Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2015, 12:21   #1
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
[WFRP] Królestwa Renegatów: Awanturnicy, Zdobywcy i Królowie

Bezahltag, wieczór 32 Pflugzeita 2522 KI

ciepło, mglisto, wilgotnie

Postępując ścieżkami, które wybierał dla nich ślepy los, bohaterowie tej opowieści - ośmiu chełpliwych awanturników - korzystając ze wszelakich środków transportu jakie się nadarzały: dyliżansu, wieśniaczej bryki, wozu z beczkami piwa, idąc na własnych nogach, a w końcu towarzysząc karawanie wydobywców soli z Kasos jako najemni ochroniarze, dotarli do Thessos.

Był to dla Starego Świata czas ciężki i wypełniony obawami. Czas demonów i czarnoksięstwa. Czas bitew i śmierci, a także końca świata. Pośród ognia, płomieni i szaleństwa był to także czas wielkich bohaterów, śmiałych czynów i wielkiej odwagi. Wszerz i wzdłuż Starego Świata, od rycerskich zamków Bretonii do skutego lodem Kisleva na dalekiej północy, zewsząd słychać było doniesienia o zbliżającej się wojnie. W niebotycznych Górach Krańca Świata plemiona orków szykowały się do kolejnej napaści. Zbóje i odstępcy nękali dzikie ziemie Księstw Granicznych na południu. Pojawiały się plotki o podobnym szczurom istotach, skavenach, które wynurzały się z rynsztoków i bagien we wszystkich krainach. Na północnych pustkowiach nie ustępowała wieczna groźba Chaosu, demonów i zwierzoludzi wypaczonych przez nikczemne moce Mrocznych Bogów.

Gdy pora rozstrzygającej bitwy zbliżała się coraz bardziej, bohaterowie tej opowieści - ośmiu chełpliwych awanturników - zamierzali bawić się w najlepsze na corocznym Festynie Łakomstwa w Thessos.


Uroczystość obchodzona 33 Pflugzeita w państewku księcia Francesco Belliniego niczym płomień świecy wabiący ćmy przyciągał ludzi z bliska i daleka. Thessos było księstwem aspirującym do miana subtelnego i wyrafinowanego, zupełnie jak potrawy tamtejszych kucharzy, jednak jedyną rzeczą, z jakiej słynęło w całym Starym Świecie, było nieludzkie, zatrważające okrucieństwo w namacalnej, błyszczącej postaci czterech stalowych tub wznoszących się ku odwiecznemu czerwonemu słońcu. Tam ponosili śmierć w tragicznych i niesłychanie ohydnych okolicznościach wszyscy ci, którzy sprzeciwili się woli księcia.

Po zimnym, czystym powietrzu gór, oraz wietrznej świeżości równin, miasteczko Thessos stanowiło wstrząs dla zmysłów awanturników. Z oddali wysokie, wąskie domy z pokrytymi czerwonymi płytkami dachami i pobielonymi ścianami wydawały się czyste i porządne. Ale nawet przyćmione światło zachodzącego słońca nie ukrywało pęknięć w murze i dziur w spadzistych dachach. Stalowe tuby rzucały na mieszkańców miasta cień niczym przepowiednię straszliwej udręki. Wąskie, przypominające labirynt ulice pełne były śmieci. Głodne psy wałęsały się od stosu gnijących warzyw do sterty nieczystości, dosłownie w biegu wydalając fekalia. Wybrukowane ulice śmierdziały uryną i pleśnią, oraz tłuszczem kapiącym do ognisk kuchennych. Reinmar zakrył usta ręką i przełknął z trudem. Tuż nad kostką zauważył czerwoną krostę po świeżym ugryzieniu pchły. Nareszcie cywilizacja, pomyślał ironicznie, choć musiał przyznać, że Thessos w porównaniu z Altdorfem był niemal wioską.

Sprzedawcy wystawili latarnie, by oświetlić rynek targowy. Kurtyzany stały w kręgach czerwonego światła w pobliżu drzwi wielu domów. Całodzienne interesy zmierzały ku końcowi, atmosfera tego miejsca zmieniała się, gdy mieszkańcy szli jeść i szukać rozrywki. Gawędziarze gromadzili małe kręgi słuchaczy wokół swoich kociołków na węgiel drzewny i współzawodniczyli z magikami, którzy wywoływali maleńkie smoki pojawiające się w kłębach dymu. Niedoszły prorok stał na stołku i napominał tłum, by powrócił do cnót dawniejszych prostych czasów.

Ludzie byli wszędzie, ich żywe ruchy oślepiały oczy Ulricha. Domokrążcy podciągali rękawy oferując talizmany szczęścia, lub tace małych pachnących cynamonem ciasteczek. U wylotu wąskiej ulicy dzieci kopały nadmuchany świński pęcherz, ignorując nawoływania matek, by wróciły przed zmrokiem do domów – podobno tajemnicze porwania zdarzały się coraz częściej. Ponad głowami obdarte pranie wisiało na sznurkach rozciągniętych od okna do okna ponad wąskimi alejami. Opróżnione z towarów wozy toczyły się ku ogródkom sprzedawców piwa, stukocząc na koleinach i poruszając obluzowane kamienie bruku.

Patrząc na rój ludzi Roland czuł się nie na swoim miejscu. Wśród tłumu poruszali się żołnierze w uniformach Belliniego. Bogato ubrani młodzieńcy przypatrywali się ulicznicom i wymieniali dowcipy ze swoimi ochroniarzami. Przed wejściem do świątyni Shallyi, żebracy wznosili swe okropne kikuty ku przechodzącym kupcom, którzy trzymali wzrok uważnie skoncentrowany przed sobą, a ręce na sakiewkach. Pijani chłopi o czerstwych twarzach toczyli się przez ulice z podziwem spoglądając na budynki wyższe niż jedno piętro. Stare kobiety z głowami owiniętymi w obdarte chusty stały na schodach wejściowych i plotkowały ze swoimi sąsiadkami. Ich zasuszone twarze przypominały Dippeltowi suszone na słońcu jabłka.

