lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WH II ed] Kuźnie Nuln (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/14517-wh-ii-ed-kuznie-nuln.html)

SyskaXIII 08-12-2014 14:13

- Drodzy panowie, żołnierze. Skoro ten pan twierdzi, że ten miecz jest prawdziwy to zapewne tak jest, ale jeśli nie to szybko się go pozbędzie. Moglibyście proszę powiedzieć kto mógłby tutaj udzielić informacji na temat autentyczności owej broni ? - Kapłan próbował załagodzić sytuację jeszcze bardziej, równocześnie miał nadzieję, że dowie się kto mógłby choć trochę w tym mieście pomóc w śledztwie. - oczywiście, jako, że uniżony sługa Sigmara, nie mogę pozwolić aby pokusy zawładnęły mą duszą, weźcie te parę monet i wypijcie moje zdrowie.

Dieterowi prawdopodobnie jak reszcie, na wieść o mieczu zaświeciło się światełko w tunelu beznadziejności. Teraz muszą dowiedzieć się czy miecz jest prawdziwy i jeśli tak to spróbować dowiedzieć się, który z właścicieli jest teraz w mieście a nie ma swojego oręża.

xeper 12-12-2014 21:55

- Hehe. Wypijemy wasze zdrowie i to nie jeden raz – odpowiedział żołnierz, skrzętnie chowając monety do sakiewki, trzymanej na łańcuszku na szyi. – Jak wojaku chcesz sprawdzić autentyczność tej broni, to zaglądnij do dowolnego warsztatu płatnerskiego. W mieście jest ich pełno. Ale niezależnie od tego, czy mieczyk jest prawdziwy czy nie, pozbyłbym się go, a przynajmniej nie nosił na wierzchu.
- I Twoje zdrowie, klecho wypijemy – wtrącił się Henschel, kiwając oparty o ramię kompana. – A to ciekawa sprawa. Bo chyba Tolzen wrócił do miasta parę tygodni temu. To jeden z tych wybrańców, któremu Emanuelcia wręczyła miecz. Wrócił z wojny, przywdział habit i ogolił głowę. Znaczy się, został Twoim konfratrem klecho. W świątyni siedzi i oczy ku niebu zwraca, o tym, że jest żołnierzem zupełnie zapominając.

Żołnierze, zadowoleni z otrzymanej gotówki odeszli, licytując się, w której spelunie jest lepsze piwo. A awanturnicy poszli do najbliższego warsztatu, w którym ktoś mógłby im pomóc przy ocenie prawdziwości miecza. Z brzegu Reiku widać było jak zastęp robotników, przyklejonych do wielkiego mostu niczym mrówki dekoruje konstrukcje kolorowymi girlandami i lampionami. Ulicą przebiegł patrol strażników, rozpychając ludzi. Trafili w końcu do pracowni Ringila Geraldsonna.

Krasnolud, łysy o nadpalonej, rudej brodzie i stalowych zębach, z cybuchem fajki w ustach, oderwał się od pracy przy palenisku, oparł na wielkim młocie i spojrzał spode łba na intruzów. Z pieca buchał żar, na kowadle czerwieniło się rozpalone żelazo.
- Złotą koronę za informację – krasnolud nie patyczkował się, oznajmiając prosto z mostu. Miał silny akcent, jego słowa dodatkowo zniekształcone przez trzymaną bez przerwy w ustach fajkę były ledwo zrozumiałe. Gdy pieniądz znalazł się w kosmatej łapie khazada, Ringil wziął miecz i chwilę się mu przyglądał. – Jest autentyczny – orzekł. – Jeden z siedmiu oryginałów. Wykonany przez Mistrza Trzeciego Stopnia Grunbara Galvanissona na zamówienie Księżnej-Elektorki. Mogę go odkupić za... powiedzmy siedemdziesiąt karli. Takiej okazji nie będziecie mieli!

Kerm 12-12-2014 22:13

Gotfryda w pierwszej chwili zatkało. Siedemdziesiąt złotych koron za miecz. Ładny miecz, porządny miecz, to fakt, ale równocześnie był to miecz, za który można było trafić do lochów.

- Siedemdziesiąt karli... - powtórzył po krasnoludzie, po czym podrapał się po brodzie. - Siedemdziesiąt... - powiedział raz jeszcze w zadumie.

- To brzmi ciekawie - powiedział. - Dorzucisz do tego dobry miecz i dobijemy targu.

