Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2014, 18:46   #11
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Podróż z ponurym Groubertem odcisnęła piętno na Grimie, tak jak wydarzenia ostatnich dni. Zastanawiał się nad tym, gdy jedna z dziewek służebnych odpowiadała mu na zadawane pytania, a on dalej ją zagadywał. Ten sam Grim, który właśnie swej powierzchowności zawdzięczał przezwisko; ten sam, który przez innych postrzegany był właśnie tak, jak Groubert przez elfa aktualnie.
No, ale Maas Mourria wciąż był młody. Liczył sobie niecałe 60 wiosen, w niektórych miejscach zamieszkanych przez elfy nie byłby nawet uważany za pełnoletniego. Na tyle młody, że jego światopogląd i wspomniana powierzchowność zmieni się jeszcze zapewne nie raz. Deisza o tym wiedziała i to dlatego Maas siedział teraz w tym miejscu, zabawiając dziewkę służebną. Potok myśli sprawił, że stracił wątek i po prostu wpatrywał się w Izoldę - gdyż tak się ponoć zwała - zamyślonym spojrzeniem. Ta zaś chyba nadinterpretowała sytuację, gdyż na kolejne "Co?" jedynie zaśmiała się perliście, rozrzucając grzywę swych blond włosów i zatrzepotała rzęsami.

~ A może by tak... ~ Pomyślał Grim, rozochocony zachowaniem Izoldy. Szczególnie, że oberżysta właśnie ją zawołał, na co ta podreptała do baru, ukazując dobrze elfowi to, na czym do tej pory nie miał okazji zawiesić wzroku. Trzeba było przyznać, że tutejsze kobitki były niczego sobie. Grim jeden raz posiadł ludzką kobietę i szczerze powiedziawszy, było obrzydliwie. Kompletny brak subtelności, gwałtowne, wręcz zwierzęce ruchy i ogólna dzikość bardzo odrzuciły Grima od zbliżeń z ludzkimi samicami. Samo wspomnienie pozwoliło mu przestać myśleć o krągłych kształtach Izoldy i skupić się na... Reszcie?

Właściwie to nie było na czym. Wszyscy tu wyglądali, jakby mieli za sobą ciężki dzień - oczywiście poza markizą i jej najbliższymi pracownikami. Ci wyglądali, jak zawsze. Maas toczył znudzonym spojrzeniem po sali, szukając czegoś, co zabije nudę. Nie było niczego takiego, więc zrobił jedyne, co mu przyszło do głowy.

- Torstenie Hummelsie! - Walnął ręką w stół, jednak niezbyt głośno. - Zobowiązałeś się przed nami wszystkimi tutaj zgromadzonymi, że jeśli twój tyłek znajdzie się poza murami nawiedzonego domu, wespół z resztą ciała - oczywiście żyjącą - to postawisz kolejkę. - Zmierzył zbója przenikliwym spojrzeniem, usiłując zachować powagę najdłużej, jak to było możliwe. Całe trzy sekundy.
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 23-06-2014 o 18:50.
Demoon jest offline  
Stary 24-06-2014, 09:11   #12
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Może i lady Augustyna wiedziała coś więcej. Teraz gdy Torsten siedział w ciepłej karczmie i właśnie poluźnił pas po obfitej i smacznej kolacji jego myśli zaczęły leniwie krążyć wokół wydarzeń ostatnich dni. Powoli nabijał swoją fajkę rozmyślając. Może i wiedziała, tylko jak by zareagował ten kopany księciunio, gdyby nagabywali małolatę? Kto wie, czy Guido nie zrobił jej krzywdy większej, niż pokazanie swej mordy łotra. Teraz nie miało to znaczenia. Przecież nie będą się wracać. Może jak dostarczą ucięty łeb Le Beau.
Rozleniwionego Torstena w pewnej chwili poruszyły słowa Grima. Spojrzał z ukosa na elfa.
- No tak. Obiecałem. Jak mawiają w Kislevie „kobyłka u płota”. Hej gospodarzu! – zagrzmiał zakłócając nocną ciszę. - A daj no nam gorzałki. A temu oto memu elfiemu przyjacielowi, to co zwaliło tamtego woźnicę.
Zaśmiał się wskazując nieprzytomnego mężczyznę.
- Swoją drogą wozak z taką słabą głową przynosi wstyd swej profesji.
Mimo późnej pory jasnowłosa Izolda sprawnie przyniosła flaszkę i kubki nalewając napitek.
- Wasze zdrowie Panowie. – powiedział Torsten wnosząc toast i wlewając w sobie gorzałkę.
- Przyznacie, że mamy co opijać. Niewiele brakowało, a skończylibyśmy jako grzanki, albo szaszłyki dla skavenów. Pani fortuna kołem się toczy, więc cieszmy się póki możemy.
Uśmiechnął się szelmowsko klepiąc Izoldę z całych sił w pupę.
- Auć! – krzyknęła z wyrzutem patrząc na Hummela, jednak bez złości. Ryzyko zawodowe, dobrze że nie szczypał.
- Z tego co wiemy w Baronii cienko z żarciem, kto wie może za jakiś czas będziemy jeść żaby i ślimaki. Miejscowi ponoć to wcinają. Brrr … - wzdrygnął się z odrazą.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 24-06-2014, 19:48   #13
 
KurtCH's Avatar
 
Reputacja: 1 KurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skał
Kto wie czy całodzienna podróż konno po bretońskich traktach nie odcisnęła na psychice Degnira większego piętna niż nie tak dawna walka o życie w nawiedzonym domu. Dość powiedzieć, że od popołudnia khazad na wszelkie zagadywania towarzyszy odpowiadał półgębkiem, a schodząc wieczorem z siodła minę miał iście cierpiętniczą. Jednak widok karczmy w centrum Portsall sprawił, że na jego obliczu zagościł uśmiech.

***

W środku ruch był jak w jakim lepszym Averheimskim przybytku. Goście kręcili się tu i tam, a karczmarz ledwo sobie radził kiedy w jego progi zawitała jakaś markiza ze swoją świtą. Nie dziwota więc, że zbywany Denir zaczął się denerwować. W końcu cały dzień marzył o posadzeniu swojego tyłka na prostej ławie, łyknięciu czegoś mocniejszego i zjedzeniu porządnej wieczerzy – dokładnie w tej kolejności. Kiedy nareszcie mogli spocząć rozsiadł się wygodnie zrzucając swój pełny plecak pod ławę, a podróżny płaszcz przewiesił przez oparcie. Był bardzo zadowolony z zakupów które udało mu się poczynić. Teraz był w stu procentach gotów do kosztowania miejscowych napitków i pałaszowania specjałów kuchni. Tym bardziej, że elfi magun przypomniał herr Torstenowi o pewnym alkoholowym zobowiązaniu…

Po kilku głębszych okazało się, że choć w towarzystwie zrobiło się gwarno i wesoło to ich przewodnik Groubert dalej pozostaje milczącym gburem. Tym lepiej, że szybko udał się spać. Medyka nie interesowało siłowanie na rękę, kształty Izoldy ani nic innego co działo się w karczmie, a nie przeszkadzało jego odpoczynkowi. Skoro zostali sami w swoim towarzystwie gestem nakazał wszystkim pochylić się bardziej nad stołem. Pomimo, iż wyglądał na zdrowo podpitego po cichu całkiem składnie powiedział:

- Teroz siedzimy se we piyknym szynku i dychomy łod podróży. Ale we końcu dojadamy do tego Musylionu czy jako to nazywają i trza bydzie znaleźć łotra abo liczyć się ze tym, że miejscowi władni dobierą się nom do dupy. Nie za wiela wiymy o tym piekielniku to se trza uczciwie pedzieć. I tu wychodza z zapytaniem do wos Torstenie i Berwiku boście życia we półświatku mogli skosztować – mocie jaki pomysł jak go znoleźć? Czy yno pytalibyście tu i tam obdartusów ze ulicy?

Po odbytej dyskusji przerywanej kolejnymi kęsami strawy, kolejkami alkoholu oraz raptownymi wymianami coraz bardziej abstrakcyjnych pomysłów Degnir chwiejnym krokiem udał się na spoczynek. Tyle miał przytomności, że zabrał ze sobą swoje klamoty. Mimo to zapadając w pijacki sen ciągle miał przeświadczenie, że o czymś ważnym zapomniał… Dopiero rano kiedy do bólu głowy doszedł też ten z otartych pachwin i odparzonego tyłka przypomniał sobie, że wieczorem w trakcie pijatyki w przypływie świadomości specjalnie na wierzchu plecaka zostawił sobie słoiczek z maścią na takie dolegliwości. Miał przed spaniem owo cudo sobie zaaplikować…
 
KurtCH jest offline  
Stary 24-06-2014, 21:50   #14
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Maas Mourria szybko pożałował swoich słów, tym bardziej upewniając się, że milczenie jednak jest najlepszym zachowaniem. Co go tak wzięło z tą nudą? Kiedy Torsten głosem poważniejszym od tego, na który silił się Grim, zażądał podania najmocniejszego napitku elfowi, ten szybko przypomniał sobie swoje alkoholowe epizody. Dość powiedzieć, że ich łączna liczba nie zawierała dwóch cyfr...

Optymizmem nie napawała również postawa pijaka, co się zwalił pod stół po wypiciu specyfiku, jaki aktualnie wydzielał okropne zapachy tuż pod nosem czarodzieja. Po chwili rozmyślań Maas doszedł do wniosku, że jeśli to jest czyściutki alkohol, to w sumie nie jest tak źle... Bo gdyby tam było coś jeszcze, to wcale by się nie zdziwił. Znał Bretonię, a przede wszystkim Bretończyków. Wiedział, że są tu tacy, co chętnie by podupcyli nieruchawą, pozbawioną świadomości dziewkę...

No ale cóż. Z sytuacji należało wyjść z twarzą. Toteż ku uciesze towarzyszy stołu Grim głośno przełknął ślinę, po czym wywalił kielicha na raz. Wtedy stało się najgorsze. Zasmakowało...

***

Kiedy Degnir konspiracyjnym gestem zaprosił kompaniję do pochylenia się i szeptania, na jego prawę ramię osunął się elfi łeb. Maas Mourria co prawda jeszcze nie padł, ba! Nawet wciąż dychał i zachowywał świadomość, jednak trzymanie głowy w pozycji pochylonej przekraczało jego możliwości, o czym reszta miała dogłębnie przekonać się później.

Do samej rozmowy - mimo, iż nie zapytany - jednak się jeszcze jako-tako nadawał. Szybko wciął się w dyskusję, nie dając możliwości odpowiedzi Berwikowi i Hummelowi.
- O to się, mośczi hrasznoludzie - hik! - nie martw. - Poklepał Degnira po plecach, czyli zarzucił mu bezwładną jak przeszczep kończynę na plecy i tak zostawił. - Mam plan, obmyszlałem go czałą drohę tu.

Tu nastąpiła pauza, jednak jeśli ktoś próbował się odezwać, to elf znów wciął się w słowo.

- Dyszponuję moczami, o jakim szię wam nie szniło, nemdzni szmiertelniczy... Znaczy szię znam na tę okazję parę sztuczek. - Wyszczerzył zęby w pijackim grymasie. - Tropiłem jusz nie tahich hahatków i wiem jak to szię robi. Muszimy go szprowohować i mam na to plan. - Tu jednak wtajemniczanie obecnych w plan się skończyło, gdyż elfi łeb z ramienia Degnira przesunął się z cichym klapnięciem na blat stołu.

Jeśli jednak ktoś myślał, że Maas Mourria wyśpi się w salonie, to się przeliczył. Gdy ostatni członkowie kompaniji wstawali od stołu, zostali obarczeni dodatkowym bagażem w postaci uwieszonego na ich plecach elfona.
 
Demoon jest offline  
Stary 25-06-2014, 13:04   #15
 
kretoland's Avatar
 
Reputacja: 1 kretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodze
Kilka tygodni w lochach dało Felixowi szanse na wyleczenie się z ran. Za co szczerze podziękował Degnirowi. Całe przyjęcie z księciem go trochę przytłoczyło. Miał okazję zwiedzać Bretonie, ale nie bywał na salonach. Większość czasu spędził na wędrówkach po tutejszych traktach. Tak więc nie mógł doczekać się opuszczenia tego jak że wspaniałego przybytku.

************************************

W czasie podróży nie przeszkadzała mu mrukliwość rycerza. Wręcz przeciwnie. Cisza jaka panowała przez większość trasy pozwalała zwiadowcy cieszyć się krajobrazem i pięknem otaczających ich okolic. Mógł wrócić do wspomnień, gdy przemierzał kiedyś te lub podobne rejony.

************************************

Całe zamieszanie przed wyjściem trochę go zbiło. Liczył na spokojną knajpę do wypoczynku, ale akurat ich przybycie zbiegło się z przybyciem jakiejś markizy. Spokojnie odczekał, aż w końcu dano im możliwość zajęcia jakiegoś miejsca.

- Karczmarzu polej nam coś dobrego - zawołał i gdy już wniesiono napitek rzekł do towarzyszy.
- Pierwszy ode mnie. Jako by w podzięce, że nie musiałem przez to piekło sam przechodzić. I szczególne podziękowania Tobie Degnirze Mordrinsonie. Nie zostawiłeś mnie ino poskładałeś do kupy dzięki czemu mogę tu być z Wami.

Kiedy nagle Maasowi przypomniało się o obietnicy Torstena, zwiadowca lekko pochylił głowę. Teraz miał nadzieję, że dożyje ranka, bo raczej na jednej kolejce się pewnie nie skończy.

Jak się znalazł w pokoju nie wiedział. Cieszył się, że odruchy nie zawiodły o cały dobytek znalazł przy sobie.
 
kretoland jest offline  
Stary 25-06-2014, 16:39   #16
 
nefarinus's Avatar
 
Reputacja: 1 nefarinus nie jest za bardzo znanynefarinus nie jest za bardzo znanynefarinus nie jest za bardzo znanynefarinus nie jest za bardzo znany
A mówili że Bretończycy są tacy mili i uprzejmi. Berwik zastanawiał się czy trafili ma wyjątkowy okaz czy też wszystkie opowieści które słyszał o ludziach z tej krainy były po prostu przesadzone bo 'ich' rycerz zwyczajnie do nich nie pasował. Jedyne do czego się przydał to przekonanie kupców że nie są bandą obwiesiów dopiero co wypuszczonych zza kratek którą przecież byli. Złodziej cieszył się że chociaż udało im się sprzedać zagrabione przedmioty choć i to nie przyszło łatwo. Po długich targach, w czasie których musiał zręcznie wymijać pytania o pochodzenie sprzedawanych rzeczy udało mu się uzyskać połowę ceny. Przygryzł wargę i zgarnął pieniądze do sakiewki. W obecnej sytuacji należało się wręcz cieszyć lecz on nie był zbyt zadowolony. Liczył że nieźle się na tym całym tym interesie obłowi, a tu się okazało że trza wszystko sprzedać żeby potem mieć w ogóle co jeść.

Dopiero widok karczmy połączony z przyjemnym brzękiem złota w sakiewce poprawił mu humor. W środku, jak się okazało panował gwar jakiego złodziej zdecydowanie nie spodziewał się po takiej nędznej mieścinie. Kufel piwa szybko jednak sprawił, że zupełnie zapomniał o tej niedogodności i mógł spokojnie poświęcić swoją uwagę... kolejnym kuflom. Berwik nie zamierzał sobie żałować w szczególności gdy to inni stawiali. Gdy Degnir zadał mu pytanie o to jak zamierz łapać podżegacza, złodziej zaczerpnął powietrza i już otworzył usta by coś powiedzieć lecz w słowo wszedł mu elf. Gdy po chwili, nie wniósłwszy do rozmowy nic szczególnego osunął się na stół, Berwik już nie pamiętał co chciał rzec. Zamknął więc dziób na kłódkę i resztę wieczoru spędził na bezowocnych próbach przypomnienia sobie swojego planu. Na koniec okazało się, że przeniesienie Grimma kiedy samemu jest się nieźle podpitym nie jest najłatwiejszym zadaniem. Nawet jeśli pomaga ci (a przynajmniej usiłuje pomagać) kilku innych, równie wstawionych ludzi i jeden krasnolud plączący się pod nogami. A to że nogi plątały się Berwikowi i bez pomocy krasnala to już zupełnie inna sprawa.

Nie czekając na innych, nie zdejmując nawet ubrania rzucił się na posłanie i już po kilku chwilach głośno chrapał. Gdy zasypiał, przez opary alkoholu do jego mózgu powoli przedzierała się informacja, że jutro czeka go potworny ból głowy.
 
nefarinus jest offline  
Stary 26-06-2014, 21:29   #17
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Wszyscy po suto zakrapianym wieczorze w sali biesiadnej karczmy ruszyli na górę do swojej kwatery. W sześcioosobowym pokoju leżał już Groubert i potwornie chrapał. To chrapanie znacznie utrudniało zaśnięcie podróżnikom nawet tak pijanym jak oni. Do tego w pewnym momencie do uszu śmiałków dobiegło bardzo głośne łupnięcie gdzieś za ścianą. Po około dziesięciu minutach usłyszeli zaś pukanie do drzwi. Mimo prób ignorowania go natręt nie dawał za wygraną i dobijał się coraz bardziej intensywnie. W pewnym momencie otworzyły się drzwi i osobnik ten wszedł do środka. Okazał się jednym ze służących markizy. Podszedł do Berwika i zaczął go mocno szarpać za ramię.

- Panie... panie, zbudź się! Pan Gustaf Rechtshandler - prawnik markizy prosi was i waszych kamratów o pilne spotkanie w swoim pokoju. Obiecał was sowicie wynagrodzić jeśli mu pomożecie.*

Chwilę potrwało zanim ktokolwiek się dobudził. Wbrew pozorom zostawionym przy stole pierwszy zbudził się elf. Jakby nie było, to przedstawiciele tej rasy na dobrą sprawę nie spali w rozumieniu ludzkim. Elfy zapadały w letarg, coś w rodzaju półsnu, dlatego nawet upity w sztok Maas był najbliżej jawy.
Podniósł się do pozycji siedzącej na swym barłogu, po czym przetarł oczy rękoma i kilka razy zamrugał. Alkohol nie odpuszczał, choć Grim odczuwał pierwsze oznaki trzeźwienia. Przed oczami pojawiały się zgniłozielone plamy, w ustach miał posmak zjełczałego rozpuszczalnika, a łeb powoli zaczynał pękać. A umysł wciąż pozostawał przesłonięty… Mgłą.

- Aleossochozi? - Pierwsze słowa przyszły mu z trudem, jednak na szczęście Berwik zaczynał się budzić. Elf już miał odpuścić, ale wtem uderzyły go refleksje nad zaistniałą sytuacją, na co natychmiast się w nim coś zagotowało… Krew albo alkohol - wszystko jedno. Bo właściwie to co to za porządki? Jakiś obcy typ sobie tu wchodzi jak do siebie, łapie za fraki elfiego najlepszego przyjaciela (zaznaczyć trzeba, że po ostatnim wieczorze cała kompanija należała do najlepszych przyjaciół Grima. I jedynych), a na dodatek nim szarpie! Ta zniewaga krwi wymaga…
Maas stoczył się z łóżka, po czym w podobny sposób znalazł się przy obcym. Złapał go za wszarz, jednak delikatnie (według intencji Grima) i idąc z nim w kierunku drzwi bełkotał:

- So to za posządki?! Wchodzisz tu bez zaproszenia, szarpiesz mojeho przyjasiela i… W ohóle zachowujesz się jah u siebie! Hultury trochę! - Wyryczał prosto w twarz nowoprzybyłemu z najbliższej odległości. Nie wspominając o grymasie, jaki pojawił się na twarzy sługi, to na pewno trzeba zaznaczyć, że jego rozumienie rzeczywistości przybliżyło się do ogólnego stanu umysłu. Elfi wyziew był niczym podmuch najczystszego alkoholu.

Fragment nocy który dane było przespać Berwikowi był zbyt krótki, by choć czwarta część alkoholu wyparowała z jego łepetyny. Wszystko więc co działo się na zewnątrz docierało do niego z pewnym opóźnieniem, opóźnieniem na tyle dużym, że gdy złodziej mamrocząc „Szego chcesz” w końcu podniósł rękę by opędzić się od szarpiącego go natręta, ten już był wleczony przez elfa w stronę drzwi. Zobaczywszy co się dzieje Berwik postanowił wstać. Jego umysł podpowiadał mu, że pozostawienie sytuacji w rękach Grimma nie jest najlepszym pomysłem, bo ten gotów wyrzucić służącego za drzwi i narobić przez to kłopotów. Łatwiej było powiedzieć niż zrobić, bo szybko się okazało, że głowa złodzieja waży przynajmniej dwa razy tyle co reszta ciała. W końcu udało mu się z grubsza wyprostować opierając się o ścianę. Postępując chwiejnym krokiem w kierunku nieproszonego gościa mówił:

- Dobha gadaj czeho chcesz... byle chybko... i módl się do wszystkich bogów coby… coby ta sprawa... była wazna, bo jak nie... jak nie... to mi ta wielka markiza wypłaci złotą koronę za hażdą zmahnowaną minutę mojego snu... - zakończył jednym tchem, podnosząc zaciśniętą pięść na wysokość twarzy sługi tak by ten mógł się jej dokładnie przyjrzeć.

Chciwość Berwika była dużo silniejsza niż jakikolwiek znany alkohol.
Sługa nic sobie nie robiąc z gróźb kontynuował budzenie pijanej kompanii.
- Wszystkiego dowiecie się panowie od Gustafa Rechthandlera. Proszę za mną.
Skończywszy mówić wykonał ręką gest zapraszający ich do wyjścia z pokoju.

Nie to żeby Torsten był specjalnie pijany, czy też miał jakiegoś gigantycznego kaca. Po prostu nie lubił wcześnie wstawać, a że jest wcześnie przekonał się, gdy odemknął jedno oko i spojrzał w czerń nocy za oknem.
- Stulcie mordy pijanice. - mruknął rozeźlony - Środek nocy jest. Wszyscy śpią.
Wtedy jednak dostrzegł prócz Bervika i Grima jakiegoś sługusa. Powoli dochodziły do niego strzępki rozmowy, jakie wyłowił jego umysł w półśnie.
- Czekaj, czekaj … - spojrzał nieco bystrzej na służącego - Powiedziałeś zdaje się “sowicie wynagrodzi”?
Na jego zarośnietej facjacie pojawił się błogi uśmiech.
- Trzeba było tak od razu. - rzekł gramoląc się na nogi.
- Jesteś od markizy tak? Co? Potrzebuje towarzystwa na noc? - puścił oko do towarzyszy. - Nic się nie bój. Razem damy radę każdej markizie.
Jowialnie trzepnął w plecy sługę, aż huknęło.*

Felixowi tylko wydawało się, że jeszcze śpi. Harmider jaki się zrobił w pokoju to pewnie by i umarlaka obudził więc nie ma co się dziwić, że wsze słowo usłyszał.
-Ledwosmy przeklety proeg przekrosyli, a w Was znów chciwoszć wzrosła. Mało sjaw sie wam przy sssebrzykach pojawiła.
Po tych słowach usiadł, bo mu się nie dobrze zrobiło, a i tak puki hałas nie ustanie to raczej znów nie zaśnie.
Wszyscy ruszyli chwiejnym krokiem do pokoju prawnika. Widzieli już go na dole, więc bez trudu go rozpoznali. Miał na sobie tę samą koszulę nocną i szlafmycę. Minę miał bardzo strapioną i był blady. Gdy w końcu wszyscy weszli do środka a sługa się oddalił, prawnik przemówił konspiracyjnym szeptem.
- Witajcie moi drodzy. Widzę, że niestety wszyscy trochę za dużo żeście wypili. Może wam to utrudnić wykonanie zadania, które chcę wam powierzyć. Trudno, nie mam nikogo innego. Mam poważny problem. Pewne osoby znajdujące się w tej karczmie mnie szantażują. Jako młody student przyłączyłem się do pewnego, jak mi się wydawało bractwa. Z czasem zauważyłem dziwne jak na bractwo studenckie praktyki. Wtedy porzuciłem to towarzystwo, jednak oni o mnie nie zapomnieli. Kultyści Chaosu, bo nimi byli moi koledzy z bractwa, odnaleźli mnie tutaj. Siedzą w pokoju na końcu korytarza. Zostało ich dwóch. Zapłacę 250 ecu jeśli ich wyeliminujecie. To jak, pomożecie mi?

Felix podniósł lekko rękę i rzekł do kolegów:
- Jak pym sgatł. Pojawia się chc..iwoźć i znów mamy Chchaos na horyzocie.
Spojrzał na adwokata lekko się skrzywił i odpowiedział:
- A moze cieszy sie pan, zwśmy piani. Ła..twiej bedzie nas przekonać. Nie pomyslimy zbytnio nad wasz moźci słowiami? - odwrócił głowę i dodał - mi sie to nie podoba, ale samych teź wasz nie zostawie.
Rechtshandler uśmiechnął się przebiegle.
- Bynajmniej nie mam zamiaru was zmuszać, czy wykorzystywać wasz stan. Oferuję tylko 250 ecu za pozbycie się dwóch typów spod ciemnej gwiazdy. To zawrotna suma. Dobrze to rozważcie.
 
Ulli jest offline  
Stary 04-07-2014, 00:31   #18
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Degnir stanowczo się sprzeciwił propozycji prawnika.
- Kruca tak nie bydzie. Nie beda nikogo mordował bez dowodów. Nie ważne ile nam zapłaci. Nie godźta się na to.

By dobitniej zaakcentować swoje zdanie uderzył pięścią w otwartą dłoń i spojrzał groźnie na Gustafa Rechtshandlera.

Elf zdążył przemyśleć sprawę, toteż postanowił znów zaryzykować i zabrać głos.
- Panie prafnik. Po piersze primo: Daj nam dowód na to, sze to kultyszci chałosu. Po drugie primo - Wyliczał uderzając palcami jednej dłoni w wewnętrzną część drugiej. - I tah ich nie zabijemy - hik! - so najwyszej o-bez-wład-ni-my - Sylabizował, po czym zrobił krótką pauzę na zaczerpnięcie oddechu. - I przehaszemy ryseszom. I po czecie i ostatnie primo: Jutro.

Zwiadowca przytaknął.
- Nie ma co się ładować w kłopoty. Jescze z ostatnich dobze nie wyssliśmy.

Rechtshandler wyglądał na zdruzgotanego. Spuścił wzrok i załamał ręce.
- Byliście moją ostatnią deską ratunku. Nie wiem jak uda mi się dożyć rana bez waszej pomocy. Zabiłem jednego z nich, pozostałych dwóch nie pozwoli mi ot tak opuścić karczmy.

Spojrzał jeszcze na tych spośród nich, którzy się jeszcze nie wypowiadali z nadzieją, że będą odmiennego zdania od krasnoluda, elfa i Felixa.

Podczas gdy inni stanowczo się sprzeciwiali Berwik był niezdecydowany. Z jednaj strony suma, nawet po podziale na pięciu, była dla niego bardzo kusząca, a z drugiej ciężko było odmówić Felixowi racji: ledwo co uszli z życiem z jednej przygody z chaosem a już mieliby pakować się w następną? No i dopiero co wyszli z więzienia. Ładnie by to wyglądało gdyby już na pierwszym noclegu kogoś zamordowali. Złodziej wiercił się niespokojnie i intensywnie myślał bo alkohol powoli wyparowywał mu już z głowy. W końcu znalazł wyjście pośrednie:

- Możemy zrobić tak. Popilnujemy twoich drzwi i gdyby ta dwójka przyszła robić kłopoty to my... hmm… wskażemy im drogę do wyjścia. Za odpowiednią opłatą oczywiście…

Berwik miał jednak łeb nie od parady. Krasnoludowi początkowo propozycja prawniczyny strasznie się nie podobała. Miał nawet ochotę właśnie jemu spuścić łomot za wyrywanie ze snu. Teraz jednak wizja przygarnięcia złota tylko za pilnowanie spokoju jegomościa wydawała się dużo dużo lepsza. Bo w to, że ktoś tu rzeczywiście przyjdzie szukać kłopotów medyk nie wierzył.

- Dobrze gadasz Berwiku. Na coś takiego i jo moga przystać. Yno panie prawnik - teroz dosz nam zaliczka powiedzmy we piątej części całkowitego wynagrodzenia, a jeśli kiery tukej przyjdzie szukać problemów i utrzemu mu nosa wtedy płacisz nom cało reszta. Pasuje Ci?

Gustaf Rechthandler nie był zadowolony, ale nie miał zbyt wielkiego pola manewru.

- Jeśli nie zgładzicie tych drani a jedynie będziecie pilnować drzwi, wtedy oni po prostu ruszą za mną i dopadną mnie później. 250 złotych ecu za pilnowanie to zdecydowanie za dużo. Jeśli nie zgadzacie się zlikwidować moich prześladowców będę musiał wynająć kogoś innego. Trudno, duża suma pieniędzy przejdzie wam koło nosa.

Nagle przerwał swój wywód bo zza drzwi dobiegł go jakiś rumor i odgłosy awantury. Krzyki i przekleństwa wydawały się zbliżać. Wyraźnie przestraszony Rechthandler powiedział tylko:

- Co to może być? Biją się tam czy co?

Torsten zachowywał dyplomatyczne milczenie zdając się na większość w tej sprawie. Z jednej strony kusiło go wynagrodzenie, ale z drugiej podobnie do Degnira, nie był płatnym mordercą. Rabunek i owszem, ale mokra robota, to było za wiele, jak na Hummela. Po za tym nie cierpieli głodu póki co, a i inną robotę mieli do wykonania. Jego rozmyślania przerwał rumor na korytarzu.

