søren nie ponaglał już więcej Gunthera. Sam nie mógł pomóc, ale nie nalegał na natychmiastowe wyruszenie za czarownikiem i jego sługą. Przy odrobinie szczęścia odnajdą ich ślad i będą mogli podążyć za nimi. Wciąż mając oko na otoczenie przygotował się do dalszej drogi. Uzupełnił zapas strzał w kołczanie, sprawdził mocowanie miecza i sztyletu, a także poprawił rozmieszczenie przedmiotów w plecaku, by ten nie uwierał go zbytnio w czasie szybkiego marszu. Czekał.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
28-12-2014, 21:52 | #283 |
Reputacja: 1 | Gunther miał ten problem, że nie umiał odpuścić. Nie mógł zostawić towarzyszy nie mając świadomości, że pomógł im najlepiej jak umiał. Rose, Druga i Oswald tu leżeli, ale ciągle brakowało drugiego z krasnoludów. Chowając buteleczkę z czerwonym płynem przed zachłannym wzrokiem jednego z rannych, wstał i zaczął przeszukiwać okolicę. Balina odnalazł niedaleko i zaraz przy nim przykląkł. Sprawa w przypadku tego khazada wydawała się jeszcze gorsza niż w przypadku dwóch pozostałych rannych. - Soren, pomóż mi! Krasnolud nie miał stopy. Wydawało się, że to przegrana sprawa, ale Kuntz zajmował się jego ranami tak jakby ten fakt nie istniał. - Musimy mu wypalić ten kikut! Z pomocą Sigmara przeżyje to. Przynieś jakieś węgle z ogniska! - krzyknął do jedynego sprawnego kompana i póki co zajął się mniej groźnie wyglądającymi ranami. - Najpierw mikstura, potem wypalanie. Myślisz, że damy radę sprawić, by ocknął się na tyle, żeby przełknął płyn? Gadanie najwyraźniej włóczykijowi pomagało, bowiem poruszał się całkiem sprawnie w wykonywanych czynnościach. Pytanie, czy miały one okazać się skuteczne. |
29-12-2014, 14:35 | #284 |
Reputacja: 1 | Balin, uniesiony na ramionach kompanów znalazł się w takiej pozycji, że wmuszony w niego napój leczniczy znalazł drogę do żołądka. Krasnolud zaczął powoli odzyskiwać przytomność, ale stracił ją ponownie gdy Gunther przytknął mu do rozrąbanej stopy spory kawał rozpalonego drewna. Wokoło rozszedł się odór nadpalonego ciała, towarzyszył mu niezbyt przyjemny syk gotującej się i krzepnącej krwi. Jedyne co pozostało Guntherowi, to obandażować stopę i pozostawić krasnoludzkiego kapłana w spokoju. Można też było zacząć konstruować nosze, bo nie wyglądało na to, żeby Balin był w najbliższym czasie w stanie samodzielnie chodzić. I trzeba było pomyśleć, co zrobić z ciałem dziewczyny. Søren i Gunther, tak jak zaplanowali, pozostawili rannych kompanów i zaczęli myszkować w krzakach w poszukiwaniu śladów dwóch ludzkich zbiegów. Przez chwilę rozgarniali gałęzie z głowami schylonymi ku ziemi, ale musieli na moment przestać, bo Søren coś usłyszał. Zastygli w bezruchu, czekając. W krzakach coś się znów poruszyło. Był to jeden z mutantów, które uciekły chwilę wcześniej. Kreatura, odziana w łachmany będące niegdyś liberią w kratę, trzymająca w ręku miecz, miała długi na niemal łokieć, cienki jak palec nos i kłąb rudozłotych, skołtunionych włosów otaczający głowę niczym grzywa. Koniuszek nosa mutanta poruszał się wolno na wszystkie strony, istota węszyła. Kiedy nos w końcu skierował się w kierunku dwóch mężczyzn czekających w krzakach, mutant mruknął coś pod nosem i zaczął się wycofywać. |
30-12-2014, 22:00 | #285 |
