|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-09-2015, 18:14 | #11 |
Reputacja: 1 |
|
06-10-2015, 21:09 | #12 |
Reputacja: 1 | Powoli otworzył sklejonę ropą oczy. Drewniane belki sufitu karczmy wyglądały na przeżerane przez czarną pleśń. Krieg odkaszlnął głucho, po czym przysiadł na twardym sienniku przeciągle ziewając. Mógłby przysiądz, że nie zmrużył w nocy oka na dłużej niż kilka minut. Pociągnął głęboki łyk z leżącego obok bukłaka i znów zakopał się w grubą warstwę kocy i futer, zamykając oczy. |
06-10-2015, 21:59 | #13 |
Reputacja: 1 | Podziękowania dla MG i Blackera - To raczej my prosimy o wybaczenie - odpowiedział Wróbel skłaniając głowę - Nie było naszym zamiarem utrudnić pracę straży a w tej mgle nie było też winą strażnika że przeszliśmy niezauważenie. Jestem sługą Vereny i skoro pani sprawiedliwości zdecydowała się sprowadzić nas tutaj chciałbym zaoferować swoją pomoc. Sierżant z zainteresowaniem spojrzał na Wróbla. - Zaprawdę cieszy mnie spotkanie sługi Vereny, bowiem sam darze ją wielkim szacunkiem i czcią. Niestety sprawa, która tutaj mamy jest dosyć delikatna i nie mogę sobie pozwolić na narażanie cywilów. A cóż takiego właściwie sprowadza sługę pani sprawiedliwości w to zapomniane miejsce? Eckhart odetchnął kiedy sierżant odwołał młokosa z kuszą. Taki bełt w bebechach nie rokował najlepszego zdrowia. W zasadzie rokował tylko śmierć i to śmierć w męczarniach, zalaną krwią, treścią jelit i uryną. Nie takiego końca żywota by oczekiwał. Kiedy Wróbel przedstawił się, dodał od siebie: - Eckhart Lang, weteran z Hochlandzkich regimentów strzelców. Ja również oferują swoją pomoc, podobnie jak mój świątobliwy towarzysz. - Uznał, że na pytanie co tu robią, lepiej niech odpowie Wróbel. - Przybyłem do Altdorfu na prośbę swojego znajomka, na miejscu usłyszałem pogłoski o zaginięciach. Zdaję sobie sprawę, że śmierć wśród biedoty nie jest niczym niezwykłym a ukryte przez śnieg ciała pojawią się dopiero wiosną jednak moja pani zobowiązuje mnie bym sprawie dokładniej się przyjrzał. Jeśli zaś chodzi o narażanie się to gotów jestem tego podjąć się na własne ryzyko. Pomoc straży jest obowiązkiem każdego szanującego prawo mieszkańca. Na wzmiankę o zaginionych twarz sierżanta stężała. Przyłapawszy się na tym, odchrząknął i natychmiast przywrócił jej poprzedni wyraz powagi. - Ach tak. Sprawa zaginionych. Może później będę jakoś w stanie wam w tej sprawie pomóc – rzekł, po czym odwrócił się w stronę magazynu. – Na razie mamy tu jednak większy problem. Dziś rano dostaliśmy zgłoszenie, że widziano w tym miejscu jakiegoś dziwnego stwora. Oczywiście, musieliśmy to zbadać, a to co znaleźliśmy… mogę powiedzieć, że nieco zbiło moich chłopców z nóg… - sierżant odchrząknął. – Osobiście go jeszcze nie widziałem, a moi ludzie nie potrafią nawet ubrać w słowa tego, co zobaczyli. Mówią jedynie, że widzieli jakąś ohydną kreaturę, a na sam jej widok żołądki wywracały się im do góry nogami. Jednak ci idioci, zamiast zabić to od razu, dali jej czas by wspiął się po drabinie na piętro i wciągnął ją na górę. W dodatku przystawiła jakąś skrzynką otwór wejściowy, tak, że nie możemy się teraz do niego dostać… Jedyne wejście, jakie nam zostało, to okno, przez które wciągano na piętro towary. Jednemu z moich ludzi udało się przerzucić linę nad belką wystającą nad nim, jednak wszyscy obawiają się, że to coś wyskoczy na nich, kiedy się będą wspinać… Upadek z takiej wysokości może zabić… Eckhart, będąc w Armii, nie jeden szturm widział, przy niektórych inżynierowie budowali przedziwne konstrukcje, czy kombinacje drabin: - Sierżancie - powiedział podkreślając range strażnika - macie możliwość sprowadzenia tutaj dwóch, może trzech tak długich drabin? Wtedy przystawiając po jednej, z każdej strony otworu, strażnicy mogliby się wzajemnie osłaniać? A jeśli to nie dałoby rady, to proponowałbym budowę szybkiego rusztowania? Wszak mówicie, że ta szkarada nigdzie nie wybiera. Lepiej stracić trochę czasu, niż ludzi. Jednak oficerowi takiej szarży, nie śmiałbym tego nawet przypominać - dodał usłużnie. Wiedział jak dowódcy są przeczuleni na tle swojego autorytetu i pozycji. Znał to aż za dobrze. - Wysłałem po drabinę jednego z moich ludzi jakieś dwadzieścia minut temu, z tego, co wiem jest gdzieś w pobliżu jeszcze jeden magazyn, gdzie powinien taką znaleźć. Wątpię jednak by było ich więcej – odparł. – Jednak obawiam się, że nie mamy zbyt wiele czasu, ponieważ… - Sierżancie! – dobiegł krzyk z wnętrza magazynu. – Tu, obok skrzyni znalazłem złotą koronę! Myśli Pan, że należy do tego potwora?! - Weź się nią udław! Nie