|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-07-2014, 06:53 | #21 |
Reputacja: 1 | Popędzaliście konie ile sił. Już nawet nie pamiętaliście jak długo i w którą stronę jechaliście. Las wydawał się wszędzie taki sam, a tylko Kapitan znal drogę. Niestety w tej chwili leżał w wozie raz tracąc, raz odzyskując przytomność. W pewnej chwili zorientowaliście się, że chyba źle skręciliście, bowiem droga z szerokiej przerodziła się w wąską. Z utwardzanej w trawiastą i z prostej w wyboistą. Wóz jechał coraz wolniej nie mając miejsca aby zawrócić. Mieliście nadzieję, że za chwilę dotrzecie do jakiejś polany, gdzie uda się wykręcić. Ale nie. Waszym oczom ukazała się co prawda polana, ale na jej środku stała drewniana chatka. Chociaż chatka to zbyt wiele powiedziane. Było to coś między chałupą a szałasem. Jednak bardziej szałasem. Zbitek gałęzi, patyków i konarów. Gdzieniegdzie deska i kamień, ale rzadko. Przed chatą zaś wieszaki i stojaki, na których suszyły się zioła. Obok ogródek porośnięty warzywami i niewielka wędzarnia. Przed szopą zaś na zydelku siedział starzec o siwej brodzie, odziany był w łachmany. Ugniatał coś w moździerzu bacznie się wam przyglądając. |
17-07-2014, 13:45 | #22 |
Reputacja: 1 | Kiedy wjechali na polanę Albrechta oślepiło słońce. Po chwili jego wzrok się przyzwyczaił i ujrzał chatkę i dziada. Konie zaczęły ciężko sapać wyraźnie zmęczone tempem jakie im narzucali, poklepał jednego po szyi i zwrócił się do pozostałych. -Chyba myślimy o tym samym. Poprośmy starego o pomoc bo zaraz będziemy mieć zimnego trupa na wozie! Ostatnio edytowane przez Luffy : 17-07-2014 o 13:52. |
18-07-2014, 16:38 | #23 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Niklaus starał się najlepiej jak umiał opatrzyć kapitana, ale zdecydowanie nie był medykiem. Jego wysiłki wydawały się daremne. Horst ciągle krwawił i tracił świadomość. W dodatku jak na złość zgubili drogę. Prawdopodobieństwo znalezienia medyka w głuszy było oczywiście wielokrotnie mniejsze niż w mieście, co stawiało pod znakiem zapytania, czy kapitan doczeka się pomocy. Przynajmniej zgubili pościg. Jak kapitan zginie nie pozostanie nic innego jak porzucenie misji- "Szkoda tylko uciętego palca"-pomyślał z kwaśną miną niziołek. Gdy wyjechali na polanę i zobaczył starca przed chatą, gdzie suszyły się zioła od razu przeszło mu przez myśl, że musi być znachorem a przynajmniej lepiej się zna na opatrywaniu ran niż on. Na słowa Albrechta tylko skinął głową. Zsiadł z wozu i podszedł do starca. - Witajcie! Mamy problem. Jeden z naszych towarzyszy został ranny. Znacie się może na opatrywaniu ran? Zapłacę złotem. |
18-07-2014, 18:04 | #24 |
Reputacja: 1 | -Czy to traszka czy salamandra? - Zafrasował się starzec. -Przypominasz mi diabła! -Rzekł do Niklausa mierząc go wzrokiem. -Grzyby już dawno przekwitły, ale mam jeszcze trochę drzazg! Starzec podszedł do Kapitana i przyjrzał mu się uważnie. -Hmm... Ugryziony przez trzmiela... Dam radę... - Starzec pokiwał głową. -Uleczę go, ale potrzeba mi ziela, które tylko w dolince trupich czaszek rośnie. - Starzec wskazał ręką kierunek, zdaje się, że północny-wschód. -Ma zielone liście i łodygę i lubią go sarny. Kwiatki ma niebieskie takie małe, jak osa. I kolce. I korzeń jak twój nos! - Wrzasnął wskazując na Albrechta. -Ach! Nie poznałem Cię! - Starzec nagle spoważniał patrząc w oczy Erikowi. -Wiem kim jesteś. Uważaj, uważaj! Nie wchodź w ciemność! Śmierć, śmierć!- Starzec zaczął szlochać i zupełnie odpłynął. |
19-07-2014, 08:27 | #25 |
Reputacja: 1 | Widząc, że Albrecht przejął lejce i panuje nad zaprzęgiem Heinrich mógł skupić się nad własnym koniem i szukaniem dogodnego miejsca na popas i należyte opatrzenie kapitana. Na domiar złego, jego kamraci najwyraźniej mieli własne problemy - Albrecht i Erik najwyraźniej się nie dogadywali, obaj mając różne sposoby na rozwiązanie problemów. Albrecht miał sporo racji, a Ranald, będąc bogiem łotrów wspierał również robiących nożami rzezimieszków i czasem uśmiechał się do łotra, który zgrabnie potrafił otworzyć komuś gardło. W końcu droga łotra to droga przemocy - nikt przecież dobrowolnie nie rozstaje się z bogactwem - nagrodą Ranalda za wysiłek łotra. Heinrich odnosił wrażenie, że kapitan sporo zapłacił za swoją bogobojność i szlachcica nie opuszczało wrażenie, że wybrał nie tego łotra jako "świętego". Cóż, Ranald bywa również dowcipny. Należało jednak poszukać jakiejś bezpiecznej polany, na której