Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2014, 17:05   #1
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[WFRP II ed.] Na szlaku chwały, krwi i złota

Wstęp




Slumsy Reikerbahn, Altdorf
4 Pflugzeit, 2526 K.I
Zmierzch

Liczne, wąskie uliczki w niesławnych slumsach Reikerbahn pustoszały z każdą upływającą minutą. Ubodzy mieszkańcy tej części Altdorfu, unikali jak ognia nocnych przechadzek, albowiem bardzo łatwo można było paść ofiarą napaści. Nawet bogata szlachta, która tłumnie przybywała w to miejsce by obejrzeć krwawe walki w lokalnych spelunach, nie ruszała się bez zbrojnej eskorty. Tylko położony na rzece Reik port zdawał się być wciąż ożywiony - pracujący w nieludzkich warunkach dokerzy musieli jeszcze przepracować kilka kolejnych godzin, a wszystko to za psie wynagrodzenie.
Altdorf był miastem kontrastów - tu oszałamiające bogactwo wpływowych arystokratycznych rodów sąsiadowało z podupadającymi ruderami wielodzietnych rodzin robotników. Życie w najbiedniejszej dzielnicy stolicy Imperium było szare, ponure i upokarzające. Dla wielu jednak, innego wyboru nie było...

Wielki świątynny dzwon odezwał się po raz ostatni tego dnia, zwiastując nieuchronne nadejście nocy. Gdzieś w oddali grzmiała zbliżająca się burza, a na brukowane uliczki zaczęły już spadać pojedyncze krople lodowatego deszczu. Nad Altdorfem powoli zapadał zmierzch, skrywając miasto całunem ciemności.


Veldar Hoch był jednym z nielicznych ludzi, którzy mogli się tu czuć w miarę bezpiecznie, choć nie otaczał się tysiącami błyskotek, ani też nie wyglądał specjalnie imponująco. Był szczupłym, aczkolwiek całkiem przystojnym mężczyzną, który nie skończył nawet trzydziestu zim. W Reikerbahn wielu mieszczan nie znało nawet z imienia swego władcy, ale nazwisko Veldara znał tu każdy. Hoch był bowiem przywódcą Szczurów - gangu cieszącego się złą sławą, a przynajmniej w ten krzywdzący sposób wypowiadano się o nich na salonach, bo dla wielu przeciętnych mieszkańców slumsów byli oni jedynym uczciwym pracodawcą w okolicy.

Szczury zajmowały się szeroko pojętą pracą w porcie - ładowali towary na statki kupieckie, reperowali uszkodzone jednostki, a także podejmowali się rozmaitych zleceń na rzecz władz miasta. To wszystko było oczywiście dobrze obmyślaną przykrywką, gdyż w rzeczywistości ich największym źródłem dochodów było piractwo oraz przemyt na niespotykaną dotąd skalę. Handlowali wszystkim co wpadło w ich ręce - począwszy od nielegalnych substancji, a skończywszy na zrabowanych towarach luksusowych. Zdarzały się nawet sytuacje, gdzie odsprzedawano ten sam towar kupcom, którym wcześniej go siłą odebrano.
Władze miasta okazały się być wyjątkowo pobłażliwe względem Szczurów - karano za występki, a nie za całokształt ich działalności, które znaczyło niekończące się pasmo krwi i cierpienia. Dopóki trzymano się z dala od majątków arystokracji i wypływowych kupców, dopóty mogli się czuć bezkarnie. W rzeczywistości, dzięki działalności Szczurów nie tylko kwitł handel w mieście, ale także slumsy stały się odrobinę mniej kłopotliwe.

Veldar nie musiał się nikogo obawiać - był tu panem i władcą, przed którym wszyscy z należytym szacunkiem ściągali kapelusze z głów. Jednakże tej nocy towarzyszyło mu okropne przeczucie, że ktoś go nieustannie śledzi. Ktoś szedł za nim, człapiąc nogami równomiernie z rytmem jego nóg, ale za każdym razem, gdy odwracał się, jego tam nie było. Veldar z początku sądził, że to wyobraźnia płata mu figle, ale szybko nabrał podejrzeń, gdy kątem oka dostrzegł strzęp smoliście czarnej szaty znikającej za rogiem.
Mimowolnie przyśpieszył kroku, skręcając w jedną z bocznych uliczek. Była wąska, podobnie jak większość tutejszych alei. Mierzyła ledwie dziesięć stóp szerokości i prowadziła w stronę portu pod surrealistycznie uginającymi się kamienicami.
Veldar raz jeszcze rzucił okiem za siebie, lecz nikogo tam nie zobaczył. Wbrew pozorom wcale go to nie pocieszyło. Wiedział, że osobie jego formatu to nie przystoi, ale zignorował wzbierającą się w nim dumę i po prostu rzucił się do ucieczki, chcąc jak najszybciej zgubić pościg. Dla zmylenia intruza, Hoch skręcił po drodze w kilka pomniejszych uliczek i zatrzymał się dopiero przed “Cuchnącym Wieprzem”. Była to stara speluna, która nawet wśród mieszkańców portu cieszyła się złą reputacją. Nie dość, że cuchnęło tu jak w oborze, to jeszcze piwo mieli rozcieńczone wodą z rynsztoku.

Wiszące na jednym zawiasie drzwi od karczmy otworzyły się na oścież, wypuszczając na ulicę zgraję zalanych w sztok marynarzy. Chwiejąc się niebezpiecznie na nogach, nieświadomie zastąpili drogę Veldarowi.
- Ejże! Pięknisiu, dokąd to ci tak śpieszno? - Odezwał się po chwili jeden z nich. Podobnie jak reszta, cuchnął on rumem, rybami i starymi szczynami. - Może byś zechciał dotrzymać nam towarzystwa, co? - Obskurny pijak głośno zaśmiał się obrzydliwie, a jego kamraci zawtórowali mu równie obelżywym rechotem.
- Zejdź mi z drogi, pajacu - warknął w odpowiedzi Hoch odtrącając napastnika na bok. Nie mając zamiaru uczestniczyć w dalszej przepychance, po prostu ruszył przed siebie starając się nie zwracać uwagi na awanturników.
- Ha! Knut! Na brodę Grungiego! Ależ ci dojebał! - Zaśmiał się gromko jeden z najbardziej pijanych marynarzy, który swym niskim wzrostem i krępą budową ciała zdradzał krasnoludzkie korzenie. Veldar wiedział dokąd to wszystko zmierza. Mimo to nie zwolnił, ani też nie przyśpieszył kroku nie chcąc prowokować napastników, ale jego dłoń dla bezpieczeństwa spoczęła na rękojeści wiszącego u boku miecza.
- Wracaj tu, chędożony psubracie! - Ryknął w stronę oddalającego się mężczyzny Knut, ale ten nawet nie raczył się obrócić. - Ja mu pokażę! Wszystkie koście porachuję! Łapać go!


Było ich pięciu! Pięciu na jednego, kurwa jego mać! Dla Veldara wybór był oczywisty - ścigany przez bandę pijaczyn musiał jak najszybciej dostać się do portu. Serce łomotało w piersi jak oszalałe, gdy biegł opustoszałymi uliczkami Altdorfu. Podobnie jak poprzednim razem, chciał zgubić pościg chaotycznie zmieniając kierunki, ale gdy wskoczył do pierwszego z brzegu zaułka okazało się, że trafił do ślepej uliczki. Na powrót było już za późno.
Grupa ścigających go awanturników zdążyła podczas tego morderczego biegu nieco wytrzeźwieć. Teraz byli już całkowicie przekonani o swej przewadze i nawet żałosne błaganie o litość na niezbyt wiele by się zdało. Veldara od swych oprawców dzieliło już ledwie kilka kroków...

Wiatr ucichł, rozpadało się na dobre.




Przekroczył już granicę strachu. Kierował nim tylko instynkt zabijania. Wiedząc, że w żaden sposób nie może uniknąć walki, postanowił poprowadzić ją najlepiej jak umiał. To uczyniło z niego straszliwego przeciwnika. Wyrzucił naprzód stopę powalając cuchnącego rumem i rybami marynarza na kolana. Gdy ten odskoczył zataczając się z bólu, Veldar uniósł koniec miecza ku gardłu przeciwnika i wbił go odwracając przy tym głowę, by krew buchająca z rozerwanej arterii nie ochlapała mu oczu. W takich chwilach nie chciał zostać oślepiony.

Stal uderzała o stal. Iskry sypały się przy każdym zetknięciu się mieczy dwóch zaciekle walczących ze sobą stron. Pot lał się strumieniami, a krew intensywnie buchała ze świeżo otwartych ran.

Przeciwnicy Veldara robili się już coraz bardziej niecierpliwi. Ten młokos powinien był już dawno zdechnąć, ale pomimo zadanych mu ran Hoch wciąż trzymał się na nogach i stawiał im czynny opór. Zirytowało to jednego z mniej doświadczonych w walce marynarzy, który postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i skoczył z szablą w dłoni do przodu, rozpychając na bok swych towarzyszy. Zginął jak tylko się pojawił w zasięgu miecza. Veldar jednym precyzyjnym cięciem rozpłatał mu gardło, posyłając dławiącego się własną krwią pijaka na pokryty kilkucentymetrową warstwą gówna bruk.
Będąc świadkiem tak spektakularnego kontrataku, jego przeciwnicy mimowolnie zatrzymali się. Dało to mężczyźnie krótką chwilę na złapanie kolejnego oddechu i szybkie przeanalizowanie sytuacji, w której się znalazł. Dwóch sukinsynów już powoli stygło w podwójnej warstwie pieniącego się gówna, ale wciąż jeszcze musiał się zmierzyć z trzema przeciwnikami, którzy przez te kilka uderzeń serca, które upłynęły od momentu rozpoczęcia pojedynku, zdążyli nabrać do niego należytego szacunku. Wbrew pozorom nie ułatwiało mu to sprawy - teraz nie mógł już liczyć na taryfę ulgową w postaci ślepej brawury swych wrogów.

Pozostali przy życiu marynarze, pomimo wciąż płynącego w ich żyłach alkoholu, szybko dostosowali taktykę pod swego przeciwnika. Niczym zawodowi szermierze zaciekle zaatakowali z trzech stron jednocześnie, dając ich ofierze niewielkie szanse na odparcie tych ataków.

Veldar wiedział, że zaraz zginie. Zmęczonym ruchem sparował kolejne uderzenie szabli. Bolące mięśnie obróciły ramię i posłały kontruderzenie zmierzające łukiem ku najbliższemu przeciwnikowi. Ten uskoczył przed ciosem w ostatniej chwili, tylko po to by nadziać się na kolejne cięcie, lecz tym razem padło ono z góry - prosto na głowę zaskoczonego marynarza.
Przy życiu pozostał już tylko Knut i jego pijany krasnoludzki przydupas. Niezbyt przejęci śmiercią swych towarzyszy, przeszli do zaciekłej ofensywy; widząc zmęczenie w ruchach swego przeciwnika, nie chcieli dać mu okazji na złapanie oddechu.

Veldar po przyjęciu na miecz furii niekończących się cięć, poczuł jak z każdym odbitym ciosem ręka coraz bardziej mu drętwieje. W obawie przed wypuszczeniem z rąk oręża ścisnął rękojeść jeszcze bardziej, lecz na niewiele to się zdało - doskonale wyprowadzona przez krasnoluda finta posłała jego miecz kilka metrów dalej.

