Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-01-2014, 19:47   #1
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[WFRP II ed.] Geheimnisnacht

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Kkjq5QmGpMM[/MEDIA]

Grimwood, Sylvania
29-ty Vorgeheim
Północ


Krzyk przerwał nocną ciszę by chwilę później zmienić się w nieartykułowany bulgot i zamilknąć na zawsze. Młoda szlachcianka odwróciła się na pięcie; w jej szeroko otwartych oczach niczym świeca w mroku błyszczał strach. Dziewczyna pragnęła uciekać, lecz trzęsące się z nerwów nogi odmawiały posłuszeństwa, zrobiła kilka kroków wstecz niemalże przewracając się o wystający korzeń. Rozglądała się nerwowo próbując dostrzec przez gęstą mgłę źródło jej koszmaru - niewidzialny horror, który zabił woźnicę i dwóch doświadczonych traperów najętych do ochrony jej osoby. Las ucichł; wydawało się, że nawet pojedynczy liść nie chce drgnąć jakby z zapartym tchem oczekiwał nadchodzącego widmowego zabójcy. Teraz jedynym źródłem dźwięku było jej skołatane strachem serce, które tak bardzo pragnęła uciszyć przykładając do piersi swe delikatne dłonie. Bardzo pożałowała, że zbuntowała się przeciw swemu ojcu i zapragnęła uciec od przyszłego męża. Gdyby tylko pogodziła się z losem i została u boku tego śliniącego się na jej widok tłustego wieprza to nie stałaby tu, w środku mrocznego lasu, całkowicie sama i zdana na łaskę drapieżcy kryjącego się wśród drzew. Młodzieńczy optymizm i beztroska doprowadziły ją do być może ostatniej lekcji życia. Ciche mlaśnięcie dobiegające gdzieś z przodu wyrwało ją z zamyślenia niemal przyprawiając o zawał serca. Jej długie połyskujące włosy zjeżyły się na głowie, gdy dostrzegła parę odbijających światło księżyca oczu z głodem wlepionych w jej osobę. Z mgły wyłoniła się czarna jak heban żylasta ręka, a chwilę później ukazała się cała sylwetka chudej i przygarbionej humanoidalnej istoty groteskowo poruszającej się na czworaka. Dziewczyna czuła jak zalewa się zimnym potem, chciała krzyczeć, lecz usłyszeć można było tylko syk uciekającego powietrza z płuc. Sparaliżowana strachem stała jak wryta i przez kilka dłużących się w nieskończoność uderzeń serca spoglądała na przykucniętego kilkadziesiąt metrów dalej stwora. Zastygły w bezruchu ghoul wlepiał w nią swe białe jak tarcza Mannslieba oczy niczym wygłodniały wilk w młodą łanię. Dziewczyna niepewnie cofnęła stopę o pół cala niefortunnie łamiąc przy tym kruchą gałązkę, w odpowiedzi stwór sprężył swe muskuły i z mrożącym krew w żyłach jękiem ruszył w jej stronę. Przerażona kobieta rzuciła się do ucieczki krzycząc głośno w nadziei, że ktoś ją usłyszy, lecz wszystko to na próżno - nikogo nie było w promieniu wielu mil. Galopujący na czworaka umarlak z każdą sekundą skracał dystans dzielący go od swej ofiary. Dostrzegając beznadziejność sytuacji w jakiej się znalazła młoda szlachcianka zaczęła głośno szlochać. Łzy i pot zalewały jej twarz; zdążyła pogodzić się z losem czując plugawy oddech stwora na karku. W ostatnim przypływie sił rzuciła się niespodziewanie w bok lądując w grząskim gruncie pomiędzy dwoma drzewami. Przekonany o łatwej zdobyczy drapieżnik nie przewidział sprytnego zagrania dziewczyny i z impetem rąbnął w pień gigantycznego dębu przed którym chwilę wcześniej znajdowała się jego ofiara. Umazana w błocie kobieta stanęła na równe nogi i bez chwili wahania kontynuowała swą ucieczkę. Biegła tak przez kilka minut, aż przed jej oczami zalśniły drobne płomyki świec błyszczące gdzieś w oddali. Ich źródłem mogła być tylko jedna rzecz - wioska. Arystokratka przyśpieszyła tempa całkowicie przekonana o cudownym ocaleniu. - Dziękuję Sigmarze, och dziękuję! - wysapała pod nosem. Była już na tyle blisko, że zaczęła dostrzegać małe drewniane chatki drwali na skraju lasu. Wtem, głośny szelest odezwał się za jej plecami, a chwilę później nocną ciszę rozdarł przeciągły jęk udręczonej duszy nie dający żadnych wątpliwości co do jego źródła. Odwróciła głowę by ujrzeć ghoula wybiegającego z zarośli niecałe pięć metrów dalej. Jej serce zastygło w bezruchu, a oczy zalśniły od łez. Trzy... Dwa... Jeden... Szpony potwora wbiły się w jej plecy posyłając obu z impetem na ziemię. Leżąc w błocie dziewczyna zdążyła odwrócić się twarzą do napastnika wystawiając ręce w marnej obronie, lecz wszystko na nic. Szpony i zęby stwora rozrywały jej ciało na strzępy. Nie czuła już nic, pozostał już tylko przenikliwy chłód i niezmącona ciemność tuląca w objęcia śmierci. Ostatnia iskra życia zgasła w jej oczach wraz z brutalnie wyrwanym sercem.


