Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2015, 09:38   #41
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Zwierzoludzie, wiedźmy, przeklęte artefakty, a na domiar złego rodzima okowita miała się na wykończeniu i kozakowi przyszło zalewać smutki podłym cieńkuszem zakupionym w przydrożnym wyszynku. Jaromir wylał z bukłaka ostatnie krople trunku trącącego śliwką i niesmak zagościł na jego twarzy. Trudno było jednak orzec, czy ów niesmak spowodowany był podłą jakością napitku, czy też jego gwałtownym niedoborem na wciąż spragnionym podniebieniu, rozwiązanie tej zagadki Niedźwiedź pozostawił jednak na później.

Gęba goiła mu się w tempie nie podobnym do normalnego. Krew prędko ściągnęła się w świeże skrzepy i po podejrzanie krótkim czasie odpadła ukazując bladą, zygzakowatą bliznę na skroni. Klara podczas oględzin robiła wciąż zdumioną minę, jakby sama nie wierząc w działanie magicznych specyfików darowanych jej z wiedźmiego asortymentu. Krótkie uwagi wygłaszane na temat postępów leczenia sprowadzały się do nabożnego szacunku medyczki wobec zielonkawych maści trącących zwierzęcym tłuszczem. Tym co umykało oczom dziewczyny, czego nawet czary nie były w stanie zakamuflować, było okropne swędzenie skumulowane w tych kilku dniach, jednak ani na jotę łagodniejsze. Klnąc magię i to na czym świat stoi Kislevita całą siłą woli powstrzymywał się przed drapaniem.

Gdy nadszedł czas wymarszu Gniewisz zwinął swoje obozowisko, co poszło mu nader prędko, gdyż zawsze pozostając w podróży nie zwykł rozkładać wszędy swoich przedmiotów, więc i specjalnie pakować nie było czego. Resztki szałasu trafiły do ognia i resztę poranka wąsacz przepędził z kamieniem szlifierskim w ręku cierpliwie pracując nad ostrzem topora, czekając aż reszta kompanów będzie gotowa. Sporo czasu naddali zwłaszcza czekając na Klarę, aż ta na powrót upnie pod kiecką swoje kobiecości i stanie się Klausem. Jaromir nie kwestionował głośno tych zabiegów, choć osobiście uważał, że maskarada ma tyle wspólnego z bezpieczeństwem co zmówienie pacierza dla czystości duszy przed wizytą w burdelu.

Z czarownicami pożegnał się ledwie skinieniem głowy. Po ostatnich zawiłych przepowiedniach nabrał wobec nich większej niż początkowo podejrzliwości i choć rad był, że w przedziwny sposób udało mu się wymigać od swojej części umowy czuł na plecach widmo zawartego targu.

Wkrótce ruszyli przed siebie, zgodnie ze słowami Wiedźmy skręcając zawsze w lewo, przez parów usłany kośćmi, aż na polanę i ścieżkę, która znikąd się im objawiła. Helvgrim nabrał pewności, że to właściwa powołując się na obecność przydrożnych kamieni, które nosić miały na sobie krasnoludzkie znaki, toteż prowadził ich dalej ku celowi podróży.



~***~



Dni następne mijały ze zmiennym szczęściem. Z jednej strony wciąż trzymali się szlaku. Krasnoludy na rozstajach wdawały się w mrukliwe dysputy pokazując sobie co myślą o wzajemnych poglądach na dalszy kierunek podróży, jednak zawsze okazywało się, że obierali właściwą drogę. Pogoda również dopisywała. Z dnia na dzień robiło się cieplej i mniej wietrznie dając dobitny dowód, że wiosna na dobre rozgościła się w krainie. Deszcze szczęśliwie omijały ich obozowiska, choć zdarzały się chwile, gdy na horyzoncie zbierały się czarne chmury znaczone zygzakami błyskawic, a echo grzmotów niosło się odbite od stoków gór Środkowych.

Z drugiej strony można było odnieść wrażenie, że złe licho zawisło nad ich kompanią i co rusz rzuca przeciw nim kolejne niebezpieczeństwa. Raz naszli ich orkowie, pobratymcy bandy, która dała głowy pod ruinami karczmy. Atak był marnie zaplanowany, toteż skończył się szybko i z jednostronnym wynikiem. Uwadze Wolfgrimma nie uszedł fakt, że zielonoskórzy byli wychudzeni, a ich liczebność dużo mniejsza niźli można było się spodziewać. Napaść miała też wyraźnie charakter rabunkowy, gdyż pokraki zrazu rzuciły się na składowane na uboczu tobołki i skwierczącą w ogniu pieczeń. Zrazu nasunęło to obawę, że i orków coś musiało przegonić i poważnie nadwyrężyć ich siły.


Kiedy indziej wilcy próbowali ich podejść, jednak czułe ucho elfa w porę wyłowiło podejrzane dźwięki. Pożytek był z napaści taki, że uzupełnili zapasy mięsa, a i nowe futra znalazły swoje zastosowanie. Gniewisz sprawił sobie wyprawki do znoszonych już mocno butów i naciął pasów na nowe rzemienie. Jedną ze skór wyprawił niemal w całości, starannie garbując i susząc przy ogniu, by w końcu podarować Klarze jako płaszcz, w ramach podziękowań. Wiele przy tym nie mówił, raczej warknął, że dziewczyna pewnikiem złapie przeziębienie i jeszcze ich spowolni. Medyczka przez kolejne dni jakby się przekonała do kozaka, co rusz zagadując i dopytując jak z głową. Niedźwiedź początkowo zbywał zaczepki, odburkując byle jaką odpowiedź, w końcu jednak dał się wciągnąć w rozmowę. Usłyszał co nieco o akademickiej przeszłości Klary i tym jak trafiła do Praag i jak z niego uciekała. Medyczka opowiadała wszystko, jakby czytała z jakiejś księgi, okraszając to mądrymi wtrętami na temat czasu panowania konkretnych władców, albo wykładowców w akademii, jakby to był najlepszy miernik upływającego czasu. W porównaniu do karczemnych bajań wędrownych dziadów, albo opowiastek minstreli było to zupełnie inne, nie wspominając już o fakcie, że opowiadała to kobieta. Kislevita opowiedział trochę o swych rodzimych stronach i czasach sprzed wojny, skrzętnie omijając ostatnich kilka miesięcy krwawej zawieruchy, których Gniewisz miał już serdecznie dosyć. Było to miłe doświadczenie, tak gawędzić sobie o starych druhach dawno już pogrzebanych w śniegach i sytuacji na wschodnim pograniczu, która kiedyś była tak istotna, a teraz trafił ją szlag i nie ma komu strzec.

Najgorsze nadeszło u kresu ich wędrówki ku cmentarzowi. Wszyscy spali, nawet Wolfgrimm, który miał pełnić wartę nieopatrznie się zdrzemnął. Gdyby Elastir w porę nie wybudził się ze snu pewnikiem podali by gardła zwierzoludziom, którzy zakradli się do obozowiska. Nie było ich wielu, toteż szybko rozprawili się z napastnikami, jednak obawa przed kolejnym atakiem nie pozwoliła im już tej nocy zasnąć. Jak to się stało, że po raz kolejny elf był czujny? Sam zainteresowany twierdził butnie, że dla jego pobratymców to normalne, oraz że nawet głuchy by usłyszał sapanie bestii, jednak w jego interwencjach było coś... nieludzko skutecznego. Coś co sprowadzało na nich koszmary pełne krwi i rzezi, coś spoczywającego na elfim przedramieniu.


