Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2015, 23:27   #21
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Hans Manstein - Sigmar tak chce!



Hans był gotów do drogi. W końću przybył kawał drogi ze stolicznego Altdorfu zaledwie parę dni temu. Więc pobyt w zamku w tej odległej od jego północnej ojczyzny baronii traktował jako dłuższy przystanek przed ruszeniem we właściwą drogę. W tę z myślą o której go tu przysłano. Lub zesłano... ~ Chociaż nie... Niebezpieczną pokusą jest podważać nieomylność przełożonych... ~ ale jednak był tylko człowiekiem i choć wstydził się swojej słabości nie mógł się oprzeć rozmyslaniom o powodach czy "przypadkowości" dobrania właśnie jego na tą misję.

Owszem, szukano kapłana z doświadczeniem wojennym. Takiego którego Kapituła nie musiałaby się wstydzić posłać na samodzielną misję. Któremu już czas i wojny wytemperowały młodą porywczość ale jeszcze nie osłabił ciała. W zamian doprawił rozwagą i rozsądkiem. Do tego misja związana była z nieumarłymi a rodowity nie tylko Ostermarczyk ale i esseńczyk mający przeklętą sylvańską krainę widoczną z murów po południowym brzegu Stiru nadawał się wręcz idealnie. Można było byc pewnym jego zaangażowania w walce z wrogiem tego typu. No i jeszcze południe z reguły pobratymcom Hansa kojarzyło się z górami i wręcz wylęgarnią zielonoskórego ścierwa. A i z tym przeciwnikiem zdarzyło mu się mierzyć swego czasu.

A mimo tych racjonalnych i oficjalnych powodów wciąż miał gdzieś na pograniczu świadomości, że jest to mimo wszystko zesłanie. W końću zaliczał sie do frakcji ponurników którzy przez zwycięzkich esmerytów traktowani prawie jak zdrajcy i heretycy. Właściwie to patrzac na to z tej strony to faktycznie jeśli alternatywą był stos to można by rzec, że mu się upiekło tym "zesłaniem" na dalekie południe. Jakby jednak nie było miał zamiar wykonać swoje zadanie tak dobrze jak tylko zdoła.


---


Ze stoliczngo Altdorfu droga wiodła daleka. Najpierw barką do samego miasta czarnuchowatych kanonierów w Nuln. Następnie przesiadka na mniejszą łódź i podobnie pordóż w górę Averu do stolicy prowincji Averheim. Tam przesiadka na wóz jednej z karawan sunącą starą drogą krasnoludów do samego granicznego Grenzstadt. Gdzieś w połowie tej drogi opuszczał choć trochę znajome dla siebie tereny. W Averlandzie był tuż przed ostatnią Inwazją heretyckich dzikusów z Północy i nie wyglądało by prowincja zbytnio podźwignęła się od ostatniej wizyty Ostermarczyka. A raczej jak wszedzie było gorzej niż było. Wojna odcisnęła na tej krainie swe piętno nawet jeśli główne działania toczyły się bardziej na północ i wschód. Południowy wschód skąd pochodził również... Mimo, że prawie od poczatku mistrzowie, nauczyciele i kapłani próbowali wyrugować to z niego a w zamian wpoić mu, że jest obywatelem Imperium ciężko mu było zapomnieć skąd pochodzi. Wprawne ucho mogło nawet wyłapać akcent w jego mowie zwłaszcza gdy się śpieszył albo nie kontrolował lub zwyczajnie sobie z tym folgował a co tu mówić by zapomnieć całkowicie skąd pochodzi...

Jednak jeszcze w Averlandzie, po północnej stronie Gór Czarnych widział zbliżające się z kazdym dniem cienie i smugi które w końću przekształciły się w coś co zobaczył wreszcie na własne oczy: Przełęcz Czarnego Ognia. I te jej sławne czarne i ciemne dymy.

Zatrzymał się też w miejscowym klasztorze na przełęczy na tydzień. Jako sigmaryta i kapłan nie mógł sobie ani nikt inny nie próbował mu odmówić prawa do pielgrzymki do tego miejsca. Wręcz przeciwnie. A wedle tradycji klasztor wzniesiono na miejscu gdzie przed mileniami sam Sigmar zebrał swych wodzów i krasnoludzkich sojuszników na ostatnią naradę przed bitwą. Tą bitwą która dała początek światu jaki znają: poczatek Imperium. Gdyby ludzie i Khazadowie wówczas przegrali ledwo zjednoczone plemiona ludzi rozbiłyby się ponownie a pojedynczo upadłyby jedno po drugim od orczej i nawały z południa i gór oraz zwierzoludzi polujących na nich w leśnych róninach jak na zwierzynę łowną. Kto wie jakby to wyglądało. Ale nie wyglądało. Dzięki sprytowi, sile i męstwu Sigmara powstał świat jaki dziś wszyscy znają. I wreszcie on, Hans Manstein, czuł się przez te parę dni bliżej swojego patrona, mentora i opiekuna niż kiedykolwiek i gdziekolwiek wcześniej. Był dokładnie w tym samym miejscu! Tylko dwa i pół milenia później...

Widział jednak freski, płaskorzeźby i malowidła przedstawiające teme wydarzenia. Widział przedruki i kopie w różnych księgach lub na innych ścianach ale wiedział, że tu znajdują się oryginały. Podobno powstały w prawie cudowny sposób wykonane przez natchnionych artystów. Teraz wiec widział poszczególne sceny gdy Sigmar ratuje krasnoludzkiego króla, gdy ten mu wręczas ów nasławniejszy w Imperium młot, jak Sigmar w otoczeniu wodzów omawia plan bitwy czy wreszcie jak w sam stoi na czele muru tarcz dajac odpór zielonoskórej hordzie by wreszcie na honorwowym miejscu zobaczyć jak rzuca się do legendarnej szarży gdzie rozgniata łeb orczego wodza. Taaak, tę podróż warto było odbyć choćby ze wzgledu na zaszczyt dostąpienia tej pielgrzymki do tego miejsca.


