Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2016, 15:26   #121
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Severus & Dziadek

Severus siedział jak zwykle na uboczu, bawiąc się i karmiąc swoją fretkę. Co jakiś czas dawał jej się polizać po twarzy, przy czym czule wciąż ją głaskał. Akolita niezbyt chętnie udzielał się w towarzystwie, patrząc tylko z boku na swoich towarzyszy. Ostatnie wydarzenia zdawały się że odcisnęły na nim mocniejsze piętno. Podróż ta, jakby sprawiła że postarzał się o kilka lat. A może to wzrok. Stał się bardziej chłodny i zimny. I w ten sposób spoglądał z boku w płonący ogień ogniska.

Od dłuższego już czasu Severus odczuwał na sobie wnikliwe spojrzenie Dziadka Rybaka. Również teraz, kiedy odwrócił głowę w stronę starca, ten przyglądał mu się, mrużąc oczy. Już wcześniej wydawało mu się, że jest przezeń obserwowany. Kiedy tylko opuścili drzewo wisielców, kilkakrotnie ich wzrok krzyżował się, ni to wrogo, ni przyjaźnie, a badawczo właśnie.
Tym razem jednak Dziadek Rybak nie odwracając wzroku, wymacał leżący obok kij, który służył mu za dodatkową podporę i stawiając go pionowo usiłował się podnieść. Zryw wywołał grymas bólu na jego twarzy oraz zawroty głowy, które po uderzeniu w potylicę podczas walki z minotaurami, nasiliły się teraz znacznie. Bezsilny legł z powrotem i chwytając się jedną ręką za głowę, próbował zatrzymać wirujący mu przed oczami obraz. Nie było z nim dobrze, aż dziw bierze, jak dotąd zdołał dotrzymać kroku. Gdyby nie wyryte głębokimi bruzdami uczucie załamania na jego twarzy, byłby to niezwykle żałosny widok.

Severus nie należał do osób rozmownych, więc tylko nie śmiało skinął głową i uśmiechnął się do starca. Widząc że ten próbował wstać, pokręcił tylko głową, jakby chciał dać znać Dziadkowi że lepiej było by by ten siedział niż wstawał. Sam po chwili ruszył ku niemu, by spocząć niedaleko.
- Mocno oberwałeś. Lepiej nie wstawaj - rzekł cicho.
Marta w tym czasie wyjrzała zza pazuchy i usiadła na ramieniu akolity. Patrzyła się przez chwilę na “Rybaka” by po chwili schować się koło ręki, swojego pana. Ten odwrócił wzrok od siedzącego obok niego mężczyzny, i znów oczy utkwiły w tlącym się ognisku.

- Tak, zaiste, tak, tak... – Pyotr machnął dłonią, jakby odtrącając natrętną muchę i umilkł.
Siedzieli czas jakiś wpatrując się w trawiący chrust ogień. Odezwał się ponownie dopiero po dłuższej chwili, dokładając chrustu do ogniska.
- Powinniśmy byli spalić to drzewo - w zamyśleniu rzucił bardziej do siebie, niż do Severusa. miał na myśli oczywiście miejsca kaźni, gdzie bestialsko zamordowano wiele dzieci i kobiet z Krausnick.

Powinniśmy - zgodził się Severus, nie odwracając wzroku od ognia - nie było jednak na to czasu. I tak pozostała nas garstka. Lambert. Głupiec i fanatyk. Widziałem w jego oczach ten błysk. Jest blisko tej linii, po której przekroczeniu, ślepa wiara zastępuje rozum i logikę.

- Nie pierwszy raz spotykasz takich jak on... - Pyotr bardziej stwierdził niż zapytał - tak… ja również. Wiedziałem o tym już kiedym go pierwszy raz ujrzał…przestrzegałem Katarinę... powiedz mi młodzieńcze, kimże jesteś?

Gdy padło to pytanie wzrok akolity stał się jeszcze bardziej chłodny. Wręcz lodowaty. Spojrzał prosto w oczy Pyotrowi i przez chwilę tak się wpatrywał. A potem uśmiechnął się szeroko i rzekł:
-Sługą Bożym. Sługą Imperium. Nikim więcej. - odpowiedział krótko Severus.

Pyotr podjął spojrzenie akolity, oczyma bez emocji. Z jakiegoś powodu do końca nie wierzył w słowa Severusa. Spróbował więc z innej strony.
- Mawiają, że tam, pod drzewem… w miejscu… - słowa Dziadka Rybaka przychodziły z trudem. Było to wspomnienie, o którym z pewnością, gdyby tylko było to możliwe, wolałby zapomnieć - … w miejscu kaźni… Powiadają, że nie tylko ja zostałem zmożony niemocą, jeno trzy osoby, w tym ty Severusie. Masz świadomość co tam się wydarzyło?

Severus opuścił wzrok, i wbił go w ziemię. Ważył słowa, i zastanawiał się nad tym co ma powiedzieć.
- Nie mi jest dane oceniać to co się wydarzyło. Sigmar czuwał nad nami, i to z jego pomocą, udało wam się otrząsnąć z tej niemocy. Ja byłem tylko narzędziem w Jego rękach - uśmiech lekki pojawił się na twarzy młodzieńca. Marta w tym czasie wyjrzała zza pazuchy w poszukiwaniu jedzenia. - A według Ciebie co się wydarzyło?

- Ragush Krwawy-Róg wieszał już całe wioski w ten sposób. Widział żem jedną z nich. Kto wie jakie plugawe rytuały tam i tu odprawiono, jeno pewnym jest, że nie bez efektu. - zrobił pauzę by przemyśleć, czy powinien kontynuować.

Dalsze słowa, które wypowiedział Pyotr Koldun były zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę kim był- zwykłym wioskowych starcem. Oczywiście Severus podejrzewał Pyotra o proste praktyki magiczne, ale nawet to nie tłumaczyło tych słów.
- W tym miejscu świat ładu i chaosu zbiegły się ze sobą. Kiedym padł zmożony niemocą, spaczeń karmił się mym strachem.... w tym miejscu mogły zrodzić się demony…

- Być może jest tak jak mówisz. Nie mi to oceniać. O magii wiem tyle co mi mistrzowie przekazali na naukach, ale wiedza ta jest skąpa. Każda moc niesie ze sobą siłę i potęgę, ale nie każdy zdaje sobie sprawę Pyotrze, że z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność - odparł spokojnie Severus

Dziadek Rybak zmarszczył czoło w zastanowieniu, gdzieś już słyszał te słowa, lecz nie mógł sobie przypomnieć od kogo i gdzie.
- Mierzymy się z siłami, które nas przerastają. Nie powinniśmy iść dalej. Za stary jestem, za stary…

- Twój czas jeszcze nie nadszedł starcze, ale faktycznie odważnyś że udał się w tą wyprawę. Baczaj jeno jak spotkamy znów Lamberta na niego. Na stos Ciebie i Katrinę nie chybnie wyśle - ostrzegł go akolita.

Starzec zaśmiał się cicho, po czym rozkaszlał, a uspokoiwszy się rzekł:
- Nie ma powodu by szykował na mnie stos. Wiem wiele, prawda, ale to nie magia. Dość widziałem by się jej wystrzegać - spoważniał nagle - nie… nie… to nie o mnie trzeba się martwić, lecz o Katarinę. Uparte dziewczę, nie rozumie z czym igra. -wymawiając ostatnie słowa, starzec patrzył na rozmawiającą Katarinę z Schulzem - … ale to dobre dziecko.

- Dla niego...wystarczy - uprzedził po raz ostatni Severus, bowiem dla niego ten temat był już zamknięty - A co do dziewczyny. Pilnuj jej. To co robi jest niebezpieczne. Niektórzy powiedzieli by, że kroczy drogą prowadzącą ku herezji - ton głosu akolity ponownie stał się zimny i ostry niczym brzytwa. - Co cię nakłoniło byś ruszył z nimi ? - zapytał zaciekawiony.

Pyotr znów utkwił wzrok w płomieniach ogniska. Oczy rozbłysły, jakby coś tam dojrzał, lecz nie odpowiedział nic jasnowłosemu młodzieńcowi.

Akolita skinął głową rozumiejąc że starzec nie chce o tym mówić. Każdy miał takie rzeczy,które lepiej było zostawić w spokoju. Wstał więc bowiem i tak rozmowa miała dobiec końca. Nim jednak się oddalił rzekł:
- Pilnuj dziewczyny. Pilnuj - ostrzegł bowiem wiedział po jak cienkiej linii ona stąpa - To czego doświadczyłeś przy drzewie, było tylko malutkim pokazem jak wygląda droga z której nie ma odwrotu. Raz nas Młotodzierżca ocalił lecz Bogowie bywają kapryśni. Nie zasługujemy na jego większą uwagę bo kim jesteśmy… - zadał pytanie na które nie oczekiwał odpowiedzi. Zostawił tak Dziadka samego z jego myślami.

Severus & Katrina

Został sam. Siedzący w cieniu. Przyglądający się wszystkim z boku. Tak było łatwiej i prościej. Przyjaźnie, romanse czy dłuższe znajomości nie wchodziły dla niego w grę. Był sługą Imperium. Miał swój cel i choć początkowo wydawało się, że Lambert odwali za niego całą robotę, to okoliczności lekko skomplikowały sprawę. Sigmarita zdawał się schodzić na ścieżkę obłędu, bowiem ...
Jego myśli zostały przerwane przez nagłe pojawienie się gościa, który nie spodziewanie odezwał się:

- Nie mam pojęcia dlaczego poszedłeś za nami - Kislevitka oschle rzuciła w stronę Severusa chłodno na niego spoglądając - Miałeś większe szanse na przeżycie idąc wraz z tamtym sigmarytą, więc jest to mocno podejrzane.
- Ale ja nie zostawiam ludzi w potrzebie - dodała wracając do swojego zwyczajnego, łagodnego tonu i westchnęła głośno. Podała mu miskę z jedzeniem - Masz, posil się. Szybciej dojdziesz do siebie.