~***~



W końcu nekropolia otworzyła przed nimi swoje podwoje. Zasnute mgłą pagórki usiane nagrobkami i kurhanami, posągi, pokruszone łuki, krypty, kolumny i aleje zasłane liśćmi pamiętającymi jeszcze zeszłą zimę. Wszystko stare, niemal pradawne, winno być już pokruszonymi, spłukanymi deszczem obłymi głazami, jednak na przekór naturze trwało z uporem w formie w jakiej pozostawiło je dłuto rzeźbiarza. Świeże bruzdy w ziemi wskazywały jakby ktoś kopał tu zupełnie niedawno, co w połączeniu z perspektywą zostania tutaj na dłużej sprowadzało najgorsze myśli. Leśna dzicz była czymś co kozak dobrze rozumiał, ale to kamienne cmentarzysko napawało go nieopisaną obawą. Już pierwszy zwiad, kiedy Klara wybrała się na poszukiwanie ziół, przyniósł nieprzyjemne odkrycie w postaci posągu wprawianego w ruch jakąś czarnoksięską siłą, a to miał być ledwie początek dziwnych zdarzeń.

W okolicy południa Helvgrim zrobił przerwę i zebrał drużynę. Dumnie obwieścił, że pułapki rozbroił i można wchodzić do środka. Widząc nietęgie miny Jaromira i Klary zapytał: - A wam co? Macie miny takie jak byście demona zobaczyli. - Po chwili dodał, domyślając się, że miny te spowodował fakt grabieży grobowca. - Ta krypta już została zbezczeszczona, my jedynie weźmiemy to co cenne dla nas, a nie ma znaczenia dla pochowanych. Ale miejcie się na baczności, bo tu nekromanta był, więc możemy napotkać tam pod ziemią ożywieńców.

Klara zatrzymała się w pół kroku.
- Zaraz, nekromanta? Jaki nekromanta? O żadnym nekromancie nie było mowy!

Helvgrim udał zdziwienie. - Nie było? Mówiłem, że toczyła się tu walka, zresztą widać to u wejścia. Ponoć zabito nekromantę, ale jego magia może być wciąż aktywna. Więc lepiej uważać.

- Byłeś już tutaj, Helvie? - rzekł Jaromir co jakiś czas rozglądając się po zamglonej okolicy, jakby spodziewał się, że stęchły opar wypluje z siebie nowe niebezpieczeństwo. - Bo co rusz objawiasz nam nowe nieprzyjemne niespodzianki, jakbyś wczoraj się o nich dowiedział. Ja się czarów tykać nie będę, anim na nie przygotowany, ani wyposażony.

Helvgrim tym razem zdziwił się szczerze. - Nie byłem tu wcześniej, a o niebezpieczeństwach jedynie mogę się domyślać.

- Czyli nie było was tu wcześniej, a jednak macie klamrę, którą rzekomo właśnie z tego skarbu odzyskaliście. - wtrącił Elastir mrużąc oczy. Historie karłów przestały trzymać się kupy, wyraźnie coś kręcili…

- Klamrę mogli zdobyć choćby od wędrownego bajarza, albo wyłowić wzrokiem na targu. - skwitował sprawę kozak. - Mnie martwi raczej ten nekromanta. Wygląda na to, że pakujemy się prosto w nieznane niebezpieczeństwo mając na pocieszenie tylko krasnoludzką pewność siebie.

- I zawżdy dane słowo. - odciął się Helvgrim łypiąc spode łba na sceptycznych towarzyszy. - Lepiej nie traćmy czasu na gadaninę, ruszajmy po skarby i zabierajmy się stąd. - dodał brodacz, po czym parsknął coś po khazadzku i wrócił do swoich przygotowań.

Wąsacz z północy sapnął niechętnie, po raz ostatni ogarniając okolicę wzrokiem, zaczem zarzucił topór na ramię i skinął głową.

- Prowadź.
 

Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 10-05-2015 o 11:47.
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 10-05-2015, 14:58   #42
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
W podróży na cmentarz

Droga mijała nad wyraz łatwo. Demon zaklęty w obroży był aż nadto pomocny w unikaniu wszelkiego rodzaju zagrożeń, jakie nawijały się po drodze i grupa dzięki ostrzeżeniom elfa nie wpadła w ani jedną czającą się w lesie zasadzkę, a trochę ich było.
Wilki, orkowie, nawet cholerne zwierzoczłeki, co chwila coś... Tylko dzięki (jak chwalił się Elastir) wyczulonym zmysłom łowcy udawało się wszystko to odkryć zanim wyskoczyło z krzaków na tę dziwną zgraję z którą się trzymał...
~Pomagasz mi, bo jestem Ci potrzebny. Jeśli tu zginę, będziesz leżał i rdzewiał w tej obroży dopóki jakiś głupiec nieopatrznie Cię nie podniesie. - posłał myśl do demona po jednym z zapewnień o jego przyjaznych zamiarach, połączonych z kolejnym ostrzeżeniem.

Na cmentarzu
Helvgrimm szybko wskazał im właściwą kryptę, była dość blisko centrum nekropolii, jednakże ciężko było dostrzec cokolwiek dalej niż na 20 kroków, z powodu niesamowicie gęstej mgły, która tu zalegała.
Elastir, jak to zwiadowca postanowił udać się na zwiad po okolicach krypty, celem wypatrzenia ewentualnych zagrożeń.
Stąpając ostrożnie zataczał coraz szersze okręgi wokół grobowca, rozglądając się bardzo uważnie. Towarzyszył mu kozak, choć był widocznie bardziej zainteresowany pomaganiem Klausowi, a raczej Klarze w zbieraniu ziół leczniczych. Dziwnym zrządzeniem losu, to co często najlepiej pomagało w ratowaniu życia, najchętniej rosło wśród śmierci. Ironia czyż nie?
Jedyną niezwykłą rzeczą jaką wypatrzył, był niezwykle realistyczny marmurowy posąg. Tak realistyczny, że nawet najlepszy elficki rzemieślnik nie potrafiłby osiągnąć takiego efektu, zupełnie jakby był to skamieniały człowiek (no, pomijając skrzydła na plecach). Prawdziwe arcydzieło rzeźbiarskie.
~Phi, też mi arcydzieło... - prychnął demon w jego głowie.
-Spójrzcie no na to. - zwrócił się do tej dwójki - Nie sądzicie że to coś naprawdę niezwykłego?
-Posąg jak posąg, choć faktycznie doskonała robota. - skwitował Jaromir
Ze względu na ograniczone pole widzenia Kislevita i młoda medyczka nie chcieli się za bardzo oddalać od krypty. Elf jednak postanowił zapuścić się dalej. Zataczając kręgi przemieszczał się coraz bardziej na północ, wyznaczywszy sobie uprzednio wysoki, pięknie wykonany nagrobek na punkt orientacyjny, aby nie zgubić drogi.
Zapuściwszy się na kolejne 20 kroków (mając nagrobek orientacyjny na skraju pola widzenia). W oddali majaczyła kaplica Morra, z lekka przechylona, widocznie zaniedbana. Gdzieś w jej pobliżu snuła się pokracznie jakaś powykrzywiana postać odruchowo zwiadowca założył strzałę na cięciwę. Elastir sięgnął myślami do obroży, jednakże demon milcząco wycofał się wgłąb, jakby zapraszał go.
~Nie ze mną te numery. - posłał mu myśl elf.
-Jest tu kto? - rozbrzmiał nienaturalny, skrzekliwy głos ze strony dziwnego osobnika, łowca chyłkiem wycofał się. Na szczęście istota nie podążała za nim.

