|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-11-2014, 16:05 | #1 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | [WFRP II ed.] Na szlaku chwały, krwi i złota Wstęp Slumsy Reikerbahn, Altdorf 4 Pflugzeit, 2526 K.I Zmierzch Liczne, wąskie uliczki w niesławnych slumsach Reikerbahn pustoszały z każdą upływającą minutą. Ubodzy mieszkańcy tej części Altdorfu, unikali jak ognia nocnych przechadzek, albowiem bardzo łatwo można było paść ofiarą napaści. Nawet bogata szlachta, która tłumnie przybywała w to miejsce by obejrzeć krwawe walki w lokalnych spelunach, nie ruszała się bez zbrojnej eskorty. Tylko położony na rzece Reik port zdawał się być wciąż ożywiony - pracujący w nieludzkich warunkach dokerzy musieli jeszcze przepracować kilka kolejnych godzin, a wszystko to za psie wynagrodzenie.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 13-04-2016 o 23:58. |
26-11-2014, 18:13 | #2 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Obrzeża Altdorfu, Reikland 5 Pflugzeit, 2526 K.I Świt - Wciągnąć kotwicę! Postawić żagle! Opuścić banderę! - Tuż przed świtem nocną ciszę rozdarł znajomy, zachrypnięty okrzyk kapitana Dashauera. - Ruszać się wy stare murwy w zadek francowatym kusiem chędożone! Płyniemy do Aklenhof i jeśli nie dotrzemy tam przed południem to osobiście dopilnuję, żeby jeden z was, pomioty Nurgla, jeszcze tego dnia zadyndał na kawałku przegniłego sznura. Okolice Aklenhof, Reikland 5 Pflugzeit, 2526 K.I Południe Sporych rozmiarów trójmasztowiec pojawił się na horyzoncie tuż przed południem. Oba statki przez krótką chwilę znajdowały się na kursie kolizyjnym, ale załoga Błękitnej Mierzei wystarczająco szybko spostrzegła piracką banderę powiewającą na maszcie Portowej Nierządnicy i postanowiła walczyć do samego końca. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Pd8HAy9WAYs[/MEDIA]
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-04-2016 o 00:00. |
26-11-2014, 19:52 | #3 |
Reputacja: 1 | Bazrak był niski, zwalisty, krępy. Kanciasty w kształcie, brodaty. No, ogólnie mówiąc, owłosiony. Działa huknęły, aż statek zatrzeszczał. Przy stanie tej łajby nie dziwota, ale jednak... Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 05-01-2015 o 17:36. |
26-11-2014, 22:28 | #4 |
Administrator Reputacja: 1 | Gunter ma prawie sześć stóp wzrostu, a przy wadze 140 funtów jest dość proporcjonalnie zbudowany. Twarz ma dość ponurą, opaloną, okoloną lekkim zarostem. Długie włosy dość dawno nie były obcinane. Lubi kolory szare i brązowe. Zbroję stanowi skórzana kurta, a broń - łuk i miecz, zas na pokładzie - rusznica, któą dość sprawnie się posługuje. Na Portowej Nierządnicy jest od paru lat. Początkowo był zwykłym załogantem, a ponieważ dobrze zna rzekę, awansował na sternika, by wreszcie zostać oficerem nawigacyjnym. Z charakteru nie jest tak ponury, jak na to wskazuje jego oblicze. I zwykle można się z nim dogadać, chociaż nie toleruje niewykonywania rozkazów. Gunter zastanawiał się, czy zaszczytna funkcja obserwatora na bocianim gnieździe to skutek dobrej znajomości broni palnej, czy też może zaufanie kapitana do bystrych oczu oficera nawigacyjnego. W każdym razie w tym momencie nie było to miejsce, gdzie można by się poobijać, z dala od wrzasków kapitana. No i, jak się wnet okazało, niezbyt bezpieczne. Faktem było, że piracka bandera na maszcie niepotrzebnie ostrzegła przeciwnika, że można było podpłynąć bliżej i zaatakować zaskoczonych przeciwników. No ale to była wola kapitana, a z Dashauerem w niektórych przypadkach lepiej było nie dyskutować. "Ostrzeżony, uzbrojony", mówiło stare powiedzenie. Załoga Błękitnej Mierzei została ostrzeżona, a że jej załoga była i uzbrojona po zęby, i nie zamierzała bezkarnie dać się wymordować, więc zrobiło się gorąco. Na dodatek jeden ze strzelców, miast (jak na to wskazywała logika) przymierzyć się do ustrzelenia kapitana piratów, za swój cel obrał nie kogo innego, jak właśnie Guntera. Na szczęście chybił. Ale czy to znaczyło, że chwilę później fart Guntera się powtórzy? Kolejny kawałek ołowiu oderwał kilka drzazg z i tak już pokiereszowanego bocianiego gniazda. A to znaczyło, że Gunter ma kilka chwil na strzał. I gwarancję, że w tym samym momencie tamten nie strzeli. Rusznica szarpnęła się w rękach Guntera, a gdy rozwiał się dym strzelec ujrzał, że na piersi przeciwnika wykwitła czerwona plama. To jednak nie ostudziło tamtego. Ośli upór, determinacja? Jak zwał, tak zwał, w każdym razie mimo poważnej rany tamten nie miał zamiaru rezygnować i zabrał się za nabijanie swojej pukawki. "Nie bądź głupi, nie daj się zabić". Z tej mądrości ludowych Gunter miał zamiar korzystać tyle razy, ile razy się uda. Kto będzie szybszy, kto będzie celniejszy? Strzały huknęły niemal równocześnie. Przeciwnik Guntera wypuścił broń i runął z wysokości bocianiego gniazda w dół. Gunter odetchnął z ulgą i nabijając rusznicę zaczął wypatrywać kolejnego celu. _____________________________ K10+4(za rusznicę)-3(WT)-1(skórzana kurta) k100 = 37 (korpus) k10+4-3-1 =6 Drugi strzał: k100 = 20 (głowa) k10+4-3 = 33 |
27-11-2014, 13:35 | #5 |
Reputacja: 1 | Mathias Shiffmann przez załogę Portowej Nierządnicy częściej zwany Szramą (od blizny biegnącej przez lewe oko) nie należał do ludzi wyróżniających się zarówno wzrostem, jak i wagą. Jedyne co mogło w pewnych okolicznościach rzucać się w oczy, była blizna biegnąca niemal przez całą lewą stronę twarzy. Strój miewał na sobie różny. Z reguły jednak starał się zachować pewien wzorzec. Wysokie buty, ciemne nogawice i jasna koszula, a na to nałożona skórzana kurta. Do tego jego kapelusz, z którym chyba nawet do snu się nie rozstawał. Całość uzupełniał kordelas i kusza przewieszona przez ramię. Na wodzie spędził około dwudziestu lat, pływając na różnych statkach. Na Portową Nierządnicę trafił trochę ponad trzy lata temu. Zaczynał jako marynarz, szybko jednak udowodnił, że bycie sternikiem jest mu niemal przeznaczone. Nie miał wyższych aspiracji. Taka praca, nawet pod rozkazami Dashauera sprawiała mu czystą radość, co mogło wydawać się niepokojące. Na lądzie stawał się bardziej ponury. Mathias należał raczej do spokojnych ludzi, chyba że wypił za dużo, co dość często mu się zdarzało. ~*****~ Portowa Nierządnica nie była statkiem łatwym do prowadzenia. Szczególnie pod rozkazami takiego kapitana. Jednak Szrama dawał sobie jakoś z tym radę. Często zdawało się, że miał jakiś ukryty talent, gdy sterował Nierządnicą tak, by znalazła się na odpowiednim nurcie i zyskiwała jak najwięcej z podmuchów wiatru.Tak dnia musiał dać z siebie wszystko, zresztą jak za każdym razem. Taka postawa na pozycji sternika była dla niego tak naturalna, jak chodzenie. Miał to we krwi. Z pewnego rodzaju pojedynku toczonego między sternikami obu statków, to Mathias wyszedł zwycięsko. Kierujący Błękitną Mierzeją wykonał błąd, którego pewnie będzie żałował do końca życia. No przynajmniej jego sumienie nie będzie długo cierpieć. - Ta jest, sir! - krzyknął Shiffmann, oddając ster kapitanowi. Żadnych świadków. To mu się podobało. Może niektórzy uważali, że rabowanie bez zabijania było bardziej dochodowym interesem – w końcu można było tego samego człowieka (jeśli był na tyle głupi) obrabować kilka razy – jednak Szrama nie przejmował się tym. Osobiście nie przepadał za kupcami, by nie powiedzieć, że wręcz ich nienawidził. Przygotował kuszę do strzału. Wycelował do jednego z wrogich marynarzy stojących na pokładzie Błękitnej Mierzei. Uspokoił swój oddech. Nacisnął mechanizm zwalniający. Marynarz, w którego wymierzona została kusza jednak okazał się szczęściarzem. Lekki wstrząs Portowej Nierządnicy sprawił, że Mathias spudłował, a bełt nawet nie przeleciał nawet blisko celu. – Psia twa mać – zaklął pod nosem. Z takim szczęściem nie było sensu marnować więcej bełtów. Przerzucił kuszę przez ramię, chwycił swoją tarczę i dobywszy kordelas, ruszył do abordażu. Musiał w końcu znaleźć jakiegoś kupca, którego naznaczywszy puści wolno. Znaczy prawie wolno, bo związanego i z obciążeniem wyrzuci za burtę. ____________ k100 = 100 (pudło) -1 PS k100 = 82 (pudło)
__________________ Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu. Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas. |
30-11-2014, 12:37 | #6 |
Reputacja: 1 | Hildigrim Underbough Pirackie życie zdecydowanie nie odpowiadało Hildigrimowi. A przynajmniej ta część, której nie spędzał w kuchni bądź przy barze. Cała reszta była dla niego niezwykle męcząca i nudna. Mocowanie się z różnorakimi linami i częściami statku, których nazw jeszcze nie zdołał sobie dobrze przyswoić, nie było z pewnością domeną przebiegłego Niziołka. Nagła informacja o pojawieniu się Błękitnej Mierzei na horyzoncie nieco poprawiły jego humor. Przynajmniej nie będzie nudno, a może nawet, jakimś niezwykłym zbiegiem okoliczności, Dieter Dashauer otrzyma kulkę w łeb. Hildigrim nie zdziwiłby się nawet, gdyby postrzelił go ktoś z jego własnej załogi. Niziołek mógłby wtedy przynajmniej opuścić w końcu tą zatęchłą łajbę. Kucharzyna omiótł szybko wzrokiem po załodze w pośpiechu zajmującej wyznaczone pozycję. Nagle jego piwne oczy ujrzały idealny cel. Szybko zmusił swe wątłe ciało do ruchu, i w krótkiej chwili znalazł się obok brodatego krasnoluda. Owy jegomość potrafił sam doskonale obsługiwać działa, a więc Hildigrim nie miał za wiele do roboty. Udając, że stara się jak może, przybrał niezwykle zdeterminowaną minę, co musiało wyglądać zabawnie, ze względu na jego wręcz dziecięcą twarz, na której najczęściej widniała przebiegłość i rozbawienie. Jego brązowe włosy, zazwyczaj starannie zaczesane do tyłu, sterczały teraz na wszystkie strony. Gdy w końcu „wspólnymi siłami” ustawili działo i wystrzelili, Niziołka wręcz ogłuszył huk. Krzyki Bazraka oczywiście nie pomogły mu w otrząśnięciu się. Hildigrim przyjrzał się krasnoludowi, przygryzając wargi. Po chwili szeroki uśmiech pojawił się na jego twarz, który pasował na nią, jak wykuwana na miarę zbroja na rycerza. Zbliżył się do niego, po czym poklepał go po plecach. -Jak zwykle wspaniały strzał! – Wykrzyknął. – Ty to masz cela, stary. Zakład, że mógłbyś ustrzelić tym działem nawet przelatującą mewę! Nagle Bazrak wyrzucił serię niezrozumiałych dla Hildigrima słów, po czym zabrał się do abordażu. „Ale z niego narwaniec…” – pomyślał Niziołek, po czym oddalił na tyły statku. Dobry humor powrócił, a Hildigrim czuł się teraz znów lekko na duchu, choć nieco ciężej na ciele. Minęło kilka sekund, po czym Niziołek spostrzegł dogodne miejsce, z którego mógłby niepostrzeżenie dostać się na kupiecki statek. Chwycił linę i skoczył. W czasie przelotu, miał ochotę krzyknąć z radości i podniecenia, jednak musiał się powstrzymać. Wylądowawszy miękko, pochylił się nisko, po czym ruszył w stronę drzwi pod pokład. Szczęście mu dopisywało, gdyż nikt go nie spostrzegł. Gdy znalazł się poza zasięgiem czyjegokolwiek wzroku, wyciągnął zza pasa swój garłacz, po czym naładował go, a przynajmniej starał się jak mógł. Niezbyt uważnie słuchał marynarzy, którzy tłumaczyli mu jak się to robi. Po co komu coś tak skomplikowanego, skoro procą można wyrządzić podobne szkody… prawie. A tak poza tym, co złego