Gob1in 17-12-2014 15:28

Wreszcie jakiś postęp! Znali już tożsamość oficera, który mógł być zamieszany w zniknięcie demonicznego artefaktu. Dziwne zachowanie Tolzena mogło być wynikiem traumy spowodowanej okropieństwami wojny, ale zasłużony żołnierz, a tylko takim hrabina wręczała specjalnie wykute miecze, z pewnością widział niejedno i powinien być na wojenne koszmary uodporniony. Miejsce przebywania artefaktu pasowało jak ulał do nowych zainteresowań Tolzena - a golenie łba i mnisia toga świadczyły o wrodzonej lub nabytej durnocie.

- Widzisz, mości Dieterze, będziesz mógł poszukać owego Tolzena wśród podobnych sobie... duchownych - Wolmar w ostatniej chwili powstrzymał się przed wyrażeniem opinii na temat kleryków wszelkiej maści i zamiast tego uśmiechnął się kwaśno. Cóż miał poradzić biedaczysko, gdy co i rusz spotykał jakiegoś religijnego fanatyka - udział arcykapłana Ulryka w spisku i jego przeobrażenie we demona nie polepszało tej oceny, którą stosował wobec wszystkich przedstawicieli duchowieństwa.

- Możemy ci towarzyszyć do świątyni, a jeśli to nie przyniesie rezultatu, to poszukamy Tolzena na balu - skoro zasłużył się dla miasta, to pewnie będzie wśród zaproszonych gości.

SyskaXIII 18-12-2014 10:32

-Niech więc tak będzie, mnie również wydaje się to podejrzane aby ktoś taki nagle nawrócił się na służbę w świątyni. Jedynym racjonalnym powodem, dla którego mógł wstąpić do zakonu nie będąc heretykiem mogłoby być doświadczenie jakiegoś cudu. Ale na to jest małe prawdopodobieństwo. Zwłaszcza na wojnie. Ponadto mam coraz większe wrażenie, że ktoś lub coś chce aby w Imperium ludzie obrócili się przeciw bogom i kościołowi aby w ten sposób wywołać anarchię lub powiększyć poukrywane sekty. Jednakże wolałbym najpierw sam z nim porozmawiać, najlepiej tak aby nie widział was. Jeśli zobaczy grupę zadającą różne niewygodne pytania może zupełnie nas od siebie odciąć i nic się nie dowiemy , a po prostu zabić go za przypuszczenia nie możemy bo staniemy się gorsi od Gottriego. Z tą różnicą, że nas nie chroni status łowców czarownic ani innego dziadostwa.

xeper 18-12-2014 20:58

Bogatsi o siedemdziesiąt koron i całkiem zgrabny miecz, bohaterowie opuścili warsztat Ringila Geraldsonna i skierowali w stronę świątyni Sigmara. Przybytek Obrońcy Imperium położony był w Dzielnicy Świątynnej – części miasta o gładkich, białych, wyłożonych marmurem ulicach, pełnej miejsc kultu wszystkich czczonych w Imperium bogów. Oczywiście tych „dobrych”. Świątynia Sigmara znajdowała się w połowie ulicy. Był to wielki, dwuskrzydłowy budynek, którego oba skrzydła spinała wysoka nawa zwieńczona olbrzymią kopułą. Do wnętrza wiodły okute gromilem dwuskrzydłowe wrota, wokół których znajdowały się płaskorzeźby wyobrażające Sigmara i walczących w jego imię bohaterów.

Wewnątrz panował nabożny półmrok, pachnący unoszącymi się w powietrzu smużkami kadzidlanego dymu. Dieter doskonale orientował się gdzie musi iść, kogo zapytać. Zignorował dwóch akolitów i podszedł bezpośrednio do starszego kapłana, czuwającego przy olbrzymiej, zwisającej z sufitu na mosiężnych łańcuchach kadzielnicy.

- Brat Selmund Tolzen – powtórzył kapłan wspomniane przez Dietera miano. – Ach tak! Przybrał zakonne imię Gevarsius, stąd nie mogłem skojarzyć. Więc ojciec pragnie się z nim spotkać. Ale na razie to niemożliwe, obawiam się. Brat Gevarsius jest niedostępny dla świata. Oczywiście nie na wieki, ale przez najbliższe dni. Złożył śluby samotności, milczenia i postu, które obowiązują go jeszcze do piątego dnia Tygodnia Czarnego Prochu. Całkiem niedługo, jak sądzę. Niech ojciec przyjdzie za cztery dni.

Po opuszczeniu Świątyni trzeba było zdecydować co dalej, zwłaszcza że słońce powoli zmierzało ku zachodniemu skrajowi nieba. Idąc przez miasto, dostrzegli zwiększoną liczbę patroli, które zmierzały wszystkie w jedną stronę, ku Altestadt. Ktoś mówił, że straż odcina tą dzielnicę od reszty miasta aby zapewnić bezpieczeństwo w czasie święta znajdującym się tam arystokratom.

