lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Księstwa Graniczne: Ziemie Skradzione (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15188-ksiestwa-graniczne-ziemie-skradzione.html)

Icarius 20-08-2015 14:51

- Czarów zwykły człowiek może się przestraszyć. Jeśli z wioski jakiejś jest pobliskiej znajdziemy ją. Sam raczej by nie przetrwał w takiej głuszy. Zawołać go możemy zwyczajnie.- gdy elf to uczynił człowiek odpłynął lecz bynajmniej nie do grupy. - Nawet głosu się boi nieufny pewnie choć to nie dziwota. Ścigać go chyba nie warto, może jeszcze na niego wpadniemy. Gdyby sposobność była i jakaś z moich magicznych formuł przydać ci się Felixie mogła... z chęcią udostępnię księgę.

Lord Cluttermonkey 20-08-2015 14:55

Felix ostatni raz spojrzał w stronę okrwawionych gałęzi. Niezaprzeczalnie ludzki dźwięk - podstępny i zdradliwy jak żmija - mącił rozum; taki sam sprośny śmiech musiał dobywać się z grubych warg egzotycznych kobiet. Czarodziej niczego nie dostrzegł, a jednak miał niejasne wrażenie, że jakaś niewidzialna, bezcielesna istota unosi się w powietrzu, ociekając śluzem i miotając przekleństwa, których nie mógł słyszeć, lecz instynktownie wyczuwał ich plugawą naturę. A może to duch, może własny grób go wzywał? Averlandczyk aż zatęsknił za Imperium, które - mimo wielu innych wad - było piękne, jeśli porównać je z tym pustkowiem, gdzie nie ma niczego poza lasem i mgłą; gdzie szerzy się czarnoksięstwo; gdzie okropieństwa grożą nie tylko ciału, ale i duszy; gdzie sprawiedliwość bywa zmienna.

Thurin zawołał pływaka, gdy tylko zauważył, że nurek wdrapał się z powrotem na łódkę. Nieznajomy przez chwilę przyglądał się stojącej na brzegu zbieraninie włóczęg, jednak tylko potrząsnął ponuro głową i czym prędzej oddalił się na południowy zachód ołowianego jeziora.

Przeklinając ten dzień i swego pecha, awanturnicy podróżowali przez niskie, zaokrąglone wzgórza, które miały barwę starego drewna, porośnięte na szczytach gęstymi gajami ponurych drzew. Stawiali ostrożnie krok za krokiem, zatrzymując się często, by nasłuchiwać, czy gdzieś nie trzaśnie gałązka albo czy nie rozlegnie się czyjeś sapnięcie. Ich ostrożność, z której to powodu przemieszczali się wolno, nie była ani teoretyczna, ani niepraktyczna; las był gęsty i przerażający, a inne istoty wędrowały po nim z tęsknotami i pragnieniami zupełnie sprzecznymi z życzeniami poszukiwaczy przygód. Z drugiej strony podróżnicy woleliby poruszać się jak najszybciej, aby rychło opuścić tereny patrolowane przez hobgoblinów. Inaczej czekałby ich nierówny bój, w wyniku którego ani jeden z wagabundów nie uszedłby z życiem.

Na zachodzie słońce zwieszało się tuż nad Starym Światem; rubinowe słupy promieni, ciężkie i bogate jak wino, świeciły skośnie między sękatymi pniami starożytnego lasu, padając na pokryte torfem poszycie leśne... Słońce zachodziło zgodnie ze starym rytuałem, noc zapadała nad lasem; miękka, ciepła ciemność nadchodziła szybko.

Okrutnie głodni tułacze rozbili obóz w rozwidleniu rzeki. Napoili konie i kuce, rozkulbaczyli i przywiązali do wbitych w ziemię palików. Thurin i Volker zaczęli łowić ryby, jeden na haczyk, drugi za pomocą sieci.

Można tu było rozpalić ognisko, a to znacznie osłabiło nastrój wyczekiwania i niepewności, o którym nie rozmawiano, ale który wszyscy wyraźnie czuli. Ogień po raz pierwszy rozpalili nie z potrzeby ciepła czy bezpieczeństwa. Ognisko miało być znakiem ich świata w tym dziwnym otoczeniu. Niskie chmury przesłaniały gwiazdy, a więc noc była ciemna i lepiej było wytężać słuch niż wzrok. Taka okolica jak ta była jedną wielką pułapką.


