Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2014, 23:50   #1
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Księstwa Graniczne: Steigerwald

It began as a mistake.

Plan był prosty – karawana z towarami i świeżo schwytanymi niewolnikami miała odbyć sprawdzoną trasę do państewka pod jurysdykcją byłego imperialnego oficera (albo – dobitniej rzecz ujmując – imperialnego zbiega) - do Kirchheimbolanden.

Okazało się jednak, że z handlu nici. Poddani samozwańczego Grafa - Daniela Rappa - zbuntowali się i zajęli stolicę księstwa (legendarną twierdzę tutejszych ziem zarazem – „Gród Olbrzymów”), przez ludzi nazywany Riesenburgiem, a przez krasnoludy twierdzą Karak Gulm. Przewrót, a raczej krwawa rewolucja, wybuchła zaraz po zrównaniu z ziemią trzech wiosek przez groźne plemię zielonoskórych zwane Yaadbam Kharz. Nie spłonęłyby, gdyby Graf Daniel Rapp zapewnił im jakąkolwiek ochronę... Obalony władca i garstka jeszcze lojalnych żołnierzy prawdopodobnie skryli się w leżącej blisko bagien wiosce Hassloch - albo już dawno nie żyją.

Riesenburg, z wypisanymi na wrotach hasłami obiecującymi nowy porządek, to ostatnie miejsce, które byłoby zainteresowane niewolnictwem (chyba że mówimy o jego obalaniu). Z kolei wrócenie z pustymi rękoma do księstwa Wallerfangen poskutkowałoby śmiercią ekonomiczną (i pewnie polityczną) dla Guentera Zahna, władcy owych ziem.

Jedynym rozwiązaniem była dalsza podróż przez tereny, które dla ludności Kirchheimbolanden są końcem znanego świata. Steigerwald – „Las Górników”, ochrzczony tą nazwą z powodu zdradzieckiego, górzystego terenu, oddziela ziemię Kirchheimbolanden od terenów małych, wyizolowanych i w dużej mierze samowystarczalnych gospodarczo księstewek, leżących tuż pod szczytami Gór Krańca Świata i – co gorsza – nieopodal Pustkowii.

Przystanek w Nonnweiler pozwolił karawanie odpocząć i uzupełnić zapasy, co mogło napełnić jej uczestników wiarą w powodzenie ryzykownego przedsięwzięcia, jednak nadal nie rozwiązywało problemów związanych z brakami w ludziach. Skąd wziąć doświadczonych przewodników, zwiadowców i zbrojnych w zabitej dechami Nonnweiler? Karawana była przygotowana na krótką podróż – wszyscy starzy wyjadacze podróżujący do Gór Krańca Świata i z powrotem zostali w Wallerfangen.

Pierwszy dzień ekspedycji upłynął bez poważniejszych problemów, przynajmniej jeśli chodzi o czysto przyziemną, techniczną stronę wyprawy. Bo kto z obecnych nie miał chwili zwątpienia? Począwszy od przywódcy karawany z fałszywym Dem Mutigen gehrt die Welt wymalowanym na czole, do korowodu skutych niewolników, którzy pewnie woleliby godną współczucia, ale chociaż przewidywalną dolę niewolnika w kopalniach Riesenburga niż niekończącą się tułaczkę w kajdanach, bez jakiejkolwiek możliwości obrony przed Nieznanym, przypominającym o swojej obecności przez cieniste sylwetki na horyzoncie i dziesiątki obserwujących par oczu.

Steigerwald od pierwszych drzew hojnie otaczał karawanę gęstą mgłą, tylko utrudniającą nawigację po zróżnicowanych terenach wielkiego lasu. Wąskie szlaki zmuszały nieraz do podróżowania muł za mułem, co tylko mogło ułatwić wszędobylskiemu zagrożeniu odłączenie kilku owieczek od stada. Warunki pogodowe ulegały zmianom w najmniej spodziewanych momentach, a jedynym nieodłącznym towarzyszem podróżników była mgła.

I wtedy, po trzech dniach, pozwoliliście sobie na tę szczyptę nieostrożności, która w innych sytuacjach przesądza o wynikach wielkich bitew, czy to zbrojnych, czy szachowych, czy też słownych...

Pogoda dopisywała. Jako oddział zwiadowczy (zorganizowany impromptu) wysunęliście się za daleko, lekceważąc mgłę, która ni stąd ni zowąd zgęstniała, jak śmietana. Błądząc po omacku zlokalizowaliście zgubę.

Po drugiej stronie lustra.

Nieznane wita w Steigerwaldzie.



Muzyka: Mussorgsky - Pictures at an Exhibition - XII. Catacombs - YouTube

A może to tylko zły sen?

Ukryta na niewielkim, zarośniętym wzniesieniu zbieranina lunatyków śledziła rozgrywającą się makabrę niczym widownia jednego z tych legendarnych, zakazanych teatrów, odbywających się w Mordheim, jeszcze przed uderzeniem komety.

Po drugiej stronie krzywego zwierciadła świat zamieszkały był przez odlane z nieziemskich pierwiastków dziwadła. Mgła, z której owe stworzenia wypływały i ponownie się w niej zatapiały - jak ryby w wodzie – potęgowała uczucie błądzenia po labiryncie zrodzonym w snach szaleńca.

Pozbawione wyrazu, jajowate ślepia kontrastowały z kolorowymi, końsko-jaszczurzymi łbami. W powietrzu falowały ogony skorpionów, gotowe do zadawania śmiercionośnych ukłuć. Kojący śpiew i słodkich zapach perfum ogłupiały niczym dzbany czarciego wina. Stukot krabich szczypiec i końskich kopyt tworzył złowieszczą polirytmię, do której tańczył korowód niewolników, cofający się - krok po kroku, takt po takcie – do krawędzi przepaści.

Krąg się zacieśniał. Grunt pod nogami kończył. Jedna z kobiet zachwiała się i osunęła z półki skalnej, wywołując efekt domina – cały szereg bezradnych kukiełek zsunął się w przepaść. Krzyk roznosił się jeszcze chwilę po zniknięciu nieszczęśników we mgle.

Na scenie pojawił się widocznie niezadowolony z obrotu spraw młody dandys, wycięty wprost z altdorfskiego balu Dorian Starego Świata. Przystąpił na białym rumaku, pstryknął palcami i w ułamku sekundy abominacje zniknęły, a piekielny kapellmeister zawrócił w głąb terenu.