Gdzieś w zakamarkach lasu Grimwood...

Starożytne ruiny lśniły w bladym blasku Mannslieba rzucając ponure cienie na otaczającą je polanę. Kamienne mury niegdyś potężnej świątyni pokrywała teraz bujna roślinność skrywając je przed niechcianymi oczami. Głuchą ciszę przerwał odległy odgłos stóp, którego źródłem był samotny wędrowiec otulony smoliście czarnym płaszczem. Niewielu w krainach było na tyle odważnych (lub głupich) by zapuścić się samemu wgłąb Sylvańskiej puszczy, lecz jego osoby to nie dotyczyło - nie musiał się obawiać niczego ze strony tak żywych jak i umarłych. Przybył tu by dobić targu, a sprzyjał mu władca przeklętej ziemi po której teraz stąpał. W gruncie rzeczy to on miał dostarczyć brakujące składniki w zamian za obiecane bogactwa, a kiedy już dokona transakcji… cóż, podróż na południe do skąpanej w promieniach słońca Estali i opływanie w niekończących się luksusach było tym czym sobie całe życie obiecał. Teraz miał okazję zrealizować swe marzenia od których dzieliło go ledwie kilka chwil. Zatrzymał się przed prowadzącymi do świątyni schodami by zaczerpnąć powietrza i móc w spokoju podziwiać architektoniczny kunszt starożytnych budowniczych. W kamiennych murach wyryte były budzące niepokój i odrazę podobizny Nagasha - pierwszego nekromanty żyjącego blisko dwa tysiąclecia przed Sigmarem. Z cichym westchnięciem ruszył przed siebie, przekroczył wyłamane wrota i znalazł się w podłużnej komnacie usłanej częściowo zrujnowanymi kolumnami. Na samym jej końcu, przed rzeźbionym ołtarzem stały w ciszy dwie postacie.
- Długo kazałeś nam czekać, Robercie. - Powiedział bogato odziany mężczyzna o skórze bladej jak pergamin i krwistoczerwonych oczach. Wędrowiec niepewnie podszedł bliżej, ale nawet z tej odległości nie był wstanie rozpoznać drugiej postaci, która swą twarz kryła pod kapturem. - Mam to co chciałeś, a teraz daj mi obiecane klejnoty i miejmy to za sobą. - Rzekł przybysz po czym rzucił wór, który z pluskiem upadł tuż przed nogami wampira. - Cierpliwości, Robercie, cierpliwości… - Zaśmiał się arystokrata. - Czy po dokonanym mordzie w ogóle zdajesz sobie sprawę na co to wszystko?
- Nie, a dlaczego miałoby to mnie interesować? Przyszedłem tu po obiecane bogactwa i jak dotąd ich nie uświadczyłem. - Odpowiedział niecierpliwy wędrowiec, lecz jego rozmówca kompletnie to zignorował.
- Blisko dwa milenia przed powstaniem Imperium niekwestionowanym władcą ludzkości był potężny nekromanta znany jako Nagash. Przez wieki rządził on niepodzielnie, lecz kres jego panowaniu położyli zwykli śmiertelnicy, którymi tak bardzo gardził. Przed swą śmiercią stworzył jedenaście wampirów, którzy później zdradzili go w chwili największej potrzeby. Jego zgon okrył nasz rodzaj klątwą, a ta sprawia, że jesteśmy ułomni, słabi i niezdolni do podbojów. - Ostatnie zdanie wypowiedział nie kryjąc obrzydzenia. - Istnieje jednak pewien sposób by ją odwrócić, coś co nie spodoba się pradawnym i coś co uczyni mnie niesamowicie potężnym - Wampir pochylił się by wyciągnąć serce z worka i uśmiechnął się mimowolnie. - Teraz jestem zbyt słaby, lecz już wkrótce to się zmieni.
- Świetnie - odparł wyraźnie znudzony wędrowiec - a co z nagrodą, którą mi obiecałeś?
- Dotrzymuję danego słowa. - Odparł arystokrata zupełnie niezrażony brakiem zainteresowania ze strony swego rozmówcy. Sięgnął za pazuchę wyciągając mały skórzany woreczek, który następnie wręczył przybyszowi. - Klejnoty? - Spytał zaglądając do środka.
- Szmaragdy - skwitował wampir lekko uśmiechając się pod nosem.
Młody mężczyzna skłonił się w odpowiedzi, obrócił się na pięcie i pośpiesznie opuścił świątynię. W komnacie pozostały tylko dwie osoby - arystokrata i zakapturzona postać.
- Zdradziłeś mu swoje plany i pozwoliłeś mu tak po prostu odejść? - Zapytał ten drugi ochrypłym głosem.
- Nie, przyjacielu. Jego dni są już policzone...