Volker poczuł chód pełznący mu po grzbiecie. To było niemożliwe... potworne... nienormalne... Dzikusy z mroczniejszej, ponurej epoki dosiadały olbrzymich wilków. W oczach zarówno jeźdźców jak i bestii błyszczała nieujarzmiona, pierwotna dzicz, a wykrzywione rysy hobgoblinów zdradzały dziką uciechę, gdy wilczyska szarżowały na obóz.

Mroczna, krwawa zasadzka bez wyjścia! Świadom rozpaczliwego położenia, zwiadowca zadrżał na widok swych śpiących towarzyszy, jakby ich los został już przesądzony. Przez myśl przebiegła mu chaotyczna seria obrazów: porażka, hańba, krwawa zagłada!


Hazard 20-08-2015 17:15

- Za… Za… Zasadzka! – Volker wydarł się na całe gardło, budząc śpiących towarzyszy. Lęk, groza, przerażenie – żadne z tych słów nie było w stanie w pełni oddać stanu w jakim znalazł się zwiadowca. Bestie, które wyłoniły się z ciemności przypominały mu demoniczne abominację przybyłe wprost z mrocznych czeluści piekieł. Przy tym, wydarzenia minionego dnia wydawały się dziecinną bajką. Teraz dopiero rozpoczął się prawdziwy horror.

- Uciekać! – Zawył, starając się pomóc wstać, co bardziej ospałym towarzyszom. Ogarnięty pierwotnym strachem, który przez wieki utrzymywał rasę ludzką przy życiu, za wszelką cenę starał się nie popaść w otchłań rozpacz. Nie był w końcu jeszcze taki stary. Mógł jeszcze tyle zrobić. Zwiedzić Imperium, pić na umór z Kislevitami, kochać się z Tileańskimi kurtyzanami, pływać Estalijskimi okrętami, zbudować dom i założyć rodzinę. Nie mógł tak umrzeć.

- Uciekać! – powtarzał, a ogarnięty paniką nie był tego nawet do końca świadom. O bezpośredniej konfrontacji nie było mowy, przeciwników na pewno było dwa razy więcej od nich, a każdy stanowił podwójne zagrożenie – wygłodniałego wilka i żadnego krwi Hobgoblina. Zaś ucieczka dawała im iskierkę nadziei na ponowne ujrzenie wschodu słońca. Natychmiast komendą i ruchem ręki nakazał psu uciekać w las. Tylko tyle mógł dla niego zrobić. Sam zaś rzucił się w stronę konia. Miał nadzieje, że jego towarzyszę będą równie rozsądni.

Icarius 21-08-2015 11:56

Morlanal miał lekki sen i był czujny. Poderwał się na pierwsze krzyki Volkera, potrząsnął zdecydowanie Roranem który spał nie daleko. A właśnie otwierał oczy, słysząc krzyki tropiciela.

- Hobgobliny siła ich spróbujmy się wycofać. Jeśli się nie uda stawimy im czoła- krzyczał do Rorana. Sam zdecydował, że podejmie decyzję w zależności od tego co zrobi khazad. Jego znał najlepiej.

Dnc 21-08-2015 12:41

Krasnolud poderwał się jak poparzony. Spał czujnie od kiedy nauczono go tego w Górskiej Straży więc na krzyk od razu wstał z bronią w ręku. Przeczuwał, że mogą ich zajść ale myślał że znajdą ich szybciej wiec dlatego wziął pierwszą wartę. Jednak byli sprytniejsi niż myślał i poczekali z atakiem na środek nocy.

Syn Utha własnie zdał sobie sprawę czyj głos go obudził i od razu wydarł ryja na zwiadowcę:

-Volker, Ty zawszony pchlarzu! Znowu piłeś na warcie?! Jak można dać się podejśc tuzinowi hobgoblinów z wilkami?! – resztę tyrady postanowił zachować na później. Wiedząć, że trzeba zając się kolejny problemem.

