Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2014, 20:49   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Opatrzyć rannego to zaiste mile widziany przez niektórych bogów uczynek. Może nie do końca przez tego, którego wyznawał Jochen, ale w końcu Thurin był, przynajmniej potencjalnie, ich kompanem.
W tym jednak przypadku Jochen był bezradny.

- Wiesz, Thurinie - powiedział współczującym tonem - gdyby chodziło o ewentualne dobicie ciebie, a potem pogrzebać, to jeszcze bym mógł służyć pomocą. Niestety opatrzenie twojej rany leży poza zakresem moich umiejętności. Ale plotki mówią, że oliwa może się do czegoś przydać. Zastrzegam jednak, że to tylko plotki i sam tego nigdy nie sprawdzałem.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 26-08-2014, 21:10   #22
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Oliwa? - Thurin chciał się upewnić, że dobrze słyszał. Dla pewności wydłubał woskowinę z ucha. - Chcesz mnie uleczyć czy usmażyć Jochenie Leonhardt - dodał już ze śmiechem

Zerknął po reszcie drużyny.

- Jeśli nikt nie ma innego pomysłu - powiedział - to możemy zaryzykować

Miał jednak nadzieję, że pomysł się pojawi. W końcu Pieczony Thurin - to nie brzmiało szczególnie dumnie.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 26-10-2014 o 16:41.
Fyrskar jest offline  
Stary 26-08-2014, 22:05   #23
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
- Psia krew, niewiele brakowało... - sapnął Moritz z ulgą. Wytarł sztylet o ubranie goblina, po czym przeszukał maszkarę oraz wnętrze czaszki. Nie spodziewał się znaleźć niczego cennego, szukał raczej wiedzy - oznak przynależności klanowej, wiadomości, czegoś charakterystycznego. Z pomysłu odłupania srebrnego zęba zrezygnował, żeby nie robić hałasu, ale może uda się jakoś podważyć łomem.

Potem rozejrzy się w pobliżu czaszki szukając śladów, czegoś, co zdradzi kierunek, w którym znajduje się więcej zielonoskórych i może powie coś o ich liczebności. W końcu jest ich pewnie co najmniej tylu, ile znajdzie różnych śladów.

Miał nadzieję, że Hogh nie zdążył wzlecieć na tyle wysoko, żeby dać się zobaczyć z miejsca, w którym obozowali towarzysze Moritza. Jeśli góral nie znajdzie czegoś, co skłoni go do kontynuacji zwiadu, wróci do nich, żeby decyzję o dalszej podróży podjąć wspólnie.
 

Ostatnio edytowane przez dzemeuksis : 26-08-2014 o 23:01.
dzemeuksis jest offline  
Stary 26-08-2014, 22:44   #24
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Zwiad Moritza


Taki oto symbol wymalowany był niewprawioną ręką na zdobycznej tarczy, ludzkiej roboty, walającej się w kącie razem z przedmiotami codziennego użytku. Na oko kogoś, kto mógł się nazwać specjalistą od zielonoskórych (bo kto na tym zadupiu mógł się pochwalić takimi bliznami jak on?), nie wyglądało to znajomo. Ołtarz? Naczynie? Portal? Trudno było odgadnąć znaczenie stojące za znakiem. Ochłonąwszy, Moritz stwierdził ponadto, że karykaturalny stwór w rzeczywistości zielonoskóry nie był, a raczej szary, co mu umknęło podczas starcia. To wszystko sprawiało, że obraz znanego od lat wroga powoli ulegał rozmyciu, a na jego miejsce wkraczało coś nowego, obcego.

Nie dość, że ząb po kilku próbach podważenia łomem ustąpił, to zwiadowca znalazł jeszcze sakiewkę, z czternastoma imperialnymi pensami - wisienka na torcie, jakim był kawał srebra. Kto wie, jakiej wartości? Jeśli za byle bransoletkę szlachetki potrafią rzucać na stół całą sakwę franzów, to zwiadowca dorobił się nie lada fortuny. Co prawda znalezisko nie świeciło jak jubilerskie cacka, ale nie ma co narzekać. Dobry pieniądz gwarantowany, byleby go donieść do potencjalnego kupca - ważył swoje.