Volkenplatz, Sylvania
29-ty Vorgeheim
Świt


Blask wschodzącego słońca skąpał w swym majestatycznym pięknie potępione ziemie Sylvanii dając jej mieszkańcom chwilę wytchnienia. Był to moment codziennego triumfu i nadzieja na kilka kolejnych godzin życia. W obliczu tak ponurego żywota człowiek potrafił żyć chwilą i cieszyć się z naprawdę prozaicznych rzeczy. Śmierć była tu na porządku dzienny, lecz nawet ona nie była gwarantem wiecznego spoczynku - nie w Sylvanii, gdzie zmarli chodzili wśród żywych.

Położona nad skrajem Ponurego Lasu wioska Volkenplatz budziła się do życia. Jej mieszkańcy z lekką niechęcią wstawali z łóżek by podjąć się swych codziennych obowiązków. Chłopi wychodzili ze swych chat po drodze witając się z łowczymi przygotowującymi się do polowania, drwale ostrzyli swe topory i nawet kowal wstał wcześniej by wykuć kilka garnków zamówionych wcześniej przez żonę Olafa. Wszystko wskazywało na to, że ten dzień będzie taki sam jak każdy inny. Ba, nawet staruszek Fritz łajał swego ucznia za źle przygotowany eliksir zeszłej nocy. - Niech Cię licho, Jakob! Miałeś zmiażdżyć liście mandragory, a nie je posiekać! - Wykrzykiwał na pół wioski skrzypiącym głosem. Trudno było powstrzymać uśmiech widząc rozwijające się społeczeństwo, które przez wiele lat z trudem budowało się wraz ze swoimi sąsiadami.


Nikt nie przypuszczał, że tego rana wydarzy się coś co na zawsze zmieni oblicze tej wioski. Coś co sprawi, że losy mieszkańców Volkenplatz zależeć będą od umiejętności przetrwania, współpracy i zaufania. Zaczęło się to dość niefortunnie; łowcy Otto Kastner i Ralf wparowali do wioski nim reszta mieszkańców zdążyła rozejść się po okolicy. - Szybko! Musicie to zobaczyć! - Krzyknął Ralf przyciągając uwagę wieśniaków, którzy prędko porzucili swe obowiązki i ruszyli za myśliwymi wgłąb lasu. W napiętej atmosferze szli przez kilka minut zastanawiając się na co takiego niezwykłego natrafili ich łowcy. W końcu dotarli na skraj małej polany wyrąbanej wcześniej przez drwali. Tuż obok jednego z krzewów leżały zwłoki młodej dziewczyny. Z wyjątkiem nienaruszonej twarzy, ciało pozbawione było jakiejkolwiek tkanki, lecz mimo to kości pozostały nienaruszone. - Otto sprawdzał wnyki kiedy natrafił na to coś… - Tłumaczył Ralf nie kryjąc obrzydzenia. - Sprawka upiorów! - Wtrącił się Fritz przeciskając się przez zebrane tłumy. - Kobietom nie wolno wchodzić do Ponurego Lasu. Niech to będzie nauczka dla wszystkich niewiast, które zechcą zapuszczać się w te strony. - Dodał grożąc przy tym palcem. Starzec obrócił się na pięcie i chciał już odejść, lecz powstrzymał go głos za plecami.
- To arystokratka, mości Fritzie. - Powiedział ze stoickim spokojem Konrad Flus trzymając w dłoni strzęp bogato zdobionej sukni martwej dziewczyny. - Będą kłopoty.
- Pokaż. - Znachor obrócił się, wyrwał porwaną suknię z rąk znanego banity i przyjrzał się jej uważnie marszcząc przy tym brwi tak mocno, że wyglądał jak suszona śliwka.
- Na wszystkich bogów! - Wyszeptał po chwili. - Schowajcie zwłoki do worka i zanieście je do wioski. Musimy się naradzić nim wzejdzie Mannslieb.

Stało się jak powiedział. Mieszkańcy wrócili do Volkenplatz, z czego większość powróciła do swych obowiązków. Pozostało tylko sześciu najważniejszych, którzy wraz z Fritzem obradowali w jego chacie. Z długiego dębowego stołu ściągnięte zostały wszystkie przyrządy alchemiczne, które teraz zastępowały kufle wypełnione piwem. Starzec przechowywał swe osławione piwo właśnie na takie ważne okazje, gdyż jak sam często powtarzał - trudno było mu wyobrazić porządną wymianę zdań bez krzty alkoholu.