może mu się stać, jeśli coś źle zrobi? Wybuchnie mu to w twarz? Śmieszne. Po chwili zanurzył się w głębi statku, w poszukiwaniu jakichś drogocennych przedmiotów. Szybko coś takiego znalazł, jednak trudno było nazwać to przedmiotem. Trafił bowiem na szczękającego zębami ze strachu, opasłego kupca. Najwidoczniej zupełnie nieprzygotowanego na spotkanie ze śmiercią. -Ojoj. Współczuje Ci chłopie. Jak reszta załogi zobaczy te wszystkie kosztowności, które nosisz na sobie, to rozszarpią cię na strzępy - powiedział Hildigrim z nutą wesołości w głosie i uśmiechem na twarzy. W głowie kołatał się mu już pewien niecny plan. - Ale wiesz co. Za odpowiednią opłatą, mogę pomóc Ci się z tego wykaraskać. Pełniutka sakieweczka za twoje życie. Uczciwy interes, co nie? Gruby kupiec z twarzą bladą jak skrawek pergaminu przytaknął nerwowo głową w odpowiedzi. Na jego okrągłej, łysej głowie pojawiły się liczne krople potu. - B-b-b-bierz co chcesz! - zająknął się, po czym sięgnął za pazuchę, wyciągnął z niej pobrzękującą sakiewkę i rzucił nią w Twoją stronę. Hildigrimowi zabłysły oczy na widok sakiewki, jednak niepokojący dźwięk doszedł do jego uszu. Ktoś się zbliżał. Niziołek odsunął się nieco od drzwi i wyciągną w ich stronę garłacza, po czym rzucił do przerażonego kupca. - Jak chcesz żyć, to nie pozwól bym ja zginął! Bo oboje na tym źle skończymy! – Krzyknął, po czym jak na zawołanie, w drzwiach stanął nieprzyjemny mężczyzna w fartuchu i tasakiem w ręku. Najwyraźniej obejmował to samo zacne stanowisko co Hildigrim. Żałował, że spotkali się w takiej sytuacji. Nie mogli nawet powymieniać się przepisami kulinarnymi. Niziołek pociągnął za spust i… nic. Zero huku, zero dymu, zero odrzutu. Broń nie wypaliła. Skąd ten przeklęty kapitan wytrzasnął taką tandetę? Hildigrim rzucił znaczące spojrzenie kupcowi, by ten zajął się tą sprawą. -Zatrzymaj go, a powiem wam, co macie robić by przeżyć! Ostatnio edytowane przez Hazard : 10-03-2015 o 21:13. |
30-11-2014, 16:26 | #7 |
Reputacja: 1 | Nicolas szczupły bretończyk o lekko niechlujnym wyglądzie zrzucił ciężki płaszcz przeciwdeszczowy, który ograniczał jego ruchy i zwołał okolicznych korsarzy. -A teraz, zasrańcy! pokażemy tym panienkom co robimy z tymi, którzy nie chcą z nami współpracować! - krzyczał starając się aby jego słowa dotarły do załogi przez huk dział i krzyki rannych - Jeśli chcecie zarobić na chleb i gorzołe musicie pokazać, że jesteście tego warci! Pokażcie tym zasranym marynarzom od siedmiu boleści że Manam jest dziś po naszej stronie! - chwycił linę i skoczył nad wzburzoną wodą na pokład Błękitnej Mierzei - do walki kurwie syny, bij zabij! - zawołał i wystrzelił w najbliższego przeciwnika. Postanowił narazie nie mieszać się w bezpośrednią walkę, wolał dać się wykazać swoim ludziom, sam zaś miał zamiar bronić się w wypadku gdyby jakiś rozochocony marynarz chciał się z nim sprawdzić. |
30-11-2014, 20:37 | #8 |
Reputacja: 1 | -Rolf czyś ty oszalał? Gdzie mi tu do kajuty tego umarlaka plującego i topiącego się w krwi ładujesz?! Pierwszy raz na abordażu? Przecież mu minuty zostały! Co ja mam niby zrobić?! Nagły głośny huk eksplozji uspokoił nieco Aisabel, ale kiedy zobaczyła, że Rolf Eisenberg zostawia poszkodowanego i wraca na pokład zaczęła za nim wrzeszczeć. -Wracaj tu i zabieraj go! Nie od tego tu jestem! Masz mnie za cholerną czarownicę czy kapłankę?! Ale pirat był już za daleko, aby cokolwiek usłyszeć. Za to leżący na ziemi Ramblind zrobił wielkie oczy. -Czemu tak na mnie patrzysz? Mnie byś może przekonał, ale Śmierć będzie ciężej. Jakieś ostatnie życzenia? - Zadała retoryczne pytanie, aby zyskać trochę czasu. Przerzuciła długi warkocz koloru blond za plecy i podciągnęła rękawy białej