Drugiemu łańcuchowi niewolników, stojącemu nieco dalej, Ranald sprzyjał jeszcze mniej. Karłowaty satyr z tysiącem wystających z całego ciała języków lustrował każdego niewolnika z osobna, jak zwierzę na handel. Na widok co bardziej dorodnych okazów cały pokrywał się glutowatą śliną. Najbardziej zainteresował go młody góral, jeszcze do niedawna dzielny rozbójnik. Upatrzonego nieszczęśnika poklepywał w umięśniony tyłek, pewnie fantazjując i snując przyszłe zamiary co do jego ciała.

Jednemu z niewolników poderżnięto gardło. Katem była zupełnie naga kobieta o białej jak śmietana skórze, pokrytej gęstą siecią niezidentyfikowanych wzorów, które emanowały pastelowo-fioletowym światłem. Zanim nastąpiła egzekucja, usta oprawczyni i skazańca złączyły się w pocałunku. Uginające się pod ciężarem zdobionych branzolet wątłe ramię zadało śmiertelny cios. Krew trysnęła na osiem modelowych piersi. Okrutnica pociągnęła palcem po jędrnym ciele, smakując szkarłatnego płynu. Odeszła, uciekając od nasilającej się aury strachu i podniecenia. Przechadzała się między trupami i żywymi z elegancją dworskiej damy i marzycielskością małej dziewczynki.

Błogość malująca się na posągowej twarzy kontrastowała z przerażonymi grymasami jeńców, których w nieznane zaczęły prowadzić potwory trudne do opisania i sklasyfikowania. Pozbawione jakiejkolwiek logiki, wszelkie możliwe kombinacje ludzi i zwierząt były tylko przedsionkiem piekła. Połączenie metalowych kończyn, śluzowatej konsystencji i skrzydeł motyla czy też pozbawiona korpusu głowa wykonana z przezroczystego kryształu, w której przy każdym ruchu przelewała się niezidentyfikowana, różnobarwna ciecz, zmuszały do zadawania sobie pytań, na które nikt nie znał odpowiedzi.

Wszelki opór musiał zostać już dawno stłumiony. Zwłoki poległych strażników pewnie ukryła mgła. Dobra dziesiątka - jak nie więcej - złożyła broń. Reszta pewnie wolała wybrać samobójczą śmierć, rzucając się w przepaść. A może komuś udało się uciec?

Z karawany również mało co zostało. Towary porabowane. Muły, które nie spadły w przepaść ani nie zdążyły uciec w las, stały się pożywieniem dla wygłodniałych plugastw.

Błądząc wzrokiem po groteskowym cyrku zwiadowcy (przymusowo zwolnieni ze służby) zlokalizowali coś, co wprawiło w osłupienie bardziej niż kreatury, których widok ich świadomość zaczęła powoli akceptować. Przywódca karawany – Eugen Holdinghausen – stał, rozmawiając z pięknisiem, a wraz z nim jego nieodłączna sześciosobowa świta. Cała grupka zdawała się zachowywać stoicki spokój. Mowa ciał wskazywała, że czują się w swoim towarzystwie zupełnie swobodnie, jak paczka starych kumpli przy knajpianym stole. Pojawiła się kobieta – ta sama, która poderżnęła gardło niewolnikowi – tuląc się do strojnisia. Ktoś musiał opowiedzieć żart - scenę zapełnił gromki śmiech grupy.

Aktorzy Steigerwald Theater – bezczelnie, bo bez pokłonu w stronę publiczności - wymaszerowali na południe.

Kurtyna opadła.

Sam środek Steigerwaldu. Zarówno do Nonnweiler jak i do wchodnich księstw, zbiorowo zwanych Gorączką Złota, trzy dni drogi, przy założeniu dobrej pogody i nie zgubieniu się. W takiej sytuacji brak mapy trudniej przeżyć niż brak zapłaty... Na północy podobno leżą góry, w które mało kto z Kirchheimbolanden czy Wallerfangen się zapuszcza. Na południowym wschodzie rozciąga się daleki las, a południowy zachód to teren niemal mityczny, zwany przez miejscowych Geheultfang. Nie widzieliście osoby, która nie wypowiadałaby tej nazwy z nabożnym lękiem.

Mimo nienaturalnej ciszy dookoła, w głowach kołatały się myśli głośniejsze niż wyjące wiatry południowych Pustkowii.

Stanąć do walki ze złem?

Cieszyć się ocalonym życiem i uciekać?

Kim tak naprawdę jest Eugen Holdinghausen?

Jakie tajemnice skrywa umysł Doriana?

Jak daleko sięgają szpony mrocznych sił?

Lecz jedno jest pewne.

Gdzieś w tych lasach bije serce ciemności, które już wkrótce będzie pompować krew niewinnych w obce, demoniczne światy...


1 PO. Jesteś trochę roztargniony. Nie wiesz, co dalej robić. Najchętniej byś się napił.




1 PO. Wszystkie wydarzenia w Twoim życiu, zarówno pozytywne jak i negatywne wydają się tworzyć logiczny ciąg. Coraz bardziej zaczynasz zastanawiać się nad swoją przeszłością.




1 PO. Kim był Eugen? Co tam Eugen... Kim są osoby, z którymi podróżujesz? Może też skrywają jakieś mroczne sekrety?




Chaotyczna tęcza kolorów Dhar niemalże Cię oślepiła. Emanację magii odbierasz jako pozornie nieskładną, ale wewnętrznie skomplikowaną harmonicznie, wielogłosową muzykę mikrotonalną. Zupełnie tak, jakby wokół głowy Doriana unosił się chór improwizujących muezinów. Ponadto, zaciekawia Cię fakt, że emanacja magii nie skupia się wokół czarnoksiężnika, tylko tworzy ścieżkę (którą siły Chaosu teraz podążają). Spotkałeś się z czymś takim tylko w wypadku co bardziej obeznanych w arkanach magii czarodziejów Tradycji Cienia, którzy potrafili tworzyć swoje iluzje i sterować nimi z dużych odległości. Jesteś jednak pewien, że czarnoksiężnik to najprawdziwsza osoba, a nie złudzenie.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Mi Raaz
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Lord Melkor, Stalowy, WOLOLOKIWOLO

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 22-09-2014 o 10:00.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 22-08-2014, 10:31   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zwykle dystyngowany i opanowany mag był wyraźnie pobladły. Drżącą ręką wykonał znak młota przed sobą i wymruczał coś co brzmiało jak “Sigmarze Młotodzierżco chroń nas”. Było to o tyle dziwne, że wcześniej imion bóstw używał co najwyżej w przekleństwach, a z przesadnej religijności kpił.
- Co teraz?
Głos mu nie drżał ale miał dziwną barwę.

-To może znajdzie się odważny, który dogoni Eugena i wyjaśni kwestię zapłaty za nasze usługi? – zapytał sarkastycznie Ivan. Po chwili dodał już nieco poważnej. – Widzę, że nie ma chętnych. A skoro tak, to proponowałbym zawrócić. Chcę jak najszybciej wydostać się z tego przeklętego lasu. Do Kirchheimbolanden mamy jedynie dwa dni drogi, w dodatku trasę już znamy. Co wy na to?

Mag pokręcił głową.
- On wie, że zostaliśmy przy życiu. I może przewidzieć to, że zawrócimy. Mam inną propozycję. Udajmy się na wschód, w jednym z księstw Gorączki Złota rządzi mój dobry przyjaciel. Podróż będzie długa i ciężka, ale będziemy mogli zatrzymać się tam na dłużej, zaplanować, jak dowiemy, co się tu dzieje. I jak odzyskać nasze złote korony.
Mag z każdym słowem odzyskiwał pewność siebie.


Ivan westchnął przeciągle.
- W sumie… W sumie to możesz mieć rację. Na pewno lepsze to niż wpadnięcie w ręce tych świrów. A skoro rządzi tam twój przyjaciel, to liczę, że przyjmie nas po królewsku. - Następnie Ivan zwrócił się do pozostałych. - No więc jak? Idziecie z nami? A może macie przyjaciół, którzy mieszkają nieco bliżej?

- Wraz z Sebastianem poznawałem uroki życia w Altdorfie, z pewnością nie poskąpi nam niczego. Co prawda czeka nas około ośmiu dni drogi, ale zapasów powinno nam wystarczyć.

- Na wschód, powiadasz? - Milczący do tej pory Jochen otrząsnął się z szoku. I przestał się zastanawiać, kogo obedrze ze skóry przy najbliższej okazji - Eugena, jeśli mu się uda dopaść kiedyś sukinsyna, czy może Hansa Wagnera, który pośrednio wpakował go w ten śmierdzący interes. - Co prawda średnio mi odpowiada ten kierunek, ale lepsze to, niż pogaduszki z tamtymi... szaleńcami.[/]

- Jeżeli nikt nie ma innego zdania, to powinniśmy obszukać pobojowisko. Przydadzą nam się dodatkowe zapasy.

-Może powinniśmy też sprawdzić jak się ma sytuacja z łańcuchem niewolników, który zlecieli na dół. Może ktoś z nich jeszcze dycha. - Po chwili namysłu, Ivan wychylił się delikatnie z zarośli by zerknąć czy w pobliżu nie kręcą się jeszcze jacyś kultyści. - Wolałbym jednak mieć pewność, że tamci są już wystarczająco daleko.

- Wszak mamy psy - powiedział Jochen. -
Mogą sprawdzić, czy ktoś się tu nie kręci. A niewolnicy, jeśli który przeżył, cóż... Jako ludzie wolni by nam mogli pomóc.[/i]

Mag pokręcił głową i odezwał się pewnym tonem:
- Nie liczyłbym na wdzięczność. Ludzie pamiętają głównie złe rzeczy, mogą nas pchnąć nożem w nocy albo “doprawić” strawę czymś.

-A kto tu mówi o braniu ich z nami? Jeżeli któryś z nich przeżył to mógłby dostarczyć nam kilku cennych informacji, byli przecież znacznie bliżej całego zdarzenia i mogli coś dosłyszeć. Potem moglibyśmy ich po prostu wypuścić -Powiedział Ivan.

- Mogą nie być przy zdrowych zmysłach. Kult, którego ofiarą padli wyznawał Slannesha, pana przyjemności. Dodatkowo wspomagał ich bardzo silny czarnoksiężnik, emanacja Dhar była niezwykle silna. Porównałbym zdolności tego czarownika do mistrza magii z Kolegiów.
Mathias swoim zwyczajem ewidentnie bronił swojego zdania “dla zasady”. Zdarzało mu się to często w dyskusjach.

-I co z tego? – Ivan zwrócił się stanowczo do maga. – Naprawdę chcesz ich tam tak po prostu zostawić? Zapewne przyjdzie im umrzeć z głodu, może że wcześniej staną się pożywieniem dla jakiejś wygłodniałej bestii. Już wolałbym skrócić ich cierpienia ostrzem mego rapieru, niż na to pozwolić.

Reiss uniósł dłonie w obronnym geście.
- Masz racje Iwan. Zresztą nasze dywagacje są przedwczesne. Nie wiemy czy ktoś przeżył, a nawet jeśli to w jakim stanie. Uważam jednak, że powinniśmy się podzielić. Niech jeden z was sprawdzi co się stało z niewolnikami a ja wraz z resztą przeszukamy pobojowisko. Potem się posilimy i ustalimy trasę.

- Najmłodszy niech sprawdzi niewolników - zaproponował Jochen.

Mag spojrzał po wszystkich. Ewidentnie był jednym z młodszych.
- Mam zejść na dół, zamiast sprawdzić pole i okolice? A jak ktoś znajdzie w międzyczasie naszyjnik, który okaże się przeklęty? - chwilę patrzył się w mgłę. - Swoją drogą nie wspinam się za dobrze.

-No dobra, ja zejde. - odrzekł Ivan, który na okrągło chwalił się swym młodym wiekiem, a szczególnie w obecności pań. - A może ma ktoś jakąś linę? Wolałbym nie złamać sobie karku, podczas złażenia tam.
Ivan pewnym krokiem skierował się w stronę klifu, jednak gdy stanął na jego krańcu i spojrzał w dół naraz odwrócił się do towarzyszy.
-Emm… Chyba jednak nie jest to najlepszy pomysł. Mathias może mieć rację, z pewnością musieli paść ofiarą jakiegoś potężnego uroku i raczej nic im już nie pomoże. Powinniśmy o nich zapomnieć.