mamy na to czasu, kretynie – warknął Siegeler. – Co ja to? A właśnie. Dla dobra tej dzielnicy, musimy zająć się tą sprawą jak najszybciej… Zaraz po tym jak moi ludzie zobaczyli to coś, wysłałem swojego człowieka by złożył raport sytuacyjny Kapitanowi. Teraz uważam to za wielki błąd, albowiem mój przełożony zgłosił fakt pojawienia się tego mutanta łowcom czarownic. Miałem już kiedyś do czynienia z jednym z nich i wiem jak działają… Jeżeli szybko nie dostaniemy tego dziwoląga, to mogą oni nawet podpalić to miejsce. W środku jest dość suchego siana i skrzynek, by im się to udało. A wszystkich żyjących na tej ulicy może czekać dosyć nieprzyjemna kontrola, o ile nie pozabijają wszystkich od razu. W ich filozofii lepiej zabić setkę niewinnych, niż pozostawić jednego sługę chaosu na wolności… Z łowcami czarownic nie miał zbyt dużo do czynienia, ale jeśli podpaliliby ten magazyn, to wszystkie dowody spłoną wraz z nim. Lang już trochę bardziej stanowczym głosem rzekł: - Sierżancie, ile macie ludzi? Z naszą pomocą i przy użyciu jakiejś dźwigni, albo lewara może dostaniemy się do środka przeważając obciążenie, którym przywalił wejście? Zostawisz na zewnątrz tylko dwóch ludzi z kuszami, by nie uciekł tędy? - Dwóch pilnuje ulic, jedne narwaniec, którego już poznaliście, dwóch w środku, i dwóch na tyłach, jeden szuka drabiny, plus oczywiście ja i wy – wyliczył sierżant.– Podważyć może byśmy dali radę, wątpię by na górze były jakieś nazbyt ciężkie rzeczy, ale musielibyśmy się najpierw dostać do tej piekielnej dziury na piętro… Ale może lepiej sami chodźcie zobaczyć, jak wygląda wnętrze. Sierżant poprowadził Wróbla i Langa do środka, przez spore, dwuskrzydłowe drzwi. Wnętrze urządzone było w popularnym (dla opuszczonych i zaniedbanych miejsc) stylu. Tu i ówdzie walały się zbutwiałe skrzynie i beczki. Większą część podłogi zajmowała cienka warstwa stęchłego siana, oprószonego delikatnie śniegiem w miejscach, gdzie ten mógł wedrzeć się przez rozbite szyby. Grube, drewniane filary, resztkami sił stały w dwóch rzędach po bokach, utrzymując nad sobą piętro. W prawym rogu pomieszczenia, awanturnicy dostrzegli otwór w suficie, przywalony jakąś skrzynią, bądź czymś podobnym. Nim, ktokolwiek zdołał wznowić rozmowę, do pomieszczenie wbiegł zlany potem rekrut. Zrzucił z ramienia ciężką i długą na czterdzieści stóp drabinę, po czym padł zdyszany na stos siana pod ścianą. Sierżant po chwili wahania oszczędził strażnikowi nagany za brak dyscypliny. Lang obejrzał wnętrze opuszczonego magazynu, spoglądając porozumiewawczo na Wróbla. Miał nadzieję, że jego towarzysz rozejrzy się po wnętrzu magazynu, gdzie miało dojść do transakcji Holsta i Nakrapianych Sów i może znajdzie jakieś ślady. On jednak rozmyślał nad sposobem dostania się na piętro. Nawet jeśli udałoby się im odsunąć skrzynię, to stwór mógł łatwo zaatakować ich, wchodzących, przez wąski otwór na górę. Słupy podtrzymujące strop nie wyglądały na solidne: - A może zrobimy sobie inne wejście na górę? - uderzył ręką w spróchniałe bale. - Zawalimy mały kawałek stropu, będzie drugi otwór, stwór nie zdoła odstawić obu? Co wy na to sierżancie? Seigeler niepewnie przeniósł wzrok na zmurszałe filary. Wyraz zwątpienia na jego twarzy zaraz przyćmił zawadiacki uśmiech skierowany do Langa. Odwrócił się do jednego ze strażników przeszukującego pomieszczenie, po czym donośnym głosem wydał rozkaz: - Schürer, masz wyśmienitą okazję do zrobienia użytku tego twojego toporka! – Sierżant wskazał na filar stojący po lewej stronie magazynu. – Zajmij się tym. Strażnik z niemałym entuzjazmem sięgnął po lśniący, ciężki topór jednoręczny zaczepiony u pasa i z zażartością zaczął rąbać bal. Wióry rozpryskiwały się po całym magazynie, kiedy Schürer biorąc szerokie zamachy, ciął spróchniałe drewno. - Talabeklandczyk – szepnął dwójce awanturników jeden ze strażników. Nie upłynęło nawet dziesięć uderzeń ciężkiego topora, by filar w końcu ugiął się. Wszyscy w pomieszczeniu szybko odskoczyli, kiedy długi pal uderzył o ziemie, a wraz z nim kawałek wspornika i część drewnianego sufitu. W powietrze uniosła się smuga kurzu, która wywołał u sierżanta atak suchego kaszlu. Mimo to ten z zadowoleniem klepnął Eckharda w plecy i spojrzał na sporą dziurę w suficie. Dwoje strażników szybko przyłożyło doń drabinę. - Dobra, to którzy chce zostać bohaterem dnia? – zawołał sierżant do zebranych w magazynie mężczyzn. - Ja pójdę - powiedział wyciągając szeroki kord z pochwy i ściągając tarczę z pleców - ale nie sam, zaraz za mną musi się wedrzeć ktoś drugi - spojrzał po zebranych mężczyznach. - I ktoś musi