|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-01-2016, 18:56 | #11 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Evil_Maniak : 10-01-2016 o 22:59. Powód: Powtórzenia i literówki. |
10-01-2016, 22:18 | #12 |
Reputacja: 1 | Moritz należał do całkiem spostrzegawczych ludzi. Jeżeli dodać do tego jego naturalny niemal talent do plotkowania Wagner był absolutnym fenomenem, który połapał się co się święci nim poprosił o dolewkę do kufla. Byłemu gawędziarzowi nie sposób było odmówić wyobraźni, bo ta malowała przed nim tuzin prawdziwych bogów areny walczących w dole pełnym zmyślnych pułapek, krwi, zębów i rzygowin. Mimo swej wizji czeladnik nie był zawiedziony kiedy zaryglowano drzwi, przesunięto ławy oraz uprzątnięto dywan, spod którego ziała lepką, gościnną ciemnością piwniczka. Piwniczka, w której miały odbyć się tutejsze "igrzyska". Ring wyglądał na całkiem solidny, a wojownicy nie należeli do małych czy słabo umięśnionych. Wagner wiedział, że w walce na pięści zdecydowanie bardziej liczyła się gladiatorska siła i wytrzymałość niż szybkość czy finezja szermierza estalijskiego. Mimo braku skłonności do ekscytacji taką rozrywką kaligraf bardzo szybko i sprawnie zajął dobre miejsce. Korzystał z tego, że jego złota pilnował Kaspar, na którego głowie było uważać na każde, nawet najmniejsze otarcie o pobliskiego mężczyznę, który mógł pozbawić go sakiewki. Wagner powoli kiwał głową kiedy gospodarz przedstawiał zasady tej krwawej rywalizacji. Uważał, że są całkiem rozsądne i ograniczają możliwość zgonu któregoś z wojowników do akceptowalnego minimum. Skupiony początkowo na przedstawieniu "gladiatorów" Moritz niemal instynktownie przeliczał sobie zyski i straty, które mógłby odnieść stawiając na poszczególnych mężczyzn. Zdecydował się jednak nie obstawiać kiedy jeden gość zaproponował mu piwo za dużo lepsze miejsce, które zajął Wagner. Były gawędziarz się zgodził szybko ulatniając się aby po chwili zabłysnąć u boku karczmarza rozlewającego piwo na uboczu. Mimo całkiem podstawnych obaw Kaspara jego kompan nie zamierzał dużo pić. Bynajmniej nie tyle aby brać od przyjaciela kolejne porcje złota. Wagnerowi wystarczyło, że patrzał, śmiał się i kosztował trunku, po którym przyjemnie bujało mu się w głowie. |
10-01-2016, 22:26 | #13 |
Reputacja: 1 | Drzwi zostały zamknięte. Całkowicie. Zaszurał przesuwany w drzwiach rygiel, zaś zgromadzeni goście byli coraz bardziej podekscytowani zbliżającym się wydarzeniem. Mocno nielegalnym, swoją drogą, o czym niepoinformowanemu człowiekowi mogło to uzmysłowić szczelne zamknięcie wejścia. I wyjścia w jednym. Arno do niepoinformowanych nie należał. Wiedział, że walki na pięści nie są legalne w Hergig, choć był to piękny sport, przy którym można było co nieco zarobić. Lub stracić, zależnie od oka i szczęścia. Nie, żeby khazad jakoś wybitnie znał się na owym sporcie. Wiedział o co chodzi, co można, czego nie można, ale nigdy nie walczył w sposób sportowy. Sypnąć komuś piachem w oczy czy chlusnąć piwem, a potem przejść do ataku, to jego działka. Walki z jedną zasadą mówiącą o braku zasad. Nie, żeby był specjalistą, ale kilka walk tego typu stoczył i nie dziwił się, że są nielegalne. Walki na pięści to co innego. Kulturalny, sportowy oklep mordy. Zaczęto rozgarniać stoły i ławy ze środka, następnie zwinięto wielki dywan będący niecodziennym widokiem w gospodzie. Odsłonięto w ten sposób podwójną klapę kryjącą schody na dół, do piwnicy, której mroki rozpraszały pozapalane lampy. A widok, który ukazywały był nadzwyczaj ciekawy. Odgrodzona linami arena mieszcząca dwóch zawodników. Wkrótce karczmarz sam wyszedł na środek objaśniając zasady, jakie będą panowały