Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2015, 08:41   #21
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Waldo

- Tak, zaraz się tym zajmę, znasz mnie, pracuj ciężko, baw się świetnie, cały ja, hehehe! - rzucił w odpowiedzi odchodzącemu konowałowi.

Nie miał kłopotu ze sprawianiem wrażenia roztrzęsionego, ciapowatego tłuściocha - wystarczyło, że po prostu był sobą. Ot, pokręcić głową, wprawić w ruch podwójny podbródek, otrzeć nerwowo pot z twarzy, zachichotać piskliwie - to było to co robił na co dzień, gdy napotykał kłopoty, więc z łatwością udało mu się i tym razem.
Trudno byłoby poznać, że coś mu śmierdziało w osobie Hansa pośród całego tego smrodu, jakiego narobił buntujący się układ trawienny Grubego. Gazy głośno przemieszczały się w okazałym brzuszysku, od czasu do czasu głośno uchodząc w chłodne, nocne powietrze, co sam Waldo odruchowo maskował wybuchami śmiechu.

- Hahaha, no tak to jest mieć ogromne szczęście do pecha, ha. Rosen wziął, pewnie teraz poszedł to przechędożyć w Szylingu. Jak chcesz to możesz jeszcze zarobić, bo muszę schować te zwłoki dla Krammera, no i Kasa może trochę odpuści jak zajmę się trupem nie? On mnie lubi, mówię ci, wszystko będzie w porządku ze starym Waldem. Hehe, khyy... -

Grubas nagle poczuł się bardzo samotny w towarzystwie Hansa. Żałował, że wszyscy sobie gdzieś poszli, teraz miał doskonałe, jak się zdaje, źródło informacji. Albo też miał kogoś, kto przefiletował Mammuna. Z pewnością jednak nie miał przyjaciół, którzy mogliby mu pomóc. Co gorsza, nie miał też świadków. Jeszcze gorzej, sam był świadkiem obecności Hansa. Czuł się z tym wszystkim bardzo źle.

Na szczęście Mammun wyświadczył mu tą jedną przysługę, że żywy czy martwy powodował reakcje pośrednie między sraniem w gacie a mdłościami - kwestią dyskusyjną było, czy stał się w tym lepszy post mortem.

- Słuchaj, nie masz czasem pomysłu kto to mógł zrobić? Nikomu nie powiem, ale muszę dbać o matkę, tutaj jest mój dom, zlituj się Hans, kurwa, co ja powiem Kasie...? Słuchaj, ja zapłacę, ja muszę coś mu powiedzieć...! - spojrzał z desperacją w oczach na Reeba. Jedyne co mógł usłyszeć to kłamstwa, ale nawet to było lepsze niż nic.

Tak czy siak, ta rozmowa musiała się szybko skończyć, a Waldo sam nie wiedział, czy lepiej uciekać czy się chować, jednak z pewnością nie chciał stać z Hansem sam na podwórku w ciemną noc, więc postarał się wysłać tamtego do zrobienia miejsca w piwnicy, obiecując że zaraz doń dołączy.
To co naprawdę miał zamiar zrobić, to przetrząsnąć ostatni raz, tym razem osobiście, trupa Mammuna, a potem wiać ile sił w nogach do Oberżniętego Szylinga.

Być może coś było w tej sakiewce.
 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 23-05-2015 o 08:51.
Someirhle jest offline  
Stary 21-05-2015, 21:05   #22
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
„Chuda” Ritta zyskała swój przydomek z przekory koleżanek i swoich klientów. Gruba baba słynęła z tego, że siadała swoim tłustym tyłkiem na twarzy klientów dając im dostęp do swej kobiecości i podduszając ich przy okazji. Rosen był daleki od takich zabaw, ale o gustach się nie dyskutuje. Zwłaszcza jak ktoś gotów jest za to zapłacić. Ritta miała zdumiewająco dobrze płacącą klientelę, więc jako panienka sprawiała się aż nadto dobrze. Sigmar jeden wiedział, jakich jeszcze świństw się dopuszczała. Sigmar i kilka jej najbliższych koleżanek z którymi bez skrępowania omawiała co większe bezeceństwa serwowane gościom. Dla Rosena miała tę wartość, że płaciła regularnie i niemało. I nigdy nie próbowała go oszukać. Rossen nie szukał jej w „Słonecznej” bo wiedział, że dziewka nocuje w domu. Miała dwójkę małych dzieciaków, więc pracowała tylko w dzień. Wiedział gdzie mieszkała, więc od razu ruszył tam. Spieszył się. Czasu do świtu zostawało coraz mniej…

Do jej mieszkania dotarł po kilkunastu minutach skrzętnie omijany przez wszystkich obszarpańców z okolicy. Stanął w bramie wsłuchując się w ciszę przerywaną jedynie majowym miałczeniem jakiegoś parchatego sierściucha, któremu wzięło się na amory. Był gotów...

***

Eryk wiedział gdzie się udać. Jego zawód i klientela, oraz wrodzona dyskrecja, sprawiły że miał życzliwych ludzi tu i tam, których mógł prosić o pomoc w tarapatach w jakie wpadł. Jego wybór padł na „Głownię fajki”, oberżę gdzie bywał częstym gościem. Ortmann, sierżant straży miejskiej z zawodu a pijak i erotoman gawędziarz z pasji był tam, gdzie zwykle bywał poza służbą i dupczeniem. Teraz również siedział tam gdzie zwykle, więc Krammer przysiadł się doń od razu zamawiając również u karczmarza piwo. Te pojawiło się szybciutko, więc Eryk mógł mu dyskretnie, po odejściu nachmurzonego karczmarza, przekazać co miał do przekazania. Wąsaty dowódca pierwszego odwachu kordegardy w Reikstadt skinął głową, po czym sam pociągnął łyk solidniejszy niż zwykle. W końcu otarłszy wąsy rękawem odpowiedział.

- Skarga na ciebie wpłynęła Krammer. Mówię po starej przyjaźni. Twoje maści rozjątrzyły jakąś ranę, czy też ktoś po tym wyłysiał, cholera wie. Pytali o ciebie i chłopcy cię na odwach mają przyprowadzić. Na przesłuchanie. – Pod Erykiem nie ugięły się nogi. Bo siedział. Ale dodatkowa porcja problemów była ostatnią rzeczą jaka była mu potrzebna. W myślach przeleciał listę klientów, którym w ostatnim czasie oferował jakiekolwiek maści. Ten problem musiał jednak zaczekać, bo był pilniejszy. – Najpierwej mi rzeknijcie co wiecie o śmierci Mammuna?!

Głos podniósł bezwiednie, ale i tak szybko się zreflektował. Pomogła mu w tym wydatnie dłoń sierżanta Zellena, która zacisnęła się na jego przedramieniu. Uspokoił się w jednej chwili biorąc się w garść. – Nie wiem nic o Mammunie, poza tym że jak widać nie żyje, ale to od ciebie. Rozpytam się, może moi co wiedzą, ale powiem ci dopiero jak co będę wiedział. A tobie, po starej znajomości, radzę. Zniknij. Na czas jakiś aż się nie uspokoi. Wiem gdzie cię znaleźć, więc jutro wpadłbym tam koło południa po towar. Ale ty się ukryj. To dobra, choć darmowa rada. Po starej przyjaźni…


***

Aldred przemierzał ciemne ulice Neustadt pospiesznie czmychając na drugą stronę ulicy, kiedy tylko na widnokręgu zamajaczył jakikolwiek cień. Mijał opustoszałe uliczki i okryte mrokiem bramy. Od czasu do czasu zamajaczył mu w której jakiś cień, ale wówczas również zmykał na drugą stronę ulicy lub omijał okolicę nie chcąc niepotrzebnie wpędzić się w kłopoty. Tym bardziej, że wiedział iż nocą Nuln nie jest już takim przyjaznym miejscem jakim bywało za dnia. O ile Neustadt można było kiedykolwiek nazwać przyjaznym miejscem. Kilku pijaczków ruszyło za nim, ale zgubił ich przyspieszając kroku. Minął dwie wiekowe kurwy, które zachęcały do skorzystania z ich wątpliwych wdzięków szczerbatymi uśmiechami i odmówił naganiaczowi, który pałką chciał zachęcić go do skorzystania z usług „dziewczynek”. Szybkie nogi miały sporą zaletę, ale i tak pewnym był, że uciekł tylko dla tego, że naganiacz nie chciał zostawiać samopas swego warsztatu pracy.