-Wrócimy do tego jeszcze, Volker! O ile znowu nas w coś nie władujesz! – krzyknął za nim Roran. Wszyscy zbierali się do ucieczki i były Górski Strażnik widząc ilu ma wrogów i ilu sojuszników również zaczął się wycofywać.

Czas na walkę jeszcze przyjdzie...Tego Roran był pewien bardziej niż tego czy dożyje świtu.....

Matyjasz 21-08-2015 13:31

Ktoś krzyczał i to do niego. Dawno czegoś takiego nie doświadczył.
- 2304 założenie imperialnych kolegiów magii. - Miał to pamiętać nawet obudzony w środku nocy i zanim ocenił co się dzieje półprzytomnie wypowiedział datę.

Volker spieprzył wartę, chyba on bo to on krzyczał a na niego darł się Roran, czym tracił cenny czas.
Felix poderwał się, zarzucił tarczę na plecy, żeby nie oberwać w nie strzałą i skoczył do konia.
- Spierdalamy! - To określenie dawało mniejsze pole do dyskusji na temat ich taktycznego położenia.
- Elfie, ciemno, prowadź przez las!
Upewnił się, że jego zwierzęcy towarzysz jest z nim i sam wskoczył gotowy do drogi. Najchętniej chciałby jechać za kimś kto jest zwinny i lepiej widzi po ciemku ale jeżeli ucieczka będzie całkowicie bezradna to będzie musiał sobie radzić.
- Głowy nisko! - Przypomniał jeżeli ktoś zapomniał. Oberwać gałęzią podczas ucieczki byłoby opłakane w skutkach.

Icarius 21-08-2015 13:44

Gdy krasnolud się poderwał Morlanal odetchnął z ulgą. Pobiegł w stronę konia, wskoczył na niego niemal równo z Felixem. Gdy usłyszał słowa czarodzieja, zastosował się do nich.

-Za mną.- krzyknął i wybrał najlepszą trasę ucieczki. Tak by ludzie nie widzący w ciemnościach i konie nie połamały nóg. Liczył, że wilki już się trochę zmęczyły pogonią za nimi. Po za tym konie były szybsze. A las dawał im możliwość zgubienia przeciwnika.

Kerm 21-08-2015 14:01

Są chwile, gdy rozsądek powinien wziąć górę nad odwagą, gdy trzeba było spakować dumę w troki i wiać, gdzie pieprz rośnie.
W obliczu przeważających sił wroga Reiner nie wahał się nawet przez chwilę.
Dopadł do wierzchowca i błyskawicznie znalazł się w siodle.

- Prowadź! - krzyknął do elfa, po czym nisko pochylony nad końską szyją ruszył w ślad za Morlanalem.

Fyrskar 21-08-2015 14:02

Thurin poderwał się z szorstkiego posłania gwałtownie jak kot i odskoczył na bok z pochwyconym w dłonie arbalestem, wpatrzył się w rozświetlony blaskiem ogniska mrok i ostatkiem sił wsłuchał się w okrzyki towarzyszy. Nie pisnąwszy nawet słowa, porwał z ziemi skórzany ciężar juków i bezceremonialnie zarzucił go na protestującego, spłoszonego kuca, zmęczonymi ruchami dłoni poprawiając skórzane rzemienie. Czuł się jakby wciąż spał, jakby błądził po otulonym mleczną mgłą bezmiarze sennej rzeczywistości. Błądził okutymi w buty nogami wokoło, po omacku stawiając kolejne kroki. Wskoczył na siodło i chlusnął sobie na twarz wodą z bukłaka.

- Stul się, Roran! - warknął, w miarę otrzeźwiały. Powoli zaczęła go ogarniać właściwa dla zwierzyny panika. - Sam na wartach wykazuj się, do cholery! W galop, spróbujmy ucieczki! Broń w pogotowiu. - oparł swój topór o łęk.