Jastrząb powrócił do Moritza, przynosząc ulgę i uśmiech. Ciekawe, co paczka porabia w dolinie... Oczami wyobraźni zwiadowca widział już gotującego się na samą myśl o zielonoskórych Rorana i (całe szczęście) rozważnych towarzyszy, którzy wybiorą pewnie drogę przez wzgórza okalające torfowiska. Może chociaż ta będzie bezpieczna. Coraz bardziej uświadamiał sobie przykry fakt, że w Steigerwaldzie słowo "bezpieczeństwo" jest zupełnie nie na miejscu. Bardziej pasuje określenie "mniejsze zło". Tylko czy wycieczka północnym skrajem lasu, sąsiadującym ze skalistymi górami i rozciągającym się pasem jałowych Rubieży, będzie chociaż trochę mniej ryzykowna?

Wracając na ziemię, Moritz zabrał się za badanie terenu wokół czaszki. Naliczył dwadzieścia osobników podobnego gatunku co pokonany. Musiały być tu niedawno. Ślady prowadziły na południowy wschód, blisko rzeki - ku wodospadowi. Tyle dobrego, że nie przez góry - może istniała szansa na ominięcie bandy, jeśli była tylko jedna.


Mathias - Wiedźmi wzrok
Mimo oddalenia się od krwawej łaźni, Mathias nadal widział na horyzoncie pulsujące ognisko różnobarwnych wiatrów magii - siedlisko sił Chaosu. Atonalna muzyka już nie drażniła uszu czarodzieja, chyba że pojedynczymi klasterami losowych dźwięków, jakby uderzeniami nadpobudliwego dziecka w klawesyn, powodując gęsią skórkę. Mag ponownie zbystrzał wraz z pojawieniem się Thurina i wcale nie chodziło tu o wygrywający w tempie prestissimo marsze runiczny topór, lecz o mały przedmiot ukryty gdzieś na dnie plecaka, snujący melodie na zapomnianych już instrumentach - mizmarach - i emanujący wszystkimi kolorami - w przeciwieństwie do wcześniej zaobserwowanego zjawiska - w poukładany, wręcz pedantyczny sposób, który na pewno nie był owocem pracy ludzkiego czarodzieja.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 28-08-2014 o 20:59.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 27-08-2014, 17:48   #25
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Gdzie tam oliwą, przestraszysz chłopaka Jochen. Pamiętam, że mieliśmy jakieś bandaże czy coś podobnego. Mam nadzieję, że nie zostawiliśmy tego przy karawanie.

Powiedz mi, co właściwie Ci się przydażyło ? powiedział Roran do Thurin, gdy ten już spokojnie leżał i łapał oddech. A co lepsze jak udało Ci się uciec i zmylić ewentualny pościg?

Wysłuchując opowieści Thurina Roran zajął się przygotowanie do rozbicia obozowiska i rozpalenia ogniska. Wyścielił także sobie i Bhazer'owi miejsce między skałami, co by chroniły go przed wiatrem następnie rzekł: Ja wezmę pierwszą wartę. Kogo z was budzić?
 
Dnc jest offline  
Stary 27-08-2014, 22:01   #26
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Wykorzystał chwilę oczekiwania na decyzję drużyny i położył się u podnóża w miarę suchego wzgórza. Rozciągnął się wygodnie i właśnie wtedy zagadał go Roran. Wysłuchał go i odpowiedział.

- No więc, gdy te cholerniki zaatakowały karawanę, akurat poszedłem wylać z siebie gorzałkę, którą wypiliśmy wieczorem. Tedy nie zauważyły mnie. Gdy zdawało mie się już, że wszystko się skończyło wylazłem z chaszczy. Wtedy zza drzewa wychynął jeden z tych jaszczurowatych. Walnąłem go styliskiem przez pysk, ale zdołał ciąć mnie w bebechy. Poleciałem w przepaść. Złapałem się jakiegoś korzenia i wspiąłem się na górę. Skurwisyna nie było, żywego ducha też. Powlokłem się przed siebie licząc, że znajdę kogoś żywego... i resztę już znasz.