Kolegium Płomieni mieściły się w dzielnicy Uniwersyteckiej, opodal Spichlerzy. Nie zajmowało znaczącego miejsca w hierarchii uczelni nulneńskich, ale nie miało prawa. Nie pachniało ni prochem, ni siarką. Nie miało nic wspólnego z inżynierią i nie rozwijało uczonych, tak bardzo ukochanych w tym mieście. Zajmowało się nauką tajemną i już z racji tego skazane było na ostracyzm. Jednak Aldredowi nigdy to nie przeszkadzało a rozwijanie swoich zdolności w kolegium uważał za prawdziwe zrządzenie losu. Zwłaszcza od czasu, kiedy Mistrz Adelbertus zainteresował się nim osobiście i zaproponował mu osobistą naukę i służbę. Całą drogę do kolegium zastanawiał się jak wytłumaczyć fakt, iż zjawia się w osobistych komnatach Mistrza grubo po północy, ale miał nadzieję, że jego promotor nie będzie jeszcze spał. Okazało się, że się nie przeliczył.

Otworzył mu zaspany Franz, którego liberia była zapięta krzywo, tak jakby dopiero teraz ją wkładał. Nie było w tym nic dziwnego, więc Aldred nie skomentował tego. Był wdzięczny, że mimo niezwykle późnej pory stary sługa otworzył drzwi prowadzące do osobistych komnat jego promotora wpuszczając go do środka. Aldred siadając w gabinecie Mistrza słyszał jego śmiech dochodzący z przyległej sypialni , co znaczyło że jest on z całą pewnością w wesołym nastroju. Musiał też czekać dłuższą chwilę w gabinecie, obserwując równo ułożone na biurku opasłe tomiszcza traktatów magicznych nim wysokie drzwi uchyliły się lekko wpuszczając zarumienionego, dopinającego nocną koszulę Mistrza Adelbertusa. Ten na widok Aldreda zerknął nerwowo ku sypialni – widać nie był sam – po czym wzruszył ramionami i siadł w ciężkim fotelu za swoim biurkiem.

- Witaj Aldredzie, miło cię widzieć mimo tak niezwykłej pory. My ludzie nauki nie możemy jednak zamykać się w wąskich ścianach konwenansów, więc powiedz mi proszę z jakimż to problemem do mnie przychodzisz? - Mistrz sięgnął do karafki i nalał sobie do kryształowego kielicha wody. Pociągnął solidny łyk, po czym odstawił kielich i oczekując odpowiedzi złączył palce w zgrabną piramidkę.

- Postanowiłem skorzystać z waszej rady Mistrzu i przyjąć u was służbę zostając waszym serwitorem. – wyrzucił z siebie jednym tchem ciesząc się, że w końcu podjął tę decyzję i że to powiedział. Czuł, że za jednym zamachem zostawił za sobą wszystkie problemy związane z Mammunem, „Kasą” i ta podłą kamienicą. Czekało go zupełnie inne życie…

Zgrzytliwy śmiech w jednej chwili rozwiał jego mrzonki. Szybkim spojrzeniem wyłowił w półmroku rozświetlonym przez świece nagą męską postać stojącą w drzwiach od sypialni Mistrza. Z prawdziwym zdumieniem spostrzegł Karla Etterniha, kolegę z roku, który nie raz i nie dwa z nim rywalizował o uwagę i akceptację Mistrza. Widać było, że tę walkę Karl wygrał w przedbiegach, tyle że Aldred w jednej chwili stracił pewność czy chciał brać udział w rywalizacji. Mistrz dostrzegł konsternację na jego twarzy i by przerwać niezręczną ciszę, która zapanowała po słowach Karla „Cześć Aldredzie!” odezwał się bez zbędnego skrępowania.

- Cóż, jak widzisz ta posada jest już zajęta a Karl, uczciwie muszę mu to przyznać, jest bardzo oddany… służbie. Ale przemyślę twą prośbę i ty również przemyśl. Zgłoś się pojutrze po zajęciach do mnie a porozmawiamy o twoich … obowiązkach.


Aldred nie pamiętał jak znalazł się na ulicy. Nie pamiętał jak się pożegnał. Pamiętał tylko śmiech Karla, który dzwonił mu w uszach niczym świątynny dzwon…

***

Wilhelm bez większych przeszkód dotarł do Zachodniej Bramy wiodącej za mury miasta na północ. Kilkukrotnie uniknął grupy żebraków, którzy wyraźnie chcieli sprawdzić ostrość jego szpady. Miał szybkie nogi i dał radę. Napotkane dziwki nie biegły za nim tylko dla tego, że miały swoje rewiry. Nie trafił go również rzucony kamień, którym jakiś pijus chciał go pobłogosławić. Widząc solidne wierzeje odetchnął z ulgą. Brama, jako jedyna w mieście, była co prawda zamknięta, ale zgodnie z obwieszczeniem miała być zawsze otwierana na żądanie. Wilhelm szybko złożył w myślach krótką modlitwę wydłużając jeszcze bardziej krok. Był o włos od wolności.

Strażnicy nie promieniowali radością na widok nocnego marudy, który postanowił uatrakcyjnić im odwach swoimi żądaniami. Jeden z nich, zaspany grubas, zdawało się z obowiązku odpytał zubożałego szlachetkę o przyczynę opuszczenia miasta. Wilhelm szybko sprzedał wymyśloną po drodze bajeczkę. Modlił się w duchu, by strażnik ją kupił. Wiedział, że od tego zależy jego życie…

- Mnie tam ryba teściowa, żona, kochanka czy kurwa, Panie. Płacicie pensa i możecie se iść w pizdu, kędy was wzrok nocą powiedzie. Ino wiedzcie, że po nocy za murami to tak, jakbyście po Smrodliwej z pełną kabzą maszerowali. – dobra rada zawsze była na miejscu. Wilhelm z drżeniem dłoni zaczął obmacywać swój skromny dobytek. „Gdzie się do diabła podziała jego sakiewka?” Był pewien, że brał ją wychodząc. Brał ubierając zdobny kapelusz. Odłożył gdy przypasywał sobie do pasa szablę. „Pierdolona szabla!!!”

- Wybaczcie żołnierzu, ale nie mam przy sobie pieniędzy… bowiem zostałem wyrwany z objęć damy by nieść pomoc mej matce. Zechciejcie zapisać to na me nazwisko a ja… - Kolejna bajeczka, która miała szansę powodzenia. Musiał pozostawić Nuln za sobą. Musiał. Musiał…

- Panie, co mnie to wszystko obchodzi. Opłata jest stała, ustanowiona przez ratusz. Płacicie przechodzicie. Nie płacicie… - strażnik zasłonił włócznią wąską furtę wiodącą na zewnątrz. Ze strażnicy wyszło dwóch innych zwabionych prowadzoną głośno rozmową. Wilhelm zaklął. Zaklął po raz wtóry. Wszystko w myślach. Na zewnątrz się uśmiechnął. „Kurwa! Kurwa!! KURWA!!!”