Wzrok Severusa gdy spojrzał na dziewczynę był lodowaty, ale jego uśmiech złagodził jego ponury wygląd. W milczeniu wziął miskę z jedzeniem.
- Kiedyś zostawisz. Każdy zostawia. Liczy się w końcu jedno. Przeżycie - słowa jego zdawały się być ponure, a wymawiał je jakby nie mówił do Katariny, tylko gdzieś przed siebie. Czemu poszedł za nimi. Sam nie wiedział tego, więc pominął temat milczeniem.

- Już zostawiłam i nie chcę tego zrobić kolejny raz. Okropne uczucie, wiesz? - przykucnęła obok niego spoglądając mu w oczy. Nie było w nim wrogości.
- Kim jesteś? Magiem z kolegium? Na kapłana mi nie wyglądasz - zapytała po chwili łamiąc nieprzyjemną ciszę, która między nimi zaległa.

Severus zaśmiał się głośno. Naprawdę głośno.
- Oczywiście. Samym Arcymagiem - puścił do niej oko i ściszając głos dodał konspiracyjnie - I zaraz Cię zaczaruję. I będziesz pod moim wpływem - ostatnie słowa specjalnie przeciągał. Nawet Marta wyjrzała zza pazuchy i zaczęła obwąchiwać dziewczynę. Fretka robiła to ostrożnie jakby nie ufała nieznajomej - A jak do liczę do trzech to zaczniesz nam tu tańczyć nago - zakończył puentą. Było po raz pierwszy widać, jak młodzieniec się uśmiecha.

Dziewczyna zaś z ciekawością spojrzała na przyglądające się jej zwierzę. Nawet zrobiła swą ręką taki ruch, jakby chciała je pogłaskać palcem, ale szybko ją cofnęła.
- Wiesz, tańczyć bym mogła, ale w ubraniach. Jest za zimno - kącik jej ust drgnął w uśmiechu, ale nic poza tym - Jednak wysunęłam swoje pytanie dlatego, że widziałam cię w swoich majakach pod drzewem wisielców - lekko się zarumieniła tak, jakby mówiła o czymś zbyt osobistym - Odpędziłeś demony. Ja.... Dziękuję. Kimkolwiek jesteś.
- W sumie cieszę się, że trochę ci weselej. Nastrój jest dość... trupi.

- Jestem sługą bożym i Imperium. Nikim więcej. Sigmarowi dziękuj. Nie mi - odparł spokojnie Severus, biorąc Martę na ręce - Chcesz pogłaskać? Nie ugryzie - ponownie lekko uśmiechnął.

- Skromnyś. Aż dziwne jak na "imperialnego sługę" - zmrużyła oczy tak jakby coś podejrzewała, ale chwilę później się zaśmiała.
- Chcę - odwzajemniła uśmiech i wyciągnęła ponownie swą dłoń, by pogłaskać fretkę - Mam nadzieję, że nie będzie zła.

Fretka nieufnie wysunęła pyszczek, ale koniec końców dała się pogłaskać. Gdy tylko dłoń dziewczyny dotknęła jej futerka, zwierzę delikatnie zmrużyło oczy. Jakby podobał się jej dotyk dziewczyny.
- Chyba Cię polubiła - rzekł z lekkim uśmiechem - Tylko teraz uważaj, bo może wieczorami przychodzić do Ciebie do twego śpiworu.

- Rany, urocza jest - powiedziała zafascynowana zwierzęciem - Nawet mi to nie będzie przeszkadzać, ale... Ech.
Prawie natychmiast posmutniała, kiedy znów pojawiło się wspomnienie o drzewie wisielców. Odsunęła się lekko od Severusa i wstała.
- Wybacz, muszę się zająć ogniskiem - wycofała się delikatnie i odeszła na zupełnie drugą stronę obozu.

Severus bacznie przyglądał się Katrinie. Bardzo bacznie, a gdy ta oddalała się jego uśmiechnięty wzrok znikł. Pozostał chłód i zimno, które biło z niego. Chaos, wyciągał ku niej swoje macki. Zawsze tak było. Wyciągał po każdego z nich. I Sigmar mu świadkiem, że nie pozwoli by ktokolwiek z nich, odwrócił się do Imperatora i Imperium.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 26-03-2016, 17:49   #122
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
-Żołnierz Jerzy bronił wieży,
Przed najazdem złych rycerzy,
Dwóch zastrzelił z garłacza,
Trzech oblepił smołą,
Pięciu zrzucił z drabiny,
Oj, nie było im wesoło!
Jeszcze jednego z łuku ustrzeli,
A zostanie mu tylko połowa nieprzyjacieli.

Ilu plugawych sług zła przeprowadziło oblężenie bastionu dzielnego Jerzego, hm? Kto mi powie? Możeee… KAS!-
Kawał kredy wystrzelił z rąk prowadzącego lekcję kapłana i ze świstem przebył całą długość zatęchłej klitki która miała czelność mianować się klasą. Biały pocisk, ciągnący za sobą ogon pyłu niczym kometa samego Sigmara, uderzył śpiącego dzieciaka prosto w czubek głowy, pękając na tysiąc kawałków i przyprószając czarne włosy młodzika brudną bielą. Chłopak drgnął, zakrztusił się kredowym pyłem i gwałtownie wyprostował się. Za późno - pomarszczona jak zaorane pługiem pole twarz kapłana dyndała tuż na nim, trzymając się na chudej szyi która zdawała się być na granicy pęknięcia pod samym ciężarem czamba klechy. Okolone sinofioletowymi worami oczy mężczyzny rzucały chłopcu lodowate spojrzenie.

Kas rozejrzał się po klasie, szukając wsparcia wśród swoich rówieśników, ale nikt nawet nie spojrzał w jego stronę. Cieniste, rozmyte sylwetki patrzyły przed siebie, sztywne i obojętne jak otaczające ich ściany. Pomoc nie miała nadejść.

-ODPOWIADAJ. NA. PYTANIE.- Wywarczał nauczyciel, niemal dotykając nosa chłopca swoim zakrzywionym kinolem. Kas czuł przegniłą woń na jego oddechu i skrzywił się mimowolnie. Po klasie przeszedł zduszony rechot, który wydawał się dochodzić gdzieś spod ich stóp.

-Yyyy…- Zaczął chłopak, gotów strzelać w ciemno by ocalić skórę.

-ŹLEEEEE!- Ryknął klecha i chwycił podopiecznego za ucho, z nadludzką siłą sękatego ramienia wyrywając go z siedzenia i rzucając go na podłogę.

Kas padł plackiem, z zaskoczeniem uświadamiając sobie że leży na pokrytej rosą trawie. Słońce grzało go w plecy, dookoła ćwierkały ptaki, zapach kurzu i pleśni ustąpił miejsca kwiatom i świeżo upieczonym bochenkom chleba. Młodzieniec podniósł głowę, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Leżał na polanie, na której zaległ w grzybowy sen kilka godzin porzed atakiem na wioskę. Krausnick. Nietknięte przez zwierzoludzi, skąpane popołudniowym słońcem, piękne jak nigdy. W oczach grabarza stanęły łzy, ciałem wstrząsnął pełen ulgi szloch. To był tylko sen. Atak zwierzoludzi, podróż przez Las Cieni, porażki i tryumfu których doznał. To była tylko długa, okrutna halucynacja. Przeklęte grzyby! Inge miała rację żeby ich nie tykać… Inge! O bogowie, ona gdzieś tutaj była. Musiał ją odnaleźć…

Podniósł ręce by otrzeć twarz z łez. Ze zdumieniem zobaczył, że jego nadgarstki są skute brudnymi, przerdzewiałymi kajdanami. Chciał powstać, ale potężne kopnięcie w plecy powaliło go na ziemię. Grabarz splunął ziemią i przekręcił głowę. Stała nad nim potężna, groźna sylwetka, przesłaniając słońce i rzucając na niego złowieszczy cień.

-Wstawaj, heretyku.- Powiedział cicho Lambert, chwytając Kasa za kołnierz i podnosząc go bez najmniejszego wysiłku. Nie mogąc nic z siebie wydusić chłopak pozwolił się prowadzić kapłanowi przez wyludnione Krausnick, do placu głównego. Tam zebrała się cała wieś - dziesiątki szarych sylwetek, które z zobojętniałym wyrazem twarzy obserwowały pochód skazańca. Gdy Lambert zbliżył się do tłumu, ten rozstąpił się, ujawniając umieszczony na środku placu stos.

-Co? Co się dzieje? Nie jestem heretykiem!- Zaprotestował Kasimir. W tłumie mignęło mu kilka znajomych twarzy. -Inge! Hans!- Młodzieniec wywołał swoich bliskich. -Powiedzcie im! Pomocy!- Krzyczał, ale ci nawet nie drgnęli. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądali się poczynaniom kapłana bojowego.

-Milcz.- Warknął mu do ucha Lambert. Z tłumu wystąpili Lexa wraz z Wilhelmem, a w sercu grabarza zatliła się iskierka nadziei. Ci jednak złapali go tylko za ramiona i przywlekli go do stosu. Lexa kopnięciem zrzuciła zeń dymiące szczątki poprzedniego nieszczęśnika. Kas poznał go - był to Thravar, krasnolud który przybył wraz z Lambertem do Krausnick, a następnie zginął z jego ręki. Wprawnymi, wyuczonymi ruchami, dwójka jego dawnych towarzyszy przyszpiliła grabarza do czarnego od sadzy palu i ciasno owinęła go liną.

-Za swoje rozliczne przestępstwa przeciwko Imperium i jego obywatelom, a także najgorsze z możliwych przewinień - herezję i posługę bóstwom Chaosu - skazuję Cię na śmierć, Kasimirze Hundrek. Czy masz jakieś ostatnie słowa?- Lambert wzniósł płonącą pochodnię.

-Nie jestem żadnym heretykiem, ty łysa kurwo!- Ryknął Kas, wierzgając się. Na nic jego wysiłki - lina trzymała mocno, wpijając się w ciało.

-Ależ oczywiście, że jesteś.- Powiedział stojący nieopodal Adar z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

-Tak, tak.- Pokiwał głową Magnus, trzymając na rękach małego Matthiasa.

-Wszyscy jesteśmy.- Zawtórowała im Katarina.

Jak jeden mąż, cały tłum razem z najemnikami Lamberta podniósł ręce, pokazując Kasowi kajdany identyczne jak jego.

-Czekamy tylko na swoją kolej.- Wzruszył ramionami Severus.

-By oczyścić się z grzechu. Rozumiesz, tępaku? Lepiej się pośpiesz.- Burknął Durak.

Kas poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Jego twarz wykrzywiła się w maskę nieopisanego cierpienia, gdy patrzył na twarz krasnoluda.

-Niech Sigmar ma cię w swojej opiece.- Powiedział sucho Lambert. Ciężkie łańcuchy okalające jego kostki i nadgarstki dzwoniły głośno, gdy podszedł do stosu i rzucił grabarzowi pochodnię pod stopy.

Młodzieniec krzyczał, wył i płakał. Z jego zmaltretowanego gardła wydostawały się nieartykułowane, potępieńcze dźwięki. Gdy ogień dotarł na wysokość pasa młodzieńca, jego szloch przerodził się w urywany, dławiący śmiech. Cieszył się, że zostanie oczyszczony z plugastwa herezji. Kasimir śmiał się odrzucając głowę do tyłu gdy ogień strawił jego skórę i włosy. Ryczał donośnie, gdy jego oczy ugotowały się i pękły, rozlewając mu się na skwierczących policzkach. Żyły pękały i wylewały gotującą się posokę na trawione ogniem drewno. Nie przestał rechotać, gdy jego szczęka poluzowała się i odpadła, spadając w toń płomieni. Tłum przyglądał mu się bez ciekawości.

-Krew dla Boga Krwi- Szepnął Lambert.

-Krew dla Boga Krwi!- Zawtórowało mu Krausnick.


***


Grabarz podniósł głowę, obudzony zamieszaniem w jaskini. Sen który zapewnił mu ciężką noc wyfrunął z jego pamięci w momencie otwarcia oczu, jednak dziwne, nieprzyjemne uczucie które po sobie pozostawił nie było tak łaskawe. Rzeczywistość nie była dla Kasa żadną ucieczką od dręczących go przez noc koszmarów. Na jawie można było bez większego problemu znaleźć monstra gorsze niż te ze snów zwykłych śmiertelników, a postradać życie - znacznie łatwiej.
 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 26-03-2016 o 17:52.
Krieger jest offline  
Stary 27-03-2016, 21:56   #123
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Dopiero po dłuższej chwili zaczął odzyskiwać władzę w kończynach. Wraz z czuciem powrócił też ból. Przedziurawione kolcem udo pulsowało na przemian ogniem i mrozem. Na szczęście nie odeszli daleko i wreszcie zatrzymali na odpoczynek.

Mróz zawsze dawał w kość i Katarina o tym doskonale wiedziała, dlatego też była przygotowana na takie sytuacje... A przynajmniej w połowie. Ze swojej przepadlistej torby, bo aż trudno było uwierzyć, że mieściła tak wiele, wyciągnęła futrzaną czapkę i założyła sobie na głowę. W międzyczasie zajmowała się wszystkim, czym się tylko dało gdyż większość ich grupy nie była zdolna do jakiegokolwiek działania, tak więc pozostała tylko ona. Przede wszystkim starała się dbać o ognisko, by nie zgasło. Wisiał nad nim adarowy kociołek, w którym, ze słowną pomocą właściciela naczynia, coś pożywnego i ciepłego starała się ugotować.

Zachichotała pod nosem, kiedy spostrzegła, iż w ciągu jednego dnia wypiła całą butelkę Kvasu, a nie zrobiło to na niej zbyt wielkiego wrażenia. Kislevska krew robiła swoje. A później nagle się skrzywiła z powodu ostatnich wydarzeń. Śmiech nie był wskazany.

Co jakiś czas sprawdzała stan rannych. Wszyscy, zapewne łącznie z nią, wyglądali fatalnie. Bardzo martwiła się o nogę Magnusa - nie rokowała za dobrze, ale może za pomocą magii się wyleczy. Bardzo żałowała, że nie ma przy niej Natalyi. Ona się znała na takich rzeczach. Smutek rysował się na jej twarzy za każdym razem, kiedy jej myśli obierały ten kierunek.

Właśnie z powodu beznadziejnej sytuacji drwala - to jemu podała ciepły posiłek jako pierwszemu. Miała nadzieję, że to choć odrobinę przyspieszy regenerację. Oszczędzała miski. Wolała by do reszty zbierała się woda opadowa, wszak trzeba było napełnić bukłaki. Magnus również wystawił swój kociołek, by zbierała się do niego deszczówka. Do czasu znalezienia strumienia albo innego źródła wody nadającej się do pica będzie musiał wystarczyć im deszcz.

- Jak się czujesz? - zapytała go łagodnym, kojącym głosem oglądając w międzyczasie nasiąknięty krwią opatrunek. Mogło być gorzej, ale wciąż wyglądało fatalnie.

Drwal skinął głową w podziękowaniu za posiłek. Noga rwała jak diabli, ale Hoff starał się nie pokazywać, jak bardzo. W końcu nie raz już coś takiego przechodził… chociaż nie - tak źle było po raz pierwszy.

- Mogło być gorzej. - Odpowiedział. - Właściwie od czasu ataku na wieś wszystko idzie gorzej, niż powinno. Ale jeszcze nie czas na mnie - mam robotę do wykonania. - Dodał.

- Mam nadzieję, że ci się polepszy. Nie wyglądasz za dobrze - przyłożyła swą chłodną dłoń do jego czoła próbując ocenić temperaturę. Nie miał gorączki. Chyba z tego wyjdzie.

- Chciałam ci to wcześniej powiedzieć, ale nie miałam okazji. Wiesz... Tam przy drzewie... Przykro mi. - opuściła wzrok nie mogąc spojrzeć mu w oczy.

Magnus spojrzał na dziewczynę nie mówiąc nic. Po chwili opuścił wzrok i wbił go w trzaskające cicho płomienie małego ogniska.

- Trzeba odpłacić bestiom za to, co nam uczyniły. - Rzekł zmęczonym, choć stanowczym głosem, na co Katarina skinęła głową.

- Jednak... Czy powinniśmy szarżować do przodu po śladach tych bestii? Może powinniśmy po prostu pójść śladami najemników?

