lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP] Królestwa Renegatów: Awanturnicy, Zdobywcy i Królowie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15743-wfrp-krolestwa-renegatow-awanturnicy-zdobywcy-i-krolowie.html)

Gerappa92 17-01-2016 21:36

- Ja mu pomogę! Znam się na tym! - wołał Snorri oddalając się czym prędzej od oprychów. Nawet ściągał już z siebie swoją marynarkę, którą zamierzał prowizorycznie zatamować krwotok postrzelonego. Nie odwracał się za siebie, choć słyszał za sobą kroki.

Kiedy doszedł do biedaka cmoknął zniesmaczony. Chciał obejrzeć ranę, uważał, że trzeba jak najszybciej ją zatamować. Rozerwał koszulę człowieka i przyłożył swoją marynarkę do rany by zatrzymać rozlew krwi.

- Wody! Szmaty! Pogoń służki karczmarzu!

Lechu 17-01-2016 23:31

Tamtego dnia w tej karczmie działy się naprawdę dziwne rzeczy. Zwykle stroniący od starć Kocur walczył niemniej zajadle niż zabójca trolli, który - mimo iż bez honoru - ruszył na pomoc swemu brodatemu bratu! Sam Snorri krzyczał lecąc na ratunek kupcowi - niby nie zdając sobie sprawy z pobliskiego zagrożenia. To była rzeź! Lada moment miały zacząć fruwać pierwsze flaki. I mimo iż Kocur walczył dzielnie to pierwszy z oprychów nie padł pod jego potężnym atakiem.

Niby przeciwnik powinien już leżeć, a jednak opatrzność wiedziała, że zabić człowieka nie jest tak łatwo. Biedy Samuel mógłby mieć koszmary co nie groziło takiemu wojowi jak Rudiger. Schwartz co prawda wolał unikać rozlewu krwi - dlatego pierwotnie walczył rękawicą - jednak kiedy przeciwnik sięgał po ciężkie żelazo... nie mógł mu odmówić i w tego opancerzonej już łapie pojawiał się topór.

Plan rzezimieszka na najbliższe sekundy był prosty: Atakować przeciwnika aż ten nie będzie leżał skąpany we własnej krwi. Kiedyś ktoś mądry mu powiedział, że ran na świecie jest więcej niż bandaży dlatego też... wszystkich i tak nie udałoby się pocerować.

Asmodian 19-01-2016 11:35

- Kocham tę robotę - mruknął Reinmar rzucając się w wir walki. Robiło się interesująco, szczególnie pośrodku knajpy, gdzie zbiry walczyły się z dołączającymi po kolei towarzyszami rzezimieszka. Smród rzygowin zmieszał się z juchą, która trysnęła po ciosie Krosta. Błysnął topór Rudigera. Coś mignęło przed oczami Reinmara i głucho plasnęło o ścianę.

Z kłębowiska wypadł Snorri, który najwyraźniej zamierzał pomóc postrzelonemu nieznajomemu. Reinmar widział jednak zbira, który jak sęp uczepiony ofiary podążył za Snorrim. Zbir zwęszył najwyraźniej łatwy łup, bo khazad na wojownika nie wyglądał. To nie było w porządku więc Reinmar postanowił wyrównać nieco szanse. Podkute buty z ostrogami załomotały po drewnianej podłodze kiedy wskoczył między zbira a jego łup, wypuszczając tarczę do przodu. Głuche łupnięcie krótkiego miecza wstrząsnęło tarczą i ramieniem rzezimieszka który szybko odrzucił klingę przeciwnika w tył. Następnie wypuścił wredne cięcie pałaszem z pod tarczy na wysokości pasa łotrzyka. Wielu ludzi szukało po takim cięciu swoich flaków na podłodze. Lub swoich klejnotów. Jękliwy dźwięk stali rozszedł się po karczmie, kiedy ostrze pałasza zetknęło się z krótkim mieczem łotra.
Ten zwinnie uniknął zwarcia i oddał cios charcząc cicho. Może był nienawykły do wysiłku, a może tanie piwsko robiło już swoje? Reinmar nie zamierzał tego roztrząsać i odbił cios uderzeniem rotelli. Nie zamierzał czekać i przyspieszył z atakiem, chcąc wykorzystać przewagę. Uderzał raz za razem, szukając otwarcia w słabnącej obronie zbira.