- Rzekłem wam już, że nie mam sakiewki przy sobie, bom ją ostawił u damy. Mam jeno tę szpadę, której mi przecie nie weźmiecie, skoro poza mury miasta ruszać mi przychodzi teściową swą salwować! Mówcie przeto czego chcecie w zamian za przepuszczenie mnie przez tę furtę. Ręczę honorem, że słowa dotrzymam – „Spierdalać! Spierdalać!!!” – i jak wrócę opłatę stosowną uiszczę…

- Kapelusz, kapelusz weź Hans!
– głos dopinającego pas strażnika w końcu podpowiedział rozwiązanie. Kapelusz był mniej przydatny na szlaku niż szpada. Kapelusz był wart tego by go poświęcić. I z całą pewnością więcej był wart niż jeden pens. Odwach sprzedając go wyszedł by na swoje…

- Niech wam będzie… - Wilhelm niechętnie zdjął z głowy kapelusz i podał żołnierzowi, który zaproponował taką zapłatę. Już całym sobą był za bramą.

- Musicie się Panie tu wpisać w księgę. Taki rozkaz. Nocą to betka ale byście widzieli za dnia bramę ja te wieśniaki na targ przyjeżdżają. Kolejki końca nie widać. A brudnymi od brukwi paluchami ile marasu w księdze czynią. Raz nawet… - żołdak wskazał drogę do strażnicy a Wilhelm ruszył niemal truchtem. Wpadł w ciemny korytarzyk i przez chwilę próbował odnaleźć się mroku.

Drugiej chwili nie doczekał słysząc cichy świst i czując straszliwy ból w okolicy potylicy. Tego jak runął w ciemności na klepisko już nie pamiętał…

***

Igor Scherer miał szczęście w nieszczęściu. Znalazł dojście do informacji, ale został sam. Rosen gdzieś się tam zawieruszył z dziewczynką jakąś a czas mijał nieubłaganie. „Paluch” był pomocny, ale krok następny należał do Igora i jego nowego kompana – „Jęzora”. Sterany życiem moczymorda sprężystym krokiem powiódł Igora na zewnątrz. Za nimi kroczył trzeci kompan od stolika, druh „Jęzora”. Nie przedstawił się, ale Igor nazwał go w głowie „Milczek” bo się ani słowem nie odezwał przy ich rozmowie. Wyszli z mordowni cicho zamykając drzwi za sobą. W noc i mrok. Ku zamelinowanemu u jakiejś cizi Serpico…

Przeszli ledwie dwie przecznice i „koledzy” Igora zatrzymali się wciągając go w jedną z bram. Igor przylgnął do ściany odruchowo woląc mieć coś pewnego za plecami. Obaj prowadzący położyli w mroku na ustach wyprostowane paluchy w arcyzrozumiałym geście „szaaaa”.

- To w tej bramie naprzeciwko. Na parterze po prawej. – „Jęzor” szepnął mu w ucho. Igor wzrokiem zmierzył zasłonięte okiennicami okna wysokiego parteru. Wysoko. Do włażenia. Przez całą drogę zastanawiał się jak podejść Serpico i jego dupę. I czy ten skurwiel wciąż u niej jest. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Z dwoma zuchami u boku czuł się pewniej, ale byłby jeszcze pewniejszy, gdyby u jego boku kroczył Rosen.

Z całą pewnością jednak nie spodziewał się poczuć w boku kolącego ostrza. I nie spodziewał się kolejnego szeptu, którym uraczył go kompan „Jęzora”, „Milczek”, który najwidoczniej umiał również się wysławiać. – A teraz synku grzecznie oddasz sakiewkę i bez nerwowych ruchów się rozstaniemy…

***

Waldo nie był zachwycony rozwojem sytuacji. Z całą pewnością nie taki był plan, kiedy zachęcał nieznajomego do wyjścia. Nie był również takim plan, kiedy rozpoczął z nim rozmowę. Jednak kiedy dotarli do końca był z Hansem na podwórku sam. I bardzo, ale to bardzo, nie podobały mu się spojrzenia którymi Hans obcinał go od czasu do czasu. Za każdym razem gdy to robił włosy na plecach Grubego Waldo jeżyły się, tak jakby o włos mijał się z niebezpieczeństwem. Spoglądając w spokojne, może nawet lekko uśmiechnięte oczy nieznajomego, znajomego Hansa miał już pewność, że tak jest w istocie. Postanowił go czymś zająć. Zająć na tyle, by on sam zaczął szukać krętactw. Tak dobrze prowadzona rozmowa mogła go doprowadzić do cudownego zakończenia.

- Słuchaj, nie masz czasem pomysłu kto to mógł zrobić? Nikomu nie powiem, ale muszę dbać o matkę, tutaj jest mój dom, zlituj się Hans, kurwa, co ja powiem Kasie...? Słuchaj, ja zapłacę, ja musze coś mu powiedzieć...! – zapytał Reeba wpijając weń błagalne spojrzenie. Wiedział, że tamten zasypie go kłamstwami, ale tak długo jak kłamał trzymał się z dala od wszystkich innych, czarnych myśli a Waldo zyskiwał kolejne sekundy życia. Życia, które zdawało mu się, zawisło na włosku…

- Nie, nie widziałem nic. Mówiłem ci, nie słuchałeś? – Reeb pokiwał głową z dezaprobatą a Waldo poczuł, że bardzo zależy mu na jego aprobacie. Zwłaszcza kiedy Hans zbliżył się do niego jeszcze bardziej. Tak jakby wchodząc w jego przestrzeń ograniczył jego zdolność ucieczki. – Zostaliśmy tu sami. Zauważyłeś? – „Tak kurwa zauważyłem!!! Czemu ty też musiałeś to zauważyć tu skurwiały sukinsynu!!!”

- Tak. Zauważyłem. Dla tego proszę cię, pomóż mi. Zrób miejsce w piwnicy a ja wezmę tego śmierdziela i tam zaniosę…
- Waldo dawno kogoś tak nie prosił o pomoc. I dawno nie modlił się o to, by ktoś mu tej pomocy udzielił. Kiedy po dłuższej chwili Reeb skinął głową i ruszył ku schodom wiodącym do piwnicy Gruby Waldo nie mógł powstrzymać się od ciężkiego westchnienia.

A kiedy Reeb zniknął w ciemnej piwnicy Waldo powolutku, nie czekając ni chwili, ruszył ku bramie.

I przyspieszał z każdym krokiem trzęsąc obfitym brzuszyskiem sapiąc z coraz większego wysiłku.

A kiedy znalazł się na ulicy, galopował już niczym wyścigowy ogar…

***

- A my się skądś znamy… - tego głos Wilhelm nie był w stanie zapomnieć. Słyszał go ledwie z dwie godziny wcześniej, na podwórzu jego własnej kamienicy. Stojąc na świeżym powietrzu; choć słowo „świeżym” było tu solidnym nadużyciem bowiem cuchnęło tu jak w kloace, Wilhelm przez przepaskę zasłaniającą mu oczy próbował ocenić w czyje ręce wpadł i jak głęboko jest w gównie. Przez chwilę modlił się, by byli to jego wierzyciele, ale później usłyszał Głos i wiedział, że jest w gównie po samą szyją a ktoś wspiera swą stopę na jego głowie. Metaforycznie. Choć cuchnęło odpowiednio.

