|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-01-2015, 17:22 | #101 |
Reputacja: 1 | 17 Czasu zbiorów, dziesiąty rok panowania cesarza Luitpolda, godzina do zmierzchu. Bramy Miejskie Holthusen nad rzeką Schnilder Sceneria: Brama Mostowa i Mytnicza Holthusen, za nią kamienny most prowadzący do miasta. Słonce ma się ku zachodowi. Zerwała się letnia burza, i gwałtownie leje. Z drugiej strony mostu przez ścianę wody widać Holthusen, spore miasteczko, otoczone resztami murów pamiętającymi jeszcze Wojnę Trzech Cesarzy. Osoby: Bohaterowie, nastroszone kaczki na rzece, dwóch chłopów na wozie wracający z miasta, mytnik i trójka strażników, pies na łańcuchu. - Rozbój w biały dzień - warknął ktoś pod nosem pod adresem strażnika na moście pobierającego zwyczajowe "pensa od nogi" od przechodzących. Zwłaszcza Witalis się denerwował, bo uparci strażnicy uparli się że za Kubusia cztery pensy trzeba uiścić, na co sprytny treser orzekł, że miś przez bramę na dwóch łapach przejdzie - co zrobił ku uciesze zarówno żołdaków, jak i czekających na swoją kolej chłopków na wozie. - Prawo miejskie i elektorskie, ja ino zbieram. No nuże, płacić - nastawił skórzaną sakiewkę z wyszytym miejskim herbem. Zapłacili. Jakie w końcu mieli wyjście? - Przypomnijcie mi, po co tu jesteśmy - warknął Baryła chwilę później, gdy weszli na most - bo tylko moknę i nic z tego nie wynika. - Bo znaleźliśmy ślady wozu. A Werner to podobno karawaniarz, więc chyba wie co mówi. Tak przynajmniej twierdzi - odparł rzeczowo Gudi, który myślami już był w jednej z miejscowych oberży. - Nie mylę się - potwierdził mulnik, którego rany powoli zaczynały się goić - na polnej drodze był wóz, kryty i nieduży, zaprzęgnięto do niego dwa konie. Solidny wóz, nie jakiś kmiecy drabiniak. Mało obciążony. I skręcił w kierunku Holthusen. Kierował się tutaj lub musiał tędy przejechać. To jedyny most w okolicy - Werner był pewien siebie, co jak co, ale wozy, szlaki i zwierzęta to było coś, czym jego rodzina zajmowała się od pokoleń. - A Dimortij to dziwne imię, cudzoziemskie jakieś - dodał na koniec Sven. - Niewielu pewnie takich w mieście. A teraz chodźmy gdzieś się wysuszyć, bo powoli ziąb się robi. Deszcz ani na moment nie zamierzał przestać padać. Z za mostem, jak to zwykle w okolicach bram miejskich bywa witały podróżnych kiwające się szyldy gospód i oberż. W tym przybadku, po lewej stronie była "Das Stadttor", z okratowaną bramą widoczną na szyldzie, a z drugiej zaś "Der Fatzkeweine" z pijaną zezowatą gębą wymalowaną nad wejściem. O ile pierwsza wyglądała na spokojne miejsce dla poważnych podróżnych oczekujących wypoczynku, ta druga była oberżą dla ludu, niestroniącego od pijatyk, bijatyk i innych takich rozrywek.