próbować drągami - wskazał na żerdzie leżące pod ścianą magazynu - odsuwać skrzynię nad pierwszym wejściem, tak by stwór nie mógł skupić swojej uwagi na jednym tylko wejściem? - odparł poważnym tonem. - Kto idzie ze mną? Na rozkaz sierżanta dwoje strażników sięgnęło po długie drągi i zaczęli odsuwać nimi blokującą wyjście skrzynie. Natomiast Seigeler zwrócił się do reszty. - Ktoś może też spróbować wspiąć się po linie na zewnątrz. Po zebranych mężczyznach przetoczył się cichy połmrók. Najwyraźniej nikt nie miał najmniejszych ochoty na spotkanie z dziwną istotą na górze. Po chwili konsternacji Schürer postąpił krok na przód. - Ja mogę iść za tobą - zwrócił się do Langa. - Rozsądniejsze będzie jeśli to ja pójdę z Eckhartem - odezwał się cichy do tej pory Wróbel - Być może mniej jestem zaprawiony w walce jednakże włócznia może być użyteczniejsza gdy przyjdzie atakować z drugiej linii. Sierżant skinieniem głowy zaaprobował decyzje Wróbla, zaś Schürer dostał rozkaz wdarcia się na górę za pomocą liny na zewnątrz. Siegler jeszcze raz pouczył dwójkę śmiałków, by w razie jakichkolwiek problemów wycofali się i nie narażali niepotrzebnie swojego życia. Ruszyli, ostrożnie i z namysłem stawiając kroki. Lang mocno zaciskał swoje dłonie na uchwycie tarczy i szczeblach drabiny, a za nim w skupieniu podążał Wróbel, dzierżąc w dłoni krótką włócznie. W każdej chwili gotowi na atak nieznanego. Skupiony na mroku bijącym z dziury w suficie Lang był już niemalże u szczytu drabiny, gdy ta z głośnym trzaskiem poleciała do przodu, niszcząc spróchniałą deskę, na której się trzymała. Awanturnicy zachwiali się, łapiąc mocniej szczebli drabiny i wydając z siebie okrzyk zaskoczenia. Na całe szczęście, lot nie był długi. Drabina zatrzymała się na kolejnej, zdawać by się mogło, pewniejszej podporze w postaci grubej belki, stanowiącej podporę sufitu. Oboje odetchnęli z ulgą. Jednak przedwcześnie. Plugawe, powleczone tryskającymi ropą wrzodami ręce wyłoniły nad nimi. W mocnym uścisku dzierżyły długi, drewniany drąg, który ze świstem przeciął powietrze, zaczął opadać na głowę Langa. Dźwięk drewna uderzającego o drewno. Tarcza w ostatniej chwili uchroniła żołnierza przed atakiem abominacji. Wtedy w półmroku panującym na górze, dostrzegli prawdzie obliczę maszkary. Smukłe ciało pokryte ropiejącymi wrzodami wisiało nad nimi niczym piekielny kat. Istota odziana w potargane łachmany spoglądała na nich swymi wyłupiastymi, nasuwającymi na myśl obraz żaby oczami. A szpiczasta głowa podkreślała jedynie jej nienaturalność. Owrzodzone usta rozchyliły się, a z nich wyleciały gwałtowne słowa: - Odejdźcie! Zostawcie mnie w spokoju! Lang spiął się w sobie i wykorzystując cała swoją zwinność i energię skoczył do przodu, chcąc dostać się na piętro. Zastawił się tarczą, a w drugiej ręce trzymając kord, wydał okrzyk bojowy i zaatakował. Wiedział, że musi zejść z drabiny i dostać się na górę. Wróbel natomiast zgodnie ze wcześniejszym planem wykorzystał przewagę zasięgu jaką dawała mu włócznia. Nie mógł co prawda dosięgnąć maszkary jednak gdyby spróbowała ona dosięgnąć żołnierza miałby okazję do kontry Niezlęknieni śmiałkowie ruszyli z całym impetem na straszliwą poczwarę. Okrzyki Hochlandczyka i istoty zjednoczyły się pod postacią bitewnej symfonii. Zaraz jednak zew żołnierza przekształcił się w jęk przerażenia, kiedy dębowa tarcza werżnęła się w nastawione do obrony owrzodzone ramię. Zabrakło mu jednak siły. A może to poczwara była niezwykle silna? Lang nie miał czasu na zastanowienia. Atak nie powiódł się, a on z lękiem spojrzał w odległą przestrzeń pod sobą. Drabina zachwiała się, gdy żołnierz w rozpaczliwym odruchu pochwycił za jej szczebel, wracając do punktu wyjścia. Usłyszał nad swoją głową świst, kiedy uderzenie kija przeszło o cal nad jego głową. Miał szczęście. Tylko na jak długo? Bliskość śmierci jednak nie zachwiała woli walki Hochlandczyka. Ponownie ruszył na poczwarę z wystawioną przed siebie tarczą, wkładając w ten jeden manewr całą swą siłę. Tym razem to on triumfował. Zaskoczony determinacją żołnierza przeciwnik nie zdołał tym razem powstrzymać natarcia. Odrzucony uderzeniem mutant zachwiał się i cofnął o kilka kroków w tył, zostawiając dwójce śmiałków drogę wolną. Korzystając z tego że jego towarzysz odepchnął przeciwnika Wróbel dostał się na górę. Mając wreszcie pewniejszy grunt pod nogami sługa Vereny mógł przypuścić atak na mutanta, nie zaniedbywał jednak ostrożności wiedząc że nawet zwierzęta zapędzone w pułapkę zdolne są do desperackich akcji. Kto wie czego mogli spodziewać się po tworze chaosu? Eckhart odsunął się od otworu i poprawił uchwyt tarczy. Zamierzał zajść poczwarę z drugiej flanki, wspomagając Wróbla, który zamierzał się na nią swoją włócznią. Śmiałkowie rzucili się naprzód. Seria szybkich ciosów zalała mutanta, który rozpaczliwie starał się unikać jak i kontrować nieustanne ataki. Jego żebie lica zalśniły w półmroku pomieszczenia. W odpowiedzi na otrzymany cios w żebra, Wróbel wyprowadził potężne pchnięcie, które przeszyło dotkliwie plugastwo. Istota jęknęła z bólu i odruchowo upuściła kij. Uchylając się przed kordem żołnierza, mutant chwytając się za krwawiącą ranę, rzucił się w stronę okna. Jednak światełko w tunelu rozpaczy, przysłoniła rosła sylwetka Talabaklandczyka, któremu w końcu udało się wspiąć na po linię. Lang z Wróblem mogli dostrzec jeszcze błysk topora, nim mutant krzyknął ochryple i padł na kolana. - Ranaldzie, zlituj się – usłyszeli jeszcze, nim mutant osunął się nieprzytomny na ziemię. Nie zdążyło upłynąć wiele czasu nim reszta strażników pojawiła się na piętrze. Wszyscy zebrali się wokół powalonej kreatury. Wszyscy zaczęli szeptać coś między sobą. Pomruki zafascynowania wymieszały się z stłumionymi odgłosami lęku. Ci, co bardziej pobożni drżącymi rękoma wykonali znak młota. - To musiał być kiedyś człowiek, bez dwóch zdań – stwierdził, jak dotąd milczący sierżant. Następnie zwrócił się do śmiałków. - Dobra robota. Wielce się nam przysłużyliście. Jeżeli będziecie potrzebować pomocy, to chętnie się wam odwdzięczę. W międzyczasie dwoje strażników, odnalazła w kącie pomieszczenia kilka grubych koców i kawałek czerstwego chleba. Szybko doszli do wniosków, że poczwara musiała tu od jakiegoś czasu mieszkać. Jednak szczególną uwagę strażników przykuło dziwna szkatułka, wykonana z czarnego kamienia, która leżała nieopodal legowiska mutanta. Pudełko było mocno poobijane, a misternie wykonany zamek, kompletnie roztrzaskany. - Na Sigmara! Okrzyk podekscytowania wydarł się z gardła strażnika, który otworzył skrzynkę. Nieprzytomny mutant niemal natychmiast stracił na zainteresowaniu, kiedy wszyscy zebrali się wokół czarnej szkatułki, z której wnętrze wybrzmiewało najpiękniejszą melodię na świecie. Brzdęk monet. - Tu musi być przynajmniej pięćdziesiąt koron! Awanturnicy ze zdumieniem stwierdzili, że strażnik nie kłamał, a skrzynka naprawdę wypełniona została bogactwem, o którym przeciętny mieszczanin mógł sobie tylko pomarzyć. W nikłych promieniach słońca, przedostających się przez wielkie okno, monety wydawały się jednak w dziwny sposób wyblakłe i kompletnie pozbawione swego zwykłego lśnienia. Lang obchodził truchło nieprzytomnego mutanta. Sięgnął po kawałek linki, którym dostał się przez okno Schurer i odciął kawałek wstarczający do skrępowania powalonego monstrum. Wyciągnał zaa pasa rękawiczki i założył je na dłonie zanim zaczął całą operację. Nie zamierzał dotykać tego ścierwa. Kiedy skończył, splunął siarczyście. Cuchnęło i wyglądało to to obrzydliwie, kiedy jednak usłyszał brzęk monet, odwrócił się w tamtym kierunku. Zza pleców strażników miejskich przyglądał się znalezisku. To była mała fortuna, jednak czerń szkatułki i podejrzany wygląd monet powstrzymał go od bliższego zaznajomienia się z zawartością: - Myślicie, że to rozsądnie zabierać te pieniądze? - zapytał głośniej strażników. - To leże tej poczwary, to mutant, nie tknę niczego co należało do tego czegoś. Wam też nie radzę, kapłani jacy albo i magycy powinni obejrzeć to znalezisko - wyraził swoje zdanie. Strażnicy spojrzeli na Langa z powątpiewaniem. Najwyraźniej wcale nie chcieli przepuścić okazji na zarobienie kilku dodatkowych koron. Jednak nie dane było im nacieszyć się bogactwem zbyt długo. Sierżant prędko podszedł do podwładnego, który był w posiadaniu skrzynki i z trzaskiem zamknął ją. - On ma rację. Trzeba będzie zanieść to do specjalistów. A teraz do roboty. Trzeba posprzątać ten bałagan! Następnie zwrócił się do Wróbla i Langa. - To chyba na tyle, jeśli chodzi o was. Resztą zajmiemy się my i łowcy czarownic – rzekł oficjalnym tonem. Następnie zaś ściszył nieco głos i rzekł. - Odwiedźcie mnie jutro w kwaterze straży. Postaram się jakoś pomóc w waszej sprawie. A może nawet uda mi się wyłudzić od szefostwa jakąś nagrodę za pomoc dla was. - Dziękujemy bardzo, na pewno jutro przyjdziemy, chętnie się dowiemy czegoś więcej o tej poczwarze, sierżancie. Co do nagrody, to z góry dziękujemy, pokładając wiarę w szczodrość Imperium. Chcielibyśy się trochę rozejrzeć po magazynie, jeśli nie masz nic przeciwko? - Hochlandczyk miał nadzieję, że znajdą jakieś ślady, które powiedzą im co się stało z wysłannikami Holsta.
__________________ Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451 |
07-10-2015, 15:05 | #14 |
Reputacja: 1 | MG, Liapola, Krieg i Lothar, czyli docowe wynaturzenia... Troje domorosłych śledczych ruszyło zamglonymi i zaśnieżonymi ulicami Altdorfu, kierując się do miejsca plugawego mordu. Po drodze minęli miejsce, w którym swoją walkę stoczył Krieg. Niepewnie wejrzał do ciasnej uliczki między domami gdzie dopuścił się krwawej zbrodni, a następnie do drugiej, gdzie pozostawił skradzione ze swego ziemistego domu ciało. W obu jednak zastał tylko ziejącą mrozem pustkę. Szli tak przez kolejne dwadzieścia minut, aż w końcu Krieg wskazał głową na niewysoki budynek znajdujący się kilkanaście metrów dalej. Przed nim awanturnicy dostrzegli mały tłum. Jednak z każdym krokiem ten zdawał się im bardziej zorganizowany, a w dodatku nie był on nawet skupiony na sklepie. Wyraźnie mogli dostrzec wśród nich dwie wyróżniające się grupki. Jedni przywdziani w czarno-białe stroje, charakterystyczne tylko dla jednej grupy w mieście, stali naprzeciw tych drugich odzianych w zwyczajne, może nieco zabrudzone, zimowe ubrania. Na czele drugiej grupy, Lothar dostrzegł znajomą mu postać, z brązowymi, ułożonymi w nieładzie włosami i charakterystyczną raną na policzku. Twarz ta niewątpliwie należała do ich wczorajszego przewodnika, Edmunda. Stał on sztywno na nogach, z założonymi na piersi rękoma, naprzeciw straży miejskiej, dyskutując z najprawdopodobniej ich przywódcą. Mężczyzna nie młody, nie stary, w kwiecie wieku jakby się mogło zdawać. Jego postura rosła, choć raczej zmizerniała i przystojna, gładko ogolona, spowita mocnymi rysami twarz z pewnością zwiodły już niejedną kobietę. Krótkie, ciemnobrązowe włosy na jego głowie wydawały się starannie poukładane. Z bliższa Liapola zdołała dostrzec coś w jego oczach o barwie nieba przed burzą. Coś nieprzyjemnego, złośliwego, wręcz plugawego, sprawiało, że cały obraz przystojnego mężczyzny odpychał ją. Kiedy awanturnicy dotarli pod sklep, cała sytuacja dobiegała już końca. Edmund wręczył mężczyźnie spory woreczek, który pobrzękiwał kusząco. Ten zaś rzucił kilka zdawkowych słów do reszty swojego małego oddziału i razem ruszyli w stronę, z której nadeszła trójka śledczych. - Tylko załatw to porządnie, Edmund – rzucił przez ramię. Przechodząc obok awanturników, na kilka sekund jego lubieżne, odpychające spojrzenie padło na Liapole. Zaraz jednak wraz z resztą kompanii zniknął za zakrętem. W międzyczasie Edmund wydał kilka poleceń oprychom tłoczącym się obok niego. Ci, trójkami rozeszli się w różne strony, zatrzymując się u wylotu ulic. Na miejscu przy Edmundzie pozostało tylko dwoje nieludzi. Jednego z nich, krasnoluda, Krieg rozpoznał od razu. Był to ten sam tchórz, który zostawił go ostatniej nocy w sklepie razem z umierającym Nomą. W połowie łysy, barczysty, z przebiegłą twarzą, rzucał nerwowe spojrzenia w stronę sklepu znajdującego się za plecami. Krieg z trudem przypomniał sobie, że ten przedstawił się mu jako Bardin. Drugim towarzyszem Edmunda był niziołek o kasztanowych włosach, odziany w gruby skórzany płaszcz, z dostosowanym do jego rozmiarów rapierem przy boku i pięcioma sztyletami, wystającymi groźnie przy pasie. Z nachmurzoną miną łypał na wszystko i wszystkich nienawistnym wzrokiem. - Co wy tu do cholery robicie? – rzucił gniewnie Edmund, gdy zobaczył całą trójkę. Dziewczyna spojrzała na dwóch dryblasów, z którymi tutaj przyszła. Jak zwykle mężczyźni mając przy sobie kobietę, tracili język w gębie. Edmund wydawał się zniecierpliwiony przeciągającą się ciszą więc Liapola zrobiła krok do przodu, by zwrócić na siebie uwagę. - Wyszliśmy na spacer, taka ładna dziś pogoda... - Mówiąc to wyciągneła rękę łapiąc płatek śniegu na swoją aksamitną rękawiczkę. - Widzę, że Straż wysoko sobie ceni milczenie - Spojrzała przez ramię. - Nasze milczenie będzie ciut tańsze. - Tutaj pokazała swoimi paluszkami o ile mniejsza miałaby być to kwota - Chociaż zamiast milczeć wolę działać, a wy chłopaki? - Spojrzała na towarzyszy z pochmurnymi minami - No, oni chyba też... - Dodała nie widząc u dryblasów reakcji. Uśmiechnęła się beztrosko do Edmunda. Spoglądała też na krasnoluda. Na niziołka nie zwracała nawet krzty uwagi. - Co to za gadatliwa suka? – niziołek zwrócił się do Edmunda, wyciągając sztylet zza pasa. - Zostaw ją Jakob. Nie masz już tu nic do roboty, zbierz resztę swoich ludzi i poszukaj sobie nowej siedziby. Ty też nie jesteś mi tu potrzebny, Bardin – rzekł spokojnie Edmund. - Ej! To ty! – krzyknął nagle krasnolud, jakby słowa człowieka wyrwały go ze snu. Wskazał na Kriega. – Edmund, to on był tu wczoraj ze mną! - E! To ty jesteś tym sukinsynem, który wisiał mojemu bratu kasę – rzucił nagle niziołek w stronę Kriega, grożąc mu sztyletem. – Nie myśl, że jak ktoś go zarżnął, to jesteś