|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-01-2015, 19:07 | #21 |
Reputacja: 1 |
Odważni nie żyją wiecznie, ale ostrożni nie żyją wcale. - Księga Odwagi Grimnira 11 Kaldezeit 2514 KI, chłodny jesienny wieczór Granica Steigerwaldu i Księstwa Wallerfangen, kryjówka guślarki Karli Iście, blisko dziś było, by niektórzy z nich zginęli. Ale bogowie przychylnie na nich spojrzeli. Żyli wszyscy, ale paszcza Iwana zdecydowanie nie była tak piękna jak kiedyś. A Moritz rzężał straszliwie. Nadzieję mieć należało, że Karla naprawi ich skutecznie... Mir Haflok |
27-01-2015, 19:44 | #22 |
Reputacja: 1 | - Wielmożna pani... Mogłabyś poskładać mnie i Moritza do kupy? Musimy się stąd wynosić i ty pani powinnaś ruszyć z nami. Tu nie jest bezpiecznie. Najwidoczniej w mieście już wiedzą o jaskini i kwestią czasu jest, nim ponownie tu kogoś przyślą - powiedział, po czym dodał przyciszonym głosem. - Miałabyś coś może na moją twarz? Wydaje mi się, że mogła stracić nieco na urodzie. Istnieją jakieś środki, które mogłyby zaradzić na rany i przywrócić ją do poprzedniego stanu?
__________________ [D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: wolny czas [Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: wolny czas Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 06-02-2015 o 21:46. |
28-01-2015, 01:04 | #23 |
Reputacja: 1 | Usłyszał wystrzał z głębi korytarza. -Moritz! Zauważył brak górala wśród obecnych w pomieszczeniu. Nie dbając o potencjalne ryzyko pobiegł ratować kompana, wystrzał znaczył, że wróg nie użyje tego pistoletu przez pewien czas. -Naprzód! Wyskoczył zza rogu i przymierzył, nikogo nie widział na tle widocznego w wyjściu z jaskini nocnego nieba. Po krótkiej chwili nadzwyczajnej odwagi i braku rozsądku zwolnił i ostrożnie ruszył w kierunku wyjścia. Łowcy nie było uciekł, za to leżał nieprzytomny góral o którego prawie się potknął. -Żyje. Niech ktoś pomoże mi go przenieść! Światła! Pomógł przenieść rannego do guślarki by ta mogła się nim zająć. Ranni powoli dochodzili do siebie a Karla odprawiała czary, gusła, czy stosowała zwykłą ludową medycynę. Felix z chęcią zwróciłby na wszystko większa uwagę gdyby nie inna myśl zaprzątająca jego myśli. Zostali pokonani i musiał wymyślić dlaczego. -Przeanalizujmy co poszło nie tak. Co było przyczyną naszych strat? Czy możemy wyciągnąć z tego nauczkę na przyszłość.-powiedział do wszystkich wpatrując się w nowo rozpalony ogień.- Daliśmy się zaskoczyć i z tym nic nie zrobimy, Ivan dostrzegł wroga w porę. Mieliśmy czas się przygotować i przygotowaliśmy się. Gdyby wszedł zawalonym tunelem rozstrzelalibyśmy go na miejscu a Ivan z Roranem dobiliby gnoja a Moritz zabezpieczał tyły. Tej bomby nie mogliśmy przewidzieć i tego, że zawali tunel. Czy mogliśmy? Ma ktoś pomysł jak się przygotować na coś takiego? Ta kusza, też potężna rzecz i jak on w tej ciemności mógł wycelować i trafić? -Panie Moritz, walczyłeś z nim w zwarciu. Zauważyłeś coś nietypowego, widział w ciemności czy coś tego rodzaju? Cokolwiek. Przeczucie mi mówi, że jeszcze się z nim spotkamy. Na szczęście nie wie jak wyglądamy. Spojrzał na młodszego z krasnoludów, według słów starszego Felix jako człowiek nie dostrzegał różnicy w krasnoludach. -Jakąś gorzałkę mam panie Thurinie, podła ale trzepie. Na rany ją trzymam bo od mocnego alkoholu z przyczyn osobistych stronię. Dość powiedzieć, że ostatnio bardzo źle się to dla mnie skończyło. Potem przyszła pora na rozważania co dalej i też postanowił dodać swoje trzy pensy. -Zgadzam się w zupełności, Riesenburg jest naszym celem a droga wiedzie jak pamiętam przez Nonweiler, tak? W wiosce należy uważać Uwe też mógł wpaść na pomysł by ją odwiedzić. Thurin i ja powinniśmy uważać może kojarzyć nasz głos jak i może pamięta jak wygląda Moritz. Jak mówimy o drodze, jest jeszcze ta studnia z magicznym pierścieniem. Jeżeli to jest mniej więcej po drodze to zbadałbym to. Potrafię wyczuć magię a magiczne pierścienie potrafią być cenne i przydatne. -Jak któryś z towarzyszy też proponowałbym pani udać się z nami ale rozumiem decyzję i życzę powodzenia. - skomentował rozstrzygnięcie propozycji by guślarka udała się razem z nimi-oraz dziękuje za okazaną nam pomoc i gościnę. |