Lord Cluttermonkey 21-08-2015 14:23

Awanturnicy - w bezładnej ucieczce, od której zatrzęsła się ziemia - popędzili szaleńczym galopem poprzez rzeczną dolinę ku linii zalesionych wzgórz, płosząc stada ptaków, które wzbijały im się nad głowy, oraz hordy dzikich zwierząt, umykających przed nimi na wszystkie strony. Oszołomieni i wystraszeni, jeźdźcy słyszeli tylko osobliwy ciąg końskich parsknięć, prychnięć i pisków przeplatanych wyciem wilków oraz gardłowymi rykami hobgoblinów. Żądne krwi szakale - znalazłszy się w odległości strzału - ze zdwojonym zapałem zwalniały cięciwy. Uciekinierzy gnali jak burza, w deszczu zatrutych śmiercionośnym kervaltem strzał; unikając kłujących pędów i nisko zwieszających się gałęzi.

Olbrzymie wilki pędziły znacznie szybciej od objuczonych koni. Jeźdźcy chłostali zady wierzchowców do krwi. Ścigani z podziwem patrzyli na upór, jaki wykazywały hobgobliny, łupieżcy wyćwiczeni przez tysiąclecia bezlitosnych walk na grzbietach wilków. Poszukiwacze przygód przypomnieli sobie ich wykrzywione pyski i zadrżeli. Bestie nie mogły ich teraz dopaść.

Podejście stawało się coraz trudniejsze, sceneria bardziej poszarpana. Rozwścieczone sylwetki hobgoblinów ledwo było już widać. Strome, trawiaste wzgórza przemieniały się w gęsto porośnięte, górskie zbocze. Szarzy od pokrywającego ich kurzu, włóczędzy w żałosnych nastrojach wiedli swe konie krętą drogą pod górę. Wkrótce towarzyszył im jedynie przenikliwy skrzek kruka, skrzek wibrujący bezlitosną drwiną.

Góra - wielka masa skalna, która wystawała jak zamek tytana - wyglądała tak, jakby w odległej przeszłości jakiś gigantyczny miecz przerąbał ją na pół; od tamtej pory w przepaści płynęła rzeka i całość właściwie sprawiała wrażenie tworu natury. Ponad zapierającą dech w piersiach przepastną otchłanią wyginał się stary most z kamieni.

Po hobgoblinach nie było ani śladu. Nieszczęśników ogarnął szał radości. Gotów byli padać na kolana, składając bogom dzięki ze łzami szczęścia płynącymi im po twarzach.



28 Pflugzeit 2515 KI, Marktag, słoneczne popołudnie

samotna góra nieopodal wzgórz Verfolgunghügel

Poszukiwacze przygód, zbici w nerwową grupkę, obudzili się w znacznie lepszych humorach. Zapłonęło światło barwy starej krwi i po chwili wychynęło słońce, drżąc jak stary człowiek na mrozie. Wszyscy byli wygłodniali i zmęczeni; odpoczywali w półodrętwieniu do południa, rozglądając się we wszystkich kierunkach.

Morlanal zaczął studiować mapę, spoglądając za pomocą zmysłów oswojonego orła z niebotycznych wysokości. Przeniósł na pergamin bieg rzeki, która wyglądała jak niewyraźna smuga między hebanowymi ścianami lasu. Na południu rysował się kształt jakiejś zrujnowanej wieży i rozpadających się murów - zarośniętych pozostałości po jakiejś zapomnianej twierdzy. Na południowym wschodzie rozciągały się trzęsawiska i kałuże, w których odbijało się błękitne niebo.

Z histerycznym krzykiem, który był na wpół jękiem, a na wpół przekleństwem, elf ostrzegł towarzyszy. Między drzewami przekradało się dobre dziesięć trzymetrowych, zwalistych sylwetek, których żelazne mięśnie przyprawiały o zawrót głowy. Ubrane jedynie w skórzane przepaski, olbrzymy miały twarze pomalowane gliną, a czarne włosy zaplecione w strąki. Z ust każdego kolosa sterczały kły. Splątane kruczoczarne kosmyki opadały na muskularne ramiona jak epolety. Każdy w dłoni wielkiej jak młot dzierżył gigantyczny łuk albo równie wielki topór.

Ogry, przeklął Roran, wspominając swą ostatnią konfrontację z tym potwornym gatunkiem. Topory ścisnął z taką siłą, że pobielały mu kłykcie dłoni. Nie zamierzał znowu zostać powalonym, zanim zdoła uderzyć. Podskórnie czuł, że Grimnir nie wybaczyłby mu drugi raz takiego samego błędu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:33.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172