Administrator Reputacja: 1 | Wyniki starcia były całkowicie niezgodne z planami - Rose nie żyła, Druga ledwo dychał, Oswald ledwo trzymał się na nogach, zaś Balin... ten w zasadzie nie bardzo miał na czym stać, a o chodzeniu nawet nie miał co marzyć. - Musimy ją pochować. - Oswald wskazał na ciało zielarki. Nie wypadało nikogo zostawiać na pastwę dzikiego zwierza czy jeszcze dzikszych mutantów. - Najlepiej w jakim wykrocie, a ciało nakryjemy gałęziami i przysypiemy ziemią. *** Pozostawało czekać. Na powrót kompanów, którzy wyruszyli na poszukiwanie zbiegów z obozowiska (a dokładniej - ludzkiej części tamtej grupy). Lub mutantów, jeśli się otrząsną i znajdzie się ktoś, kto ich weźmie w garść i poprowadzi do ataku. W międzyczasie jednak warto było sporządzić jakieś nosze, bowiem było rzeczą wiadomą, że Balin nie ruszy się z miejsca o własnych siłach. |
02-01-2015, 15:54 | #286 |
Reputacja: 1 | Zauważony mutant miał zamiar uciec. Søren już chciał posłać mu w plecy strzałę z trzymanego w rękach łuku, gdy przyszła mu do głowy pewna myśl. - Nie zabijaj! - syknął do Gunthera. - Może doprowadzi nas do czarownika. Pójdziemy za nim. - Wyjaśnił swój zamiar. Z łukiem gotowym do użycia ruszył za znikającym w zaroślach odmieńcu. We dwójkę powinni sobie z nim poradzić, a całkiem możliwe, że trafią za nim do ludzi będących sprawcami zamieszania. Najważniejsze to zachowywać się ciszej, niż uciekający mutant.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
03-01-2015, 09:33 | #287 |
Reputacja: 1 | Gunther miał już naciągniętą cięciwę i strzałę przyłożoną do policzka, gdy zamarł w bezruchu, obserwując oddalającego się mutanta. Wcześniej zdążył ponownie uzupełnić kołczan, ale marnowanie jakiegokolwiek pocisku nie wydawało się dobrym pomysłem. Skinął głową na słowa towarzysza i opuścił broń, choć nie zdejmował strzały. W stronę pozostawionych samym sobie rannych rzucił szybkie spojrzenie, nie zatrzymując się, ani nic nie tłumacząc. Pomógł im już najlepiej jak umiał, teraz ważniejsza była próba dopadnięcia maga. Nie wiadomo co kombinował i ile śmierci mógł sprowadzić na okolicę. No i tym co obecnie czynili i tak przyciągali więcej uwagi, a więc odciągali ją od pozostałych. Starał się iść śladem Sorena, któremu pozostawił wybieranie drogi. Samemu bardziej skupiał się na tym, aby przypadkiem nie wpadli na innego z mutantów czającego się gdzieś w krzakach. |
04-01-2015, 12:49 | #288 |
Reputacja: 1 | Dwóch ludzi podążało przez pogrążony w ciemnościach las za oddalającym się mutantem. Odmieniec nie zorientował się, że ktoś za nim idzie, mimo że łowcy zdarzyło się parokrotnie narobić całkiem sporo hałasu. Długonosy grzywacz nie kluczył, szedł prosto, dobrze wiedząc gdzie znajduje się jego cel. A ten oddalony był o jakieś pięćset kroków od miejsca bitwy. Mutant zsunął się po dość stromym stoku i zatrzymał na dnie porośniętego kolczastymi krzewami jaru. Søren i Gunther zatrzymali się na górze, skąd mogli obserwować to co działo się poniżej. Mutantów było czterech. Oprócz poznanego już długonosa, był tu też młody chłopak, któremu los przydał długiego kościanego, wijącego się na wszystkie strony ogona; coś o trudnej do rozpoznania płci, pokryte zwałami połyskującej oleisto skóry; olbrzym-albinos uzbrojony w wielgachny topór, na którym wciąż widać było ślady krwi Balina i pokryta niezliczoną ilością