Głodni i zmęczeni, ale z kilkoma monetami otrzymanymi w zamian za długą podróż, hałaburdy zamierzali wtargnąć w życie miasta na najniższym poziomie hierarchii społecznej. Nie spodziewali się jednak, że da się upaść jeszcze niżej, że decyzja podróży doprowadzi do spotkań i przygód tak brzemiennych w skutki.


Gallien pozwolił sobie na westchnienie satysfakcji, kiedy odebrał od górników sakiewkę pełną złotych monet. Jakie miał szczęście, że trafił na tego głupca! Kiedy tylko zobaczył krasnoluda o pustym, głupkowatym i zmieszanym obliczu, który maszerował wolno przez plac targowy, gapiąc się głupawo na stoiska sprzedawców ubrań, amuletów i żywności, jakby nie całkiem rozumiał co się wokół niego dzieje, uśmiechnął się niczym wilk na widok swej ofiary - szczerzył zęby z takim samym zadowoleniem, jednocześnie dziwiąc się, czemu khazad nie ma brody i czemu nosi wiadro na głowie.

Zakłady Galliena były pułapkami, w które przyjezdni wpadali jak króliki, a krasnolud okazał się wyjątkowym głupcem. Wiadro i Gallien między innymi założyli się o płeć osoby, która zostanie jako pierwsza ugryziona przez pszczoły z pobliskiego ula. Nieszczęście przytrafiło się otyłej tkaczce - szarlatan wygrał. Następny zakład był o kolor sierści pierwszego kundla, który przebiegnie pobliską alejkę. Biały, choć szarobury od brudu - dwa zero dla Galliena. Kiedy przed karczmą Wyjącego Psa wybuchła bójka, krasnolud i łotrzyk założyli się o wynik. Przebiegły obwieś wygrał po raz kolejny, gdy tłusty łotr o kalafiorowatych uszach padł bez zmysłów. Zdezorientowany zabójca trolli, który sprawiał wrażenie, jakby nie całkiem mógł sobie przypomnieć, gdzie się znalazł, albo dokąd zmierza, grał tak i grał, aż zadłużył siebie i swoich kompanów na setki złotych koron.

Sprytny kanciarz odsprzedał dług rozglądającym się za rękoma do pracy górnikom - tym samym, od których amatorzy mocnych wrażeń dzisiejszego dnia odbierali zapłatę za ochronę karawany.


Włóczędzy podróżowali od gospody do gospody i w każdej odprawiano ich z kwitkiem. W każdej poza jedną – oberżą cieszącą się raczej złą sławą: Gospodzie pod Zieloną Latarnią.

- Jeszcze dziesięć minut temu nie miałem miejsc - oznajmił gospodarz - ale łowcy nagród zabrali kilku gości, którzy tu mieszkali, określając ich wyjątkowo szczwanymi draniami.

- Mam nadzieję, że nie jest to najczęściej spotykana profesja waszych gości? - spytał Ulrich.

- A któż to wie? - odparł oberżysta. Ja zapewniam nocleg, jadło i napitki, nic więcej. Zbiry i zboczeńcy też muszą jeść, pić i gdzieś spać, tak samo jak mędrcy i pobożni pielgrzymi. Pewnie wszyscy kiedyś przeszli przez moje drzwi; wszak o was też nic nie wiem.

Poszukiwacze przygód odświeżyli się i udali do wspólnej sali na wieczorny posiłek. Było to duże pomieszczenie z belkami pociemniałymi od starości, podłogą z ciemnobrązowych kamieni i różnymi kolumnami i podporami z chropowatego drewna; na każdej wisiała lampa. Zgodnie z tym, co powiedział oberżysta, klientela składała się z bardzo różnych ludzi, noszących kilkanaście rodzajów strojów i mających tyleż samo odcieni skóry. Reinmar z niepokojem zauważył, że na sali znajduje się więcej zbrojnych, niż się tego spodziewał. Rozpoznał twarz hardego człowieka z gór, Osberna, ich ostatniego pracodawcy.

- Bogowie nie patrzą zbyt przychylnym okiem na hazardzistów, przyjaciele. Wracacie z nami do Kasos – powiedział Osbern surowym głosem, gdy zza jego pleców zaczęło wyłaniać się kilkunastu twardych mężów. Awanturnicy znali każdego z nich z imienia: Gaspard, Guillaume, Tancred, Jean, Oton, Alfred... Jeszcze wczoraj popijali z nimi grzane wino przy ogniu i grali w kości, a dzisiaj jedni drugim są gotowi skoczyć do gardła. Cóż za ponura perspektywa, pomyślał Ulrich, wyobrażając sobie przyczajoną w swej jamie jak zły zwierz kopalnię, która dyszała ciężko, utrudzona trawieniem oddanych na jej pastwę ciał ludzkich.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 14-01-2016 o 23:31.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 22-12-2015, 17:57   #2
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Słodkie pieniądze, witajcie!

Samuel nie mógł powstrzymać lekko głupkowatego uśmiechu na widok obiecujących uliczek Thessos. Nie łudził się na szanse w słynnym Festynie Łakomstwa, ale miasto nie wyglądało na biedne. Wprost przeciwnie - przypominało mu dorodną owieczkę samą pchającą się do strzyżenia. Tyleż możliwości, tyleż okazji! Przeszył go dreszcz ekscytacji na samą myśl o niezwiedzonych zamtuzach i pełnych mieszkach, tylko czekających na zmianę właściciela.

Swoim towarzyszom dał się poznać jako nierób. Nie lubił i nie umiał pracować. Źle reagował na polecenia; obowiązki wykonywał niechlujnie i niedokładnie. Oczywiście nie krył się też z myślami odnośnie wysokości wynagrodzenia. Na szczęście ich eskapada dobiegła końca i nic poza własnymi umiejętnościami ich nie krępowało. Było woln - do wzięcia.

