Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2015, 01:39   #11
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Przed ucztą; melina fanatyczki i nożownika


Komnata, którą Laura zajmowała na spółkę z Gomezem początkowo należała wyłącznie do mężczyzny, jednak conocne wycieczki i migracje z pokoju do pokoju stały się na tyle uciążliwe, że w końcu oboje zdecydowali na porzucenie pozorów. Oszczędzało to zarówno czas, jak i siły, paradoksalnie zmniejszało też ilość ciekawskich spojrzeń rzucanych przez służbę, błądzącą po korytarzach twierdzy bez względu na porę dnia. Zachowanie pozorów szybko przestało być konieczne, jako że ani fanatyczka, ani nożownik specjalnie nie ukrywali celu odwiedzin. Oboje w głębokim poważaniu mieli co ktoś sądzi o ich żywiołowych dyskusjach,

Czas poprzedzający ucztę powitalną kobieta w czerwieni spędziła na czyszczeniu broni i monotonnym powtarzaniu w głowie tego, co jeszcze musiała załatwić przed wyruszeniem w drogę. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, wodząc pieszczotliwie placami po powierzchni bezimiennego korbacza. W kopalni obiecała sobie, że jeśli przeżyje, nada broni imię pasujące do jej charakteru. Wciąż oddychała, nadszedł więc czas na dotrzymanie danego słowa.
- Nie mam pomysłu - burknęła, wbijając wzrok w zajętego swoimi sprawami Gomeza.

- Może “pieszczocha”? - zaproponował Gomez, który właśnie ćwiczył rzucanie nożami w kierunku masywnej drewnianej szafy.

Fanatyczka rzuciła mu pełne politowania spojrzenie i pokręciła przecząco głową.
- Coś co nie brzmi jak imię dla psa - prychnęła ze złością, po czym odrzuciła broń na drugą stronę łóżka. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała poczynania partnera, zaciskając usta, coby nie sieknąć go na odlew jedną ze standardowych kąśliwych uwag. Powstrzymała się i zamiast tego mruknęła:
- Chcę pogadać. Odłóż noże .

Gomez schował noże i usiadł przy dziewczynie - O czym chcesz gadać?
Nie za bardzo wiedząc jak w ogóle zacząć dręczący ją temat, Laura wzruszyła ramionami i oparłszy głowę na ramieniu nożownika zaczęła cicho:
- Masz jakieś spostrzeżenia i opinię na temat całej tej poronionej podróży? Coś, twoim zdaniem, winniśmy przygotować dodatkowo?

- Mam złe przeczucia i …- tu zawahał się przez chwilę - ...dręczą mnie koszmary. Skurwiel potrafi sięgnąć nas mimo odległości.

- Koszmary - powtórzyła niczym echo - Nie przypuszczałam, że boisz się sennych mar i zwidów.

- Nie mówię że się boję, tylko mówię że mam. Gorzej się wysypiam i jestem trochę rozdrażniony, ot co. Truposz chce nas osłabić i ima się różnych sposobów. Z jednej strony to źle, a z drugiej dobrze, znaczy obawia się nas.

Laura wyraźnie spochmurniała. Odsunęła się od mężczyzny, prostując plecy i po krótkim wahaniu nakryła jego dłoń swoją.
- Mogę znaleźć masę mało pochlebnych epitetów na temat twojej osoby, ale słowo “tchórz” się do nich nie zalicza. Masz ciągle ten sam, powtarzający się do urzygu sen, czy powódź obrazów? Mają jakiś logiczny ciąg, czy są chaotyczne i trudne do odczytania. Co widzisz? - dociekała z pełną powagą, marszcząc czoło, jakby zastanawiała się nad konsekwencjami i rozwiązaniem problemu.

- Przeszłość, zła przeszłość mi się śni. Zresztą nie ważne, pogadam z jakimś klechą to może znajdzie jakiś sposób - odpowiedział, próbując zbagatelizować sprawę.

-A może spróbujesz porozmawiać ze mną? - fanatyczka warknęła, zaraz jednak odetchnęła głęboko i kontynuowała spokojnym tonem - Coś z zakonnych czasów jeszcze pamiętam...i jestem tu, jakkolwiek dziwnie by to nie wyglądało. Nie połamię cię, nieważne co byś nie powiedział. Masz na to moje słowo -zakończyła markotnie.

Gomez również wziął głęboki oddech i zaczął mówić - Dobra, skoro tak ci zależy. Miałem kiedyś żonę, miała na imię Laura, to już wiesz. Kochałem ją bardzo będąc naiwnym młodym dzieciakiem, aż pewnego dnia zastałem ją i pewnego szlachciurę w nie dwuznacznej sytuacji. Wtedy dorosłem i zabiłem oboje. Pamiętasz tego młodego chłopaka, co pojedynkowałem się z nim w dole pełnym gówna? To był ostatni żyjący brat tego gnoja co przyprawił mi rogi. Jak to się ma do mych snów? Ano nawiedza je ona.

Laura milczała przez dłuższą chwilę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Prychnęła, wzruszyła ramionami i opowiedziała:
- Porzuć poczucie winy i zapomnij... pogódź się z tym i odpuść. Nie rozmyślaj, nie wspominaj. Zakop w pamięci i nigdy nie odgrzebuj. Tak będzię...najlepiej. Niektóre rzeczy ze słabości musimy zmienić w naszą siłę. Żyjesz, dokonałeś słusznej zemsty - ciesz się tym.- krzywy, sarkastyczny uśmiech pojawił się na jej twarzy, po czym szybko zniknął, pozostawiając po sobie jedynie cyniczne nuty w dalszych słowach -A może podświadomie boisz się, że historia zatoczy koło i gdy nie będziesz się spodziewał, dostaniesz sztyletem prosto w serce od kolejnej Laury? Nie obawiaj się. Póki nie wywiniesz żadnego porządnego numeru, możesz na mnie liczyć. Jestem po twojej stronie i patrzę na plecy...i na to co poniżej też.

- Może masz rację, może masz. - Gomez nie przyznał się że o tym zatoczeniu koła też myślał, tylko właśnie trochę inaczej niż wyobrażała sobie Laura. - Chodź, zbierajmy się na ucztę, a klechę i tak odwiedzę, egzorcyzmy swoje odprawi i będzie dobrze.

Fanatyczka przytaknęła, wstając z łóżka i podchodząc do lustra. Blada, pokryta paskudnymi bliznami twarz uśmiechnęła się do niej ze srebrnej tafli, choć uśmiech ten nie sięgał zimnych jak lód czarnych oczu. Znów miała na sobie czerwoną szatę akolity Sigmara, poprzecieraną, pokrwawioną przy rękawach, a przy pasie przytroczony korbacz. Jakoś nie potrafiła się z nim rozstać, nawet w teoretycznie bezpiecznej twierdzy.
Wypadki się zdarzały - przekonał się o tym choćby głupi stajenny, który kilka tygodni wcześniej zakończył swój żywot nabity na własne widły. Wypadek, pech pijaka, który potknął się o własne nogi i skończył gorzej niż marnie - sprawa rozeszła się po kościach. Nikt nie szukał w niej drugiego dna i dobrze. Grzebanie w detalach nie byłoby Laurze na rękę. Miała swoje tajemnice, zobowiązania...i głód palący nie tylko trzewia, ale również skórę. Nieokiełznane pragnienie zaspokoiła przynajmniej na jakiś czas.
-Racja....miejmy to już za sobą - prychnęła, odgarniając z czoła pukiel czarnych włosów.
Nienawidziła wieczorów integracyjnych...



Uczta; ciąg dalszy integracji...


[...]