wolny. Jesteś winien kasę Nakrapianym Sowom, a dopóki ja żyje, nasza gildia wciąż będzie istnieć. W tej chwili Edmund spiorunował niziołka wzrokiem, co ten przyjął za wyzwanie. Trwali tak w niezwykłym pojedynku, którego przerywać nie chciał żaden najcichszy dźwięk. Kiedy napięcie zdawało się sięgać zenitu, niziołek parsknął. Schował sztylet za pas, po czym spluwając jeszcze pod nogi Kriega odszedł. Krasnolud zaś unikając spojrzenia Edmunda, skierował się w przeciwną stronę. - Czego tu szukacie? – zapytał Edmund, kiedy nieludzie oddalili się odpowiednio. Chowając ręce do kieszeni, Liapola odczekała aż niziołek i krasnal sobie odejdą. Oczywiście obelgę puściła mimo uszu. Przynajmniej nic nie dała po sobie poznać. - Odrobiny szczęścia, które sprawi, że Holst wypłaci nam prowizję. - Poprawiła szal na swojej szyi i ruszyła w kierunku siedziby Nomy. - Nie spodziewałam się tu ciebie Edmundzie. Chcesz nam pomóc w poszukiwaniach? Lothar nie wtrącał się, kiedy niewyparzony jęzor niziołki znów dał znać o charakterze właścicielki. Kolejny raz szukała guza i robiła sobie wrogów bez powodu. Wsadzanie kija w mrowisko jest fajne do czasu, kiedy mrówki nie zaczną jeszcze kąsać. - Krieg był tu wczoraj i widział to, co zostało z gangu Nomy. - Powiedział bez ogródek, nie widząc powodu, dla którego miałby ukrywać cokolwiek z tego przed Edmundem. - Słyszeliśmy, że ludzie Nomy też znikali. - Wyjaśnił zainteresowanie Nakrapianymi Sowami. - Chcemy… - spojrzał krzywo na Liapolę - Chcę rozejrzeć się tutaj i poszukać śladów. Nie wiem, czy ma to jakiś związek z zaginięciami, bo dotąd ludzie znikali, a tych tutaj zarżnięto, ale sądzę, że warto sprawdzić. - Obserwował reakcję Edmunda. - Mamy wspólnego szefa i jesteśmy po tej samej stronie. - Przypomniał mu na wszelki wypadek. - Ja też się was tu nie spodziewałem. Następnym razem zastanów się dwa razy, co mówisz, kurduplu. – Edmund zwrócił się cierpko do niziołki, a następnie przerzucił swoje spojrzenie na Lothara. – Oficjalnie, to nic nas nie łączy. Zważajcie na słowa, kiedy następnym razem będziecie zwracać się do mnie przy innych. Westchnął i spojrzał na budynek. - Też wątpię, że to ma związek z zaginionymi, ale chyba warto sprawdzić – mówił nieco spokojniej. – Poza wejściem do środka i przykryciem tego, co zostało z ciała Nomy płachtą, nie ruszaliśmy tam niczego. Do południa wszystko musi zostać uprzątnięte, inaczej Straż zajmie cały budynek. Pod ścianą są wiadra i starta szmat… Albo wy uprzątniecie ten bałagan, przy okazji przeszukując całe miejsce, albo od razu zwołuje chłopaków, by się tym zajęli, a wy idziecie szukać śladów gdzie indziej. I tak myślę, że bez zmycia tej krwi, ciężko będzie wam cokolwiek znaleźć… To jak? Liapola zaglądała już przez drzwi kiedy do rozmowy wtrącił się Lothar. Była bardzo ciekawa jak bardzo były zmasakrowane trupy. Zalane krwią pomieszczenie pobudziło jej wyobraźnie. Już miała zrobić krok do środka lecz słowa Edmunda ją zatrzymały. - Oczywiście Panie Edmundzie. - Rzekła poważnie, lecz po chwili zaśmiała się do siebie, cichutko drwiąc z jego autorytetu. Drugą już drwinę tego poranka znowu zdusiła w swoim malutkim wnętrzu. Wiedziała, że nadejdzie czas zemsty. Wróciła z powrotem do rozmówców. - Znam kogoś kto mógłby obejrzeć ciała. Jeśli możesz powiedzieć swoim ludziom, żeby zanieśli je na Cmentarz Utrapionych Dusz, byłabym ci dozgonnie wdzięczna - kolejny sztuczny uśmiech wypełzł na twarz Liapoli, oczywiście schludnie przyozdobiony szczerością - Pracuje tam pewien grabarz, który się nimi zajmie. - Ciało zabieramy w nocy za miasto i tam zakopujemy - odparł sucho Edmund. - Jakby ktoś je zobaczył w takim stanie, to z pewnością zacząłby zadawać pytania. Na Ranalda, gdyby to wszystko wyszło na jaw, mielibyśmy tu najazd tych pieprzonych łowców czarownic i wtedy ginący ludzie, byliby naszym ostatnim zmartwieniem. - Twoi ludzi potrafią zamaskować ciała skoro wywozisz je aż za miasto, lecz jedna myśl nie daję mi spokoju. - Podrapała się po zakapturzonej głowie i spojrzała za siebie, w stronę w którą odeszli kasnolud i niziołek - Do diabła, w tym budynku nie zginęła jakaś płotka tylko sam Noma, szef Nakrapianych Sów, a Ty zakopiesz jego ciało w jakiejś zapomnianej dziurze? Jego brat chyba nie będzie z tego zadowolony... Pomyśl, kolejny trup na cemntarzu chyba nie rzuca się w oczy. Edmundzie, doskonale sam wiesz gdzie jest najciemniej... - Spojrzała mu głęboko w oczy by sprawdzić czy zrozumieli się bez słów. - Ciało zostaje tam, gdzie jest - przynajmniej do czasu, aż skończymy oględziny tego miejsca. - Zaoponował Kuhn. - Poza tym grabarz zajmuje się grzebaniem zmarłych, a nie studiowaniem ich anatomii, prawda? Nie będąc biegłym w swym fachu konowałem dowie się tyle, ile my oglądając zwłoki. - Wyjaśnił swój punkt widzenia. - Nie interesuje mnie, co stanie się z ciałem