podczas tego wieczora. Nie były one zaskakujące, bo to przecież był sport. Ciekawszą informacją było to, kto przyjmuje zakłady. Następnie nastąpiła prezentacja zawodników. Josef "Grzmot" Frazerburg był niepokonany od ośmiu wieczorów. To dało do myślenia Arno. Były dwa możliwe wyjaśnienia. Albo jest tak dobry, że prawie nie obrywa, a wtedy warto na niego postawić. Albo jest dobry, ale szczęście w takim wypadku może się od niego odwrócić. Nikt nie może w nieskończoność obrywać i wygrywać. Dwie części do siedmiu za jego wygraną. Tod "Tygrys" Gołot to Sitirlandczyk wyglądający tak, jak nazywał się jego popisowy cios. Młot Sigmara. W żadnym wypadku nie wyglądał na doświadczonego zawodnika, a nawet wręcz przeciwnie. Być może wygląd oderwanego od roli chłopa był mylący, ale khazad nie był przekonany czy na niego postawić pomimo wysokiego przelicznika: trzy do dwóch. Może ze względu właśnie na ten przelicznik. Klaudiusz Gwoździk z kolejnego starcia był nieznany, choć przelicznik to dwie piąte. Wątpliwy kandydat na zwycięstwo. Przynajmniej do prezentacji jego przeciwnika, którym okazał się... Gerhart Krautz będący robotnikiem z Hergig wyceniony na dwa do jednego. Hammerfist nie wiedział co myśleć. Nieznany przeciw robotnikowi. Tej walki postanowił nie obstawiać. Marvel "Cudo" Adolfek rozpoczynał listę zawodników do walki trzeciej. Wedle słów karczmarza był to zawodnik doświadczony, co miało swój wyraz w stawce wynoszącej dwa do piętnastu. To robiło z niego pewnika walki. Deter "Szklana Szczęka" Miner dla porównania wyceniony na cztery do jednego rysował się jako porażka wieczoru. Gnorri Thunderstruck z czwartej walki był krasnoludzkim najemnikiem. Każdy mógł mówić co chciał, ale Arno zamierzał obstawić Gnorriego ze stawką trzy do dwóch. Khazadzi to twarda rasa z urodzenia, a ten to dodatkowo najemnik. Nie będzie łatwo go pobić. Aleksander von Hollifild był ostatnim zawodnikiem wycenionym na dwa do dziewięciu będący byłym mistrzem ringu. Grimm nie był jednak do końca przekonany o uczciwości tego turnieju. Być może się mylił, nie znał lokalu, ale bardzo podejrzanie wyglądały mu te pary. W każdej z nich był zawodnik widocznie faworyzowany przez Cyca. Arno już trochę grał w przeszłości i wiedział, iż takie ułożenie jest podejrzane. Nie omieszkał podzielić się swoim spostrzeżeniem z Alexem jako sprawniejszym w kanciarstwie niż Arno. Szybko dowiedzieli się, iż większość stawia bezpiecznie, na faworytów, w związku z tym karczmarz mógłby zarobić na przegranej faworyta. Jeśli, oczywiście, wpłynęło wystarczająco dużo pieniędzy, zaś to trudno było oszacować. Zakładając, że oberżysta to szuler i ustawia walki, to Grzmot może przegrać. Wiele osób będzie stawiało na aktualnego mistrza ringu. Drugą walkę Arno miał zamiar pominąć. W trzeciej mogłoby być podejrzane, a przy okazji najmniej opłacalne, gdyby Cudo przegrał. Przy założeniu, że przegra również Frazerburg. W ostatniej Hammerfist miał swój typ od początku i przy okazji ewentualny szwindel jest tu najmniej podejrzany. W pierwszej walce khazad stracił postawioną koronę, ponieważ wygrał Grzmot. To jednak nie uniewinniało karczmarza od podejrzenia o szulerstwo, ale fakt pozostał faktem. Tygrys przegrał i utopił złotą koronę. W drugiej wygrał nieznany pokonując robotnika. Gdyby było odwrotnie Arno również by się nie zdziwił. Trzecia walka przyniosła niespodziewane zwycięstwo Szklanej Szczęki, kolejną stratę, a co najważniejsze, podkurwionego, klnącego gospodarza. To była całkiem niezła sugestia świadcząca o uczciwości walk. To Hammerfist postanowił wziąć pod uwagę w półfinale. Czwartą natomiast, zgodnie z przewidywaniami, wygrał Gnorri. Dzięki niemu