- I co teraz, *PAJACU*?! - Wydarł się Knut z ostrzem szabli przyłożonym do gardła młodego mężczyzny.
Veldar wiedział, że są to ostatnie chwile jego życia, więc nie miał zamiaru zostać zapamiętany jako skomlący o litość tchórz. Stłumił eksplodujące w nim emocje, cicho przełknął ślinę by zwilżyć suche gardło i odparł prosto w twarz Knutowi, pozbawionym emocji głosem:
- Rozejrzyj się, cała ta krew, wylany pot i śmierć twych towarzyszy… wszystko dla jednej obelgi i urażonej dumy. Było to warte tego?
Knut roześmiał się głośno, choć nieco nerwowo. Na jego pokrytej bliznami twarzy wykwitł obleśny uśmiech.
- Ich życie nic dla mnie nie znaczy! Za to twoje… - by podkreślić swe słowa przesunął ostrzem szabli po szyi Veldara, aż z niewielkiego nacięcia wypłynęła ciepła krew.
- Poczekaj Knut! - Odezwał się za plecami krasnolud - Facet wygląda na takiego, co ma kieszeniach kilka szylingówi. Zanim go posiekasz na kawałki, upewnij się, że nie ma przy sobie nic cennego, bo nie lubię prać w rzece pieniędzy i innych kosztowności.
Stary marynarz przytaknął głową, po czym zwrócił się do Veldara:
- Masz tam jakieś błyskotki?
- Ino kilka złociszy - odparł mężczyzna odsłaniając przypiętą do pasa sakiewkę.
Knut, nie spuszczając wzroku ze swej ofiary, jednym mocnym szarpnięciem zerwał mu ją, po czym rzucił w stronę stojącego nieco dalej z tyłu krasnoluda. Brodacz, z niekrytą chciwością w oczach, zręcznie pochwycił sakiewkę i ją otworzył.
- Ty umisz liczyć, nie? Ile tego tam jest?
- Jeden… - krasnolud wyciągnął z sakiewki złotą koronę. Urzeczony przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, po czym szybko schował ją do kieszeni i wyciągnął następną.
- Dwa…
Veldar dostrzegł kątem oka wyłaniający się z cieni, za plecami Knuta, strzęp znajomej mu szaty.
- Trzy…
Coś się wyraźnie poruszyło w zaułki przed nim, ale ze względu na otaczające ich ciemności nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić co to takiego było. Wolał jednak to przemilczeć, bo a nuż zbliżała się jakaś odsiecz.
- Cztery… Pięć…
Głośny świst pochodzący z głębi uliczki dosięgnął ich uszu. Knut odwrócił głowę, tylko po to by ją zaraz stracić. Jego oderwany od ciała łeb potoczył się w stronę stóp wciąż liczącego monety awanturnika.

Obok Veldara stanęła istota zrodzona z koszmaru. Był to szczur, lecz nie jakiś tam doker, a bestia z krwi i kości! Swymi rozmiarami dorównywała przeciętnemu człowiekowi, zaś sprytem z pewnością przewyższała niejednego.
Skryty pod kapturem przybysz, w jednej dłoni dzierżył długą, pogiętą szablę, a w drugiej zakrzywiony sztylet. Jednakże najbardziej przerażające były jego świecące w ciemnościach ślepia - ślepia, które szukały kolejnej ofiary...

Ostatni z marynarzy; krasnolud krępej postury, zaczął wykrzykiwać coś w swym prostackim, gardłowym języku. Nie trwało to jednak zbyt długo, gdyż jego bojowe okrzyki bardzo szybko zmieniły się w nieartykułowany bulgot po zetknięciu krtani ze stalą zakapturzonego intruza.

Spodziewając się podobnego losu Veldar upadł na kolana, zamknął oczy i uniósł głowę chcąc ułatwić stworowi z ciemności wykonanie egzekucji. Doskonale wiedział, że wszelki opór jest z góry zdany na niepowodzenie, więc tylko rozpaczliwie rozłożył ręce.
Oddech ciężko dobywał się z jego piersi. Połykał powietrze chciwie, jak tonący. Wszystkie jego mięśnie płonęły. W końcu poczuł na szyi upragniony chłód ostrej jak brzytwa skavenskiej stali.
- Masz spory dług wobec mnie, człowieku - odezwał się przybysz w dziwnym akcencie.
Hoch wciąż dysząc ciężko po walce, obdarzył intruza spojrzeniem będącym mieszanką niedowierzania i strachu przed nieznanym.
- Nie obawiaj się. Myślę-uważam, że jakoś się dogadamy… - na potwierdzenie tych złowieszczych słów, gdzieś w oddali uderzył piorun.

Z deszczu pod rynnę...


 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-04-2016 o 00:58.
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172