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 16-01-2015 o 18:14. |
16-01-2015, 19:09 | #102 |
Reputacja: 1 | 17 Erntezeit, dziesiąty rok panowania cesarza Luitpolda, godzina do zmierzchu. Bramy Miejskie Holthusen nad rzeką Schnilder Podróż do Holthusen, pościg za Panem Dimotrim, można by rzec, w wydarzenia rozmaite nie obfitowała, powiedzieć nawet można, że wręcz przeciwnie. Nudno było, a na dodatek padać zaczęło. Jak nie umór, jak nie franca, to zmarzło mu to, co pod ubraniem nosi i na widok publiczny nie wystawia. Pięknie, naprawdę, nic tylko pejzaże malować kolorowe, pokazywać w dalekich stronach, spójrzcie panie, pięknie tu, ładnie, pogoda zawsze dopisuje. A obcy nic, tylko jechać do okolic Holthausen, a migiem. Mytnik w morionie pensy dwa z niego zdarł. Dwa pensy... toż to dwa piwa były. Ale nie kłócić się Gudiemu, awantur robić nie zamierzał, szczególnie, że się wzbogacił niemało czasami ostatniemi. Pieniądze ze szkatułki, z worka płóciennego, do sakiewki upchnął. Do jednej, tej ukrytej we wszytej w wewnętrzną stronę kurty, dał korony i szylingów większość, kilka srebrników wylądowało w drugiej sakiewce wraz z miedziakami; do pasa ową sakiewkę przywiesił i pilnował ją, ręki niemalże z niej nie zdejmował. Bo to Gudi jedynym tu złodziejem był? Jeszcze jakiś kieszonkowiec - a o takich tu nietrudno - się przyplącze i dochody się krasnoludowi obniżą, psiamać. Miasteczko było sporawe, nie było jednak wielkim miastem, co cieszyło Dwubutego. Nie lubił zgiełku metropolii ludzi, ale i ostępy dzikie miejscem jego ulubionym nie były. Miasteczka i wsie - tam właśnie lubił przebywać Gudi. W gruncie rzeczy... podobało mu się tu. Nareszcie w spokoju będzie mógł coś zjeść, napić się... wyspać na jakimś sienniku, przez mole tylko nieznacznie nadżartym... to jest myśl. Z uśmiechem na twarzy przekroczył miejskie bramy, deszczem nie przejmując się już wcale. |
16-01-2015, 23:17 | #103 |
Reputacja: 1 | Arno uśmiechnął się sam do siebie. Błądził myślami po wspomnieniach wąskich uliczek, na które pochodnie rzucały przyćmiony blask, po krętych ulicach bez trotuarów, pokrytych stertami odpadków, pełnymi błotnistych kałuż. Przetaczał się nimi zgiełkliwy, pijany tłum. Z mrocznych zaułków dobiegały przenikliwe śmiechy kobiet, odgłosy szarpaniny, czasem brzęk stali. Przez szeroko otwarte okna i drzwi wydostawało się światło świec, dolatywał kwaśny odór wina i spoconych ciał, łomot kufli i pięści tłukących o toporne stoły oraz zapierające dech w piersiach strzępy sprośnych piosenek. Wszyscy mogli szaleć i hałasować do woli, bo uczciwi ludzie unikal tej dzielnicy, a nocne straże, sowicie opłacane splamionymi krwią pieniędzmi, nie wtrącały się do ich zabaw. Pod niską, okopconą powałą zbierali się obwiesie wszelkiej maści: drobni łotrzykowie, przebiegli porywacze, złodzieje o zręcznych palcach i chełpliwi awanturnicy, noszący sztylety u pasa i zdradę w sercu...
__________________ [D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: psionik, Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz [Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: wolny czas Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 16-01-2015 o 23:22. |
17-01-2015, 12:05 | #104 |
Reputacja: 1 | Gudi pokręcił głową, na toporku łapę położył. |
17-01-2015, 12:54 | #105 |
Reputacja: 1 | Werner popatrzył na spylunę i karczmę " Jeśli ten Dimitrij handluje ludźmi , półświatek powinien coś o tym wiedzieć". Werner zdjął swojego lewego buta o wysokiej cholewie przeznaczonego do jazdy konnej i pracy, mocno już zużytego i stosunkowo luźnego. Wsypał do niego część monet o największym nominale z sakiewki, tak samo postąpił z drugim. To co zostało w sakiewce przytroczył do pasa. Imaginacja butów dla łatwiejszego wyobrażenia i oczyma duszy obejrzenia - Arno idę z tobą, może w tej spylunie usłyszmy coś o naszym koledze Ostatnio edytowane przez kokolor : 17-01-2015 o 16:09. |