długich, pokrzywionych kolców kobiecina, wciąż ubrana w spódnicę i zapaskę, trzymająca w ręku ułamek wałka. Wysłany na przeszpiegi długonosy zaczął wyjaśniać sytuację. Mówił w reikspielu, z stirlandzkim akcentem. – Wciąż tam są. Poczułem ich. Co najmniej dwóch z nich żyje, pewnie więcej. Chyba mają zamiar wracać w góry. Idziemy za nimi czy... - Toś nie mógł dokładnie sprawdzić, partaczu? – krzyknęła na niego kolczasta, wymachując wałkiem. – Ilu dokładnie i gdzie idą! Pocożeś tam lazł? - A co, miałem się na nich wpakować? - Wywęszyć! Od czego masz ten swój zasrany kinol? – zapytała gospodyni, pozostali zaczęli się śmiać. Śmiech pokrytej nadmiarem skóry istoty brzmiał jak przeciągłe pierdnięcie. Grzywacz odwrócił się obrażony. - Nie wiemy teraz co robić – odezwał się albinos basowym głosem, w którym słychać było północne twarde nuty. – Iść za nimi? Zaatakować? Schodzić w dolinę za tym, który nas wezwał? Czy ktoś w ogóle wie, gdzie mieliśmy iść? - Jo bym nie atakował – powiedział chłopak z ogonem. – Bitni som. Samiście widzieli. Wiela nas nie ostało. Jo bym ostawił to wszystko i poszedł w pierony. Gdzieś w doliny... - A zew? - Co zew? Wezwoł nas, poleźlimy za nim. A skoro doł drapaka, a my zewu nie słyszym, to mamy go szukoć? W dupie go mom. Ja stąd leze. Kto ze mną? Zdecydowali się wszyscy i zaczęli iść w dół jaru. Gunther ocenił, że po kilkunastu minutach marszu grupka dotrze do starej drogi, wiodącej od kopalni do doliny. Tymczasem na pobojowisku, ciągnąc ostatkiem sił Oswald i Druga wygrzebali płytką jamę w jakimś wykrocie i złożyli w niej ciało zielarki, które następnie przywalili kamieniami. Oswald zmówił krótką modlitwę do Morra, co musiało starczyć za rytuał pogrzebowy. |
06-01-2015, 12:24 | #289 |
Reputacja: 1 | Położył dłoń na barku Sorena, ściągając na siebie jego uwagę i jednocześnie powstrzymując przed udaniem się za mutantami. Na wszelki wypadek, chociaż wątpił, że towarzysz tak właśnie by postąpił. - Idą w kierunku drogi - szepnął, kiedy tamci oddalili się wystarczająco. - Są mordercami i chaośnikami, ale jedyną ich przydatną cechą jest to, że mag może na nich czekać. Słowa mutantów potwierdziły większość domysłów i faktów już znanych, ale Gunther nie mógł tak po prostu porzucić nadziei na odnalezienie dwóch ludzkich uciekinierów. - Podążę za nimi do drogi, sprawdzę gdzie pójdą i ewentualnie czy ktoś na nich tam czeka. Ty możesz wrócić do reszty i poszukać śladów. Nasi towarzysze i tak nie będą mogli sami iść, trzeba ich skierować ku najbliższej osadzie. Spotkamy się przy drodze. Co ty na to? Rozdzielanie się może świetnym pomysłem nie było, ale odnalezienie kogoś po nocy na nieznanym terenie wymagało chociaż takiego zwiększenia swojego szczęścia. |
11-01-2015, 13:09 | #290 |
Reputacja: 1 | - Zgoda. Zrobimy jak mówisz. - Odpowiedział zwięźle Guntherowi. - Uważaj na siebie. Są rozbici, ale wciąż groźni. - Dodał na odchodne. Nie mitrężąc czasu zawrócił w kierunku trójki rannych. W czasie, gdy ranna trójka będzie szykowała się do drogi on zamierzał dokładniej poszukać tropów pozostawionych przez dwóch ludzi, którzy przebywali z mutantami. Nie było pewności, czy rozbita banda ruszyła za nimi, czy po prostu uciekła jak najdalej, a co za tym idzie - w dół doliny.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |