Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-10-2014, 21:04   #11
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Czując wycieńczenie oragnizmu Niclas uznał, że dzień – i tak długi w swej rozwlekłości i przesyceniu zadaniami – dobiegł końca. Nie mógł jednak zostawić owoców swoich badań na wierzchu. Nawet jeśli dostał laboratorium na wyłączność, nie był naiwny. Ktoś mógł tu zaglądać teraz lub w przyszłości. Wędrowny czarodziej nie mógł zostawiać tak ważkich spraw przypadkowi i szczęściu. Dlatego też skorzystał z błogosławieństwa posiadania ukrytej niszy za biblioteczką. Odsunął regał z niemałym wysiłkiem notując w głowie, że jeśli ma tu zabawić nieco dłużej, przyda się jakiś dobry mechanizm otwierania. Najlepiej wsparty odpowiednimi zabezpieczeniami, które zrobiłby nieopisaną krzywdę zbyt ciekawskiemu szperaczowi.

Czarodziej umieścił fiolkę z pozyskaną miksturą na jednej z półeczek i zasłonił rozkładanym ołowianym ekranem. Nie było to idealne zabezpieczenie, ale na razie nie dysponował innym. Jak zwykle poczuł przejmujące zimno gdy dotknął ołowiu. Nie lubił tego materiału z oczywistych względów. Jednak doceniał jego użyteczność.

Gdy tylko fiolka została zabezpieczona, cofnął się i zasunął biblioteczkę na miejsce. Otarł pot z czoła. Trwał chwilę, opierając się o drewniany regał, dysząc ciężko i dochodząc do siebie. Był wykończony i potrzebował odpoczynku. Wygasił wszystkie palniki i upewnił się, że nic nie wybuchnie w nocy. Następnie opuścił laboratorium zamykając je na klucz i udał się do swojej celi. Nie miał sił nawet się posilić. Gdy padł na łóżko, niemal natychmiast odpłynął do krainy Morra.
Wstał następnego dnia jak zwykle wcześnie. Lata wpajanej przy pomocy sztywnej linijki dyscypliny teraz mu się zwracały. Wiedział też, że jeśli mu przyjdzie prowadzić poranne zajęcia również, tak jak i jego mistrzowie, będzie używał linijki na spóźnialskich uczniach. Na szczęście na razie nie musiał tego robić. Jego zajęcia póki co wypadały dość wcześnie.

Nie pamiętał dokładnie co mu się śniło. W głowie jednak utrwalił mu się jeden obraz. Kobieta z ramieniem oplecionym przez węża. Nie wiedział jednak o czym opowiadała scena, ani jakie może mieć znaczenie. Nie był astromantą, by wyciągać ze snów wróżby na przyszłość. Czuł jednak pewien niepokój na myśl o kobiecie, którą ujrzał pod własnymi powiekami.


Pojawił się w sali tak jak powinien się pojawiać nauczyciel – po uczniach. Ci zaś dopisali w pełnej gromadce. Przywitał się ciepło, rozstawił swoje manatki przy czytelniku i zaczął wykład. Nie zaplanował wcześniej o czym dokładnie ma mówić, więc sięgnął po pomoc księgi „O naturze magii i magii niuanse” spisanej przez magistra Hyish, Caledona von Grojla. Nie była to pozycja należąca do ścisłego kanonu, a bardziej purytańscy alchemicy mogliby uznać za złą manierę, wykorzystywanie tekstów spisanych przez magów innych kolegiów. Jednak Niclas zawsze twierdził, że mądry umysł będzie umiał wykorzystać wszystkie dostępne narzędzia. On zaś zdecydowanie uważał się za mądrego. Ponadto nieżyjący już zapewne Grojl wyprowadzał interesujące wnioski.


- ... to zmusza nas do zadania sobie jednego pytania. Jakiego?
- Jak umiejętnie używać magii? – Fideon brzmiał nieco wystraszenie, a Niclas w odpowiedzi pokręcił głową.
- Kiedy używać magii? – Na propozycję Leny Niclas również pokręcił głową.
- Czy w ogóle używać magii – tym razem głos zabrała Gabi.
- Blisko – rzekł czarodziej z uśmiechem. – [i]Ale wciąż nie o to chodzi. Grolj bowiem nigdy nie był przeciwko korzystaniu z magii. W zasadzie to nie słyszałem nigdy o żadnym czarodzieju, który próbował by zaprzeczać swojej naturze. Nie... tu chodzi o coś innego, a co jednocześnie jest rozwinięciem tej myśli. Czy w ogóle używać magii? Nie. Czy używanie magii jest moralnie uzasadnione. To już co innego. Mistrz Grolj zastanawiał się nad etyką korzystania z magii. Pomijając wszelakie zagrożenia, które płyną z samego faktu obcowania z Eterem. Czy my, jako ludzie dzierżący olbrzymią potęgę, jesteśmy moralnie usprawiedliwieni do korzystania z niej? Historia wszak zna wiele przypadków, gdy moc zbierała żniwo w postaci niewinnych ofiar. Wiemy też że powinniśmy z niej korzystać z uwagi na to, że nie można odrzucać narzędzi danych nam przez los, a także z uwagi na traktat i przysięgę którą jesteśmy związani z Imperium. Czy to jednak czyni z nas złe osoby? Jednym jest pomóc kowalowi rozpalić miech korzystając z Chamon. Czymś innym jest jednak bronienie karawany przed bandydatmi zadając napastnikowi śmierć zamieniając jego krew w rtęć na krótką chwilę. Ofiara choć jest bandytą umiera w okropnych męczarniach. Z jednej strony jesteśmy uprawnieni do korzystania z naszej mocy. Z drugiej jednak strony... czy powinniśmy się przejmować tylko prawnymi granicami naszej mocy? Zostawię wam to pytanie pod rozwagę i będę chciał odpowiedzi na następnych zajęciach. Zastanówcie się dobrze i podyskutujemy o tym. Teraz zaś... czy wy macie do mnie jakieś pytania? Zostało nam trochę czasu.

- Czym są magiczne obeliski? – głos zabrał Fideon – Są kamienne... ale czy są też inne? Jak je wykorzystywać?
- Takie kamienie są postawione na przecięciach żył geomancyjnych. Rozmawialiśmy o nich wczoraj. Punkty w których pływy eteru się splatają. Obelisk może mieć dowolną formę. To może być słup, totem, może to być nawet kamień, na którym wyrosło drzewo. Liczy się powiązanie danego obiektu z półpłaszczyzną magii. Takie miejsce ma oczywiście wielki potencjał. Wykorzystać go zaś można na tyle sposobów, na ile pozwala nasza wyobraźnia. Krążą plotki o tym, że kiedyś dawne rasy wykorzystywały te punkty do natychmiastowej podróży na dalekie odległości. Od punktu do punktu. Nie zostało to jednak do dziś potwierdzone. Eksperymenty zaś nie są zbyt ochoczo prowadzone, jeśli w perspektywie można utknąć wewnątrz kamienia - uśmiechnął się z żartu. - Jednak niepodważalnym faktem jest to, że obelisk może wzmocnić moc maga. Stąd też są to obiekty zwykle dobrze strzeżone i pożądane przez magów. Niestety wiele z nich jest ukrytych głęboko w lasach, gdzie ciężko roztoczyć nad nimi ochronę. Część jest wykorzystywana przez zwierzoludzi. Inne zaś są jeszcze nieodkryte. Zapewne większość stworzonych obelisków jeszcze nie została znaleziona. Jednak to jest temat na osobny wykład. Jeśli nie zostanie wam to wyłożone przez kogoś innego, podzielę się z wami tą wiedzą na zajęciach.