Arno wygrał trzy złote korony i nie był stratny, co najważniejsze. W półfinałowej walce już nie patrzył na zarobek Kaspera, a jedynie na szanse. Stawki półfinałowe były inne niż ćwierćfinałowe. Tym razem zwycięstwo aktualnego mistrza na każde dziesięć postawionych koron generowało tylko ich trzy. Nowicjusz natomiast dawał dwie korony za każdą postawioną jedną. Szklana szczęka pomimo poprzedniej wygranej nie stał się, ku zmartwieniu Arno, faworytem ze stawką trzy do dwóch. Był nim Gnorri ze stawką dwa do pięciu. Pierwsze z dwóch starć kolejny raz przyniosło wygraną obecnego mistrza, zaś drugie Thunderstrucka. Kolejne zarobione pieniądze to szesnaście szylingów. Atmosfera zagęszczała się przed nadchodzącym finałem wieczoru. Bert był nieźle wstawiony, ale przynajmniej pijaniejał na wesoło. Arno z Alexem i Jost byli sporo do przodu na tych zakładach i noc, póki co, należała do nich. Tłum pod areną zacieśniał się. Tłoczno się robiło, bo każdy chciał mieć nie gorsze miejsce od innych do oglądania tego, czego widzowie wyglądali z niecierpliwością od tygodnia. Mężczyźni w oczekiwaniu na główną walkę zajęci byli głównie rozmową ze znajomymi, przyjaciółmi, piciem browaru. Bardzo wielu patronów miało już nieźle w czubach o tej porze, wielu w kiesie straciło, wielu wygrało. Śmiech mieszał się ze zgrzytaniem zębów. - Wylałeś me piwo kaczanie! - ryknął ze złością ktoś za plecami Strilandczyków, a Arno poczuł jak ktoś go szturchnął ze złością popychając w prawe ramię od tyłu. Wzrostu mniej więcej Winkelowego, o ciężkim do określenia wieku, bo twarz ginęła w gęstej brodzie pokrywającej całe policzki i sumiastych wąsach, mężczyzna patrzył spode łba na krasnoluda. Nie było to ani młokos, ani stary cap, bo zarost nie zdążył za bardzo pokryć się szronem siwizny. * - Nie było celowym to - burknął khazad. - Walka zaraz. Miejsce dobre zająć trzeba - dodał. Tego drugiego nie posłyszał na pewno, choć i czy pierwsze burknięcie doleciało do uszu mężczyzny, wątpliwym było. Odpowiedzią był prawy sierpowy lecący na żuchwę krasnoluda, gdy się Arno odwracał. Facet kompletnie minął się z głową Arno osłoniętą szybką gardą, mało nie upadł chwiejąc pijany. Khazad już zbierał się do szybkiej kontry, nim przeciwnik zdąży złapać równowagę, gdy usłyszał: - Ej… Co jest? - jeden z jego kompanów, nieco trzeźwiejszy próbował wtrącić się miedzy Hammerfista, a skorego do rękoczynów, poszkodowanego właściciela pustego kufla. - Stąd zabierz go. Krzywda mu stać nie musi się, ale razem następnym… - nie dokończył Arno. Facet poklepując po plecach kompana powiedział mu coś przy uchu. Tamten zaśmiał się i otaksował Arno surowym okiem. Potem wyciągnął do krasnoluda wielką grabę na zgodę. - Zdaje się mi, że w ryj obaj zarobić chcą - mruknął do Alexa, po czym również wyciągnął rękę będąc gotowym do obrony. Mężczyzna śmiał się ściskając prawicę krasnoluda. - Krótki mam temperament. - rzekł pijany. - Wszystkie miedziaki straciłem przez tego Szklanego, a ty żeś mi jeszcze kurwa ostatnie piwo wylał - tłumaczył się wesoło. - Następnym razem uważaj chłopie. - facet klepnął krasnoluda w ramię i odwrócił się z kompanami w stronę wychodzących na arenę wojowników. Nie tego się Hammerfist spodziewał, więc natychmiast dłoń powędrowała mu do sakiewki by sprawdzić czy ją ma. Wyglądało jednak na to, iż faktycznie zdarzenie rozeszło się po kościach, ale nie zawracał sobie więcej głowy tym wydarzeniem. Czekała ich walka finałowa. Alex i Jost odpuścili, ale Arno postanowił postawić na Gnorriego trzeci raz. Tym razem jednak tylko jedną, gdyż Grzmot był twardym przeciwnikiem. Widać to było również po przelicznikach. Dwa do jednego dla krasnoluda i dwa do siedmiu na Grzmota. Finalnie jednak Gnorri przegrał. I tak jednak zrobił swoje tego wieczora, gdyż Hammerfist wychodził z piwnicy, bądź co bądź, bogatszy niż wchodził. Popili, pobawili się, a teraz trzeba było udać się na spoczynek. No i odprowadzić pijanego Berta.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