Elfka nie pogardziła trunkiem. Na moment spojrzała na człowieka dziwnie jakby oceniając. Tak naprawdę zastanawiała się co go wzięło na gest. Wino jednak skutecznie zaciagało myśli gdzie indziej.
- Gomez! - rzuciła sztuciec w cyrkowca. - Atsar! - elfka zapomniała, że poza nią nie bardzo jest tutaj ktoś rozumiejący elficki. Nie obawiała się aby miała zrobić człowiekowi krzywdę. Był zbyt winny na takie coś.

Gomez ledwo uchylił się, zaskoczony dziwnym zachowaniem elfki. Z trudem powstrzymał się przed zrobieniem gestu, określającego adresata idiotą i tylko wyszczerzył zęby. Powstrzymał się bo wiedział co elfka przeszła i rozumiał że albo w końcu odreaguje albo odbije jej do reszty. Lotar dolewając wina też nie pomagał. Ciekawe o co mu chodziło?

Głośny rechot wydobył się z gardła fanatyczki, gdy kręcąc głową opróżniwszy swój kielich, odstawiła go na stół. Z szerokim, zębatym uśmiechem przypatrywała się poczynaniom ostrouchej, stanowiącym rozrywkę lepszą niż całe stado fikających koziołki błaznów. No to jej odwaliło...pięknie, ale lepiej żeby się wyładowała, niż dusiła w sobie zbędną gorycz. Alkohol pomagał, Laura wiedziała o tym doskonale z autopsji. Chociaż pomysł z rzucaniem naczyniami w Gomeza był ciekawy...będzie musiała go przetestować, tylko z czymś cięższym od kubka.
- To sie skończy albo rzyganiem na stół, albo mordobiciem. Kurwa...też się czujesz jak w domu? - mruknęła na tyle cicho, by tylko nożownik mógł ją usłyszeć, po czym sięgnęła po dzban i uzupełniwszy swój kielich wzniosła go do góry, przepijając w milczeniu do elfki.

- Ja czuję się jak w domu już od dawna. - Gomez znów wyszczerzył zęby, a potem wstał i wzniósł toast - Za gości którzy z daleka przybyli w te skromne progi! Do dna!

Gomez był głupcem. Jakby nie widział, że niektórzy mieli już dosyć wina we krwi. Lotar nie miał zamiaru iść w ślady “tych niektórych”, więc ledwo zamoczył usta w winie. Ale toast powtórzył.
- Za gości - powiedział.
Ciekawe, ilu z nich przeżyje choćby dwa tygodnie, pomyślał.

W niemej odpowiedzi uśmiechnęła się do Lotara. Być może pociągnęłaby wątek, ale ten odwrócił się twarzą do kogoś innego. Elena przypatrywała się obecnym bez jakiejś większej natarczywości. A miała na co patrzeć! Latające sztućce, prawie tańce na stole. Wesoła gromadka się zapowiadała, nie ma co. Przynajmniej nie będzie nudno - pomyślała do siebie.
- Zdrowie także i gospodarza - odpowiedziała na toast Gomeza, kiedy wzniosła kufel. Nie wypadało przecież nie wznieść trunku w takiej chwili. Do dna nie byłaby w stanie wypić tego piwa. Ewentualnie nie byłaby w stanie zrobić niczego innego, dlatego upiła po prostu większy łyk.

Rycerz w milczeniu obserwował swobodną zażyłość z jaką odnosili się do siebie biesiadnicy. Być może była to kwestia natury, a może życia jakie wiódł, ale nie potrafił beztrosko włączyć się w dyskusję. Widać było że elfka powinna już przestać pić, ale nic nie wskazywało na to żeby miała na to ochotę. Zapowiadało się coś co Gottfried pamiętał z dzieciństwa, gdy jego ojciec ucztował z innymi rycerzami służącymi u grafa, czyli picie, bójki i godzenie się nad kuflem lub pucharem. Gdy wznoszono toasty przyłączał się wznosząc puchar, i upijając niewielkie ilości wina. Na talerz nałożył sobie sporą ilość różnych mięs i konsumował nieśpiesznie, wprawnie posługując się sztućcami. Z lekkim uśmiechem przypomniał sobie jak, przy pomocy trzciny, ojciec Manfred nauczył go manier, niezbyt zważając na protesty i skargi samego ucznia. Młodzieniec rozejrzał się po ucztujących, którzy pod względem zachowania i podejścia do trunków bardzo przypominali jego rodzinę z Middenlandu. Ciekaw był czy wyruszą o czasie…

Mag spojrzał w sufit, zamyślił się. Ciekawe ile było takich wypraw wcześniej? Czy może kiedyś, dawno temu Sigmar też w taki sposób zebrał do boju swych towarzyszy? Ile z nich wróciło do domu? Takie to nagle nietypowe myśli kołatały się po głowie młodemu czarodziejowi. Jednak alkohol dawał się we znaki i każdy kolejny kielich czy kufel trunku sprawiały że życie robiło się piękniejsze a problemy doczesnego świata znikały. Manfred już trochę zamglonym wzrokiem próbował nadążyć za wydarzeniami przy stole. Do kolejnego toastu ponownie dołączył. Jak tak dalej pójdzie przewidywał że ranek będzie wyjątkowo ciężki. Jednak czasem trzeba było ponieść się fali. Jakkolwiek by się ten wieczór skończył będzie po prostu ciekawie a jeśli obudzi się następnego ranka i to jedynie kac będzie jego największym zmartwieniem pozwoli mu to bez większego wahania zaufać tym ludziom i nieludziom na tyle by wyruszyć wraz z nimi w daleką podróż.

Wolf musiał czymś zająć myśli, które co chwila wracały do coraz bardziej pijanej elfki. Wiedział jak to się skończy, ale z jakiegoś powodu nawet chciał, by sprawy przybrały taki obrót. Wyszczerzył zęby pod wąsem w krzywym uśmiechu, gdy Gomez uchylił się przed atakiem. To mu przypomniało, jak jeszcze można uatrakcyjnić tą ucztę.
- Gottfried - podniósł trochę głos, by ten mógł go usłyszeć. - Rzeknij no, jak nastroje w Imperium? Jak podróż? Ludzie wiedzą że zbliża się wojna?

Karla wyrwało z pracowni pytanie jednego ze współpracowników o to czy wybiera się na ucztę. Ucztę o której zapomniał będąc pochłonięty mieszaniem niebezpiecznych substancji celem uzyskania katalizatora do dalszych mikstur. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na Alfreda Bauera, chorowitego mężczyznę w średnim wieku, którego zwerbował z jednej z okolicznych wiosek gdzie parał się zielarstwem.
- No tak… - mruknął cyrulik, a może raczej już oprawca zdejmując ciężki skórzany fartuch i rękawice odwieszając je na wieszak w pracowni.
- Przejmij ten projekt, notatki są w drugiej szufladzie Alfredzie. - powiedział półprzytomny po czym dodał w myślach “Pora spełnić obowiązek…” Co tu ukrywać, nigdy nie był zagorzałym zwolennikiem wielkich tłocznych uczt. Przepych zbliża do Pana Rozkoszy i Bólu, a skromność i umiarkowanie są bliskie Sigmarowi. Gdyby tylko Wolf to rozumiał…
Na ucztę zjawił się w momencie w którym znaczna część była już podpita. Zresztą, on sam nie był w lepszym stanie. Podkrążone i przekrwione oczy, blada skóra. Jak by nie patrzeć przez ostatni miesiąc z groszem nie opuszczał laboratorium pracując jak mrówka od rana do zmroku. W milczeniu skinął Wolfgangowi na przywitanie i zasiadł do stołu. Nie był głodny, chemikalia i opary ziołowe odebrały mu apetyt, ale wiedział, że coś zjeść musi. Nałożył więc sobie skromną pieczeń którą polał gulszem, który z kolei zdążył już trochę wystygnąć, oraz smażone warzywa na boku.
Czuć można było od niego wyraźnie, dym, zioła i chemikalia mineralne, oraz całą gamę ciężkich do sklasyfikowania zapachów, ulotnych, ale jednak. Nierozpoznawalnych dla przeciętnego człowieka niewtajemniczonego w sekrety aptekarstwa, zielarstwa, czy alchemii. Ukrył ziewnięcie za przyłożoną do ust dłonią i ospale przymknął oczy by je po chwili otworzyć. Rozejrzał się półświadomie po zebranych przy stole. Twarze które znał i twarze które dopiero co miał poznać. Wziął kęs pieczeni zanurzanej w gulaszu na jego talerzu do ust. Jedyne czego nie rozumiał to to co przy stole robi cyganka, ale skoro Wolf zdecydował się ją zaprosić, to musiało znaczyć że coś umie, ale co? Nie miał siły wysilać się na gargantuniczny wysiłek myślenia. Jadł i kątem oka obserwował i słuchał wiedząc, że podda to wszystko chłodnej analizie jak się wyśpi. Zresztą, jak przystało na oprawcę, choć więcej materiału zbierze w czasie podróży, ale czy to nie będzie za późno by wychwycić potencjalnego zdrajcę?