- Tylko jedno pytanko - wiecie może co to były za cholery. Albo czy Eugen przeżył - rozumicie, wisi mi trzy karle...
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 26-10-2014 o 16:43.
Fyrskar jest offline  
Stary 27-08-2014, 23:28   #27
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
-No to więcej masz szczęscia niż włosów na jajach, jak to mawiali w moim odziale powiedział Roran po czym na samą myśl o swojej dawnej "dziesiątce" powróciły myśli, które zwykł upijać litrami alkoholu. Czasami się zastanawiał czy się wpierw przekręci z upicia czy zwariuje od wspomnień, którego czasami go nawiedziały...

Pamiętał jakby to było wczoraj, a przecież już minęły lata od momentu gdy mógł z samego rańca poczuć tą charakterystyczną wąń jaką wydzielała świerzo oddana do dyspozycji zbroja i broń. I ten gwar w koszarach, którego wpierw tak nienawidził a dla którego później dałby się pochlastać. Zresztą tak każdy miał, tam jeden za drugiego skoczyłby w ogień. Niechodziło tu tylko o jakieś przyjacielskie relacje czy wydane z góry rozkazy ale o zwykłe poczucia bezpieczeństwa i pragmatyzm. Jeśli miałeś przetrwać to masz większe szanse z kimś kto wie, że jesteś gotów dla niego umrzeć. Wtedy i on robił się chętniejszy by zrobić to samo dla Ciebie.
Tacy byli wszyscy, cały jego oddział. Byli jak rodzina. I wszyscy tam tego dnia oddali życie, on zresztą też je oddał.... poczym jednak przeżył..... przeżył i stał się silniejszy....Padał wiele razy ale w końcu dopiął swego... zemścił się. Koniec końców Roran zawsze doprowadzał sprawy do końca i zawsze się mścił.

Te ostatnie rozważania skierowały jego myśli z niebezpiecznych terenów na obecną rozmowę. Zauważył, że Thurin się w niego wpatruje. Chyba o coś pytał?

-Eugen? przypomniał sobie krasnolud. -W sensie Edmund? zaśmiał się udawanym rechotem z żartu który robili sobie z kupca razem z Moritzem.
-Powiem Ci tak: mi też wisiał brzęczące ale darowałem mu ten dług. Darowałem w pełni. Powiem więcej teraz ja mu coś wiszę. I mam zamiar dać mu to jak tylko się z nim zobaczę. Mianowicie, dostanie ode mnie cholerne pierdolnięcie między ślepia jak go dorwę! zakończył z toporem w ręku brodacz.
-Wystawił nas tej całej bandzie co jednek z nich widziałeś. Aż dziw, że sobie o swoim zwiadzie nieprzypomniał gdy leżeliśmy w krzakach i oglądaliśmy całą tą zbrodnie. Wiem, co sobie myślisz. Skoro Roran jesteś taki cwaniak to czemu wtedy nie wyskoczyłeś. Ale nie bój się ja głupi nie jestem. Było nas tylko sześciu ich parę razy więcej. Nie takie rzeczy się robiło ale na chłodno i z odpowiednim przygotowaniem skończył Roran. Po czym po chwili grzebania w plecaku wyciągnął racje żywniością i szybko spałaszował dzieląc się przy tym z Bhazer’em
 

Ostatnio edytowane przez Dnc : 28-08-2014 o 18:22.
Dnc jest offline  
Stary 29-08-2014, 21:17   #28
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Góral wrócił ze zwiadu z raczej niewesołą miną. Humor nieco poprawił mu widok Thurina - jak wydobrzeje zwiększy szanse na przetrwanie drużyny w tych dzikich, nieprzyjaznych wędrowcom ostępach. Moritz usiadł przy małym ognisku, zjadł coś, słuchając w tym czasie opowieści o ocaleniu krasnoluda, pociągnął kilka łyków wody, po czym zaczął swoją.

Opowiedział wszystko po kolei, od przywołania opisu czaszki
- Mathiasie, wiesz może, co to mogła być za istota?
poprzez dziwny wygląd zadźganego ziel... znaczy szarego pokurcza
- Pysk zdominowany był przez masywny nos, przypominający kalafior albo przerośniętą truskawkę. Ślepia małe, ledwie niewidoczne. Z boków owalnej głowy wystawały nietoperzowate, długie uszy.
znalezioną tarczę
- Co to za symbol?
wreszcie co udało mu się ustalić odnośnie liczebności bandy i kierunku, w którym się udali
- Naliczyłem dwadzieścia osobników podobnego gatunku co pokonany. Musiały być tu niedawno. Ślady prowadziły na południowy wschód, blisko rzeki - ku wodospadowi.
Nie ukrywał ani swojego gapiostwa, ani zdobyczy w postaci srebrnego zęba
- Ile to może być warte?