Po otwarciu krypty
Kozak był zdecydowanie zbyt ufny co do tych krasnoludów, widocznie coś ukrywali, byli co najmniej złodziejami, jeśli nie mordercami...
W końcu jak inaczej mogli wejść w posiadanie czegoś stąd, jeśli tu nie byli? Nie zapominając o uczuciu które wywołała ta klamra gdy Elastir ją zobaczył, mało mu wtedy ręka nie odpadła, skarb musiał być magiczny, a mógł być co gorsza przeklęty, ale już wtedy nikt nie słuchał jego ostrzeżeń, więc teraz też pewnie tego nie zrobią...
Elf był w tym momencie w stanie podwyższonej czujności, te krasnoludzkie hieny mogły w każdej chwili zwrócić się przeciwko nim...
 
Eleishar jest offline  
Stary 12-05-2015, 11:59   #43
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
20 Backertag, czas Jahrdrung, rok 2522 KI
Gdzieś na Północnym Ostlandzie, stare cmentarzysko

Grupa zebrała się u wejścia do khazadzkiej krypty gotowi do dalszej exploracji. Helvgrim wykonał kawał dobrej roboty, schodząc po krętych schodach widoczne były rozbebeszone mechanizmy. Światło dwuch pochodni niesionych przez Klarę i Jaromira oraz lampy niesionej przez Helvgrima rozjaśniało najciemniejsze mroki. Widząc kaplicę można było spodziewać się wąskich schodów, nic bardziej mylnego. Khazadzka budowla odkrywała swe tajemnice oraz kunszt budowniczych dopier pod ziemią. Klara widywała już kręte schody, wielokrotnie bawiła się w starym rodowym zamku ganiając po podobnych schodach prowadzących na szczyt wierzy. Jednak te schody, wzniesione przez khazadzkich budowniczych były szersze, sklepiony sufit wyższy, a bloki skalne idealnie dopasowane do siebie. Khazadzka budowla była majestatyczna oraz odnosiło się wrażenie, że niezniszczalna.

Ludzie, Klara i Jaromir widzieli wyraźnie do kilku metrów, tam gdzie sięgało światło. Natomiast elf i khazadzi przy tym oświetleniu widzieli niby w dzień. Krętymi schodami zagłębiali się w głąb ziemi dalej i dalej. Aż w końcu cała grupa bezpiecznie dotarła do sali. Pomieszczenie to było kilku krotnie większe od krypty mieszczącej się na powierzchni.

Potężne łuki sklepienia, gładkie ściany oraz solidna podłoga budziły podziw ale także zazdrość kunsztu rzemieślników, którzy tą budowlę wznieśli.
Helvgrim ułożył przy jednej ze ścian większość swoich tobołków. Zabrał jedynie broń, linę, olej do lampy, wodę do picia. Podobnie postąpił Wolfgrimm.
– Jesteśmy w przedsionku. Szczęśliwie pokonaliśmy pułapki. Jednak to była ta łatwiejsza część. – Oznajmił Helvgrim szykując się do drogi.

W tym czasie Elastir pozostając bardzo czujnym, w końcu nie darzył ufnością khazadzkich podziemi, a wizja śmierci pod zawałem była przerażająca dla każdego elfa. Do tego ograniczona przestrzeń, Elastir już czuł się niemal żywcem pogrzebany. Walczył z ogromną ochotą by zawrócić i uciec jak najdalej od tych cholernych podziemi. Na dodatek demon podsówał Elastirowi obrazy zmiażdżonych elfów, co stres potęgowało jeszcze bardziej.

Klara jako biegły medyk dostrzegła jak elf oddycha szybko lecz płytko. Jak twarz zalewa mu zimny pot. W tym stanie elf mógł zemdleć. Dlatego też Klara musiała zadziałać. Nie mając lepszego pomysłu na odwrócenie uwagi elfa od podziemnego pomieszczenia pochwaliła jego zbroję. Sama nie znając się zbytnio na pancerzach, jednak liczyła, że ktoś noszący pancerz z pewnością wiedział o nim wiele. Poskutkowało, elf wyrównał oddech, a jego uwaga w pełni skupiła się na Klarze.

W głowie Elastira zakotłowało się od podejrzliwych myśli, pojawiła się obawa, że ta podstępna ludzka żmija, która już go zmyliła ukrywając swą płeć, teraz nagle zainteresowała się jego cenną kolczugą. Elastir nie był pewien czy te myśli są jego własne, czy też podsycane przez demona.

Sposób w jaki elf patrzył na Klarę, jego postawa, przywodziły Klarze drapierznego zwierza. Dziewczyna poczuła jak nogi jej drżą pod tym dzikim spojrzeniem. W jej głowie instynkt alarmował ‘Uciekaj! Uciekaj!’. Jeden rzut okiem wystarczył jej by podjąć decyzję. Jaromir oraz khazadzi stali kilka metrów od niej i elfa. Klara zapragnęła jak najszybciej znaleźć się bliżej nich. Ruszyła, szybkim krokiem w stronę khazadów dyskutujących z Jaromirem.

Obroża wiła się na przedramieniu elfa. “ – Dziewczyna wlezie w pułapkę. – “ Elastir zadziałał jak we śnie. Ruszył za dziewczyną, dopadł ją w kilku susach.

Klara usłyszała za sobą ruch, obróciła się ale było już za późno. Elf był już przy niej, złapał ją za ramiona, mocno. Choć Elastir wyglądał na słabszego od Jaromira, złapał Klarę z taką mocą jak by jego ręce były żelaznymi klamrami. Szarpnął nią i pociągnął za sobą, w tym samym momencie Klara krzyknęła. Chciała się wyrwać lecz tam gdzie przed chwilą miała solidne oparcie pod stopą, nagle je straciła i gdyby nie trzymający ją elf upadłaby. Elastir pociągnął Klarę za sobą. Gdy do niej doskoczył kontem oka dostrzegł jak płyta podłogowa zapada się pod stopą Klary, uderzenie serca potem dosłyszał brzęczący mechanizm, a chwilę potem komnatę wypełnił huk tłukących o siebie kamiennych bloków. Odłamki poleciały na boki, na chwilę widok przysłonił unoszący się pył.

– I było by po nodze. – Sucho skwitował Helvgrim. – Jak się okazuje nie wszystkie pułapki rozbezpieczyłem. Trzymać się razem i nie szwędać się!