- Przede wszystkim powinniśmy działać ostrożnie. - Zaczął poważnym tonem Fritz. - Nie wiemy czyja to córka i jakie grożą nam konsekwencje. Można by ukryć zwłoki i udawać, że nic się nie stało, ale nie wiem czy to dobry pomysł. - Starzec przyłożył kufel piwa do ust przez chwilę delektując się smakiem alkoholu, po czym kontynuował uważnie przyglądając się otaczającym go twarzom: - Jakie jest wasze zdanie, panowie? Ukrywamy zwłoki czy powiadamy władze w Templehof?

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MZYZm-_P6cU[/MEDIA]

Trakt Vanhaldenhof - Wartenhof

Kompania Christofa Rotenstadta wyruszyła z Templehof do Volkenplatz chcąc odciąć drogę Elisie, która dla barona Essen była kluczem do bogactwa. Jej ojcem jest margrabia Hermann Mach, którego rodzina ma pod kontrolą znacznie ziemie w prowincji Ostermark, zaś Elisa była jego jedyną spadkobierczynią. Jednakże nikt spośród doskonale uzbrojonego orszaku nie zdawał sobie sprawy z nadchodzącego splotu wydarzeń, który połączy ich los z mieszkańcami małej zapyziałej wioski znajdującej się w samym sercu Sylvanii. Być może właśnie zmierzali ku własnej zagładzie...

- Przeklęte niech będą kobiety! - Splunął wąsaty jegomość siedzący w zdobionej karocy. - Bez urazy, Lyndis, ale gdybyście nam, facetom, życia nie uprzykrzały to już dawno zostałbym najbogatszym człowiekiem w prowincji!
Młoda Lyndis tylko wywróciła oczami. Z pozoru dziwna była obecność tak delikatnej dziewczyny w zbrojnej kompanii, lecz miała ona pewien wartościowy talent dzięki któremu zyskała rangę kwatermistrzyni - znała się na broni palnej jak mało kto w Starym Świecie. - Twoje głupie uwagi tylko opóźniają moją pracę, mości Christofie. - Odgryzła się Lyndis, która za wszelką cenę starała się naprawić niewielkie działo zamontowane na małym towarowym wozie jadącym tuż za karocą barona. Reszta mężczyzn zareagowała głośnym śmiechem, nawet sam Christof pokusił się o uśmiech. - Jesteś równie wygadana co utalentowana! - Dodał po chwili. - A gdzie Dante i Eusebio?
- Idą lasem wzdłuż traktu. Musimy się upewnić, że Elisa nie zboczyła z kursu na widok zbrojnego orszaku. - Odpowiedział Heinrich, nieco mało inteligenty, ale doświadczony wojownik i wierny strażnik Christofa.
- Czy wyście powariowali? Podobno w tym lesie grasują upiory i co tam jeszcze w Templehof nam wygadywali, prawda to Gerhardzie?
- Dante to fachowiec, poradzi sobie w każdej sytuacji. Jeśli zaś o Eusebia chodzi to podobno działał Ci na nerwy swymi apokaliptycznymi wizjami. - Odprał zabójczo spokojny vicehrabia Gerhard Grossekirche von Katzeweg, znany łowca potworów z Ostermarku o smutnym, niemalże wilczym spojrzeniu. - W Ponurym Lesie spotkać można przede wszystkim ghoule i inne ożywione truchła, które zalęgły w kurhanach na północ stąd. Istnieje też historia o wąpierzu porywającym niewiasty. Prawdopodobnie to mit, ale może zawierać w sobie ziarno prawdy.
- Niewiasty? - Zapytał nieco zaniepokojony baron, a następnie zwrócił się do prowadzącego ich wędrowca z Volkenplatz: - Kmietek! Daleko jeszcze do tej twojej wioski?
- Nie, panie… Ledwie godzina drogi. - Odparł pokornie przewodnik, po czym skrył swą głowę pod kapturem.


 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 07-01-2014 o 11:23.
Warlock jest offline  
Stary 06-01-2014, 22:14   #2
 
Gargamel's Avatar
 
Reputacja: 1 Gargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumny
Arab jechał na koniu na tyle blisko by słyszeć całą tę raozmowę. Nie wybuchnął śmiechem przy wzmiance o kobietach, uprzykrzaniu życia i bogactwie. Zdobył się na grymad, mogący uchodzić za uśmiech. Nie był typem śmieszka czy gaduły. Albhelm był milczkiem zamkniętym w sobie i nie lubiącym wielkich słów. Gdy zaś rozmowa zeszła na upiory, monstra i niebezpieczeństwa czychające w lesie Albhelm dobyl miecza i spiął konia ostrogami. Rumak zatańczył na tylnich nogach a jeździec z dziką miną trzymając mocno wodze lewą ręką i przechylając w siodle by nie spaść zamłynkował mieczem nad głową powtarzając po arabsku: Bóg jest jeden (Allach akbar). Miało to ewidentnie świadczyć o jego szaleńczej wręcz odwadze i natchnąć tpwarzyszy broni duchem walki. Był gotów na wszystko a towarzysze mogli być pewni, że on prędzej skoczy za nich w Odchłań Chaosu, niźli sromotnie podda tyły.
 