Ze względu na bardziej przyjazny teren proponował zaryzykować mimo wszystko kierunek południowo-wschodni i próbę ominięcia bandy. Owszem, może się nie udać, ale pokurcze mimo wszystko nie wydają się groźnymi przeciwnikami. Moritz podejrzewał, że północne rejony mogą kryć znacznie gorsze niespodzianki.

Góral zaproponował, że podczas wędrówki będzie wyprzedzał pozostałych trzymając się mniej więcej granicy zasięgu wzroku. Zwiększy to szanse na dostrzeżenie niebezpieczeństwa zanim ono dostrzeże całą drużynę a w razie czego wzbijający się w górę jastrząb będzie niezbitym dowodem, że Moritz dał się czemuś zaskoczyć.

Po wieczornych pogaduchach zaproponował towarzyszenie podczas warty komukolwiek, kto był wyznaczony do warty w pojedynkę (- Obudź i mnie.), znalazł możliwie bezpieczne i wygodne miejsce do spania i tam się ułożył, dbając by mieć broń pod ręką.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 30-08-2014, 11:28   #29
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
W czasie, gdy Thurin mościł się do snu na zboczu pagórka, do obozu przybył Moritz, jak się okazało ze zwiadu. Zjawił się taszcząc wielką bryłę srebra, rzecz raczej w tych stronach niespotykana.

- Ki diabeł...? - mruknął sam do siebie

Tymczasem góral doniósł "błyskotkę" do obozu. Thurin wsłuchał się w opowieść zwiadowcy. Zastanawiał się chwilę nad opisem poczwary, zerknął na tarczę. Nagle coś mu zaświtało. Młodość spędzona w faktorii handlowej klanu jednak okazała się całkiem przydatna.

- Moritzie - rzekł - co do czaszki, to zakładam że należała do olbrzyma albo ogra, ale nie w tym rzecz. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi to znak na tej tarczy należy do jednego z ogrzych plemion.

Pozwolił reszcie zastanowić się nad tym, co to oznacza. Upewnił się, że pokryty hieroglifami przedmiot leży bezpiecznie na dnie plecaka. Zastanowił się dlaczego nie wyrzucił cholerstwa. Czarodziej może wiedziałby czym jest piramidka i co mówią glify, ale... Thurin był Khazadem. A do tego kowalem run. Z natury nie ufał magom.

- A ten szary pokurcz - dodał - jest gnoblarem, dalekim kuzynem goblinów. Gnoblary często służą ogrom, ale... mówisz, że nie widziałeś śladów ogra?

Żałował, że nie może powiedzieć więcej. Żałował, że nie wsłuchiwał się w opowieści kupców podróżujących Srebrnym Szlakiem i Szlakiem Kości Słoniowej. Szlaki te biegły przez góry zamieszkane przez ogry.

- Na koniec - rzekł do reszty drużyny - Polecam posłuchać Moritza - gdzie byśmy nie zmierzali, teraz droga kieruje nas na południowy wschód.

Gdy północ przykryła całunem mroku obóz kompanii Thurin już spał. Spał i śnił.

Thurinsson na przemian to drapał się z zafrasowaniem po brodzie, to wpatrywał w stojącą na kurzej łapce chatkę z piernika mrugając z niedowierzaniem oczami.

- Ki czort... - Kowal skinął na młodego krasnoluda stojącego obok - Czyżby bogowie pomieszali mi zmysły? Czy ten jaszczurowaty zdzielił mnie w bebechy nieco za mocno? Co to do stu goblinów jest?

Młodzian uśmiechnął się zakłopotany i podał staremu Krasnoludowi kufel z gęstym piwem.

- No chatka na kurzej nodze. Elgrim zdzielił ją toporami, ale tylko odłupał trochę. Mistrz Ulf powiedział, że to piernik, a teraz pański brat zamierza zjeść ją całą. Podobno dobrze smakuje z piwem. Może Kowal Run zje trochę drzwi?