11-01-2016, 01:57 | #14 |
Reputacja: 1 | Miejsce pobytu nieznane przeszłość
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. Ostatnio edytowane przez Baczy : 17-01-2016 o 17:19. |
11-01-2016, 08:17 | #15 |
Northman Reputacja: 1 | Kaldezeit, 2521 roku K.I. Wielkie Księstwo Talabeclandu W "Ziewającym Zającu" przy Starej Leśnej Drodze Strażnik Walter zdawał się być zainteresowany przede wszystkim zdrowiem towarzysza. Rany rozłożonego na łożu zbadał kucharz, który podobno z całej czeredy najlepiej znał się na tym. Łowca zaś zniknął w pokoju zbrodni, skąd wyszedł po kilku minutach i zamówił z karczmarzem kilka słów na boku.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
15-01-2016, 12:16 | #16 |
Reputacja: 1 |
|
17-01-2016, 13:02 | #17 |
Reputacja: 1 | Wagner był już całkiem miło wstawiony kiedy gospodarz - za pośrednictwem ramienia Grimma - poprosił ich na stronę. Byli tam wszyscy. Moritz, Grimm i Kaspar, którzy mimo zmienionego wyglądu i imion nadal trzymali się siebie niczym najbliższe sobie głazy murów stolicy. Czeladnik miał dobre przeczucia, których nie tępił nawet wypity tego wieczoru alkohol. Z lekkim, przyjaznym uśmiechem mężczyzna przeszedł za właścicielem karczmy do jego gabinetu. Po drodze miło było słuchać pełnym wdzięczności słów karczmarza. Były gawędziarz cieszył się, że Grimm ze spokojem podszedł do wcześniej zaistniałej sytuacji. Tym razem ten spokój im się opłacił. Podróżnicy słuchali mężczyzny nie tracąc czujności. Wagner podświadomie czuł, że mężczyzna mówił prawdę, ale w jego mowie było sporo przemilczeń. Biuro gospodarza było całkiem przytulne. Z dobrej jakości meblami, wygodnymi siedziskami i bogato wyposażonym barkiem pomieszczenie nabierało dla Moritza cech wartych cierpliwego wysłuchania tutejszego szefa. Zaraz po tym jak karczmarz usiadł polał podróżnikom dobrej jakości wina. Później zaczął mówić. Były gawędziarz słuchał cierpliwie. Karczmarz miał problem z fikserem, który ustawiał walki w jego lokalu. Wagner od razu przypomniał sobie pierwsze śledztwo ich grupy. Było to jeszcze w Biberhof kiedy oni byli młodymi, nie świadomymi niebezpieczeństw świata wieśniakami. Jeszcze za czasów kiedy był z nimi Eryk... Z transu Moritza wybiły liczby rzucone przez ich przyszłego pracodawcę. Procenty błyskawicznie przelane do mózgu geniusza arytmetycznego zamieniły się w srebro i złoto, które mogli zarobić na walkach Grimma. Były gawędziarz nie liczył jednak na wielki zarobek. Chciał udowodnić sobie i innym, że nadal potrafił porządnie poprowadzić śledztwo prowadzące do ujęcia sprawcy. W końcu miał u boku nie tylko walecznego krasnoluda, ale i roztropnego Kaspara i całkiem obytego w wyższych sferach Alexa, którego powoli, wnikliwie musiał sprawdzić. Robił tak w przypadku pięknego rudzielca czy natchnionego Morryty więc i jego to nie minie. Wyglądał na porządnego gościa, ale kiedy ostatnio na takiego trafili wylądowali w lochu czekając na powieszenie... Za złapanie winnego każdy miał mieć nie tylko darmowy wstęp na walki czy otwarty rachunek na piwo, ale też otrzymać pięć Złotych Koron. Nie tak dużo kiedy nie brać pod uwagę otrzymywanych gratisów i pokrycia kosztów śledztwa - w rozsądnych granicach, rzecz jasna. Człowiek, który był gawędziarzem czytał ludzi jak otwarte księgi. Kiedy patrzał na żebraka wiedział czy ma do czego wracać czy zostawił resztę