19-01-2015, 00:43 | #106 |
Reputacja: 1 | Witalis w wielkiej rozterce spoglądał raz na jedną, raz na drugą knajpę. Nie mógł się zdecydować którą odwiedzić najpierw. W tej bardziej ekskluzywnej na pewno można się było dowiedzieć więcej - w końcu handel ludźmi, to bardzo kosztowny interes i nie dla przeciętnego bywalca "Der Fatzkeweine". W tej ostatniej dla odmiany panuje zapewne wyjątkowy klimat. Dodatkowo nie w pełni zdrowy Jakub pozostawiony sam sobie mógł napytać wszystkim biedy. A może by tak? - Arno, mój drogi, z chorym misiem pewnie nie zostaniesz, ale czy nie kupiłbyś byś nam trochę gorzałki? Bukłak, albo dwa wystarczy. No i coś na ząb dla Jakuba... Chyba nie odmówisz nam tej odrobiny przyjemności i nie dasz siedzieć o suchym pysku? Mielibyśmy z Jakubem baczenie na wszystko, jak wy się bawić będziecie... Mamy widzisz za co, tylko kupić nie ma jak... Jakub jakby rozumiejąc patrzył na Arno z niemą prośbą w oczach. Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 19-01-2015 o 00:45. |
19-01-2015, 13:26 | #107 |
Reputacja: 1 | Svenowi nie w smak bylo wydawanie kolejnych pieniędzy więc chętnie wybrałby się do spelunki "Der Fatzkeweine". Tym bardziej się ucieszył gdy okazało się że większośc kompanii też chce się tam udać. - "Der Fatzkeweine" to dobry wybór, prowadź Arno chętnie się z Tobą napiję. Bo jak spadłeś z tego pala do wody to myślałem, że nie będzie nam już dane. - powiedział przymilnie Sven, ocenił Baryłę jako najsilniejszego z drużyny i chciał go mieć przy sobie więc miał w planie co jakiś czas udawać "swojaka" dla potężnego weterana. Ucieszył się także, gdy zobaczył że miś nie wchodzi z nimi. Bał się trochę że ten szalony treser również będzie chciał z nim się napić. |
20-01-2015, 23:40 | #108 |
Reputacja: 1 | 17 Czasu zbiorów, dziesiąty rok panowania cesarza Luitpolda, wieczór. Holthusen nad rzeką Schnilder, gospoda "Das Stadttor" Sceneria: Oświetlone jasno lampami i pachnące jedzeniem wnętrze oberży. Wewnątrz nie ma niczego wyróżniającego - ot porządne stoły na sześcioro ucztujących każdy, zydle z krótkimi oparciami, wszystko widać że regularnie sprzątane. Schody prowadzą na galeryjkę na półpiętrze, gdzie znajdują się drzwi do pokoi gościnnych i dobry widok na jadalnię na dole. Osoby: Gudi, Karczmarz Jontek Svenson, Kelnerka Brygida, Głos kucharza. Goście: dwójka dobrze odzianych mieszczan gawędzących przy kielichu, czwórka gości w dobrej jakości ubraniach podróżnych (w tym dwójka przy mieczach), dwóch zbrojnych w barwach miejskich, siedzący pod ścianą, o którą oparli halabardy. "Bramowa" jak sobie nazwę w głowie przetłumaczył Gudi była niczym nie wyróżniającą się gospodą dla osób o nieco zasobniejszych portfelach. Z gatunku takich gdzie koce są prane, pluskwy spotyka się sporadycznie, zaś za odpowiednią opłatą można dostać kąpiel. Zapachy dochodzące z kuchni były nęcące i tak wymieszane, że pochodziły z pewnością z kilku garów jednocześnie. Za plecami oberżysty wisiały zaś na kołkach mosiężne klucze do pokoi. Takiego miejsca szukają podróżni, którzy pragną odpoczynku. Nieopal, knajpa "Der Fatzkeweine" Sceneria: Kilka kopcących smrodliwie świec na krzyżaku zwisającym z sufitu oświetla salę o podłodze wysypanej trocinami i szatkowanym sianem. Brudne stoły ktoś przyśrubował do podłogi, podobnie jak zydle i ławy - i beczki, które postawiono tam, gdzie zabrakło zydli. Ogólnie czuć zapach alkoholu ludkiego, niemytego ciała i niepierwszej świeżości jadła, którego