Thurin pokręcił zrezygnowany głową. Z pewnością postradał zmysły ale głodny wyciągnął dłoń po fragment piernika, z piwem smakował całkiem nieźle...
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 26-10-2014 o 16:47.
Fyrskar jest offline  
Stary 05-09-2014, 00:37   #30
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Starcie z gnoblarami

Pewnie nawet najambitniejsi i najzuchwalsi botanicy z Altdorfu nie potrafiliby sklasyfikować wszystkich stworzeń zamieszkujących Steigerwald, który wraz z zapadnięciem zmroku ożywał na nowo, rozbrzmiewając setkami głosów - niskimi i wysokimi, chropowatymi i melodyjnymi, zwierzęcymi i takimi, których nie dało się przypisać żadnym znanym gatunkom. Dziki chór mamił zmysły. Raz nacierał gwałtownym crescendo, jakby chciał rzucić komendę broń się!, a innym razem ulatniał się w dalekich ostępach lasu, dając ulgę skołatanym nerwom. Gdzieś w tej ciemnej jak plama atramentu puszczy, pomiędzy mglistymi wzgórzami, błyszczał niewielki, jasny punkt ogniska rozpalonego przez ocalałych zwiadowców. Kawałek suszonego mięsa zagryzany sucharkami i popijany wodą był dla każdego z nich tak dobry, jak suty obiad i kufel piwa w oberży, gdyż oznaczał, że dalej oddychają i że nie postradali zmysłów. Ogień pomógł chociaż trochę w walce z dającym w kość chłodem nadciągającym z jeziora. Atmosfera przy wspólnym posiłku poprawiła nieco humor, chociaż trudno będzie zapomnieć o zdarzeniach minionego dnia. Kto wie, czy widziane koszmary kiedykolwiek opuszczą umysły bohaterów...

Psy zaczęły szczekać. Moritz przeklął siarczyście.

- Wytropiły nas!

- Do broni! - krzyknął ze wzgórza Jochen, ponaglając rozespanych towarzyszy. Paskudztwa wyglądały zupełnie tak jak opisywał je Moritz. Szare pokurcze podeszły ich z trzech stron. Musiały czołgać się w wysokiej trawie, bo inaczej zobaczyliby je już z większej odległości. Nie natarły jak głupie, zamiast tego dzieląc się na kilka grupek. Bełt świsnął, wbijając się w trawę niedaleko od obozowiska. Kusznik wyprostował się dumnie, grożąc:

- Oddać ząb, my odejść! Nie oddać, zemsta!

Coś podobnego błyskawicy świsnęło Moritzowi koło ucha. Zwiadowca pośpiesznie zbiegł ze wzgórza. Skoczył za najbliższą osłonę, jaką okazało się rozłożyste drzewo. Próbujący dobiec i schować się za kamień stwór wylądował brzuchem na głazie. Z chudego uda sterczał bełt od Jochena. Moritz przytwierdził strzałą wierzgające się paskudztwo do skały na wieki.

W tym samym czasie Roran biegł za pobliskie drzewo. Gnoblary słały mu pod nogi bełty. Dyszący khazad oparł się o drzewo. Za plecami usłyszał świst, przypominający zarówno armatę jak i szum wodospadu. Coś w oddali jęknęło. Rozległy się głosy przerażenia. Krasnolud wymierzył strzał w krzykacza, widząc kątem oka jak jemu podobny upada przebity bełtem.

- Tak dalej Ivan! – krzyknął, posyłając śmiertelny pocisk, który ugrzązł w nietoperzym uchu, blisko czaszki. Paskudztwo, bezradnie piszcząc, osunęło się na ziemię.

Thurin dostrzegł źródło tajemniczego dźwięku. To z rąk Mathiasa wydobyła się kula oślepiającej energii, która wysmażyła nadchodzącą pokrakę. Grupka siepaczy - widząc nadprzyrodzone zdolności czarodzieja - stała oszołomiona, co krasnolud wykorzystał, szarżując dalej z okrzykiem na ustach.