__________________
Gargamel. I wszystko jasne
Gargamel jest offline  
Stary 06-01-2014, 22:20   #3
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kmietek ostatnio nie był zbytnio zadowolony z życia. Jak zwykle bywa w takich przypadkach przyczyna tkwiła w kobiecie, a konkretnie w rudej Ewce. Dziewoja była jak na standardy Volkenplatz całkiem ładna i Kmietek sporo czasu poświęcił żeby ją sobie przygruchać, ale gdy już to zrobił to zaczęły się problemy. Z początku było wszystko fajnie, amory na sianie i te sprawy, ale zima się skończyła i wypadałoby jak co roku wyjść na szlak, a tu dziewucha bierze pod włos i beczy że serce jej pęknie, a na dodatek jej rodzina coś przebąkuje o małżeństwie, nie mówiąc już o jej starszych braciach drwalach, którzy grożą połamaniem kulasów jak się ich najukochańszą siostrunię ukrzywdzi. Tak więc Kmietek wiele wieczorów spędził obmyślając jak tu z wioski dać dyla, by mostów za sobą nie palić, bo to przecie jego rodzinna wioska była i choć on sam sierota to tutaj zawsze na pomoc, oparcie i na prawie darmowe zimowisko mógł liczyć. W desperacji w końcu wymknął się do Templehof i pewnikiem zniknąłby już z okolicy, swobodę wybierając zamiast monotonnego życia chłopa, aż tu okazja się nadarzyła by z twarzą wyjść z całego tego zamieszania z Ewką. Tak więc gdy dowiedział się że wielmożny pan Baron szuka przewodnika do Volkenplatz, zgłosił się do niego zaraz i zaproponował swą pomoc. W zamian nie zażądał jak to było w zwyczaju zapłaty, ale poprosił wielmożę by ten go na kilka miesięcy na służbę przyjął w zamian li tylko za wyżywienie. Baron jako że chciwiec był, a Kmietek nie wyglądał na takiego co wiele zeżreć potrafi, zgodził się ochoczo. Teraz "Powsinoga" jak go często miejscowi nazywali, zadowolony był bo ani Ewka, ani tym bardziej jej bracia woli szlacheckiej się nie sprzeciwią i spokojnie opuści Volkenplatz.

Kmietek nie spodziewał się po Baronie jakichkolwiek problemów, w końcu szukał swej przyszłej narzeczonej, która woli ojca się sprzeniewierzyła, a wiadomo przecie że w takich sprawach pospólstwu nic do tego i konflikt interesów nijaki tu nie zachodzi. "Powsinoga" wprowadził więc orszak do wioski normalnie bez jakichkolwiek ceregieli, sam przy tym robiąc umęczoną minę biedaka, którego zmuszono do tego zajęcia siłą.
 
Komtur jest offline  
Stary 06-01-2014, 22:51   #4
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Niedźwiedź jechał z tyłu orszaku. Z dumnie wypiętą piersią spoglądał na horyzont. Z nikim nie nawiązywał rozmowy, był tutaj by wykonać zadanie, a nie zawiązywać znajomości. Trzeba było odnaleźć panią Elisę czym prędzej. Samotna kobieta w sylvańskich lasach mogła co najwyżej napytać sobie biedy. Dlaczego właściwie uciekła? Rycerz nie wiedział wiele o tej sprawie, jednak fakt, iż wysoko urodzona dama jest w niebezpieczeństwie sprawił, że bez wahania zaproponował baronowi swoje przyłączenie się do jego orszaku.

Niedźwiedź był wysoki i postawny, jego krótkie włosy były koloru czarnego. Nosił średni pancerz, ku swemu niezadowoleniu. Po ostatnim starciu bowiem stracił rodową zbroję płytową, która miała mu służyć przez całą dekadę jego pokuty. Przy boku zwisał krótki miecz, a na plecach znajdowała się tarcza z wizerunkiem niedźwiedzia. Chwycił uwieszony na łańcuszku symbol Sigmara, który wisiał na jego szyi i ucałował go. Polecił bogu w myślach panią Elisę.

Żart o kobietach nie rozbawił Niedźwiedzia. Nikt nie widział jego twarzy, a on sam nie uważał za przystojne zaśmiać się, z powodu własnej aktualnej sytuacji. Sytuacji, która przerastała go kolejny rok. Zauważając dziwne zachowanie Albhelma zmarszczył brwi. Czyżby barbarzyńca? Jeśli tak to co on robi w orszaku tak wysoko postawionej osoby? Na dodatek pewnie poganin, co tylko gniew boży na nich sprowadzić może. Postanowił obserwować cudzoziemca. Co jak co, ale bezbożnictwa czy innowierstwa Niedźwiedź nie cierpiał. Właściwie oba te pojęcia uważał za jedno.