Jochen, który poszedł w ślady Ivana i rzucił okiem w głąb przepaści pokręcił z niechęcią głową.
- Nie mieli nawet najmniejszych szans - powiedział z żalem. - Trzeba sprawdzić pobojowisko.

Moritz się nie odzywał. Słuchał. Chłonął każde słowo z trwającej wymiany zdań. Komu można zaufać a komu wręcz przeciwnie. Mathias. Cyniczny skurwiel, czy tylko zgrywa takiego? Tak czy owak, trzeba być ostrożnym.

Góral przychylił się do propozycji przeszukania okolicy, ale dla siebie niczego nie wziął poza racjami żywności i wody. Ze swojego przydziału monet też zrezygnował, kręcąc ponuro głową i zostawiając w puli. Będzie pewnie później tego żałować, w końcu groszem nie śmierdział, ale w teraz ciążyłyby mu okropnie.

W milczeniu zajął się przykrymi obowiązkami pochówku, ciekawy przy tym, który z towarzyszy zdecyduje mu się w tym pomóc. Wydłubywanie oczu nigdy nie było łatwe. Nawet martwym. Robiąc, co należy, zerkał ukradkiem na pozostałych, żeby sprawdzić ich reakcję.


- Słuchajcie... - Jochen na moment przerwał przeglądanie znalezionych na miejscu dawnego obozowiska rzeczy. - Ten młodzik na koniu kogoś mi przypominał. Eugena, prawdę mówiąc. Zauważył to ktoś z was? - spytał.

-Naprawdę? Nie zwróciłem wtedy na to uwagi, ale skoro tak mówisz - powiedział Ivan, spoglądając co jakiś czas na Moritza. - To wyjaśniało by kilka kwestii.
Gdy skończył mówić, skierował się wolnym krokiem w kierunku towarzysza, który wydłubywał oczy zmarłym.
-Naprawdę chcesz ich tu pochować?

- Ciekawe…
Tym jednym słowem Reiss skomentował nowinkę Jochena. Właśnie zbierał rozsypane bełty do kołczana. Na pytanie Iwana spojrzał na Mortiza. Wzdrygnął się wyraźnie, szybko jednak się opanował..
- Moritz, raczysz nam powiedzieć czemu, do ciężkiej cholery, bezcześcisz zwłoki?

- Trzeba. Żeby nie wrócili - nie przerywając niewdzięcznej roboty góral burknął w odpowiedzi na oba zadane pytania.

- W porządku… - Mathias mówił pomału, starannie dobierając słowa. - A wiesz, że nekromanta i tak będzie mógł przejąć kontrolę nad ich zwłokami?

- Nie chodzi o to. Rzecz w tym, żeby sami nie wstali i nie nękali swoich rodzin, które ich już pożegnały. A co z nimi zrobi jakiś miłośnik truposzy, to już nie moja rzecz.

-To taki nasz tutejszy zwyczaj - wyjaśnił Ivan. - W naszych stronach robię się tak przed każdym pochówkiem. - Po chwili zwrócił się ponownie do Mortiza. -Uważam, że słuszne by było ich pochować, jednak sam raczej nie jestem zwolennikiem tutejszych tradycji.

Reiss otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale ogryzł się w język. Pokręcił w milczeniu głową i wrócił do szukania zapasów.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-08-2014, 11:59   #3
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Roran-grim jak tylko się ocknął sięgnął po przytwierdzoną do plecaka manierkę z gorzałą i wziął solidnego łyka.
Aaaa... od razu lepiej. Spojrzał raz jeszcze na bojowisko po czym rzekł Tfu, co za porąbana sprawa.

Przysłuchiwał się na spokojnie swoim towarzyszom po czym nie wytrzymał i rzekł:
Chyba was porąbało! Ty wskazał na maga to zawsze miałeś swój świat ale was chyba duch opuścił.Gościu nasrał nam ganek poczym wytarł nami to gówno, które zrobił a wy chcecie schować głowę w piasek? Cioty.
Jeszcze mu list wyślijcie jak to nas pięknie wychędożył
.

Roran splunął gdzieś w bok, poprawił swoje dwa topory i kontynuował swoją tyradę: Ty też widzę, żę pękasz? powiedział w stronę Ivana Wielki wojownik, phi. Jak jest bardziej owłosione od Twojej rzyci i ma więcej jaj niż Twoje panienki to już wysiadasz, nie? ironizował chcąć obudzić w swoim towarzyszu chęc do walki.

Schylił się by podrapać Bhazer'a za uchem i mówił dalej. Dzisiaj dużo mówił.
Głosuję za tym by ich wytropić i dorwać w odpowiednim momencie. Nie mówię, że wszystich naraz ale Edmund w końcu wróci do swojej izby czy tam miasta a tam my będziemy na niego czekali bo musi nam odpowiedzieć na parę pytań.

Czekając na odpowiedz także skierował się obok klifui rzekł: Ja mam cały sprzęt spinaczkowy ale nie dam go takiemu nowicjuszowi jak Ty bo mi zepsuję. uśmiechnął się Sam tam mogę zejść ale nie wiem czy jest sens zakończył patrząc w przepaść
 
Dnc jest offline  
Stary 22-08-2014, 22:48   #4
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
- Zuch chłopak! - uśmiechnął się Moritz w duchu. - Nieco narwany, ale zuch.

- Prawdę rzekł Roran - to już powiedział na głos. - Nie wiem, czy nie wpakujemy się w jakieś gówno, ale nie chciałbym tego tak po prostu zostawić. Nie chodzi o to, żeby się porywać z grabiami na trolla, ale żeby chociaż spróbować dowiedzieć się czegoś o tych bestiach. Ilu ich jest, jakie mają plany, mają tu swoją siedzibę, czy tylko obóz, czy posiadają coś cennego? Jak się nadarzy okazja, to dziabnąć jakieś ścierwo, odebrać zapłatę. A jak nie, to trudno, co się odwlecze, to nie uciecze.

Moritz popatrzył po towarzyszach, zatrzymując wzrok na każdym z nich.
- Pójdźmy ich tropem, póki świeży. Ostrożnie, bez niepotrzebnej brawury.
- Tu góral znacząco spojrzał na zjeżonego krasnoluda. - Dowiedzmy się więcej i wtedy zdecydujmy, co dalej począć. Oto moja propozycja.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 23-08-2014, 15:04   #5
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Widok zaistniałych wydarzeń całkowicie pochłonął Ivana. Zdawało się mu, że wszystko to jest jedynie bardzo kiepskim przedstawieniem dramatycznym, w którym biorą udział abstrakcyjne istoty. Chciał odwrócić wzrok, jednak nie był w stanie. Zdawał się przez nich zahipnotyzowany. A najgorsze, że czuł się w pewien sposób do nich podobny.

