Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2014, 23:43   #1
 
omikron's Avatar
 
Reputacja: 1 omikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znany
Pasterze z Carcassonne


Niewysoki poczerniały i ozdobiony bujną winoroślą mur bronił wejścia do tajemniczej twierdzy, która miała stać się schronieniem szóstki nowo mianowanych carcassonnskich pasterzy, jeśli nie chcieli przemoknąć do suchej nitki i rozchorować się z powodu ulewy o niespotykanej sile. W ich centralnym punkcie była brama, zamknięta brama ze starym drewnianym mostem, który opuszczony tworzył przejście nad głębokim na kilka stóp i niewiele szerszym rowem wypełnionym gęstym błotem. Zbyt płytki by uniemożliwić szturm, ale na tyle dobrze zaprojektowany aby dać czas obrońcom na wystrzelanie napastników do nogi. Teraz taką pogodę stanowił wyzwanie prawie że nie do pokonania dla nieszczęśników, którzy mokli na zewnątrz. Mogliby godzinami próbować sforsować fortyfikacje, jednak na niewiele by się to zdało.

Wszyscy byli sfrustrowni, gdyż byli tak blisko bezpiecznego schronienia, a jednak na drodzee stała im przeszkoda i to taka, której sforsować się nie da. W ten czarnowłosa elfka Nivia zauważyła jakąś postać stojącą na szczycie jednej z wież bramy. Była czarna, chyba miała na sobie jakiś rodzaj pancerza, ale z tej odległości i przez widoczność ograniczoną warunkami pogodowymi nie była w stanie tego dokładnie określić.Widziała tylko, jak ręką wskazuje na nich, a po chwili wszyscy usłyszeli łoskot, który zwiastował zbawienie. Most zwodzony zaczął się opuszczać po kilku chwilach ukazując pordzewiałą kratę ochronną bramy, która z nieprzyjemnym dla ucha łoskotem się podniosła. To był co najmniej... nie codzienny widok, ale gdzieś z tyłu uderzyła następna błyskawica rozwiewając wszelkie wątpliwości.

Po przejściu przez most od razu bez słowa przyłączyło się do nich dwóch ludzi od stóp do głów zakutych w pancerze, które przez bretończyków są uważane za przestarzałe. Bez słowa ruszyli równym, marszowym krokiem przed siebie, nie zważając na rozpaczliwe beczenie owieczki Beby, którą coraz trudniej było utrzymać na śliskim od deszczu postronku. Prowadzili pasterzy przez opustoszały dziedziniec do wejścia do fortu. Kiedy zapukali, drzwi się otworzyły i od raz dało się wyczuć zapach rozkładu. Nie było to zbyt przyjemne, jednak coś, jakaś nieznana siła nie pozwalała bohaterom odmówić zaproszenia gospodarzy. Kamienne korytarze wnętrza budowli na pewno nie dawały spokoju ducha. Były wąskie i kręte, jeśli ktoś cierpiał na klaustrofobię na pewno nie powinien zapuszczać się do środka. Jakby tego było mało, były niezwykle brudne, a od czasu do czasu dało się na ścianach dostrzec plamy zaschniętej, brunatnej krwi. Z bocznych odnóg korytarza od czasu do czasu wychodzili inni strażnicy zamczyska dwójkami, tak, że teraz z tyłu i przodu kolumny było ich po czterech, a każdy na liberiii narzuconej na zbroje miał ten sam herb, złoty, młody dąb otoczony białą pętlą używaną do treningów z lancą, na zielonym tle.


W końcu doszli do większego pomieszczenia, które było puste, zimne i ponure. Nawet cztery piece rozstawione przy ścianach nie dawały wystarczająco ciepła ani światła, aby ogrzać, czy dobrze oświetlić to miejsce, zaś na końcu stał solidny, drewniany tron, na którym siedział...

-Krasssnolud wyrzutek- powiadziało monstrum przeciągając litr S. Wyglądało jak szkielet potężnego człowieka, który w ręku trzymał długi, ozdobiony rubinem miecz- głupiec- kontynuował dalej patrząc na twarz Gaela spod brudno zielonego kaptura, pod którego nie widać było oczu- pijak bez grosza przy duszy i bawidamek z odległego kraju- kiedy kierował swe słowa do Yurgi i Berholta d ośmiu dotychczas towarzyszących pasterzom rycerzy dołączyło drugi tyle, powoli otaczając ich z każdej strony odcinając wszelkie możliwe drogi ucieczki.
-Przeklęta, ale sssłowna elfka- nieumarły ukłonił się w stronę przedstawicielki starzej rasy, by po chwili skierować ostrze miecza w stronę sir Gisberta, jednak do niego nic nie odrzekł.
-Witajcie na mym dworze moi nowi poplecznicy. Witajcie w Forcie Letniego Przełomu...


Za otwartymi okiennicami sali rozpętało się ww tej chwili burzowe piekło, co chwile zsyłają ku ziemi błyskawice, które uderzały z niespotykaną wręcz częstotliwością.

 
__________________
Przemierzcie góry Irrana i malownicze wzgórza Glanborielle jako Pasterze z Carcassonne.
omikron jest offline  
Stary 12-11-2014, 15:23   #2
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Gael przez kilka dni zdążył co nieco poznać towarzyszy. Najlepsze wrażenie zrobiła na nim oczywiście elfka, ale pamiętający swe skąpe doświadczenia z płcią piękną nie zagadywał, ani nie zbliżał się do niej zbytnio. Sir Gisberta obdarzył szacunkiem i oddaniem jakie winien był chłop swemu panu. Z zainteresowaniem obserwował Bernolta. Mężczyzna mu imponował. Był taki jakim Gael Puszczyk chciałby być. Co jakiś czas musiał sobie przypominać, że jest wszakże tylko chłopem. Jeszcze większym zainteresowaniem obdarzył krasnoluda. Był pierwszym przedstawicielem tej rasy jakiego spotkał od wyruszenia ze swojej wsi o jakże wdzięcznej nazwie "Wściekła Maciora". Yurga natomiast nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Wyglądał na jednego z tych cwaniaczków przed którymi go ostrzegano gdy ruszał na wędrówkę.

Jako chłopu to jemu przypadło opiekowanie się owcą. Nadał jej imię Beba na pamiątkę dziewczyny z sąsiedniej wsi w której się potajemnie kochał gdy był młodszy."Jak dobsze, że stego wyrosłem" pomyślał w duchu i uśmiechnął się głupawo. Owca nie sprawiała problemów, a gdyby przyszło jej do głowy stawać okoniem to Gael gotów był wziąć ją na ramiona i ponieść. Poza brzydotą wyróżniał go słuszny wzrost i niezła krzepa.

Gdy po kilku dniach wędrówki stanęli przed zamkiem Gael nie miał najlepszych przeczuć.
- Sir Gisbertcie nie wlazujmy tamok. Gael ma złe przeczucia. Tamok zło jakieś się kryje, wompierz albo wilkołak. Zeźre nas ani chybi. Patrzajta nawet Beba się trwoży. Tamok cosik złego nas czeka.

Przerwał gwałtownie i skulił się cały gdy na wieży pojawiła się tajemnicza postać a most zwodzony zaczął się opuszczać.
- No to bam!

Jednak gdy reszta ruszyła ruszył niepewnie w ślad za nimi ciągnąc owcę na postronku. Co jakiś czas wydawał z siebie zduszone "Ojojoj" gdy do pochodu dołączali kolejni rycerze.

Gdy znaleźli się w sali z władcą nawiedzonego zamczyska przypadł do ziemi w wielkim przestrachu. Siły woli starczyło mu tylko na to by nie rozluźnić zwieraczy. Bełkotał tylko jąkając się.
- Bam, bam, ojojoj!
 
Ulli jest offline  
Stary 12-11-2014, 16:56   #3
 
Skrzydlata's Avatar
 
Reputacja: 1 Skrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłość
Niczym kubeł wody wylany wprost na rozniecający się ogień, Nivia uparcie i wytrwale trzymała dystans pozostałych towarzyszy od siebie. Nie była osobą towarzyską i wyraźnie potrafiła poradzić sobie sama. Nie mówiła o sobie właściwie nic, w ogóle nie wypowiadała się za dużo, chyba, że było to już zupełnie konieczne. Można więc było sądzić, że taka jest natura tej elfki, że okrywa się tajemnicą jak płaszczem i nie zrzuca go zbyt często. Przyglądała się oczywiście mężczyznom, z którymi przyszło jej teraz spędzać czas, wolała mieć pewność, że nic jej nie zaskoczy, tak więc pozwoliła sobie na poznanie ich natur w takich, czy innych sytuacjach. Z dala. O każdym miała lepsze, lub gorsze zdanie, które, jak wiele innych swoich myśli, zachowywała tylko dla siebie. Była stosunkowo obojętna dla wszystkich podobnie, nie miała w naturze jednych wywyższać a drugich nie, o ile znacząco nie nadepnęli jej na odcisk. Jeśli ktoś był wyraźnie natrętny, mógł spotkać się z nieco większym chłodem, ale Nivia nie była pamiętliwa. Po prostu chciała mieć spokój.

Gael, prosty mieszkaniec jednej z wsi, zwierzęciem potrafił zająć się najlepiej. Nie oponowała, nie przywykła do zajmowania się i dbania o cokolwiek, czy kogokolwiek, tak więc ucieszyło ją nawet, że to nie jej przypadł takowy obowiązek. Zwierze dostało imię, zbyteczny zabieg, bowiem gdyby coś mu się stało, przysporzyłoby to tylko smutku ze straty.

W jednym temacie zgadzała się z prostotą umysłu chłopa. Ten fort miał nad sobą widmo czegoś nieprzyjemnego. Jednak nie było innego wyboru, musieli jakimś sposobem dostać się do środka. Próba przedostania się przez fosę mogłaby zakończyć się fatalnie, tak więc, kiedy to szukała jakiegoś rozwiązania, dostrzegła mroczną postać. Nie odrywała wzroku od tego, który stał ponad nimi i wyciągnięciem ręki otworzył im drogę ku schronieniu. Nivia była już niemal pewna, że coś jest z tym miejscem stanowczo nie tak.
Nie pozwalała sobie na zbytnie podziwianie otoczenia, zwłaszcza, gdy z kolejnymi 'przystankami' dołączało do nich coraz więcej rycerzy. Dodatkowo nie wpłynęło to na nią najlepiej, kiedy w tak ogromnej grupie zaczęli przemierzać wąskie, nieprzyjazne i ciemne korytarze fortu. Duszący był dla niej ten odór rozkładu, a może zważała na niego silniej, próbując odwrócić swą uwagę od uczucia pułapki, które wprawiało ją w niepokój. Nie pokazywała po sobie emocji, jedynie jej ruchy, które z miękkich, stały się nieco bardziej napięte, mogło podsunąć komukolwiek myśl, że czarnowłosa stroni od ciasnoty i zamknięcia. Klaustrofobia jednak nie zdążyła przejąć nad nią pełnej kontroli. Elfka pamiętała gdzie było wyjście i jaką drogę przebyli od wejścia. Za chwilę weszli do większego pomieszczenia. Prawdopodobnie uwaga wszystkich skupiła się na upiorze, który zasiadał w głębi sali. I na niej zrobił wrażenie. Nie tylko swą porażającą osobą, ale także słowami. Chwilę później Nivia przebiegła wzrokiem po rycerzach, którzy teraz szczelnie ograniczyli ich swobodę ruchów po pomieszczeniu. Dotarło też do niej, że osoby te nie były normalne. Zmarszczyła brwi, orientując się, że nie oddychają i stoją w kompletnym bezruchu, niczym posągi. Nerwowo poruszała palcami, przy swoim pasie. Łuk nic by się nie zdał w pomieszczeniach. Znów zwróciła uwagę na upiora, a potem zerknęła na Sir Gisberta. To jego sprawa mówić. Zdążyła pojąć, że konwenanse zamkowe, wymagają, by to on mówił, w końcu miał ten swój tytuł. Rzuciła przelotne spojrzenie chłopu, który kompletnie stracił zimną krew. Oczekiwała w napięciu rozwoju sytuacji...
 

Ostatnio edytowane przez Skrzydlata : 12-11-2014 o 17:00.
Skrzydlata jest offline  
Stary 12-11-2014, 17:00   #4
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Grundi pogładził dłonią po brodzie, strzepując tych parę kropel z i tak już przesiąkniętej dumy khazada. Łazili już w deszczu wystarczająco długo, a teraz jeszcze dom był odgrodzony… Z drugiej jednak strony krasnolud się cieszył- nie uśmiecha się mu włażenie pod taki dach, zwykła zasłona, czy wiata by w pełni wystarczyły. Na samą myśl o tym, by opuścić otwartą przestrzeń dostał dreszczy. A może to z zimna?

- Czort wi, co nie?- zagadał do Beby. Ta nie odpowiedziała, idąc za mężczyzną zwanym Gaelem, który trzymał postronek. Grundi trzymał się z boku towarzystwa, poczłapując koło owieczki. Nieśmiały, nie umiał zagaić rozmowy ze swoimi towarzyszami, toteż niewiele o nich wiedział, mimo iż już od paru dni przemierzali wspólnie wzgórza Glanborielle. Co jakiś czas gadał sobie tylko pod nosem, albo do Beby, z którą nie miał problemów się zaprzyjaźnić- w końcu już od wielu lat zajmuje się tymi zwierzakami.

- Nu, dobrze gada- mruknął pod nosem krasnolud, rad że Gael powiedział co i jego trapiło. Zwierzaki mają swój rozum, czują kłopoty i ode złego uciekają. Jednak gdy pojawili się rycerze, Grundi posłusznie poszedł za resztą, mówiąc tylko od czasu do czasu jakieś uspokajające słówka do Beby.

Kiedy znaleźli się w środku khazad niemal skurczył się do połowy. Trzymając się blisko towarzyszy starał się zachować spokój, mrużąc oczy i wyobrażając sobie dużą łąkę, tak jak się dawno nauczył, niewiele to jednak pomagało.

- Ni mogą one budować wielkszych domów, bin Grungni?!- wymamrotał. Pewną ulgę poczuł gdy wreszcie weszli do większej sali.

Początkowo Grundi nie zwracał uwagi na gospodarza, trzymając wzrok wbity w stopy, jednak gdy usłyszał słowa „krasnolud wyrzutek” z lękiem podniósł oczy. Maszkara którą widział na szczęście nie była khazadem, a takiej konfrontacji najbardziej się obawiał. Dlatego, mimo iż gospodarz domostwa budził w nim niepokój, pozwolił by rozmową z nim zajęli się inni członkowie grupy. Rycerz wszak mógł robić lepsze wrażenie niż bełkoczący krasnolud, nie mówiąc już o wężoustej (jak mawiali jego rodacy) elfce. Sam uklęknął i chwycił za postronek, który upuścił Gael i przytulił się do owieczki.

- Spokojnie, odwagi…- szeptał, na równi do Beby, leżącego chłopa, jak i siebie samego. „Aby tylko już wyleźć stąd, choćby i na deszcz”, pomyślał khazad.
 
Earendil jest offline  
Stary 12-11-2014, 18:10   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Łażenie na ślepo po okolicy w poszukiwaniu nie wiedzieć czego - to zdecydowanie Bernoltowi nie odpowiadało. Nie lubił co prawda moknąć, ale doświadczenie podpowiadało mu, że lepiej by było zawczasu sklecić jakiś szałas i przeczekać ulewę, niż włóczyć się tam i siam w poszukiwaniu nie wiadomo czego.
Dobrze chociaż, że kompania - choć wyjątkowo zróżnicowana i dobrana w nader dziwaczny sposób - jakoś się między sobą dogadywała.
Jedynym elementem nijak nie pasującym do pozostałych był rycerzyk, mianujący się sir Gisbertem Mężnym.
Mężny to on może i był, ale pewnie niezbyt do czegokolwiek przydatny, skoro markiz przeznaczył go do takiego zadania, jak pasanie owiec. Niby się to zwało "nadzorem nad pasterzami", ale nie da się ukryć - lepszy byłby porządny pies pasterski. I lepszy, i z pewnością tańszy w utrzymaniu niż sir Blaszana Puszka.
Ale głos markiza był decydujący i nie było o czym dyskutować.

Wizja dachu nad głową i możliwość osuszenia w pierwszej chwili wpłynęła na Bernolta dopingująco, ale już po chwili zameczek wydał mu się jakby nieco mniej sympatyczny i pociągający.
A gdy jeszcze nie wiadomo skąd pojawiła się zakuta w stal eskorta...
Było jednak za późno na to, by powiedzieć "do widzenia" i wziąć nogi za pas.
"Że też ja tu wszedłem", pomyślał na widok upiornego pana zamku. Poczuł, jak kołaczące serce podchodzi mu do gardła i musiał wesprzeć się na garłaczu, by nikt nie widział, jak trzęsą mu się nogi. Najchętniej by usiadł, ale nie był pewien, czy zdołałby potem jakoś wstać.
Kątem oka spojrzał na "ich" rycerza, ciekaw, co tamten odpowie. Zdecydowanie wątpił, by sam zdołał z siebie wydusić choćby jedno w miarę składne zdanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-11-2014, 19:57   #6
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Saint Guis. De Lavalle. Kurwa mać.