Czyjaś ręka zerwała mu przepaskę, ale silnych więzów na rękach i nogach nie rozpętał mu już nikt. Przez chwilę walczył ze ślepotą by w końcu przyzwyczaić się do panujących warunków. Na dworze było wciąż ciemno a zagrodę pełną świń oświetlały ledwie trzy pochodnie dzierżone w sękatych łapach uzbrojonych zbirów. Wilhelm stał twarzą w twarz z „Kosą”, który bawił się jego szpadą. Na głowę zaś założył jego kapelusz i przekrzywił go na bakier.




- No jasne, że się znamy! Ty jesteś jeden z tych z kamienicy, których prosiłem o pomoc. Tych, których prosiłem by nie opuszczali miasta i pomogli mi w moim małym problemie, ale jak widać, przynajmniej w odniesieniu do ciebie, nie byłem dostatecznie przekonywujący. Zasmuciłeś mnie przyjacielu. – „Kasa” pokiwał głową ze smutkiem, jego zbiry zawtórowały mu z uprzejmości. Wilhelm odwracając się by ocenić szansę ucieczki dostrzegł jeszcze trzech kiwających ze smutkiem głowami. Kolejnych trzech! A nogi i ręce miał związane.

- Musiałem na chwilę wybyć za miasto. Moja teściowa…
- głos uwiązł mu w gardle. Wiedział, że jego kłamstwa tu i teraz nie zdadzą się na nic. Ale wiele więcej mu nie zostało.

- Zapewne zacna kobieta, ale nie o niej mowa! –
„Kasa” uciął próbę tłumaczenia w pół słowa. Wskazał Wilhelmowi zagrodę, po czym przysunął go do niej gospodarczym gestem. – Wiesz bracie dla czego kocham te zwierzęta? Musisz wiedzieć, że wychowałem się na wsi a tam świnie są wielce cenione. Nie, nie tak jak w Bretonii, gdzie tresuje się je nawet, ale ceni się je. Zaręczam słowem. Musisz wiedzieć, że moje słowo to nie plewa. Jak coś przyrzekam, to przyrzekam. No, ale świnie, … to piękne stworzenia. Czyste, choć tytłają się w błocie od rana do nocy. Mądre. Ale najważniejszą ich cechą jest bezgraniczna żarłoczność i wszystko…, wierz mi, mówię poważnie wszy…stko…żer…ność. A to już w moim fachu bardzo przydatna cecha. Widzisz, jak moje pupilki co zeżrą, to do rana zostaje z tego pulpa na klepisku którą radośnie wdeptują sobie w błotko. Pulpa, w której nikt nie będzie grzebał. Nie, żeby za tobą ruszył cały cekhauz strażników, co to to nie. Choć w sumie można było by cię wrzucić z kamieniem u szyi do Reiku i po problemie. Tyle, że ja… lubię świnie…

Wilhelm zadrżał słysząc kwik zwierząt, które najwidoczniej rozumiejąc ku czemu zmierza opowieść stłoczyły się przy zagrodzie tuż przed nim.

- To wielkie nieporozumienie Panie „Kasa”. Ja zaraz wszystko wytłumaczę…
- rozpaczliwie próbował oswobodzić się z więzów, ale nie przyszło mu to na nic. Wiązali je zawodowcy.

- Zamieniam się w słuch. I zważ, one też słuchają…
- „Kasa” wskazał na świnki. Wilhelm trząsł się jak wierzbowa witka na wietrze a po twarzy spływał mu pot. - … Ale nim posłucham powiem ci co zrobię, jak twoja opowieść mi się nie spodoba. Otóż przy takim obrocie sprawy, niezwykle z całą pewnością niefortunnym dla ciebie, nie zabiję cię rzucając moim pupilom do zabawy. One to zrobią pożerając cię kawałek po kawałku. Żywego. I wierz mi, wciąż będziesz w stanie przez długi czas bawić mnie i je opowieścią. Zatem… opowiadaj…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 21-05-2015 o 21:09.
Bielon jest offline  
Stary 21-05-2015, 23:07   #23
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Plan ucieczki był genialny i prosty. Wilhelm był z siebie dumny, że w porę wziął nogi za pas. Nie miał nic wspólnego ze śmiercią tego zbira i nie zamierzał za niego umierać.
Idąc ulicami miasta cieszył się coraz bardziej. Już za chwilę będzie wolny i "Kasa" będzie mógł go w dupę pocałować.
Niestety złośliwi bogowie chcieli inaczej. Zamiast cieszyć się wolnością poza murami Nuln, Wilhelm siedział obok świńskiej zagrody, a "Kasa" i paru jego dryblasów, patrzyli na niego posępnymi minami.
Groźby herszta były wielce sugestywne, a ich efekt potęgował rozlegający się co kilka chwil świński kwik.
Wilhelm nigdy nie lubił tych obleśnych zwierząt. Szczerze mówiąc nawet wieprzowinę uważał za mięso dla plebsu. Cielęcina, baranina, czy sarnina to były mięsiwa godne szlacheckiego przełyku.
Jednak, aby móc jeszcze kiedykolwiek w życiu spróbować tych wspaniałości, Wilhelm musiał coś szybko wymyślić.
- Panie "Kasa" - zaczął nieśmiało szlachcic - nie będę pana oszukiwał, że nie chciałem uciec, bo chciałem. Pragnąłem tego z całego serca. Nie mam nic wspólnego z nieszczęściem, jakie spotkało pana człowieka. Sam od wielu lat uważam się za nieszczęśnika i gdzie się nie obrócę to jak nie wiatr w oczy, to ktoś podstawia nogę. Proszę mi się nie dziwić, że chciałem dać dyla. Każdy rozsądny człowiek zrobiłby tak samo na moim miejscu. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy aby nie poczekać do rana i zanieść panu skromne informacje jakie posiadam, ale uznałem, że są one niezbyt cenne i niewiele pomogą w rozwikłaniu tajemnicy tego potwornego mordu.
Wilhelm zrobił pauzę i spojrzał na "Kasę", aby sprawdzić jakie wrażenie wywołały jego słowa.
Facjata bandyty była... po prostu obleśna i szlachcic nie mógł z niej nic wyczytać. Dobrze mówił wuj Wilhelma, Randulf de Buure, że chłopi i reszta plebsu mają tak proste i ograniczone umysły, że z ich fizjonomii nie można wyczytać żadnych emocji. Wuj twierdził nawet, że to dobitny dowód na to, że przez to chłopi bliżsi są zwierzętom niż ludziom, których przypominają tylko z pozoru.
Wuj niestety nie zdążył spopularyzować swoich poglądów i tak, jak Wilhelm nie miał zbyt wiele szczęścia w życiu. Wuj Randulf zginął bowiem rozszarpanych przez swoich chłopów pańszczyźnianych, którzy zbuntowali się.
Wilhelm odsunął od siebie myśli o wuju i kontynuował swoją opowieść. W jego głowie kiełkował plan, który jak szlachcic miał nadzieję pozwoli mu wyjść cało z tej jakże ciężkiej terminy.
- Zatem niech pan słucha, szanowny panie "Kaso" Jak wspomniałem, ja sam za wiele nie wiem. Jednak słyszałem, jak rozmawiali ze sobą Krammer i Waldo o tym, że w mieście szykuje się mała wojenka. Mówili, że ponoć niejaki Ternus, Fernus, czy może Dernus, nie słyszałem dokładnie bo szeptali między sobą, zamierza położyć łapska na haraczach ściąganych od karczmarzy, jak i szmuglu, jaki kwitnie przy magazynach. Ponoć szykował się jakiś gruby zamach. Machnąłem na to początkowo ręką, bo co mnie szlachetnie urodzonego obchodzą jakieś porachunki i rozgrywki w półświatku. Jednak następnego dnia znowu natknąłem się na szeptających między sobą Krammera i Waldo. Mówili, że lada dzień szykuje się jakiś krwawy zamach o którym będzie głośno w całym Nuln. Tyle wiem. Resztę proszę pytać Krammera i Waldo - szlachcic po raz trzeci wymówił nazwiska sąsiadów, głośno i dobitnie, aby utkwiły "Kasie" w pamięci - Oni zapewne wiedzą więcej.
Wilhelm spojrzał na pozbawione inteligencji oblicze herszta i modlił się w duchu, aby jego historyjka wystarczyła, aby "Kasa" dał mu spokój.