Przedstawienie dobiegło końca, a on nadal spoglądał na scenę. Niewiele strasznych wydarzeń z jego życia mogło przebić to, co teraz widział. Z transu wyrwało go nagle pytanie Mathiasa. Przez moment nie był w stanie w żaden sposób odpowiedzieć. Głos uwiązł mu w gardle, pot spływał z czole. Przez moment naprawdę zapomniał, kim jest.

Dopiero widok spokojnie spoglądającego nań wielkiego psa, jakby wyrwał Ivana za szponów obłędu. Szybko przetarł czoło prawą ręką. Bandaż dobrze zaabsorbował wszystkie stróżki potu. Następnie starannie odgarnął jego długie brązowe włosy na boki, tak by nie zasłaniały mu widoku, wziął głęboki oddech i uśmiechnął się ponownie.

Po krótkiej dyskusji był gotowy, podążyć za jego kompanem. Najchętniej wróciłby w rodzinne strony, które bardzo dobrze znał. Jednak nie miał zamiaru odłączać się od grupy, a zwłaszcza od maga, z którym przez kilka ostatnich tygodni zdążył się zaprzyjaźnić. Obaj mieli podobne gusta i zainteresowania. To znaczy oboje lubili piękne kobiety i uwodzenie ich. Dlatego jeszcze przed dołączeniem do karawany, wspólnie spędzali wiele czasu w różnych tawernach, pijąc, śmiejąc się i podrywając każdą napotkaną kobietę.

Gdy upewnili się, że tamci oddalili się już wystarczająco, Ivan podniósł się z zarośli. Wraz z resztą ruszył w stronę zdewastowanej karawany. Gdy przypomniał sobie o łańcuchu niewolników, który stoczył się w przepaść jego duma nakazała mu ich uratować. Jednak, gdy zbliżył się na skraj skarpy, natychmiast zbladł, a jego bohaterskie chęci stopniały równie szybko jak się pojawiły.

Ze znalezisk zainteresował go jedynie złoty medalionik w kształcie serca. Taka błyskotka z łatwością mogła zawrócić nie jednej kobiecie w głowie. Poza tym i pieniędzmi, którymi się podzielili, wziął jeden miecz i kołczan z bełtami. Znalezione ubrania może i by pasowały do jego wysokiej i barczystej postury, ale były jak dla niego zbyt odpychające w wyglądzie. Dużo lepiej czuł się w swojej ćwiekowanej zbroi.

Ze spokojem przyjął zaczepkę krasnoluda. Nie miał zamiaru się z nim przecież kłócić. Bowiem miał już z nim wcześniej do czynienia i darzył go ogromnym szacunkiem. Głównie dlatego, że gdy Ivan pracował jeszcze w wojsku, Roran wypił z nim parę kolejek. A gdy młody wojak nie był już w stanie chodzić, krasnolud zaprowadził go do baraków.

-Rozumiem twe pragnienie zemsty. Jednak przysłania ono twój zdrowy rozsądek. Było ich zdecydowanie zbyt wielu i nawet z tobą, wielkim pogromcą mutantów, nie dalibyśmy im rady. – Zwrócił się ostrożnie do krasnoluda. – Zróbmy tak jak poradził Mathias. Innym razem porachujemy się z tamtą szumowiną.
 
Hazard jest offline  
Stary 23-08-2014, 15:42   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dziwnym jakimś trafem uszli z życiem. Pięć raptem osób z bardzo licznej karawany.
Jochen, gdy już otrząsnął się szoku wywołanego przerażającym widowiskiem i podziękował za ocalenie życia Sigmarowi i Ranaldowi, zaczął się zastanawiać nad osobą młodzieńca na koniu, który o młodzian zdawał się przewodzić tym, co na karawanę napadli. I który (a Jochen aż oczom wierzyć nie chciał) nad podziw był podobny do Eugena Holdinghausena.
Przypadek to był, zwid, czy może z góry ustalono, że przywódca karawany wprowadzi wszystkich w pułapkę?
Jednak na zastanawianie się nad tym nie było czasu - trzeba było zabrać co się tylko dało z tego, co zostało z karawany, a potem zdecydować, co robić dalej i dokąd się udać.

Zapewne Roran-grim miał odrobinę racji, sugerując udanie się tropem napastników i wymierzenie zemsty, ale rozsądek nakazywał zrobić coś całkiem innego. I Jochen nie omieszkał wyrazić swego zdania.
Zabrawszy z pobojowiska kilka przydatnych drobiazgów powiedział:

- Chęć zemsty jest pragnieniem całkiem naturalnym, ale nie należy przesadzać z szybkością dokonywania tego czynu. Jestem za tym, żeby na razie zostawić ich w spokoju. Przygotować się i dopiero wtedy wrócić.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-08-2014, 20:54   #7
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Syn Utha wysłuchując swoich towarzyszy schylił się do Bhazer'a by trochę uspokoić psa. Ostatnie wydarzenia musiały też nieźle nim wstrząsnąć skoro Roran nie czuł się w pełni komfortowo. Na myśl o tym co widział wyciągnął raz jeszcze gorzałkę i raz jeszcze sporo z niej upił. Grzbietem dłoni wytarł usta, strzyknął żółtą śliną i ręką, w której trzymał manierkę machnął w stronę najbliższego towarzysza i tak puścił ją w kółko.
Ulżyjcie sobie... może wam jaja wyrosną uśmiechnął się z własnego żartu

Po czym schylił się znów do Bhazer'a by upewnić się, że wszystko w nim porządku. Podrapał go za uchem a także wyciągną z kieszeni jego ulubiony przysmak. W między czasie jak Bhazer jadł Roran z uśmiechem przyglądał mu się i raz jeszcze pomyślał jak piękne jest to zwierze i jakie wielkie szczeście ma, że jest jego przyjacielem.