Gdy opadł pył widać było spękane bloki skalne, które z pewnością zrobiłyby miazgę z nogi Klary. Płyty podłogowej już nie było, zamiast niej widać było mechanizm pułapki częściowo odsłonięty. Obaj khazadzi wiedzieli, że ten typ pułapek jest jednorazowy, a ta pułapka nie zrobi już nikomu krzywdy.
Trzymając się blisko siebie grupa ruszyła do kolejnych krętych schodów, prowadzących w głąb ziemi. Do sali grobowej, gdzie Helvgrim spodziewał się znaleźć skarb.

Szli ostrożnie obawiając się mechanicznych pułapek, które w chwilę mogłyby zabić. Pokonawszy kolejnych kilka spiral schodów grupa znalazła się u wejścia do komnaty jeszcze większej od tej co mijali niedawno i jeszcze piękniej wykończonej. U samego wejścia stał posąg Gazula. Po bokach khazadzi i elf wyraźnie widzieli kamienie nagrobne, a na nich umieszczone ciała khazadów, po trzech z każdej strony. Byli odziani w cały bojowy rynsztunek. Na wprost wejścia, za posągiem Gazula, znajdowała się na podwyższeniu największa płyta, a na niej leżał szkielet odziany w piękną zbroję płytową. Obok każdej z płyt stały skrzynie. Powietrze w tym pomieszczeniu było nieruchome, lecz nie śmierdziało ani nie było wilgoci. Ciała khazadów szczelnie zawinięte w płotno, a następnie przyodziane w pancerze leżały nieruchomo na kamiennych płytach. Obok leżały broń i narzędzia rzemiosła, w którym za życia byli biegli. Na oczach ułożone mieli srebrne monety. Dodatkowo w każdym rogu komnaty były niewielkie kapliczki, a w około nich złożone dary. Wszyscy widzieli to wyraźnie, złota i srebra było tu pod dostatkiem.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 20-05-2015, 03:03   #44
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
- To mi wcale a wcale nie wygląda na zrabowany grób. - stwierdził Jaromir rozglądając się z najwyższą uwagą po obrośniętych pajęczyną ścianach pomny tego co niemal przydarzyło się Klarze u zwieńczenia schodów. - Gdyby ktoś tu był, zapewne rozbroiłby też pułapki, albo jego truchło zalegałoby na jednej z nich. - kozak obrzucił podejrzliwym spojrzeniem sylwetki zasuszonych khazadzkich wojowników zalegające na kamiennych płytach.

- Masz rację, tu nikogo nie było, splądrowali jedynie kaplicę na powierzchni. - Mówił podekscytowany Helvgrim. Popatrzył na skrzynie przy płytach nagrobnych, porównał ze swoim workiem na łupy, a następnie biegiem ruszył na wyższy poziom. Po chwili wrócił trzymając w ręku koc. Rozwinięty koc na środku podłogi dość szybko zaczął zapełniać się złotymi kielichami, srebrnymi talerzami i miskami, złotą biżuterią.

Blask pochodni zamigotał na stosach kosztowności piętrzących się pod ścianami. Złuda to, czy rzeczywiście wtargnęli do grobowca jak pospolici złodzieje? Topornik pluł sobie w brodę, że dał się namówić na tę eskapadę. Zmarłemu złoto niepotrzebne i trup na polu bitwy narzekać na brak mieszka nie będzie, ale mącenie spokoju pogrzebanym to już całkiem co innego. Kislevita uważnie stawiając kroki przesunął się pod ścianę w stronę jednego z żeliwnych koszy zwieńczonych płytką misą. Wąsacz pociągnął nosem wyczuwając znajomy zapach oliwy. Nie było jej wiele, większość wyschła przez lata, znacząc krawędź naczynia ciemnym śladem, jednak na dnie pozostało jej dość by służyć im przez jakiś czas. Gniewisz rozpalił ciecz końcem pochodni i odwrócił się do towarzyszy.

- Skoro już tu jesteśmy chcę usłyszeć prawdę. Co to za klamra, co to za miejsce i co zamierzacie uczynić?

- Ta klamra została zgrabiona stąd, z kaplicy na powierzchni. Jest to klamra od pasa. Klamra mego przodka… Potem były sny … - Helvgrim nieco się zasępił, nieustannie opróżniając skrzynie pełne bogactw. Jakby czegoś szukał. Aż w końcu wydobył płaskorzeźbę, odlew z mosiądzu. Przetarł po jej powierzchni dłonią, głośno wciągając powietrze.
- Tego szukałem. To mi się śniło każdej nocy. To musi trafić w ręce najwyższego kapłana Sigmara.

Jaromir w mig rozpoznał co to za płaskorzeźba. Był to nie kto inny jak Sigmar Młotodzierżca. Antyczna relikwia. W tle stały wojska ludzi i krasnoludów. Nad głową Sigmara, niczym aureola, widniały symbole znane każdemu człowiekowi, rodów ludzi, które walczyły ramię w ramię z Sigmarem. W śród symboli rodów ludzi, były tam także khazadzkie runy.

Kislevita pokiwał głową z aprobatą, uznając że płaskorzeźba istotnie winna trafić w ręce sług świątynnych. Próbował ignorować fakt, że na środku pomieszczenia rosła sterta zawłaszczonych kosztowności bezpardonowo wyrywanych ze skostniałych palców zmarłych. Dostanie swoją część, którą szybko upłynni, ot choćby kupi konia, albo sprzeda i złoto zaszyje w kapocie, zawiezie w rodzinne strony i pomoże odbudować podupadły dwór. No tak, ale pierwej winien odszukać Jelenę, a i w tym pieniądz może być nader przydatnym środkiem.

Jaromir podniósł złoty wisior leżący na podłodze i obracał go dłuższą chwilę w palcach nie mogąc się zdecydować, po czym wsunął go ostrożnie do kieszeni. Chociaż harmider jaki robiły krasnoludy skutecznie rozpraszał ponurą atmosferę tego miejsca, Niedźwiedzia ciągle nie opuszczało nieprzyjemne wrażenie bycia obserwowanym. Mężczyzna zaciągnął się stęchłym powietrzem, powiódł spojrzeniem po sklepieniu niknącym w mroku, po czym bezwiednie zakołysał opuszczonym toporem ważąc instynktownie dobrze znany ciężar. Trupy skąpane w złocie, śniące swoje złote sny...

-Tknij jeszcze choćby jedną monetę bez przygotowania, a przestrzelę Ci rękę. Przez swoje niedbalstwo i chciwość już przegapiłeś co najmniej jedną pułapkę. Tu mogą być kolejne, a takie uruchamiające się po zdjęciu z nich ciężaru to klasyka w grobowcach. - rzucił bardzo nieprzyjemnym tonem elf, patrząc na khazadów z niesmakiem. W głowie zabrzmiały mu słyszane za młodszych lat historie o starożytnych skarbach, a biorąc pod uwagę jego talent do odkrywania zagrożeń, takiego ostrzeżenia nie wypadało lekceważyć - Także zanim będziesz kontynuował grabież upewnij się, że nie przypłacimy tego życiem.

Helvgrim nie przestając ładować łupy na koc, spiorunował Wolfgrimma wzrokiem, który na chwilę przestał. Następnie spojrzał na elfa i rzekł: - Ty przestań biadolić tylko łap się do roboty, samo się nie spakuje. A poezji z rzeczywistością nie mieszaj, wiedz jedno khazadzi nigdy nie zastawiali pułapek w komnacie zmarłych. - Po czym opróżniał skrzynie, bacznie przyglądając się niektórym przedmiotom, te odkładał na osobną kupkę.