Skupił się bardziej na kompanach, gdy wicehrabia rozpoczął swoją przemowę na temat zagrożeń z Ponurego Lasu. Rycerz miał nadzieję, że będą mieli okazję pozbawić życia jakieś chaotyczne ścierwo w imię Sigmara. Nieustającą walkę z Chaosem Niedźwiedź uważał za cel swego życia, przynajmniej na czas pokuty. Znów zapatrzył się w horyzont i jechał dalej mając nadzieję, że pani Elisa nie trafiła jeszcze do królestwa Morra, co niestety było wielce prawdopodobne.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 06-01-2014, 23:57   #5
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Przyłączył się do oddziału barona wiedziony głosem Sigmara. Oblicze miał zmęczone i ponure, lecz jego źrenice zażegnięte były ogniem wiary. Od lat przemierzał błotniste trakty chlastane wiatrem, deszczem i szronem. Głosił płomienne kazania sercem i korbaczem. Było mu wszystko jedno dokąd zmierza, na każdej z dróg Pan stawiał przed nim wyzwania. Nie jemu sądzić boskie wyroki..
.
Skórzany kaftan ocierał świeże rany zadane rano kotem o siedmiu ogonach. Eusebio oczyszczał w ten sposób ciało z wszelkich pokus. Gorliwie wypleniał z siebie zło, składając ofiarę Sigmarowi. Wyrażał tym przywiązanie i poświęcenie wobec swojego Boga.

Postronni tego nie rozumieli, traktując go jak szaleńca. Nie miał wątpliwości, że nie inaczej będzie w tej kompanii. Ale nie obchodziło go to. Podobnie jak sprawy, które sprowadziły tu barona. Błyskotki i doczesne dobra... Widział to w oczach arystokraty. Był pewien, że nie przyniosą mu korzyści. Pragnienie bogactwa doprowadziło wielu naiwnych do niechybnej zguby... Byli ślepi, bo nie chcieli widzieć... Nadchodzącego końca, kresu swojego nędznego żywota. Rozpalonego tylko pragnieniami i pożądliwością. Głupcy! Te słabości wiodły ich w objęcia śmierci. Koniec jest bliski!

Fanatyk nie lękał się zagłady. Wyczekiwał jej i w przeciwieństwie do większości ludzi, był na nią gotowy.


***

Z ochotą zagłębił się w leśne dukty. Czuł się lepiej w cieniu rzucanym przez korony drzew. Panująca wokół cisza nie zmyliła go. - Oczy, ten las ma złe oczy... Czujesz to, Dante?... Otaczają nas... Znajdziemy tu groby... nasze przeznaczenie.... - głos Eusebia niósł ze sobą ponurą wieszczbę. - Gdy mrok i mgła okryje bór, księżyc zawiśnie nad naszymi głowami niczym szubieniczna pętla...
 
Deszatie jest offline  
Stary 07-01-2014, 13:29   #6
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Podniósł się z twardego jak skała siennika, wyciągając ze skołtunionych włosów trochę słomy, która tam pozostała jeszcze po wczoraj. Wiedział już, że to zły dzień będzie. W kościach go łupało strasznie i aż trzasnęło, gdy się wyprostował. Przeciągnął i ziewnął. Ciemno jeszcze na zewnątrz było, ale kur starej Helgi już piał, to i do roboty trzeba było. Plony same się nie zbiorą.
- Krva mac, žena! Dajcież strave! Frans, potez dupe! Rabota tu je!
Krzyki wypełniły całą chałupę, budząc dzieciaki. Kobieta, szeroka raczej i utykająca na lewą goleń, krzątała się już. Druga baba, stara jędza, zaczęła coś skrzeczeć.
- Tiho, kravo!
Wygramolił się na zewnątrz, wody ze studni wyciągając i nalewając do prostej drewnianej misy. Zanurzył w niej głowę w porannej kąpieli, szorując łapami. Zimna woda dodawała krzepy. Dość długa i raczej niedbała broda i włosy przylepiły mu się do gęby. Nie zważał na to, wylewając na siebie resztę. Ciepło już było, zapowiadał się takiż też dzień, bez deszczu najlepiej. Pole do obrobienia było.

Olaf duży nie był, mały też nie. Garbił się ostatnio coraz częściej, to i na mniejszego czasami wyglądać mógł. Swoje lata już miał, jakby liczył, to już bliżej mu było do czterdziestki niż trzydziestki. Żyła go zwali, bo żylasty był, ale krzepę w łapach ciągle dobrą. Teraz po mokrym ciele spłynęła woda, zostawiając dużą ilość przylepionych włosów.
- Hela! Potykę prigotuj!
Potika, stara chabeta pociągowa, niewiele już rady dawała. Bez niej jednak jeszcze ciężej samemu pole było oporządzić. Żyła swoje jednak miał i nawet przy żniwach dwóch pachołków zatrudniał, coby jaka pomoc była.