później - teraz jest potrzebne tutaj i przenoszenie go dokądkolwiek tylko utrudni sprawę. - Co do sprzątania… - potarł brodę w zamyśleniu, gdyż sprzątanie tego bałaganu nie bardzo mu się uśmiechało - Daj nam czas do połowy trzeciej straży. Do tego czasu obejrzymy co trzeba i twoi ludzie będą mogli wkroczyć do środka - zabiorą Nomę i zaczną sprzątać. My im pomożemy i do trzeciej straży będzie po sprawie. Pasuje? - Zaproponował. Odwzajemniła krzywe spojrzenie osiłkowi. Ale szybko się zmitygowała. W sumie to nie miała nic do niego... no może poza tym, że był człowiekiem. - Nie wiem do czego potrzebne jest Ci to ciało tutaj? Będziesz się z nim zabawiać na zapleczu? - Skierowała swój pewny wzrok na Edmunda - Ludo przetrzyma dla mnie ciało tam gdzie jego miejsce czyli na cmentarzu. Ja w tym czasie odnajdę zaufanego "konowała"- zaakcentowała to słowo, patrząc ukradkiem na Kuhna - biegłego w swym fachu. Znając przyczynę tej makabrycznej śmierci będzie nam łatwiej odnaleźć mordercę. Mordercę, na którym na pewno ktoś chciałby się zemścić. - Dodała z chciwym uśmiechem. - Ciało to też ślad. Wysokość, na jakiej zostało przybite do ściany, ślady na kołkach, ślady krwi lub ich brak oraz tysiąc innych rzeczy, które można będzie dostrzec jedynie wtedy, kiedy ciało będzie tam, gdzie je znaleziono. - Brodacz trzymał nerwy na wodzy, chociaż musiał przyznać, że w irytowaniu rozmówców niziołka była świetna. Cedząc powoli słowa wyjaśniał, jakby tłumaczył coś dziecku. Takie podejście z pewnością ułatwiał mikry wzrost Liapoli. - Po oględzinach możecie zrobić z ciałem, na co tylko macie ochotę. - Powtórzył to co wcześniej, zupełnie ignorując insynuacje dziewki co do jego upodobań. - I skończmy wreszcie jałowe dysputy, na których tylko czas mitrężymy. Jaka decyzja Edmundzie? - Zapytał. - Ciało zostaje tutaj, aż do zmierzchu, a potem zabierają go ludzie pana Holsta. - odpowiedział sucho Edmund, wyraźnie podkreślając ostatnie słowa. - Tutaj możecie badać go do woli, o ile oczywiście wystarczy wam odwagi. Nieważne kim był za życia. Teraz to tylko zimne, makabryczne truchło, którego musimy się pozbyć nim ktoś wyczuje jego smród. Koniec tematu. Następnie zwrócił się do Lothara. - Albo sprzątacie i przeszukujecie sami, albo ktoś inny zajmie się tym pierwszym. Przez wasze najście zapowiadają się już dosyć spore kłopoty z Bardinem i Jakobem. Nie mam zamiaru głowić się nad wymyślaniem wyjaśnień, kim wy jesteście i dlaczego ktoś spoza gildii pomaga im w sprzątaniu tego bałaganu… - Paprać się w tym dziadostwie? - Popatrzyła na swoją sukienkę i delikatnie ją poprawiła. Ciekawość ją zżerała i chciała zobaczyć co się tam stało, jednak warunek jaki postawił Edmund wydawał się zbyt wygórowany. - Nie ma mowy. Jeśli macie taką ochotę ja was nie zatrzymuję lecz na mnie czekają dzisiaj ciekawsze rzeczy do zrobienia. Miło mi było... - Odwróciła się na pięcie i zostawiła mężczyzn z tym całym bajzlem. Po kilku krok nagle zmieniła zdanie. - A w sumie to wcale nie było miło. Do zobaczenia! Edmund przewrócił oczami, pozostawiając bez komentarza uwagę niziołki. Zwrócił się za to do dwójki mężczyzn. - Przynajmniej nikt nie będzie ględził podczas roboty - westchnął. - We trzech powinniśmy dać radę to posprzątać do trzeciej warty i przy okazji przeszukać to pomieszczenie. Więc jak? Mam zwoływać chłopaków, czy jednak może nie macie jednak problemów z brudem? - Zostaję. - Zdecydował Kuhn. Wolał konkretną robotę, od uganiania się za duchami. Tutaj można było coś zrobić i nie strzępić przy tym języka niepotrzebnie. Zaletą tej sytuacji było to, że nad wyraz gadatliwy kurdupel poszedł w cholerę. Wadą - Edmund zostaje z nimi i będzie im patrzył na ręce. - Co ty na to, Krieg? - zapytał. - Im szybciej ogarniemy ten burdel, tym szybciej się stąd zabierzemy. - Odparł mężczyzna patrząc spode łba na cichy budynek. Cała trójka wzięła po kawałku szmaty i wiaderku napełnionym topniejącym śniegiem, po czym przekroczyli drzwi sklepu. Od razu ich nozdrza zostały zaatakowane przez potworny, stęchły odór. Krieg wzdrygnął się, widząc szkarłat zalewający możliwie każdy cal pomieszczenia. Oczyma wspomnień przypomniał sobie nocną eskapadę i spływającą wszędzie krew, oświetloną jedynie płomieniami pochodni. Niestety, światło dzienne wcale nie łagodziło makabrycznego wyglądu pomieszczenia. Po podłodze walały się fragmenty połamanych mebli, trochę trefnego towaru i bronie porzucone przez ich właścicieli. Wszystko zlane było krwią. Na zapleczu awanturników czekał nieco mniej przerażający widok. Krew znajdowała się tylko na i pod ścianą, gdzie w nocy Krieg odnalazł przybitego Nomę. Jego ciało leżało teraz na podłodze, przykryte starym kocem. Lothar niepewnie odsłonił całun spoczywający na pozostałościach byłego przywódcy Nakrapianych Sów. Zaraz jednak cofnął się zlękniony, przerażony makabrycznym widokiem, który miał go od dziś nawiedzać w najstraszniejszych koszmarach sennych. Żaden z obecnych, nie mógł sobie nawet wyobrazić, jaka znana im istota mogłoby dokonać podobnych ran. Mała klatka piersiowa niziołka, została otworzona szeroko, tak że awanturnicy mogli dostrzec porozrywane organy wewnętrzne, które tonęły w płytkim jeziorze krwi. Żebra zostały wygięte i teraz przypominały rozwartą bramę prowadzącą do wnętrza Nomy. Jego ręce i nogi były jedyną wielką raną, obdarte ze skóry, z poszarpanymi mięśniami. Jednak najbardziej przerażająca była jego twarz. Wolna od krwi, czy jakiejkolwiek rany, zastygła w najpotworniejszym grymasie, jaki kiedykolwiek wiedzieli. Wyraz niewysłowionego bólu, lęku i cierpienia mówił dosadnie, że wszystkie pozostawione na jego ciele rany, zostały dokonane jeszcze za życia ofiary. Przyglądając się pozostałościom niziołka, Lothar doszedł do wniosku, że pomimo tak okropnych obrażeń na całym ciele, zabójca nie działał do końca bezmyślnie. Rany zaprawdę wydawały się zostać dokonane za pomocą pazurów, jednak były niezwykle precyzyjne. Wszystkie najważniejsze fragmenty ciała, łącznie z organami wewnętrznymi zostały nietknięte. Mężczyzna z przerażeniem doszedł do wniosku, że morderca celowo je ominął, by pozostawić biednego niziołka jak najdłużej przy życiu. Nie mogąc znaleźć, żadnych innych poszlak, Lothar zasłonił zmasakrowane ciało. Pozostawiając Nomę samemu sobie, dwójka awanturników wraz z Edmundem wzięła się za sprzątanie. Podczas swej żmudnej pracy przywracania pomieszczenia do poprzedniego stanu, Krieg i Lothar zdołali odnaleźć jeszcze jedną, zdawać by się mogło, cenną poszlakę. Skrupulatnie szorując podłogę, dostrzegli, że w centralnym punkcie sklepu, miejscami krew przybierała inną, bardziej jaskrawą barwę. Zaintrygowani znaleziskiem mężczyźni, obmyli starannie ów fragment podłogi. Gdy skończyli, ich oczom ukazał się dziwny krąg, namalowany jakąś dziwną, połyskującą delikatnie, czerwoną substancją. Żaden z nich nie miał bladego pojęcia, czym było owe znalezisko i co oznaczały dziwne napisy i symbole, jednak ich widok w dziwny sposób napawał awanturników lękiem. [i]- Plugawa magia… [/I- Lothar splunął z obrzydzeniem. - Czy to znak sprawcy, czy może za jego pomocą demona jakiegoś sprowadzono na zgubę Nakrapianym Sowom? - Zastanawiał się na głos. - Edmundzie... - Kuhn intensywnie nad czymś myślał. - Ludzie powiadają, że jakiś czas temu do portu zwinął statek cały wysmarowany krwią… - przerwał na chwilę - Krwawy Statek. - Przypomniał sobie nazwę, jaką nadała temu nieszczęsnemu okrętowi gawiedź. - Nie wiesz może, czy na jego pokładzie też takie znaki znaleziono? - Zapytał. - A może znasz kogoś, kto na ten statek wszedł i mógł widzieć? - Dodał. - Nie mam pojęcia - odrzekł Edmund i otarł umorusane z krwi ręce o spodnie. - Ale jak teraz o tym wspominasz, to rzeczywiście obie zbrodnie wydają się mieć ze sobą coś wspólnego. O tym statku nie wiem zbyt wiele. Podobno straż miejska zadokowała go w swoim prywatnym, zamkniętym dla pospólstwa porcie. Wątpię by chcieli się podzielić swoimi odkryciami dobrowolnie, choć to pazerni na pieniądze ludzie… Miejscowi z portu też mogą coś wiedzieć. - Nie zaszkodzi zapytać… - odparł Kuhn i wrócił do sprzątania.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
07-10-2015, 21:56 | #15 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia." Albert Einstein |
07-10-2015, 23:33 | #16 |
Reputacja: 1 | 30 Urliczeit 2511 KI Mglisty wieczór Krótki, zimowy dzień chylił się ku końcowi. Bladożółty okrąg wiszący nad Imperialną stolicą, zmierzał prędko ku widnokręgowi. Coraz mniej przechodniów spacerowało ulicami, zaś karczmy szybko przeludniały się, a okrzyki, świętujących koniec kolejnego dnia ciężkiej pracy, biesiadników zaczęły rozbrzmiewać po całym mieście. Nie inaczej było, rzecz jasna, z „Trzema Koronami”, gdzie na naradę i spoczynek udali się awanturnicy. |
15-10-2015, 21:14 | #17 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia." Albert Einstein |
18-10-2015, 13:48 | #18 |
Reputacja: 1 |
|
28-10-2015, 20:41 | #19 |
Reputacja: 1 |
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life. —Terry Pratchett |
31-10-2015, 14:34 | #20 |
Reputacja: 1 | 31 Ulriczeit 2511 KI Po długiej i obfitującej w krwawe wydarzenia nocy, w końcu nastał dzień. Dzień, który mógł przywieść odpowiedzi, jak i nowe pytania. Tajemnice Altdorfu zawisły w powietrzu, zakradając się między stare, jak i nowe zabudowania stolicy, gotowe uchylić przed awanturnikami rąbek prawdy. Wystarczyło jedynie po niego sięgnąć, i uwolnić ją z całunów niewiedzy, mroku i kłamstw. Jednak czy w sercach śmiałków, nadal pozostała siła i wytrwałość, by to zrobić? Czy ośmielą się ponownie, zagrać z niewiadomym złem i stawić mu czoła? Biel znów miała być świadkiem ich poczynań. |