Elfka robiła wywód. Był on długi i skomplikowany, pełen prawd i objawień. I był w eltharin. Machała przy tym rękoma z taką zażartością i impetem, że wachlowała wręcz siedzących obok mężczyzn. Wydawało się, że głównie do nich mówi, ale niejednokrotnie wskazała na Elenę, Laurę, sufit, nich samych i oba khazady. Cokolwiek mówiła patrząc na tych ostatnich brzmiało znacznie mniej przyjemnie. Wolf był w stanie poznać już niejednokrotnie używanie przez nią słowo “bloede”. Elfka nie szczędziła sobie trunków ani jedzenia. W pewnym momencie, kiedy jej wypowiedź bardziej zaczęła przypominać jakąś inkantacje, zanurzyła palce w ciemnym sosie i namalowała na twarzy pionowe kreski. Zaczynały się na czole, schodziły w dół przez powieki i kończyły na policzkach. Następnie rytualnie zarżnęła kawałek upieczonego mięsa jaki znajdował się na jej talerzu. Po krótkiej chwili refleksji i niespodziewanego braku słów, Youviel zaczęła jeść ów kawałek mięsa.

Manfred skupił się na jedzeniu, nie mógł sobie odmówić ulubionych pieczonych kurczaków. Tak jak się spodziewał smakowały nadzwyczaj dobrze. Zajadając się rarytasami ze stołu przysłuchiwał się elfce, chociaż z tego co mówiła nie rozumiał ani słowa. Nie znał eltharinu ale czarodziej obiecał sobie że kiedyś się go nauczy. W mniemaniu Manfreda mogło by to się okazać przydatne podczas kontaktów z długouchymi czarodziejami. Zdziwił się lekko gdy Youviel zaczęła malować się sosem po twarzy. Lecz nie komentował, nie pytał. Może zwyczaj, może wpływ alkoholu. Mag nie rozwodził się nad tym. Jedynie obserwował.

Rycerz zmierzył chłodnym wzrokiem Wolfa na pominięcie tytułu rycerskiego i zastanowił się nad pytaniami. Ponieważ zdecydował się dzisiaj mówić, więc wziął głęboki oddech, przełamał wewnętrzen opory i odpowiedział formalnie.
- Baronie Wolfgang, południowe landy zbierają wojska, ale większość armii Imperium jest nadal w Middenlandzie. O nastrojach nikt ze mną nie rozmawiał. - rycerz uznał że to powinno wystarczyć.

Wolf nie zauważył albo nie przejął się chłodnym spojrzeniem rycerza. Machnął tylko ręką.
- Nie nazywajcie mnie baronem. Dali mi tytuł rittera, ale jak mamy razem podróżować to między sobą mówcie mi po imieniu. Oszaleję jak ktoś mi powie “sir Wolfgangu, dwunastu nieumarłych przed nami. Sir Wolfgangu, atakują. Sir Wolfgangu rozbijamy obóz”... ech… - westchnął ciężko. - Wolf. Krótko, skutecznie i nie trwa dłużej niż dwa uderzenia serca.
Ritter Wolfgang wyraźnie nie był przywiązany do swego tytułu, ani nie baczył na to, że jego uwagi mogą zostać źle odebrane. Możliwe też że zwyczajnie tego nie pojmował.
Gospodarz przeniósł wzrok na elfkę i obserwował jej zachowanie przez moment. Było widać zmieszanie na jego twarzy. Wiedział też do czego zaraz miała przejść. Zrobiło mu się żal biesiadników. Tłumaczenie wymowy elfickiego imienia potrafiło zepsuć nastrój nieboszczykowi.

- Wiiii…. wiiii…. - zgodnie z przeidywaniami człowieka do uszu siedzących dotarły słowa, a w zasadzie dźwięki od strony elfki.
- Ju WI el - powtórzyła po raz kolejny z ustami pełnymi jedzenia. Starała się pokazać na którą głoskę należy stawiać nacisk. Generalnie mówiła w s tronę Eleny i Manfreda. Przeskakiwała wzrokiem pomiędzy jednym a drugim nie specjalnie przejmując się tym czy ją słuchają czy nie.

- Być może dla pana, baronie nie zależy na etykiecie, pozwolę sobie jednak pozostać przy swoich przekonaniach co do tytułów.- nie miał zamiaru dać za wygraną Gottfried. Trochę przeszkadzało mu przedstawienie jakie robiła z siebie pijana elfka, ale zdecydował się milczeć. Nie było to dostatecznie ważne żeby zasłużyć na komentarz.

Wolf podniósł brew zdziwiony, ale kiwnął głową. Przypomniano mu jak się zachowuje szlachta i czemu miał z nią zatargi. Nie zamierzał jednak pozwolić by zły humor powrócił między łykami alkoholu i kęsami mięsiwa. Mieli czas, żeby się dogadać we wszystkich sprawach.
- Będzie jak mówisz sir Gottfriedzie - rzekł nalewając sobie piwa do kufla.

- Jednak rzeknę raz jeszcze. Nie jestem baronem, a ritterem, jeśli ma to znaczenie. To że władam tą ziemią to inna sprawa.
Spojrzał na pachnącego ziołami cyrulika i podniósł głos by ten go usłyszał.
- Karl. Rzeknij no, jak idzie praca w tym twoim labo… - zawahał się. - torium?
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 02-04-2015 o 02:02.
Zombianna jest offline  
Stary 02-04-2015, 01:44   #12
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Elena spojrzała na elfkę uważniej. Najwyraźniej ostroucha coś miała przeciw obecności Eleny tutaj. Nie problem dziewuchy. Dziewczyna zrzuciła to na garb stanu elfki, choć nie było to miłe. Mniejsza o to. Kiedy jednak elfka z pełnymi ustami zaczęła coś do niej mówić, to zapytała:
- Czy coś się stało? Bo, przyznam szczerze, że nie rozumiem...
Elena nachyliła się tak, żeby w razie czego lepiej słyszeć elfkę. Nie wiedziała, o co kobiecie chodziło.

Youviel zamarła na moment patrząc na dziewczynę. Przełknęła co miała w ustach i pokręciłą głową.
- Nic dzieciaku, absolutnie nic - odchyliła się w krześle i spojrzała na młodzieńca. Gdy tylko dostrzegła jego spojrzenie zaraz straciła na swoim rozmyciu. Zdecydowanie mogli stanać w szranki jeśli chodzi o to kto kogo obrzuci większą pogardą samym spojrzeniem. Oczywiście gdyby elfka nie była jeszcze pijana.
- Coś ci się nie podoba dzieciaku? - zapytała.

- Najwyraźniej tobie coś nie odpowiada - Elena mruknęła cicho i przewróciła oczami. Owszem, elfka mogła mieć swoje sprawy, ale żeby od razu z taką pogardą? Najwyraźniej procenty za mocno wpłynęły na zdolność trzeźwego myślenia ostrouchej. Dziewucha praktycznie nie dała po sobie poznać, co myślała.
- Twoje zdrowie, Pani! - Elena uniosła kielich w stronę elfki, skinęła w jej stronę i ze szczerym uśmiechem upiła toast.

Choc nie chciał o tym mówić, to bezpośrednie pytanie zadane przez elfkę zasługiwało na odpowiedź. Gottfried spojrzał wprost w oczy elfki.
- Twoje zachowanie pani. - stwierdził krótko - Prędzej spodziewałbym się takiego po krasnoludach, niż elfce. Jeżeli jednak nie przeszkadza ono innym zachowam swe uprzedzenia dla siebie. - rycerz nie miał zamiaru wywoływać jakiejś bójki, zwłaszcza z kobietą.

Przez chwilę Youviel zastanawiała się czy dobrze usłyszała czy może to szum alkoholu w jej uszach zmieszał słowa rycerzyka.
- Czy ty włąsnie mnie porównałes do zawszonego khaz…

- Dość! - warknął Wolf przerywając elfce. Towarzyszyło temu donośne stuknięcie kufla o stół.
- Ty. - wskazał na elfkę. - Jeszcze jedno słowo i skończysz ucztę. Ty… - wskazał na Gottfrieda - Przemyślcie swoje słowa rycerzu i lepiej je dobierajcie. Pojutrze ruszamy w podróż. Nie szukajcie między sobą zwady.

Elfka spojrzała na Wolfa. Tym razem była pewna, że się nie przesłyszała. Wstała od stołu. Bez słowa zaczęła nieco chwiejnym krokiem iść do wyjścia. Nie dotarła tam gdyż gdy tylko znalazła się obok czarnego rycerza złąpała go za włosy i z całą siłą uderzyła nim o stół.

Po reprymendzie Wolfa twarz młodego rycerza pokrył rumieniec. Wiedział już że odzywanie się było błędem, ale od wielu lat praktycznie nie miał styczności z nie-ludźmi i po prostu zapomniał o niechęci która dzieliła krasnoludy i elfy. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić poczuł gwałtowne szarpnięcie za włosy. Mięśnie napięły się mimowolnie w obronie, ale atak był zbyt zaskakujący. Jedyne co zdołał uzyskać to to że przekręcił częściowo głowę i jego twarz spotkała się z talerzem i resztkami jedzenia bokiem. Poczuł w ustach krew gdy zęby rozcięły mu policzek od środka, miał też wrażenie że przygryzł sobie język. Potem zadziały odruchy i uderzył w tył łokciem.
Twarz rycerza wylądowała momentalnie w misce. By po chwili jego łokieć znalazł się na żebrach elfki.

- Co do diaska? - Elena odskoczyła i stanęła na równe nogi, przodem do ostrouchej. Spojrzała na jej sąsiada w biesiadzie, potem na Wolfa i znów na elfkę. Kiedy Gottfried zareagował, dziewucha odsunęła się. Co jak co, ale elfce się należało.

Tymczasem dwóch krasnoludów szarpało się ze sobą. Zabójca nie wiedział o co chodzi, ale nie miał zamiaru pozwolić sobie, aby ktoś się do niego rzucał. Zaś dla piwowara słowa Wolfgrimma były niczym głośne zelżenie własnej khazadzkiej rasy. Jednak przepychanka krasnoludów ustała, kiedy tylko ktoś inny zaczął burdę na serio. Ale przecież wcale tak dużo nie wypito!
- Cholerne, słabogłowe, bezcelowo wysokie… - wymamrotał Galvin pod niewiadomo czyim adresem.
Momentalnie jednak w dłoniach krasnoludzkiego mędrca pojawiło się krzesło. Galvin był gotów rzucić się w wir walki i dać nauczkę człeczynom i szpiczastej, że nie warto rozkręcać zabawy do takiego stopnia, kiedy biorą w niej udział khazadowie.


- Ej wy! - wskazał paluchem na elfkę i rycerza - Szukacie wpierdolu? To zaraz go znajdziecie!

- Galvin! Lotar! - krzyknął Wolf wstając i wywracając własne krzesło - uspokójcie ich do diaska!
Ci dwaj wyglądali chyba najtrzeźwiej. Sam się rzucił żeby odciągnąć elfkę od stołu.

Lotar nie miał nic przeciwko małej sprzeczce, ale bójka... Wstał i ruszył za Wolfem w stronę, gdzie elfka od słów przeszła do czynów.

Kuksaniec w bok nieco otrzeźwił pijaną kobietę, ale nie na tyle aby odpuściła. Łapać się do walki wręcz nie miała po co a już widziała jak dwoje stało po jej stronie stołu. Dlatego też dała susa na niego na drugą stronę tuż obok Laury. Pech chciał, że miotnęło nieco i ręka trafiła w czoło fanatyczki. Elfka zaś złapała cokolwiek było pod ręką i zaczęła tym rzucać w rycerza… i kogo się napatoczyło.

Po sali poniósł się ryk. Galvinowi prawie gałki oczne wyszły z orbit. To po stole toczył się właśnie przewrócony kufel rozlewając piwo. Krasnoludzkie piwo. JEGO PIWO! Piwowar wlazł na stół i wymachując krzesłem ruszył na elficę tratując wszystko na swojej drodze w niewypowiedzianym szale.

Odskok elfki dał Gottfriedowi chwilę na otrząśnięcie się. Rycerz wstał spluwając krwią na stół, a następnie przykucnął gwałtownie a nad jego głową ze świstem przemknął półmisek rozlewając i rozsypując swoją mięsistą zawartość na niego jak i wszystkich dookoła. Młodzieniec chwycił krzesło na którym siedział i zablokował je na przedramieniu. Dysponując tą improwiowaną tarczą chwycił w drugą dłoń broń w postaci dzbana wina i ruszył na przeciwniczkę.

Czarodziej dopóki jeszcze nie przyciągnął niczyjej “agresywnej” uwagi oparł się na dłoniach.
-Szkoda marnować siły na konflikt między nami, wszkaże mamy już wroga…- powiedział niegłośno. Jednak nie spodziewał się by ktoś zwrócił uwagę na te słowa. -Wypada by Panowie w tak agresywny sposób reagowali? W takich miłych okolicznościach?- rzucił jeszcze Manfed do obecnych patrząc jak dają się ponieść emocjom.

Wolf widząc że szanse na przerwanie bójki rozpłynęły się wraz z rozlanym piwem i krwią, zaklnął szpetnie pod nosem i włączył się do bójki starając się wyrównać szale. Przynajmniej z początku, kiedy to strony jeszcze były w miarę jasne. Wpierw rzucił się na krasnoluda, próbując go powalić.

Gotffried zaszarżował na elkę starając się osłaniać “tarczą”. Choć udawało mu się osłaniać się od talerzy, i dzbanów to od ich zawartości już nie. Przynajmniej biesiada trwała już chwilę i nic już nie wrzało. Nadal nie był to najmilszy prysznic. Celem rycerza było przygwoździć elfkę pomiędzy nogami krzesła które sterczały do przodu niczym rogi.

Po części Manfred chciał krzyknąć by przestali. Powołać się na Sigmara, na wspólnego przeciwnika jakim był Bragthornea. Nie odwołał się jednak do takich haseł. Miast tego skupił się na nie prowokowaniu innych. Skoro nie wszyscy byli jeszcze pochłonięci bójką oddalił się na bezpieczniejszą pozycję. Wszkaże nie był typowym wojownikiem a magii nie wypadało używać do tak błahych spaw.