- Nie wiem. - Odparł mężczyzna. - Nie wiem, którędy wiedzie właściwa droga. Może nigdy nie było właściwej drogi i wszystkie wiodą nas do zguby. Wiem jednak, że musimy iść dalej, póki sił starczy. Jesteśmy ostatnią nadzieją porwanych i musimy zrobić wszystko, żeby ich nie zawieść.
- A poza tym wrócić chyba też nie możemy - ta roślina... i pająki... - Magnus wzdrygnął się na wspomnienie ogromnych owadów.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 28-03-2016, 00:06   #124
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Kiedy słońce zaczęło mozolnie rzucać pierwsze promienie słońca zwiastując nowy, pełen niebezpieczeństw dzień, wszyscy jeszcze słodko spali, za wyjątkiem czuwającej na warcie Lexy. Zapowiadało się, że nic nie przerwie im spokoju poranka, gdy nagle norsmanka wzdrygnęła się, widząc przemykające w zaroślach kontury. Zwierzoludzie byli już na ich tropie. Ociężały Gor stanął nad brzegiem strumienia, plecami odwrócony do wnętrza jaskini i zaczął wypatrywać śladów.
Wojowniczka ostrożnie zerwała się z ziemi i zaczęła budzić kapłana.
Lambert rozejrzał się nieprzytomnym spojrzeniem po jaskini, po czym szybko podniósł się i niemalże natychmiast pożałował tej decyzji, albowiem zachwiał się i butem szurnął głośno po ziemi. Na całe stojący u wylotu jaskini gor nie usłyszał niczego.
- Kurwa! - Zaklął bezgłośnie kapłan, zbliżając się do wodospadu. - Całe mrowie tych skurwysynów. Mają szamana… Powinniśmy zaatakować ich zanim nas odnajdą.
Dźwięk wydany przez Lamberta, może i nie został dosłyszany przez Gora, jednak skutecznie zbudził Wilhelma. Mężczyzna przetarł zaspane oczy i miał zamiar już się odezwać, kiedy do jego umysłu doszło znaczenie słów kapłana. Cała senność zniknęła w ułamku sekundy. Andree najciszej jak mógł przypasał naładowany garłacz i miecz, a później sięgnął po łuk i strzały.
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Może i mieli przewagę zaskoczenia, jednak liczebność stada stanowiła o wiele większy problem. Nie było szansy pozbycia się wszystkich bestii za jednym zamachem jak poprzednio. Aktor (już nie najemnik) może i strategiem zbyt dobrym nie był, jednak łatwo doszedł do wniosku, że jedyną ich szanse stanowiło utrzymanie pozycji w jaskini. Tu nie mogli zostać otoczeni i Gory nie miały jak zaatakować ich pełną siłą. Zagadkę stanowił jednak szaman, którego moce były dla Wilhelma kompletną tajemnicą i całkowicie mogła zmienić bieg walki na korzyść zwierzoludzi.
Aktor nałożył strzałę na cięciwę łuku i spojrzał z niemym pytaniem w oczach na Lamberta.
Obudzony przez Lamberta, młodzieniec wstał cicho jak duch i ogarnął sytuację, wyciągając z prowizorycznej poduszki swój sztylet i wsadzając go za pasek.
-Dużo- Szepnął. Za dużo, ale tego dodawać nie musiał. -Mamy jakieś szanse się stąd wydostać? Jeśli nie…- Chłopak przełknął ślinę, zbielałymi kłykciami ściskając topór swojego dawnego opiekuna. - Jaskinia może posłużyć jak lejek.- Szepnął to, co chodziło po głowie wszystkim zebranym.- Wtedy trzeba będzie tylko zabić wszystkich. I nie dać się załatwić.- Łatwizna. Grabarz był blady, a jego skroń zrosił zimny pot, ale w jego oczach lśniła determinacja. Mieli szansę. Niewielką, ale mieli. - Szaman musi zginąć. Jak najszybciej. Wilhelm, dasz radę ściągnąć go z łuku zanim zorientują się gdzie jesteśmy? Ta zabawka może być całkiem przydatna w ścisku. - Dodał, wskazując palcem na garłacz, samemu ładując kuszę. Nie miał wątpliwości co do swoich marnych umiejętności strzelniczych - miał zamiar pomóc blondynowi w ataku na szamana, zanim nie chwyci za tarczę i topór i stanie ramię w ramię z Lambertem i Lexą. Nie patrzył jednak na kapłana czekając na jego ruch - bacznie obserwował wylot jaskini.
Lambert skinął głową słysząc plan Kasimira, po czym ściągnął z pleców swój potężny młot oburęczny i spojrzał na stojącego u wejściu do jaskini gora.
- Ten skurwysyn jest mój. Wilhelm wystrzeli w stronę szamana, po czym cofniemy się do jaskini. Tutaj odepchniemy falę wrogów - powiedział swoim ludziom, po czym uściskał każdemu z nich dłoń. - Bóg-Imperator patrzy na was. Nie zawiedźcie go! Za Sigmarrraaaaa! - Wybiegł z okrzykiem bojowym, znikając najemnikom za ścianą spływającej ze skał wody. Stojący przed nim Gor obrócił się gwałtownie i cofnął, chcąc uniknąć ataku, lecz Lambert był zdecydowanie szybszy. Potężny cios młotem w podbródek wysłał go w powietrze i cisnął na kilka metrów dalej. Tuż za nim wybiegł Wilhelm i bez zastanowienia napiął cięciwę, wycelował w szamana i posłał strzałę w jego kierunku. Pocisk wbił się w udo bestii, która głośno zawyła z bólu i zaczęła gromadzić wokół siebie pozostałe bestie.
- Do jaskini! - Krzyknął Lambert i po raz kolejny zniknął za ścianą wody.
- Przygotujcie się na odparcie ataku. Ten zakuty w zbroję koźlisyn jest mój! - Powiedział stając ramię w ramię z Lexą i Kasimirem. Za nimi ustawił się Wilhelm z garłaczem w dłoni, gotowym wystrzelić w stronę pierwszej istoty, która pojawi się u progu jaskini.

Ryki zwierzęcej hordy stanowiące bitewny zew gwałtownie przybierały na sile. Czteroosobowa drużyna czekała w napięciu. Ten krótki czas, który spędzili ze sobą utworzył między nimi więź. Już nie walczyli tylko za swoje życie. Każdy z nich gotów był rzucić się na pomoc drugiemu. Nikt nie wyraził tej myśli głośno, jednak była ona w ich świadomościach i dodawała odwagi.
Pierwsza bestia rzuciła swój makabryczny cień w chwili kiedy stanęła u wejścia jaskini, zaraz za jej plecami pojawiły się dwie podobne maszkary. Najpierw rozległ się ich ryk wściekłości, później ogłuszający wybuch, który na kilka sekund ogłuszył wszystkich, a gdy przeminął, trójka zwierzoludzi była już martwa. Śladem świadczącym o przyczynie ich zgonów był tylko subtelny dym unoszący się z lufy garłacza.
Nie było jednak czasu na gratulację dobrego strzału. Zaraz do wnętrza jaskini zwaliły się kolejne bestie, które jednak zatrzymały się napotykając na drodze trzech ludzi. Lambert władał wielkim młotem bojowym z finezją godną znamienitego szermierza. Pierwszym uderzeniem w kletkę piersiową odesłał gora do tyłu. Martwe cielsko upadło z głośnym plaskiem, jednak odgłos ten przygłuszyło, kolejne potężne rąbnięcie, które niczym strzał z pistoletu, zaległo na długo w jaskini. Spojrzenie wszystkich na ułamek sekundy padło na wbity w ścianę jaskini młot kapłana. Między nim a skałą budującą grotę znajdowała się krwawa miazga będąca niegdyś głową zwierzoludzia.
To jednak nie był ostatni z wielkich czynów w czasie tego starcia. Kasmirowi nie szła walka zbyt dobrze, jednak dzielnie trzymał się na swojej pozycji, nie pozwalając reszcie zwierzoludzi zalać groty. Wtedy to Bestigor z impetem wdarł się do środka depcząc bezlitośnie truchła swoich pobratymców. W mgnieniu oka dostrzegł Lamberta siłującego się z wbitym w ścianę młotem i z szyderczym uśmiechem uniósł wielki miecz by zakończyć dobrą passe kapłana. Potwór nie przewidział jednak dwóch rzeczy. Pierwszą z nich był wymiar jaskini, a w szczególności jej niski sufit, który skutecznie powstrzymał śmiercionośny cios. Wściekłość jeszcze bardziej zagotowała się w nim, lecz ulotniła się w jednej chwili gdy trafiła w niego druga niespodzianka.
Lexa dostrzegłszy najsilniejszego przeciwnika ani chwili nie poświęciła na zastanowienia. Z dzikim uśmiechem na ustach zaszarżowała, wbijając z rozmachem topór w opancerzony brzuch stwora. Siła uderzenia posłała bestigora na ścianę jaskini. Z rany zaczęła toczyć się krew. To jednak nie był jeszcze koniec. Zwierzoludź już zaczął odrywać się od skały, gdy ciężki but wojowniczki ponownie odesłał go na miejsce. Dostrzegając szyderczą minę swojej przeciwniczki, w jego oczach pojawił się strach. Lexa zamierzyła się w i cięła na odlew z chirurgiczną precyzją rozcinając mu brzuch.
Widok wylewających się na zewnątrz wnętrzności przywódcy nie stanowił dla zwierzoludzi najwyraźniej budującego widoku. Oszołomione destrukcyjną potęgą najemników rzuciły się do ucieczki. Nim jeszcze opuściły grotę, Lambert, który zdążył już uwolnić swój młot, zdążył posłał dwoje z nich na tamten świat.
Zaraz za zwierzoludźmi z jaskini wyskoczył Wilhelm trzymając już napięty w gotowości łuk. Ostrożnie wycelował i posłał śmiertelną strzałę w stronę szamana. Grot zatopił się w jego kręgosłupie, pozbawiając życia na miejscu. Reszta watahy rozpierzchła się panicznie w lesie, przeklinając najemników za upokorzenie jakie im sprawili.