Gniewisz nie zwracał uwagi na sprzeczkę, pochylając się nad mosiężną ikoną Sigmara. Schwycił ostrożnie rzeźbę, ważąc zimny metal w dłoniach. Blask ognia zatańczył na polerowanej powierzchni nadając zastygłym w odlewie postaciom przedziwnego życia. Scena wydawała się odgrywać na nowo, malutkie dłonie poruszały się animowane smugami drżących cieni, broń błyskała złowrogo, mądre twarze trwały w skupieniu. Kozak zastanawiał się skąd taki skarb w krasnoludzkim grobowcu. Wiadomo, że kiedyś obie rasy były w ścisłym sojuszu, właśnie za sprawą Młotodzierżcy, jednak czy to możliwe żeby to miejsce było aż tak stare? Mężczyzna pogładził dłonią mosiężną powierzchnię, przyglądając się dokładnie znalezisku, nie omieszkał zajrzeć i na tylną, oraz spodnią stronę ciekawy, czy i one nie skrywają czegoś wartego uwagi.

Na odwrocie znalazł Gniewisz sygnaturę rzemieślnika krasnoludzkiego. I choć nie znał się na runach, a zwłaszcza tych starych, to dostrzegł, że ten symbol był dokładnie taki sam jak jeden z symboli na rzeźbie nad głową Sigmara. Stało się jeszcze coś. Na początku poczuł przyjemne ciepło promieniujące przez całe ciało, a jego źródłem był mosiężny odlew. Następnie Jaromir doznał wizji, śnił na jawie. Obrazy zdarzeń migały jak szalone. Był mglisty las. Był kamienny posąg, a po nim nastąpiły obrazy bólu i krwi. Był trakt. Słońce, wąż i ryba. Otwierające się wrota chaosu w mieście na skale. Wielki oszalały, biały wilk. Czarni jeźdźcy, krzyczący: Adsumus! Adsumus! A już po chwili ponownie czuł jedynie przyjemne ciepło.

Kislevita aż przysiadł, oszołomiony po tym co zobaczył, nie potrafiąc skupić się na tym co właśnie mówił do nich Helvgrimm. Oparł się o kamienną posadzkę i potrząsnął głową by wypędzić sprzed oczu niepokojące obrazy czarnych rycerzy. Raz jeszcze przyjrzał się krasnoludzkiej runie wykutej nad podobizną Sigmara. Wyżłobione kreski zalśniły tajemniczo.

- Co ona oznacza? - zapytał krasnoludów wskazując palcem symbol. - Na odwrocie znajduje się taka sama. To jakiś rodowy znak?
- Tak. Jest to runa Kapłanów żelaza, moich pra przodków. Runa ta dowodzi, że moi przodkowie nie tylko wspierali sprawę Sigmara, ale także zrobili ten odlew mosiężny. Jest tu także runa potomków obecnego Króla Azul, pozostałe są mi obce ale to nie problem by je odczytać. Ten odlew, podobizna waszego boga, ludziki, ma w sobie wiele tajemnic ale i odpowiedzi. Dodatkowo myślę, że jest magiczny. Od kilku dni przywoływał mnie. Musimy jak najszybciej oddać to w ręce kapłana Sigmara.


Helvgrim zaczął ponaglać Wolfgrimma. Gdy już na kocu spoczywał stos złotych i srebrnych przedmiotów, biżuterii, a nawet sztabek złota. Helvgrim związał rogi koca. Następnie zwrócił się do wszystkich:

- Zabieramy pancerze i broń? We snach widziałem nekromantę, a przez krótki czas trzymając odlew Sigmara te sny wróciły. Dlatego poddaję pod rozważenie. Czy brać broń i pancerze z tych tu. Czyniąc to zbeszcześcimy zwłoki, z drugiej strony jeśli oni wstaną to lepiej aby nie mieli broni ani pancerzy najwyższej jakości. Na każdej z tych broni dostrzegam sygnaturę mistrzów. Nasza broń może nie przebić tych kolczug, a te topory potną nasze niczym lniane koszule.

- Jak to wstaną? - Jaromir zerknął z obawą na zasuszone trupy. - Wyglądają mi na całkiem martwych.

- Nie znam się na magii, ale sny jakie zsyłał na mnie Sigmar wyraźnie wskazywały na to, że walczyliśmy z ożywieńcami, a ci tu łudzącą przypominają tych ze snu. - Helvgrim wskazał na leżące mumie odziane w khazadzką stal. - Jednak nie ma co debatować, mamy to po co przybyliśmy, ruszajmy więc, a wychodząc ponownie zapieczętuję wyjście i nastawię pułapki.

Elf przyglądał się wszystkiemu bez zbytniej fascynacji. Krasnoludy były tak szybkie gdy chodziło o złoto, że tylko plątałby się pod nogami chcąc cokolwiek obejrzeć.

-Nigdy nie rozumiałem idei grzebania martwych w ziemi. Jeśli nie chce się ryzykować by wstali, powinno się palić ciała… - odezwał się bezbarwnym głosem -Pozwala to też uniknąć ich zbezczeszczenia. Jeśli chowasz ekwipaż wraz z urną, nikt nie uszkodzi ani nie znieważy twojego dziadka czy innego z protoplastów jeśli zabierze pancerz czy broń. - wznowił po krótkiej pauzie - Jeśli śniło ci się, że czeka nas walka z ożywieńcami, którymi mogliby być oni, cóż zabranie im broni byłoby dobrym pomysłem. Nie sądzę by pułapki zatrzymały nekromantę, jeśli nadal tu jest. Swoją drogą nie wiem czy słuchaliście mnie wcześniej, ale po tym cmentarzu coś się snuje i nie sądzę by byli to ludzie...

Helvgrim uśmiechnął się pełnią gęby. - No. To zabieramy im broń. - Po czym zabrał się do roboty. Jeśli wcześniej miał jakieś opory przed zabraniem broni, to po słowach elfa przestał je mieć. Inaczej miała się sprawa z Wolfgrimmem, który stał nieruchomo. Najwidoczniej nie chciał przykładać do tego ręki.

Niesmak ogarniał Niedźwiedzia coraz większy widząc szczery zapał z jakim Helvgrim oczyszczał pomieszczenie ze skarbów. Jakże srodze się pomylił przyrzekając swoją pomoc w “odzyskaniu” rodowych pamiątek, ale słowo raz dane moc ma wiążącą i niech go bogowie później pokarają jeśli go nie dotrzyma, nawet jeśli teraz honor swój zastawiał za worek kosztowności. Połowę tego odda na pokutę dla zakonu Morra, a i to pewnie długo nie pozwoli mu spojrzeć na siebie z godnością. Z drugiej strony rodziła się w Jaromirze jakaś niezdrowa satysfakcja z szybkiego zarobku, przez myśl przeszło mu nawet by przywłaszczyć sobie jeden z antycznych toporów, albo karwasz, czy kolczy kołnierz, jednak szybko zaniechał takich myśli. Dostanie swą część i wtedy będzie się martwił o kolor swego dobrego imienia. Nie omieszka także przypomnieć się Sverissonowi o jego część obietnicy w sprawie odszukania Jeleny, niech wtedy krasnolud próbuje się wymigiwać, a pozna skąd nazwisko Gniewisz.