Moritz przyłożył do ucha lotkę strzały. Wraz z brzękiem cięciwy usłyszał skowyt, który wydobył się z pyska szaroskórej małpy, przerażająco podobny do ludzkiego krzyku. Fontanna krwi trysła na trawę. Potwór złapał się za zdeformowany, kalafiorowaty nos. Przestał kląć, by złapać oddech. Dysząc i ociekając krwią, napiął mizerne ciałko jak tylko mógł i rzucił się naprzód, wykrzykując niebu okropną nienawiść, niby głos diablika wyjący z lochów. Wbiegał pod wzgórze. Upadł nagle wydając krótki szloch, z bełtem kuszy drżącym w miniaturowym sercu. Stojący na samym szczycie wzgórza kupiec roześmiał się okropnie. Dwa trupy były niemym dowodem utrzymującej się biegłości strzeleckiej Moritza i Jochena mimo upływu lat.

Ku zdziwieniu pozostali przy życiu łucznicy nie wycofywali się z pola bitwy. Kropki zwęziły się w szparki, zza których buchał ogień. Na widok szarżującego samotnie krasnoluda zamglone czerwienią niezrozumnej furii oczy miotały wściekłe spojrzenia. Thurin sapiąc dobiegł do drzewa, w tej samej chwili słysząc głuchy odgłos strzały wbijającej się w pień. Druga poszarpała rękaw kaftana. Pancerz pokrył się krwią. Tyralierzy zbliżali się aby dopełnić masakry. Odgłosy gnoblarów zagłuszyło khazadzkie przekleństwo wzniesione pod niebiosa.

Po drugiej stronie pola bitwy sytuacja nie rysowała się w jaśniejszych barwach. Pieprzony Ranald znowu zakopał się pod ziemię. Szare pajace przecięły powietrze bełtami, rozrywając kurtki strzelców. Gównojady, jak to określił ich Roran, pozwoliły sobie na krótki, drwiący śmiech, widząc nieporadność górskich strażników. Zbliżali się procarze. Bitwa zdawała się być krwawą pułapką bez wyjścia. Właśnie wtedy rozwścieczony Bhazer zmienił się w szaleńczo pędzący koszmar mięśni i ociekających śliną kłów. Przeciągnął łapą po nieszczęśniku niczym wilk, zęby szczęknęły tuż koło jego szyi. Może straszydło miałoby szansę przeżyć, gdyby nie jego durni kompani, którzy w obawie przed czteronogą bestią obrzucali obojga kamieniami. Procarz leżał z rozłupaną czaszką, z której wypływał mózg. Gdy usłyszał skowyt ranionego psa, Rorana opanowała typowa dla jego rasy gorączka mordu.

Mathias wyglądał na zmęczonego. Zwykli śmiertelnicy nie mogli pojąć, ile wysiłku włożył w splatanie zaklęcia. Strząsnął z oczu pot. Błyszczały mu, jak gały polującej bestii. Ruch ręką, słowo pod nosem. Błysk. Małpa z procą stała, oślepiona wielkim kawałem skalpu zwisającego jej między oczami. Zadrżała konwulsyjnie, zesztywniała i padła bez życia. Tymczasem sam czarodziej zwymiotował i przytulił drzewo, tracąc przytomność. Splamiony krwią Ivan roześmiał się.

- Kurwa mać. Ten jak zwykle. Jak nie w karczmie, to w lesie...

Thurin biegł niczym byk, nisko i z pochyloną głową. Mimo niewielkiej postury wydawał się być teraz olbrzymem o gorejących oczach. Nadciągający wrogowie wyprostowali się, by wyjść naprzeciw szalonej szarży. Krasnolud wydał barbarzyński okrzyk i rozbujał toporzysko w wahadłowym ruchu. Jeden z przeciwników uchylił się przed śmiercią i skoczył do przodu, rozdając szalone ciosy, ale po krótkiej walce z czymś równie nieustępliwym, jak stalowa wieża, spojrzał w górę i ujrzał opadające ostrze topora, za późno by go uniknąć. Karykaturalny stwór zginął od ciosu, który rozciął go w pół. Runiczny topór śpiewał śmiertelną pieśń, usta litanię przekleństw, a krasnoludzka dusza gorzała pieśniami starożytnych przodków. Ci, którzy przeżyli atak, nadchodzili jak niepomni kostuchy szaleńcy, na oślep przecinając powietrze i przeszkadzając sobie nawzajem. Wschodzące słońce wzniecało ogień na ostrzach.