Lambert podszedł do leżącego twarzą w błocie trupa szamana, ukucnął i wyciągnął z jego pleców strzałę. Przyjrzał się jej zakrwawionemu grotowi, po czym odrzucił ją na bok.
- Dobry strzał - powiedział do stojącego nieopodal Wilhelma, a następnie zwrócił się do Lexy, która stała za nim.
- Miałaś zostawić mi tego największego - powiedział spokojnie, bardziej stwierdzając fakt, niż mówiąc z wyrzutem.
- Z drugiej strony najwyraźniej nie był wystarczająco godnym przeciwnikiem dla mojego młota, skoro tak szybko zginął. Dobra z ciebie wojowniczka.
Lexa początkowo wzruszyła ramionami
- Jedna chuj, wszystka brzydka tak samo! - stwierdziła stanowczo gardłowym tonem głosu i machnęła toporem z obojętnością - Bo Nors to dobra wojownik - dodała coś, co było dla niej oczywistością. Widać było, że jest nieco smutna, pewnie dlatego, że wszystko uciekło.
Grabarz uśmiechnął się szeroko widząc powalone bestie.
-Na Sigmara, chciałbym móc tak walczyć- Powiedział, oglądając zmasakrowane zwłoki bestigora. Bolało go że po raz kolejny nie miał większego wkładu w zwycięstwo grupki. Po chwili jednak jego twarz zmieniła wyraz na niepokój. -Kilku uciekło. Wszyscy cali? Lepiej się stąd zabierajmy.-
- Święte słowa! Brakowałoby tylko, by jakieś dzikie zwierzęta poczuły poranną wyżerkę i zastały nas jeszcze tu - zawtórował mu Wilhelm, który właśnie obmywał z krwi wyciągnięte z szamana strzały. Lekki uśmiech na jego twarzy dawał do zrozumienia, że był on zadowolony z wyniku starcia, a zwłaszcza ze swojego wkładu w całe zajście.
- Zostało ich ilu? Trzech, może czterech? - aktor zastanawiał się na głos. - Bez swoich przywódców, chyba nie wpadną na pomysł zastawienia pułapki na nas, jak myślicie?*
- Nic nam niegroźne! - zawtórowała Lexa, zerkając na trupa Szamana, a wokół niego pozostały tylko ślady po uciekających w popłochu Gorach. Kobieta podeszłą do Wilhelma przyciskając mocno do niego swoje jędrne i umięśnione ciało, po czym przywarła wargami do jego ust, w pocałunku nie zanoszącym jakichkolwiek sprzeciwów.
Trwała tak krótko, ale bardzo silnie i despotycznie.
- Częściej strzelaj tak, a będzie dobra - rozwarła usta i przejechała po nich wilgotnym językiem patrząc na blondyna, by po chwili gwałtownie oderwać się od niego i zbliżyć się do poległego wroga, aby sprawdzić zawartość jego odzienia w poszukiwaniu większych informacji. Doceniła i podnieciła się faktem, ubicia bestii z takiej odległości.
-Pułapki może nie, ale mogą tu wrócić w jeszcze większej liczbie.- Odparł grabarz. Uśmiechnął się ciepło widząc zachowanie Lexy. Pośrodku śmierci i zniszczenia miło było zobaczyć odrobinę czułości.
Wilhelm stał w miejscu oszołomiony. Wyraz zadowolenia zniknął, zastąpiony miną niebywałego zdziwienia i konsternacji. Wzrokiem podążał za Laxą wciąż czując na sobie ciepło jej ciała. Oczywiście wcale nie było mu źle z tym niespodziewanym pocałunkiem. Jednak prawdopodobnie mniej zszokowany byłby przybyciem w to miejsce samego Imperatora, niż takim działaniem wojowniczki, która jeszcze dzień temu szydziła z niego.
Potrząsnął gwałtownie głową starając wrócić myślami na poprawny tor. Norsmanka zaczęła przeszukiwania, a on przyklęknął naprzeciw niej, po drugiej stronie zwłok szamana.
- Co to było? - zapytał odzyskując rezon. W jego głosie nie było żadnych wyrzutów, a raczej szczera chęć zrozumienia toku myślenia Lexy.
- Kurwy uciekały, dobrze choć Szaman ubić, bo to ważna część ta tchórzliwa grupa. Lexa kiepsko z daleka. Trafiaj dalej, nie jak ta szmata z wioska zawszona - wzruszyła ramionami nie spoglądając nawet na mężczyznę. Wzięła ciekawsze rzeczy z ciała i wyprostowała się stając na równe nogi. Dopiero wtedy, gdy górowała nad nim, zerknęła na chwilę, a lewy kącik jej ust uniósł się w lekkim uśmieszku. Nie poświęciła mu jednak wiele uwagi, szybko powracając na ziemię, po której twardo stąpała.
- Wracać po rzeczy chyba, szybka żarcie i w droga dalej? - zagaiła do Lamberta.
- Zjemy po drodze. Obawiam się, że ungory mogą ściągnąć nam na głowę więcej zwierzoludzi. Powinniśmy ich jak najszybciej wytropić i wybić co do nogi. Może mają gdzieś w pobliżu jakiś obóz? - Zadał pytanie bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.
Blondynka bez słowa kiwnęła głową a potem przekazała kapłanowi kartkę znalezioną przy Szamanie. Sama nie potrafiła czytać, więc nawet nie zastanawiała się długo, kto z ich gromady mógłby. Lambert wydawał się być jedyną osobą, posiadającą większą wiedzę.
Z listu do szamana wynikało, że zwierzoludzie nie zamierzali poprzestać swoich plądrowań na Krausnick. Ragushem wraz z czempionami Khorne’a zboczyli nieco z trasy, by przeprowadzić atak na kolejną wioskę mając na celu uzupełnienie liczby ofiar dla boga krwi. Natomiast szamanowi autor listu nakazywał pilnowanie południowego gościńca i powstrzymanie pościgu, nadmieniając również o innej grupie zwierzoludzi strzegącej wschodniego szlaku.
Pozbierawszy w pośpiechu swój ekwipunek, najemnicy ruszyli w dalszą podróż.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 28-03-2016 o 13:26.
Hazard jest offline  
Stary 28-03-2016, 00:22   #125
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Świt zbliżał się nieubłaganie, a wszyscy spali w najlepsze prócz będącej na warcie Lexy. Kobieta czuła znużenie, niekoniecznie spowodowane zmęczeniem, choć i tego nie mogła wykluczyć, ale bardziej się nudziła. W lesie nie było nawet najmniejszego ruchu, żaden zając nie przebiegł, ani sarna, a nawet zmutowanych wilków nie spotkała swym wzrokiem, który uważnie lustrował całą okolicę. Ktoś zachrapał za jej plecami, a ona miała ochotę rzucić w niego butem, tylko jeszcze nie wiedziała w kogo dokładnie. W końcu oczy wojowniczki poczęły się zamykać, powieki stawały się ciężkie, a ona sama nie widziała większego sensu w obserwowanie tej nieciekawej okolicy, w jakiej się znaleźli.
Możliwe, że to z powodu znużenia, jej oczy błyskawicznie dostrzegły nagły ruch w pobliskich zaroślach. Kilku zwierzoludzi przemierzało okolicę, według Lexy to była kwestia chwili, kiedy gory w towarzystwie Bestigora oraz Szamana, odnajdą ich kryjówkę po śladach. Bestie przeszukiwały teren nad strumieniem, byli cisi, ostrożni i uważni. Nie szli w zwartej grupie, a rozproszyli się po terenie. Jeden z nich stanął na głazie tuz obok wodospadu, odwracając się plecami do najemników.
Blondynka po cichu podniosła się z legowiska i podeszła do Lamberta budząc go bezgłośnie. Położyła palec na swoich wargach sugerując zachowanie nadmiernego spokoju i ciszy, gdyż w tym przypadku, tak samo jak z centigorami, element zaskoczenia mógł mieć dla wszystkich bardzo duże znaczenie. Nie musiała nawet budzić reszty, gdyż niezgrabny ruch Kapłana, a potem jeszcze ciche przekleństwo, wystarczyły aby zbudzić śpiących towarzyszy, który nawet we śnie trwali w czuwaniu. Kobieta nic nie mówiła czekając na jakiś sygnał, znak bądź rozkaz - doczekała się go bardzo szybko.

Lambert z tym samym co zawsze, fanatycznym okrzykiem, wyskoczył z jaskini wbijając młot prosto w łeb gora, którego zwierzęcy pysk zmiażdżył się niemal natychmiast, zostawiając jedynie czerwoną plamę, pełną krwi, strzępionego mięsa i zwisających na ścięgnach kościach rozłupanej czaszki. Mężczyzna szybko wycofał się do jaskini, dzięki czemu u jej wlotu nie spotkała ich cała chmara bestii, a tylko część, reszta musiała czekać aż zwolni się miejsce. Najemnicy niebywale szybko uporali się z wrogiem, kiedy to tuż po Furii Lexy padł Bestigor.


Wszystkie Gory nagle wzięły nogi za pas i poczęły spieprzać z prędkością światła. Blondynka ze złości miała ochotę rzucić toporem w losowo wybranego tchórza, jednakże zaniechała tego pomysłu z obawy przed utratą ukochanej broni. Załamała ręce i wyraźnie posmutniała, wiedziała, że nic nie mogą zrobić, bo gonienie zwierzoludzi nie przyniesie pożądanego efektu; rozwalenia ich w drobny mak. Blondynka schowała topory wolnymi ruchami i spuściła głowę w dół. Westchnęła ciężko, a jej mina jeszcze nigdy nie wyglądała tak rozkosznie w swym smutku. Podniosła oczy z błagalnym wręcz spojrzeniem, kiedy nagle Wilhelm wypuścił strzałę. Wojowniczka powędrowała za nią wzrokiem, a gdy ta powaliła Szamana, Lexa niemal padła z podniecenia!
Wyskoczyła z jaskini, a tuż za nią Lambert i reszta. Nikt nie mógł jej zatrzymać, bo chociaż ta śmierć na nowo obudziła w niej energię. Gdy znaleźli się przy zwłokach, Kapłan wyciągnął z pleców Szamana strzałę, chwaląc przy tym celność Wilhelma, zaś Blondynka w nadmiarze ekscytacji, przywarła mocno do strzelca, przyciskając do niego całe swoje ciało i wpiła się agresywnie w jego usta. Krótki, acz silny pocałunek wyraził ekscytację, jaka ogarnęła ją po udanej próbie zatrzymania - zdawałoby się - najważniejszej jednostki w całej grupie.
Oderwała się od niego równie niespodziewanie i szybko, jak przywarła, traktując najwyraźniej jak własność lub po prostu czując nad każdym przewagę i dominację. Nie do końca mógł zrozumieć jej zachowanie, podobnie jak reszta obecnych, ale jej dzikość nie była czymś, co należałoby chociażby chcieć pojmować. Działała impulsywnie i jedynie Lambert mógł nią póki co sterować.
Kiedy Lexa znalazła kartkę papieru przy Szamanie, od razu oddała ją Kapłanowi. Sama nie potrafiła czytać, to nawet nie wiedziała ile w treści jest wartości, póki ten im nie wyjaśnił treści znajdującej się na tym skrawku.
Najemnicy od razu wrócili do jaskini, aby móc się spakować i ruszyć w dalszą drogę. Musieli się spieszyć, gdyż czas nie był ich sprzymierzeńcem, a posiłek można zawsze było spożyć po drodze.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 29-03-2016, 17:17   #126
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Wielkimi krokami zbliżała się noc, czyli trzeba było rozbić obóz, a zajął się tym głównie Klaus, za co była mu bardzo wdzięczna. Gdyby musiała robić wszystko sama, to pewnie by padła z wycieńczenia budując cokolwiek, by ich chroniło przed padającym deszczem. Czuła ulgę, ale też niepokój. Nareszcie będą mogli odpocząć, jednak coś ich ciągle obserwowało. W jej głowie powoli zaczęły się rodzić paranoiczne myśli. Kiedy tylko na moment odwróciła się do kogoś plecami, to czuła jakiś przeraźliwy chłód mówiący o zagrożeniu nagłą, bolesną smiercią z rąk kogoś, komu ufała. Spojrzenia pozostałych osób w grupie jeszcze bardziej to potęgowały. Czuła on nich nienawiść skierowaną w jej stronę. Na pewno winili ją za to, co się im przytrafiło. Oni pewnie nigdy w życiu nie widzieli prawdziwej magii, a Katarina użyła jej tego dnia częścej, niż w ogóle powinna. Powinna zostać skarcona przez Natalyę, ale... Jej nie było, bo nie żyła.

Dlatego też siedziała przy ognisku leniwie mieszając jedną ręką w kotle. Drugą jadła bochen chleba z poprzedniego dnia przepijając go Kvasem. Była bardzo zawiedziona, kiedy opróżniła zawartość pierwszej butelki, mimo tego zachichotała z tego powodu pod nosem. W Kislev powiadali, że kobiety mają słabe głowy, a tu się okazuje, że wypiła więcej niż przeciętny chłop z okazji jakiegoś święta i nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Zostawiła więc opróżniony pojemnik na zewnątrz, by się napełnił deszczówką.

Znowu zaczęła marzyć o ciepłym, dobrym posiłku, wywarze z ziół oraz miękkim łózku, ale przede wszystkim potrzebowała kąpieli w gorącej wodzie. W sumie to wiele rzeczy chciała, ale życie nauczyło ją nie wybrzydzać, bo zawsze mogło być gorzej. Natalya zaś zawsze mówiła "poczekaj chwilę, a kiedy będziesz lodową dziewicą, to będziesz mogła robić to, na co masz ochotę, bo już cię ograniczać nie będę". Ech. Łatwo mówić, trudniej zrobić.

Zaczęła każdemu z osobna rozdawać posiłek przy okazji zamieniając z nimi kilka słów. Wszystko było względnie w porządku, choć ciągle jej coś podpowiadało, by do nich nie podchodzić. Coś innego mówiło, że skoro jej nie zabili wcześniej, to czemu by mieli to zrobić teraz? Pewien głos powiedział jej jednak pewną prawdę, którą starała się tłumić w sercu. "Hej dziewczyno, czy tobie w ogóle na życiu zależy?"
Wyraziła swoje wątpliwości Magnusowi, poszukała wsparcia u Adara, pokłóciła się z Dziadkiem, prawie się pogryzła z Severusem, oczywiście nie dosłownie. Klaus był milczący, ale uznała to za jego cechę osobowości. Wszystko było w normie. Albo to ona oszalała. Raczej było w normie, ale dłoń powędrowała milimetr w stronę schowanego w bucie sztyletu, kiedy starzec zaczął prawić jej kazania. On chyba naprawdę chciał umrzeć. Powstrzymała jednak swoje żądne krwi myśli konwerując się w gniew.
Mogło być gorzej.

Kiedy już wszyscy się posilili poza nią i Schulzem, postanowiła temu drugiemu zanieść miskę z jedzeniem, kiedy to ze smutkiem zauważyła, że wystarczy go wyłącznie na jedną porcję. Kichnęła w rękaw. Chyba się przeziębiła.
Nabrała więc do naczynia potrawki i oznajmiając, że za niedługo wróci, poszła na wzgórze, na którym siedział Albert. On chyba też potrzebował rozmowy.
Przedarła się przez krzaki okalające wzgórze uważając, by nic nie wylać z niesionego naczynia. Szelest ewidentnie zwrócił uwagę mężczyzny, bowiem wpatrywał się w jej stronę z przymrużonymi oczami jakby oczekując ataku, a rozluźnił się dopiero dostrzegając znaną mu drobną sylwetkę.
- To dla pana - po cichu mu powiedziała i wręczyła miskę - Chyba jest dobre. Inni nie narzekali. W sumie też bym nie narzekała mogąc otrzymać miskę ciepłej strawy - kącik ust jej drgnął w uśmiechu, ale nic poza tym.
- Jak się pan czuje? - zapytała moment później spuszczając wzrok. Pytała wszystkich o samopoczucie, a sama czuła się fatalnie.
Wpatrzony w bladą tarczę Mannslieba, Schulz myślami był ze swoją rodziną i dopiero głos Katariny ocknął go z rozmyślań. Odebrał miskę strawy, dziękując za nią uprzejmie, po czym skosztował jej.
- Faktycznie, dobre. Gotujesz jak moja żona - zaśmiał się cicho, uśmiechając się przy tym, co dodatkowo pogłębiło zmarszczki na jego twarzy.
- Chyba nie zdziwisz się jak odpowiem, że bywało gorzej - odpowiedział na pytanie dziewczyny, po czym usiadł na ziemi i zaprosił ją, aby dołączyła do niego.
- Boli mnie strata Daniela i Willhelma. Znałem ich od kołyski, to bardzo dzielne chłopy, którym nie pisany był taki los. Może w ogrodach Morra znajdą spokój, o który tak trudno na ziemskim padole - dodał po chwili, zajadając się ze smakiem.
- A ty? Nie czujesz w sercu pustki po śmierci swej mistrzyni? Mówiłaś, że była tobie jak matka. Zimna niczym wicher na Kislevskich stepach, ale zawsze matka…
Dziewczyna zarumieniła się na komplement rzucony przez mężczyznę. Podrapała się za uchem nie wiedząc co powiedzieć.
- Jaa... Yy... T-to zasługa Adara. On mi pomógł. Powiedział co i jak i-i tak dalej - wydukała z siebie i włożyła swoje dłonie pod pachy, by je zagrzać. Było zimno.
Na pytanie o mistrzynię zwiesiła głowę z trudem sobie radząc z natłokiem uczuć, jakie towarzyszyło wspomnieniu o Natalyi. Potrząsnęła głową. Jeszcze by minęła chwila, a by się popłakała.
- Czuję. Mam wrażenie, że to serce, o którym wspomniałeś, gdzieś uciekło - zaczęła smutno opowiadać o tym, jak się czuła - Grom oraz Natalya były osobami, z którymi spędziłam większość swojego życia, choć pies przybył później. A choć Natalya była chłodna, co było również elementem mojego treningu, to czasami okazywała uczucia... Bardzo ciepłe uczucia.
- Ale testy wiedźm były okrutne - Schulz aż poczuł jak drgnęła.
- Opowiedz mi o nich - powiedział Schulz, spoglądając na dziewczynę z ciekawością. Sława lodowych wiedźm dodarła do niego, podobnie jak przerażające historie o testach, które musiały przejść za młodu. Zastanawiał się ile w tym wszystkim było prawdy.
- Wszystko sprowadzało się do tego, by nawyknąć do chłodu i przetrwać w dziczy. W opowieściach prostych ludzi z Kislev kryje się trochę prawdy. Sporo samotności w chłodnym pokoju i trudne warunki były tylko płatkiem śniegu. Pamiętam jak dziś to, co się działo kilka lat temu. Przemoczona z powodu niespodziewanej kąpieli w jeziorze, do którego zostałam wyrzucona w trakcie snu, musiałam przetrwać całą noc mając jedynie koc. Wiele uczennic umiera z wyziębienia. To taki przykład - zaczęła cicho opowiadać spoglądając w bliżej nieokreślony punkt na horyzoncie.
- Żyłam właściwie odcięta od świata przez kilka zim - dodała moment później i spojrzała na twarz mężczyzny ciekawa tego jak zareaguje na jej słowa.
- To okrutne - odparł Schulz. - Zawsze miałem Kislevitów za idiotów, ale nie sądziłem, że są popaprani aż tak bardzo. Po co w ogóle to wszystko? Dlaczego wiedźma, która włada tym krajem wymaga od młodych dziewczyn, aż takiego poświęcenia? Rozumiem, że to wielki zaszczyt, ale mocno wątpię, aby wiele z nich przeżyło taki test…
- Ja... Nie wiem. Może chcą nas przystosować do magii, którą mamy władać? Nie wiem, ale... Kochałam swoją mistrzynię, chociaż kiedyś jej nienawidziłam. Ale wszystkie dziewczyny obdarzone magią muszą przejść ten trening - wbiła swój wzrok w ziemię - A tyle ładnych dziewczyn zamarzniętych na kość można zobaczyć na kislevskich stepach. Szkoda. Naprawdę szkoda.
- W ogóle... Przepraszam, że naraziłam cię na śmierć w tych zaroślach przez swoją lekkomyślność - zmieniła teraz chyba chcąc odciąć się od koszmarnych wspomnień - Zbyt wiele osób przeze mnie zginęło. To... moja wina.
- Nie mów tak. Nikogo nie naraziłaś na śmierć. Rzuciłem się na pomoc Adarowi, a później Magnusowi z własnej woli - odpowiedział Schulz, po czym objął ją w przyjacielskim geście i dodał:
- Cieszę się, że zdecydowałaś się pomóc Adarowi. Jako jedyna zresztą, bo reszta biegła przed siebie nie bacząc na rannych. Pewnie udałoby się nam uratować Daniela przed śmiercią, ale zbyt wiele byśmy ryzykowali.
- Nie byłabym sobą, gdybym mu nie pomogła, ale od początku tej wyprawy mam wrażenie, że nie jestem sobą - pociągnęła nosem - Robiłam dziś mnóstwo głupich rzeczy. Wykorzystałam więcej magii niż bym użyła w normalnych warunkach przez cały cykl Mannslieba. Ta cała wizja pod drzewem wisielców i to, co się wydarzyło później... Boję się, bo nie ma mnie kto chronić. Czuję jakby wszyscy patrzyli na mnie z nienawiścią za to, kim jestem. Że mnie skrzywdzą, kiedy nie będę już nikomu potrzebna.
- Wszyscy poza tobą i Adarem - dodała moment później.
- Oni wszyscy się boją. Ich światem było Krausnick, które teraz leży w gruzach i wszystko co wykracza poza granicę ich pojmowania jest w ich oczach niebezpieczne. O magii słyszeli tylko z moich opowieści oraz Dziadka Rybaka. Pyotr to nawet znał kilka magicznych sztuczek, ale ze sztuką magiczną zawsze obchodził się bardzo ostrożnie. Nie demonstrował jej na zawołanie i być może inni wioskowi widzieli ją tylko kilka razy w swoim życiu - odpowiedział Schulz.
- To są Ostlandczycy, do cholery jasnej, a nie jacyś zadufani w sobie mieszkańcy Nuln. Uparci i niezmienni… Ludzie z innych prowincji często żartują sobie o nas, mówiąc, że nie wiadomo kto jest bardziej zawzięty i uparty; krasnolud czy Ostlandczyk - zaśmiał się cicho pod nosem, po czym dodał:
- No i jest sporo w tym racji.
Ta się uśmiechnęła, a po chwili ziewnęła ze zmęczenia. Kręciło się jej w głowie. Alkohol powoli zaczynał uderzać jej do głowy.
- My, mieszkańcy Kislevu, w ogóle nie lubimy was, imperialnych. Na naszych ziemiach większość z was nie zachowuje się tak, jak przystało na gości. Uważamy was za słabych i zbyt dumnych, by stawić czoło śmierci - mówiła sennym tonem - Ja tak nie uważam… Ty i Adar jesteście dobrymi ludźmi. A stawania twarzą w twarz ze śmiercią nikomu nie życzę.
- Wiesz… Wolała bym poświęcić samą siebie, by was wszystkich uratować. Dlatego się narażałam korzystając z magii tak wiele razy, bo wiem jak bardzo boli utrata rodziny. Sama przecież straciłam ją dwa razy - znów pociągnęła nosem i otarła gromadzące się łzy, następnie wyjęła z torby list, który Schulz już wcześniej widział - Ale wtedy to wy będziecie musieli dostarczyć tą przesyłkę do Middenheimu, bo musi dojść w miejsce swego przeznaczenia, bo jest od samej carycy.
- Nie spodziewałbym się takich słów z ust cudzoziemca, dlatego bardzo dziękuję. Jak dla mnie jesteś mieszkanką Krausnick i nie liczy się dla mnie twoje pochodzenie - odpowiedział Schulz, po czym spojrzał z ciekawością w oczach na czarodziejkę.
- Czy twoja mistrzyni mówiła ci co jest w tej przesyłce?
Pokręciła głową przecząco.
- Dostarczyć do Middenheim, do głównej świątyni Ulryka. To ważne dla nas i całego kraju - tyle mi powiedziała.
- Muszę wracać do reszty - upiła łyk z kolejnej butelki z Kvasem i zachichotała - Bo kto ich później przykryje kocykiem, jak nie drobna siostrzyczka Katja? - sarkastycznie wypowiedziała te słowa i wstała lekko zachwiawszy się na nogach - Jestem… wykończona.

Nawet nie spojrzała na mężczyznę, tylko powolnym krokiem zombie ruszyła w stronę obozu. Choć się denerwowała, że wszystko robiła sama, to sprawiało jej to jakąś przyjemność. Czyżby była masochistką? Znowu się zaśmiała pod nosem, ale sama nie wiedziała czemu. Ugryzła się w język. Stanęła pod drzewem troszkę poza zasięgiem padania światła ogniska i wtedy znów usłyszała to samo pytanie, co wcześniej.
"Hej dziewczyno, czy tobie w ogóle na życiu zależy?"
~ Tak, zależy, bowiem póki nie znajdą swych rodzin, to i ja nie będę miała spokoju ~ odpowiedziała tajemniczemu głosowi, który całkowicie zamilkł.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 29-03-2016, 18:58   #127
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Południowy gościniec, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt

Rozbicie obozowiska było miłą odmianą od ciągnących się za wioskowymi kłopotami i potworami. W końcu mieli chwilę oddechu, mogli zjeść, odpocząć, zregenerować siły, porozmawiać między sobą i pocieszać siebie wzajemnie. Był to też idealny moment na wyleczenie ran, albo przynajmniej próby zneutralizowania bolesnych skutków potyczek. Mieszkańcy Krausnick tego dnia stracili o wiele więcej, niż początkowo myśleli. W trudach podróży, w ślepej pogoni za zemstą, natrafili na zbyt wiele przeciwności, aby dotrzeć tak daleko w pełnym składzie, w jakim to wyruszyli z wioski. Było ich wielu, byli silni, zdeterminowani, gotowi rozwalić na miazgę każdy kozi ryj, roznieść pomioty chaosu i rozerwać ich splugawione ciała, splunąć na martwe truchła. Rzeczywistość piętnem odcisnęła się na ich wycieńczonych i poranionych ciałach, które późnym wieczorem nie miały już tyle sił i wigoru, co dotychczas. Niektórzy musieli zmierzyć się z okrutną prawdą i przyznać przed samym sobą, że być może żaden z nich nie dotrwa nawet do momentu spotkania twarzą w twarz z Ragushem, że jest taka możliwość iż ich cel nie zostanie osiągnięty nawet w jednej trzeciej, że nawet nie zobaczą parszywych mord oprawców i nie wezmą odwetu za poległych bliskich; czy to w wiosce, czy też w lesie, kiedy to dążyli do odpłacenia się pięknym za nadobne. Ze smutkiem i wątpliwościami kołaczącymi się w głowie, zasnęli niemal natychmiast, gdy tylko ich ciało spoczęło na ułożonych posłaniach, a ciepło skrzącego się ogniska, przyjemnie oświetlało niewielki obszar wokół siebie.

Noc minęła spokojnie i w podobny sposób przywitał ich poranek. Świergot ptaków w tej części lasu był przyjemną niespodzianką, a przebijające się przez gęste korony drzew promienie słońca, dały nadzieję na nowy i lepszy dzień. Co prawda nie każdy mógł powiedzieć, że czuł się lepiej, że wypoczął lub nawet pogodził się z nieprzyjemnościami dnia poprzedniego, z koszmarem jaki przeżył zaledwie kilka godzin wcześniej. Najpierw potyczka ze zmutowanymi wilkami, w której Franz został pozbawiony głowy jednym, silnym zaciskiem psich szczęk, potem spotkanie jak z horroru, przy drzewie pełnym wisielczych ciał, które do niedawna towarzyszyły im w codziennym, wioskowym życiu. Do tego atak gorów, poważne rany, nieprzyjemne zdarzenie z Lambertem i najemnikami. Na koniec dnia olbrzymie pająki, których wygląd paraliżował ze strachu, a jakby tego było mało, Krwawa Turzyca; niby niegroźna roślina, a w swą mokrą paszczę wciągnąć zdołała aż dwie osoby, a pazerna była na więcej.
Odwaga, siła woli, chęć zemsty, determinacja, a może po prostu głupota? Cokolwiek by nie kierowało bohaterami tej opowieści, kroczyli oni dalej, bo być może nie potrafili znaleźć innego celu w życiu, bez bliskich których tak bardzo kochali. W końcu to miłość do nich nadawała sens ich życiu, a teraz cała ta wyprawa zaczęła tracić na wartości. Dla kogo, jak nie dla kogoś ważnego, można by żyć? Nawet gdyby chcieli się poddać to i tak zawracanie nie miałoby większego sensu, dlatego też po zebraniu obozowiska, posiłku i spakowaniu się, postanowili iść dalej i pokazać zwierzoludziom, gdzie ich miejsce.