Bóg Laurze świadkiem - nie chciała się mieszać. Od początku rozróby siedziała z zaciętą miną, sącząc wino z kielicha i jedynie obserwowała szalejącą burzę, pośrodku której znajdowała się ich nieludzka łuczniczka. Fanatyczka prychała pod nosem, co chwila rzucając Gomezowi pytające spojrzenia. W końcu jednak pała się przelała, a cierpliwość ludzka znalazła się na wyczerpaniu.
-Youviel! - rykowi kobiety w czerwieni towarzyszył odgłos tłuczonych naczyń, gdy złapawszy za spód stołu, wywróciła go na ziemię. Mieli tylko spędzić raptem godzinę na nudnych gadkach i integracji. niestety integracja zmieniła się w otwarte, grupowe mordobicie.
Niewiele myśląc szarpnęła za dyndającą przy pasie broń.
-Do ciężkiej kurwy, nawet zamoczyć ryja nie dacie bez pierdolenia i szukania atrakcji. Mało ci jeszcze? - warknęła do elfki, mrużąc czarne ślepia na podobieństwo szparek - Wypierdalajcie z tym burdelem na zewnątrz, ale was kurwa wszystkich po kolei wyślę tam osobiście. Ty też spasuj, rycerzyku...żebym to ja miała robić za jebany głos rozsądku. Spokój ludzie i reszta!

Gdy czarodziej dostrzegł że kobieta z bliznami na twarzy sięga po broń zląkł się. Czyżby wyprawa miała się zakończyć jeszcze przed rozpoczęciem? Co prawda niewiasta na ten czas tylko groziła ale co będzie dalej? Może któryś z gości przesadzi? Manfred nawet gdyby mieli go za to zlinczować nie mógł dopuścić do najgorszego. Obserwując obecnych powtarzał w myślach magiczną inkantację. Gdyby ktoś z obecnych zamachnął się bronią na towarzysza to mag by powstrzymać rozlew krwi, rzuci zaklęcie “Niezdarności”.

Elfka już raz widziała jak coś na nią szarżuje i nie skończyło się to dla niej najlepiej. Dlatego też nie czekała aż rycerz się do niej zbliży. Uskoczyła w bok aby znów przeskoczyć nad stołem… Ten jednak postanowił się przewrócić dzięki działaniom Laury i elfka mimo wszelkich starań wylądowała na czworakach obijając mocno kolana o podłogę. Jakoś odechciało jej się dalszej rozróby.

Rycerz dostał swoją szansę gdy Youviel upadła, gdyż pomimo że pijana elfka nadal była od niego szybsza i zwinniejsza. Tylko jej poważnemu upojeniu należało zawdzięczać że zdołał ją dogonić. Próbował zmienić kierunek szarży gdy nastapił na rozlaną polewkę. Krzesło poleciało w bok, ale wno zdołał utrzymać. Z imponującym poślizgiem wpadł na przewrócony stół lądując na plecach tuż obok elfki. Dzban jakimś cudem nadal był cały i co ważniejsze w połowie pełny.
- Teraz ty mściwa, cholerna, podstępna lisico napij się ze mną na zgodę. Dokładnie takich cech będzemy potrzebowali gdy przyjdzie nam się zmierzyć z nieumarłymi. - - wystękał do łuczniczki. Dopiero teraz widać było że rycerz uśmiecha się szeroko, pomimo krwi sączącej się z ust. - Nie miałem zamiaru cię obrazić, ale jeżeli pytasz to spodziewaj się że odpowiem szczerze, nawet jeżeli ci się to nie spodoba. - podał jej dzban z winem.

- Bloeade dh’oine… przynajmniej to była moja wina - elfka przewróciła się na tyłek i przyjeła dzban od młodzieńca.
- Pogadamy jak wytrzeźwieję... - urwała patrząc co robi Wolf.

Ten tymczasem trwał w żelaznym uścisku z Galvinem leżąc gdzieś nieopodal. Przechwycenie krasnoluda zakończyło się sukcesem, ale rycerz przeliczył się z pomysłem utrzymania pędzącego khazada. Siłą impetu polecieli na brudną od walającego się wszędzie jedzenia posadzkę, łapiąc się za głowy w kolejnych próbach zdobycia przewagi. Obaj coś mamrotali do siebie. Słowa były tłumione to przez dłoń, to przez ucisk na piersi. Można było zrozumieć tylko poszczególne słowa lub fragmenty zdań. “Spkhhhuj”, “Pwo!”, “T bło wno!”. “Cby twyje."
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 02-04-2015 o 09:56.
Asderuki jest offline  
Stary 02-04-2015, 10:12   #13
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wszyscy
Kitajscy mędrcy powiadają “Pijaństwo tylko ujawnia wady, nie jest ich przyczyną” i tak też było w tym przypadku. Elfka która ostatnimi czasy lubiła sobie wypić, a ilości jakie pochłaniała nie były małe, była tego idealnym świadectwem. Chcąc nie chcąc wywołała małą burdę, która na szczęście nie zakończyła się niczyim zgonem.

Ci którzy bywali w Werder, pod Altdorfskiej wsi, mogli wiedzieć jakie tam potańcówki były. Chłopi z reguły nie szczędzili krzeseł, kufli, a nim podeszli do niewiasty poprosić ją do tańca, sprawdzali czy mają przy sobie jakąś sztachetę czy toporem. Bywało nie raz tak że, jedna niewiasta, wpadała jednocześnie w oko kilku rębajłom. No a że serce nie sługa, alkohol swoje robił, to się działo. Oj ostro bywało, a kto bywał ten wie. Czasem trzeba było wynieść jakiego delikwenta za nogi, bo o własnych siłach nie mógł opuścić placu “boju”. Felczerze i grabarze zawsze mieli pełne ręce roboty, i zawsze zacierali ręce, na myśl o kolejnych tańcach.

W Baronii na szczęście obyło się bez tego typu przygód. Oczywiście talerze, dzbany, kufle latały i tłukły się, ale kto by się przejmował takimi drobnostkami. W końcu nie każda integracja przebiega bezproblemowo i łagodnie. Ludzie potrzebują czasu, czasem argumentów, by się dotrzeć i zrozumieć. Służba zapewne będzie miała o czym plotkować przez najbliższe dni, szepcząc w kątach o tym co się działo.

W końcu jednak alkohol się skończył. Jadło zostało zjedzone. Goście się albo schlali albo postanowili udać się na spoczynek. Wieczór mógł zostać zaliczony do udanych, choć rankiem część osób będzie bolała głowa albo brzuch. Księżyc jeszcze świecił, gdy ostatnie świece w komnatach gasły.

Youviel
Alkohol bywa często zdradliwy, i w końcu nawet elfka poległa na polu boju. Chcąc nie chcąc musiała uznać wyższość procentów, nad swoją doskonałą zdolnością panowania nad wszystkim. Zmęczona, pijana w końcu zamknęła oczy i zasnęła, troszkę pochrapując.

Tym razem jednak “wizja” jaką zaczęła doświadczać była inna. Czuła jakby się unosiła w powietrzu, przemierzając czas i przestrzeń. Widziała zastygłe, gorące piaski, po których maszerowała armia. Patrząc na jej rozmiar, łowczyni miała wrażenie, że ów wojsko swoją liczebnością sięga aż po horyzont. Niezliczone rzesze nieumarłych powstawały z martwych, wygrzebując swoje stare, poniszczone kości spod ziemi.