Wrócił do chałupy, siadając na stołu. Ugryzł pajdę chleba i zaczął siorbać strawę, na syna w międzyczasie popatrując.
- Żito trebamo kończit - gadał, mlaskając przy tym. - Bo czesa niestanie. A mnogo zostało.
Skończył, beknął, wstał. zarzucił na ramiona skórzany kubrak, nie związując go rzemieniem. Przez otwarte drzwi widział już nadchodzących pachołków.
- Ići, coby dnia stanęło.
Zabrał dwie kosy, sprawdzając ich naostrzenie. Zawsze wieczorem zajmował się tym, więc problemu nie było. Wyszli na pole, z chabetą ciągnącą rozpadający się wózek. Zaczęli.

I zaraz przerwane to zostało. Olaf warknął na syna i parobków, by kontynuowali. Sam zaś udał się w las.

***

Żyła splunął na ziemię, czarta odpędzając, gdy tak stali w chacie Fritza. Sprawa prosta nie była. Dużo ludzi widziało co widziało.
- Ludje gadać będo. Trwa nam we wora i do vlasti zajść.
Splunął raz jeszcze, pocierając swoją bliznę na twarzy. Miał ją ponoć w robocie oberwać, tak wszystkim gadał, chociaż prawda i inna być mogła. Nieważna teraz.
- Ja to bym spaljił i gadoł, żem nikada nie widjał - cmoknął, powstrzymując się przed kolejnym splunięciem. U Fritza nie wypadało.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 08-01-2014 o 15:53.
Sekal jest offline  
Stary 07-01-2014, 18:17   #7
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Różnie układają się ludzkie losy, ale do niedawna Dante postawiłby własnego konia, że nie zapuści się w serce puszczy w tej przeklętej krainie, zwanej Sylvanią. Cóż, teraz pozostało cieszyć się, że tak się nie stało. Uśmiechnął się do siebie, jak to miewa w zwyczaju robić podczas pracy, nucąc przy tym kislevską piosenkę o Kozakach, sokołach i tamtejszych terenach. Jeden rok pobytu w Kislevie mocno zmienił jego życie, a także jego samego, ale nie zmienił sposobu w jaki podchodził do swoich obowiązków. Lata praktyki sprawiły, że zawsze zachowywał czujność.
Znów wrócił myślami do powodów, przez które znalazł się właśnie w tym lesie. Jak zwykle szło o pieniądze, kobiety i obietnice. On potrzebował pieniędzy na dalsze podróże i dotrzymanie obietnicy, a baron poszukiwał jakiejś niewiasty. Potrzebował jego usług, a owa niewiasta musiała być szalona lub zdesperowana, aby zrobić to co zrobiła. Po wszystkim baron, jeśli kiedyś korzystał z usług innego przepatrywacza, przypomni sobie ile kosztują takie usługi, zwłaszcza na takich terenach.

***

Coś tkwiło w słowach jego towarzysza. Ten las był inny.
-Masz rację Eusebio. Otaczają nas, ale jest jakoś inaczej niż zwykle. Zwykle czuć, że coś jest w lesie, blisko lub daleko, ale las żyje. Tu, zaś… w tym lesie jest coś niepokojącego.
Dalej uśmiechał się do siebie i nucił, ale zachowywał czujność. Zawsze zachowywał czujność.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 07-01-2014, 19:01   #8
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kolejny dzień w Volkenplatz się zaczynał i wszyscy ruszali do rutyny dnia. Ganred nie miał w zwyczaju jadać zaraz po wstaniu z łóżka. Wolał się najpierw zmęczyć przy kowadle a dopiero później siąść do jadła. Odprawił jednego z synów aby nakarmił wilka. Nie raz już był świadkiem, że głodny wilk to zły wilk. Stąd też blizna na poliku. Drugiemu zaś kazał do kuźni przyjść jak tylko skończy jeść śniadanie.

Nie długo po tym jak zaczął zajmować się kolejnym garnkiem krzyki się rozniosły po wsi aby do lasu się udać. Rozkazał synowi zająć się naczyniem a gdy tylko drugi by się pojawił to miał mu pomóc. Po dotarciu na miejsce, w którym wszyscy z wielkim poruszeniem się zebrali, pierwszy raz w życiu dziękował za to, że jeszcze nie jadł śniadania. Prawdopodobnie skończyłoby się to opróżnieniem brzucha i żołądka w trybie przyspieszonym. Skończyło się jednak tylko na silnym przełknięciu śliny.