28-01-2015, 16:47 | #24 |
Reputacja: 1 | - Dawno tam nie byłem, chyba pół życia na trakcie już spędziłem- odpowiedział Wolf na pytanie Thurina. - Ale com się dowiadywał, zanim do tej nieszczęsnej karawany się dołączyliśmy, to świetnie sobie radził do tej pory. Nic dziwnego wszak, bo to człek boży, co o swoich ludzi dba, a nie własne interesa. To pod nim miałem swój chrzest bojowy, a kto wie, czy bym nie został tam na służbie, gdyby nie przepowiednia... Eisenhauer machnął ręką, po czym zaczął zbierać manatki. Nie czas był teraz na pogaduszki, musieli ruszać. Pożegnał się z zielarką w krótkich, żołnierskich słowach, dziękując za opiekę medyczną i pomoc jaką do tej pory okazywała. Wolfgang był jednak zadowolony, że się rozdzielają, jeden czarujący Felix wystarczy, stężenie magii powinno się ograniczać. - Możemy zajść do tej studni, skoro po drodze, choć pewnie będzie z tego tylko więcej kłopotów. W końcu jakby to było takie proste, to ktoś już by go wziął i sprzedał, nawet za grosze. |
28-01-2015, 23:18 | #25 |
Reputacja: 1 | - Nie obwiniaj nas ani siebie, Feliksie, o to, co się stało - z nieskrywanym trudem odpowiadał czarodziejowi Moritz. - Wszystkiego nigdy nie przewidzisz, bogowie o to zadbają. Rozproszylibyśmy się, to by nas powybierał, jak raki z saka. Zaczailibyśmy się kupą, to by nas wszystkich zmiótł tą swoją bombą. Góral po każdym niemal zdaniu robił pauzę a jego słowom towarzyszyło rzężenie i świsty dobiegające z uszkodzonego płuca. - Ten cały Uwe to zawzięty i cwany demon. Ludzie nie widzą w ciemnościach, on niechybnie. Jak inaczej zdołałby mnie tak precyzyjnie trafić tą balistą? Ba, nawet krasnolud, wszedłszy z jasności dworu do ciemnej jaskini, omiatany wpadającym zza pleców światłem, miałby trudności z dostrzeżeniem mnie skrytego w mroku za skalnym występem. Moritz zrobił dłuższą przerwę, ale ręką dał znak, że jeszcze będzie mówił. - Źle ze mną, nie ma co się oszukiwać. I źle z nami. Robimy sobie wrogów, potężnych wrogów. A jednocześnie stajemy się coraz słabsi... - góral odchrząknął i splunął krwistą plwociną w ognisko - Przynajmniej ja. Dlatego chcę wam coś wyznać, póki jeszcze jestem w stanie to zrobić. Moritz głęboko odetchnął, po czym rozpoczął swoją spowiedź. - Mam na sumieniu ludzką krew. Nie byli niewinni, co to, to nie. Ale nie zasłużyli na tak okropny los, jaki ich spotkał... Otóż... wierzę, że każda istota mająca serce i rozum ma prawo do wolności. Ma prawo być wolna. Jak ptak. I nikt nie może odebrać jej tego prawa... Moritz szybował myślami za swoim jastrzębiem. - Do niewolniczej karawany Eugena Holdinghausena przyłączyłem się z podobnego powodu, jak do dwóch innych podobnych wcześniej. Miałem zamiar skrycie, w sposobnym momencie, wyzwolić tych nieszczęśników zakutych w kajdany woli bogów wbrew. Poprzednio... raz się udało. Uwolnieni zbiegli, oprawcy zostali z pustymi rękami. Drugim razem... nie poszło tak gładko. Zostałem nakryty podczas rozkuwania niewolników, podniesiono alarm, ale było już za późno. Nieoczekiwanie uwolnieni, żądni zemsty zgotowali swoim opiekunom okrutny los. Nie mnie to oceniać, ale... zbyt okrutny. Była tam... Jej jedyna winą było to, że była córką niewłaściwego człowieka... Vogendorfczyk zaciął się, w oczach stanęły świeczki, rozmywające się w pochodnie w blasku trzaskającego ognia. - Wynajęto mnie jako kuriera - góral otrząsnął się i zmienił temat. - Zleceniodawcy nie wiedzieli, że wiem więcej, niżby sobie tego życzyli. Miałem dostarczyć listy do Odbudowanej Prowincji Sollandu, daleko na północny wschód stąd. Ich odbiorcą miał być Burkhard Heim. Moritz wyjął zza pazuchy małe zawiniątko i lekkim ruchem upuścił je na ziemię. - Oto one. Przypuszczalnie skrywają sekrety organizacji skupującej w ostatnim czasie niewolników. W dowolnej ilości i dowolnym stanie. Szeroki, stały strumień tychże płynie dokądś, nie wiem dokąd. Niestety - góral wbił wzrok w ziemię - nie umiem czytać. |
29-01-2015, 20:27 | #26 |
Reputacja: 1 | Po dosyć bolesnym zabiegu, Iwan z grzeczności skinął głową w podzięce. Z początku nie był do końca pewien, czy Guślarka przypadkiem nie chce go zabić, ale po wszystkim, ku swojemu zdziwieniu, czuł się trochę lepiej. Po wysłuchaniu opowieści starego zwiadowcy, rzekł: - Szlachetny z Ciebie człowiek, Moritzie. Twe poświęcenie w imię wolności drugiego człowiek, jest godne najwyższych zaszczytów. Jesteś dobrym człowiekiem, nieraz już utwierdziłeś mnie w tym przekonaniu. Ciesze się, że mam Cię za towarzysza i wiedz, że dołożę wszelkich starań, by wesprzeć Cię w twej misji. Po jakimś czasie, Iwan w końcu zmusił się by wstać. Rozprostował obolałe kości i rozejrzał się jeszcze raz po jaskini, w której omal nie przyszło mu umrzeć. Nigdy by nie przypuszczał, że tak prędko spojrzy śmierci w oczy. Zawsze czuł się niepokonany, a teraz prawie zginął w tak głupi sposób. Wiedział już, że śmierć szykuje już na niego swe ostrze, jednak on nie zawaha się stanąć z nią w szranki. W końcu wrócił myślami do towarzyszy i odezwał się: - Jutro z rana musimy znów ruszyć w drogę. Nie ma co ukrywać, że zły los nas nie opuścił, a jedynie dały nam chwilę przerwy. W pierwszej kolejności ruszymy do Nonnweiler. Pewna osoba zapewne nie może się już doczekać, kiedy tam wstąpimy - to powiedziawszy, Iwan spojrzał na Burkharda. - Stamtąd ruszymy do Riesenburga, a później do przyjaciela Felixa. |
29-01-2015, 20:59 | #27 |
Administrator Reputacja: 1 | Szlachetna misja Moritza... Jochen z trudem powstrzymał krzywy uśmiech. Pisma, zalakowane. Jedno z nich mógł zawierać bardzo tajny i bardzo logiczny rozkaz - zabić doręczyciela. Jasne, proste, gwarantujące zachowanie tajemnicy. - Jeśli owe pisma zawierają złe wieści - powiedział na wpół żartem - to powinieneś uważać. Chyba wiesz, co spotyka tych, co dostarczają takie wieści. - A co do wyjazdu - dodał - to racja. Rankiem będziemy musieli ruszyć dalej. Kłopoty idą za nami krok w krok, więc chyba powinniśmy trochę przyspieszyć. |
30-01-2015, 22:02 | #28 |
Reputacja: 1 | Wielki wybuch to ostatnie co zapamiętał Roran. Przebudził się po dłuższej chwili nie mając pojęcia ile czasu minęło gdy był nieprzytomny. Głowa go bolała jak po potęznym kacu.. ledwo co mógł siedzieć. Na razie o wstawaniu nie marzył. Probówał dowiedzieć się gdzie jest i co się dokładnie stało. Gdy zebrał mysli i uświadomił sobie co się stało a także fakt, że nie ma już zagrożenia w postaci łowcy odruchowo gwizdnął na Bhazer'a by ten do niego podbiegł. Jendak gdy jego towarzysz się nie pojawił obrócił głowę by go poszukać Widok, leżącego pod ścianą ciała aż zmroził mu krew w żyłach... pewnie gdyby miał włosy to stanęłyby mu dęba. Ruszył w jego kierunku, niezwazając na ból głowy i lekkie zawrot, czasami na dwóch a czasami na czterech nogach dotarł do swojego psa. Po szybkim sprawdzeniu, że jego najgorsze obawy okazały się prawdą zamarł wtulony w jego sierść...chciał zacząć łkać i wyć tak długo aż się może obudzi. Jednak nie umiał już płakać. Przez jego długie życie zbyt wiele nieszczęść go spotkało by pamiętał jak to się robiło. Siedział tak wraz ze swoim psem, prawdziwym i jednym towarzyszem, który był dla niego przyjacielem, czasami bratem a czasami nawet synem. Był ostatnią rzeczą łączącą go ze starym życiem. Z życiem w Górskiej Straży do kórej tak pragnął wrócić. Rozmyślania zamieniło się szybko w wspomnienia. W wspomnienia wielu wspolnych wypraw i przygód.... Wziął łopatę i nie zważając na to co dzieje się w okół niego a także na towarzyszy wyszedł na dwór. Poszukał największego kamienia, głazu jaki był w okolicy i tam zaczął kopać płytki grób. Miał nadzieję że odrobina wysiłku da mu ukojenie i zabierze niepotrzebne myśli. Po wykopaniu grobu przeniósł tam Bhazer'a i go zakopał. Zakopał go nieopadal głazu i kamieni które musiały być namiastką gór. To był pies bojowy z Górskiej Straży i nie wyobrażał sobie lepszego miejsca spoczynku niż to. Zresztą dla siebie też nie widział lepszej opcji. Stał tak chwilę nad grobem patrząc co chwile w dół a to w górę. Nie wiedział co ma z sobą zrobić....nigdy nie był dobry w takim chwilach jak ta... jednal chciał oddać cześć zmarłemu przyjacielowi a to był jedyny pomysł jaki mu przyszedł do głowy. Po dłuższej chwili obiecując sobie że wróci do niego ruszył spowrtoem do wyjścia z jaskini. Dokładnie przyjrzał się śladom konia i wiedząc gdzie ruszył Uwe, rzekł patrząć w kierunku w którym odjechał jakby do siebie: - Jesteś mi winien jedno życie skurwysynie...... więcej przekleństw nie chciało przejśc mu przez gardło, zresztą wiedział, że one niczego nie zmienią. Miał teraz konkretny cel i czas nie był jego sprzymierzeńcem... Wrócił do towarzyszy akurat w momencie gdy skończył mówić Moritz. - Może dzięki nim uda się szybciej odnaleźć Edmunda....warto to rozważyć -odezwał się Roran wychodząc z cienia i stając po środku towarzyszy - Pewnie każdy z was wie równie dobrze jak ja co muszę zrobić - zaczął Roran -ruszam za tym bydlakiem. Nie mam prawa prosić was o dołączenie się do mnie jednak oczywiście będę się cieszył z obecności każdej pary rąk i nóg. Jako że ma nade mną sporą przewagą ruszam teraz. - chciał chyba już skończył, zawahał się na moment po czym kontynuował - Nie jestem dobry w pożegnaniach... mam nadzieję że się jeszcze zobaczymy i że będzie mnie tak dobrze wspominać jak ja was... W sumie przez ten krótki okres czasu Roran zdążył się z każdym z nich zżyć. Starzejesz się staruszku pomyślał. Wypił dwa duże łyki gorzałki i rzucił bukłak Thurinowi po czym pokazał mu by posłał go w koło. Chciał by ten gest był nie jako pożegnaniem.... Gdy butelka krążyła poszedł po swoje rzeczy, spakował się i przygotował do ciężkiego marszu. Odebrał od towarzyszy gorzałę. W sumie jemu się przyda bardziej niż im. On raczej nie będzie miał do kogo gęby otworzyc. Kiwnął każdemu z towarzyszy głową po czym wyszedł na dwór i szybkim marszem ruszył w pościg. Chciał zmusić Uwe by to on chociaż raz był zwierzyną a nie łowcą..... |
30-01-2015, 22:14 | #29 |
Reputacja: 1 | Wolfgang patrzył przez chwilę w milczeniu na krasnoluda. Zdecydowanie szalonego krasnoluda. Uwe miał nad nimi przewagę, a kto wie ile sztuczek jeszcze trzymał w zanadrzu. - To jest głupi i szalony pomysł - powiedział sucho, patrząc Roranowi prosto w oczy. - Samobójczy i ryzykowny jak cholera. Musiało cię naprawdę pokręcić, żeby na coś takiego wpaść. Milcząco podszedł do krasnoluda i położył dłoń na jego ramieniu. - A mnie chyba jeszcze bardziej, że pójdę z tobą - dodał uśmiechając się lekko. Był już w zasadzie spakowany. Zwrócił się do pozostałych: - Jak Sigmar da, spotkamy się w Riesenburgu. Bywajcie zdrowi. Razem z Roranem wyszedł z jaskini, rozstając się z przyjaciółmi. |
30-01-2015, 23:37 | #30 |
Reputacja: 1 | Roran odwzajemnił uśmiech i kiwnął głową. Nie wiedział za bardzo co powiedzieć ale miał nadzieję, że Wolfgang odpowiednio zrozumie ten mały gest... We dwóch ich szanse na pomyślność misji skoczyły w górę. |