W pewnej chwili czuła jakby spadała w dół. Szybko niczym pikujący orzeł, który wypatrzył swoja ofiarę. Choć z każdą chwilą prędkość z jaką poruszała się, zdawała się wzrastać, to lądowanie było miękkie i bezbolesne. Znalazła się w jakimś dziwnym miejscu. Zapomnianym przez Bogów i żywych ludzi. Kurz, pył i piasek. Poniszczone domy, których świetność, minęła wiele setek lat temu. Większość z nich była w ruinie, inne zapadnięte do połowy pod ziemią, a po innych zostało tylko wspomnienie. Wszędzie dookoła panowała złowroga cisza. Elfka mogła usłyszeć nawet jak porusza się pojedyncze ziarenko piasku. A potem to wszystko przerwały słowa, którym towarzyszyły ciche szepty.

Te same, powtarzające się wyrazy, tworzące jakby jedną całość. Nie miała pewności. Nie mogła mieć, bowiem ten język był już dawno zapomniany. Umarły język. Z każdym słowem stwierdzała, że są wymawiane one w jakiś strasznym celu. Miały doprowadzić do czegoś złego. Czuła to całą sobą, o ile w tym stanie było to możliwe. Powtarzające się słowa skrywały w sobie moc i potęgę, która z każdą chwilą wzrastała, by w końcu osiągnąć swój cel.

Ziemia zaczęła się trząść, a z pod niej wydobyło się zawodzenie. Jakby coś chciało wydostać się na powierzchnię a nie mogło. Było bardziej jazgotliwe niż ujadający wilk, i bardziej donośne niż ryk niedźwiedzia. Piasek zaczął unosić się nad ziemią, tworząc wiry, które poruszały się w okół swojej osi. A potem kilka z nich ruszyło prosto na elfkę, pogrążając ją w nich. Piasek dostawał się wszędzie. Oczy, uszy, nozdrza. Elfka próbowała złapać oddech. Odganiała się rękami, próbując zasłonić twarz przed deszczem. Zauważyła jak zaczyna unosić się nad ziemią. Krzyknęła, a raczej warknęła.

Prawe oko śpiącej elfki otworzyło się. Ból głowy towarzyszył temu przy okazji. Za oknem można było dostrzec pierwsze promienie słońca.

Wszyscy
10 Vorhexen 2522
Dla jednych poranek był lekki i przyjemny. Dla drugich zupełnie odwrotnie. Śniadanie jakie serwowano w ogólnodostępnej jadalni. Większość spożywała go w milczeniu i ciszy, delektując się ciepłą strawą i porządnym napitkiem. Ci, którzy chcieli zjeść w samotności, udawali się z posiłkiem do swoich komnat. Tam nikt im na pewno nie mógł przeszkadzać. Służący co chwila przynosili zamówienia, lub dolewali napitek do pustych kielichów. W końcu jednak trzeba było powoli zacząć zbierać swoje rzeczy, i rychtować do podróży.

Według wszelkich znaków na niebie i ziemi, Wolf zamierzał wyruszyć dokładnie w południe. To dawało jeszcze nie którym czas na uzupełnienie zapasów, i poczynienie odpowiednich zakupów. W końcu 50 złotych karli z nieba nie spada. A i nie wiadomym było gdzie i w jakich warunkach przyjdzie im nocować.

Dzień może nie miał być zaliczać się do tych najcieplejszych, ale jasne chmury i świecące, mocno słońce sprawiały że podróż mogła mijać w przyjemnych warunkach. W końcu wszyscy zebrali się na placu, wraz ze swym dowódcą. Nikt jednak nie znał jeszcze dokładnego planu podróży, ani jak drużyna miała dostać się do Arabii.

Na placu pojawił się również Deuval by odebrać ostatnie rozkazy od wyjeżdżającego dowódcy. Kondotierzy, najemnicy którzy się zaciągnęli w służbie Baronii, weterani i zwykli mieszkańcy również przybyli by pożegnać wyjeżdżających. Szeptem tylko mówiło się o powodach tej ekspedycji, lecz u każdego z zebranych można było dostrzec szacunek jakim darzą tą drużynę. Zło, które zamierzali powstrzymać, miało już swoją legendę. Mroczną legendę.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 08-04-2015 o 10:54.
valtharys jest offline  
Stary 02-04-2015, 10:41   #14
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Czas przed ucztą pożegnalną, czterdzieści parę dni w skrócie.

Karl Heinhoph miał ręce pełne roboty. Choć Merccucio człek opętany przez nieumarłe monstrum, jednak potrafił dotrzymać słowa, a to zasługiwało na duży plus. W przeciągu miesiąca dostawy z Tilei szkła i aparatury alchemicznej zostały dostarczone. Alembiki, destylarnie, rurki, przewody, podgrzewacze i kotły wszelkich rozmiarów były na miejscu. Podobnie jak zlecenia kupna na przeróżne surowe minerały i ziołowe komponenty. Nie wysypiał się, słabo spał i większość swojego wolnego czasu, o ile można było go nazwać wolnym, spędził na przyuczaniu asystentów w sztuce aptekarskiej. Nie mniej, pierwsze znaczące sukcesy laboratorium alchemiczne pod jego przywództwem osiągnęli dopiero na dwa tygodnie przed wymarszem. Mikstury leczenia, antytoksyny i medykamenty wzmacniające odporność systemu immunologicznego. Czy ktokolwiek z „załogi” krypy znajdującej się w piwnicy twierdzy grodu się wysypiał? Mało prawdopodobne, ale nikt nie narzekał. Płaca była dobra, stała, a do tego bonusy miał być wypłacane za każdą miksturę wynalezioną.

Czasu jednak miał tak niewiele, że ledwo mu starczało na sen, poranną i wieczorną modlitwę, oraz post w każdy ósmy dzień tygodnia, o czarnym chlebie i wodzie. Sigmar chronił przygotowanych, tych którzy odciągali swoje myśli i czyny od rozpusty wszelkiego słowa znaczeniu. Smutnym faktem było, że budowa zaplecza naukowego Baronii Falcao tak pochłaniała jego czas, że nie miał chwili by spędzić ją z słodką Rosalie. Cóż począć? Praca, praca, praca. Przez ten okres stał się drażliwy, a torturowani na stole więźniowie w większości nie mieli niewiele do zaoferowania. Za wyjątkiem kilku przypadków. Jeden, aby uwolnić się od koszmarnego bólu wydał swoich współkonspiratorów, drugi, okazał się wtyczką obozu banitów i innych szumowin na skraju terytorium Baronii. Wieści, które niezwłocznie przekazał stosownemu człowiekowi, Deuval’owi. Nie było co niepokoić Wolfa, jak by nie patrzeć, mogłoby to opóźnić wyprawę, a na to pozwolić nie mógł...

Suma sumarum, pod jego krótkim „panowaniem” w barońskiej fabryce medykamentów udało mu się przeszkolić zespół do pracy nad opracowanymi receptami, jak i opracowywania nowych. Wielki sukces pokornego w Sigmarze człowieka. Gdy nadszedł czas ostatniej wieczerzy Karl był zbyt pochłonięty swoją pracą by o niej pamiętać, ostatecznie wybrał się na nią dzięki przypomnieniu jednego ze swoich współpracowników. Spóźnił się, ale obowiązku dotrzymał. Innym faktem było, że testowanie specyfików, ciężka praca i brak snu sprawiły że wyglądał jak cień człowieka. Rosły, o dobrze zbudowanej sylwetce cień. Podkrążone oczy, blada cera, włosy w artystycznym nieładzie, ale nie przejmował się tym. Odpocznie w drodze do Arabii, czy gdzie tam mieli wyruszać.

Dzień wymarszu.