Ivan po kolejnym pudle skarcił samego siebie mruknięciem niezadowolenia. Udało mu się jednak złapać kusznika w kleszcze śmierci wtedy, gdy ten zajęty był przeładowywaniem. Dławiąc się, potwór upadł z bełtem w szyi, a usta wykrzywiły się w krótkiej agonii. Ivan wreszcie mógł odkleić się od pnia drzewa. W żołnierzu wezbrała się dzika radość, która przygasła wraz z krzykiem Thurina.

Dwa policzki – krasnoluda i głowicy gnoblarskiego topora – zetknęły się ze straszliwym wrzaskiem. Coś gruchnęło ponad całym hałasem boju, jak pęknięcie grubej gałęzi. Z zadanej rany buchnęła krew. Zdeformowana szczęka zwisała nienaturalnie. Thurin stał, chwiejąc się i kołysząc na nogach, ale trzymał topór z wielką mocą i pocąc się zaciekle, gotów był odpowiedzieć na rzucone wyzwanie z całą właściwą sobie furią. W głowie krążyła mu tylko jedna myśl – dziki instynkt zabijania i lęk przed własną śmiercią.

Ukryte za drzewami brzydale - łucznicy przyglądały się walce, zagrzewając swoich okrzykami. Jeden z nich nieopatrznie wychylił głowę. Zachwiał się i upadł, jak drzewo po rąbnięciu drwala. Drzewiec strzały Moritza wystawał z czoła, twarda stal z potylicy.

Tymczasem Roran poczuł znajome mrowienie, zwiastujące gojenie się rany. Dojrzał do desperackiej akcji. Zaczął biec do drzewa. Przeciwnik jednak okazał się szybszy. Gdy krasnolud zdał sobie z tego sprawę, łomot serca prawie go udusił. Brzęk cięciwy i podobny do błyskawicy pocisk zatopił się w jego piersi. Khazad przykląkł. Oczy zaszły purpurową mgłą. Oddech przeszedł w świszczące sapanie. Żyły na jego skroniach nabrzmiały.

Nabrzmiały szaleństwem. Roran w jednej chwili wyprężył się i nacisnął dźwignię spustową, pozbawiając krzywula uśmiechu triumfu, który już zagościł na jego gębie. Po chwili szpetota leżała z otwartą paszczą i zaszklonymi gałami wbitymi w niebo. Krasnolud klął jak pirat. Mało brakowało. Splunął krwią, a jego pochmurne oczy były jak płonące żywym ogniem węgle.

Nagle Jochen usłyszał szuranie nagich stóp, które sprawiło, że przeszły go ciarki. Znał to uczucie. Prowadzony instynktem odwrócił się i w ostatniej chwili odchylił na dźwięk spuszczanej cięciwy. Paczka szarych małpoludów stała wysoko na wzgórzu, odrzucając już nieprzydatne łuki i przygotowując do zabójczego starcia sierpy, krótkie ząbkowane miecze i nabite pałki.

- Okrążyły nas!

Oczy Thurina zachodziły mgłą. Twarz spopielała. Omdlewający umysł zaczynał podszeptywać prymitywne lęki. Znosił torturę w straszliwej ciszy, jak się zdaje wcale nieosłabiony upływem krwi, tryskającej z obrzydliwej rany. Przerażająca walka, trwająca tylko parę sekund, wydawała się ciągnąć wiekami. Powietrze wokół khazada nabrzmiało od świszczącej zagłady. Oddychał ciężko i ruszał się jak osoba, której mięśnie i ścięgna zostały naciągnięte do granic możliwości. Krew sączyła się strużkami po udach, ramionach i piersi. Szare, niewyraźne sylwetki rzucały pogardliwe spojrzenia i wykonywały obraźliwe gesty. Do nozdrzy krasnoluda doszedł zgniły, gorący oddech wroga. Umięśnione łapska, pokryte kleistym potem, raz po raz parowały błyskawiczne ciosy. Dosięgnąć go było równie ciężko, jak trafić rozjuszoną panterę.

Wtedy, gdy zdawało się, że koniec mógł być tylko jeden, Smok zerwał się do skoku. Gnoblar wył jak zdychający pies, trzymając się za kikut ręki, która jeszcze chwilę temu gotowa była zakończyć gorzką bitwę rozłupaną czaszką Thurina. Khazad otarł krew z oczu. Ponownie nabrał animuszu i podwoił wysiłek. Mimo że zataczał się na szeroko rozstawionych nogach, walcząc o każdy oddech, a słońce i wzgórza falowaly krwawo, z jego oczu zniknęła niepewność – gorzały teraz jak błękitny stos, a zmasakrowaną twarz wykrzywiło coś jakby grymas nienawiści. Pozbawiony przez uścisk straszliwych kłów ręki potwór buzował ostatnimi spazmami wściekłości, szukając w gorączce noża zawieszonego za pas, a drugi z sekundy na sekundę dziczał, walcząc z szaleństwem i śmiercią w oczach.