smak ktoś chce zabić dużą ilością cebuli. Osoby: Arno, Sven, Werner, Witalis, oberżysta Drrug Leibnitz, kelnerki Anna i Bessy, wykidajło Bruno Shwartz, lampucery nie pierwszej świeżości - Magnolia, Róża i Stokrotka, wdzięczące się do tych z sakiewką, nizioł szuler Kostek, barwna zbieranina miejscowego elementu i ubogich przyjezdnych, szczury, muchy. O ile blask boskiego Sigmara i sługi jego Cesarza oświetla całe imperium, tak w niektórych miejscach zdaje się przygasać. Tak właśnie było w Fatzkenweine, gdzie Ranald rozsiadł się swoją szachrajską dupą. Nikt nie spodziewał się tu luksusów czy niechrzczonego piwa. Wręcz przeciwnie - ludzie przychodzili tu by się sponiewierać i upodlić w towarzystwie podobnie myślących. O dziwo z pozostałymi przyszedł Witalis, który za radą Wernera zaprowadził Kubusia do pustej stajni karczemnej i przyszedł dogadać się z karczmarzem. Naszych bohaterów powitała nagła cisza i gościnne "spierdalać!" rzucone przez anomimowego odważniaka z głębi karczmy. Po czym wrócił gwar i przestano zwracać na nowych uwagę. Wykidajło, widząc broń spojrzał spod oka i poklepał wymownie ciężką, nabijaną gwoździami pałę, którą trzymał w pogotowiu. A wyglądał conajmniej na półogra, jeżeli coś takiego natura stworzyła. No cóż, z jakiegoś powodu Fatzkenweine jeszcze nie spalono i nie obrabowano. Zapewne właśnie z tego.
__________________ Bez podpisu. |
24-01-2015, 18:58 | #109 |
Reputacja: 1 | Serce Witalisa rozpierała radość, szli przecież do knajpy a Jakub siedział sobie w stajni. Właściwie nie wiedział, czemu sam nie wpadł na ten pomysł. Chłopak stajenny co prawda uciekł z krzykiem, ale jego doświadczony ojciec ze stoickim spokojem zapytał tylko, czego przynieść do żarcia, bo chyba nie siana, oraz czy rozczesać futro. Futro rozczesać, che, che. Niech by spróbował... Jakub, zwłaszcza ranny nie pozwoli na taką poufałość. Było to pewne, do tego stopnia, że Witalis zostawił swoje korony ukryte w obroży miśka, a ze sobą wziął sakiewkę szylingów i pensów. Po namyśle zabrał jednak jeszcze dwie korony i ukrył je w bucie. Teraz szli razem z Arno, Svenem i Wernerem do knajpy. Wnętrze niczym nie zaskakiwało. Ciemno, głośno i ten straszny smród... Witalis stanął na chwilę i odetchnął pełną piersią. Niesamowita mieszanina zapachów uderzyła go w nozdrza. Wszystkie wonie z kuchni - cebuli, czosnku, kiszonej kapusty, no i oczywiście starego, przypalonego mięsa mieszały się z zapachem gości: brudnych, nigdy nie mytych ciał, uryny i wymiocin. Wszystko okraszał aromat skisłego piwa i podłej gorzałki. Na jego twarzy wykwitł grymas. Myliłby się ten, kto odebrałby go jako coś złego. Witalis się uśmiechał. Na gościnne „spierdalać”, żeby nikt nie posądził go o brak kultury i obycia, odpowiedział życzliwie i z uśmiechem: - MORDA CHAMIE!!! Potem raźnym krokiem przeszedł obok Bruno (ten niewielki nóż ukryty w cholewie buta był niewidoczny) i skierował się w stronę oberżysty. -Dzban najlepszego piwa i coś na ząb dla mnie i moich przyjaciół, dobry człowieku. To na razie, a potem się zastanowimy. – zawołał. Miał nadzieję, że gorzałkę i coś konkretnego do jedzenia zamówi za chwilę już ktoś inny... |
25-01-2015, 17:09 | #110 |
Reputacja: 1 | Wzrok Wernera musiał się przyzwyczaić do wszechobecnego dymu z kopcących świec. Usiadł przy stole i starał się wychwycić co mówią ludzie w karczmie , miał nadzieje trafić na coś ciekawego. Miał nadziej , że Witalis zamówi coś do jedzenia. " Mam nadzieje , że ten powóz się tu zatrzymał inaczej będziemy potrzebować chociaż jakiś chabet by nadrobić czas". Przysłonił oczy kapeluszem i zaczął wsłuchiwać się w szepty, rozmowy i krzyki w karczmie starając się odrzucić plewy od ziarna. |