- Idźmy stąd. Oliwa się dopala. - kozak odwrócił się do Klary, która dłuższy czas stała wciśnięta w kąt, najwyraźniej wciąż pozostając w szoku po tym jak cudem uniknęła pułapki. - Trzymaj się blisko mnie, jakby coś się działo wiesz co robić. - dodał podając jej długi krasnoludzki nóż wzięty ze sterty skarbów.

Helvgrimowi szybko poszło zdzieranie pancerzy kolczych, zbieranie broni, jedynie nie śmiał tknąć spoczywającego na największej płycie nagrobnej, na krasnoluda w pięknej płycie. Jakiś czas bił się z myślami, aż w końcu napotkał smutny wzrok Wolfgrimma, wtenczas zaniechał. Już i tak byli bardzo obciążeni. Helvgrim wiedział, że sam nie da rady tego taszczyć, postanowił podzielić część od razu. Wcisnął w ręce Wolfa stalową tarczę i topór, tak samo postąpił z Jaromirem, Klarze także dał tarczę i topór.

- To nie byle broń, teraz trzymacie w rękach khazadzki wyrób. Ten metal jest dla waszych kowali niemożliwy w obróbce. Nie masz strzały, która przebije tarczę, nie masz pancerza który oprze się temu ostrzu.

Klara i Jaromir mogli być nieco zdziwieni. Topory w całości wykuto z jakiegoś typu żelaza. Do tego były znacznie lżejsze niż by mogło się wydawać, różnica była zwłaszcza widoczna w tarczach. Drewniane tarcze, którymi dotąd zwykł posługiwać się Gniewisz ważyły tyle samo co khazadzka, a ta była przecież wyposażona jeszcze w dodatkowe ucha i inne wzmocnienia aby ułatwić przyjmowanie bardzo silnych ciosów, które winny czynić ją jeszcze bardziej nieporęczną. Broń i pancerz robiły na Kislevczyku wrażenie, jednak wybitny materiał, kunszt z jakim wykonano te przedmioty i ich niewątpliwie duża wartość nie pozwalały zapomnieć skąd je wzięto. Mężczyzna sapnął tylko, nie chcąc wdawać się w dyskusję, póki nie znajdą się bezpiecznej odległości od cmentarzyska. Pancerną osłonę zawiesił sobie na plecach by zwolnić drugą rękę, nigdy nie był przekonany do walki w szyku z tarczą zwykle polegając na brutalnej sile jaką zapewniało dzierżenie broni oburęcznej.

Gniewisz kroczył ku powierzchni z ciężkim sercem, czując jak dźwigane złoto ciągnie go w dół niemal tak jak sumienie. Niepokoiły go także wszystkie te bajdy jakie opowiadano tu o potworach, nekromantach i wstających z grobów krasnoludzkich wojownikach. Jedni bogowie wiedzieli co naprawdę mogło się na nich czaić u wyjścia z krypty, jednak Niedźwiedź wolał być gotowy na najgorsze niż potem dać się zaskoczyć.
 
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 20-05-2015, 13:37   #45
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Krypty, kanały, podziemia... elf nienawidził tego typu miejsc, były niesamowicie klaustrofobiczne i wywoływały wręcz uczucie duszenia się u kogoś, kto przywykł do pełnych świeżego powietrza, pięknych lasów Athel Loren. Jeszcze ten cholerny pomiot Chaosu, którego z braku innej opcji taszczył ze sobą czerpał najwidoczniej sadystyczną przyjemność z podsuwania mu wizji różnego rodzaju makabrycznej śmierci elfów pod zwałami gruzów, to wszystko sprawiało że Elastir miał niesamowitą ochotę wiać jak najdalej stąd, ale nie po to ryzykował tyle razy dla tej bandy by teraz odejść z pustymi rękami przed samym końcem drogi. Oddech łowcy coraz bardziej przyspieszał i robił się niebezpiecznie płytki. Stres odciskał na nim w widoczny sposób swoje piętno.
-Masz piękną zbroję Elastirze. - Klara zwróciła się do niego, dziwna uwaga w tych okolicznościach, co ona mogła planować? Ukrywała kim jest, okłamując wszystkich, teraz interesował ją jego pancerz. Czyżby chciała go okraść? Zazwyczaj swoją tożsamość ukrywają przestępcy, zwłaszcza złodzieje. Żmija... mogła mieć go na celowniku. Ani ludzie, ani krasnoludy nie darzyli elfów szczególną miłością, więc był w mniejszości na wypadek konfliktu. Ta sytuacja coraz bardziej napawała go złymi przeczuciami, zwłaszcza że Klara wyraźnie denerwowała się gdy łowca na nią patrzył. I jeszcze to nieustanne kręcenie się obroży, dodatkowo potęgowało napięcie zgromadzone w elfie.
~Dziewczyna wlezie w pułapkę. - odezwał się głos w jego głowie, elf wiedział do kogo należy, ale nie miało to znaczenia. To było jak impuls, zwiadowca zareagował całkowicie odruchowo, rzucił się przed siebie łapiąc dziewczynę w mocny uścisk, po czym odciągnął ją w tył dosłownie w ostatniej chwili, bo płyta podłogowa właśnie zapadała się pod jej nogą. Elficki refleks, gdyby próbował tego jakiś człowiek prawdopodobnie byłyby dwie ofiary śmiertelne.
~Kurwa mać, krasnoludy i ich pyszałkowata pewność siebie... - ten idiota musiał ominąć pułapkę pewien że wszystko jest załatwione, zapewne chciwość osłabiła jego czujność. Gdyby nie to, że włosy Elastira były naturalnie srebrne, w krótkim czasie osiwiałby w tym towarzystwie.
-Nie ma za co. - burknął łowca do Klary wypuściwszy ją z uścisku. Miał coraz mniej powodów by ufać tej zgrai, a jednak w kółko ratował im tyłki, był zdecydowanie zbyt altruistyczny...
Dziewczyna wyrwała się z ramion elfa jak tylko poczuła, że uścisk zelżał. Momentalnie przywarła plecami do ściany. Wpatrywała się w rumowisko, a serce waliło jej jak opętane. Czuła jak cala drży, ale nie przez pułapkę. W oczach i zachowaniu elfa było coś przerażającego. Chociaż mogła i powinna być mu wdzięczna za ratunek to z pewnością nie chciała by patrzył się na nią w taki sposób. Spojrzała na stężałą twarz Elastira.
- Dziękuje. - wyszeptała przez wyschnięte gardło, ale jej oczy nie wyrażały wdzięczności. Czaił się w nich wyłącznie strach.
-Ludzie… ile by dla was nie zrobić, zawsze patrzycie na nas krzywo… - młody zwiadowca jedynie westchnął. Zastanawiał się, ile z myśli które krążyły po jego głowie należało do niego samego, a ile zaimplementował mu jego “przyjaciel”. Ni mniej, nie mógł sobie pozwolić na utratę czujności, nawet jeśli były to tylko podszepty.
Klara żachnęła się na tę uwagę ale nie odpowiedziała. Nie było sensu kontynuować tego jałowego sporu, zwłaszcza w takim miejscu. Była oczywiście wdzięczna zwiadowcy, ale nie mogła ot tak zapomnieć tego co powiedziała jej Serena albo tego błysku w oczach elfa gdy jej pomagał. Skoro sam nie potrafił dostrzec, tego co się z nim dzieje to nic go nie przekona.