Miał pecha, to był pech, przeklęty pech. Nikomu normalnemu by się to nie zdarzyło, normalni ludzie...

Normalni ludzie nie trafiają na akurat tego... w całej Bretonni akurat tego...

Kurwa mać, za co?

- Będziesz dowodził oddziałem pasterzy, sir Gisbercie - mówi markiz Tibauld. Czy widzi uśmiech, lekkie zakrzywienie tych glistowatych warg? - Pokażesz im, że jesteś rycerzem. Boś rycerz, prawda?

Znowu ten wredny uśmiech, ta ironia w głosie.

Przynajmniej nie trafił na zamek de Lavalla. Jakby tamten zobaczył jego tunikę, jego tarczę...

- Ach, zapomniałbym - dorzuca ten pieprzony Saint Guis - Owieczka, wasz, rzekłbym, kluczowy element oddziału... nie zgub go, bo cię powieszę. O tu, na tej gałęzi.

Buk na dziedzińcu zamku.

- Powieszę - powtarza markiz, smakując słowa - albo po prostu powiem baronowi. I w sumie na jedno wyjdzie.

- Albo... - mówi markiz - Albo pokażę tym twoim pasterzom herb. Ten na wamsie i ten... - uśmiecha się - Ten, który umieszczono nad bramą... zresztą wiesz nad którą.

Ucieknę. Z koniem się nie obeznałem, ale i tak ci ucieknę glizdo. Zobaczysz.

Markiz uśmiecha się, cholernik.

- Ci pasterze... - mówi Saint Guis - To dumni ludzie, ale prości. Ale ty... tyś nikim Okażesz im szacunek. Zniżysz się do ich poziomu, znaczy się, konia zostawisz. Spisz się dobrze... sir... sir... - uśmiecha się wrednie - O sir Gisbercie Mężny... rycerzu mój. - kończąc, parodiuje uniesienie.

Wyszczerzył się jak dzieweczka. No istne jasełka.

Pasanie owcy. Pasanie... ach, dziadziowa nauka...

Uśmiechnął się. A bo bez konia uciec się nie da?


Zerknął na drużynę. I na zamek.

Drużyna, można rzec, zgrała się dość dobrze. Polubił Gruniego, bo pasał, bo był sympatyczny, bo uznał go za porządnego krasnoluda.

Polubił Gaela, nie dlatego, że zdawało się, że naprawdę uważa... Gisberta za kogoś pokroju lorda. Był sympatyczny, łączyło ich więcej niż postronnemu by się zdawało, dzięki niemu i Gruniemu czuł, że owca nigdzie nie zamierza uciekać... ot, polubił go.

Nivia była... inna. Ale atrakcyjna. Cholernie atrakcyjna. A on był cholernie nieśmiały...

Yurga narzekał. Był w miarę sympatyczny. Ale ciągłe narzekanie sprawiło, że trudno było z nim pogadać.

Bernolt był źle nastawiony do niego, on był źle nastawiony do Bernolta.

A zamek... Glanborielle... dziadzio mu opowiadał. Opuszczone zamki księstwa Glanborielle, jedno z ostatnich miejsc, które mógłby wybrać jako schronienie na noc. Choć ten deszcz... nie pipkowatym szlachcicem... Impeialnym... co to sprawia wrażenie zrobionego z cukru, ale perspektywa wysuszenia się była dość... kusząca

Zdania reszty były różnorakie.

Decyzję podjęto za nich.

Kim byli czarni rycerze i upiorny lord? Byli martwi... i byli rycerzami Glanborielle. Herb lorda... był na jednej z tarcz markiza - Saint Guis miał sporo pamiątek po wymarłych Glanboriellskich rodach.

Oni wiedzieli. Rycerze, lord... wiedzieli kim był.

A reszta kompanii oczekiwała, że to on będzie mówił. I musiał ciągnąć grę.

- Po... poplecznicy? - wydukał i powstrzymał drżenie nóg - Po... powiadasz, panie, żeśmy poplecznicy twoi? M-m-m-my-myśmy dumni, iż zechciałeś nas ugościć, ale... my... my rzecz jasna nie śmielibyśmy się sprzeciwiać woli tak wspaniałego lorda, ale...

Przełknął ślinę. I opanował bełkot wypływający mu z ust.

- Czego chcesz? - zapytał

Zbyt szybko, zbyt... zbyt ordynarnie. Ale zapytał. Teraz trzeba czekać na odpowiedź.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 12-11-2014 o 20:00.
Fyrskar jest offline  
Stary 12-11-2014, 21:28   #7
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
- A idź pan w chuj z tą pogodą... - narzekał Narzekacz.

Nic tylko lało. Od kiedy przerzucił swoją zmęczoną dupę przez granicę nie zaznał dnia bez deszczu. Ale miało to dobre strony, bo przynajmniej było na co psioczyć. Jedyna sytuacja, w której Yurga czuł się nieswojo to taka, w której nie czuł w ustach smaku alkoholu albo taka, w której nie mógł na nic narzekać.

Pech chciał, że wraz z ostatnimi pieniędzmi skończyła się też gorzałka, więc chcąc nie chcąc Yurga musiał sobie pomarudzić. Wiedział, że denerwuje tym wszystkich, no ale co miał zrobić? Nie miałby nic naprzeciwko gdyby ktoś narzekał razem z nim. Mogliby nawet zrobić zawody na najgorszego Idź-Pan-W-Chuja, które Yurga swojego czasu wygrał i szczycił się zasłużonym tytułem we wszystkich karczmach Hochlandu!

Ale jego obecni towarzysze pewnie o tym nie wiedzieli. A mieli zaszczyt pilnować owcy z człowiekiem, którego imię wyryte było na każdym kontuarze każdej gospody na północ stąd. Narzekacz nie obraziłby się, gdyby miał okazję zaznaczyć swoją obecność w jakimś bretońskim przybytku, ale w tym momencie przed jego kartoflowatym nosem wznosił się najbrzydszy zamek jaki widział w życiu. Nie omieszkał podzielić się spostrzeżeniem z innymi.

Oczywiście musieli wejść do środka.

- Może i sucho, ale piździ jak w Kislevie... - marudził. - A do tego śmierdzi, jakby wszyscy z okolicy urządzili se tu wychodek...

Gdy weszli do sali, jakby się wydawało, tronowej stanął jak wszyscy, gapiąc się na szkielet. Ich gospodarz zdawał się wiedzieć o nich bardzo dużo.

- Ten bawidamek to o mnie czy o tobie, bo żem się zgubił - zażartował do Bernolta. - Bo pijaków to już żadnych nie widzę.

A następnie szepnął z wyrzutem do sir Gisberta:

- A idź Pan, Panie, w chuj z tym gospodarzem... W dom zaprosił, ale jeść i pić nie dał! Tylko głupoty pierdoli i oczywiste oczywistości przedstawia jakbyśmy sami nie wiedzieli kim żeśmy jesteśmy...
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 13-11-2014, 15:52   #8
 
omikron's Avatar
 
Reputacja: 1 omikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znanyomikron nie jest za bardzo znany
Na słowa Yurgi o gościnie rycerstwo upiornego lorda wyjęło miecze z pochew, wszyscy jednocześnie, jakby takie zgranie ćwiczyli latami. Ich broń była przeżarta przez rdzę, niektóre z ostrzy były nawet złamane, jednak biła od nich ledwie wyczuwalna aura. Aura nienawiści, aura zwiastująca rządzę zemsty. Na kim chcieli się zemścić, czy na kimś kto obraził ich pana, czy tym kto sprowadził na nich taki los? Nie wiadomo. Narzekacz siłą rzeczy przestał narzekać odsuwając się o krok w tył, jednak w chwilę sobie przypomniał że tam też stoją i tylko czekają na jego nie przemyślany ruch, więc podsunął się bliżej towarzyszy, zaś nieumarły pan począł iść w ich stronę z szybkością zniecierpliwionego człowieka.

-Śśśmiesz już w tej chwili mi sssię sssprzykrzać?- wykrzyczał do byłego stangreta stając o krok przed nim. Yurga poczuł niezwykły chłód bijący od potwora, a szczególnie od rubinu, który tkwił w jego mieczu. Zimno było tak przejmujące, że oddychając przez ust wydostawała mu się biała, gęsta para, zupełnie jak w zimowe dni na poza cieplutką gospodą, która była jego ulubionym miejscem. Musiał też odwrócić wzrok, gdyż od smrodu bijącego z czarnej otchłani kaptura, pod którą nie widać nawet było czaszki zaczęły mu piec oczy.
-Może mam powiedzieć sir Telebaudowi i Hugonowi, żeby odprowadzili cię na zewnątrz- rzekł wściekle pokazując na dwóch ze swoich gwardzistów.
-Nie? Tak myśśślałem. Teraz sssłuchaj mnie uważnie. Wssszyssscy sssłuchajcie!

Upiór odszedł na kilka kroków, aby wszyscy widzieli go dokładnie.

-Glanborielle jessst podzielone sssporami między markizem lojalnym ksssięciu- wypowiedział te słowa jakby gardził oboma- a baronem, który chciałby odnowienia dawnych praw i ssswobód rycerzy i wyzwolenia ssspod jarzma Carcasssone. To nie jessst jednak odpowiedni czasss. Przeklęci zielonossskórzy zbierają bandy. Podburza ich ktośśś i to jessst człowiek władający magią, która zakłóca moje widzenie, nie mogę dossstrzec kto to i gdzie jessst, ani komu służy. Wie że teraz sssytuacja w księssstwie jessst do tego odpowiednia. Z Couronne jadą heroldowie obiecujący młodym rycerzom chwałę i tytuły w wyprawie recerssskiej pod wodzą króla, to osssłabi obronę.

Zamilkł na dłuższą chwilę obserwując po kolei czekających w napięciu i strachu pasterzy.

-To właśśśnie pojawia sssię wasssze zadanie- kontynuował- musicie się dowiedzieć kto to jessst i go powssstrzymać za wszelką cenę, inaczej Glanborielle ponownie, jak za moich czasów ssspłynie krwią, a orkowie na tym nie poprzessstaną. Udajcie sssię na południowy wssschód ku pieczraom Mossseracc, tam znajdziecie Pannę Graala, która spotkała już tego maga,będzie mogła udzielić wam potrzebnych odpowiedzi.

-Jeśli podejmiecie sssię tego zadania, z radością ugoszczę was w moim zamku na noc, jeśśśli nie, dołączycie do moich ludzi.
 
__________________
Przemierzcie góry Irrana i malownicze wzgórza Glanborielle jako Pasterze z Carcassonne.
omikron jest offline  
Stary 13-11-2014, 21:06   #9
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Kusząca propozycja, pomyślał rycerz. Po czym zgromił Yurgę wzrokiem.

- Jesteśmy ci, panie, wdzięczni za możliwość wyboru - rzekł w ciszy, jaka zapadła po słowach upiornego lorda - A i za... gościnę. Podejmiemy się... tego, hmmm... zadania. Podejmiemy się w miarę naszych zdolności, doświadczenia i... szczęścia. No chyba, że ktoś z naszej drużyny woli drugą... opcję...

Spauzował, czekając na odpowiedź.

- Rzeknij nam, panie, jak dotrzeć do pieczary. I jak znaleźć Pannę... Pannę Graala. - rzekł

Perspektywa spotkania się z Panną Graala była... nieprzyjemna.

Znów miał pecha, przeklętego, po dwakroć... nie, po trzykroć przeklętego pecha. Dlaczego wciąż go to spotyka...?
 
Fyrskar jest offline  
Stary 13-11-2014, 21:28   #10
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Gael dalej siedział skulony, przykucnięty i kurczowo ściskał postronek owieczki Beby. Zwierzę też się trwożyło i próbowało wyrwać, jednak chłop był silniejszy. Cały czas jąkał się i dukał zaklęcia w swym tajemnym języku. Dla postronnego brzmiało to mniej więcej jak: Ojojoj! Baaam! Ooojojoj!

Nie bardzo rozumiał czego upiór od nich chce. Jakaś misja, Panna Graala, orki. Żadne z tych słów mu się nie podobało, no może w wyjątkiem Panny Graala. Z doświadczenia znał kilka i były to raczej dobrotliwe istoty. Co jakiś czas rzucał szybkie spojrzenia na Sir Gisberta. Wyglądało na to, że dogaduje się z tą istotą. "To chyba dobrze" zajaśniała w umyśle chłopa myśl. W końcu rycerz robi to do czego jest powołany.

Gdy padło pytanie Gisberta Gael popatrzył na niego pytającym, nieco nieprzytomnym wzrokiem.

- Ooopsje, jakie oopsje. Ja kcem tylko żyć - powiedział po czym wybuchnął szlochem.
 
Ulli jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172