Rzuty: 7,26,89,10,23
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 22-05-2015 o 13:46. Powód: Dodanie rzutów
brody jest offline  
Stary 22-05-2015, 09:39   #24
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Waldo gnał ulicami Nuln, uciekając jak wieprzek przed kastracją. Widok był iście kuriozalny, bo nikt to chyba tak utuczonej świni nie zaprzęgłby do wózka, a już na pewno nie spodziewałby się tak energicznego galopu. A jednak pędzili razem hałaśliwie przez ulice miasta i pośród ogólnego łoskotu nie sposób już było stwierdzić, czy to wózek tak sapie i kwiczy, a Waldo skrzypi szaleńczo, czy może odwrotnie.

Gruby biegł, dla przeciętnego hodowcy trzody chlewnej stanowiąc widok wspaniały i straszny zarazem - oto majestatyczny knur w energicznym truchcie, lecz ileż to tuczenia się marnowało..!

W końcu zasapał się trochę, ale i zamyślił, parsknął i przypomniał sobie o matce najukochańszej, starym próchnie, co to je w domu swym zostawił. Z tamtym mordercą...!

- Nie, ja nie mogę wrócić, nie tak sam, ja jeszcze nie chcę umierać, nie nie, ale to nie można to tak, nie, dlaczego nikt nic nie robi... - wyharczał, walcząc jednocześnie o oddech i trzymając się za piersi, gdzie kołatało mu się skołatane, otłuszczone, skurwiałe i tchórzliwe serce.

- Rodzona matka przecież...! - wymamrotał zatoczywszy się do drzwi, które wydały mu się szczęśliwie znajome. Krammer nie był jedynym jego klientem w branży medycznej, chociaż babka Erna oddawała raczej, niż brała szczególnie to, czego szczęśliwie pomagała się pozbyć młodym pannom.

- Erno, dobrodziejko, ratujcie! Matka moja...! - zawył Waldo niczym potępieniec, co wypadło bardzo przekonująco bo też po cały tym bieganiu czuł się jak trzy ćwierci od śmierci. Zanim znów złapał oddech ułożył nieco myśli i kontynuował stukanie, jak i krzyki.

- Ratujcie, matka moja źle się poczuła, bardzo chora, ani chybi zemrze! Ja zapłacę...! Idźcie, bo... Bo... Khe, khe... Straszny kaszel ją naszedł, tak, mało płuc nie wyrzęzi...! - atak kaszlu u Walda odpowiednio przedstawił dramatyzm sytuacji, a odruch wymiotny nieomal przyozdobił próg domostwa o plastyczne wyobrażenie gwałtownych okoliczności przybycia tłuściocha.

Waldo, zaciekle walcząc o oddech, życie i swoja ukochaną matulę wraz z gratami, dobijał się do mieszkania z cichą nadzieją, że nie otworzy ich rosły syn starej, Hans, bo wtedy zawsze to i drożej by mu wyszło, a i jeszcze w pysk mógł zebrać, bo tamten po pijaku bywał nieprzyjemny, a na kacu jeszcze gorszy. Chociaż gorzej to już chyba być nie mogło... A musiał jeszcze jak najszybciej znaleźć Rosena!

A wszystko to działo się tak ze dwie przecznice od Oberżniętego Szylinga, w ciemnej uliczce pełnej ustronnych podcieni i bram.

20, 6, 43, 39, 4


 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 23-05-2015 o 08:52.
Someirhle jest offline  
Stary 22-05-2015, 10:23   #25
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Rosen ruszył przed siebie, ówcześnie zakładając na ręce kastety, oraz przesuwając nóż tak by w każdej chwili mógł po niego sięgnąć. Nie miał ochoty na dyskusje ze spaślakiem, więc postanowił załatwić to szybko. Ruszył więc przez bramę i podążył do mieszkania Ritty. Nie zamierzał pukać, po prostu wszedł przez drzwi albo z drzwiami.

Uśmiechnął się złowieszczo, a jego poznaczona bliznami twarz mówiła że nie był skory do zabawy. Rozejrzał się bacznie po pomieszczeniu ogarniającwzrokiem izbę, i czy jest z nią jakiś fagas. Gdyby był i się rzucał bez słowa zamierzał posłać mu parę szybkich strzałów w mordę. Zapewne przerobił by ją na mielonkę, ale chuj z tym. Kto mu kazał się odzywać.

-Dobra Chuda. - rzucił groźnie, siadając na jakimś krześle. Spojrzał się na babsko, i liczył, że i jej nie będzie musiał obijać mordy. Szkoda niszczyć towar.
-Mammun. Podobno chodził z takim jednym. Taki szary, chudy. Szczurkowaty. Gadaj, bo podobno wiesz gdzie poszli i kto to był - warknął. Musiał użyć strasznie dużo słów, a tego nie lubił.

Rzuty: 39, 06, 71, 40, 29
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 22-05-2015, 16:59   #26
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Ortmann był dobrym klientem i dobrym przyjacielem. Gorzej, że wiadomości jakie przekazywał były po dwakroć fatalne. Eryk zniknąć nie mógł. Nie był na tyle głupi by sądzić, że zdoła się ukryć przed ludźmi „Kasy”. Nie na dłuższą metę. Z drugiej strony któryś klient mógł faktycznie donieść na coś straży. Musiał być albo wpływowy albo być ciężkim naiwniakiem jeśli sądził, że to pomoże. Który to mógł być.. kanonik od Sigmara, ten przejezdny kupiec co to sprzedawał jedwabie? A może ten pochrzaniony Wergelsen, ale to chyba najmniej prawdopodobne było… praworządny gladiator z Norski? Chyba jednak nie. Miał kryjówkę, zresztą sierżant znał ją dobrze – w sąsiedniej kamienicy trzymał mały pokoik na co bardziej trefne medykamenta no i na czarną godzinę, mógł się tam zadekować. Nikt lokalu nie znał, dojście łatwo obserwowalne no i uciec było z niego jak. Może… tylko może, dało by się w razie czego wyjaśnić Kasie, że nie uciekał a do swego warsztatu poszedł. Ale ten niekoniecznie mógł być wyrozumiały dla prawdy. Skinął w podziękowaniu głową i dopiwszy piwo ruszył ku drzwiom. Gdyby sądził, że da radę się urwać z miasta już by go tu nie było. Ale zostawało szukać… mimo, że innych pomysłów za bardzo nie miał. Cóż, nie był wielkim optymistom.

Póki co skierował się do kryjówki by przygotować eliksir. Napar kojący, młoda marchew, do tego zioła leśne, maku główna, sproszkowany penis Mammona i łyk wina przepłukanego w ustach. Schodziło jak złoto. Co ciekawe nawet działało. Krammer nie raz zastanawiał się cóż w jego specyfiku gwarantowało tą niezwykła i zupełnie niezaplanowaną skuteczność. Eksperymentować jednak nie zamierzał i składu nie zmieniał. Szkoda ryzykować ryj dla zwykłych badań i zdrowego rozsądku. W Neustadt trudno było o zioła i nawet by z nich zrezygnował… no ale cóż, trzeba się poświęcać. Czasem braki łatał szczawiem rosnącym koło publicznych sraczy na rynku. Trzeba było sobie radzić..
Po załatwieniu kwestii eliksiru zostawało jeszcze wziąć trochę gotowych wytworów i ruszyć się popytać. Stali klienci: drobni kupcy, rzemieślnicy poza cechowi znad rzeki, obozowisko druciarzy koło stawu starej garbarni… pochodzi, popyta.