Cyrulik-oprawca po wstaniu z łóżka był niewyspany jak zawsze ostatnio i chcąc złapać odrobinę świeżego powietrza wyjrzał przez okno komnaty. Poranek był niemiłościwie chłodny. Wystarczająco na tyle by go dobudzić do końca. Odetchnął głęboko i pomasował skronie. Zamknął okno i klęcząc na podłodze wspierając się o swój młot odmówił krótką modlitwę, prośbę o przewodnictwo do swojego patrona Sigmara. Kiedy już to uczynił, a zawsze kiedy to czynił czuł się lepiej, wybrał się po ówczesnym przywdzianiu odzieży do głównej Sali na posiłek. Pragnął zjeść i odpocząć. Raz jeszcze nacieszyć się spokojem Baronii, przed burzą podróży która ich wszystkich czekała niedługo.
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 02-04-2015 o 11:02.
Dhratlach jest offline  
Stary 02-04-2015, 20:46   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli kogoś rankiem suszyło lub ból głowy dokuczał, to do grona tych osób Lotar nie należał. Zdecydowanie nie nadużył rozrywki poprzedniego wieczora, mógł więc do woli rozkoszować sie i jadłem, i trunkami, których jakość z pewnością będą wspominać podczas wędrówek.

***

Pieniądze szczęście (ponoć) nie dają, ale każdy wiedział, że garść złota może niektóre rzeczy ułatwić. I że pusta sakiewka szczęścia nie gwarantowała.
Ostatnimi czasy Lotar nie narzekał na brak gotówki, lecz bynajmniej się nie pogniewał, gdy Wolf wręczył mu (tak jak i innym członkom wyprawy) okrągłą sumkę, którą można było przeznaczyć na ekwipunek.
Zbyt wiele Lotar kupować nie zamierzał, ale parę drobiazgów, które mogły się przydać w podróży, nabył. Na przykład parę mikstur leczniczych. Medyk to dobra rzecz, ale mikstura nigdy nie powie, że nie ma akurat czasu, bo ma właśnie trudniejszy przypadek... I lampa się znalazła, wraz z zapasem oleju, bukłak (jako że Arabia to kraj gorący), a także nieco jedzenia, na wypadek gdyby po drodze karczmy żadnej znaleźć nie można było. Wszystko to Lotar zamówił już wcześniej, a w samym dniu wyjazdu tylko odebrał.
Jako że niewiele mu to czasu zajęło, a żegnać się nie miał z kim, gotowy był do ruszenia w drogę jako jeden z pierwszych.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-04-2015, 13:19   #16
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Ból był nieprzyjemny, choć kobieta zrzucała po części jego zaistnienie na popijawę poprzedniego dnia. Nie chciała już myśleć o znaczeniu tych snów. Nie chciała aby ją dręczyły. Jednak jeśli tak miało się stać, to musiała dokonać swojej zemsty. Dlatego też tuż po tym jak się obudziła ubrała się pospiesznie i zabrała z komnaty swój łuk, strzały i nóż. Zostawiła kolczugę ubierając się tylko w najmniej hałasujące części garderoby. Zabrała też czyste worki. Zeszła do kuchni aby poczęstować się kwaśnym mlekiem. Służącym powiedziała, że wróci gdy słońce wzniesie się już nieco na nieboskłon. Wtedy też mieli przygotować dla niej śniadanie.

Elfka zabrała jeszcze węgiel, aby móc nim rysować. Dosiadła konia i o już nie tak zupełnie bladym świcie wyjechała do lasu. Przywiązała Woeddenid do drzewa i ruszyła. Część węgla wykorzystała aby usmarować swoja twarz w pasy przypominające gałęzie. Prawdziwe przywiązała sznurkiem i powkładała pomiędzy różne elementy ubioru. Im dalej wchodziła pomiędzy drzewa tym bardziej przypominała jego część.

Nie trwało długo zanim znalazła pierwszy trop. Zdążyła już nieco poznać las i jego mieszkańców przez ostatni miesiąc. Wiedziała już kogo szuka. Gdy tylko poczuła, że może sobie poradzić sama zaczęła chodzić na łowy. Karl był za bardzo zajęty swoimi sprawami aby doglądać kobiety i ją strofować aby odpoczywała. Sama wiedziała ile potrzebuje czasu aby wyzdrowieć.

Trop doprowadził do miejsca gdzie elfka zaczęła ostrożniej się poruszać. Uważnie się rozglądała nie wydając za dużo dźwięków. W końcu zamarła. Cięciwa była już nałożona, a strzała dobyta. Kobieta rozglądała się uważnie szukając oznak ruchu. Po pięciu klepsydrach i dwóch uderzeniach serca zobaczyła go.


Powinna czekać. Powinna być cierpliwa. Ale nie była. Pierwsza strzała poleciała wbijając się w tłów, ale nie zabijając od razu zwierzęcia. Gdy to już się podrywało do biegu druga wbiła się w nogę. Jeleń zaczął desperacko uciekać. W pierwszym odruchu Youviel się zerwała aby za nim gonić. Po kilku susach dobiegła do miejsca gdzie go trafiła. Spostrzegła krew. Była ciemna i było jej dużo. Uśmiechnęła się do siebie. Nie musiała biec.

Ślady krwi doprowadziły elfkę do wykrwawiającego się zwierzęcia. Jeleń oddychał szybko porykując cicho. Jakimiś resztkami sił chciał obronić się przed nadchodzącą łowczynią. Jego wysiłki były daremne. W jej ręku już znajdował się nóż.

Elfka uklękła przy swej ofierze.
- Kurnousie. - Poderżnęła gardło sprowadzając szybką śmierć.
- Ofiaruję ci tę zdobycz. Przyjmij ją i okaż mi łaskę dobrego łowu. Niech koniec mego wroga będzie tak szybki jak tej ofiary.
Elfka umazała palce we krwi jelenia. Zamykając oczy poprowadziła krwawą kreskę przez oboje oczu. Otworzyła je.
- Niech ta krew pozwoli mi postrzegać ślady jakie pozostawia za sobą. Niech nie spodziewa się kiedy padnie na niego zabójczy cios. Kurnousie prowadź mą strzałę do celu aby nie chybiła go ani o supeł.
Kobieta wyjęła węgiel. Umoczyła go we krwi jelenia i poprowadziła na swojej twarzy uproszczony wzór rogów. Znajdował się on na czole.
- Isho - Youviel uniosła oczy do nieba. - Nie gniewaj się na mnie. Wiesz jaki los mnie spotkał. Pozwól mi przeprowadzić tę zemstę jako, że jest na tych co przeczą wszelkim twoim doktrynom. Są niemartwi i odbierają życie innym. Proszę nie gniewaj się na mnie - elfka skuliła się okazując skruchę swej bogini jakby była przed nią samą.
- Kurnousie - podniosła się ze łzami w oczach. - Wybacz mi. Nie zmarnuję tej ofiary.

Youviel się pokłoniła kończąc rytuał. Jak każdy elf sama sobie była kapłanem przed obliczem swych bóstw. Nie potrzebowała innych aby wiedzieć, że jej modlitwy zostaną wysłuchane. Nie potrzebowała błogosławieństw od innych aby go otrzymać. Wiedziała, że sama mogła je sobie zapewnić jeśli dostatecznie mocno się będzie modlić. W końcu wiara jest dobrym przewodnikiem eteru.

Kobieta ostrożnie wyjęła strzały z ciała jelenia. Jedna nie nadawała się już do ponownego użytku. Nie było to jednak zmartwieniem. Miała jeszcze czas aby uzupełnić braki. Teraz jednak musiała się zająć nie do końca małym zwierzęciem i zastanowić się jak obrócić jego śmierć w pożytek.

***


Służba nieco dziwnie się patrzyła na umazaną elfkę ale nie powiedzieli nic. Jakimś cudem dostarczyła części jelenia na zamek sprawiając, że nie zmarnuje się. Jego mięso na pewno przyda się na początku podróży. Przygotowane i osolone starczy dla wszystkich na przynajmniej dwa dni. Skóra będzie mogła kogoś ogrzać. Poroże będzie mogło sobie zawisnąć na ścianie chociaż Youviel nie do końca widziała w tym sens. Nie będzie jej tutaj aby chwalić się tym. Nie była to też najlepsza w jej życiu zdobycz. Większego jelenia jednak nie wytropiła. Nie w tym lesie.