koszuli. Zmarszczyła nos z obrzydzeniem zbliżając się do zakrwawionego mężczyzny. -Naprawdę nie wiem czemu ja i dlaczego mi za to nie płacą... - Chwyciła w dłoń przypięty do pasa sztylet i ze stoickim spokojem oraz beż żadnego wahania podcięła gardło Ramblindowi. Nie zapomniała też o opuszczeniu jego powiek Na koniec zabiegu sięgnęła jeszcze do kieszeni pirata. Uśmiechnęła się ponuro i wstała. Usiadła do biurka, ale zupełnie nie mogła się skupić na pracy. Westchnęła, przewróciła oczami i zaklęła pod nosem coś na temat Rolfa. Wsadziła do kieszeni obcisłych spodni garłacz i wyszła na pokład. |
04-12-2014, 04:09 | #9 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Okolice Aklenhof, Reikland 5 Pflugzeit, 2526 K.I Południe Potężny huk z trzymanego przez krasnoluda garłacza posłał w stronę ciasno zbitej gromady marynarzy grad ostrych jak brzytwa odłamków, kładąc na twarde deski pokładu trzech z nich i dotkliwie raniąc resztę. Bazrak widząc rzeź, która była jego niechlubnym dziełem, ryknął śmiechem psychopaty na całe gardło, a następnie z młotem w dłoni i obietnicą szybkiej śmierci w oczach skoczył do przodu, ku jednemu z groźniej wyglądających przeciwników
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-04-2016 o 00:00. |
04-12-2014, 19:09 | #10 |
Administrator Reputacja: 1 | Walka skończyła się bez dalszego udziału Guntera. Tłok na pokładzie Błękitnej Mierzei był taki, że równie dobrze można by ustrzelić kogoś ze swoich, a z tego Dashauer z pewnością nie byłby zadowolony. Co prawda wszyscy wiedzieli, że na Nierządnicy awansować można było tylko po trupach, ale ubijanie swoich, bez powodu, podczas rejsu, było niemile widziane. Poza tym - jaki awans, gdyby się utłukło na przykład sternika czy kanoniera? Tylko kłopoty, bo trzeba by znaleźć kogoś na ich miejsce. W tym momencie Gunter uświadomił sobie, że ta wyprawa nie przyniesie mu żadnych zysków. Prywatnych zysków. Walka się co prawda skończyła, ale z plądrowania - nici. Zejście z posterunku... o tym nawet nie było co myśleć. Czyszcząc broń rozglądał się dokoła. W końcu nie po to tu siedział, by się opalać czy liczyć przelatujące ptaszki, ale by wypatrywać ewentualnych kłopotów. - Żagle! - krzyknął wskazując kierunek. - Duży statek. Nie czekając na reakcję zjechał po wancie na pokład. Skózane rękawice nieco ucierpiały podczas tego zjazdu, ale tu się liczył czas. Nie zatrzymał się na pokładzie Nierządnicy, tylko od razu przedostał się na pokład Błękitnej Mierzei. Zdawać się mogło, że załoga - zajęta zdobywaniem trofeów, nie pomyślała o najważniejszym celu. Aż dziw, że Dashauer jeszcze nie zainterweniował i nie wyrzucił kogoś za burtę. Albo nie odstrzelił od ręki. - Wracać na pokład! - wrzasnął. - Wróg nadciąga! Złapał za kark najbliższego matrosa i pchnął w stronę Nierządnicy. - Biegiem! - dodał. Dziwnym trafem nie musiał poprzeć polecenia kopniakiem w zadek. Marynarz widać zrozumiał, o co chodzi i wrócił na pokład macierzystej jednostki. Gunter nie oglądał się na pozostałych. Był pewien, że Dashauer rozliczy się z opornymi, a na niego czekała skrzynka - główny cel całego rejsu. Ruszył w stronę zejściówki. Po drodze podniósł z pokładu rusznicę, należącą wcześniej do ustrzelonego oponenta, a potem zbiegł szybko pod pokład. Tam, ku swemu zaskoczeniu, natknął się na sternika i kuka, deliberujących nad ciałem nie do końca utrupionego kupca. - Ruszyć dupy i na pokład! - warknął Gunter. - Wróg nadpływa! Gdyby tak obaj poszli na dno wraz z Błękitną Mierzeją, strat byłaby niezbyt wielka, ale gdyby wpadli w ręce straży... Na dodatek obaj zajęli się kupcem, zamiast wziąć to, co najważniejsze - skrzynkę. A ta stała o parę metrów od nich. Wystarczyło zrobić kilka kroków i wyciągnąć rękę. |