---



Jednak tydzień minął szybciej niż by chciał i się spodziewał. Miał to w planach więc zostało mu ruszyć dalej na południe stopniowo schodząc ku nizinom juz po południowej stronie gór. Po drodze był ciekaw wszystkiego bowiem jeszcze nigdy nie zapuszczał się tak daleko. Ba! Nigdy wcześniej nie opuszczał Imperium! Teraz więc podróżował wielce rad bowiem był w gruncie rzeczy ciekawskim człowiekiem i czas doprawił tę ciekawość wiedzą i ostroznością ale jej nie stępił. Pamiętął też, że jest kapłanem więc musiał dawać przykład bardziej nawet poza granicami Ojczyzny niż w jej samej. Był też ciekaw z całkiem prozaicznego powodu bowiem nadstawiał ucha na to co o owej docelowej baronii ludzie mawiają no i jej władcy. Wiedział, że im jej bliżej tym informacje powinny być dokładniejsze. A to, że cudzoziemiec o drogę się dopytuje czy o okolicy rozmawia wydało mu się naturalnym.


---


W końcu jednak po przybyciu, okazaniu swoich listów uwierzytelniających, gościnie, powitalno - pożegnalnej uczcie a nawet podarowanemu wierzchowcowi nadszedł czas wyjazdu. Podrużujący od paru tygodni kapłan nie miał wiele do roboty więc swoim zwyczajem udał się do zamkowej kaplicy by pomodlić się o błogosławieństwo i powodzenie wyprawy. Był ciekaw kgo w niej zastanie i w jakiej intencji, humorze i ku jakiemu bogu zwróconym.


Niedaleko południa a więc zdaje się pory jaką mieli opuszczać zamek zaczął szukać ich gościnnego gospodarza Wolfa. Miał z jednej strony zamiar się zameldować swą gotowość do drogi a z drugiej był ciekaw planu na drogę i swojego, skromnego w niej udziału. Do tej pory było miło o gościnnie i był za to rad i wdzięczny. Ale nadszedł czas działania, konkretnego działania. I chciał wiedzieć i czego on ma oczekiwać i czego po nim oczekują.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 07-04-2015, 13:13   #22
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pustynia... bezkresne morze piachu. Coś co dla krasnoludów zasiedziałych w górach było nie do pomyślenia. Ale to istniało i Galvin się tam teraz wybierał.

Miał podły humor. Towarzystwo wymierzyło mu policzek rozlewając jego piwo, a on nie miał możliwości oddać. Wolf w dodatku go powstrzymał łżąc że to było wino. Afront i hańba. A oni wszyscy i tak powiedzą, żeby dupy nie spinał, bo to tylko piwo.

Tylko piwo?!

To piwo warzyło się z drodze i podróżowało z nimi. To piwo było szczytem jego osiągnięć rzemieślniczych. A oni śmieli w niedorobionej burdzie rozlać kufel tego cennego trunku!
I jeszcze Zabójca Trolli do czarownika się kumotrzył dziwnymi sugestiami o czarach i magii.

Tak. Galvin miał wszelkie powody, aby być niezadowolonym. Jednak nie wolno mu było tracić koncentracji na swoich celach. Kiedyś się odpłaci za te wszystkie obelgi jakie mu rzucono w twarz podczas tej uczty.
Póki co postanowił kupić zapasy dla siebie. Chodziło o żywność i napitek. Była tego masa, ale właśnie po to miał wierzchowca, aby móc to wszystko targać ze sobą. Dwa tygodnie żelaznych racji, plus to co dadzą im na okręcie powinno wystarczyć. Bełty. Tam na pewno nie będą robić odpowiednich, dlatego Galvin wyposażył się w dodatkowe trzy tuziny stalowych pocisków. Ach no i tutejsze przyprawy. Wszak trzeba dbać o zdrowe żywienie.
Resztę złota postanowił zachować, aby na miejscu kupić u miejscowych strój do podróżowania po gorącej krainie. Kupowanie takich rzeczy w Baronii byłoby marnotrawstwem pieniędzy. Poza tym z pewnością zdoła tam kupić tanio wielkie ilości egzotycznych przypraw, które w Starym Świecie będą kosztowały krocie... nie mówiąc już o wzbogaceniu swoich własnych wyrobów.

Pakowanie się w juki i kufer podróżny trochę zajęło. Ubranie, księgi, zapasy oraz kuchenne przybory. Pewnie będą mieli przewodnika, ale wolał się sam od takiego nauczyć gotowania pustynnych specjałów, niż polegać na innych.

Miał tylko nadzieję, że wynajmą gdzieś za rozsądną cenę pokój, gdzie będą mogli pozostawić swój dobytek. O ile w mieście prawie wszystko mogło być przydatne o tyle na pustyni...
 
Stalowy jest offline  
Stary 07-04-2015, 18:24   #23
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Huo Huo cóż to była za biesiada - pomyślał sobie Wolfgrimm wracając do swej komnaty, prawde mówiąc była to ostatnia rzecz jaką sobie pomyślał tej nocy. Ilość piwa, wina i gorzały, która wzięła się nie wiadomo skąd powaliłaby nawet trolla, w związku z czym krasnolud nie poczuł nawet odrobiny wstydu sadowiąc się we wnęce na korytarzu wiodącym do jego izby i zasypiając, tam zamiast w swoim łożu, i tak nikt tamtędy nie chodził, a jeśli nawet to prawdopodobnie też był pijany.
Poranek przywitał Zabójcę w miejscu, w którym pożegnała go noc, poranne promienie słońca przebiły się przez zdobione okienko i nie pozwoliły dalej spać toteż krasnolud wstał i udał się na poszukiwanie jakiegoś klina i czegoś do jedzenia, nie omieszkał wypić po drodze wody z dzbana pełnego kwiatów jaki napotkał po drodze, droga do jadalni była długa i zawiła a w gardle panował klimat Arabii toteż Wolfgrimm wytłumaczył się przed swoim wątpliwym sumieniem z tego niecnego czynu.

~***~

Po śniadaniu, krasnolud pełny sił postanowił pokręcić się troche po baronii i skorzystać z tego, że hojny pracodawca dał niemałą zaliczkę i zrobić jakieś zakupy, priorytetem był jakiś alkohol - kto wie czym raczą się ludzi w tak odległej krainie i czy w ogóle się raczą - pomyślał Wolfgrimm - historie jakie usłyszał wędrując po świecie kazały mu sądzić, że mieszkańcy tych suchych krain raczej sie nie raczyli, bo bogowie im bronili - głupi ci bogowie.
Szukając sklepu Zabócja począł układać listę zakupów w głowie.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 08-04-2015, 00:14   #24
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Do głównej sali wstąpił Manfred. Było jeszcze przed południem i czarodziej postanowił efektywnie wykorzystać wolny czas jaki mu jeszcze pozostał przed wyprawą. Miał szczęście i trafił na osobę której szukał, Karla. Jak mag dobrze zrozumiał słowa Wolfa z uczty musiał to być drużynowy cyrulik a do tego na zamku miał własne laboratorium. Uznał że warto zamienić kilka słów z osobą uczoną i podszedł bliżej.
- Dzień Dobry Panie Karl. Jestem Manfred Landstreicher z Elsterweldu. Ma może Pan wolną chwilę by porozmawiać? - zapytał mężczyznę. Dopiero teraz zauważył ze cyrulik jest blady i robi wrażenie nie wyspanego. Czarodziej nie był do końca pewny ale wokół Karla wyczuł zapach jednoznacznie nasuwający skojarzenia z laboratorium alchemicznym.

- Proszę usiąść. - cyrulik wskazał dłonią na wolne krzesło. Już dawno przestawał zwracać uwagę na brak snu i ogólne wyczerpanie materiału. Po prostu, do niektórych rzeczy można nawyknąć. Nie mniej, ciało swoje okazywało. - W czym mogę pomóc Herr Manfred?
Czarodziej przysiadł się. Spojrzał na cyrulika i rozpoczął swój wywód.
-Miło Pana poznać. Od czego by tu zacząć... Jak się nie mylę jest Pan drużynowym medykiem. Skoro wyruszamy na tą wyprawę chciałbym zaproponować Panu swoją pomoc. Mam podstawowe pojęcie o opatrywaniu ran czy tworzeniu prostych mikstur leczniczych. Znam się trochę na ziołach. Co prawda przez studia nad magią nie miałem czasu zgłębić bardziej skomplikowanych procedur medycznych ale z chęcią poobserwuję mistrza to może i się czegoś nauczę. Nie miałby Pan nic przeciwko?- Zapytał czarodziej licząc na nawiązanie współpracy.

Przez chwilę cyrulik przyglądał się z kamiennym wyrazem twarzy na nowy nabytek drużyny.
- Zatem, zgaduje, że jesteś Herr Manfred czarodziejem? Czy raczej może uczonym na drodze oświecenia jak ja? - zapytał Karl zaczynając od dowiedzenia się czegoś więcej o swoim... towarzyszu.

-Tak, jestem czarodziejem. Chociaż to słowo bardziej kojarzy się z kimś doświadczonym w magii a mi bliżej do ucznia czy adepta sztuk tajemnych. Chociaż rozwój magiczny to mój priorytet to nie chcę zapominać o innych rzeczach. Można więc powiedzieć że na drodze oświecenia. - odpowiedział Manfred. Cyrulik wydawał się osoba oszczędną w gestach, a jego twarz nie zdradzała emocji. Pod tym względem mogli być podobni.

- Rozumiem. - skomentował cały wywód maga oprawca po czym wziął niewielki łyk rozcieńczonego wina. - Na polu bitwy nie ma czasu na naukę. Jak nadążysz, może się czegoś nauczysz. Nie mniej wolałbym, żebyś nie igrał z ogniem… zbyt często.
- Dziękuję za szanse i radę. Asystowałem już medykom podczas wojny. Powinienem nadążyć.- Manfred zamilkł, chwilę zastanawiając się nad następnym pytaniem.
- Miał Pan do czynienia z Bragthorne? Mógłby Pan mi o nim opowiedzieć?

- Tyle co każdy z nas. Plugawy nekromanta o potężnej sile. Nie lekceważ go. - odpowiedział opanowanym, wyważonym i zdawkowym tonem cyrulik nie zdradzając przy tym żadnych emocji - - Moja kolej. W czym się specjalizujesz?

- Jako mag? Można by powiedzieć że w niczym. Jestem uczniem, czeladnikiem. Korzystam z najprostszych zaklęć, brak mi jeszcze doświadczenia by być pełnoprawnym członkiem jakiegoś z kolegium i tym samym mieć jakąś magiczną specjalizacje. - odpowiedział poważnym tonem Manfred i po chwili dodał. - Jako medyk oprócz epizodu z wojną byłem zielarzem w wiosce. Leczyłem lekkie choroby, opatrywałem proste rany czy przygotowywałem nieskomplikowane dekokty. Co do nekromanty nie lekceważę go, zbieram informację. Jeśli był Pan naocznym świadkiem z chęcią usłyszałbym jakie to magiczne efekty wywoływał. Każdy szczegół się przyda. -

- Zmieniał się w mroczną chmurę - dotarło do uszu obu panów gdy do jadalni weszła elfka. Wciąż była nieco upstrzona w gałązki, ale bliżej temu było do wytarzania się w leśnej ściółce.
- Dzierży tez magiczny sztylet - dodała siadając obok nich. Zaraz po niej do sali weszło dwóch służących którzy przynieśli jej posiłek.
- Dzień dobry i smacznego .