- Czy magowie mogą mieć dzieci? – tym razem pytanie zadała Gabi - Czy są one magami? Krążą plotki, że magom rodzą się tylko potwory.
- To zależy od kolegium. Tak jak inni ludzie, magowie są zdolni do prokreacji. Jednak czasem patrzy się na to nieprzychylnie. Dla przykładu kolegium Ametystu nakazuje celibat. Z kolei kolegium jadeitu zapewne zachęca do tworzenia życia, znając ich światopogląd. To bardziej pytanie o etykę i własne upodobania, niż o możliwości. Co do dzieci… nie są to żadne potwory. Szansa na to że czarodziejowi urodzi się uzdolnione dziecko może być większa. Nie zostało to jeszcze poddane statystykom, ale to logiczne. Eter przez nas przepływa. Oczywistym jest, że zostawi swoje piętno również na naszym potomstwie. Ponadto, są obecnie prowadzone badania nad naturą tego schematu. Czy uzdolnione dziecko czarodzieja pójdzie w jego ślady, czy też będzie reagować mocniej na inny wiatr magii? To są niewiadome, które jeszcze przyjdzie nam poznać. Przejdźmy dalej…


- Co się dzieje z uczniami, którzy nie podołają egzaminowi na wędrownego czarodzieja? – dość ważkie pytanie padło z ust Leny.
- Nie martwiłbym się tym tematem, zanim naprawdę nie będzie takiej potrzeby - uśmiechnął się do uczennicy. - Ci którzy nie podołają testom lub nie zostaną do nich w ogóle dopuszczeni są uważani za niegotowych. Nie zamyka się im drzwi, ale też nie ułatwia dalszej drogi. Albo w końcu podejmą i przejdą przez egzamin, albo wciąż będą mieli status ucznia. Czasem nazywa się takie osoby wiecznymi studentami. Nie jestem pewien, czy są takie osoby w tej placówce. Jednak w kolegiach w Altdorfie z pewnością znajdzie się kilkoro. Oczywiście żadne z kolegiów nie rezygnuje z takich osób, ani ostatecznie ich nie skreśla. Każdy we własnym zakresie może służyć szkole. Jeśli taki uczeń zaś nie stanowi zagrożenia, potrafi splatać magię w stopniu zapewniającym mu kontrolę nad swoją mocą, może być również wysyłany na misje poza kolegium. Mam nadzieję, że to póki co wyczerpało twoją ciekawość. By naprawdę wiedzieć jak to jest być wiecznym studentem, należałoby nim zostać, lub zapytać odpowiednią osobę.

Potem pojawiły się kolejne pytania. Między innymi o to, czy spotkał się kiedykolwiek z Balthasarem Geltem. Nigdy nie miał tego zaszczytu. Jednak był raz obecny na jego apelu do całego kolegium metalu. Patriarcha zrobił na nim wtedy ogromne wrażenie. Pamiętał, że wpatrywał się w niego jak w obrazek, a jego słowa dudniły echem na samym dnie jego serca poruszając odpowiednie nuty.
Postanowił zostawić to pytanie bez odpowiedzi.

- Dobrze... to by było na tyle. W razie gdyby pojawiły się jakieś inne pytania, zapamiętajcie je na nasze następne spotkanie. W razie pilnych i nie cierpiących zwłoki, możecie mnie odnaleźć w murach tej placówki.

Pożegnał się z uczniami i wyszedł na korytarz. Miał teraz dylemat. Z jednej strony chciał się udać na miasto, by poszukać gildii inżynierów. Jednak zdawał sobie sprawę, że do wieczora wszyscy ważniejsi inżynierowie mogą być zajęci przy odbudowie miasta. Dlatego też skierował swoje kroki do głównej biblioteki w tym budynku.


Pomieszczenie było usytuowane na najwyżym piętrze i było najlepiej oświetlonym pokojem w całej kamienicy. Wszystko za sprawą przeszklonego sklepienia, stanowiącego ciekawostkę inżynierką w mieście gdzie większość dachów była spiczasta. W dzień było tu wystarczająco jasno, by siedzieć przy księgach bez potrzeby zapalania dodatkowych świec. Wieczorami zaś, gdy zmierzchało pomocne stawały się rozłożyste świeczniki i kandelabry.

Biblioteka nie była duża, ale na regałach można było znaleźć ciekawe tomy. Niclas zaczął przechadzać się po komnacie wybierając kolejne, interesujące pozycje. Każdy tom wędrował potem na stół, gdzie zamierzał pracować przez następne godziny. Miał konkretny temat do zgłębienia i musiał znaleźć jakieś punkty zaczepienia dla swoich rozważań i eksperymentów. Dlatego też na grzbietach okładek można było odnaleźć takie tytuły jak „O chowańcach słów kilka”, „Magiczny pomocnik”, „Sztuka oswajania oraz arkana gliny”, a także „Dusza”. Każdy z tomów był w zasadzie kopią oryginałów spisancych przez uznanych magistrów. Młody czarodziej przez chwilę żałował że przyszło mu pracować w takich warunkach. Biblioteka w kolegium Taumaturgii Metalu, w Altdorfie była o wiele lepiej zaopatrzona. Jednak nie narzekał w duchu zbyt długo. Pocieszył się myślą, że nie jest zmuszony pracować na wsi, gdzie dostęp do ksiąg był jeszcze bardziej ograniczony – w zasadzie do tego, co on sam by napisał.

Niclas już zamierzał siadać przy stole i zabierać się do wertowania kart, gdy drzwi do biblioteki otworzyły się, a do środka wślizgnęła się rudowłosa uczennica. Niclas wiedział po co tu jest, mimo że wcześniej nie umawiał się na żadne spotkanie. Zamknął księgę, którą przed chwilą otworzył i rozsiadł się wygodniej na obitym poduchą krześle.

- Chcesz porozmawiać – rzekł gdy tylko usiadła na drugim krześle.
- Tak... to chyba oczywiste? Zostawiłeś tyle niedopowiedzeń. Wczoraj... i dzisiaj. Musisz mi wyjaśnić...
- Już ci mówiłem. Zwracaj się do mnie „mistrzu”.

Ściągnęła usta w kreskę, ale kiwnęła głową.

- Dobrze mistrzu. Chciałabym żebyś mi wytłumaczył skąd się bierze strach przed mieszaniem wiatrów magii. Czemu...
- Dość. Już mówiłem że nie będziemy o tym rozmawiać.
- Ale nie wytłumaczyłeś czemu? Czyż wiedza nie powinna być fundamentem zrozumienia? To twoje słowa.
- Tak, ale drążysz niebezpieczny temat. Ta ścieżka nie zaprowadzi cię tam gdzie się spodziewasz dojść.
- Gdzie zatem?

Niclas uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Dobrze... porozmawiajmy. Ludzie mają słabe umysły. Nawet najpotężniejszy mag naszej rasy, nie jest w stanie się mierzyć z arcymagami z Ulthuanu. Gdy próbujemy sięgać po więcej niż jeden wiatr, zaczynamy się zatracać. Nasza koncentracja blednie, gdy poświęcamy energię na próbę zapanowania nad większą ilością kolorów. Zaś obnażony w ten sposób umysł szybko jest poddawany transmutacji mentalnej. Innymi słowy, szalejemy.

Były to bajki jakimi się karmi wszystkich młodych magów, zanim nie zaczną zadawać właściwych pytań.

- Twierdzisz zatem mistrzu, że nawet nasze umysły... umysły magów metalu, nie są w stanie sprostać takiemu zadaniu?
- Nie. Tego nie powiedziałem. Ryzyko jednak jest tak duże, a szanse powodzenia tak małe, że nie warto nawet próbować. Gra niewarta świeczki. Są inne metody.
- Metody? - w jej głosie pojawiła się nadzieja.
- Tak – gdy już miał jej uwagę, postanowił ją zmartwić i pobudzić do dalszego myślenia - Jesteśmy nie tylko magami, ale też alchemikami oraz inżynierami. Możemy osiągać zamierzony efekt nie tylko korzystając z eteru, ale też samej wiedzy na temat konstrukcji świata. To nas stawia wyżej od innych kolegiów. Potrafimy zrozumieć naturę rzeczy, zanim ją wykorzystamy.
- Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie. Co z Dhar?
- Przestań.

Warknął na nią, ale wiedział że dziewczyna dobrze kombinuje. O ile w istocie zabawa wieloma wiatrami magii stwarzała realne zagrożenie dla umysłu, to jednak była inna droga. Sięgając po pożądane wiatry i mutując je w jeden, czarodziej był w stanie zapanować nad nim, bez dużego ryzyka. To był wciąż jeden element, na którym musiał się skupić. Ten element posiadał jednak moc wszystkich wiatrów magii.

- Ale...
- Nie. Niech twoje myśli nawet nie idą tą drogą. Zadajesz dobre pytania i masz dobry tok rozumowania. Jednak zanim nie zdobędziesz swych pierwszych szlifów nie wolno ci nawet o tym myśleć w innych kategoriach jak temat tabu.
- Dlaczego?
- Wykraczasz swoja błyskotliwością daleko poza poziom uczniowski. Brakuje ci jednak jeszcze dyscypliny, by zrozumieniem sięgnąć dalej.

Postanowił zostawić tą dwuznaczną odpowiedź w jej umyśle, by ziarno dalej kiełkowało. Już teraz widział jak gwałtownie zakwitnie w przyszłości. Musiał jednak się tą ideą opiekować, by nie sprowadziła na dziewczynę ognia. Zobaczył jak jej skóra na policzkach spąsowiała.

- Dziękuję – odebrała to jako komplement, choć nie taki miał zamiar – Ja... staram się. Do niedawna wykłady prowadzili starsi magowie, którzy już dawno chyba nie czuli głodu wiedzy, jaki trawi umysł ucznia. Ty zaś... wydajesz się być cieplejszy mistrzu. Łatwiej cię zrozumieć. Lepiej tłumaczysz.

Niclas uśmiechnął się do niej ciepło i kiwnął głową w odpowiedzi. Właśnie próbowała połechtać jego ego. Wpłynąć na trzeźwość jego myślenia. Próba była nieudana, bo i nieumiejętnie przeprowadzona. Zbyt otwarta. Jednak musiał przyznać dziewczynie, że stara się jak może. Zamierzał to wykorzystać zarówno w kierowaniu jej umysłu jak i zapewnieniu sobie ulgi fizycznej, gdyż jej kobiece kształty już wczoraj mówiły do jego męskiej natury i żądały odpowiedzi. Teraz jednak nie był jeszcze dobry moment.

- Potrzebuję spokoju, by móc pracować nad tymi księgami – wskazał na opasłe tomiszcza zalegające na stole – Jutro też jest dzień, a ja lubię z tobą rozmawiać.

Postanowił dać jej cień nadziei, że złapał jej haczyk. Jednak mówił prawdę. Chciał się zająć teraz inną sprawą, a ona mu w tym przeszkadzała. Na szczęście rudowłosa uczennica zrozumiała, że to koniec rozmowy. Z uśmiechem przyjęła komplement i pożegnała się zostawiając młodego czarodzieja w bibliotece.
Niclas zatopił się w księgach spisując najważniejsze rzeczy na kartach czystego pergaminu równym, pochyłym pismem. Od czasu do czasu sięgał po linijkę, by wykonać szybki rysunek lub szkic. Zamierzał pracować póki słońce nie przejdzie na drugą stronę nieba.
 
Jaracz jest offline  
Stary 23-10-2014, 02:30   #12
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ciepło karczmy stanowiło miłą odmianę po lodowatym piekle hulającym na zewnątrz. Sole z prawdziwą ulgą ściągnęła kaptur i strzepała śnieg, zalegający grubą warstwą na materiale płaszcza. Zgrabiałe dłonie z początku nie chciały współpracować, pieczeniem manifestując powracające w palcach krążenie. Dziewczyna przez moment zatęskniła za słonecznym południem, wraz z jego łagodnymi zimami, lecz szybko przywołała myśli do porządku. Nie było co roztkliwiać się nad przeszłością, skoro miała przed sobą przyszłość. Chłód nie należał do zjawisk stałych, jeszcze trochę i temperatura zacznie się zmieniać na bardziej znośną. Wszystko się zmienia, a każda zmiana jest dobra.

Wystrój, jak to w takich miejscach bywa, przysłowiowej dupy nie urywał. Właściciel stawiał na prostotę i funkcjonalność, nawet nie próbując nadać wnętrzu cieplejszego charakteru. Mimo całej tej surowości Werner nie narzekał na brak gości. W końcu nie przychodzili oni podziwiać piękna architektury, lecz spić się i zaspokoić najbardziej pierwotne z instynktów - nie potrzebowali do tego arrasów, ani kryształowych kielichów, choć subtelny dźwięk lutni, dobiegający gdzieś z cienia, nadałby odpowiedniejszej atmosfery. Z drugiej zaś strony...muzyka utonęłaby w ogólnym hałasie, więc była zbędna, a szkoda.

Wszędzie panował ścisk i harmider, a z każdego kąta łypały mordy, które strach byłoby spotkać nocą w ciemnej uliczce. Sole nie czekała, aż ktoś z obsługi zwróci na nią uwagę. Gdy cel zniknął za kotarą, od razu podeszła do podpierającego ścianę ochroniarza, który tępym wzrokiem wodził po zebranej tłuszczy, co jakiś czas ziewając dyskretnie w rękaw. Mężczyzna był młody i raczej dość drobno zbudowany, jak na standardy swojego fachu, a gładko ogolone policzki i zaczesane do tyłu długie, czarne włosy odsłaniały oblicze o dość harmonijnych rysach twarzy i niepokojących, ciemnobrązowych oczach. Wyróżniał się na tle reszty oprychów i dziewczyna zastanawiała się przez dłuższy moment czy aby przypadkiem nie jest on dziwką, tyle że męską. Wiadomo, ludzie mieli różne gusta i potrzeby.
- Jest jakieś imię w komplecie do tej gładkiej buźki? - zagadnęła, opierając się plecami o ścianę tuż obok młodzieńca.

Chłopak wzdrygnął się, lecz zaraz przybrał poważną minę. Obrzucił Estalijkę taksującym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na biuście. Obserwacja musiała wypaść pomyślnie, bo wyszczerzył zęby i pochylając się w jej stronę mruknął:
- Może i jest. Zależy…

- Od czego? - wcięła się w jego wypowiedź, unosząc pytająco brew.

Mężczyzna wzruszył ramionami.
-Od pogody, nastroju i tego, co zyskam w zamian za odpowiedź.

Arellano uśmiechnęła się niewinnie, unosząc głowę do góry.
- Co powiesz na moją dozgonną wdzięczność? -spytała, trącając go ramieniem.