- Sprawdźmy zatem, a Ty mości Rechthandler przemyśl ile dla Ciebie wart jest jeszcze jeden dzień życia.

Uśmiechnął się krzywo i wyszedł na korytarz.

Na korytarzu trwała walka. Służba karczmy i karczmarz stawiała czoła trzem drabom, którym rozkazywał kompletnie pijany jegomość ubrany jak kupiec. Obsługa karczmy była w tej walce skazana na porażkę. Ten który przewodził najemnym zbirom co chwila coś wykrzykiwał.

- Dalej panowie, przetrząsnąć pokoje. Ten cudzołożnik gdzieś tu się ukrywa z moją żoną. Najwyższy czas dać mu nauczkę.

Karczmarz, który właśnie zarobił silny cios w szczękę zatoczył się nieco do tyłu. Widząc wychodzących śmiałków z pokoju prawnika zakrzyknął do nich:

- Monssieurs, błagam ratujcie dobre imię mojej karczmy. Ci dranie chcą pobić jednego z moich klientów. Jeśli pomożecie jutro jecie i pijecie za darmo.

Złożywszy ofertę, z nowymi siłami do walki ruszył do ataku. Próbował uderzyć jednego z drabów, lecz ten uchylił się przed tym ciosem.
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 04-07-2014 o 00:34.
Demoon jest offline  
Stary 04-07-2014, 20:50   #19
 
KurtCH's Avatar
 
Reputacja: 1 KurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skał
Na korytarzu trwała walka. Służba karczmy i karczmarz stawiała czoła trzem drabom, którym rozkazywał kompletnie pijany jegomość ubrany jak kupiec. Obsługa karczmy była w tej walce skazana na porażkę. Ten który przewodził najemnym zbirom co chwila coś wykrzykiwał.

- Dalej panowie, przetrząsnąć pokoje. Ten cudzołożnik gdzieś tu się ukrywa z moją żoną. Najwyższy czas dać mu nauczkę.
Karczmarz, który właśnie zarobił silny cios w szczękę zatoczył się nieco do tyłu. Widząc wychodzacych śmiałków z pokoju prawnika zakrzyknął do nich:
-Messieurs, błagam ratujcie dobre imię mojej karczmy. Ci dranie chcą pobić jednego z moich klientów. Jeśli pomożecie jutro jecie i pijecie za darmo.
Złożywszy ofertę, z nowymi siłami do walki ruszył do ataku. Próbował uderzyć jednego z drabów, lecz ten uchylił się przed tym ciosem.

Zwiadowca jakby otrzeźwiał. Pomyślał chwilkę i rzucił do kompanów.
- Jeśli prawnik mówi prawdę to taka zawierucha to najlepsza okazja do ataku. Może Wy Grimie i Brewiku popilnujecie prawnika, a my załatwimy darmowe śniadanie dla nas.
Feliks się uśmiechnął i ruszył na zabawiaków. Jakie szczęście, że był tak pijany, że nawet mieczy nie odpiął od pasa.

Grim próbował przemyśleć wszystkie za i przeciw, jednak alkohol wciąż mu szumiał w głowie. Nie chciał rozlewu krwi w obcym państwie, toteż jego zaklęcie oszołomienia znów wydało mu się najlepszym rozwiązaniem. Sprawdził swój stan próbując spleść wiatry magii. Jeśli się uda to planował spróbować szczęścia w magii. Jeśli jednak wiatry Ulgu się go nie będą słuchać, to na pewno nie zaryzykuje kolejnego spojrzenia w otchłań chaosu. Elf splótł wiatry magii co mu się udało mimo stanu upojenia. Następnie rzucił zaklęcie. Tu miał już znacznie mniej szczęścia. Stracił zupełnie kontrolę nad przepełniającymi go mocami i z zaklęcia nic nie wyszło. Tylko dzięki żelaznej woli i latom magicznego treningu nie skończyło się to dla niego gorzej.

Degnir widząc co się wyprawia od razu z groźną miną ruszył za Felixem. W końcu trochę już razem przeszli i ostatnią rzeczą jakiej chciałby krasnolud był obity towarzysz. Zbiry choć uzbrojone, używały tylko gołych pięści. Widząc, że służba gospody dostała niespodziewane wsparcie popatrzyli po sobie niepewnie i zaczęli popatrywać na schody szykując już się do ucieczki. Pijany jegomość, który nimi kierował, zareagował bardzo nerwowo na wasze poczynania.
- Czemu się wtrącacie dranie. To nie wasza sprawa. Chcę tylko wymierzyć sprawiedliwość.
Po wymianie kilku ciosów opór zbirów malał. W końcu dali za wygraną i rzucili się do ucieczki. Przewodzący im kupiec rzucił na odchodne tylko jakieś przekleństwo i również uciekł. Karczmarz bardzo zadowolony mimo widocznych na twarzy siniaków podszedł i każdemu z was uścisnął dłoń.
- Tak jak mówiłem. Jutro śniadanie i kufelek piwa dostajecie na mój koszt. Nie chcę nawet myśleć co by było gdyby ten jegomość zrealizował swoje groźby. Taki wstyd dla mojego lokalu. Jeszcze raz dziękuję.

Skoro herr parwnik nie chciał płacić za bezpieczeństwo tej nocy to Degnir nie widział żadnej potrzeby siedzieć pod jego drzwiami. Spojrzał na towarzyszy i chwiejnym krokiem wrócił więc do swojego pokoju i zaległ w łóżku. Ciągle miał w pamięci cały dzień jazdy konnej za nim i kolejny już na niego czekający więc chciał odpocząć ile tylko się da. Niestety chcąc tak szybko zasnąć znów zapomniał o swojej maści na odparzenia…
 
KurtCH jest offline  
Stary 05-07-2014, 15:20   #20
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Noc minęła im spokojnie. Duża ilość wypitego alkoholu i pełne brzuchy zrobiły swoje, spali jak dzieci. Obudził ich o świcie rycerz Groubert. Ponieważ był dość ponurego usposobienia i w przeciwieństwie do śmiałków nie pił poprzedniego dnia alkoholu podszedł do kwestii wstawania bez zrozumienia. Brutalnie potrząsając i ściągając z nich nakrycia sprawił, że wszyscy wkrótce znaleźli się na nogach, choć bez entuzjazmu.