Z ulgą usłyszał wieść o zwalniającym się miejscu w gospodzie. Nim upragniony alkohol zaczął krążyć w jego krwioobiegu usłyszał głos ich byłego szefa. Ani chwili wytchnienia - gorszy niż franca.
- Taa... taa... - skwitował wzmiankę o powrocie do Kasos. Uważał to najgłupsze z możliwych rozwiązań. Dopiero co wyrwał się z tego zadupia, trafiając w samo oko hulaszczego cyklonu i już miał pakować manatki? Pf! Niedoczekanie.
- Słuchaj no, szefie... - Kocur urwał widząc stających za nim mężczyzn. A tych jakie licho niesie? Czego właściwie od nich chcą? Robota zrobiona, złoto przeszło z ręki do ręki, nastał więc czas zasłużonego odpoczynku!

*Coś* zawisło w powietrzu, ale złodziej (ekhm) strażnik karawany, jeszcze nie wiedział co to takiego. Na wszelki wypadek odchylił się na stołku, prawą dłoń dyskretnie oparł o rękojeść miecza i opracował najszybszą trasę ucieczki do drzwi. Miał nadzieję, że nadgorliwcy nie spieprzą mu tych długo oczekiwanych, pierwszych chwil powrotu do cywilizacji...
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 26-12-2015, 20:59   #3
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Wiadro lubił miasta. Wszędzie wokół było wielu przyjaznych ludzi, którzy w zamian za żółte metalowe krążki dawali różne smakowitości, a to słodkie bułeczki, a to chłodne piwko czy palącą gorzałkę. Zresztą nawet bez metalowych krążków można w mieście się najeść do syta, bo tłustych myszaków z bezwłosymi długimi ogonami było pod dostatkiem. Wiadro był krasnoludem bardzo przyjaznym, szybko nawiązywał nowe znajomości. Tym razem szybko zakumplował się z jednym ludziem, który nauczył go fajnej gry w żółte krążki, a gdy te się skończyły pozwolił nawet grać bez tych metalowych kółeczek. W końcu jednak krasnoludowi ta zabawa się znudziła i polazł za kumplami, którzy już prawie znikali za rogiem ulicy. Nie pamiętał kiedy ich poznał, ale równe to chłopy były i pomagali mu nawet znaleźć troll.


W karczmie Wiadro odświeżył się, co polegało na ogoleniu twarzy brzytwą, przetarciu wiadra brudną szmatą i wywietrzeniu onucy. Przy tej ostatniej czynności jego kumple z zadziwiającą prędkością opuścili pokój, czyżby dostali sraczki?

Gdy w końcu usiadł przy misce gulaszu był bardzo zadowolony. Mruczał coś pod nosem, mlaskał i podśmiechiwał się do siebie. Dobrego nastroju nie zepsuł mu nawet ponury brodacz wyglądający na górnika. Na jego propozycję wyruszenia z powrotem do Kasos Wiadro wzruszył ramionami i powiedział - W kopalni nie być troll.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 27-12-2015 o 22:35.
Komtur jest offline  
Stary 29-12-2015, 12:38   #4
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Nie wydaje mi się Osbern - Reinmar wstał nonszalancko odstawiając kufel z piwem i położył rękę na rękojeści pałasza. Tłumiona wściekłość z powodu przerwanego posiłku była wyczuwalna w jego podobnym do warkotu wilka głosie. - Nie przypominam sobie, abym cokolwiek ostatnio do ciebie przegrał - rzezimieszek taksował spojrzeniem górnika i widocznych za jego plecami ochroniarzy. - Bądź więc łaskaw się oddalić, zanim będę zmuszony ukarać cię za twój kłamliwy bełkot.

Przy barze leniwie gaworzyła z kilkoma posługaczkami para wykidajłów - bliźniaków w brązowych spodniach, czarnych koszulach i skórzanych beretach; każdemu zwisał z ucha kolczyk, okrągły klejnot na złotym łańcuszku. Gdy tylko powietrze nabrzmiało od nerwowego oczekiwania, smukli jak węże zabijacy położyli dłonie na wiszących u pasów tötschlagerach.

- Na zęby Taala! Tylko zapaskudźcie nam podłogę, a dopilnuję, żebyście skończyli w tubie wąchając nawzajem swoje jaja - warknął jeden z braci. Który? To nieważne, przecież byli identyczni. Plotka głosiła, że podobno nawet żyli z tą samą kobietą.

Korzystając z nieuwagi wykidajłów, jakiś stary ramol złapał jedną ze służek za kuperek tak gwałtownie, że ta aż podskoczyła.

- Myślą, że są twardzi, Dieter - syknął jeden z bywalców karczmy, wskazując na awanturników. Posiadał pokryte bliznami oblicze pojedynkowicza - takiego, który walczy, by zdobywać nowe blizny i w ten sposób zwiększać swój prestiż. W tamtej chwili zbierał zakłady, których faworytami z pewnością nie byli bohaterowie tej opowieści.

Reinmar wolnym krokiem podszedł do Osberna na odległość wystarczającą do wyciągnięcia miecza. Ostrogi zabrzęczały o podłogę, kiedy stanął pewnie w postawie szermierczej, gotowy do walki. Rzezimieszek położył lewą dłoń na pochwie pałasza, jednocześnie kładąc kciuk pod jelec broni, gotując się do błyskawicznego jej dobycia w razie potrzeby. Zapowiadało się, że taka potrzeba wkrótce zajdzie bo Osbern sprawiał wrażenie, że nie zamierza rezygnować ze swojego łupu. Reinmar widział już w swoim życiu niejedną szumowinę aby wiedzieć, że okazanie słabości przed tym człowiekiem nie jest żadnym wyjściem. Pozostawało grać twardziela do końca albo od razu brać nogi za pas. Ucieczka z krasnoludami, i czeredą "inteligentów" bez koni w obcym mieście....to nie mogło się udać. Siekanina była ryzykiem, które mógłby podjąć mając za plecami sprawdzonych ludzi. Miał wielką nadzieję, że Rudi nie zardzewiał i w razie czego, będzie mógł liczyć na jego topór. Stanie w gotowości nic nie kosztowało rzezimieszka, który postanowił poczekać nieco dłużej na rozwój sytuacji
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 29-12-2015 o 13:42.
Asmodian jest offline  
Stary 29-12-2015, 12:52   #5
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Reinmar, miarkuj się - Ulrich mógł być konfliktowym człowiekiem, teraz jednak nie zamierzał pozwolić na to, by doszło do rozprawy na noże i pałki. Osbern miał za plecami kilkunastu twardych mężczyzn, awanturników zaś było ledwie ośmiu. Jeśli doszłoby do walki, znaleźli by się z miejsca na straconej pozycji. - Osbernie, słuchaj, nie przypominam sobie, żeby którykolwiek z nas przegrał choćby pensa w ostatnim czasie. Zapomnijmy o pierwszych, gwałtownych słowach - zerknął na Kessela. - i porozmawiajmy, jak cywilizowani ludzie, za których się mamy.

- Miarkować się? - Reinmar podniósł głos tak, aby być słyszalny w całej sali. - Osbern i jego pachołkowie zakłócają kolację porządnym podróżnym, chcą wszczynać burdy w dobrym lokalu, a ty mi każesz się miarkować? - Reinmar prychnął w stronę Ulricha i zaczął powoli zbliżać się do Osberna.

- Tak. - Ulrich zmierzył kompana wzrokiem. Kessel chyba nigdy choćby i przypadkiem nie słyszał o czymś takim jak dyplomacja. - Nie jesteśmy na swoim, więc nie zachowujmy się jak dwie warczące na siebie nandy zabijaków. Jeśli nie rozumiesz, co Osbern do ciebie mówi, to poczekaj z warczeniem, dopóki się tego nie dowiesz. - Dyletant zerknął uważnie na Górala, oczekując wyjaśnień.

- Wasz towarzysz, ten zakuty łeb - Osbern wskazał na zabójcę trolli - zapłacił mieczem i monetami, zadłużając was u niejakiego Galliena z Thessos na równowartość dwustu osiemdziesięciu złotych koron. Odkupiliśmy od niego dług przy świadkach. Należycie do nas i albo wrócicie z nami do Kasos, aby zapracować na swą wolność, wydobywając sól przez piećdziesiąt dni, albo jeszcze dzisiaj będziecie tańcować z Morrem.

- Zapłaciłeś worek złota dla kłamcy i oszusta, w dodatku znanego w okolicy? - Dobrze słyszę Świnko? - Reinmar zarechotał głośno po czym kiwnął głową w stonę stojących za plecami Osberna ludzi - Hej, dobrzy ludzie, znajcie roztropność swojego szefa. Każe wam ryzykować za słowo kłamcy.

- Fiu, fiu, olej do latarni - burknął karczmarz, kiedy usłyszał, o jakie sumy toczy się gra. Kiwnął porozumiewawczo głową do bliźniaków, a jego dłoń powędrowała pod ladę w poszukiwaniu jakiegoś tajemniczego przedmiotu. Wykidajłowie stanęli w napięciu. Tymczasem twardych zbirów Osberna uwaga Reinmara wcale nie zszokowała.

Podstarzały rozpustnik zanurzył swój opasły pysk w ogromnym kuflu pienistego piwa. Pociągnął z niego tęgi łyk i posłał jednej z usługujących obleśnego całusa. Na samo wspomnienie Galliena zdmuchnął pianę z wydętych warg i wtrącił się:

- Gallien oszustem? Przecież to współwłaściciel Wyjącego Psa! Porządny człek!

- Kto sypia ze szczurami, ten urodzi niziołka. - Ulrich wymruczał pod nosem stare stirlandzkie przysłowie. Jeśli będziesz trzymać się złego towarzystwa, spotka cię nieszczęście. Spojrzał surowo na Wiadra i w myślach obiecał sobie, że już nigdy nie wypuści go samego na miasto. W myślach próbował zrozumieć, jak to możliwe, że pozwolił krasnoludowi bez piątej klepki samemu włóczyć się po mieście. Biedak był łatwowierny jak dziecko, choć bez wątpienia bardziej niebezpieczny. Schuhknecht rozejrzał się dookoła. Ucieczka zawsze była dobrym pomysłem. Ale czy Wiadro zrozumie, że muszę zabierać nogi za pas?

- Ludzie, słuchajcie! - Dyletant zawołał do gości karczmy. - Ten tutaj chwali się uczciwością, a otwarcie przyznaje, że układa się z oszustem. Tak, oszustem! Wilka można ubrać się w owczą skórę, a szarlatan może udawać uczciwego człowieka, ale prawdziwa natura takiego kłamcy prędzej czy później się ujawnia! Kto wie, co jeszcze robi, by na boku napełnić sakiewkę? Porwania dzieci, czemu by nie? Je też zapewne bez wyrzutów sumienia zapędziłby do harówki w kopalniach. To obłudnik! Wykorzystuje do własnych celów wiarę w bogów i nie ma szacunku do żadnej świętości! Nikt po nim nie zapłacze!

- On stoi za porwaniami?

- Psst, tak naprawdę za tym wszystkim stoi brygada z ulicy Wiązowej. Podobno Norsmeńczycy piją krew małolatów.

- Ryby na łące!
 
Fyrskar jest offline  
Stary 31-12-2015, 19:36   #6
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Witam wszystkich na pokładzie!

Mężczyźni pochodzący z wielkiego zagłębia Talabheim od zawsze byli niesłychanie twardzi. Zupełnie jak ojciec Rudigera, który był wysoce postawionym oficerem w tamtejszym garnizonie. Wielkim, potężnym, niezdobytym. Wolfgang Schwartz był wysoki, przystojny, charyzmatyczny. Uwielbiał pić i biesiadować z kumplami z armii. Kochał wojaczkę.

Nie był jednak wolnym od wad. Kiedy tylko wypił uwielbiał bić swojego jedynego synka, który miał tylko niego, bo matka zginęła tak wcześnie, że Rudiger nawet nie pamiętał jak wyglądała. Wolfgang był tak zajęty obroną miasta, piciem i laniem dziecka, że zapomniał go wychować. Nie był dla niego zbyt dobrym przykładem, z którego chłopak czerpał tyle samo co z zasyfionych rynsztoków. Młodzik znając jedynie agresję i przemoc od malucha bił i był bitym. Nie był to jedynie przymus, bo chłopaczyna miał do tego talent. Ojciec wyrzucił go z domu kiedy pewnego dnia chłopak nie dał się już bić i w końcu się postawił.

Od tamtego czasu Rudiger dbał jedynie o swoją reputację zabijaki. Zwykle pracował sam, ale bywało, że komuś udało się zdobyć jego zaufanie. Był on wtedy do końca oddanym towarzyszem potrafiącym dla cudzej sprawy łamać ręce, nogi, a nawet czaszki. Młody oprych zwiedził szmat Imperium szukając złota, sławy i towarzyszy, którym mógłby zaufać. Spotykał takich, ale Ci nieliczni nie żyli na tyle długo aby zdołał się z nimi prawdziwie zżyć.

Pewnego dnia spotkał na swojej drodze wieszcza, który po pijaku wyznał mu, że jego ojciec, Wolfgang Schwartz, nie opłakiwał swojej żony, bo sam ją zabił. Jasnowidz dokładnie opisał jak potężny żołnierz w gniewie masakrował niewinną kobietę. Rudiger nie mógł w to uwierzyć, ale wiedziony instynktem wrócił do Talabheim, znalazł ojca i ubił jak psa. Umierający oficer wyznał Rudigerowi, że wieszcz miał rację, a on nigdy nie żałował zabicia żony. Był skurwysynem, który był obojętny wszystkim poza kumplami z garnizonu. Mimo śmierci swego oprawcy Rudiger nie poczuł ulgi. Czuł ciężki do powstrzymania gniew, a jego głód drogocennego kruszcu był nie mniejszy niż dobre tuzin lat temu. Znowu wyruszył. Tym razem w stronę Księstw Granicznych.


Ekipa, w którą wpasował się Rudiger była - lekko rzekłszy - niecodzienna. Zabijace najbliżej było do Reinmara, którego poznał lata temu w Altdorfie. Zajmowali się podobnymi sprawami, obracali się w tym samym środowisku, a nawet ich kręgosłup moralny był ukształtowany całkiem podobnie. Tacy jak oni rozumieli się niemal bez słów. Wiedzieli, że nikt tak jak oni nie potrafił utrzymać języka za zębami i gówna głęboko w jelitach.

W ekipie był też Samuel Krost, który wychowywał się w rynsztokach Talabheim, a co za tym idzie Rudiger i Kocur znali się od dziecka. Tamte czasy ukształtowały między nimi silną więź, którą rozumiał każdy kto siedział raz czy dwa w podobnym bagnie zwanym bardziej powabnie "życiem na ulicy".

W ekipie nie mogło zabraknąć Dippelta Wollera, z którym Schwartz dobre kilka lat temu ochraniał jeden nieciekawy bar. Mało co tak brata dwóch facetów jak mordobicie po tej samej stronie. Jako wykidajło czasem zapomina się o codziennej rutynie na rzecz pracy, a po niej picia i dupczenia. Dziesiątki karczemnych bijatyk ukształtowały między Dippeltem a Rudigerem więź taktyczną, zgodnie z którą żaden z nich nie musi się upewniać, że "właśnie teraz" przestają gadać i zabierają się za lanie po mordach.

Bardzo ciekawym bohaterem w grupie był Wiadro. Wygolony krasnolud używający grubego, blaszanego wiadra jak hełmu. Mimo iż większości ludzi Khazad wyglądał na debila bez piątej klepki Rudiger polubił go jeszcze za czasów wspólnych odwiedzin w licznych zamczyskach i katakumbach, w których Schwartz polował na kolejne cele, a Wiadro... jak zawsze szukał "troll". Rudiger nawet nie zdziwił się kiedy okazało się, że cała reszta znała krasnoluda nie słabiej niż on. Można nie znać tileańskiego, można nie potrafić czytać lub pisać, można też nie kojarzyć obecnego Imperatora, ale nie znać Wiadra?

Można byłoby uznać, że ekipa kompanów Rudigera była już dość barwna, ale to nie byli wszyscy. Był tam mądry Ulrich Schuhknecht, był niemniej inteligentny krasnolud Snorri Thandol i był niemal legendarny strzelec Roland. Każdy z nich poznał Schwartza w innym okolicznościach. Jakich? O tym już wkrótce...


Festyn Łakomstwa w Thessos nie był pierwszą tego typu imprezą w jakiej Rudiger brał udział. Nie był też zapewne ostatnią. Był jednak na tyle odmienny, że Schwartz zapamięta go pewnie na długie lata. Zaraz po upewnieniu się przez strażników przy bramie do wspomnianej miejscowości, że wojownik nie jest mutantem ten ubrał na głowę głęboki kaptur. Pogoda nie była najlepszą, bo było dość wilgotnie i mglisto, ale Rudiger zdawał się nie zwracać na to uwagi. Ba. To nawet mu sprzyjało. Dlaczego? Musiał się ukryć. Rozpłynąć w powietrzu. Działać z ukrycia.

Otóż w Księstwach Granicznych istniał byt podobny do imperialnych strażników dróg. Posiadali oni własną hierarchię i ścisłe zasady, których musieli się trzymać. Jeden z ich kapitanów, Felix Braun, jakieś dwa lata wcześniej zupełnie przypadkowo został przez Rudigera nakryty na konszachtach z lokalnymi bandytami. Facet celowo omijał patrolowanie pewnych traktów w zamian za udział w łupach. Felix - na nieszczęście Rudigera - zauważył obserwatora i chciał nie tylko go znaleźć, ale i zabić. Rudiger do niedawna nie wiedział czy ma do czynienia ze zwykłym strażnikiem, mytnikiem czy też samozwańczym opiekunem bandy wieśniaków. Musiał działać ostrożnie, ponieważ jego słowo było mało warte bez dostatecznych dowodów. Rzezimieszek normalnie by się w to nie mieszał, ale Felix nie miał pojęcia kim on był. Czemu skorumpowani skurwiele zawsze muszą myśleć, że nie może ich przejrzeć nikt inny jak praworządni wysłańcy Imperatora?

Na domiar złego Rudiger na własną rękę prowadził śledztwo odnośnie śmierci jednego z jego dawnych towarzyszy broni - Oswalda Drinke. Mężczyzna zaginął w dość tajemniczych okolicznościach po tym jak rozstali się w okolicy Gór Szarych aby załatwić kilka prywatnych spraw. Wojownik nie wiedział co się stało, ale po dłuższym grzebaniu okazało się, że jego kumpel zmutował się w jednej karczmie i został zadźgany przez jej bywalców. Śledztwo Schwartza stanęło w miejscu na etapie znalezienia aptekarza, który opiekował się jego kumplem. Póki co Rudiger dowiedział się, że mężczyznę nazywali Elias.

Schwartz planował się ukryć, najeść, wyspać i doprowadzić do najlepszego porządku swój zarost. Pierwszy raz nie mógł chodzić i cieszyć się widokiem pięknych - i chętnych - młodych dziewek tylko dlatego, że szukał go stary grubas z sumiastym wąsem. Rudiger musiał załatwić sprawę szybko i sprawnie. Kto wiedział jak długo zajmie reszcie wpakowanie ich w jeszcze większe bagno...


Gospoda pod Zieloną Latarnią może nie należała do najlepszych w okolicy - prędzej do gorszych w całym księstwie - ale była na tyle szarobura, że Rudiger miał nadzieję nie rzucać się w oczy. Mógł zjeść, napić się i zrealizować wszystko co zaplanował - wliczając chwilę ćwiczeń, golenie się i kąpiel. Szkoda tylko, że Wiadro zdołał w tym czasie sprzedać ich za kolosalną sumę jakiemuś obwiesiowi, który następnie odsprzedał ich górnikom. Tym samym górnikom z Kasos, z którymi nie tak dawno pili i śmiali się. Zanim ktokolwiek się odezwał Rudiger wiedział ilu jest zbrojnych i jak są uzbrojeni. Niemal automatycznie zwracał na to uwagę - tako samo jak na ewentualne wyjścia takie jak okna, klapy i drzwi. Wiedział, że Reinmar, Dippelt i Ulrich również byli gotowi na ewentualne starcie, którego - mając na uwadze niedawne gawiedzi z górnikami - Rudiger wolałby uniknąć. Czy było to jednak możliwe?

Rudiger Schwartz nie należał do ludzi małomównych, ale w tamtej sytuacji słów było aż nadto. Osbern miał się nad czym zastanawiać lawirując między rozsądnym ostrzeżeniem Reinmara i próbą dyplomatycznego rozwiązania sytuacji przez Ulricha. Nie ważne co było awanturnikom pisane Rudi stał chwilę po tym jak Kessel podniósł się z krzesła. Stał spokojnie będąc jednak gotowym na błyskawiczne dobycie swej świetnie wykonanej broni. Żaden z górników chyba nie wątpił, że rzezimieszek posługiwał się swoim toporem cholernie sprawnie. Jednak poza tym Schwartz był też znanym z rozsądku. Dlatego też zajął głos.

- Osbern wyglądasz na rozsądnego człowieka. - stwierdził wojownik spoglądając na swojego byłego pracodawcę. - Wiesz zatem, że jeżeli dojdzie tu i teraz do siekaniny to wielu Twoich polegnie. Może lepiej zapomnieć o całej sprawie i skorzystać z naszej oferty, która brzmi następująco: Zostawiacie nas w wieczystym spokoju, a my pomagamy wam odzyskać złoto. - Rudiger poczekał aż jego słowa dotrą do każdego z górników. - To jak? Wybieramy rozsądek i życie czy zażynamy się bezmyślnie niczym zwierzoludzie?

- Komu szczupaka, dobrzy ludzie? Tylko siedem pensów, taniej przed festynem nie znajdziecie! - przedzierając się przez ludzi Osberna do karczmy wszedł łysawy handlarz ryb, i, najwyraźniej nie zwracając uwagi na napiętą atmosferę, zaczął sprzedawać ludziom towar ze swojego kosza.

- Jeśli chcemy się bić, to nie na ostre. - Ulrich syknął ostrzegawczo do kompanów, wykorzystując chwilę zamieszania, jaką zapewnił im podstarzały handlarz.

- Jeśli się tak boicie, że coś wam się popsuje w kościach od tej roboty to niech krasnoludy spłacą za was dług. Potrzeba swojego rodzaju odwagi, żeby przyznać się do tchórzostwa, Herren. - powiedział Osbern. - Albo wystawcie jednego z was do konkursu obżarstwa.

Nagle wszyscy usłyszeli dźwięk upadającego krzesła. Dippelt wstał na równe nogi, odsuwając przy okazji stół, przy którym siedział. Wskazał palcem na nowoprzybyłych i wydarł się na całą pierś.

Osbern karczemna kurwo! Zjem twoją matkę,
wygram ten konkurs, ciebie zjem na dokładkę!
Spłacę nasz dług, a za resztę złotych błysków
pozbawię cię wszystkich plugawych zębisków.
Wczoraj piliśmy wino z jednej czary.
Dzisiaj wbijasz sztylet między kości szpary.
Uwierz mi, przed wielkim Sigmarem przysięgam,
dodatkowy odbyt mieczem ci wydziergam.

Paskudny ryj wojownika pokrył się nieznacznie śliną, która wydzielała się pomiędzy rymami, a wprawny obserwator zauważyłby, że blizna na głowie Wollera pulsuje razem z każdym wściekłym oddechem. Jeden z wydobywców soli spojrzał wokół, gdy słuchacze skwitowali słowa Dippelta wybuchem szyderczego śmiechu. Zmieszany i dotknięty młodzian umknął chyłkiem z karczmy.
 
Lechu jest offline  
Stary 01-01-2016, 17:36   #7
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
- Podziel się z nami swoim dobrym humorem Osbernie! - Ulrich zawołał przez salę do kostropatego górala. - Bardzo donośnie oznajmiasz, że wyślesz nas do solnej żupy, ale chyba każdy tutaj obecny będzie ciekawy, jak to możliwe, że tylu nieszczęśników z długami na karku tam prowadziłeś, a na miejsce trafiło ledwie kilku. Niemili ci nasi opiekuńczy bogowie, widać to w twoich kaprawych oczach. Ty owrzodzony kultysto, morderco bezbronnych! Z umiłowaniem tarzasz się w świńskich odchodach i plujesz na święte stopy boskich posągów! W rowach pomiędzy Kasos a Thessos gniją splugawione przez ciebie zwłoki niewolników, ty plugawy sługusie Mrocznych Potęg! Twój pan, dziadek ospy i brat szkorbutu, nagrodził cię swoim paskudnym świadectwem, ubrał twoje ciało we wrzody, które są jak sztandar widoczny dla prawych ludzi!

Czterej mężczyźni siedzący pod niską okopconą powałą błyskawicznie zerwali się z krzeseł. Świece rzucały blask na poznaczone krwawymi pręgami ciała.

- Ani kroku dalej! Jesteśmy biczem na zmutowane szumowiny w tym mieście! Obnaż swoje ciało, o urodzony w świetle Morra łotrze!

- Postawię moje pieniądze, że będzie dziesięć trupów - syknął któryś z bywalców.

Podczas gdy Osbern przetrawiał przez chwilę informacje, powstał mężczyzna, który wyróżniał się wśród zgromadzonej w spelunce gawiedzi, jak szary wilk wśród stada nędznych kundli. Był to szczupły mężczyzna o podłużnej, sympatycznej twarzy okolonej krótką, dobrze przystrzyżoną brodą. Przypominał bogatego kupca.

- Herren! Zdaje się, że znam rozwiązanie tej sytuacji, jeśli zgodzicie się mnie wysłuchać.

- Tak! - odpowiedział Osbern, który od razu podchwycił wątek, aby zagrać na czas i rozładować napięcie. - Posłucham. Proszę, powiedz mi, jakiż szalony plan masz w głowie. Może będzie się z czego pośmiać.

Tajemniczy nieznajomy odkaszlnął, by oczyścić gardło.

- Moja karawana zmierza na daleki wschód Starym Jedwabnym Szlakiem. Potrzebuję zbrojnych. Jestem gotów od ciebie odkupić dług Herr Osbernie, a moim nowym towarzyszom zagwarantować, że poza jego odrobieniem zdołają jeszcze trochę zarobić. Co Herren powiedzą na moją propozycję?

- Dla mnie możecie iść nawet Szlakiem Północnym -
burknął Osbern. - Byle korony mnie okrasiły - dodał, uważnie lustrując fanatyków.

Kiedy Snorri zajął miejsce w karczmie wyciągnął swoją księgę anatomii by przy kufelku ciemnego z gęstą pianą przypomnieć sobie rozdział o budowie ludzkiego szkieletu. I pewnie siedziałby tak niewzruszony całą noc gdyby nie Diplett, który poderwał się od stołu i swym rymowaniem sprowadził krasnoluda do rzeczywistości.

- Niezły bajzel - mruknął pod nosem i poczochrał się po bujnej burzy loków, co miał w zwyczaju w podobnych sytuacjach. Oczywiście kiedy jego wojowniczy koledzy pluli, krzyczeli i warczeli, on stał z tyłu i przysłuchiwał się uważnie. Nigdy nie pchał się między młot a kowadło lub między wódkę a zakąskę. Jednak kiedy z tłumu wyłonił się nieznajomy i rzucił swą propozycję, Snorri wykorzystując chwilę milczenia niepozornie dorzucił swoje trzy grosze do dyskusji.

- Skoro nasz rymokleta da wam wycisk w konkursie obżarstwa to o co to całe zamieszanie?

- Nikt nie wygra z Tybaldem! Obżartuch ten żre za czterech! - odezwał się któryś z bywalców, a reszta mu przytaknęła.

- No to pora aby poniósł sromotną klęskę, ponieważ Dippelt jest takim przepadzitkiem, że zje konia z kopytami!

- Hej, czujesz tu ten cholerny smród? - szepnął jakiś obwieś.

- Tak, cuchnie od tamtego martwego krasnoluda - zakapturzony jegomość wskazał na Snorriego.

- On się rusza i gada, nie może być martwy.

- Tak, ale zawsze można to zmienić. Kurduple jedne! Powinno się je schwytać i powiesić. Tylko awanturować się potrafią, bandziory. Jeśli nie straż, to ja się dobiorę do tyłka tego mądrali.

Kiedy słowa zakapturzonej postaci dotarły do uszu krasnoluda, oddech mu przyspieszył. Już miał usiąść udając, że go tu nigdy nie było ale przecież było prostrze rozwiązanie tej sytuacji.

- Panie szlachcicu. Niech Pan coś nieco więcej rzeknie o tematyce swej wyprawy. Nie jesteśmy bydłem dlatego może i nas Pan po prostu namówi by iść przez dzicz chroniąc Pańskiego dobytku.

- Ściany mają uszy, a ja nie chciałbym, żeby ktoś dowiedział się szczegółów o moich planach, krasnoludzie.

- Herr - zwrócił się Osbern do kupca. - Pełna sakiewka i są twoi. Skończmy tę błazenadę.

- A wy - górnik wskazał na fanatyków. - Wyjdźmy stąd. Zobaczymy, czy będziecie równie zabawni, kiedy poczujecie stal oręża.

- To powinno Herr zadowolić - jeden z dwóch osiłków tajemniczego nieznajomego podał Osbernowi sakiewkę. Wymiana obyła się bez brzęku monet - pewnie kamienie szlachetne. Osbern tylko kiwnął głową, pilnie strzegąc swego spojrzenia.

- Wychodzimy - wydobywcy soli wycofali się do wyjścia. Towarzyszył im syk biczów religijnych obłąkańców i ich przekleństwa - żaden jednak nie odważył się wyjść z karczmy.
 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline  
Stary 02-01-2016, 20:47   #8
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację
- Herren, nigdy nie popierałem niewolnictwa, uważając to za praktykę godną jedynie Arabów, ale wygląda na to, że na chwilę obecną należycie do mnie - powiedział kupiec. Jego kasztanowe włosy, starannie wyczesane, lśniły w blasku świec. Powiódł wzrokiem po sali, wypatrując przyjaznych spojrzeń. - Może ktoś mógłby polecić nam jakąś gospodę, w miarę czystą i wygodną, gdzieś niedaleko rzeki?

- Wyjący Pies! - wystrzelił karczmarz, który miał już po dziurki w nosie brutalnych nieokrzesańców.

- Chodźmy więc - zaproponował, przyglądając się awanturnikom z uśmiechem na ustach.

- Wyjący pies? - Reinmar nie potrafił zatrzymać uśmiechu na swojej twarzy. - Świetnie się składa. Zdaje się, że jest tam osoba z którą muszę wymienić parę uwag na temat hazardu.

Usłyszawszy Reinmara, nieznajomy nie zareagował, zupełnie jakby nabrał wprawy w przymykaniu oczy na rzeczy, których wolałby nie oglądać.

Wiadro podszedł do obwiesia, który obraził Snorriego, spojrzał na niego, a potem szybko wsadził sobie dwa paluchy do gardła. Odruch zwany powszechnie wymiotnym, spowodował wyrzucenie prawie całej zawartości żołądka krasnoluda, na ludzkiego gnojka.

- Ty śmierdzieć jak troll - rzekł Wiadro cofając się.

Obrzygany łotr rozdziawił usta. Spurpurowiał cały z gniewu. Któryś z bywalców tarzał się po ziemi ze śmiechu.

- Przeklęty psie! - zagrzmiał. - Wyrwę ci za to serce!

Błysnęła stal łotrów, tötschlagery wykidajłów wzniosły się nad głowami bywalców, gospodarz wyciągnął spod lady nabity garłacz. Zgromadzeni poczęli umykać pospiesznie pod ściany. Uciekający przewrócili kilka świec i spelunka pogrążyła się w półmroku przeszywanym przez trzask wywracanych ław, tupot nóg, wrzaski i przekleństwa zderzających się ze sobą.

Zaambarasowany kupiec przeklął i zaczął wycofywać się do drzwi, gdy ryby zaczęły spadać z nieba - handlarz wyrzucił cały towar w powietrze, a w jego ręku błysnął Henricus Salus. Roland znał tę broń. Wynaleziony przez "Brudnego Henrico" Tagliatelliego z Sartosy, pistolet był czymś pośrednim między wielkim pistoletem a małą armatą.

- Herr nie jest nawet demonem, jest czymś gorszym - syknął “handlarz ryb” do nowego znajomego awanturników, mierząc Henricusem Salusem, gotów wpakować kulę wielkości arkebuzowej w jego pierś.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 03-01-2016, 16:16   #9
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Przepraszam, ale...

Rozległ się huk i z lufy pistoletu rzygnął niewielki kłąb gorącego dymu. Tajemniczy Herr bluznął krwią, prawdziwym potokiem czerwieni i zszokowany padł na deski. Cały jego umysł skoncentrował się na połyskującej krwisto dziurze w ramieniu.

- Ratunku! - wrzeszczał opętańczo, wykręcając się na posadzce.

Na szyi "handlarza ryb" wykwitnął rumieniec, oznaka szpetnego gniewu. Z perspektywy ostatnich kilku sekund strzał nie był dobrą decyzją. Klnąc pod nosem wycofał się w stronę wyjścia, by za chwilę rzucić się do szaleńczej ucieczki.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 04-01-2016 o 18:32.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 04-01-2016, 11:26   #10
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kocur mrugnął dwukrotnie, jakby przeganiając spod powiek resztki szalonego snu. Wszystko wydarzyło się błyskawicznie - wyzwanie w konkursie obżarstwa, pojawienie się tajemniczego kupca i w końcu strzał. Kiedy huknęła broń, Samuel utknął w jakiejś nieszczęsnej czasomazi. Wszystko spowolniło dwu-trzy-czterokrotnie. Ręka sama powędrowała w kierunku pasa, odnajdując rękojeść krótkiego miecza. Nagle wszystko nabrało właściwego tempa. Złodziej błyskawicznie się rozejrzał, oceniając skąd może nadciągnąć zagrożenie. Dostrzegł, że lada moment wokół Wiadra zaroi się od napastników. Przemknął do krasnoluda, stając u jego boku.
- Tamten w rogu mocno przypomina trolla! - krzyknął do towarzysza.
 
ObywatelGranit jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172