-Wolałbym jakiś bardziej namacalny dowód, ale niech będzie. Na początek wystarczy. - zaśmiał się, kręcąc z politowaniem czarną czupryną - Jestem Konrad. Konrad Wulge. Mów mała, czego ci potrzeba?

- Wiesz, jestem tu nowa. Niedawno przyjechałam do miasta i szukam miejsca, żeby się zaczepić, stanąć na własne nogi - Sole machnęła ręką, jakby próbowała chwycić coś niewidzialnego i tym potrząsnąć - Możesz mi wskazać osobę z którą muszę porozmawiać, by dostać tu jakąś fuchę? I nie mówię o byciu kelnerką. Jeśli ktoś ma mnie łapać za tyłek, to też chcę mieć z tego jakąś przyjemność

-Da się załatwić - Konrad zarechotał, zjeżdżając wzrokiem bezczelnie na odkryty dekolt - Jeśli szukasz towarzystwa, to niedługo kończę i z chęcią cię poklepię tu i ówdzie. Jak szukasz roboty to zagadaj z herr Wernerem. On zarządza tym bajzlem. Stoi tam o, przy barze. - wskazał dyskretnie na poznaczonego bliznami mężczyznę koło czterdziestki.
Sole rozpromieniła się, kiwnięciem podziękowała za informacje i obiecując że jeszcze porozmawiają, zostawiła młodzika za plecami. Dowiedziała się, czego chciała. Dalsza rozmowa z nim nie była konieczna.

Wskazany człowiek, opierający się nonszalancko o bar, wydawał się zatopiony we własnych myślach. Spoglądał na salę, co jakiś czas pociągając solidnie z kufla, a jego ruchy pozostawały oszczędne, zupełnie jak u czającego się do skoku drapieżnika. Arellano lubiła takich osobników, kontakty z nimi zawsze owocowały przyjemnym dreszczem, rozchodzącym się wzdłuż kręgosłupa. Mógł się na nią rzucić, lub porozmawiać - decyzja zależała teraz tylko od niej. Odgarnęła z czoła kosmyk ciemnych włosów i zatknęła go za ucho, odsłaniając w pełni szeroki, czarujący uśmiech, wytrenowany przez te wszystkie lata do perfekcji. Maestro zawsze powtarzał, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a człowiek wyrabia sobie zdanie o drugiej osobie w przeciągu kilku sekund. Jeśli chciała dostać to, po co tu przyszła, musiała zagrać odpowiednią rolę.
-Herr Wutend - odezwała się niskim głosem, gdy znalazła się tuż za nim - Czy byłby pan tak uprzejmy i poświęcił mi chwilę?

Mężczyzna do momentu, gdy Sole zagadnęła do niego, nie zwracał na nią uwagi. Poświęcał ją klientom którzy znajdowali się w lokalu. Widać było gołym okiem, że Werner nie był kimś skorym do głębszej rozmowy, czy dywagacji nad istotą życia. Był człowiekiem czynu, działania a jego domeną była przemoc. Proste środki, dzięki którym ugruntował sobie pozycję w tej części miasta, zdawały się idealnie pasować do tego typu osobnika.
Gdy tylko Sole odezwała się, skupił na niej swoją całą uwagę. Zaintrygowanie pojawiło się na jego twarzy.Odwrócił się całym ciałem w jej stronę.
-Tak..droga damo. Dobrze trafiłaś. W czym mogę ci pomóc? - zapytał, bacznie obserwując zachowanie kobiety.

Ta skinęła głową w podzięce i obdarzyła go powłóczystym spojrzeniem, rzuconym spod firany długich rzęs. Może i nie była silna, ani nie władała orężem w stopniu zaawansowanym, lecz miała swoje sposoby. Czego jak czego, ale urody i wdzięku bogowie jej nie poskąpili.
-Dziękuję - odparła jakby po chwili wahania - Wiem, że macie dużo na głowie, a ja jeszcze was niepokoję. Postaram się nie zawracać waszej uwagi dłużej, nż to konieczne, obiecuję - zamilkła, rozglądając się po sali i zaraz podjęła temat - Macie naprawdę porządny lokal. Odwiedziłam już kilka, a wasz sprawia najlepsze wrażenie. Widzę, że panują tu zasady i porządek, a nie czysta samowolka klienteli. Wszyscy są zadowoleni, nikt nie wszczyna bezpodstawnie burd...podoba mi się. Widzicie panie, szukam pracy. Czasy ciężkie nastały, los rzucił mnie akurat do tego miasta. Wypada więc przyjąć swoją rolę i dostosować się do nowych warunków. Pytanie, czy przyjmiecie mnie pod swoje...silne skrzydła? - zakończyła, spoglądając z uznaniem na szerokie ramiona rozmówcy i zdusiła w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem. Jakże żałowała, że jej były nauczyciel tego nie widzi.

Właściciel podrapał się po brodzie, jakby ważył każde teraz słowo, jednocześnie lustrując Estalijkę od góry do dołu. Twarz jego starała się być obojętna, tak samo jak słowa, które zaczął wypowiadać:
-Praca..No faktycznie, ciężkie czasy nastały. A jak Ci na imię ? - zapytał i gdy dostał odpowiedź kontynuował -Kelnerek widzisz obecnie nie potrzebuję. A coś innego potrafisz? - zapytał z lekkim błyskiem w oku, a słowa zawierały w sobie dziwną sugestię.

Sole potarła policzek, udając że się nad czymś zastanawia.
- Rita - odpowiedziała na zadane pytanie - Potrafię parę rzeczy, zresztą nie o kelnerstwo mi chodziło - pochyliła się do przodu, a na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech. Wyciągnęła dłoń i nakryła nią nadgarstek zbira - Może...zechcesz przeprowadzić kilka testów i sam ocenisz w jakiej roli sprawdzę się najlepiej?

Mężczyzna uśmiechnął się lubieżnie, gdy tylko Sole go dotknęła i sam wyciągnął swoją dłoń gładząc jej policzek. Jego skóra była szorstka, pełna blizn i zadrapań, lecz miał wyczucie w palcach.
-Z reguły przyjmowaniem nowych dziewczyn zajmuje się Lutz, ale dla ciebie chyba zrobię wyjątek..droga Rito - nachylił się tak, by móc wypowiedzieć te słowa na ucho dziewczynie, jednocześnie muskając je ustami.

Arellano westchnęła, nie mogąc przestać myśleć o tym, że w drodze powrotnej musi zajść na targ po maść dla Gerti. Panowała jednak nad emocjami, dawno przestała być nowicjuszką. Odsunęła się lekko i ujęła mężczyznę pod ramię.
- Nie traćmy więc czasu - wymruczała, patrząc mu prosto w oczy - Znajdźmy jakieś ustronne miejsce, aby nikt nam nie przeszkadzał.

Mężczyzna kiwnął głową, dając znać jednemu z ochroniarzy by ten stanął za barem. Sam ruszył, puszczając Ritę przodem, do małej kanciapy. Skromny pokoik, w którym stało tylko biurko i fotel, oraz dwie szafki. Na jednej z nich stało wino w karafce, oraz kilka kieliszków. Na drugim jakieś księgi, stosy papierów. Sam Werner usiadł na dużym, szerokim fotelu, mówiąc:
-Zamknij drzwi..proszę.. - jego ton był łagodny i spokojny
-Tak więc..czym chciałabyś mi zaimponować? - zapytał się, ukazując swoje zęby.