Kerm 19-12-2014 17:33

Wieści, coraz to nowe. I postępy. Bo jak, jeśli nie postępem, należało nazwać to, że udało się im odszukać poprzedniego właściciela miecza, szlachetnie urodzonego Selmunda Tolzena?
Co prawda na tym chwilowo możliwości się skończyły, ale za te cztery dni...

- Możemy przeczekać te parę dni - zaproponował Gotfryd, gdy już wyszli ze świątyni - trzymając się z dala od wszelkich kłopotów. Chyba że ktoś z was chce jednak iść na ten bal maskowy.
- Ale trochę mnie niepokoi to, że te śluby kończą się pod koniec Tygodnia Prochu. A nuż nasz ekskapitan zechce zrobić coś paskudnego, korzystając z tego, że tyle osobistości będzie razem zgromadzonych. To wymarzona okazja.

Co prawda Gotfryd nie do końca wiedział, co Tolzen mógłby zrobić, ale w przemianę w brata Gevarsiusa nijak nie wierzył.

Gob1in 25-12-2014 16:49

- Ja idę. - Odpowiedział Wolmar. - Za nic nie przepuszczę okazji do uczestnictwa w takim wydarzeniu. Kto wie, może poznam samą hrabinę von Liebovitz? - członek Bursztynowego Kolegium rozmarzył się nieco. Cóż, przynależność do pewnych środowisk było żyzną pożywką dla ego ich członków. Ale czyż wrodzone skromność i wdzięk Kleina nie rekompensowały tych nielicznych przecież sytuacji, w których zadzierał nosa? No i kto, jeśli nie on - obiecujący adept sztuk magicznych - godzien był dostąpienia tych kilku drobnych zaszczytów?

- Jeśli nie zamierzacie iść na przyjęcie, to dobrze byłoby przypilnować Tolzena, by nie wymknął się niezauważenie ze świątyni. Tymczasem wracajmy do gospody - może gdzieś po drodze wypatrzymy tego obiboka Markusa.

xeper 27-12-2014 13:49

Markusa w gospodzie nie było. Nie zjawił się też na noc, co nieco zaniepokoiło jego kompanów. Nie było go podczas śniadanie, jakie awanturnicy zjedli późnym rankiem, przed wyruszeniem na miasto. A miasto żyło. Ulice stawały się coraz bardziej zatłoczone i głośne. Od poprzedniego dnia przybyło straganów, przekupek, ulicznych artystów i podpitych świętujących. Niemal na każdym rogu można było tanio kupić precla, pieczone jabłko, wędzoną kiełbaskę lub półgarniec rozcieńczonego wodą piwa. Uliczni akrobaci i grajkowie prześcigali się w zdobywaniu uznania publiczności. Co chwila ktoś odpalał fajerwerki, które z wizgiem i hukiem wybuchały nad głowami świętujących.

Nie wszędzie jednak było tak kolorowo. Biedniejsze okolice miasta, takie jak dzielnica biedoty w Nowym Mieście i Smrodliwa zaczęły się buntować przeciwko nasileniu patroli straży. Na ulicach stanęły barykady, obstawione uzbrojonymi w improwizowaną broń mieszkańcami. Ludzie wyszli na ulice. Polała się krew, zarówno obywateli jak i strażników. Podobno były ofiary śmiertelne. A w miasteczku portowym, jak na razie nie objętym buntem, ktoś widział jakichś podejrzanych osobników kręcących się w okolicach zamkniętych solidnymi kratami wylotów kanałów ściekowych. Zawiadomiona o tym fakcie Straż nie zdołała jak na razie interweniować, zajęta tłumieniem protestów.

Do południa Markus Oppel nie odnalazł się...

Kerm 28-12-2014 14:19

Miasto żyło pełnią życia.
Coraz pełniejszą pełnią, co się Gotfrydowi niezbyt podobało. Powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że woli ciszę i spokój dalekiej prowincji, niż zamieszanie panujące w wielkim mieście z okazji wielkiej uroczystości.
A gdy do całego świętowania doszły jeszcze zamieszki spowodowane niezadowoleniem części mieszkańców...
Ciekawe, czy Markus maczał w tym swoje paluszki, przemknęło przez myśl Gotfrydowi.

Ale nawet jeśli było to zgodne z prawdą, to wesołe to nie było - w najmniejszym nawet stopniu.
Markus jak zniknął, tak się nie pojawił. Znalazł sobie ciekawsze towarzystwo? Jakieś panienki?

- Macie jakiś pomysł, żeby odnaleźć naszą zagubioną owieczkę? - zwrócił się do pozostałych. - A raczej zagubionego baranka?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:08.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172