[31,78,34,70,4]
 
vanadu jest offline  
Stary 22-05-2015, 17:26   #27
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
- Aldred po tym jak otrząsnął się z początkowego zdumienia i szoku. To co spotkało go u mistrza i jeszcze nie przyjemne spotkanie z Karlem, jego największym wrogiem na uczelni. I jeszcze ten jego śmiech przyprawiał Aldreda o napady złości i gniewu. Jak ten chłystek, prostak i buc mógł zostać serwitorem, czy mistrz nie widzi że to zwykł bean pomyślał Aldred. W każdym razie Aldred był w nie lada desperacji, wiedział że ,,kasa'' może być śmiertelnie niebezpieczny, ale jako człowiek mądry wiedział że rozumem i logiką da się wyjść z każdej sytuacji. Tędy udał się jak to zwykle bywa w kłopocie, do przyjaciół, a w sumie do Franza Zwarta powinien być z innymi żakami w karczmie ,,Gęśle i piszczałki'' gdzie żacy jak co noc się bawią i hulają. Jak nie Aldred poszuka Franza w bursie jurystów tam na pewno będzie. A szukał go dlatego że Franz był dobrym przyjacielem i kompanem ale zarazem jurystą, a jak mawiają ,,Hereditas nihil aliud est, quam successio in universum ius, quod defunctus habuerit''. Jak stwierdził Aldred, jeśli w swym testamencie wskaże ,,kasę'' jako winnego swojej śmierć to prawo w tym przypadku będzie musiało zadziałać.A po za tym będzie miał pewność że jego matka i siostra otrzymają trochę grosza po jego śmierci.

--------------------------
rzuty K100 1.23 2.34 3.65 4.12 5.78
 

Ostatnio edytowane przez Orthan : 22-05-2015 o 17:44.
Orthan jest offline  
Stary 22-05-2015, 21:22   #28
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Igor zaklął w myślach. Jak mógł być tak głupi? Był już w mieście z piętnaście lat i zdałoby się, że umie sprawić, by nie doszło do takiej sytuacji. Przeklął swe poddenerwowanie. Trzeba było dłużej się zastanowić. W każdym razie, miał nóż przy bebechach i nie było to miłe uczucie. "Co zrobić?", pomyślał gorączkowo. "Głupi nie jestem, rzucać się nie mogę. Rzucający kończą z nożem w bebechach". Co w takim razie? Nie miał za dużo w sakiewce i gdyby miał pewność, że na sakiewce się skończy, oddałby ją bez wahania. Miał jednak wątpliwości. Zaklął w myślach raz jeszcze. A chciał, zaraza, wsunąć sztylet do rękawa! Ale nie, zostawił go w cholewie. Gdyby miał chwilę, gdyby wyjął nóż...

Odpiął od pasa sakiewkę ciemnej skóry, tak wytartej, że przywodziła na myśl zamsz. Zważył ją ostrożnie w dłoni. Ryzykować?

Wtem w uliczkę wbiegł, prędko niby Cesarski Posłaniec, grubas, Waldo, który z nim sąsiadował. Widok był iście komiczny, jakby odegrany przez kuglarzy, ale był też rozpraszający uwagę, co w tej chwili najbardziej liczyło się dla Scherera. Szybkim ruchem rozsupłał mieszek i sypnął "Milczkowi" grosiwem prosto w wydatny nos. Rozpaczliwie, urywanie się schylił, sięgając po sztylet. W duchu pomodlił się do Sigmara, błagając go, by zdążył ująć ostrze i zatopić je w ciałach łachmytów.

"...jam nienawiścią
Tobie dziękuję!

W Tobie się zaczyna i w Tobie się kończy..."


Rzuty k100: 28, 42, 84, 12, 74

 
Fyrskar jest offline  
Stary 23-05-2015, 08:30   #29
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Waldo akurat spływał powoli po drewnianym skrzydle drzwi po pierwszej turze wrzasków, gdy usłyszał słodki brzęk pieniądza unoszący się pośród nagle znów względnie cichej i spokojnej nocy.

Powiada się, że pieniądze nie leżą na ulicy. Grubas dobrze wiedział, że mówią tak tylko ślepi kretyni, bowiem on sam wszystkie swoje zarobki znajdował na ulicy, w tej czy innej formie. Często jednak nie było to przyjemne i wymagało na dłuższą metę sporo wysiłku, więc pieniądz w postaci względnie czystej, twardej monety rozsypanej w uliczce - nic tylko brać - natychmiast przyciągnął jego uwagę.

Tak, Waldo mógł nieomal stratować kogoś w panicznym biegu i rozgorączkowany, przeoczyć tą jedną osobę do której właściwie biegł, ale dźwięk mamony rozsypującej się gdzieś w ciemnej bramie momentalnie przywrócił mu zdolność myślenia (o zysku), nawet w obliczu, a może właśnie szczególnie ze względu na groźbę różnorakich krzywd i strat, jaka nad nim wisiała, nie wyłączając ryzyka utraty życia.

"Skąd ten dźwięk?" Myślał sobie Waldo, sięgając po stare stylisko siekiery, o którym lubił myśleć, że pochodziło z katowskiego topora, bo pośród pęknięć i resztek rdzy (jedynym wspomnieniu po ostrzu) wiły się zatarte zdobienia, motyw jakby czaszek...
"Musi jakiś ochlapus, albo inny nieprzytomny" - czyli zdaniem Walda ktoś, kogo należało tylko lekko trącić, by wytrząsnąć zen dobry kawałek forsy, a następnego dnia i tak nie będzie pamiętał co się stało. Tłuścioch wcale nie był przeciwny takiemu wytrząsaniu, dlatego zawołał:
-Yyy, ja zaraz wracam, zaraz będę! - na wypadek gdyby ktoś zmierzał już by otworzyć drzwi, po czym ująwszy stanowczo swoją wybraną broń, by dodać sobie odwagi, ostrożnie wyjrzał zza węgła, by zobaczyć co się stało, że się posypało.

Czy ujrzawszy sąsiada otoczonego przez zbirów, ruszyłby mu na pomoc? No oczywiście że by pomógł. Komukolwiek kto aktualnie by wygrywał i mógłby mu się jeszcze przydać... Co mogło, ale nie musiało dotyczyć Igora.
 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 23-05-2015 o 08:36.
Someirhle jest offline  
Stary 24-05-2015, 13:27   #30
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Rosen wszedł z wywalonymi drzwiami z prostej przyczyny, były zamknięte. W sumie nikogo w tej dzielnicy nie powinno to dziwić, że „Chuda” zamyka drzwi na noc. Większość mieszkańców okolicy zamykała je i za dnia dodatkowo podpierając klamkę ławą. Nie mniej jednak „Chuda” nie czekała na progu z chlebem i solą i teraz musiała rozejrzeć się za jakimś stolarzem, bo wykopane przy futrynie drzwi wisiały smętnie na słabym zawiasie. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się iż nie wprawiło jej to w przyjacielski nastrój. Tyle, że Rosen miał to w dupie. Jego pytania były krótkie, jakby wyszczekał je zajadły pies. Jednak przekazał wszystko czego chciał się dowiedzieć i teraz pocierając sękatymi dłońmi knykcie pięści osłonięte kastetami mierzył „Chudą” ponurym wzrokiem.