życia za sobą, a kiedy patrzał na składającego taką ofertę karczmarza wiedział, że... ten nie mówił im wszystkiego. Grał, zakrywał się powagą i złotem, a wszystko po to aby Stirlandczycy nie wiedzieli zbyt wiele. W końcu taka rozrywka była w okolicy zakazana, a ludzie z taką wiedzą jaką mogli posiąść podróżnicy mogliby być dla niego bardzo niebezpieczni. - Oferta jest do rozważenia. Czy wystarczy, że wskażemy winowajcę? Zająć się już nim powinni ludzie pracujący tu. W ramach pokazu siły. - zasugerował Alex. Jednocześnie takie rozwiązanie uwalniało ich od brudnej roboty. Kaspar nigdy nie czuł się mocny w rozwiązywaniu zagadek. Mieli już za sobą kilka takich i niestety - jego osiągnięcia w tej dziedzinie plasowały się blisko zera. - Możemy spróbować. - powiedział zdawkowo. Miał tylko nadzieję, że to nie on będzie musiał stanąć w ringu. Nie sądził, by kolejne złamanie nosa dodało mu urody. Karczmarz powoli kiwnął głową z aprobatą do Kaspara, a potem wzniósł oczy ku Aleksowi. - Nikt nie będzie tu nikogo... - Złamał ołówek na pół i wyrzucił do kosza. - O nauczkę chodzi, acz w tajemnicy, więc nie ma ona być z morałem i pierdolnięciem, ku przestrachu innym, lecz tylko winowajcy, tudzież jego wspólnikom. Więcej mi zależy, aby nikt się nie dowiedział, że moje walki były ustawiane… - mówił spokojnie, ale z naciskiem. - Na razie chcę wiedzieć, kto to robi. Potem, co z tym zrobić, to już się zobaczy, lecz na razie nie byłoby to w zakresie waszych obowiązków. - Szkoda że nie wiemy, kto najwięcej wygrał w prywatnych zakładach. - dodał Kaspar. - Jestem gotów Ci pomóc, przyjacielu. - powiedział Moritz odrywając usta od kielicha z wyśmienitym winem. - Proponuję aby to Grimm stanął w ringu i walczył nie tylko dla poparcia swych umiejętności, ale i dla naszej sprawy. - dodał były gawędziarz melodyjnie. - Nasze wynagrodzenie jednak skłania do interwencji. Nie mam zamiaru Pana naciągać na wyimaginowane wydatki dlatego nalegam aby podnieść nieco naszą gażę. Należy tu pamiętać, że Herr płaci nie tylko za profesjonalizm, ale i niemniej ważną dyskrecję… - Wagner zaczął bawić się kielichem, niby sprawdzając konsystencję trunku, cierpliwie czekając na odpowiedź karczmarza. - Obiecuję, że niezależnie od Pańskiej decyzji temat naszych narad nie opuści tych wilgotnych, gościnnych ścian. Arno zastanawiał się dłuższą chwilę nie będąc pewnym czy to dobry pomysł. Przydepnąć komuś stopę, zdzielić tam, gdzie nieprzyzwoicie. Czasem tak się wygrywało jak inaczej nie dało rady. Ale i tak się przegrywało. Ponadto dziesięć procent od utargu brzmiało nieźle, choć mocno niekonkretnie, jak na gust Khazada. Nie potrafił oszacować ile to jest. A pięć koron za złapanie? Niewiele jak na potencjalne straty. Nic jednak na razie nie mówił. Wolał, by najpierw wypowiedziała się reszta. Jeśli on się zgodzi, to praktycznie interes będzie przybity. Jeśli pojawią się jakieś wątpliwości, to najlepiej przed tym, jak się odezwie. - Więcej złota? Już oferuję mały majątek. - Nie podobało mu się targowanie za bardzo. - Znajdziecie winnego, dodam dziesięć koron do podziału, ale nie znajdziecie… zapłatę nic. - Nie boczcie, Herr Kaspar, się. Wagner oko bystre ma i doświadczenie niemałe. Stąd słowa jego. Mnie oferta wasza pasuje całkiem, choć uprzedzić muszę, że w walkach na pięści udziału przyjemności brać nie miałem. Trener potrzebny bardzo będzie. Zacząć mamy kiedy? - zapytał Grimm. - Porażki nie biorę pod uwagę, Mości Panie - powiedział czeladnik, po czym wypił wino jednym haustem. - Ostatni trunek do czasu znalezienia winnego. - dodał całkowicie poważnie. - Dobry pomysł. - powiedział Kaspar, nie do końca dowierzając Moritzowi. - Oho… To trenera uprzedzić możecie, że lekcji dużo dawać nie będzie. - skomentował Hammerfist z bezczelnym uśmiechem skierowanym w stronę Berta. |