Drapiąc go za uchem zamyślił się.
Kiedyś było łatwiej jako górnik wiedział co i gdzie ma robić. Nie było to skomplikowane zadanie chociaż też nie należało do łatwych. Gdy należał do Siódmej "Krwawej" Kompanii to było jeszcze prościej. Wykonywał po prostu swoje zadania. I w kopalni-mieście Khazad Nlun jak i w forcie Alekh-Mal wszystko było łatwiejsze. Wiedział na czym stoi i co przyniesie kolejny dzień.
Od kiedy był zmuszony zacząc swoje awanturnicze życie daleko od tych północno-wschodnich miejsc juz nic nie było takie jak kiedyś. Jego tryb życia się zmienił. Każdy dzień był inny i pełen niebezpieczeństw.

Wstał, poprawił swoje dwa topory, które miał przytroczone do pasa. Sprawdził czy kusza na plecach dobrze leży. Przejechał ręką po swojej już prawie całkiem łysej głowie i popatrzył na swoją szarawą skórę, do której ciągle niepotrafił w pełni się przyzwyczaić.
~Gdyby nie to wszystko byłoby łatwiejsze...-pomyślał- ale nie ma co rozdrapywać starych ran, zwłaszcza tych, które się nigdy w pełni nie zasklepią.

Następnie popatrzył na swoich towarzyszy. Trochę z nimi już przeszedł. Czasami zachowują się jak pastuchy, którzy boją się własnego cienia ale koniec końców to oni są często głosem jego rozsądku. Gdy widział taką rzeź jak ta, jego krew zaczynała bić szybciej i był gotów tak jak wtedy, gdy stracił cały swój oddział, zabijać bez opamiętania.
Jak by nie patrzeć to ufał im i jeśli nawet mu się to nie podobało to pewnie pójdzie z nimi jak go zaraz przegłosują. Popatrzył na Moritz'a i wzruszył lekko ramionami mówiąc: Chyba nas przegłosowali, psia jego mać. Możemy iśc tam gdzie chcecie ale nie pozwolę wam o nich zapomnieć...jeszcze ich dorwiemy a wtedy.... - niewiadomo skąd i kiedy w jego ręku znalazł się topór, bezstronny obserwator mógłby przysiąc, że krasnolud ciągle go miał w ręce, Roran cisnął nim w najbliższe drzewo a topór wbił się do połowy ostrza.
Podszedł do drzewa, wyszarpnął topór i rzekł:
No to chodźmy jak mamy iść tylko żwawo, nie będą wam za niańkę robił. i odszedł razem z Bhazer'em
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg pies bojowy.jpg (5.4 KB, 75 wyświetleń)
lastinn player

Ostatnio edytowane przez Dnc : 23-08-2014 o 21:02.
Dnc jest offline  
Stary 24-08-2014, 13:05   #8
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Widzicie moi drodzy... Czasem nie ma co się oszukiwać i trzeba wprost przyznać, że jest się w dupie. W wielkiej, włochatej i brudnej dupy. Nie ma co tego upiększać, szukać metafor niczym minstrel. Trzeba po prostu zdać sobie z tego sprawę. A nie wszyscy moi zacni kompani chyba byli tego świadomi. No właśnie... Kompani.
Pozwolę sobie wrócić do czasów gdy dołączyłem do karawany. Jak łatwo się domyślić, ktoś mojego pochodzenia i wykształcenia niechętnie przystaje do karawany wiodącej niewolników. Miałem jednakże swój powód, który zachowałem (i zachowam) dla siebie. Wtedy okazało to się słuszne, handlarz okazał się wyznawcą chaosu i zwykłym skurwysynem. Cieszę się, że go okłamałem. Zapędziłem się jednak, wybaczcie. Miałem wspomnieć o moich towarzyszach. Nie licząc Iwana, którego poznałem wcześniej (a historia temu towarzysząca do dziś wywołuje uśmiech na mojej twarzy) wszyscy byli dla mnie niewiadomą. W Jochenie od razu co prawda domyśliłem się osoby równej mi pochodzeniem (naprawdę ciężko ukryć akcent, żaden awanturnik nie mówiłby z taką dykcją) a i potem okazał się osobą wielce rozważną. Inna sprawa miała się z krasnoludem oraz Moritzem. Imienia tego pierwszego z początku nie mogłem zapamiętać (jednakże teraz nawet o północy je wymówię, w skróconej wersji co prawda) a jego nieokrzesanie raziło mnie. Drugi zaś swoją małomównością i ciężkim, trudnym dla mieszkańca Altdorfu do zrozumienia, akcentem również nie zachęcał mnie do bliższego poznania. Szybko jednak to się zmieniło, zacząłem doceniać wytrzymałość Rorana oraz to jak twardo stąpał po ziemi. Ślepy nie byłem też na znajomość terenu oraz dziczy zwiadowcy.
Podejrzewam iż oni również nie mieli o mnie za dobrego mniemania. Pamiętam ich spojrzenia gdy z Iwanem wszedłem do obozowiska. Co prawda wzrostem ani posturą się nie wyróżniałem ale strojem już tak. Ubranie było podróżne, jednak kroju takiego, że po jego oczyszczeniu mógłbym się stawić nawet w pomniejszym dworze i nie budziłbym nadmiernej ciekawości. Sygnet jawił się im najpewniej próżną błyskotką a nie symbolem Kolegiów Magii a pas obciążony mieczem i sztyletem wzięli najpewniej za kaprys paniczka, nie posądzając mnie o umiejętność władania nim, dopiero później mieli zobaczyć iż władam nim z nie małą wprawą zdobytą w licznych pojedynkach. Również zadbane długie włosy wyraźnie odstawały od nieporządnych fryzur otaczających nas najemników.
Szybko jednak pierwsza niechęć i nieufność odeszły w zapomnienie. Wspólnie opróżniane bukłaki okropnej berbeluchy oraz stoczone boje pozwoliły nam uwolnić się od mylnego, pierwszego wrażenia. Prawdę mówił Sebastian twierdząc, że nic tak nie jednoczy jak wspólnie przelana krew.

Wracając jednak do chwili obecnej to ciągle wracałem myślą do tego, czego byliśmy świadkami. Niepokoiła mnie nie tylko obecność chaosu i śmierć niewolników (chociaż i ona ruszyła me serce) a Eugene i tajemniczy czarnoksiężnik. "Dorian" wydawał mi się zaledwie adeptem. Sądząc po zawirowaniach Dhar zaklęcie zostało rzucone ze znacznej odległości. O czymś takim słyszałem tylko raz ale też nie byłem ekspertem jeśli chodzi o mroczną sztukę. Wiedziałem jednak gdzie zaklęcie miało swój początek jednak podróż w nieznane, prosto w terytorium potężniejszego ode mnie maga byłoby głupotą. Tak, bałem się. Tylko ktoś niespełna rozumu by się nie bał.

Z spokojem słuchałem swoich towarzyszy. Najchętniej odpowiedziałbym Roranowi w podobnym tonie jednak rozumiałem, że i nimi musiały wstrząsnąć niedawne wydarzenia. A do tego nie dysponowali oni zdolnością widzenia i słyszenia wiatrów magii. Spokojnie wyłuszczyłem swoje racje. Sam chciałem się zemścić, a widok poplątanych wiatrów magii, dysharmonii jaką wprowadził czarnoksiężnik tę chęć jeszcze wzmógł. Głupotą jednak było walczyć z liczniejszym przeciwnikiem na jego terenie. Potrzebny nam był plan. A żeby go ułożyć potrzebowaliśmy schronienia, informacji i złota. To mógł nam zapewnić Sebastian. Dzięki wsparciu Ivana i Jochena udało mi się wybić z głów Roranowi i Moritzowi ich samobójczy plan. Schyliłem się po plecak obciążony dodatkowymi racjami oraz zdobyczną bronią. Poprawiłem pas z mieczem i odezwałem się do towarzyszy.
- Moritz, byłbyś tak łaskaw i ruszył przodem? Nie wiemy co kryją te lasy a najbieglej z nas poruszasz się w tych terenach. Jeżeli zajdzie potrzeba mogę Ciebie wspomóc z powietrza.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 25-08-2014, 01:16   #9
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Dalsza podróż
Pozbierawszy co lepsze pozostałości karawany, cudem ocalona zgraja ruszyła dalej. Mgła powoli się przerzedzała. Ocieplało się. Słońce świeciło wysoko. Pogoda, jak i natura wokół była spokojna. Chmury na niebie nie zwiastowały deszczu. Schodząc z łagodnych, zielonych wzgórz zmuszeni byli przerwać podróż, gdy okazało się, że to, co pod całunem mgły wyglądało wcześniej jak równinna polana w środku lasu, w rzeczywistości było torfowiskiem, nie wiadomo jak głębokim. Podmokłe tereny ze wszystkich stron otoczone były zalesionymi wzgórzami, jedynie na północnym wschodzie torfowiska przechodziły w zbieraninę niewielkich jezior.




Reiss szedł w ponurym milczeniu, wyciągając buty z błota. Te przylepiło się do jego drobnych klamer i oblepiło drogą skórę. Rozejrzał się po dolinie, kląc w myślach na wizję wspinaczki.

- Potopimy się w tym paskudztwie - mruknął Jochen. - Może spróbujemy iść nieco dłuższą drogą? Wzgórzami? Mimo tych drzew to nie powinno być aż tak trudne.

To na pewno nie był dzień Ivana. Najpierw został wyruchany przez zleceniodawcę, a teraz był zmuszony do przedzierania się przez to bagno. Smok kroczył równie ostrożnie jak jego właściciel, omijając każdą kałużę. Nie podobała się mu wizja okrążania torfowiska, gdyż zajęłoby im to z pewnością cały dzień. Po chwili jednak zmienił decyzję. Gdy do butów nalała mu się woda, odezwał się:
- Pieprzyć te bagna. Obejdziemy je w trymiga i przynajmniej pozostaniemy susi.

Roran wraz z Bhazerem wyforsował się naprzód, idąc tylko za Moritzem. Brnął przez bagna bez oglądania się na siebie albo na błoto, które się do niego przylepiało.
Obrócił się do towarzyszy, gdy usłyszał ich rozmowę:
- Co tam panienki? Znowu coś marudzicie?
Lecz po chwili namysłu rzekł:
- Możemy iść południowymi górami, dla mnie to jak drugi dom - uśmiechnął się.




Reiss zaklął, gdy grząski grunt po raz kolejny się pod nim zapadł, tym razem zmoczył nogę do kolana. Rozejrzał się demonstracyjnie i odezwał.
- Ja drogi Roranie się nie znam, ale te wzgórza na góry mi nie wyglądają. Jednak nie mi kłócić się z ekspertem…

- No to w końcu idziemy w góry, czy przez te śmieszne wzgórza? Z resztą nieważne, idźmy jak wam pasuje, byle szybciej, bo tak to nigdzie nie dojdziemy - zakończył filozoficznie Roran.

Moritz mełł w ustach przekleństwa. Był zły, że kompania nie chce nawet spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o Eugenie i chaośnikach. W bajki o przygotowaniu się i powrocie zwyczajnie nie wierzył. A nawet gdyby, to mogłoby się okazać, że niczego już wtedy nie znajdą.

Szczęściem pasował mu nawet w miarę kierunek, który ostatecznie obrali, bo przybliżało go to do celu dostarczenia przesyłki, czyli Odbudowanej Prowincji Sollandu. Inna sprawa, to taka, czy na pewno chciał ją dostarczyć. Będzie musiał w sprzyjającym momencie ostrożnie zagadnąć Jochena. Bo przecież nie Mathiasa.

Tymczasem nawet mu się spodobał pomysł maga o zwiadzie. Będzie można trochę ochłonąć i pogodzić się z tym, że może nie być więcej okazji, by temu łotrowi Eugenowi wymierzyć sprawiedliwość za los, jaki zgotował tym biednym ludziom.

- Do przyjaciół Mathiasa idziemy, więc niech on zdecyduje, który kierunek omijania mokradeł wydaje się lepszy. Mogę pójść przodem. Zostaniecie tu na kawałku suchego, odpoczniecie, a jak zobaczycie polującego jastrzębia, to będzie znaczyło, że kierunek jest obiecujący i ruszycie za mną. A jak będzie parszywie, to wrócę i spróbujemy innego kierunku już razem. Jeśli natomiast nie wrócę za trzy godziny, to też spróbujecie innego kierunku - rzekł Moritz.

Reiss zdjął plecak z ulgą.
- Kierunek suchszy. - uśmiechnął się samymi ustami. - Nie znam tych rejonów, nie znam się też na planowaniu trasy. Nie ma sensu, abym podejmował decyzję w tej materii. Podobnie jak abyście wy decydowali o sprawach magii. Zdaje się w zupełności na ciebie, Moritzie. Tyle, co wiedziałem, przekazałem.

Zwiad Moritza
Sam na sam z dziką przyrodą. Chleb powszedni. Ten sam od dwudziestu lat. Już bez towarzyszącej nowicjuszom nerwowości Moritz zanurzył się w las, powoli kierując się w stronę szczytów Steigerwaldu. Teren zdawał się być łagodny. A może to wysługa lat? Pewnie gdyby karawany nie spotkał okrutny los, skierowałaby się właśnie w tę stronę. Zwiadowca znakował drzewa, posuwając się w stronę szumu wody, dobiegającego z łączącej oba jeziora rzeki, głębokości do pasa. Dotarł do miejsca, gdzie strumień wody delikatnie skręcał. Korony drzew ani na chwilę nie ustępowały, zasłaniając niebo tak szczelnie, jak tylko mogły. Dalsza droga prowadziła wysoko pod górę. Spokój natury zachęcał do jej podziwiania, jednak Moritz nie tracił ani na chwilę koncentracji.

W oddali, dobre siedemdziesiąt metrów przed sobą dostrzegł coś, co z pozoru wyglądało jak wielki głaz, dwa razy wyższy od człowieka. Wielkich kamieni był w tych terenach dostatek - i Moritz miał już zawracać - ale coś z tyłu głowy podpowiadało, że leżąca po drugiej stronie rzeki bryła coś mu przypomina... Zachowując szczególną ostrożność, zbliżył się jeszcze z kilka metrów, zdając sobie sprawę, że obiekt obserwacji to gigantyczna czaszka, podobna do człowieczej, lecz z bardziej wyeksponowaną szczęką.

Historia uczy i bawi

Zaczytany Mathias, od czasu do czasu wstając, żeby rozruszać nogi i uchwycić jakąś daleką myśl, natrafił na zakryty wysoką trawą kawałek kamienia, wyglądający jak nagrobek, w większości tkwiący pod ziemią. Sądząc po wiekowości figury, pochodził on z zamierzchłych czasów. Nawet trzysta lat, jak nie lepiej. Przycupnął zaciekawiony Ivan, powołując w ten sposób z Mathiasem Pierwsze Towarzystwo Archeologów Księstw Granicznych.

- Poczekaj niecierpliwcze. - Mathias uśmiechnął się łagodząc słowa. - Zaraz zniszczysz ten nagrobek do reszty.

Mag delikatnie zaczął badać dotykiem nagrobek. Napis był wyżłobiony, zostały po nim wgłębienia, po których można było odczytać napis na “dotyk”.

Reiss chwilę poruszał bezgłośnie palcami.
- Hans W… Ktoś z imperium, i to ktoś, kto na tyle się tu wsławił, żeby postawić mu nagrobek. Dawno, bardzo dawno temu… Ciekawe.

Ivan, odkrywając w sobie archeologiczną żyłkę, zaczął dokładnie przeszukiwać miejsce, w którym założyli obozowisko. Liczył nie tyle na skarby, co na ciekawą historyjkę o starodawnym cmentarzysku banitów z Imperium. Już oczyma wyobraźni widział siebie, siedzącego w tawernie przy największym stole, a wokół gromadkę niewiast, wsłuchujących się w jego opowieść.
-Pomożecie? Czy będziecie się tylko tak gapić?
-Oczywiście, że pomożemy - rzekł Towarzysz Archeolog.

Po kopaniu tu i tam domorośli historycy stwierdzili, że trafili na brzeg cmentarzyska, które kiedyś musiało tu stać. Kilka płyt, wszystkie z symbolami sigmaryckimi, imiona typowo imperialne, tu Siegfried, tam Helga… Nekropolia, ku niezadowoleniu Mathiasa i Ivana, jednak musi przebiegać gdzieś na torfowiskach i na terenie okolicznego jeziora… Na Sigmara! To musi być naprawdę stare!

- Ciekawe… Pierwsi osadnicy? Znasz Ivan historię tych ziem? Kto ich mógł pochować?
Ivan parsknął.
-Pierwsi to oni tu na pewno nie byli. A kto ich pochował? Nie mam pojęcia, ale raczej mnie to nie obchodzi.
Mag uśmiechnął się.
- To czemu z taką gorliwością sprawdzałeś te nagrobki?
-Dla historii mój kompanie! Wiesz, ile można zarobić na takich informacjach? Już widzę tabuny hien cmentarnych, które wkrótce nawiedzą te tereny. Kto wie, może nawet uda mi się coś znaleźć.
Reiss zaśmiał się.
- Pewnie! Zbutwiałe kości. Przy odrobinie szczęścia bryłę rdzy, która kiedyś była mieczem. Może Roran coś wie. Krasnoludy mogły ich tu pochować.
Ivan odpowiedział uśmiechem, po czym odezwał się.
-Człowiek z twoich sfer pewnie nigdy nie spotkał na swojej drodze hieny cmentarnej, co? Powiem ci coś o nich. Wystarczy takiemu powiedzieć, że kowal z wioski oddalonej o dwadzieścia kilometrów zakopał w ogródku psa, a ten popędzi tam tak szybko, że nawet gwardia kawaleryjska Imperium nie zdąży go dogonić.
- Pewnie dlatego, że gwardia zwykle jest tak pijana, że nie wie gdzie przód, a gdzie tył konia. Szukamy dalej, czy wracamy?
-Nie po to postanowiliśmy wybrać inną drogę, by znów brodzić w tym szambie.
- Też tak myślę.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Mi Raaz
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Lord Melkor, Stalowy, WOLOLOKIWOLO

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 03-09-2014 o 15:08.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 25-08-2014, 22:01   #10
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Moritz zastanawiał się, czym może być gigantyczna czaszka. Wykutym w kamieniu strażnikiem? Prawdziwą czaszką pradawnej istoty? Skryty w krzakach obserwował przez chwilę okolicę, wdychał zapachy, nadstawiał uszu. Rozglądał się przy tym za jakimś miejscem zdatnym do przeprawy na drugi brzeg, by przyjrzeć się niezwykłemu znalezisku. Jastrzębia wciąż nie wypuszczał na łowy - wolał się wpierw upewnić, że czaszka nie zwiastuje jakiegoś niebezpieczeństwa i dopiero wtedy dać znać towarzyszom, żeby ruszali za nim a samemu odetchnąć nieco.
 
dzemeuksis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172