- Mogłeś zwyczajnie przyjść i się zapytać… - jej głos był pełen pretensji i żali. Jak każdej baby. Zawsze i wszędzie. Rosen chrząknął, by dać jej do zrozumienia, że nie ma czasu na pierdolenie. Poszło kulą w płot. - … a nie wywalać mi drzwi. Kto mi to teraz po nocy naprawi? Jesteś taki jak wszyscy, tylko byś robił burdel ale posprzątać to już zawsze musi baba. Co ja ci złego zrobiłam, że mnie tak traktujesz? Wiesz, że mam dzieci? Czy zdajesz sobie sprawę…

Więcej powiedzieć nie zdołała. Zdała sobie sprawę z tego, że jest nie w sosie dopiero jak wyciął ją w pysk posyłając w łzach pod ścianę. Najwidoczniej wyłamane drzwi jej nie wystarczyły. Ale musiał dać jej punkt za to, że się błyskawicznie ogarnęła i zapanowała nad falą szlochu, który wypełnił jej oczy łzami. Rosen stanął prężąc całą swoją sylwetkę. – Nie mam czasu na pierdolenie. Chudy, szczurkowaty koleżka Mammuna. Co to za jeden i gdzie go znajdę? Nie każ mi kurwo powtarzać!

- Nie wiem co to za gnój, wiesz że trzymam się swoich spraw
. – „Chuda” łkała łykając łzy. W drzwiach pokoju stanęła mała wystraszona dziewczynka z misiem w dłoni. W drugiej ściskała rączkę jeszcze mniejszego bąbla kryjącego się za framugą. – Co się dzieje mamusiu? Co to za pan? – Ritta zerwała się ze zręcznością zdumiewającą u tak tłustej maciory. Stanęła w drzwiach zasłaniając sobą dzieci, tak jakby Rosen miał im zrobić jakąś krzywdę. On sam spoglądał na wszystko beznamiętnie a jeśli coś czuł, to zachował to dla siebie. – Rosen wiesz, że nigdy nie wtykam nosa w nie swoje sprawy. Ale usłyszałam ich, jak Mammun się z nim żegnał. Usłyszałam wyraźnie, bo poszli tylnym wyjściem, koło wychodków. Ten chudy mu powiedział, żeby go szukał w „Pijanym Strzażniku” koło Zachodniej Bramy. Żeby pytał o Scherera. I że mu się to bardzo opłaci. A Mammun mu odpowiedział, żeby się pierdolił. I że powie o wszystkim „Kasie”. Tamten powiedział mu, żeby się zastanowił, a Mammun mu powiedział, żeby lepiej się dobrze schował, bo jak „Kasa” usłyszy coś tam to jak go dorwie będzie się modlił o szybką i bezbolesną śmierć. Ten chudy zachichotał i wyszedł a Mammun poczekał chwilę i wyszedł za nim. Jakbym miała się zakładać, to bym powiedziała że chciał go śledzić. Nic więcej nie wiem. Proszę, daj nam spokój…

Rosen ocenił to co się dowiedział i doszedł do wniosku, że trzyma się to kupy. „Pijany Strażnik”, oberża będąca drugim domem miejskich strażników, urzędników miejskich i żołdaków. Dla kogoś takiego jak on miejsce nie najlepsze. Jak w mało której oberży by się tu wyróżniał. Co innego na przykład ten fircyk Wilhelm! No, ale nie miał go pod ręką a czas uciekał. Nieubłaganie…

***

Wilhelm włożył w bajkę cały swój dramatyczny kunszt. Zakończył zaś ją wskazaniem innych rozeznanych. Takich, którzy mogli by powiedzieć więcej, choć gdyby Wilhelm miał się zakładać to by postawił wiele na to, że nie potwierdzą jego historii. Wszyscy w tym mieście kłamali jak z nut, więc istniała szansa; a uczciwie mówiąc Wilhelmowi wiele więcej nie zostało; że „Kasa” połknie haczyk. Że zostawi Wilhelma przy życiu choćby po to by móc skonfrontować sprzeczne opowieści. Że nie rzuci go na pożarcie wieprzom. Wilhelm w duchu na przemian łkał i klął. Herszt zbójów mierzył go taksującym wzrokiem. W końcu z namysłem skinął głową do swoich ludzi. Wilhelm odetchnął z ulgą tak mocno, że niemal namacalnie.

- Puścić go szefie? – rudy i szczerbaty zbir podszedł od tyłu do Wilhelma, który pozwolił sobie nawet na uśmiech. Nieśmiały, bo jednak dziś już kilka razy wybił mu podczas śmiechu kły. Nie mniej jednak miał świadomość tego, że jego bajeczka miała kilka słabych punktów.

- Nie. Mówisz, że sam niewiele wiesz. Krammer i Waldo, twoi kompani z kamienicy opowiadali o jakimś Ternusie, czy jak mu tam i że on postanowił wejść mi w drogę. I że więcej wiedzą ci twoi druhowie. Nie pomyliłem nic? Cóż, ciekawa historia… - „Kasa” zamyślił się. Wilhelm również. Ciszę przerywało tylko pochrumkiwanie stadka świń. Już nie wyglądały aż tak groźnie. - … i nie pozostaje mi nic innego jak ruszyć na poszukiwanie Krammera i Waldo. Aż chciało by się rzec, że powiedziałeś mi o tym zbyt późno. Bo wszak mogłeś powiedzieć mi o tym wcześniej. Czemuś tego nie uczynił? – „Kasa” dopytywał uważnie obserwując Wilhelma. Wilhelm w myślach klął i szukał odpowiedzi. Żadna przekonująca nie przyszła mu do głowy. – Nie ważne. Nie powiedziałeś, to nie powiedziałeś. Czasu sie nie cofnie. Ty więcej nie wiesz, więc w sumie jesteś mi już niepotrzebny. Pozostała odpowiedź co ja mam z tobą zrobić?

- Puścić? Powiedziałem już wszystko. – błaganie w głosie Wilhelma było niemal namacalne.

- W sumie masz rację. Lepiej było by cię puścić. – Kilku jego ludzi zaszemrało. - Jednak niestety nie mogę tego zrobić. Próbowałeś uciec. Próbowałeś zrobić ze mnie głupca. Nieładnie. – „Kasa” pokręcił głową z dezaprobatą. Jego ludzie też. Nawet Wilhelm pokręcił głową nad swoją głupotą. Na szczęście „Kasa” był w nastroju. Gdyby nie był… - Wrzućcie go!

Rozkaz padł. Wilhelm poczuł jak czyjeś ręce porwały go w górę, po czym spętany przeleciał przez balustradę i runął głową w dół pomiędzy wieprzki. Krzyczał, lecz jego krzyk ginął w głośnym, radosnym kwiku. Nadeszła pora karmienia…

***

Waldo skorzystał ze swej starej znajomości, bo ratować matulę. Miał szczęście i to Erna otworzyła drzwi. W kilku słowach wytłumaczył jej o co mu chodzi i pomimo marudzenia staruszki posłał ją do kamienicy Cerninga. Pomogła w tym znaleziona niedawno sakiewka. Rozstawał się z nią z bólem serca. Rozdzierającym bólem serca. Pomyślał jednak, że gdyby Reeb zabił jego mateczkę ból mógłby być większy. To przeważyło, choć Waldo cały czas zastanawiał się, czy aby na pewno ból utraty sakiewki nie był większy. Musiał by porównać a tego robić nie chciał. To by oznaczało stratę obu. I matki i sakiewki. Za tak wielką stratą Waldo nie był by w stanie żyć.