17-01-2016, 15:35 | #18 |
Administrator Reputacja: 1 | Zaproszenie na rozmowę nie było, na szczęście, próbą oskubania szczęśliwych zwycięzców z ich wygranej. A że cała, przedstawiona przez karczmarza sytuacja, była dla właściciela 'Cyca' niemiłą i niewygodną, to Kapar potrafił pojąć i to aż za dobrze. To było tak jak z panną na wsi - jeśli dobrą opinię straciła, to nijak jej odzyskać już nie mogła, nawet jeśli to była li tylko potwarz, przez jakąś zawistnicę czy też odprawionego z kwitkiem starającego się rzucona. Z 'Młodym Cycem' tak samo było - nikt złamanego miedziaka nie postawi, gdy wieść się rozniesie, że walki uczciwe nie są. Tak jak to ze 'Szklaną Szczęką' było. Ktoś musiał sowicie Adolfka opłacić, by ten się w walce podłożył. Dużo większą kwotę trzeba było wyłożyć, niż ewentualna wygrana w turnieju. Wszak nikt, kto w swe zwycięstwo nie wierzy, nie staje w szranki. Kto lubi, że go po pysku piorą? Nikt zapewne, kto ma wszystkie klepki w głowie. Z drugiej strony... bokserzy mogą mieć je nieźle poprzestawiane. Samo zadanie nie wyglądało na zbyt skomplikowane - wymagało tylko czasu, cierpliwości, tudzież paru zwycięstw, które miałby odnieść Grimm. W końcu kto usiłowałby przekupić zawodnika, który nie odnosi zwycięstw... Cierpliwości Kaspar miał w sobie dosyć. Tak przynajmniej sam siebie oceniał. Mógł czekać. I mógł nawet od czasu do czasu obstawić. I, oczywiście, głośno dopingować 'swojego' zawodnika, demonstrując przy okazji swoją z nim zażyłość. A nuż ktoś zechce za jego właśnie pośrednictwem spróbować przekupstwa. - Kto, poza nami, będzie o wszystkim wiedzieć? - spytał. - Najlepiej by było, gdyby nikt. Za wstęp zapłacimy sami, potem się rozliczymy. Może też dobrze by było, gdyby kto z nas pozory stworzył, iż złota dużo potrzebuje. |
17-01-2016, 17:17 | #19 |
Reputacja: 1 | Miejsce pobytu nieznane przeszłość
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
18-01-2016, 01:21 | #20 |
Reputacja: 1 | Wieczór się udał. Nie przegrali, a nawet wygrali kilka monet. Wyglądało na to, że reszta wieczoru upłynie spokojnie, lecz niespodziewanie do swojego gabinetu poprosił ich karczmarz. Ponownie zeszli na najniższy poziom i ominęli ring. Dotarli na koniec pomieszczenia i to było właśnie ich miejsce docelowe. Widać było, iż właściciel całkiem nieźle zarabiał na zakładach, o czym świadczyły między innymi dębowe meble oraz ciepły wystrój. Milczący khazad zasiadł na zaproponowanym przez gospodarza krześle, a poczęstował ich winem. Choć Arno wolał konkretne napitki, bo po takich produkcjach, to tylko bólu głowy można był się nabawić, to nie odmówił. Tak na prawdę, to w ogóle nie chciał wiele mówić, a przynajmniej do czasu. Najpierw chciał, by wypowiedzieli się jego towarzysze, ponieważ to on miał zająć miejsce w ringu. Jeśli zbyt szybko się zgodzi, zaś jego towarzysze będą mieli jakieś zarzuty, to praktycznie wytrąci im broń z ręki. Choć Hammerfist nigdy nie walczył na pięści i preferował walkę skuteczną nad czystą, to był gotów się zgodzić, choć nie do końca był przekonany ile to jest dziesięć procent z nocnych zarobków. Gdy tylko wszyscy się wypowiedzieli Grimm również zabrał głos. Naturalnie z wyraził chęć wykrycia szulera oraz udziału w organizowanych zawodach, natomiast treningi miał zacząć od dnia następnego. Kiedy tylko zakończyli rozmowę z organizatorem nielegalnych walk, Arno miał zamiar udać się do swojego pokoju. W końcu musiał odpocząć, zaś wczesnym rankiem ponownie przybędzie do gospody.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |