lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Księstwa Graniczne: Ziemie Skradzione (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15188-ksiestwa-graniczne-ziemie-skradzione.html)

Hazard 04-09-2015 15:45

Niczym w złym śnie. Odkąd ocknął się po nieudanej zasadzce, Volker nie do końca świadom był wszystkich wydarzeń, które miały miejsce tuż pod jego nosem. Wizja piekielnych snów kołatała mu się w głowie, wywołując u niego co raz ciarki. Oczywiście tylko wtedy, gdy piekielny ból w jego ręce nieco ustępował. Choć nigdy nie dawał o sobie w pełni zapomnieć.

Ocknął się dopiero gdy usłyszał za plecami paskudne ujadanie wilków i rechot zielonoskórej bandy. Niemalże odruchowo zaczął pędzić przed siebie, nie zwracając uwagi na postanowienia towarzyszy. Ledwo był w stanie normalnie się odlać, a gdzie tu mówić o prawdziwej walce. Jego spuchnięta i owinięta w bandaże ręka nie nadawała się nawet by utrzymać wiszący na jego plecach, olbrzymi topór.

Jednak nie musiał uciekać daleko. Zaraz poczuł intensywną fale ciepła za plecami, a to co tam ujrzał napawało go jeszcze większym lękiem, niż dzika banda. Zobaczył prawdziwe obliczę magii, które nawiedzać będzie go we snach przez następne dekady.


- Pierdolę was – rzucił pełen gniewu, gdy ułożył się pod murem twierdzy. W ręce dzierżył butelkę gorzały, którą bez skrępowania delektował się przed towarzyszami. Obok niego leżał Cień, którego starał się uspokoić. – Mówiłem wam, by tu nawet nie zaglądać… Oczywiście wy tu rządzicie i zawsze macie racje, jak zwykle.

Zaś później skierował głowę stronę ściany, z której wyłonił się duch. Jego słowa zaś zatraciły całą złość, a jego miejsce zastąpiło poczucie nieposkromionej bezradności.

- Klątwa? Przez ostatni miesiąc musimy żyć w ciągłym strachu, uciekając przed pustymi marionetkami jakiegoś przeklętego czarnoksiężnika, którego większość z nas nawet nie widziała na oczy. Dwukrotnie napadły na nas Hobgobliny, które niemalże nie pozbawiły nas życia – ostrożnie wystawił swą niemalże przebitą na wylot rękę. – Zaś nasze palce o mało co nie wpadły do garnka olbrzymów z tego lasu. My już dawno zostaliśmy obarczeni klątwą, która jest jeszcze gorsza niż twoja, gdyż my nie mamy sposobu na jej przełamanie. Zrobimy jednak, co w naszej mocy by znaleźć sposób na zniszczenie twej klątwy, choć sam nie wiem, czy znajdę siłę by wstać nazajutrz. Chciałbym jednak poznać wpierw twe imię i historię. Tak nakazują zasady wychowania, które z pewnością nie uległy tak gwałtownym zmianom od twych czasów.

Kerm 04-09-2015 20:28

Kłopoty szły za nimi krok w krok. Co się ruszyli, to od razu przyplątywało się jakieś paskudztwo. Jak nie hobgobliny, to niby-ogry, co to chciały się zaprzyjaźniać w zamian za podrąbywane palce.
A gdy wreszcie pozbyli się hobgoblinów, to pojawił się nawiedzony duch, chcący częstować gości klątwami.
Przyjemność za przyjemnością.

Walka z duchem nie wydała się Reinerowi dobrym pomysłem. Jak, na wszystkie demony, walnąć w łeb kogoś, kto się potrafi wtopić w ścianę?

Z drugiej strony... rozebranie całej budowli... nawet tak zdewastowanej... To mogło zająć wieki.
Gdyby się dało z nim porozmawiać - może to by przyniosło jakiś pozytywny efekt?

Fyrskar 05-09-2015 13:08

Ostatnim co zapamiętał, były falbanki splamionych juchą Rorana bandaży, przepływające pomiędzy palcami, zwijające się w wężowych splotach, tańczące do widmowej muzyki. Nie poczuł nawet wbijających się w niego szypów, jedynie wilgotniejącą od posoki koszule, ciepły, tulący się do ciała materiał. Nie pamiętał, jak upadł, ale poczuł pod policzkiem sypiące się garście sosnowych igieł. A ponad wszystko, nie pamiętał, kiedy utracił przytomność. Pamiętał jedynie swoje sny - krwistoczerwone, sugestywne i pełne zła, śmierci i zapowiedzi najgorszego.