***

Igor miał małe szanse wyjść z tarapatów cały. Jeszcze mniejszą na zachowanie sakiewki. Tyle, że pieniądze zawsze można zarobić jak się żyje. Zatem ocalenie życia uznał za priorytet. I w tym kierunku podjął swe działania. Pomógł mu w tym wydatnie pędzący środkiem ulicy, niczym szlachecki powóz, Gruby Waldo. Biegnąc robił on tyle harmidru, że nie sposób było nie poświęcić mu choć krzty uwagi. Igorowi zaś więcej nie trzeba było. Ledwie „Milczek” i „Jęzor” zerknęli ku Waldo, on cisnął garścią monet „Milczkowi” w twarz.

Wszystko zamarło na ułamek chwili. Igor sięgający ku swemu sztyletowi, „Milczek” próbujący uchylić się przed pędzącą na spotkanie jego twarzy garścią skrzącej się mamony, „Jęzor” który skoczył ku Igorowi by schwytać go w uścisku nim zrobi jakie głupstwo i Waldo, którego uwagę błyskawicznie zaprzątnęły padające monety. Dźwięk pieniądza upadającego na ziemię zbudził jego instynkt łowcy i Gruby Waldo dzierżący solidny trzonek od topora ruszył w kierunku pogrążonej w półmroku bramy. Igor skulił się unikając chwytu „Jęzora” i skoczył przed siebie, na spotkanie idącego w jego stronę Waldo. Poczuł jednocześnie bolesne ukłucie w boku – „Milczek” musiał zdążyć ożenić go kosą.

Waldo ujrzał wypadającego z bramy Igora oraz dwóch nie najmłodszych zbirów z których każdy trzymał w ręku lśniące ostrze. Byli wyraźnie nie w sosie, że stracili przewagę a ich ofiara im uciekła. Nie mniej jednak sprawiali zdeterminowane wrażenie.

- Spierdalajcie stąd obaj. Nie ma tu dla was niczego. – „Milczek” wyraźnie był bardziej wygadany, niż „Jęzor”. Igor dopadł Walda i dopiero przy nim się odwrócił ku bramie. „Jęzor” klęczał i zbierał monety wyszukując ich w nierównym i błotnistym podłożu. „Milczek” stał z nagim ostrzem mierząc wzrokiem ich obu. Nie było w nim cienia sympatii. – Czy ja kurwa mówię po bretońsku?! Wynocha!

Igor dotknął lepkiego boku i uniósł do góry dłoń widząc, że jest cała w krwi. Od razu poczuł się słaby. Nie wiedział jak głęboką jest rana, ale wyraźnie słabł i nie miał najmniejszej ochoty na awanturę. Tyle, że tam utracił swą sakiewkę a z nią swój majątek. No, i był jeszcze Waldo. Waldo, który uwielbiał każdy darmowy grosz…


***
„Gęśle i piszczałki” były w sumie niedaleko i dla tego Eckhardt postanowił tam skierować swe kroki. Wciąż nie mógł zrozumieć tego co się stało. Był pewien Mistrza. Był pewien wielu rzeczy, ale świat stanął mu na głowie. Postanowił napisać testament i miał tylko nadzieję, że Franz będzie trzeźwy. Tylko w takim stanie mógłby bowiem cokolwiek napisać. A Aldred pamiętał, że Franz lubi sobie wypić. Pora była taka, że zastanie trzeźwego Franza graniczyło z cudem, ale właśnie cudu potrzebował Adred w tej chwili.

Cudem jednak nie była podchmielona banda żaków, która wylazła nań z jakiegoś zaułka. Aldred słyszał wesołków, jak śmiejąc się przypijali do się naśmiewając się z jakiegoś wykładowcy i przedrzeźniając „Palabola! Palabola!” Uśmiechnął się sam słysząc udane naśladownictwo sepleniącego profesora. Sam by chętnie jednemu ze swoich wykładowców, do nie dawna jego największy autorytet, posłał do piachu. Mógłby w tej chwili gołymi rękoma tłuc jego czaszką o bruk! Mógłby wepchnąć mu kciuki w oczodoły, złapać za jaja i miażdżyć. Mógłby…

- Brać go kamraci! – krzyknął jeden z żaków, tykowaty dryblas w śmiesznym kapelusiku, który cisnął w Aldreda trzymaną flaszką. Ekhardt uchylił się błyskawicznie i z przerażeniem spostrzegł, że prócz dryblasa rzuciło się ku niemu kilku innych studentów. O wojnach pomiędzy żakami słyszał wiele, ale nigdy nie brał udziału w żadnej scysji. Nigdy też nie był w centrum takiego wydarzenia. Dla tego też nie wiedział, że powinien dać drapaka. Albo jeszcze lepiej w ogóle uniknąć spotkania z uczniakami.

Cofnął się pod ścianę, ale już go otoczyli odcinając mu drogę ucieczki. Byli pijani i chętni do bitki. Na kamizelkach nosili emblematy Wyższej Szkoły Inżynierii. Przez myśl Adredowi przeleciało, że pewnie wzięli go za adepta Imperialnej Akademii Artylerii, bo wiadomo było że obie uczelnie rywalizują na wszelkich możliwych polach, ale w tej chwili sprawa była bez znaczenia. Musiał jakoś wykaraskać się z tarapatów…

***

Krammer zaszył się w swej drugiej i ostatniej melinie i oddał przygotowaniu eliksiru. To go zawsze uspakajało. Wielogodzinna praca pochłaniała go na tyle, że nie odczuwał upływu czasu. Pochłonięty bez reszty przez ważenie, mierzenie, oczyszczanie, podgrzewanie a dalej schładzanie nie zwracał uwagi na nic. Najdłużej zajęło mu sproszkowywanie uciętego Mammunowi członka. Wysuszenie go do stanu umożliwiającego sproszkowanie trwało wieczność. Wieczność w której się zanurzył bez reszty.

Pewnie dla tego nie zwrócił uwagi na upływ czasu i na to, jak wiele go wymagało przygotowanie tego prostego specyfiku…

***

Wilhelm próbował kilkukrotnie powstać, ale skrępowane z tyłu ręce i nogi związane w kostkach skutecznie uniemożliwiały mu obronę przed walczącym o „paszę” stadem świń. Potężne maciory cisnęły się wokół niego zaciskając swe zęby na jego bezbronnym ciele a ich ciężar raz po raz powalał go przy każdej próbie powstania. Krzyczał, ale jego krzyk tonął w ogólnym kwiku i chrząkaniu wieprzy i śmiechu zbirów „Kasy”. Ból rozrywanego żywcem ciała odejmował rozum. Wilhelm czuł, że musi uczynić coś jak najszybciej, musi…

Jego rozmyślania nad tym co musi przerwał wielki knur, który przyciśnięty przez inne zwalił się na Wilhelma pozbawiając go tchu. Poczuł zębiska świń na każdej części swego ciała. Krew uderzyła mu do głowy, serce waliło jak oszalałe. Pęcherz nie wytrzymał i Wilhelm zmoczył spodnie, ale i tak nikt się tu tym nie przejął. Utytłany w błocie i łajnie miotał się próbując na próżno uciec przed wszechobecną żarłocznością. Wył, błagał, krzyczał, lecz nikogo tu w zagrodzie i poza nią, zupełnie to nie interesowało. Modlitwa przyszła mu do głowy na samym końcu. Kiedy któryś z wielkich knurów rozszarpał mu połowę twarzy wyrywając żuchwę i miażdżąc oczodół wraz z okiem.

Wilhelm tego już nie czuł…




[Proszę brody o nie postowanie i kontakt na PW]

 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172