można byłoby zatrzymać wóz.Tymczasem jak na złość polany nie było a droga którą jechali powoli zwężała się, aby w końcu zamienić się w wąską, kamienistą ścieżkę. Polana w końcu się znalazła i w dodatku zamieszkała przez jakiegoś leśnego dziadka. Patrząc na drogę i leśną polanę Heinrich zaczął nabierać pewności, że w czasie szaleńczej galopady zjechali w pewnym momencie z głównej drogi. Pozostawał więc powrót lub skorzystanie z polany i być może z pomocy nieznajomego. Niziołek pierwszy zagadnął starego, który wypluł z siebie potok mało zrozumiałych słów - Ani chybi pomylony - przemknęło Heinrichowi przez myśl ale nie dał po sobie poznać, bo stary najwyraźniej się rozgadał, paplając o niebieskich kwiatkach mających pomóc w leczeniu. Stary odpłynął wkrótce po zobaczeniu Erika....cóż, może kapitan miał jednak rację? W każdym razie najwyraźniej kompania Erika nie służyła Eremicie, bo nie powiedział już nic więcej. -Kwiatki i zioła by wyjąć kulę? Wielce wątpliwe. Widziałem, jak obozowi lekarze robią to ostrym nożem i szczypcami. Nie mamy ani lekarza, ani owych narzędzi. Wolałbym też nie zostawiać tu kapitana w rękach nieznajomego. A przynajmniej nie samego... - Heinrich głośno wyraził swoje wątpliwości. -Herr Nikolaus, znacie się na zielarstwie? Wiecie o czym mówi ten człowiek? - Heinrich zagadnął niziołka |
19-07-2014, 19:15 | #26 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | - Nie mam pojęcia- pośpieszył z odpowiedzią Heinrichowi. Prawdę mówiąc miał starca za kompletnego wariata, nie mieli jednak innego wyboru jak zdać się na jego wiedzę i pomoc. - Do tej Dolinki Trupich Czaszek prowadzi jakaś droga? Nie mógłbyś pójść z nami?- zwrócił się do starca. Zdawał sobie sprawę, że kapitan nie miał zbyt wielkich szans na przeżycie, ale musiał chociaż spróbować go uratować. - Ja tam pójdę, najlepiej z was się skradam i ukrywam. Poza tym zwiad to moja rola. To zadanie w sam raz dla mnie. Ponieważ wszystko wskazywało na to, że zatrzymają się tu dłużej rozsiodłał swego kuca, spętał mu nogi i puścił wolno by pasł się na trawie polany. Na misję miał zamiar wyruszyć pieszo. |
19-07-2014, 20:26 | #27 |
Reputacja: 1 | -A tak, prowadzi ścieżka krwi. To ta dróżka za moją chatką. Wystarczy iść nią cały czas prosto, a traficie do dolinki trupich czaszek. - Starzec wytłumaczył wam drogę. Jednak na samą myśl pójścia do dolinki starcowi dreszcz przeszedł po plecach. -O nie! Nigdy w życiu! Nie, nie! Nie! - Zakrzyknął biegając w kółko i rwąc sobie włosy z głowy. I brody. |
20-07-2014, 11:36 | #28 |
Reputacja: 1 | To o czym bredził staruch było w jakiś sposób zabawne ale też napawało Albrechta niepokojem. Pomylony czy nie, mógł próbować wprowadzić ich w pułapkę. Ale na chwilę obecną nie mieli innego wyjścia jak szukać kwiatków, oni sami na pewno nie utrzymają kapitana długo przy życiu. -Też pójdę. W końcu jestem żywą podobizną naszej roślinki - powiedział pukając się w nos. -Poza tym przyda Ci się ktoś do ochrony, cokolwiek tam jest ścieżka krwi nie brzmi jak bezpieczne miejsce. Poszedł zabierać z wozu swoją broń, jak na razie udawanie kupców nie miało chyba większego sensu. |
20-07-2014, 17:35 | #29 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Niziołek również przeczuwał niebezpieczeństwo. Nazwy ścieżki i dolinki brzmiały cokolwiek złowieszczo. Nie mieli jednak wielkiego wyboru, kapitan umierał. Sprawdził tylko czy ma procę na miejscu i zapas kamyków jako amunicję i ruszył z Albrechtem. Towarzystwo człowieka niezbyt mu odpowiadało. Ludzki towarzysz nigdy nie będzie w stanie poruszać się tak cicho jak niziołek i może niepotrzebnie ściągnąć kłopoty. Miał jednak nadzieję, że Ranald, który miał od początku patronat nad wyprawą, będzie im sprzyjał. - Zajmijcie się kapitanem, jak nas nie będzie- zwrócił się do pozostałej dwójki towarzyszy, po czym ruszył wskazaną ścieżką. |
20-07-2014, 19:11 | #30 |
Reputacja: 1 | Erik nie miał bladego pojęcia o czym gadał ten obłąkaniec. Starając się zachować zimną krew po prostu obszedł starca i wszedł do jego chatki. Rozglądnął się i przez dłuższy czas siedział w środku. Może cokolwiek z wyposażenia tego czegoś będzie nadawało się do próby załatania kapitana. Przetrzepując wnętrze chatki zastanawiał się. Może dziadyga znał go? W końcu to jego rodzinne strony. Ciemność? Może chodziło o cień? Jaka ciemność? Może to po prostu szaleniec i Erik próbuje dopasować na siłę te brednie.
__________________ Sanity if for the weak. |