Kuc kołysał się na boki, sunąc w cieniu wielkich drzew, pamiętających dawno zapomniane czasy, gdy światem władały okrutne i krwiożercze bestie, a natura nie była niepokojona przez ludzkie ręce. Duszący dym i odległy swąd spalenizny dostawał się do nozdrzy, drażnił je bezdusznym smrodem. Thurin nie był w stanie odnaleźć w sobie źródła bólu, nie był w stanie go stłumić. Przyciskając do siebie pusty bukłak, wodził w koło nieprzytomnym wzrokiem, wyszukując... Czego? Przecież przez mgiełkę bólu nie dawało się dostrzec niczego rzeczywistego. odległe głosy przeistoczyły się w otrzeźwiające wycie wilków i pogardliwe okrzyki. Chciał uciekać, ale nie mógł. Po prostu wodził pustym wzrokiem po inferno, jakie rozgorzało w winy i polecenia magów. Krew i ogień.

Obudził się. I wiedział, że nigdy już nie zaufa w pełni nikomu, kto w stanie jest przywołać przed jego oblicze prawdziwe, skryte pod maską nauki, oblicze magii. Magia była Chaosem i była zła. Służyła po to, by niszczyć życie, by odrzucać najsłodsze owoce, jakie wydawał świat.

Była najdoskonalszym obrazem, jaki mógł ukazać całe zło tego świata.


- Niech szlag trafi wszystko, co cenię. - wydyszał głucho, układając się na śmierdzącym dymem kocu. Z oczu ciekły mu łzy, wymywające pył, dym i smutek. - Pierdolę życie.

Niewyraźny zarys zrujnowanych, zmurszałych ścian zamigotał, zadrżał. Zwiewna jak poranne mgły zjawa nie zdała się mniej realna od szaleńczych majaków rannego krasnoluda. Jęknął żałośnie, przyciskając się do ściany i łapczywie wciągnął haust powietrza.

- Czy zdaje ci się - zawołał. - [i]że banda wycieńczonych wyrzutków zburzy mury zrujnowanej twierdzy? Nawet nie mamy czym tego zrobić! Jeśli rzeczywiście tego pragniesz, jeśli chcesz przy naszej pomocy rozbić okowy, który cię tu trzymają, daj nam odejść i znaleźć krzepkich ludzi, którzy to mogą uczynić! Zdobyć narzędzia, które będą dzierżyli w dłoniach. Monetę, która przymusi ich do uczynienia tego!

Lord Cluttermonkey 05-09-2015 16:57

- Imię? Nie mam imienia. Niepotrzebne mi. Nie ma tu nikogo poza mną - mury warowni odpowiedziały Volkerowi. Może duch podejrzewał awanturników i bał się wyjawić imienia, które można by wykorzystać do celów magicznych? - Jeśli posiadałem jakąkolwiek historię, wsiąkła już dawno temu w glebę i została zapomniana, oczywiście o ile jej jakoś nie zebrano i nie uratowano.

Rozglądnąwszy się to tu, to tam, Zygfryd znalazł mały srebrny dzwoneczek. Rycerz zwęził chytrze oczy. Próbował pohałasować znaleziskiem, lecz dzwonkowi brakowało serca. Szabrownik wysunął podbródek i pokazał zęby w grymasie oznaczającym niepewność.

- Kto powiedział, że to wy musicie być tymi, którzy rozkruszą ostatni kamień warowni? Inni byli przed wami - nienaturalny podmuch wiatru potoczył rozsypane kości po resztkach posadzki - inni przyjdą po was. - Do roboty, wasze ociąganie mnie tylko niepokoi - rozkazała istota z zaświatów, skazując śmiertelników na straszny los.

Dostrzegłszy wysoko nad nimi jakieś skrzydlate kształty, najwidoczniej zwabione pożarem lasu, poszukiwacze przygód błyskawicznie schronili się w opuszczonych komnatach. Zamarli w bezruchu.

- Nieposłuszeństwo kosztuje! - syknął duch, wzbudzając w ruch wszystkie kości i czaszki, którymi wybijał na murach ponury rytm. Zwabione dźwiękami plamki na niebie szybko rosły, zmieniając się w stworzenia, którym, sądząc po mglistych sylwetkach, najbliżej było do gigantycznych orłów.


Komtur 05-09-2015 20:22

Panie duchu! Jam jest sługa tego, który ma w posiadaniu ogrody do których z nie wiadomych przyczyn odmówiono ci wstępu! - powiedział głośno Zygfryd rozwalając zrujnowane mury okutym butem - Wiedz panie duchu że skoro chcesz odkupienia, to droga którą się kierujesz zaprowadzi cię prosto do demonicznego piekła!

Odłamki kamieni Zygfryd wyrzucał na zewnątrz twierdzy i cały czas szukał serca dzwoneczka, a jednocześnie nie przestawał mówić.

- Panie duchu nasza drużyna jest w stanie w ciągu roku zorganizować pełną rozbiórkę ruin, oczywiście jeśli dysponowalibyśmy odpowiednimi środkami! Gdybyśmy jednak takich środków nie znaleźli szybko to najpóźniej za pięć lat doprowadzilibyśmy to miejsce do pełnego rozkładu. Duchu jednak żeby to zrobić musimy żyć, a jeśli zmusisz nas zostać tutaj to umrzemy w ciągu tygodnia. Jak myślisz panie Duchu, co się stanie gdy po setkach lat, gdy kamienie rozsypią się w pył i uwolniony staniesz przed obliczem mego pana Morra, a on cie zapyta: "co zrobiłeś ze sługą moim Zygfrydem i innymi nieszczęśnikami, których bez powodu zabiłeś"? Jak myślisz panie duchu co się stanie?

Dał eterycznej istocie chwilkę na zastanowienie, a potem jeszcze dodał - Jesteśmy gotowi złożyć przysięgę że w ciągu pięciu lat znajdziemy środki rozbierzemy do goła tę warownię.

Lord Cluttermonkey 05-09-2015 23:35

Duch podszedł do Zygfryda prosto, powolnym cichym krokiem, jak gdyby łańcuchy wszystkich wieków zawisły u niewyraźnych stóp. Rycerz czuł lodowy oddech zjawy niczym lekki powiew od arktycznego śniegu; wzdrygnął się i cofnął tak daleko, jak tylko zdołał. Widmo spojrzało oczami zdającymi się zawierać wszelkie męki miliona wieków.

- Będę czekać.

Tajemniczy duch rozpłynął się w powietrzu. Stukot kości ustał. Skonfudowane skrzydlate istoty krążyły nad warownią przez dobrą chwilę, po czym odleciały na północ.


Icarius 06-09-2015 13:00

Morlanal gdy sprawa z duchem została rozwiązana w sposób inny niż proponował... zaczął rozbijać obóz. Nazbierał owoców które rosły niedaleko a o których wiedział, że są jadalne. Duch po ich stronie dawał też poniekąd poczucie bezpieczeństwa. Nad ranem ruszą na południe i w końcu opuszczą ten przeklęty las. To im to kilka atutów. Po pierwsze z pomocą Szpona jego latającego chowańca będzie mógł zbadać większą połać terenu. Las utrudniał sprawę, zarówno dla wzroku orła jak i elfa korzystającego z lunety. Powinno im również być łatwiej unikać niechcianych spotkań. Otwarty teren gwarantował widok z daleka. Niewielka szansa, że ktoś uniknąłby wzroku dwójki obserwatorów. Zarówno z powietrza jak i z ziemi. Została jeszcze sprawa wart.

- Proponuję mnie i pana Rainera na pierwszej warcie. Potem Felix z panem Zygrydem a na końcu Roran z Thrinem. Rano ruszymy na południe może wioski o których mówili leśni ludzie wciąż tam są.

ObywatelGranit 06-09-2015 21:01

Chmura zarżała z niepokojem przyglądając się złowieszczym ruinom kasztelu.
- Ciiii, czego rżysz? Toż to jedynie rozpadająca się kupa kamieni... - mruknął Kocur, bardziej przekonując siebie, niż swoją wierną gniadą klacz. Poklepał zwierzę po karku i kolanami zmusił ją do dalszej jazdy.