Matyjasz 19-01-2016 13:43

Coś Rolandowi podpowiadało, że coś jest nie tak. Wygrywali te starcie, co nie dziwiło. Dwóch przeciwko ich grupie to wyższy poziom idiotyzmu i nie byłby pewnie wstanie nawet zdążyć pomóc walczącym nim rozróba się skończy.

Wiedziony instynktem postanowił zająć się swoją robotą, czyli zwiadowcy. Miasto nie było jego żywiołem jednak zasady zawsze są te same. Wypatrzyć zagrożenie, zanim ono wypatrzy ich lub co gorsza zbliży się na zasięg strzału.

Wyciągnął pistolet i nie tracąc czasu ruszył w stronę drzwi.

Evil_Maniak 19-01-2016 14:57

Dippelt usłyszawszy szuranie mebli na piętrze mógł sobie jedynie wyobrazić jakieś dodatkowe zagrożenie czające się na piętrze budynku. Mało prawdopodobne, aby ktoś tworzył barykadę, raczej ktoś w pośpiechu przesuwał sprzęty, aby szybko zbiec na parter. Ochroniarz zmarszczył twarz pokrytą bliznami. Zaczęła go też boleć czaszka, jak zwykle w chwilach kiedy zaczynał się denerwować.

Woeller spojrzał swoim chłodnym spojrzeniem po karczmie i przyjrzał się wrzeszczącym fanatykom. Dippelt w swoich wyznaniach był bardzo liberalny, wybierał raczej to co było mu przydatne w danej chwili, także w tej chwili popełnił małą modlitwę Sigmarowi. Religijni maniacy zdawali przygotowywać się do walki, bez względu na jej zasadność. Chłopak poluźnił uścisk na kastecie, a następnie wyciągnął miecz kierując sztych ku biczownikom.

Koniec tego dobrego, koniec hulanki,
mam już dość tej bezmyślnej napierdalanki!
Wykurwiać z karczmy i to w podskokach,
lub was utopie w waszych własnych sokach!

Ochroniarz ryknął gniewnie na wrzeszczących idiotów. Liczył na to, że jego facjata ponownie tego dnia uchroni od niepotrzebnego rozlewu krwi, ale głęboko w kościach i pod metalową płytką czuł, że jest to niczym rzucanie grochem o ścianę. Rozgotowanym grochem. Dippelt przybrał swoją najgroźniejszą minę i przygotował się do walki w obronie towarzyszy.

Fyrskar 19-01-2016 22:28

Bijatyka wymknęła się spod kontroli, zmieniając w rąbaninę i Ulrichowi pozostało jedynie liczyć na to, że grosz który dał karczmarzowi wystarczy, by obyło się bez wzywania straży. Od jatki na środku i zainteresowała bardziej zainteresowały dyletanta zakazane mordy za oknem i szuranie na piętrze. Wyglądało na to, że właśnie zamknęły się przed nimi obie najbardziej oczywiste drogi ucieczki.

- Gospodarzu! - zawołał w kierunku zbrojnej w garłacz kotary. - Nie ma tu kuchennych drzwi, które mogłoby nam uchylić trochę złota w twojej sakiewce.

- Kurczaczki Osberna pouciekają, kiedy heretyk we własnej osobie padnie! - krzyknął do flagellantów. Liczył, że kilka nieopatrznych słów Dippelta nie odbierze im najlepszej osłony ucieczki, jaką była banda religijnych oszołomów.

Lord Cluttermonkey 20-01-2016 22:41

- Dawajcie monety i wynocha mi stąd! - odpowiedział karczmarz Ulrichowi, odchylając kotarę i wskazując garłaczem drogę. Tego wieczora oberżysta miał z nerwów stracić resztki włosów - nic dziwnego, że miał już dość.

Samuel rzucił się na łotra niczym zdziczały kocur. Walczył tak, jak na zbója przystało - nie zamierzał ściąć obrzyganej głowy, tylko zrobić kilka dziur w brzuchu rzezimieszka, jeśli wrodzona szybkość pozwoli. A tam, gdzie nie mógł dotrzeć finezyjny oręż Talabeclandczyka, pojawiał się okrutny topór Rudigera - broń stworzona do zadawania przeraźliwej śmierci.

Zabijaka wykorzystał moment, kiedy opryszek stanął zmieszany szaleńczym natarciem niepozornego Samuela. Pod okopconą powałą rozległo się głuche plaśnięcie rozcinanego mięsa, krzyk tak przeraźliwy, że Ulrich niemal zsunął się ze stołka. Obrzygany łotr przycisnął dłonią głowę w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą miał kalafiorowate ucho. Zakrwawiony, zapłakany i spurpurowiały z gniewu po raz ostatni próbował przechylić szalę zwycięstwa na swą stronę, rozpaczliwie tnąc powietrze przed Rudigerem, po czym padł na deski Zielonej Latarni ze zgruchotanym przez topór kolanem. Dumny Schwartz spojrzał na zakrwawiony oręż. Po raz kolejny przez umysł przebiegła mu myśl, że dopóki będzie miał swój topór, sam zatroszczy się o siebie w tej grze zwanej życiem.

Snorri wymienił porozumiewawcze spojrzenie z nosatym ochroniarzem - oboje próbowali pomóc tej samej osobie, choć mięśniak czynił to pewnie z pobudek materialnych, a krasnolud? Nie miał okazji nad tym zbyt długo rozmyślać. Zaczął wyciągać ręce z rękawow kaftana, gdy nagle poczuł w całym ramieniu przenikliwe nienaturalne drętwienie, a na plecach paraliżujący wręcz chłód. Zamarł niezdecydowany, pewien, że każdy ruch przyniesie mu śmierć. Wymienił spojrzenie z pędzącymi mu na pomoc kompanami. Bicie serca później padł bez zmysłów, porażony płazem zbójeckiego miecza.

Groźne, zgrzytliwe rymy Dippelta zasiały zwątpienie w rozpalonych sercach skorych do agresji pokutników. Roland z nabitym pistoletem i stoickim spokojem zaczął lawirować między poprzewracanymi krzesłami, pogiętymi kuflami i piwno-gulaszowymi kałużami, gdy potraktowane kopniakiem drewniane drzwi odskoczyły z donośnym huknięciem, nieomal nie wypadając z zardzewiałych zawiasów.

- Dajcie nam jeden dobry powód, dla którego nie powinniśmy nakarmić psów waszymi parszywymi jęzorami - rzucił nienawistnie Osbern, stary jak grzech i jeszcze bardziej przebiegły. - Brać ich!


Komtur 20-01-2016 23:33

Wiadro widząc jak pobratymiec pada nieprzytomny zawył niczym pies. Nie namyślając się wiele, błyskawicznie dopadł do Snorriego i uniósł go na ręce. Szalony zabójca trolli zadziałał tak jakby był w jakimś transie dającym mu nadludzkie siły i niczym rycerz ratujący swą ukochaną, zaczął biec w kierunku który wskazał karczmarz.

Evil_Maniak 21-01-2016 14:03

Woeller usłyszawszy głos Osberna zrobił pierwszą rzecz jaka mu przyszła do głowy. Zręcznymi palcami dosięgnął uwieszonego przy pasie toporka. Idealnie wyważonego toporka stworzonego do rzucania. Podrzucił go nieznacznie znajdując środek ciężkości i rzucił nim celując w tą kaprawą szmatę, sprzedajną dziwkę, zasranego goblina, Osberna. Toporek wychodząc z ręki zaczął zataczać koła wokół własnej osi pędząc z ogromną siłą w kierunku rozjuszonego tłumu. Nawet jeżeli nie trafi szefa bandy to któryś z jego przydupników może oberwać ostrzem, a w najgorszym wypadku zwolni to trochę pościg.

Dippelt nie miał czasu skupiać się czy topór dosięgnie swojego celu. Ruszył biegiem ku odsłoniętej kotarze za karczemnym blatem.

ObywatelGranit 21-01-2016 14:31

- Dobra spokój... - złodziej rzucił mruknął pod nosem. Przez parę chwil udawało mu się zgrywać wielkiego rębajłe, ale dość już tych cyrków. Fortuna to niewdzięczna suka i lepiej nie nadwyrężać jej uprzejmości. Czując nagromadzoną w powietrzu mieszankę testosteronu, alkoholu i nutę wymiocin Wiadra, Samuel podjął swoją decyzję. Ktoś dźwignął Snoriego, co upewniło go w zamiarze. Nie czekając na odpowiedź przeciwników rzucił się w stronę uchylonej kotary. Pędząc lawirował między przewróconymi koziołkami i walającymi się wszędzie kuflami. Miał nadzieję (gorącą nadzieję), że podczas "taktycznego odwrotu" nie przetrąci sobie karku.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172