***

Elf nie uczestniczył aktywnie w grabieży, stał z boku i się przyglądał. Na wypadek gdyby jego ostrzeżenia, trafiające w pustkę okazały się trafne, miał pewność że nie zapłaci za błędy khazadów. Nie trwało to szczególnie długo, może krasnoludy nie poruszały się zbyt szybko, ale w zagarnianiu kosztowności nie miały sobie równych, to widać typowe dla ich rasy...
Gdy skończyli elf ostatni raz obrzucił badawczym spojrzeniem kryptę, by mieć pewność że nic nie wyskoczy im na plecy gdy będą wychodzić. Ściągnął z pleców łuk, wyciągnął strzałę i nałożył na cięciwę.
-Pułapka musiała narobić hałasu, wychodząc z takim obciążeniem też nie będziemy zbyt cicho, cokolwiek na tym cmentarzu przebywa, lepiej być ostrożnym i założyć że może na nas czyhać zwabione dźwiękami... - mogło to brzmieć jak paranoja, ale łowca wolał być zbyt ostrożny, niż martwy.
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 22-05-2015 o 19:37.
Eleishar jest offline  
Stary 22-05-2015, 02:43   #46
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Wreszcie zagłębiali się w mrok krypty. Smród palonej oliwy drażnił nos ale za żadne skarby nie chciała się pozbywać tego skrawka ciepła oraz światła w tak paskudnym miejscu. Tak naprawdę to chętnie została by na powierzchni przy wejściu. Z drugiej jednak strony wolała być tam gdzie pozostali. W pojedynkę czuła by się jeszcze bardziej przerażona i bezradna. Zwłaszcza jeżeli elf naprawdę kogoś zobaczył na tym cmentarzysku a nie tylko cienie pośród grobowców. To była prawdziwe uosobienie powiedzenia między młotem a kowadłem. W takiej sytuacji lepiej znajdować się wśród tych, którzy wiedzą co robić. Większa szansa na przeżycie, o czym przekonała się znacznie szybciej niżby chciała.
Krypty wykonane przez krasnoludzkich rzemieślników naprawdę przykuwały wzrok. Kręte schody były wykute bez skazy i przypominały jej zamek dziadka Apeczko oraz basztę w której często bawiła się ze swoimi kuzynami i kuzynkami. Tam również wiodła podobna konstrukcja ale nie była tak szeroka ani tak biała. Nie znała się na kamieniarstwie ale tak chyba wyglądał marmur. Białe, pasujące do siebie kawałki ściany były ozdobione różnymi wyrytymi symbolami, zapewnie khazadzkimi. Sufit, niezwykle wysoki jak na budowle tego typu ledwo błyszczał w świetle pochodni. Co jakiś czas do ścian przytwierdzone były misterne kamienne misy wypełnione resztkami oliwy. Zdobienia potwierdzały kunszt rzemieślnika. Wydawało się, że każda pochodziła spod dłuta innego, gdyż nie można było się dopatrzeć w nich żadnej łączącej cechy. Najbardziej zachwyciła ja misa która pokrywał całun. Całość wyrzeźbiona z kamienia, prawdziwe arcydzieło. Możliwe, że gdyby skupiła się bardziej na tym gdzie stawia kroki a nie na podziwianiu widoków nie aktywowała by pułapki. Zrobiła coś co potem określiła jako pierwszy błąd początkującego łupieżcy grobów. Zbyt urzekło ją otoczenie by zwrócić uwagę na własne stopy. Jedynie błyskawiczne reakcja elfa uchroniła ją przed zmiażdżeniem stopy. A była to najlepsza alternatywa. Wydarzyło się jednak w tym momencie coś co na zawsze odbiło się na jej relacjach ze zwiadowcą. Wcześniej próbowała jakoś porozmawiać z nim. Zauważyła bowiem bliskie oznaki hiperwentylacji oraz rozszerzone źrenice. Podobnie reagowali klaustrofobicy na sama myśl o zamknięciu w ciasnym pomieszczeniu. Próbowała złagodzić napięcie powstałe z powodu niesprzyjającego otoczenia, ale najwyraźniej odniosła odwrotny skutek od zamierzonego. Wtedy po raz pierwszy dostrzegła czającą się w jego oczach grozę. Nie wynikającą z nienawiści czy strachu. W jego spojrzeniu zauważyła coś, co kojarzyło się z czerwonym odblaskiem pożaru na klingach, wyciem mordowanych, rżeniem koni i zapachem krwi. Widziała to również potem gdy ją ratował i jeszcze kilka razy w późniejszym czasie . Znała tego przyczynę i nie podobało jej się to. Była rozdarta. Z jednej strony wiedziała, że to co powiedziały wiedźmy mogło być prawdą. Jedynie kapłan o wyjątkowym darze i sile woli mógł wyrwać elfa z rąk tego demona. Z drugiej strony nie chciała donosić na swojego towarzysza. Nie każdy Sigmaryta podchodził do takich spraw z chłodną głową. Pamiętała historię Ruperta, który przez przypadek odkrył zakazane pismo schowane pomiędzy traktatami medycznymi w bibliotece Uniwersyteckiej. Ci co po niego przyszli nie wyglądali przyjaźnie. Nigdy potem nie widziała go na wykładach. Pewnego dnia ktoś pozabierał jego rzeczy i dokładnie oczyścił jego pokój. Podobno z rozkazu Inkwizycji. Skoro więc tak postępowano w przypadku jakiejś starej księgi to co mogli zrobić posiadaczowi tak niebezpiecznego artefaktu? Wolała sobie tego nie wyobrażać. Nie można było jednak tego zostawić samopas. Trzeba będzie kiedyś jeszcze porozmawiać z elfem ale w zdecydowanie lepszych okolicznościach. Teraz bardziej martwiła się o swoje bezpieczeństwo.
Schodząc niżej zwracała już znacznie większą uwagę na przewodnika starając się robić to co on i stawiać kroki dokładnie w tych samych miejscach. Kiedy zaś dotarli wreszcie do krypty, posłusznie stanęła pod jedną ścianą, przyglądając się krzątaninie towarzyszy. Dziwnie się czuła gdy coraz to więcej kosztowności spadało na koc krasnoludów. Sama nigdy nie garnęła się do złota. Można wręcz powiedzieć, że stroniła od niego. Obiecała jednak pomóc w nietypowej „misji” Helvgrimma, dlatego nie narzekała i posłusznie wzięła podarowane jej przedmioty, niezwykle lekkie jak na jej gust, i ruszyła z powrotem na górę. Byle dalej od tego miejsca przepełnionego śmiercią.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 24-05-2015, 20:55   #47
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
20 Backertag, czas Jahrdrung, rok 2522 KI
Gdzieś na Północnym Ostlandzie, stare cmentarzysko



Obładowani łupami szybko pokonywali kolejne schody prowadzące do sali z pułapkami. Skarby nie ciążyły, szczególnie było to widać po khazadach. W komnacie, w której Klara o mały włos nie straciła stopy, khazadzi zabrali się za podział łupów. Helvgrim wydobył dziwne elementy zawinięte w kawałek skóry, dopiero po złożeniu ich okazało się, że to waga. Złoto i srebro zostało podzielone w oparciu o masę przedmiotów. Obaj khazadzi, wedle umowy, zabrali połowę złota i srebra, druga część trafiła do ludzi i elfa. Helvgrima już nie obchodziło jak to rozdzielą między siebie Klara, Jaromir oraz Elastir, dla niego liczyło się aby podzielić łup z Wolfgrimmem.