Mechanizm zamka jęknął, zazgrzytał i zapadła cisza, przerywana tylko regularnym oddechem znajdujących się w pomieszczeniu osób. Drzwi tłumiły harmider głównej sali, zmieniając słowa i krzyki w trudny do rozpoznania, jednostajny pomruk. Sole wzruszyła ramionami i podeszła szafeczki. Bez pytania nalała kieliszek wina, starając się nie uronić ani kropli.
- Odpręż się, już ja się tobą zajmę - powiedziała, wręczając Wernerowi pucharek.
Poczekała aż się napije i zaatakowała, wpijając się ustami w mokre od wina wargi. Ręce skierowała ku dołowi, rozpinając po kolei guziki koszuli. Mężczyzna cierpliwie oddał pocałunek, oddając się pod władanie Rity. Jej dłonie zaczęły delikatnie masować umięśnioną klatkę, a usta obdarzać usta, szyję i czoło pocałunkami. Gdy poczuła, że Werner zaczyna sięgać po nią łapczywie rękami, zsiadła z niego i stanęła za jego plecami. Dłonie, które wydawały się tak delikatne i kruche, oparły się mocno o barki Wernera i zaczęły swój taniec na nowo. Mężczyzna zamknął oczy, oddając się przyjemności, co jakiś czas mrucząc z zadowolenia. Masaż trwał jakiś czas, bowiem gdy barki zdawały się być zrelaksowane, dłonie skierowały się ku szyi. Z trudem i lekkim grymasem na twarzy, Sole powstrzymywała się od skręcenia mu karku .
W końcu poczuła, że trzeba przejść do rzeczy, więc bez zbędnych ceregieli zajęła się “nowym pracodawcą”.
Nie zamierzała się z nim pieprzyć, co najwyżej zrobić mu dobrze. Powoli, tak by jego przyjemność trwała jak najdłużej. Nie myślała o tym, po prostu wiedziała, że to co robi służy większej sprawie. Pod dotykiem jej dłoni, ust penis Wernera co chwila twardniał i wiotczał. Bawiła się z nim i nim. W końcu miała dość tej przedłużającej się zabawy, więc postanowiła to szybko zakończyć. Znaczna część penisa zniknęła w jej ustach, a jej dłonie idealnie zaczęły naciskać na jądra mężczyzny. Ten nie był stanie się kontrolować i wraz z głośnym jękiem wydobywającym się z jego gardła, doszedł.

Sole wstała, wytarła usta, i z wrednym uśmieszkiem zwróciła się do pracodawcy:
-Myślę, że ta mała demonstracja pomoże przekonać cię do zatrudnienia mnie - pochyliła się nad nim, całując go delikatnie w nos i dodała -Co do reszty moich umiejętności, chętnie je zademonstruję o ile nasza współpraca będzie się rozwijać dobrze.- mrugnęła konspiracyjnie.

Mężczyzna przez chwilę sprawiał wrażenie otępiałego. Zdawało się, że szuka słów, które gdzieś mu ugrzęzły. Potrząsnął głową tylko, chcąc dojść do siebie.
-Przyjdź jutro rano.. Ubierz się odpowiednio. Myślę, że znajdę znajdzie się tu paru chętnych, skorzystać z twoich umiejętności. Ci mężczyźni bywają nader hojni, więc oboje może będziemy zadowoleni - pogłaskał ją po policzku czule, a dziewczyna przytaknęła.

-Dobrze, że udało się nam dojść do porozumienia… - i obyło się bez trupów. Na razie. - dodała w myślach z wciąż tym samym niewinnym uśmiechem.

***


Załatwiwszy co miała do załatwienia, Arellano udała się w kierunku domu. Po drodze odwiedziła jeszcze medyka i po krótkich targach nabyła maść dla Gerti. Naprawdę lubiła staruszkę i znała ją już na tyle by wiedzieć, że pozbawiona swoich dolegliwości uśnie niczym kamień, umożliwiając dziewczynie swobodne poruszanie się po domu aż do samego rana.
Ostatnim na co Estalijka miała ochotę, było wymyślanie kłamstw na temat nocnych gości i konieczność tłumaczenia się gospodyni z niezapowiedzianych wizyt podejrzanych osobników...a Karl definitywnie do nich należał. Nigdy nie darzyli się zbytnią sympatią, tym bardziej, że zaraz po przyjeździe Sole pozbyła się jego celu w sposób dość brutalny, lecz niepozwalający jednoznacznie przypisać jej morderstwa. Może właśnie dlatego Neumann zwrócił na nią uwagę i zaczął traktować poważnie.
Któż mógł to wiedzieć?

Po kolacji pomogła starowince posprzątać i dopiero gdy zza lichych drzwi na parterze dobiegło głośne chrapanie, sama udałą się do swojego pokoju. Usiadła na łóżku i opierając plecy o ścianę, podciągnęła kolana pod brodę. Zawiesiła wzrok na pokrytym szronem oknie i czekała. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ze wszystkich kątów począł wypełzać mrok. W końcu niebo na zewnątrz przybrało barwę atramentu, a ruch na zaśnieżonych uliczkach jakby zamarł.
Nagle usłyszała ciche pukanie w szybę. Zobaczyła poznaczoną bliznami dłoń, która po chwili otworzyła drewniane okiennice. W dziurze pojawiła się paskudna morda Karla, który wyszczerzył zęby w uśmiechu.


Sole pokazała mu by zachowywał się ciszej, na co ten tylko skinął głową. W końcu wgramolił się jakoś do środka i zasiadł na przeciwko dziewczyny.
-Szef mówił, że masz sprawę do mnie? - rzucił bezpośrednio.

- Tak mam. Cieszę się, że znalazłeś chwilę. Napijesz się czegoś, nim zaczniemy rozmawiać na poważnie? - wskazała ręką butelkę wina, stojącą na stoliczku obok i dodała z uśmiechem - Częstuj się, nie jest zatrute.

Karl pokręcił głową. Jego twarz, naznaczona przez życie, idealnie pasowała do jego oczu. Takich smutnych, spokojnych jakby nie tliło się w nich żadne życie. Był profesjonalistą w swoim fachu, ale nie było w tym co robił pasji. Jakby pogodził się z losem.
-Nie, dzięki. Co tam potrzebujesz? - głos wyrażał, że chce przejść do konkretów.

Dziewczyna pokręciła głową, wzdychając przy tym boleśnie.
-Karl. Karl… - zacmokała, odklejając plecy od ściany. Oparła dłonie o siennik i jednym, szybkim susem podniosłą się do pozycji stojącej, lądując stopami miękko na zimnej podłodze - Zawsze taki poważny i opanowany...naprawdę, czas mógłbyś się rozerwać. Od tego się nie umiera, a wbrew pozorom każdy potrzebuje głębszego oddechu od czasu do czasu - leniwym krokiem podeszła do stolika i nalała wina do wyszczerbionych kubków. Jeden zatrzymała, drugi zaś wepchnęła szpiegowi, nie bacząc na sprzeciw.
- Potrzebuję przysługi, ot i cała tajemnica. Klient nazywa się Lucius Holtz, jest urzędnikiem. Chcę wszelkich informacji na jego temat: gdzie mieszka, co lubi, ilu ma ochroniarzy. Wiem, że zdobycie planów jego domu, tych prawdziwych, jest dla ciebie łatwiejsze niż splunięcie w kąt - pochyliła się na gościem, spoglądając mu głęboko w oczy - Pomóż mi z tym drobnym problemem, a nie pożałujesz. Potrafię okazać wdzięczność. - zakończyła, przejeżdżając opuszkami palców po zarośniętym policzku.

Karl chwycił jej nadgarstek w swoją rękę. To był mocny uścisk, władczy.
-Sole, gdybym zechciał taką nagrodę...pewnie nie dożył bym poranka. Wolę kasę albo przysługę. Co wolisz? - padło pytanie, a prawa brew delikatnie uniosła się do góry.

Dziewczyna miała ochotę się roześmiać, lecz jej twarz pozostała niewzruszona. Czyli wciąż pamiętał o drobnym incydencie sprzed kilku miesięcy, gdy jeden ze zbirów Neumanna pozwolił sobie na zbytnią bezpośredniość, a następnego ranka znaleziono go martwego w rynsztoku. Jacy ci ludzie w Imperium byli pamiętliwi...
-Łamiesz mi serce - powiedziała cicho, jakby z delikatnym wyrzutem - [i]Naprawdę uważasz, że zrobiłabym ci krzywdę, nim przekazałbyś informacje? Daj spokój, to nie działa w ten sposób. Zaprosiłam cię pod swój dach, zaoferowałam poczęstunek. Masz więc prawa gościa, jesteś nietykalny...a jeżeli się obawiasz o swoje życie, pozwolę ci związać mi ręce - dodała z uśmiechem, spoglądając wymownie na skrępowany nadgarstek i dodała - Nie jestem takim potworem, na jakiego mnie kreujecie.
Kłamanie zawsze przychodziło jej tak jakoś naturalnie.

Wzruszenie ramiona, skwitowane:
-A pewnego dnia, w ciemnej uliczce ktoś poderżnie mi gardło. Nie, ale podziękuję.. - rzucił twardo.

Tym razem Sole nie wytrzymała. Zaśmiała się szczerze, a gdzieś na dnie jej niebieskich oczu zabłysły i zgasły złośliwe błyski.
-Rozwaga godna pochwały - odparła lekko, gdy już się uspokoiła. Wyswobodziła dłoń z uścisku, patrząc z ciekawością na mężczyznę - Jeśli mi pomożesz, będę ci winna przysługę i na jakiś czas uwolnię cię od konieczności ciągłego oglądania się za ramię. Pasuje? Tylko informacje, które dostarczysz, muszą być zadowalające. W przeciwnym razie będzie mi bardzo smutno...a nie chcesz, żeby tak było. - parsknęła, upijając łyk wina.

-Lucius Holtz… - powtórzył Karl...kiwając głową -Dwa, może trzy dni potrzebuję na zebranie informacji o nim…Przyjdę wieczorem.. - rzucił krótko

Sole przytaknęła, dając mu do zrozumienia, że przyjęła do wiadomości jego słowa.
-Dwa dni...i wejdź tak jak dzisiaj. Im Gerti mniej wie, tym lepiej śpi - wskazała brodą na okno.

Karl spojrzał jej prosto w oczy i rzucił:
-Cóż..jak stawiasz tak sprawę, to i przysługa będzie większa...znacznie większa.. - po tych słowach wstał po cichu i bezszelestnie wyszedł przez okno.

Arellano poczekała aż szpieg zniknie, a prószący z nieba śnieg przykryje jego ślady. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na szyderczy, pełen pogardy grymas. Źrenice zwięzły się i bił od nich chłód gorszy niż mróz szalejący na zewnątrz. Zabezpieczyła okiennice i w milczeniu rozpoczęła przygotowania do jutrzejszej maskarady. Czekał ją ciężki dzień.

***


Karczma “Ostatnia Kropla” już od samego poranka tętniła życiem. Goście co chwila wchodzili, i zasiadali przy stołach, by w towarzystwie kobiet spędzić czas. Na wejściu Sole od razu zagarnął Werner, który jej od góry do dołu sobie ją obejrzał.
-Dobrze że przyszłaś. Mam gościa, którym trzeba się pilnie zająć… - rzucił krótko, spoglądając dziewczynie w oczy, chcąc upewnić się że jest gotowa.
Bardziej gotowa nie mogła być. Wyszykowana, z błąkającym się po twarzy delikatnym uśmiechem, czekała na dalsze wydarzenia.
- Też się cieszę, że cię widzę - odparła, klepiąc mężczyznę po ramieniu - Pilnie powiadasz...czyżby ktoś zaczynał rozrabiać, albo miał to w planach? Powiedz jak ma na imię i gdzie jest. Postaram się zająć jego uwagę czymś innym

Twarz mężczyzny wskazała na siedzącego na wielkiej, czerwonej pufie równie wielkiego, tłustego wręcz mężczyznę. Zajadał on kurczaka i popijał łapczywie wino z kielicha.
-Ten mężczyzna nazywa się Hrabia Rudiger von Blitz. Jest wpływowym mężczyzną.. - Sole już nawet nie słuchała dalej, bowiem widok mężczyzny, którego miała zabawiać wzbudzał w niej lekką odrazę. Wpatrywała się w niego, by w pewnym momencie natrafić na wzrok ów mężczyzny. Ten na widok Sole, tylko się oblizał, by znów złapać kurczaka i wepchnąć go do ust.

Następne dwie godziny spędziła na chichotaniu i podziwianiu bogactwa, oraz wątpliwej urody von Blitza. Zasypywała go komplementami, słuchała uważnie i przytakiwała, gdy mówił. Pilnowała też, by jego kielich cały czas pozostawał napełniony. Tłuścioch wlał w siebie cały dzban wina, lecz wciąż trzymał się na nogach. Posłała więc po kolejny, lecz tym razem baron pilnował, by dotrzymywała mu kroku
-Dalej, moja droga. szlachcicowi nie wypada odmówić - bełkotał, przyciągając ją do siebie i podtykał pod nos kolejne porcje trunku. Udawała że pije, wylewając wino za każdym razem, gdy choć na chwilę odwracał wzrok, a złość powoli zastąpiła czysta, niczym nieskrępowana nienawiść. Sole potrzebowała dobrych kilku minut, by opanować się na tyle, by przy wstawaniu nie rzucić się grubasowi do gardła.
Spokój i opanowanie. Pamiętaj, cokolwiek robisz, nigdy nie daj się zdemaskować - cichy głos maestro przywrócił ją do porządku. Pamiętała, szkolenia nie dało się łatwo zapomnieć.

Zachowała spokój nawet w momencie, w którym prowadziła barona do pokoju. Pomogła mu ułożyć się na łóżku i wręczyła pełen kielich. Gdy kazał jej tańczyć - tańczyła, trzymając się w bezpiecznej odległości i ignorując jego wulgarne spojrzenia.
Po kolejnym kwadransie wreszcie odetchnęła z ulgą. Tłuścioch spity do nieprzytomności chrapał smacznie w pościeli, a ona z godnością wróciła do głównej sali, zadowolona z siebie. W głębi duszy cieszyła się, że nie musiała robić tego, za co jej niby płacono. Spółkowanie z kimś przypominającym tucznika godziło w jej poczucie estetyki i dobrego smaku.
- Dobrze ci poszło - Werner pojawił się znikąd, jakby tylko czekając aż wyjdzie. Dziewczyna wzruszyła ramionami, patrząc gdzieś ponad jego głową.

- Cieszę się, że jesteś zadowolony. - powiodła wzrokiem po sali i westchnęła cicho - Tej pijanej tłuszczy jest już obojętne kto się nimi zajmuje, a ja nie lubię tracić czasu na kogoś, kto nawet nie jest już w stanie wziąć się do pracy. I zabawy z tego żadnej i mnie złota dla ciebie. Dzień dopiero się zaczął, a ja lubię wyzwania. Przejdźmy więc do części, gdzie nie ma tego całego motłochu. - wskazała czerwoną kotarę, pilnowaną przez dwóch osiłków. Werner chwilę się zastanawiał, po czym kiwnął głową i ujmując Sole pod ramię, poprowadził ją do odgrodzonej części.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 27-10-2014, 19:47   #13
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Niclas Steiger

Gildia Architektów i Kamieniarzy zrzeszała i reprezentowała sprawy ludzi, niziołków i elfów, którzy należeli do niej. Wyjątkiem były krasnoludy ale te przynależały do Gildii Inżynierów i to do nich należała naprawa i konserwacja wiaduktów miejskich. Reszta prac budowlanych przypadała właśnie Gildii Architektów i Kamieniarzy. Choć sam budynek, który znajdował się w dzielnicy Wynd, nie był wielki to jednak jego budowa wyglądała imponująco. Kamienne mury emanowały siłą i stabilnością, sprawiając wrażenie że nawet upływ czasu nie będzie wstanie tknąć tej konstrukcji. Fasada uszkodzona podczas walk, została już dawno naprawiona i tylko lekkie zadrapania świadczą o tym, że coś tu miało miejsce. Wewnątrz budynku można dostrzec misternie wykonane sklepienie wachlarzowe, które podobnie jak inne elementy dekoracyjne świadczyło o umiejętnościach członków gildii. W związku z nasileniem prac remontowo-budowlanych, terminarz gildii jest pełen, a tempo prac ma się zwiększyć, gdy Graf powróci z armią.

Dotarcie do budynku nie stanowiła dla Niclasa żadnego problemu, lecz przedarcie się do środka wymagało trochę siły fizycznej i umiejętności przeciskania się przez tłum. W środku panował ścisk i harmider. Wszystko to za sprawą kolejki ludzi oczekującej na przyjęcie. Wychodzący przekrzykiwali się między sobą, wchodzący krzyczeli na widok tego co się działo w środku i lamentowali, ile to stracą tutaj czasu. Jednym słowem sodoma i gomora, bowiem wielu z interesantów było odsyłanych z kwitkiem. Długie terminy, brak odpowiednich stempli w dokumentach, brak odpowiednich projektów to powodowało frustrację i złość. Spadała ona na niziołka, który praktycznie ze stoickim spokojem, próbował zapanować nad ludźmi i sytuacją. To on był odpowiedzialny za to, kogo i gdzie pokierować. W odpowiedniej kolejności wzywał do siebie do biurka i przeglądał przynoszone mu dokumenty. Widać było, że musi tu pracować od wielu lat, bowiem wszystko znosił ze stoickim spokojem.


W końcu, gdy minęły długie godziny oczekiwania, nadeszła kolej Niclasa. Mag był już lekko zmęczony, wręcz zirytowany, że taka prosta sprawa ciągnęła się tak długo. A nie był nawet w połowie swojej drogi. Niziołek, który sądząc po tabliczce miał na imię Falric Genrill, spojrzał on spokojnie na Niclasa,

-W czym mogę pomóc, Herr … ?- padło pytanie,które zapewne zadawał każdemu podchodzącemu do jego stolika:


Ava Falke

Poranek dla Avy był nie zwykłe miły, bowiem nikt jej nie zrywał rano z łóżka ani nie poganiał. Ta więc w spokoju mogła zjeść śniadanie, i udać się do koszar. Tak jak przewidywała każdy z “nauczycieli” miał wziąść za mordy straż miejską, i przeszkolić ochotników. Efekty miały być widoczne od zaraz, tak więc nie było mowy o opierdalaniu się. Ava z zapałem, stanowczością zaczęła szkolenie. Walka wręcz, w grupie, trzymanie szyku a przede wszystkim musztra i wypełnianie poleceń. Sporo potu musiała wylać zanim jej grupa zaczęła pojmować najprostsze założenia. Na pewnym etapie szkolenia pojawił się sam kapitan Schutzmann, co tylko zmotywowało dodatkowo najemniczkę, i sprawiło że zaczęła wyciskać jeszcze więcej ze swoich podopiecznych. Słońce świeciło jeszcze wysoko, gdy rekruci wylewali z siebie siódme poty, przy akompaniamencie bluzgów ich dowódcy. Schutzmann w milczeniu obserwował postępy w szkoleniu, by nawet przekazywać swoje uwagi dowódcom.


Po całym szkoleniu podszedł do rekrutów zamieniając z każdym kilka słów, klepiąc po ramieniu czy żartując przez chwilę. Dopiero potem podszedł do Avy. Z uznaniem zaczął wyrażać się o jej pracy, przekazując również kilka uwag co należy poprawić i na co zwrócić uwagę. Ulrich chciał również by Ava w ciągu tygodnia przygotowała rekrutów, tak by ci mogli ruszyć w miasto. Sytuacja zaczęła robić się z komplikowana. Chaos, zamieszanie wdarło się na ulice Middenheim i wielmożni zaczęli się bać o swoje rodziny i dobytki. Zaczęło robić się późne popołudnie, gdy Ava mogła zająć się swoimi sprawami.

Spotkanie z informatorem, potwierdziło plotki o zaginionych, którzy kręcili się koło budynku Rzeźni Fleischera. Podobno o samym świcie, widziano postać, która odziana w poniszczony czarny płaszcz znikała w jego progach. Więcej nikt nic nie słyszał i to był chyba jedyny słuszny trop, jakim mogła najemniczka podążyć.


Sole


Sole i Werner udali się za czerwoną kotarę, by móc spokojnie porozmawiać. Gdy tam się już znaleźli dziewczyna dowiedziała się, że tu może przebywać tylko za jego zgodą, lub gdy jakiś klient ją tam zaprowadzi. Tutaj spędzali czas tylko ci, których było na to stać i cieszyli się przychylnością szefa. Podczas gdy ten wykłada Sole pewne zasady, ta z łatwością zlokalizowała swój cel. Siedział on na czerwonej wygodnej sofie i przypatrywał się dwóm dziewczynom, które tańczyły i zabawiały się ze sobą. Jednak z nich blond włosa dziewoja, potrząsała swoim potężnym biustem przed oczami Andreasa Stallart’a, podczas, gdy druga [brunetka] klęczała przed nią i wodziła językiem po jej brzuchu. Widz co jakiś czas tylko popijał wino, i uśmiechał się lubieżnie. Widać było gołym okiem, że dziewczyny wiedzą czego od nich klient oczekuje, i umieją sprostać jego wymaganiom. Sytuacja była skomplikowana, tym bardziej że Sole, usłyszała że te dwie dziewczyny, są zawsze zamawiane i Stallart, nie życzy sobie innej. Nie mając wielkiego wyjścia, zabójczyni zaproponowała, że dołączy do nich. Klient będzie zadowolony, a i ona nabierze ogłady wśród wybrańców Wernera.

Podstęp udał się, choć Wutend początkowo wzbraniał się mocno, i Sole została przedstawiona Andreasowi Stallartowi. Ten chcąc od razu zobaczyć z czego dziewczyna jest ulepiona, kazał wejść jej na stół i zacząć tańczyć. Hanna i Anna, bo tak miały tamte dwie dziewczyny na imię, zaczęły masować mu barki i całować szyję. Sole nie miała innego wyjścia jak grać do końca swoją rolę. Mężczyzna praktycznie nie pił, i jadł dość mało, oczywiście pierw dając spróbować dziewczynom jedzenia. Te, go nie odstępowały na krok, bacznie patrząc na nową konkurentkę.
Po tańcu Andres postanowił podgrzać atmosferę i Sole wraz Anną miały zabawiać się na jego oczach. Gdy Anna pieściła Sole, bo takie było życzenie “pana”, Hanna rozpięła spodnie i zaczęła pieścić i ujeżdżać penisa Andreasa. Ten mimo iż był w dość zaawansowanym wieku, mógłby zawstydzić młodszych od siebie żaczków sprawnością i wytrwałością. Wszystko to, bowiem gdy Hanna skończyła, ten zabrał się za Sole. Nie było w tym ani krzty delikatności, bowiem brał ją możliwie jak najbrutalniej i dziko. Hanna i Anna patrzyły nienawistnie na Sole, która wiła się na stole we wszystkie możliwe strony….

Powoli nadchodził wieczór i Andreas postanowił udać się do pokoju przespać się. W tym czasie dziewczyny miały się odświeżyć i przygotować mu posiłek, bowiem miał dla nich przygotowane coś specjalnego….

Sole spokojnie usiadła w bali gorącej wody. Czuła jak jej ciało jest poobijane w każdym możliwym miejscu, a miała przeczucie, że to jeszcze nie koniec. Nogi, piersi, usta, pochwa i tyłek piekły i bolały. Miała wrażenie, że orała pole cały dzień, lecz to ona była pługiem w tym wypadku a Andreas orzącym. Choć dostała się w pobliże celu, mogła przypuszczać
Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-11-2014, 19:36   #14
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Niclas usiadł najwygodniej jak to możliwe na krześle przed niziołkiem i skinął mu głową.

- Her Niclas Steiger - przedstawił się - Jestem aspirującym alchemikiem i taumaturgiem metalu, czyli czarodziejem - stuknął w broszę z symbolem Chamon wpiętą w płaszcz - Szukam informacji, a możliwe że i mam propozycję.

Popatrzył uważnie na niziołka i uśmiechnął się.

- Złote kolegium zawsze bardzo aktywnie wspierało rozwój rzemiosła inżynieryjnego. Szukam możliwości przyjrzenia się projektom odbudowy prowadzonym w obrębie miasta, a dokładniej związanych z odbudową ratusza. Nie chcę wchodzić w kompetencje mistrzów rzemieślniczych bez uprzedniego spotkania z przedstawicielem cechu. Zatem oto jestem. Chciałbym wystąpić w roli obserwatora ale muszę mieć dostęp do wszystkich szczegółów dotyczących renowacji. Zamierzam o te obserwacje oprzeć własne prace rachunkowe, które w zamian mogę udostępnić, a co więcej, mógłbym proces odbudowy usprawnić.

Niziołek wysłuchał co miał do powiedzenia Niclas i wyjął stos dokumentów.
-No tak… To trzeba będzie złożyć pismo z prośbą o dołączenie do gildii, przedstawić w drugim orzeczenie o swojej tożsamości, plus trzecie pismo z prośbą o możliwość dołączenia do grona architektów Herr Otto Bera… - przesunął stos plików w kierunku Niclasa…

Niclas spojrzał na stos dokumentów i naraz wspomniał swoją nieciekawą i niestety długą przygodę w domu prawniczym. Westchnął zauważalnie.
- Jak mniemam nie istnieje skrócona procedura dla osób którym się śpieszy, ale które w przyszłości się odwdzięczą rzetelną współpracą?

Niziołek spojrzał uważnie, wręcz badawczo na Niclasa..
-Cóż...to zależy co pan proponuje.. - uśmiechnął się szeroko i przyjacielsko biurokrata.

Przez moment przeszło młodemu czarodziejowi przez myśl, aby uraczyć niziołka fantastyczną formułą “Złota Głupców”. Jednak przyjacielski uśmiech rozmówcy upewnił go w przekonaniu, że jest to osoba którą dopiero w późniejszym okresie będzie można wycisnąć z korzyści i przysług niczym dorodną cytrynę.
Sięgnął pod połę płaszcza i wyciągnął sakiewkę. Z niej zaś wysupłał złotą koronę.
- Proponuję opłatę manipulacyjną za skrócenie i ułatwienie procedury.

Niziołek uśmiechnął się szeroko i obejrzał sobie złotą koronę. Potem powiedział wprost i bezczelnie:
-Proszę jeszcze dołożyć 49 złotych koron a wtedy sądzę, że w ciągu dwóch dni...dostanie pan wszelkie uprawnienia i dokumenty, które by załatwiły pana kłopot. Proszę mi wierzyć, że zainwestowana suma pomoże panu uniknięcia wszystkich formalności, a także przechyli na pańską korzyść oczywiście, decyzję rady Gildii o przyjęciu pana..

‘Obyś zgnił w rynsztoku pacanie’
Niclas bez słowa wstał i zebrał dokumenty. Skinął niziołkowi głową na pożegnanie, po czym skierował się do wyjścia. W myślach zaś wbijał biurokracie szpile w serce i zastanawiał się nad zemstą. Wiedział że będzie okrutna, nie ze względu na bezczelność. Nie. Niclas był w głębi serca dobrym człowiekiem. Chciał torturować niziołka za to, że uzależnia czyjeś talenty od wagi zaoferowanego mieszka. Takie istoty musiały zostać wyplenione.

Mag zatrzymał się przy wyjściu szukając informacji do kiedy cech jest otwarty i przyjmuje petentów. Po krótkim wywiadzie jak się okazało cech przyjmował interesantów od świtu do zmierzchu co drugi dzień. Także ze zdobytych informacji oraz przypadkowo usłyszanych rozmów, wynikało że każda petycja, prośba była dość długo rozpatrywana. Wynikało to z nadmiaru pracy jakimi obarczano urzędników, a także brak Grafa w mieście, co sprzyjało korupcji i ociąganiu się biurokratów. Po zdobyciu tych informacji Niclas udał się na targ po jedzenie i ruszył powolnym spacerem przed budynek ratusza. Część jego natury chciała zamordować niziołka jeszcze dzisiaj. Jednak rozsądek nakazywał spożyć zemstę na zimno. Wpierw doprawiając ją wyrachowaniem i odpowiednim planem, który nie rzuci na osobę czarodzieja nawet cienia podejrzeń.

Gdy już dotarł na plac przed ratuszem zajął się obserwacją rusztowania i czynionych tam prac. Na podstawie pokrzykiwań i sposobu zachowania wyłuskał z tłuszczy robotników brygadzistów zajmujących się nadzorowaniem. Ocenił też że prace idą wolno, i mozolnie. Wszystko odbywało się w żółwim tempie, choć to co do tej pory zostało zrobione było wykonane rzetelnie i starannie. Widać było, że architekt i ludzie odpowiadający za pracę, większą uwagę poświęcają na to by praca robota została wykonana profesjonalnie choć dłużej, niż szybciej a byle jak. Najbardziej zaawansowane prace trwały nad modernizacją i przebudową całej kopuły. Zniszczona, z dziurami w dachu nadawała się tylko do demontażu co powodowało, że obecnie wszyscy skupiali się na tym elemencie. Podobno projekt przewidywał zamontowanie szklanych witraży, przez które wpadały by promienie słońca, jednak na razie głównym problemem był sam demontaż kopuły. To był najbardziej czuły punkt budowli, i zarazem najniebezpieczniejszy.

Wcześniej dowiedział się że jego cel wynosił z ratusza jakieś dokumenty. To oznaczało że mimo prowadzonych prac można się dostać do wnętrza budynku. Niclas skoncentrował się na tym punkcie oraz na ewentualnych niebezpieczeństwach czyhających na przechodniów, którzy od czasu do czasu gromadzili się przyglądając się pracującym. Na szczęście ktoś był na tyle przytomny, że nakreślił linie za które nie powinni ludzie przechodzić.
 
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172