Karl skinął głową Youviel na powitanie i spojrzał zimnym, lodowatym wręcz spojrzeniem na mężczyznę, swojego rozmówcę, a kącik jego ust powędrował nieprzyjemnie ku górze.
- Zatem, Herr Manfred jesteś nielicencjonowanym czarokletą bez przynależności do Kolegium? - powoli, głosem pełnym chłodnego jadu powiedział oprawca pochylając się lekko do przodu. Symbol Sigmara wysunął się z fałd płaszcza i wesoło dyndał nad stołem, niczym skazanieć na sznurze - Zatem radzę nie szafować niepotrzebnie ogniem który pochodzi od chaosu. Nawet nie próbuj zaprzeczać. To nie wyjdzie nikomu na zdrowie Herr Manfred. Rozumiemy się?

Manfred powoli spojrzał na symbol potem znów na cyrulika. Wzrok miał obojętny.
-Chyba Pan mnie nie zrozumiał, chociaż może to ja źle dobrałem słowa... Należę do kolegium. Nie jestem jednak na tyle utalentowany by jak to Pan ładnie określił szafować ogniem który pochodzi od chaosu. Jestem po prostu uczniem a jako taki nie mam specjalizacji. Proszę się jednak nie martwić, znam założenia Imperialnego Dekretu o Magii i się do nich stosuję. - odpowiedział chłodno czarodziej, darując sobie złośliwości. Słowa Karla nie przestraszyły go, ale ubolewał ze trafił na fanatyka. Następnie skierował się do elfki.
-Dzień dobry Pani Youviel - powiedział z uśmiechem, wzrokiem zwracając uwagę na gałązki. - Baron też wspominał o tej umiejętności czarnoksięznika, ale właśnie takich szczegółów jestem ciekaw. W jaki sposób sztylet jest magiczny? - zapytał, licząc na chociaż ogólną odpowiedź.

Heinhopf patrzał na młodego czarodzieja z mieszaniną zniechęcenia i obrzydzenia. Oto siedział przed nim naiwny człowiek, nieświadomy ryzyka mocy którą się posługuje. Nie było tu miejsca na litość. Członek kolegium czy nie, babrał się w piekielnych mocach chaosu. Dopił więc płyn z kielicha, odłożył go głośno na stół i posyłając lodowate spojrzenie na maga wstał, rękę trzymając na młocie ku przestrodze sprawiedliwości, która go czekała gdyby okazał się czarnoksiężnikiem i… odszedł.

Manfred pokiwał głową gdy Karl wstał. Rozumiał że tyle było że współpracy czy bliższej znajomości. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz tak go potraktowano. Wiedział że dla wielu nie ma różnicy pomiędzy lojalnym czarodziejem kolegium a plugawym czarnoksiężnikiem chaosu ale od początku nie ukrywał swojej profesji przed innymi więc po była ta dysputa? Czarodziej westchnął świadom że niepotrzebne ziarno niezgody zostało zasiane. Czemu nie mógł trafić na gorliwego wyznawcę ale pokoju Magnusa Pobożnego? Miał jednak nadzieję że gdyby konał, to cyrulik w swej żarliwej wierze nie poskąpi mu pomocy.

Youviel zanim odpowiedziała pozwoliła na wymianę zdań pomiędzy ludźmi. Powoli jadła jajecznicę, którą popijała kwaśnym mlekiem. Poczekała chwilę aż cyrulik wyjdzie.
- Sztylet zabrał duszę mojego nienarodzonego dziecka.

Czarodziej sposępniał. Po raz pierwszy wolałby usłyszeć jakieś ogóły. Ze sztylet jaśniał nienaturalnym blaskiem albo że rany nim zadane źle się leczyły. Teraz bił się z myślami czy prosić o szczegóły czy odpuścić temat. Nie chciał Youviel urazić, wiedział że dla matki strata dziecka to olbrzymia tragedia.
-Proszę przyjąć moje kondolencję.- odpowiedział szczerze. Przez chwilę milczał, mimika którą normalnie starał się kontrolować zdradzała jego wahanie. Skoro jednak elfka wyruszała w pogoń za Bragthorne to choć traumatyczne doświadczenie mogło zostawić po sobie ślad to jednak nie złamało jej. Postanowił ciągnąć zagadnienie dalej.
- Nie chcę poruszać tego tematu jeśli jest to dla Pani bolesne. Jeśli jednak mogę to skąd stwierdzenie że sztylet zabrał duszę? - zapytał elfki.

Youviel spojrzała na młodego człowieka. Zaczęła już mówić, to i powinna skończyć. Szczególnie, że słowa jakoś same się cisnęły na usta. Jakby chciały ujść. Wszystkie na raz.
- Bo sztylet zaczął świecić czerwienią, bo to poczułam, bo mam sny... bo Bragthorne stwierdził, że to idealny dodatek - wyrzuciła z siebie niemal jednym them. Wiedziała już, że się zemści, że sprawi aby ostatnie chwile nekromanty były dla niego koszmarem. Dlatego była spokojna. Wiedziała, że bogowie jej nie opuszczą.