Przed nie khazadami urósł spory stosik srebrnych i złotych naczyń, posążków, bransolet, pierścieni, naszyjników, znalazło się nawet kilka sztabek kruszcu. Całość warta była więcej niż pół tysiąca imperialnych złotych koron, jednak znacznie cięższa niż złote krążki. Jeśli doliczyć do tego broń, którą Helvgrim wcisnął w ręce Klarze i Jaromirowi oraz przedmioty, które dźwigali dotychczas mogło się okazać, że nie będzie łatwo to wszystko transportować.

Helvgrim jedynie nie dzielił boskich symboli ani artefaktów, które na samym początku wyprawy wszyscy zgodzili się odnieść do prawowitych właścicieli.

W końcu uporano się i z problemem podziału łupów. Helvgrim podszedł do Jaromira, przyjacielsko poklepał go po plecach swoją sękatą łapą:
– Dzięki za pomoc. Teraz czas by zająć się twoimi zmartwieniami. Złota ku temu wystarczy, a i warto udać się do Middenheim, gdzie większość ludzi się udawała. Na miejscu zasięgnę języka u moich ziomków, bo wiedzieć musisz, że w Middenheim żyje wielu mych rodaków, którzy wiele wiedzą, wiele słyszą. Na dodatek te przedmioty związane z kultem Sigmara należy odnieść gdzie ich miejsce.

Nastał w końcu czas, po łupów podziale, by ruszyć ku krypcie na powierzchni, a stamtąd na cmentarzysko. Wspinaczka krętymi schodami była mozolna, schody były dość strome, a do tego należało pokonać kilka spirali schodów zanim dotarli na ich szczyt. Obciążenie łupami też zrobiło swoje, a najbardziej odczuła to Klara, która będąc już w krypcie czuła jak drżą jej uda z wysiłku. Oprócz krasnoludów każdy łykal łapczywie powietrze, które w niższych poziomach było zatęchłe oraz wymieszane ze smrodem płonących pochodni. Do wnętrza krypty wdarł się powiew świerzego powietrza. Na samym początku tego nie wyczuli, jednak z każdym kolejnym oddechem wyraźnie było czuć woń świerzej krwi. Instynkt każdemu nakazał ostrożność, wojownicy dobyli broni. Będąc u wejścia do krypty można było dostrzec w promieniach zachodzącego słońca co się stało. W miejscu gdzie Elastir uwiązał konia była sporych rozmiarów kałuża krwi, kępki okrwawionej sierści porywały podmuchy wiatru. Obok kałuży krwi stał posąg przedstawiający człowieka z łabędzimi skrzydłami. Ten sam posąg, który odkrył Elastir, posąg, który stał ponad dwadzieścia kroków od krypty. Posąg ten miał zakrwawione ręce, oblepione sierścią. Konia elfa nie było, ani jego truchła.

Na dodatek z centrum cmentarzyska dochodziło charkotliwe nawoływanie.
– Kto tu!? Pomocy! Błagam, pomóżcie!
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 28-05-2015, 22:48   #48
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
- To jakieś cholerne czary! - warknął Jaromir, ręką z toporem odgradzając się od krwawego posągu.

Dosyć było już Kislevicie przeklętego cmentarza i jego potwornych lokatorów, najeżonych pułapkami podziemi i antycznych przodków wyjątkowo chciwych krasnoludów, którym na domiar złego wcale nie przeszkadzał w haniebnym procederze, a nawet przyobiecał swój w nim udział. Helvgrim do spółki z Wolfgrimem ściskali kurczowo torbę pełną brzęczących kosztowności, jakby to była rzecz najcenniejsza na świecie. Owszem, złoto miało swe niewątpliwe uroki jednak życie miewa się jedno, a przez to Gniewisz zwykł cenić je daleko wyżej niż wór kruszcu. Gotów był nawet porzucić całość zdobyczy, nie licząc nieopatrznie, a jakże szczęśliwie skrytego w kieszeni portek naszyjnika, jeśli to miałoby pomóc mu wydostać się z opresji.

Elastir obdarzał świat wyrazem twarzy wyrażającym absolutne oburzenie faktem, że jego ukochanemu rumakowi przyszło skończyć na szponach kamiennego posągu, do niedawna zastygłego zupełnie nieruchomo. Elfa najwyraźniej więcej zajmował smętny widok kłębków sierści unurzanych w krwawej jusze niż cokolwiek innego, gdyż palce wolne od łupów zacisnął na łęczysku aż pobielały mu knykcie, a ostre spojrzenie wbił w zębatą gębę łabędziego zabójcy. Klara natomiast, kuląca się za ich plecami, całą swą postawą, spotęgowaną brakiem oddechu wynikłą z wątłości ciała, tudzież nagłego przypływu emocji, potwierdzała słuszność zamiaru jaki Niedźwiedź, nie cierpiąc zwłoki, wygłosił.

- Idziemy stąd, po cichu a rychło. Do lasu i na gościniec. Byle dalej od cmentarza. - Kozak naumyślnie zignorował okrzyk niosący się po nekropolii, węsząc w nim jeszcze jedną pułapkę zastawioną na swe zszargane sumienie. - Niech no który ciągle ma na oku skrzydlatą pokrakę. Jeśli za nami polezie - zabij.
 

Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 31-05-2015 o 14:21.
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 31-05-2015, 13:38   #49
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Po męczącej podróży Klara padła na posadzkę opierając się plecami o wejście. Jej płuca pracowały z trudem łapiąc powietrze. Patrzyła w ciemne niebo, dlatego początkowo nie zauważyła niczego niezwykłego. Dopiero napływające z wiatrem zapachy zwróciły jej uwagę. Było w nich coś znajomego oraz… metalicznego. Pozostali wyczuli to znacznie wcześniej. Warknęcie Jaromira ja otrzeźwiło. Spojrzała w wyjście krypty. Kamienny anioł nadal był zwrócony w ich stronę w tej demonicznej postaci. Znajdował się jednak zdecydowanie bliżej niż powinien i zdecydowanie za daleko od cokołu na którym spoczywał. Nigdzie też nie było widać konia elfa, chociaż w sumie jego resztki łatwo było zlokalizować w okolicy. Klara zerwała się na równe nogi, momentalnie chowając się w ciemność krypty. Kozak zachował jednak zimną krew, chociaż nie można powiedzieć żeby ten plan się jej spodobał.
- A ten okrzyk? Nie możemy zostawić tego biednego człowieka na śmierć - syknęła chcąc zwrócić na siebie uwagę Jaromira.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172