Jako jedna z ważniejszych osób w wiosce udał się na zebranie w celu ustalenia co dalej robimy.
- Przyjaciele - zaczął popijając słowo łykiem piwa - Możemy być pewni, że niedługo ktoś się pojawi i zacznie wypytywać oraz szukać tej dziewczyny. Według mnie jedyną rozsądną i najsłuszniejszą opcją jest pochować ciało. A gdy tylko ktoś się pojawi po nie powiedzieć prawdę. Oczywiście musimy być gotowi na wszystko. Dlatego radził bym abyście jak najszybciej przynieśli wszystkie swoje rzeczy do mojej kuźni. Z synami naostrzę miecze i topory tak szybko jak to możliwe a skórznie postaram się zgrabnie załatać. Przeciw szlacheckim zbrojnym to i tak na dużo się nie zda ale przynajmniej będziemy przygotowani na najgorsze. Takie jest moje zdanie.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 07-01-2014, 20:39   #9
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Znajdywanie trupów czy to takich faktycznie martwych, czy też chodzących nigdy nie było dla Otto czymś szczególnym, ot uroki mieszkania w Sylvani. Znajdywanie natomiast trupów wysoko urodzonych, których z reguły było stać na ochronę, a już na pewno na podróż w towarzystwie było natomiast czymś wyjątkowym i dosyć rzadko spotykanym.

Z samego rana po śniadaniu razem z Ralfem wyruszyli do lasu celem sprawdzenia wnyków i zniesienia upolowanych zwierząt do wioski tak żeby jeszcze przed porą obiadową skończyć oprawianie zwierzyny. Poranek niczym nie różniłby się od każdego innego gdyby nie właśnie zwłoki szlachcianki, które odkryli, co dziwniejsze zwłoki były samotne a to jak już wcześniej zostało wspomniane było rzadkością wśród szlachty. Nie ruszając truchła oboje pędem udali się do wioski, żeby wszyscy wspólnie mogli ustalić co zrobić z nieproszonym i troche już nieświeżym gościem.

Celem przeprowadzenia rady zebrali się w chacie starego Fritza. Otto napił się piwa wsłuchując się w słowa znachora a następnie Olafa, na którego słowa pokiwał głową z uznaniem, i kowala. Jako że od dziecka niemy, sam wypowiedzieć się nie mógł, jednak za pomocą tylko mu i Ralfowi znaków, jakimi posługiwali się w trakcie łowów, przekazał swoją wole, aby ten mógł przedstawić jego myśli reszcie zgromadzonych.
A myślał Otto, że truchła trza sie pozbyć a jak jakieś szlachcice przyjadą to głupa rżnąć i przepędzić ze wsi, nie były im potrzebne we wiosce szlacheckie problemy.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 07-01-2014, 23:15   #10
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ralf pomimo sposobu, w jaki się przedstawiał, nie urodził się w wiosce. Osiadł w niej przed sześcioma laty i ciężką pracą udało mu się stać jednym z jej mieszkańców. Pomimo upływu lat w dalszym ciągu widać było, że nie był zbiegiem z wioski w Stirlandzie, za którego się podawał. I wcale nie chodziło o miecz, który miał przy pasie, czy pierścień wciśnięty na palec. Te mógł zdobyć po drodze. Niektórych słów i gestów nabyć jednak nie mógł. Przynajmniej będąc chłopem. Kim był naprawdę, wiedziała jedynie jego żona Letty i wiedzą tą nie dzieliła się nawet z dwójką ich synów, bo młodzi byli i gadać lubili.

O rok przekroczył połowę drogi między dwudziestoma a trzydziestoma latami. Był szczupły i niewiele powyżej średniego wzrostu. Trochę lepiej zarysowanych mięśni miał, jednak różnicę między nim a choćby pracującymi w polu dostrzec sztuką wielką nie było. Jego ciało zdradzało bardziej zamiłowanie do wykonywania czynów mających więcej wspólnego ze zręcznością niż siłą.

***

Trupów widział wiele. Jedne były świadome swego stanu i grzecznie leżały w ziemi inne niekoniecznie. Niektórym sam pomógł odejść do królestwa Morra. Pięcioletnia praca łowczego w Volkenplatz przyzwyczaiła go do widoku wnętrzności niekoniecznie znajdujących się wewnątrz ciała czy to ludzi, czy to zwierząt. Jednak coś w znalezionych resztkach ciała sprawiło, że nie zwrócił śniadania tylko dlatego, że jeszcze go nie zjadł.

Narada w chacie Fritza zaczęła się przynajmniej dla Ralfa opróżnieniem kufla piwa. Nie z powodu filozofii starca, lecz by pozbyć się nieprzyjemnego posmaku żółci z ust. Przekazał reszcie zebranych to, co pokazał mu Otto, po czym przedstawił swój punkt widzenia w sprawie zwłok.
– Szlachcice nawet martwi sprawiają więcej problemów niż pożytku. – Jego twarz wykrzywił grymas pogardy. – Chociaż też bym najchętniej spalił, ciało lepiej zachować. Mogła uciec z domu albo być gdzieś przewożona. Trupy inne mogą być po drodze do wsi. Pewno jej szukają. Zjawią się w wiosce i będą pytać. Ktoś może coś powiedzieć przez przypadek lub po kilku kuflach. Szlachcice prędcy w gniewie i wioska może z dymem pójść. A tak ciało pokażemy i złość na upiory skierujemy.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172