- Idealny dodatek do czego? - powiedział bezwolnie, zaciekawiony tym doborem słów. Brzmiało złowróżnie, co takiego nekromanta chciał osiągnąć? Lecz szybko urwał uświadamiajac sobie że takie pytanie było nie na miejscu.
- Przepraszam, to głupie pytanie... Proszę mi wierzyć że dołożę wszelkich starań by to plugastwo, tą abominację jaką jest Bragthorne wraz z wami zniszczyć. - dodał, mając nadzieję że jego słowa nie brzmią śmiesznie. Manfred odpuścił kwestię sztyletu, nie był pewny czy rzeczywiście tak dział ale wyobrażał sobie że coś takiego mieści się w zakresie mocy nieczystej tradycji nekromancji.
- Astromanci, magowie kolegium niebios przywiązują dużą wagę do snów. Tak samo kapłani Morra. Możliwe że Pani senne wizję odegrają kluczową rolę w nadchodzących wydarzeniach. Gdybym mógł coś doradzić proszę je sobie spisywać. Będzie się je Pani łatwiej analizowało. - powiedział Manfred który nie miał najmniejszego pojęcia o zawiłym procesie określania znaczenia snów, wiedział jednak że niebiańscy czarodzieje często prowadzą takie dzienniki. Nie chciał stresować Youviel kolejnymi pytaniami ale jeszcze jedna sprawa krążyła mu po głowie.
- Baron wspomniał że nekromanta potrafi zmieniać ciało w jakim przebywa… Czy to znaczy że mógł opętać dowolną osobę w pobliżu? -

- To jest możliwe, ale myślimy, że nie ma już na tych ziemiach nic do zrobienia. Dlatego zbiegł do Arabii - wytłumaczyła elfka. Postanowiła pominąć że nie umie pisać ani czytać. Nawet teraz nie zdawało jej się to potrzebne. Dojadła resztkę śniadania.
- Lepiej się przygotuj dzieciaku. Czeka nas długa podróż. - wstała od stołu i ruszyła do wyjścia. Musiała sama się jeszcze zająć swoimi przygotowaniami.

Czarodziej nie naciskał więcej elfki, w jego mniemaniu nie wypadało. Zastanawiał się czemu nekromanta uciekł a może wyruszył do Arabii. Prawdopodobnie czegoś szukał, ale czego? Czyżby jego celem było tajemnicze, upadłe królestwo za Arabią? Tutaj jednak wiedza Manfeda się kończyła. Bez dostępu do dodatkowych źródeł informacji nie było sensu by dzielić się tym przypuszczeniem.
- Postaram się nie zawieść - odpowiedział krótko elfce. Manfred był świadomy skali wyprawy, wierzył że podoła a jeśli szczęście dopiszę i wróci z ekspedycji cało, będzie miał się czym pochwalić. Wszakże nie wielu dane było zawędrować tak daleko. Jednak młody mag bał się. Jeśli Bragthorne mógł dowolnie przemieszać się między ciałami był nie do pokonania. W starciu z nekromantą nie mogli ufać nawet sobie. Adept magii tajemnej pokładał więc nadzieję w umiejętności jaką posiadał. Wiedźmi wzrok. Może plugawy byt nie mógł oszukać siódmego zmysłu? Rozmyślał nad tym jakiś czas, gdy został już sam. Słuchając rady doświadczonej towarzyszki udał się na zakupy a potem gotowy do podróży błąkał się po zamku barona.
 
Asderuki jest offline  
Stary 08-04-2015, 00:31   #25
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf wstał na drugi dzień zmęczony. Otworzył oczy gdy tylko pierwsze promienie słońca padły na jego twarz, a to oznaczało, że zbyt późno by porządnie się otrząsnąć z konsekwencji uczty, ciążących na jego głowie niczym solidny kamień. Youviel nie było w komnacie, ale rycerz nawet nie próbował się domyślać, gdzie ją wywiało. Pozostało jedynie szybko przepłukać głowę w misce zimnej wody i ruszyć niezbyt żwawym krokiem do kuchni. Tam niezbyt wylewnie dziękując kucharce przyjął magiczny specyfik, które nie ustępowały mocą leczniczą miksturom Karla – sok z kiszonych ogórków. Zachłannie pochłonął cały kubek zanim usiadł do śniadania. Baba która akurat urzędowała za garami nie poskąpiła mu jajecznicy i chleba. Wiedziała że dziś drużyna wyrusza z zamku a widać wychodziła z założenia, że chłop musi się najeść przed pójściem w pole. Powoli żując kolejne kęsy strawy obserwował co się dzieje w kuchni. Kręciło się tu sporo ludzi, wnoszono martwego jelenia. Któryś z myśliwych musiał się popisać, bo zwierz nie należał do małych. Poroże po chwili zniknęło, jak również poświęcona mu uwaga Wolfa.

Jedzenie wzmocniło rycerza i pozwoliło mu powrócić do życia. Trzeba było się szykować. Wrócił do swojej komnaty po swoje rzeczy. Plecak oraz worek juczny leżały w kącie. Dobytku elfki nie było – widać musiał się z nią minąć. Stojąc przed trochę krzywym zwierciadłem powiązał dokładnie kurtę skórzaną i wsunął na nią zbroję kolczą. Do tego przytroczył rzemieniami napierśnik, który otrzymał wraz z nadaniem. Sięgnął po oręż, zarzucił tobołki na ramię i już miał ruszyć na dół, ale przy wejściu się zatrzymał stukając palcem we framugę. Cofnął się do biurka i zabrał z blatu zrolowany pergamin. Do ruszenia w podróż zostały jeszcze jakieś dwie godziny, ale nie zamierzał ponownie pokonywać schodów.

Na dziedzińcu dał plecak i worek chłopakowi stajennemu z przykazaniem by zaczął rychtować wierzchowca. Sam zaś skierował się na podgrodzie, by odwiedzić urzędujących tam kupców. U Alessandro zamówił protezę oka. Nie sądził, żeby coś takiego miało mu się kiedykolwiek przydać. Opaska skutecznie załatwiała sprawę. Youviel jednak postraszyła go, że z kolejnymi miesiącami brew zacznie mu opadać deformując twarz. Nie wiedział ile w tym prawdy, ale musiał przyznać jej rację, bowiem pamiętał, że weterani wypełniali oczodół nawet drewnem. Alessandro jednak sprowadził dla niego szklaną protezę. Niezbyt wyszukaną, ale była gładka, lekka i nie groziła drzazgami. Odebrał też od niego inne zamówienie. Dwa pistolety. Nie dochodził, czy kupiec je sprowadził czy wygrał w karty od któregoś z kondotierów Deuvala. Zapłacił mu za wszystko garścią monet, wysłużonym mieczem i strzelbą, z której miał coraz mniejszy pożytek. Pistolety łatwiej było dobyć.

Gdy wyszedł od Alessandra, spotkał Youviel. Jak zwykle ostatnimi dniami - on był mrukliwy, ona rozgadana. Razem ruszyli na dalsze "łowy". Odwiedzili pozostałych kupców dobierając pozostały ekwipunek na wyprawę - w tym łopatę. Nie chciał z przymusu zostawiać towarzyszy w płytkich kurhanach. Odebrał również i tarczę, którą kilka dni temu dał do naprawy i pomalowania. Nie przykładał jeszcze dużej wagi do swojego tytułu, ale powoli zaczynał. Malunek na tarczy był jednym z tych drobnych kroków. Wszystko zabrało mu to akurat dwie godziny. Gdy wrócił na dziedziniec, wszyscy już się zebrali. Dał chłopakowi stajennemu worek, w którym zebrał zakupione rzeczy, aby dotroczył go do siodła. Sam zaś poświęcił uwagę drużynie i Deuvalowi.

- Raz jeszcze to rzeknę – podniósł głos. - Naszym celem jest Bragthorne. Istota, której życie jest poświęcone służbie Nagashowi. Jego celem jest czynienie zła, knucie i spiskowanie przeciw krajom Starego Świata. Przeciw życiu. Ostatni ślad jaki zostawił, prowadzi do Arabii i tam, z pomocą bogów, własną stalą zakończymy jego mroczną legendę.

Z początku chciał mówić dalej, ale pomny przezorności Manfreda, ugryzł się w język. Zamiast tego podszedł do Deuvala wyciągając zza pasa zrolowany pergamin.

- Tak jak eśmy się umawiali. W wasze ręce powierzam pieczę nad tym miejscem i wiedzcie że robię to ze spokojem ducha. Wiem że sobie poradzicie, lepiej niźli ktokolwiek na waszym miejscu. Kilka rzeczy jednak chciałbym abyście dopilnowali. Wszystko napisałem w tym liście. Niech bogowie łaskawie patrzą na baronię i czuwają nad waszymi poczynaniami kapitanie. Jeśli nie zdążymy na zmagania z Waagh, niech nasi ludzie urżną kilka zielonych łbów za nas.

Z uśmiechem wręczył starszemu od siebie oficerowi list i uścisnął mu rękę w przedramieniu.

Kapitanie,

1. Nie mieszać się w politykę sąsiadów. W naszym interesie leży jedynie pomoc krasnoludom w wojnie z zielonymi. Poproszeni o pomoc z bandytami, goblinami z lasów, czy inszym paskudztwem odmawiajcie gdyż nie mamy na to ludzi.
2. Jakby kto spóźniony z pomocą wyprawie przybył, przyjmijcie go i ugośćcie, ale nie posyłajcie naszym tropem. Zamiast tego wybadajcie czy pomoc można wykorzystać w walce z zielonymi lub ku ogólnemu dobru Baronii.
3. Jakbyście odczuli brak ludzi, zaproponujcie amnestię bandytom i złoczyńcom z lochów, pod warunkiem służby zbrojnej.
4. Wystosujcie pismo do Nuln z zapytaniem o możliwość zakupienia kilku dział. Niechaj podadzą cenę. Nie podejmujcie jednak póki co decyzji o zakupie. Nie mamy inżynierów. Jeszcze
5. Wybadajcie gdzie w okolicy znajduje się jakiś klasztor. Baronia skorzysta na współpracy z ludźmi wykształconymi. Możecie dać drobną dotację na szkołę przyklasztorną. Brakuje nam dobrych skrybów.
6. Wystosujcie list do Barak Varr i do Nuln z zapytaniem o ochotników wśród górników i inżynierów, którzy chcieliby rzucić okiem na góry i wzgórza będące na terenie baronii. Może uda się zwiększyć wydobycie kruszcu.
7. Wspierajcie handel. Tutejsze ceny są złodziejstwem w biały dzień. Nie zamykajcie bram przed kupcami. Acz miejcie na nich baczenie.
8. Załatwcie burdel. Żołnierzom się przyda, a i mieszkańcy podgrodzia skorzystają. Tylko żadnych ulg. Dziesięć procent interesu idzie w skarbiec Falcao.

Pozostawajcie w zdrowiu.
Sir Wolfgang de Louis



Odebrał od chłopaka stajennego swojego wierzchowca i wskoczył na niego, moszcząc się w siodle. Podjechał do drużynników i już normalnym głosem dał sygnał do wymarszu. Wyjechał jako pierwszy. Milczał, póki nie opuścili podgrodzia. Plan podróży wyjawił towarzyszom dopiero kilkaset metrów od Falcao.

- Ruszamy szlakiem do miasta Zvorak, a stamtąd szlakiem przez góry do Tilei. Naszym celem jest portowe miasteczko Luccini. Tam czeka na nas koga „Królowa Mórz”, którą popłyniemy do Arabii. Tam będziemy się kierować do Al-Haikk, gdzie spotkamy się z Maximillianem Wernerem. Może rzucić nam nieco światła na trop jaki pozostawił po sobie Bragthorne. Przedstawię go wam przy najbliższym popasie – zrobił przerwę, po czym kontynuował. - Tymczasem trzymajcie szyk. Youviel i Lotar zwiad. Sir Gottfried i Hans straż przednia. Wolfgrimm i Galvin straż tylna. Reszta również dwójkami środkiem formacji. Bez zbędnych opieszałości. Za trzy tygodnie będzie Noc Wiedźm. Wolałbym, aby nie zastała nas gdzieś w drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 08-04-2015 o 01:31.
Jaracz jest offline  
Stary 08-04-2015, 02:47   #26
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Dopiero gdy banda najemnych oddaliła się od twierdzy, Laura poczuła coś na kształt ulgi, zupełnie jakby razem z kamiennymi murami zostawiała za sobą drapiące duszę problemy i niepokoje. Znów była w ruchu, przed sobą mając cel i znając plan na najbliższy czas - to jej wystarczyło. Działała, miast siedzieć na dupie. Wypoczęte ciało rwało się do przodu, palce zaciskały na rękojeści broni, pragnącej krwi na równi ze swoją właścicielką.

Ostatnie, wypełnione przygotowaniami tygodnie zlały się fanatyczce w jedno pasmo udręki. Nawet gdyby chciała, nie potrafiła precyzyjnie odróżnić od siebie poszczególnych dni - wszystkie wyglądały tak samo i nie wnosiły nic nowego. Laura nienawidziła zastoju, a przebywając w jednym miejscu tak długo czuła, że zaczyna rdzewieć i obrastać kurzem. Nadwyżka wolnego czasu owocowała też niepotrzebnymi przemyśleniami, nie prowadzącymi do niczego konstruktywnego. Fakt, miała nad czym się głowić i o czym rozmyślać, jednak na chwilę obecną nie istniało rozsądne rozwiązanie. Życie toczyło się dalej, a co przyniesie jutro?
Jutro wszyscy mogli być martwi.

- Łasica owinięta drutem - były to pierwsze słowa, jakie Laura wypowiedziała tego dnia.
Obrzuciła jadącego obok nożownika dość krytycznym spojrzeniem, lustrując go od dołu do góry i kończąc oględziny na podrapanej twarzy. Po przebudzeniu nie zastała go u swojego boku, a potem każde z nich zajęło się swoimi własnymi przygotowaniami. Szczęśliwie kobieta w czerwieni posiadała kupkę gratów pozostawioną przez nieodżałowanej pamięci Siobana, dzięki czemu zaoszczędziła sporo złota przy kompletowaniu ekwipunku… jednak załadowanie wszystkiego na czarną chabetę, która przypadła jej w udziale...służba zapewne jeszcze długo będzie omijać stajnie w obawie przed napotkaniem wściekłego, warczącego nieludzko widma.
-Nie żeby mi się nie podobało -kontynuowała, prychając pod nosem i przenosząc uwagę na mijaną właśnie stertę kamieni - Wyglądałeś już o wiele gorzej, jest postęp. Oby tylko to cholerstwo dało się szybko ściągnąć. Trzeba potrenować.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 08-04-2015, 12:25   #27
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Oto więc nadszedł czas wielkiej wyprawy. Zbrojna drużyna ruszyła z zamiarem powstrzymania zła, zostawiając za sobą przyjemne mury Baronii. Według zaleceń Wolfa musieli dostać się do szlaku prowadzącego do miasta Zvorak. Najszybszą i najprostszą drogą było wypożyczenie barki i trzydniowy spływ w kierunku Mentredy. Retman, który zgodził się im dostać do wyznaczonego celu nazywał Stern Hoffman. Szczupły, wręcz wychudzony z radością przyjął kilka złotych koron, które schował szybko, głęboko za pazuchę. Pojedyncze siwe włosy wskazywały, że ów człowiek widział już niejedno w życiu, a spokój jaki z niego emanował sprawiał, że wyglądał na człowieka, który zna się na swojej robocie.

Pierwsze dwa dni upłynęły spokojne i przyjemne. Choć łódź była ciasna, to jednak flisak, który nią sterował znał się na rzeczy. Ze spokojem wymijał głazy i skały, które stawały na przeszkodzie jego łodzi. Pogoda również dopisywała bowiem, i poza zimnym wiatrem, niebo było przejrzyste, a słońce przyjemnie świeciło. Zima tutaj przebiegała jak do tej pory bardzo łagodnie, i gdyby nie temperatura, to nikt by nie mógł zgadnąć jaka faktycznie jest pora roku. Noce również były w miarę przyjemne, bowiem z nieba nic nikomu nie kapało na głowę. Oczywiście Ci, którzy mieli ciepłe koce lub śpiwory nie mogli narzekać. Wśród drużyny wyjątkiem był Hans, który nie miał ani jednego ani drugiego, więc zimny wiatr w nocy mocno przewiewał mu nerki. Nawet płomień ogniska nie dawał wiele. Rano wstawał zmarznięty i średnio wyspany. Zimna, twarda ziemia i robaczki, które od czasu do czasu przerywały sen kapłanowi, mogły wpędzić każdego w zły nastrój.

Jak też się okazało, nie wszyscy zaopatrzyli się w suchy prowiant na podróż. Lotar, Gomez, Laura, Hans najwidoczniej stwierdzili, że będą żerować na innych, lub liczyć na czyjeś dobre serce. Na szczęście elfka była przygotowana i miała ze sobą zapas świeżego mięsiwa. Podzieliła się ona z całą drużyną. Dzięki czemu racje drużynowe nie topniały za szybko.

13 Vorhexen 2522

Po zjedzonym śniadaniu i zgaszeniu ogniska drużyna drużyna weszła na pokład barki, a stary Stern odbił od brzegu. Drużyna znów zajęła swoje miejsca na pokładzie i z niecierpliwością oczekiwała, aż łódź dotrze do celu. Elfka wypatrywała zagrożenia cały czas. Jej bystre oczy wpatrywały się w leśne gęstwiny, wyszukując oznak jakiegokolwiek zagrożenia.

W pewnym momencie dostrzegła jakby cień, jakąś postać przemykającą wśród gęstej roślinności leśnej. Coś mijało drzewa szybko, lecz odległość była zbyt wielka by zidentyfikować “intruza”. A potem usłyszała jakiś świst. Instynktownie krzyknęła:

-Kryć się.. Strzelec - głos jej rozległ się echem. A potem nastąpiły kolejne świsty. Jeden po drugim.

Większość padła na ziemię. Niestety Stern nie zdążył zareagować nawet, gdy grot strzały przeszył mu gardło. Flisak padł martwy na ziemię. Kolejna strzała ugodziła Hansa w policzek, nakreślając na nim lekkie rozcięcie, z którego po chwili popłynęła krew.
Jeszcze jedna prawie trafiła Wolfgrimma w stopę, lecz na szczęście grot wbił się dosłownie pięć centymetrów od niej. Reszta strzał powpadała do wody, lub odbijała się od burt łodzi.

Elfka dyskretnie wyjrzała chcąc ocenić sytuację. Kątem oka dostrzegła jedną zbliżającą się istotę. To był ork. Na razie pojedynczy, ale gdzieś na pewno było ich więcej. Czających się. Wyczekujących do ataku. Czekających na sygnał.
Cała drużyna najemników leżała na razie. Zostali zaatakowani i wiadomym było, że nie mają za wielu dróg ucieczki. Trzeba było podjąć szybkie i trafne decyzje, bowiem ich podróż mogła zakończyć się jeszcze nim na dobre się rozpoczęła. Wróg choć nie należał do najinteligentniejszych, to jednak zapewne miał przewagę liczebną jak i pozycji.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 09-04-2015, 12:34   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Istniały z pewnością przyjemniejsze sposoby podróżowania niż spływ barką z prądem rzeki. Na przykład na osobistym jachcie Imperatora. Jako że takiego nie mieli, trzeba się było zadowolić tym, co było dostępne.
Brak własnych kajut, brak dachu nad głową, kołysanie, ciasnota... Jakieś wady to były. Ale za to można było leżeć do góry brzuchem i nic nie robić. Albo siedzieć przy burcie i podziwiać przesuwający się krajobraz. Naprzód i stale naprzód, bez żadnego wysiłku. Nogi się nie męczyły, a kilometry mijały.

Sielanka skończyła się z chwilą, gdy barkę zasypały wystrzelone z brzegu strzały, z których jedna położyła trupem Sterna, właściciela barki i sternika zarazem.
A na dodatek barka niemal się zatrzymała.
Czy to z tego powodu napad nastąpił w takim miejscu? I czy napastnicy zajęli tylko jeden brzeg, czy też zajmowali oba brzegi i część napastników cierpliwie czekała w zasadzce?

- Trzeba będzie zrobić jakąś zasłonę z tarcz i spróbować ruszyć z miejsca - powiedział niezbyt głośno.

Sam uniósł nieco swoją tarczę, by odgrodzić się od strzelających, i ostrożnie spojrzał na drugi brzeg, usiłując wypatrzyć ewentualną drugą grupę.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-04-2015, 12:52   #29
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf zaklnął szpetnie pod nosem. Spodziewał się podjazdów ze strony zielonych, ale miał jednak nadzieję, że nie będą musieli sobie z nimi radzić przy spływie rzeką. Zamek był bezpieczny i człowiek mógł się w nim rozleniwić. Jednak ludzie tacy jak Wolf nigdy nie zapominali jak wygląda życie na trakcie. Mogło to kosztować życie, jak przyszło zapłacić biednemu flisakowi. Problem transportu jednak mogli załatwić później.

- Rychtować strzały i bełty - rzucił do towarzyszy. - Ci co nie mają, łapać za tarcze.

Odtroczył od plecaka tarczę i sunął ją po pokładzie w stronę Hansa. Odtroczył także kuszę. Wciąż leżąc naciągnął cięciwę i ułożył bełt na łożysku.

- Na mój znak salwa w las. Wolfgrimm łapiesz za drąg i odpychasz. Tarczownicy cię osłaniają.

Rycerz zdawał sobie sprawę, że krasnoluda jako niższego łatwiej będzie osłonić kilkoma tarczami, które mieli, a i khazad do słabowitych nie należał.

- Po salwie nie sterczeć, tylko za burtę i przeładować. Płyniemy dalej i po mili dobijamy do brzegu, by stawić im czoła.

Nie znali tej rzeki, a pod ostrzałem zielonych nie było mowy o ostrożnym pokonywaniu trasy. Byle kamień wystający z dna mógł ich zmusić do opuszczenia pokładu w trybie natychmiastowym. Wolał zmierzyć się z podjazdem na suchym lądzie, zdając się na własne umiejętności niźli na łut szczęścia.
 
Jaracz jest offline  
Stary 09-04-2015, 15:09   #30
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Manfred pokiwał głową słysząc plan wyprawy od Wolfa i docenił że Baron zdradził się z nim dopiero za zamkiem. Taka zagrywka ograniczy Bragthorne, który mógł spodziewać się pościgu i poprzez informatorów obserwować poczynania drużyny. Dodatkowo czarodziejowi kołatała się myśl że teoretyczny zdrajca mógł być wśród nich, ale ten niepokój zachował dla siebie. Pierwsze dni podróży nie okazały się złe. Manfred słuchał poleceń Barona i wydawało się że wykonuję je nie najgorzej. Choć nie był dobrym jeźdźcem nie spowalniał drużyny a dotychczas, ekwipunek jaki zakupił sprawdzał się. Na barce wolny czas spędzał przy burcie. Na zmianę wpatrując się w to mijany krajobraz, to wertując księgę.

Przed zdradzieckim atakiem ostrzegła go elfa. Szybko padł na ziemię i szczęście mu dopisało. Żadna strzała go nie dosięgnęła a brak jęków czy przekleństw pozwalał przypuszczać że pozostałym też nic nie było. Dopiero gdy podniósł głowę zaklął cicho. Stern, ich szyper nie żył. Manfred jako nie uzbrojony w tarczę czy broń zasięgową nie miał do czego się przydać. Podbiegł do drążka sterowego i próbował utrzymać kurs łodzi.
 
Nemroth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172