Obmywając szybko twarz elfka udała się do jadalni. Była wilczo głodna. Ale to było jej celem. Wyruszyła na łowy głodna, tak jak głodna byłą zemsty. Nasyci się dopiero jak upoluje swego wroga. Nie stroniła od rozmów wiedząc, że wczoraj zrobiła przedstawienie. Ktoś na pewno będzie chciał jaki eś wytłumaczenia. Nie przejmowała się też krzywymi spojrzeniami. To tak jakby było już normą od kiedy zaczęła żyć wśród ludzi.

Po śniadaniu ruszyła uzupełniać inne zapasy i się pakować. Zakupiła nowe strzały jak zwykle wybierając najlepsze. Zakupiła też nieco specyfików aby zakonserwować swój łuk. Na wszelki wypadek zamówiła dwie nowe cięciwy. Nie trzeba jej było nowego namioty derki ani tym podobnych. Te miała z poprzednich wypraw. Dała je tylko do naprawy jeśli była taka potrzeba. Uzupełniła medykamenty gdyż tez nieco potrafiła się nimi posługiwać. Najlepiej jej jednak szło z szyciem i opatrywaniem ran. W Arabii nie było tak zimno jak tutaj więc zreflektowała na poznanie tamtejszego klimatu i roślin. Zakupiła ubrania pasujące na pustynię i warunki wielkiego skwaru. Uzupełnianie bukłaków mogło być problemem, ale przed podróżą i tak były potrzebne. Spotykając się z Wolfem ustaliła co może im być jeszcze potrzebne i już razem dokonali przygotowań.
 
Asderuki jest offline  
Stary 03-04-2015, 20:07   #17
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Po uczcie Gottfried ruszył do łaźni, gdzie nie zwracając uwagi późną porę i zimną wodę wziął szybką kąpiel. Nie miał ochoty spać uwalany jedzeniem, a poza tym chłodna woda otrzeźwiła go nieco. Ubranie oddał służbie do uprania i wrócił do pokoju gdzie przez kolejną godzinę modlił się zanim położył się spać. Ze względu na to że nie wypił zbyt dużo z rana nie miał kaca, ale czuł że ma opuchniętą część twarzy, więc śniadanie zjadł w swojej komnacie przykładając do policzka zimne ostrze sztyletu. Nie przejął się tym, podczas ćwiczeń nie raz nie dwa odniósł znacznie gorsze obrażenia. Jeżeli taka miała być cena za nawiązanie przyjaznych stosunków z elfką to był w stanie ją zapłacić. Ponieważ podczas podróży do baronii przekonał się jak skromny ma ekwipunek z zadowoleniem przyjął pieniądze na wyposażenie się do podróży. Część rzeczy miał już zamówione, teraz pozostawało odebrać towary od kupców i rzemieślników. Jednego ze służących wysłał żeby napełnił bukłak krasnoludzkim piwem. Spakowanie wszystkiego zajęło mu trochę czasu, a gdy służba zajęła się kulbaczeniem koni, założył zbroję i ruszył na dziedziniec.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 04-04-2015, 22:47   #18
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gomez obudził się o świcie ze straszną suchością w ustach. Zebrał się w sobie i dopadł dzbana na komodzie. Odkąd związał się z Laurą zawsze dbał by było w nocy coś do picia, miłosne zmagania z tą kobietą były zawsze bardzo wyczerpujące.

Rozcieńczone wino podziałało na niego zbawiennie, suchość w ustach ustąpiła, a podniesiony poziom alkoholu we krwi wprawił go w dobry nastrój. Spojrzał na śpiącą "Czarnulkę" i uśmiechnął się. Narozrabiały wczoraj z Youviel nie mało. Szkoda że głównej rozróby nie widział, był akurat na stronie i przegapił bójkę, ale i tak było wesoło. Wychodząc po cichu z komnaty zastanawiał się czy rycerzyk będzie żywił urazę.

Na placu ćwiczebnym nie było jeszcze nikogo. Zamek odpoczywał po wieczornej uczcie. Gomez w sumie na to liczył. Trening zaczął od krótkiej przebieżki wokół placu, potem kilka ćwiczeń siłowych i wreszcie właściwe ćwiczenia bronią. Rapier z krasnoludzkiej zbrojowni leżał w dłoni jak zwykle doskonale. Nożownik wykonywał finty, zwody, parady i kombinacje szermiercze, walcząc z tak zwanym cieniem. Wszystko to zgodnie ze wskazówkami mistrza de La Vegi, aż zalał się potem ze zmęczenia.

Po treningu zjadł śniadanie i przygotował się do drogi. Po wypełnieniu juków prowiantem i bukłakami z rozcieńczonym winem zastanawiał się czy spakować zbroję. Po chwili zdecydował że nie będzie jej pakował na konia, tylko założy ją na siebie, musiał powoli się do niej przyzwyczajać. Ciekawe co powie Laura gdy zobaczy go w kaftanie kolczym?
 
Komtur jest offline  
Stary 05-04-2015, 11:19   #19
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Manfred obudził się wcześnie. Od razu ogarnęło go złe samopoczucie. Mamrotajac pod nosem przekleństwa i obiecując sobie że już więcej nie tknie alkoholu udał się do zamkowej łaźni. Szybka kąpiel w zimnej wodzie pomogła mu dojść do siebie. Czysty i orzeźwiony ruszył do jadalni a obecnych tam witał skinieniem głowy. Po szybkim i skromnym śniadaniu udał się na targ by uzupełnić swój ekwipunek przed podróżą. Wydatek był spory ale na szczęście organizator podarował mu na ten cel przyzwoitą ilość złotych koron. Wracając do twierdzy Manfred nie był pewny czy zakupił rzeczy odpowiednie na taką wyprawę i czy kupcy nie orżneli go zawyżając cenny ale teraz pozostało mu się jedynie z tym pogodzić. Spakowany, pobieżnie przejrzał swą księgę zarazem powtarzając szeptem znane sobie inkantacje zaklęć. Następnie nim nastało południe kręcił się po zamku a o wymaganej porze wstawił się na plac gotów do drogi.
 
Nemroth jest offline  
Stary 05-04-2015, 18:24   #20
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Elena wstała dość wcześnie. Nie tak wyobrażała sobie ucztę zapoznawczą, ale co ona o takich imprezach mogła wiedzieć? Szczęśliwie nie wypiła za dużo, nie miała więc problemu ze wstaniem czy z bólem głowy. Pierwsze, co zrobiła, otworzyła okno na oścież i wzięła kilka głębokich wdechów. Potem chwilkę rozruszała zastane po nocy kości.
A więc to dziś, dziś ma rozpocząć kolejny rozdział swojego popapranego już życia. Ciekawie się zapowiadało. Co ją ku temu pchnęło? Ach tak! Matka... Elena zamknęła okno i westchnęła. Zastanawiała się, czy Kolegium rzeczywiście wywiązuje się z obietnicy. Mogła jedynie liczyć, że tak. Wieści żadnych z Altdorfu nie miała. I pewnie długo mieć nie będzie. Dziewczyna spakowała resztę swoich rzeczy, spojrzała na wszystkie pakunki, dumając chwilę, czy czegoś nie przeoczyła, nie zapomniała o czymś. Wolf pomógł jej pozałatwiać najpotrzebniejsze rzeczy. Była mu wdzięczna za te rozmowy, odkąd wyszła z lochów. No nic, trzeba było się zebrać. Za chwilę, jak co rano pewnie przyniosą jej śniadanie.
O ustalonym czasie Elena stawiła się na miejscu zbiórki. Wszystko, co było jej potrzebne, miała ze sobą.
 
Narina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172