Biegnąc, Roran, gdzieś w oddali za sobą, usłyszał histeryczny krzyk gnoblara, który był na wpół jękiem, a na wpół przekleństwem. Usmarowany na czerwono Bhazer wył jak dziki wilk.

Jochen, widząc nacierające straszydła, wyprostował się gibko i zerwał do biegu w dół wzgórza. Wszystko działo się tak szybko. Zdenerwowany, tak samo jak Moritz i Ivan, posłał niecelny pocisk. To już nie była walka, lecz mściwa, krwawa i szalona rzeź, nie tocząca się między człowiekiem a bestią, lecz między dzikimi, bezlitosnymi stworzeniami. Oczy wrogów gorzały jak złoty ogień piekielny, a zęby błyskały wrogo. Mimo że atakujące ze wzgórza gnoblary zaskoczyła szybka reakcja, po chwili jednak gotowe były do szturmu, by przewagą zgnieść przeciwnika.

- Dobrze Smok, zgotujmy im piekło! – pomyślał Thurin, obserwując rozszarpywanego potwora, samemu teraz wyglądając jak pomalowany purpurą wilk z toporem w dłoniach. Zamknięty w oblebionej krwawym mułem głowie umysł słabł, a mimo to upojony rzezią krasnolud walczył z desperacką odwagą pantery. Kreślił wielkim toporem świetlisty krąg śmierci, który przeciwnik usilnie próbował przełamać, w celu zadania pewnie poprowadzonego cięcia. Jednak nawet gdyby gnoblary posiadały jakikolwiek cień wyuczonego warsztatu wojennego, byłby on teraz bezużyteczny wobec pierwotnej furii khazada, tak jak zdolność do walki na pięści wobec dzikości tygrysa. Był tak zaślepiony szaleńczym koszmarem tego starcia, że nie umiał sobie później nawet przypomnieć, jak właściwie uśmiercił wroga.

Oczy Jochena i Moritza błyszały jak ślepia osaczonych wilków. Stanęli i przez chwilę patrzyli, jak zaciska się wokół nich krąg, po czym rzucili się w oślepiający wir stali. Między każdym uderzeniem a kontrą zarówno broniący się, jak i napastnicy syczeli przez zaciśnięte usta przekleństwa. Czasami zdawało się, że przeciwnicy unikają wzajemnego kontaktu, a potem nagle zwierali się w ataku, w huraganie świszczących ostrzy i chłostających pałek. Wszystko mieszało się w diabelskim tańcu szaleństwa. Nagle upiorna walka wypełniła się chrzęstem kości i rozrywanych mięśni. Jedna paskuda padła z fontanną krwi wyrzeźbioną mieczem wprost z jej uda, a druga poczuła nagle, że całe jej ramię staje się bezwładne od straszliwego ciosu, oznajmiając to krzykiem bólu. Moritz splunął na leżącą, odsuwającą się w panice pokrakę.

Wtedy Ivan ruszył do ataku z oszałamiającą szybkością – był niczym tygrys wśród małp, kiedy tak lawirował w nieustannym ruchu, a rapiery błyskały zimno w świetle słońca, zespolone z każdą cząstką ciała, z każdym nerwem. Traf chciał, że choć celował na oślep, pchnął poczwarę w wyjątkowo czuły punkt. Z całą siłą uderzył w skroń napastnika. Szary mózg obryzgał mu twarz.

Tak oto waleczny duch gnoblarów zgasł, a pozostali przy życiu odkładali broń, ostrożnie się cofając i jednocześnie błagając o litość, przypominając teraz bardziej ludzi niż bestie. Łucznik uciekał goniony przez Smoka. Czyhający na Rorana procarz już dawno zniknął z pola widzenia i chyba jako jedyny uniknął dzisiejszej zagłady.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 05-09-2014 o 01:36.
Lord Cluttermonkey jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172