Po zejściu na dół zastali wyraźnie załamanego karczmarza.

- Takie nieszczęście, takie nieszczęście...-powtarzał w kółko do siebie.

Zapytany co się stało załamał ręce i prawie szlochając powiedział.

- Dzisiaj znalazłem w jednym z wolnych pokoi zwłoki jednego z gości. Tyle lat prowadzę tą karczmę i nigdy coś podobnego się nie zdarzyło aż do wczoraj. Musieliśmy posłać po kogoś od naszego pana Erica de Aragon żeby zdecydował co zrobić. Może będzie potrzebne śledztwo. Kompani tego zamordowanego zmyli się jeszcze w nocy. Takie nieszczęście...

Powtarzając te dwa słowa udał się na zaplecze. Przysłał jednak dziewki służebne, które przyniosły po kuflu piwa i misy ze strawą. Karczmarz był słowny, nie policzył za śniadanie ani grosza.

Po posiłku nie pozostało nic innego jak ruszyć w dalszą drogę. Rycerz Groubert naciskał na jak najszybsze wyruszenie. Widać misja, którą powierzył mu książę bardzo mu ciążyła. Nie przepadał za śmiałkami i wcale tego nie krył.

Pogoda na szczęście była piękna. Po wczorajszej burzy pozostały w koleinach na drodze kałuże. Powietrze pachniało wilgocią i wonią kwiatów. Jedynie Degnir narzekał na trudy konnej wędrówki. Telepanie się na końskim grzbiecie było dla nieprzyzwyczajonego do tego krasnoluda istną mordęgą.

Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi na horyzoncie zauważyli samotną wieżę.

- Wieża Auferica. Chwała Pani Jeziora! Jedziecie tak niezdarnie i wolno, że myślałem, że nigdy nie dotrzemy przed zmrokiem.


Te słowa Grouberta były jedynymi jakie wypowiedział od momentu wyruszenia.

Po około pół godzinie dotarli na miejsce. Wieża choć wiekowa była dobrze utrzymana. Widać było, że załoga posterunku dba o wszystko. Budowla stała na wzgórzu a jej szczytu widać było inne posterunki kordonu. Obok był niewielki garnizon dla oddziału chłopskich łuczników i kilku zbrojnych załogi. Na spotkanie podróżnych wyszedł rycerz Auferic od którego wieża miała swoją nazwę.


Sprawiał wrażenie sprawnego żołnierza i dobrego człowieka. Gdy drużyna zsiadła z koni ukłonił się nieznacznie i powiedział:

- Witajcie w mych skromnych progach. Dzisiaj już nie ma sensu jechać dalej. Do najbliższych osad po mousillońskiej stronie jest dzień marszu. Przenocujecie tutaj i rano ruszycie dalej.

Na znak Auferica żołnierze zabrali ich konie do stajni, sam rycerz zaś gestem zaprosił wędrowców do wejścia do środka.

Groubert skinął tylko głową Aufericowi, zawrócił konia i bez słowa pożegnania ruszył szybkim kłusem w drogę powrotną. Widać nie chciał nocować w bliskości Mousillon.

-Zapraszam, zapraszam w me skromne progi. To co dzisiaj zjecie i co wypijecie będzie ostatnim normalnym posiłkiem przed wyruszeniem do tego przeklętego księstwa. Tam ludzie żywią się tylko żabami i ślimakami, bo jedynie to można znaleźć na bagnach pokrywających Mousillon. Z powodu bagien też nie daję wam koni. Nie ma tam pastwisk na których mogły by się paść, zaś miejscowi ludzie tylko by patrzyli, żeby je ukraść i zjeść.

Cały czas mówiąc zaprowadził ich na piętro wieży do sporej komnaty. Tam posadził ich przy stole i uraczył kielichem zacnego wina. Czekając, aż pełniący służbę przy kuchni żołnierze doniosą jedzenie, Auferic zaczął snuć opowieść o Mosillon.

- Mosillon ponoć nie miało już szczęścia w czasach Laundina. Bez przerwy było nękane przez nieumarłych i choroby, jednak przynajmniej było częścią królestwa. Niestety po zdradzie Maldreda zwanego nikczemnym to się zmieniło. Maldred ostatni książę Mosillon, sprawował władzę na dworze, który zaraz po królewskim był najbogatszym w całej Bretonii. Przy boku władcy jaśniała uroda jego pani, zachwycającej Malfleur, damy o jasnej cerze i śmiałej w słowach. Była znana w całym kraju ze swej krasy, a mówiono także, iż książę polega na zdaniu niewiasty bardziej, niż to było przyjęte. Maldred stawiał marmury w miejsce ruder, ozłacał kaplice Pani i przywrócił chwałę Mussilon. W swym zamku zgromadził damy dworu o niezrównanej urodzie i każdy rycerz, którego zaprosił, mógł czuć się zaszczycony, jako że nikt nie uhonorował gościa bardziej wystawną ucztą ani piękniejszą pieśnią niż Maldred z Mousillon.

Pewnego dnia sama czarodziejka została zaproszona na dwór Maldreda. Raczyła uczynić mu ten zaszczyt i przybyć ze względu na liczne pomniki, jakie wystawił ku chwale Pani Jeziora. Wielu zuchwalców zastanawiało się wtedy na głos, czyja uroda - Malflour czy Czarodziejki - zabłyśnie mocniej na tym spotkaniu?

Ale niestety! Cóż za hańba! Nie było to szczere zaproszenie, ale podły podstęp, i nie pięknem przyszło się tam cieszyć, lecz potępić niegodziwość gospodarzy Mousillon. Potrawy na uczcie zostały zatrute jadem, który sprawił, że Czarodziejka zapadła w sen przypominający śmierć. Uwięziła ją straszna magia Malflour - ponieważ Czarna pani z Mosiilon była tak naprawdę niecną czarownicą. Tak wyszedł na jaw nikczemny plan Maldreda. Pragnął on tronu Bretonii i teraz rozgłaszał wszem i wobec, że Czarodziejka i cały leśny lud opuścili prawowitego króla. Kiedy nawet najbardziej niezłomni i wierni rycerze zaczęli podejrzewać, że łaska pani jeziora odwróciła się od władcy, Maldred wystąpił z żądaniem tak podłym, że nigdy wcześniej ani później nie splamił się czymś takim żaden rycerz. Stwierdził mianowicie, że posiada Graala wręczonego mu przez Panią i zażądał korony!

Kłamstwa Maldreda były tak bezwstydne, że żaden prawy rycerz nigdy nie dał im wiary. Nazwano Maldreda Szalonym, Nikczemnym, Zdrajcą Graala. Fałszywy kielich, który wyczarowała dla niego Malfleur i który niósł przed sobą jako prawdziwego Graala, nie uchronił go przed najazdem wojsk prawowitego króla. Maldred miał jednak poparcie szlachty z Mousillon, oszukawszy jednych, a przekupiwszy drugich. Poparło go także wielu rycerzy, którzy oddali swe serca złu, a pragnienie władzy i bogactwa przesłoniło im zasady rycerskiego kodeksu. Stolica księstwa została okrążona i rozpoczęło się straszliwe oblężenie. Królewscy zbrojni atakowali dzielnie, ale mury były mocne. I wtedy o najstraszliwsza z hańb! Klątwa z pełną mocą uderzyła w Mousillon, zabijając obrońców i atakujących pospołu. Plaga czerwonej ospy rozprzestrzeniła się w mieście z dużo szybkością i potworną siłą. Niektórzy mówią, że woda z Grismerie nigdy do końca nie zmyła smrodu, który podniósł się wtedy z gnijących ciał.

Maldred i Malfleur, podobni do siebie w podłości i szaleństwie, zamknęli się w książęcym pałacu i ucztowali z zapamiętaniem, w szale obżarstwa ostatecznie przestając być rycerzem i damą. Świętowali dniami i nocami, pili i tańczyli oraz słuchali sprośnych piosenek śpiewanych im przez starą rajfurkę nawet w chwili, gdy śmierć zawitała na ulice wokół zamku. Czerwona ospa, najstraszniejsza z chorób, zabiła każdego mężczyznę, każdą kobietę, każde dziecko i każdego psa w mieście, od tego czasu zwanego Miastem Przeklętych. Kiedy zaraza ustąpiła, królewskie siły weszły przez bramy, lecz znalazły tylko sterty trupów. A w książęcym pałacu, wciąż przystrojone w odświętne szaty, spoczywały zwłoki Maldreda i Malfleur i członków ich dworu, leżących tam, gdzie śmierć zaskoczyła ich podczas tańca. Ponoć na ich ciałach nie było śladu choroby, a tym, co ich naprawdę zabiło, była gorsza nawet od zarazy trucizna zdrady, pożerająca nie ciało, lecz duszę.

Tak odeszli Maldred zdrajca i Malfleur, Czarna Pani z Mousillon. Król był tak zasmucony, widząc upadek niegdyś wspaniałego domostwa Laundina, że przeklął tą ziemię i oświadczył, że światło Pani już nigdy więcej nad nią nie zaświeci. Uwolniona z więzienia przez dzielnego rycerza Czarodziejka poparła tę decyzję i ogłosiła, że nieszczęsne Mousillon nie będzie miało od tej pory księcia, a wszystkie pozostałe księstwa Bretonii przestaną uznawać te ziemie za należące do ich kraju. Przez długi czas Mousillon cierpiało niedolę w niełasce, a teraz ostatecznie popadło w ruinę, żaś jego obywatele stali się przeklętymi wyrzutkami, niechcianymi pod wspólnym sztandarem królestwa.

Ale klątwa trwa nadal. Obawiam się, że przetrwa dłużej niż my będziemy żyli, ponieważ jest zmazą na tym kraju, a Grismere stała się zbyt ospała i brudna, żeby ją zmyć. Grasują tam bandy nieumarłych i zwykłych rzezimieszków, rozprzestrzeniają się zarazy ciała i duszy.

To tyle historii.


Auferic uśmiechnął się do gości zdając sobie sprawę, że tak długi wywód mógł ich znudzić, sądził jednak, że był konieczny by zdawali sobie sprawę z tego co ich czeka. Tymczasem przyniesiono strawę. Była skromna, bo w końcu to nie gospoda tylko żołnierska stanica.

Jedząc, rycerz ciągnął swoją rozmowę o Mosillon dalej.

- Właśnie z tych powodów Mosillon otoczone jest sanitarnym kordonem ochronnym. Jeśli się tam wybieracie nie zapomnijcie o jakimś kociołku w którym będziecie gotować wodę. Picie nieprzegotowanej wody z bagna to pewna śmierć w męczarniach. Jeśli nie macie żadnego na wyposażeniu mogę wam jeden wypożyczyć. Ludzi z Mosillon łatwo poznać gdyż każdy niemal obdarzony jest jakimiś deformacjami. A to dodatkowe palce, a to błona pławna między palcami stóp. Sami się przekonacie. Musicie też wiedzieć, że w Mosillon rządzą zabobony. Jednym z nich jest na przykład wielka maciora z Grismerie. To legendarna wielka świnia, która ponoć nie tylko mówi, ale nawet czaruje i lata. - Rycerz zaśmiał się na głos- Tak, tak... bieda, zabobon i choroby panoszą się w utraconym księstwie. Droga, którą ruszycie w głąb Musillon zaprowadzi was do rozwidlenia. Tam się rozgałęzia i prowadzi do dwóch wiosek leżących po obu stronach bagna. Te wioski to Craecheur i Puanteuere. Jeśli Gduido le Beau ruszył do Mousillon to przez którąś musiał przejeżdżać. Ma nad wami sześć dni przewagi. To chyba wszystko. Jeśli macie do mnie jakieś pytania to śmiało mówcie, nie krępujcie się.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 05-07-2014 o 15:27.
Ulli jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172