W miarę jak wyszczerbione mury zbliżały się, koń zachowywał się coraz niespokojniej. Jego poddenerwowanie udzielało się jeźdźcowi, który zerkał to w lewo, to w prawo, wypatrując potencjalnych zagrożeń. Rękę podróżnego musiał dopaść atak nagłego świerzbu, gdyż co rusz sięgała ku rękojeści krótkiego miecza.

Niedawno podkute kopyta Chmury zagrały na bruku. Kocur skrzywił się jakby ktoś przejechał mu tępą stroną brzytwy po gardle. Zaklął szpetnie, zeskoczył z siodła i sprowadził konia z resztek pradawnego szlaku.
- No już, już - uspokajająco poklepał chrapy. - Bądźże tak miła i zawrzyj na chwilę pysk. Idę tylko zerknąć czy można się tam przekimać.

Odstąpił od konia i skrył się w głębokich cieniach rzucanych przez zachodzące słońce. Bezszelestnie dopadł do pierwszej linii murów i gibko wdrapał się po nierównej ścianie. Gdy tylko znalazł się na górze, padł płasko na twarz.
- Szlag - mruknął, obserwując sporą grupkę podróżnych. A może banitów?

Nie miał pojęcia kimże byli nieznajomi, jednak stanowili doprawdy egzotyczną mieszankę. Dostrzegł krasnoluda oraz mężczyznę, który mógł być elfem. Mieli ze sobą łupy i broń.

A to niespodzianka.

Kocur zagryzł wargę i bił się z myślami. Potrzebował miejsca na nocleg i znajdował się w sercu głuszy. W promieniu wielu mil mógł nie znaleźć niczego lepszego. Jakkolwiek szansa na spotkanie bandytów była większa niż prawdopodobna, coś w postaci brodacza napawało go spokojem. Czy to możliwe, że już wcześniej na swojej drodze napotkał tego faceta? Z tej odległości i w tak kiepskim świetle nie mógł tego stwierdzić z całą pewnością.
- Sigmarze, Ranaldzie, dopomóżcie - westchnął, po czym powoli się wyprostował.

Jego sylwetka odcinała się na tle pomarańczowego nieba. Uniósł ugięte ręce w powszechnie rozpoznawanym geście pokojowych zamiarów. Gdy oczy obozowiczów dostrzegły nieznajomego, ten zabrał głos:
- Czołem wędrowcy. Znajdzie się w tym zapomnianym przez bogów przybytku miejsce na jeszcze jedno posłanie? Jestem Kocur i rad bym był z towarzystwa.

Icarius 06-09-2015 21:45

- Samuel -zakrzyknął elf jakby lekko nie dowierzając. - To na prawdę ty? Tą warownie z jej bogactw obrobił już czas. Więc co tu robisz? -zapytał z uśmiechem rozpoznając znajomego łotra.

Hazard 06-09-2015 22:11

Obcy głos wywołał u na wpół pijanego Volkera natychmiastową reakcję. Na przekór piekącemu bólowi, pulsującemu w jego lewym przedramieniu, zwiadowca sięgnął po łuk jednocześnie przyklejając się do na wpół zburzonej ściany twierdzy. Wyciągnął strzałę, czekając na reakcję reszty. Która o dziwo nie była wypełniona wojennymi okrzykami, dźwiękami spuszczanych cięciw, ani kanonadą piekielnego ognia. Dla odmiany, tym razem posypały się nie mordercze ciosy, a słowa.

- Nie wróg? – zwrócił się do elfa. Na wpół uspokojony, na wpół zły wrócił do towarzyszy, uciskając palącą ranę.

- Kurwa, jak będziemy dawać się tak podejść przy każdej okazji, to kiedyś wszyscy skończymy z poderżniętymi gardłami, albo gorzej – mówiąc to przykucnął przy swoim posłaniu sięgając po butelkę, z której pociągnął spory haust. Dopiero później zwrócił się do nowo przybyłego, któremu podał już prawie pustą flaszkę. Porządne beknięcie wydarło się z jego ust, nim wypowiedział pierwsze słowa. – Pardon… Nie mam pojęcia kim jesteś, ale nie przypominasz ani hobgoblina ani owłosionego olbrzyma, co znaczy, że jesteś tu mile widziany.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:54.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172