Na czele pochodu jak zawsze stanął dzielnie Klaus. Znał się na rzeczy i wiedział, co robi i choć czasami zdarzało mi się czegoś nie dopatrzeć, to był jedną z niewielu osób, o zdolnościach tropiciela. Niedaleko niego, ale zdecydowanie wolniej, szedł Magnus. Mimo wczorajszego nieprzyjemnego spotkania oko w oko z nienażartą rośliną i równie bliskiemu spotkaniu z Morrem, tego ranka mógł wciąż żyć, oddychać i towarzyszyć mieszkańcom Krausick, z którymi czuł coraz to większą więź. Wszyscy mogli śmiało stwierdzić, że trud tej wyprawy począł zbliżać ich ku sobie, umacniać łączącą ich zażyłość, dzięki czemu z większym zaangażowaniem potrafili stawić czoła problemom, które zapewne nie raz jeszcze ich zaskoczą.
Kruche gałęzie delikatnie łamały się pod ciężkim obuwiem, liście szeleściły, a wiatr wprawiał korony drzew w hipnotyzujące kołysanie, przypominające taniec. Zadziwiająco miłej atmosferze oraz przyjemnemu zapachowi sosen, zawtórował ćwierk niebieskich ptaków, które radośnie przeskakiwały z gałęzi na gałąź, jakby bawiąc się ze sobą i fruwając wokoło. Klaus dostrzegł nawet ślady zwierzyny, była to najprawdopodobniej odciśnięta na wilgotnej glebie racica sarny, która tuż przed świtem przebiegała tędy, przecinając im drogę.
Chwila oddechu uspokoiła skołatane nerwy wędrowców i pozwoliła na odrobinę wytchnienia, którego wciąż tak bardzo łaknęli. Przyspieszony z nerwów puls zaczął zwalniać, przybierając prawidłowy rytm dla bijącego serca, a tętniąca napływająca do mózgu we wzmożonym wysiłku, przestała już dudnić w uszach. Wszystko to jednak stracili w jednej chwili, jakby niebo runęło im na głowę. Spomiędzy liści strzelistego i rozłożystego drzewa, spadła drewniana klatka, umacniana metalowymi elementami. Magnus w ostatniej chwili zdołał odskoczyć i uniknąć tym samym zmiażdżenia nogi, jednak Klaus nie miał już tyle szczęście. Mimo, iż nic mu się nie stało i prócz zalęknienia nie doznał poważniejszego uszczerbku, to został on uwięziony w średniej wielkości klatce, której każdy z trzech wymiarów równał się około dwóch metrów. Posiadała ona nawet drzwi i zamek, który naturalnie był zamknięty. Mieszkańcy Krausnick stanęli jak wryci, przyglądając się konstrukcji z bezpiecznej odległości, jakby w oczekiwaniu na więcej spadających niespodzianek, jednak póki co nic się nie działo. Na bocznej gałęzi zaświergotał ten sam niebieski ptaszek, co poprzednio, a w głowach wędrowców śpiew ten, brzmiał jak śmiech przepełniony kpiną.

Obóz ungorów, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt

Tymczasem na mniej więcej tym samym odcinku drogi przez las, lecz na innej ścieżce, znajdującej się ponad dwie godziny marszu na wschód od pułapki, w którą wpadł Klaus, najemnicy przedzierali się przez gęste zarośla, podążając krok w krok za przewodzącym im bratem Lambertem. Ledwo zdążyli odetchnąć po ciężkiej walce, a już musieli iść dalej, po drodze posilając się skromnym śniadaniem, którego nie czas było odpowiednio przygotować przed podróżą.
Tego dnia, świt przywitał ich po bohatersku. Walka, którą stoczyli pod wodospadem byłaby godna wielu ballad, gdyby nie brak wystarczająco poetycko utalentowanych świadków tego wydarzenia. Po zgładzeniu znacznej części oddziału zwierzoludzi, którzy zakradli się do ich obozu jeszcze przed pierwszymi promieniami słońca, przyszedł czas na akcję odwetową. Kilku ungorów zdołało uciec, a szaman, który zginął ugodzony strzałą w plecy, miał przy sobie kawałek podartego pergaminu, na którym spisane zostały rozkazy. Ze sporządzonego w reikspielu tekstu wynikało, że Ragush rozstawił dwie grupy zwiadowcze, które miały swe obozowiska w pobliżu dwóch prowadzących na południe gościńców. Zaszyte w sercu lasu bestie miały za zadanie zabić lub przynajmniej znacząco opóźnić mieszkańców Krausnick, którzy podążali tropem porwanych, albowiem główne siły watahy Ragusha zostały zmuszone udać się na zachód zaraz po opuszczeniu lasu, aby złupić po drodze jeszcze jedną wioskę i uzupełnić liczbę uprowadzonych.
Była to dobra wiadomość dla Lamberta i jego ludzi. Oznaczała ona bowiem, że wrogowie spodziewają się znacznego opóźnienia, a w tym przypadku czas grał bardzo istotną rolę. Kapłan Sigmara przekonał resztę swoich towarzyszy, aby najpierw podkraść się do obozu, który musiał znajdować się gdzieś w pobliżu i wyrżnąć w pień ostałych przy życiu ungorów, którzy depcząc im po piętach, mogli stanowić dla nich niemałe zagrożenie. Znalezienie ich kryjówki ułatwiał dodatkowo fakt, iż uciekający w popłochu wrogowie nie pokwapili się, żeby zakryć za sobą ślady, a było ich całkiem sporo, tym bardziej, że niektórzy z nich zostali ranni w trakcie walki i zostawiali na liściach oraz krzewach znajomy myśliwym szlak usłany kroplami krwi. Teraz to Lambert i towarzyszący mu w podróży przez las najemnicy byli drapieżnikami, a humanoidalne bestie z Gór Środkowych ich przyszłą ofiarą...

Po przedarciu się przez gęste zarośla, które znaczyły liczne ślady krwi, najemnicy natrafili na ścieżkę, która pojawiła się przed nimi jakby znikąd. Otaczające ich konary drzew były bardzo nisko zawieszone, co samo w sobie sprawiało, że mogły być idealnym miejscem na kryjówkę dla strzelców. Do stojących przy ścieżce pni przywiązane zostały czaszki rogatych bestii, zapewne należących do mniej okazałych ungorów, które dość często stawały się ofiarami przemocy swych większych pobratymców, zaś strzały wbite w pobliskie, wystające ponad ziemię korzenie drzew, przynajmniej w teorii, miały za zadanie odstraszać intruzów. Potrzeba jednak było czegoś znacznie więcej, żeby zniechęcić, a co dopiero wystraszyć brata Lamberta, który uśmiechnął się ponuro na widok licznych śladów krwi zdobiących udeptaną drogę przed nim. Obóz wroga był blisko, a jego ludzie stali u boku gotowi do walki. Ten dzień zaczął się dla niego bardzo dobrze i była to przyjemna myśl, której nie potrafił łatwo odegnać od siebie.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 29-03-2016 o 20:20.
Warlock jest offline  
Stary 30-03-2016, 12:36   #128
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Noc minęła w spokoju – choć tyle dobrego. Rankiem Klaus zaczął zbierać manatki i szykować się do dalszej drogi. Z jednej strony miał już trochę dość całej tej wyprawy, z drugiej i tak już nie widział alternatywy, nawet powrót do wsi – choć nie niemożliwy, zdawał się po prostu jakiś taki zbyteczny. Może i lepiej będzie mu zginąć w tym przepastnym lesie? Niemal zazdrościł już umarłym, oni chociaż mieli spokój.

Pewnym pocieszeniem okazało się złapanie w sidła dwóch wiewiórek. Przyglądał się im przez pewien czas, jakby napawając się istnieniem żywych normalnych istot w tym paskudnym lesie. Chwilę później skręcił im karki.

W drodze wciąż prześladowały go posępne myśli, może to przez las, może przez ofiary które ponieśli, może przez świadomość że przed nimi nie mniej gorsze koszmary ? Nawet nie zauważył kiedy wszedł w świetnie zamaskowaną pułapkę. Chciał uskoczyć ale było już za późno. Klatka zamknęła się wokół niego. Zamarł, bojąc się nawet ruszyć by nie uruchomić jakiegoś kolejnego mechanizmu.

Po pierwszej chwili szok przeminął a jego miejsce zajął czysty pragmatyzm. Przyglądał się klatce od wewnątrz czy była zdolna się skurczyć, czy można było ją zwyczajnie zniszczyć lub choćby podnieść. Nie wyglądała na konstrukcje pomiotów chaosu, one nie zadały by sobie raczej trudu schwytania kogokolwiek. Ich pułapki niosłyby raczej śmierć i z pewnością byłyby mniej skomplikowane. Zamek? Nie , to nie mogło być dzieło grupy która ścigali. Była to pewnie pozostałość po tych którzy żyli tu wcześniej, być może konstruktorów mostu.

Tak czy inaczej trzeba było się z klatki wydostać i na tym Klaus skupił cały swój wysiłek.
 
Eliasz jest offline  
Stary 02-04-2016, 12:00   #129
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Adar z nowym zapałem maszerował przez Las Cieni. Pomimo wciąż zabandażowanego boku i dawek bólu, jakimi częstowała go pamiątka po spotkaniu Krwawej Turzycy, kroczył dumnie i wyprostowany. Ciężko było szukać motywacji w tym piekle, do którego trafili, jednak ukradkowe spojrzenia kuchcika w stronę jasnowłosej dziewczyny mogły zdradzić co nieco.
Szarak wciąż rozpamiętywał dzień poprzedni, a zwłaszcza jego zakończenie. Rozmowa z Katariną oraz późniejsza wspólna modlitwa faktycznie podniosła go na duchu. Czuł się z tym jednak nieswojo, toteż starał się nie afiszować z rozpierającą go energią, skupiając się na drodze i udając zmarnowanego szaleńca, który podobnie jak pozostali, kroczył z determinacją na spotkanie śmierci.

Pomimo usilnych starań, nie udało mu się zachować wystarczającego skupienia, by zauważyć przygotowaną na nich zasadzkę. Kiedy klatka spadła, więżąc tym samym ich wioskowego tropiciela, Adar dobył miecz oraz tarczę i przystawił się do Katariny, będąc gotowym osłonić ją przed zbliżającym się atakiem. Ten jednak nie następował i wszystko wskazywało na to, że cała ta pułapka miała tylko na celu spowolnienie drużyny. Szarak jeszcze przez chwilę trwał przy kobiecie, ale upewniając się, że zagrożenie minęło, odłożył broń i zbliżył się do Klaus'a.

- Wyciągniemy cię stąd. Daj nam chwilę, a na pewno coś wymyślimy - powiedział do schwytanego mężczyzny, obchodząc klatkę dookoła i szukając jakiegoś słabego punktu.
 
MTM jest offline  
Stary 02-04-2016, 12:40   #130
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Po pierwszym dniu spędzonym w Lesie Cieni trzy osoby z wioski były już martwe. Pozostało ich siedmiu. Dwie osoby na progu wytrzymałości i on ledwo zachowujący równowagę.

Noc minęła mu fatalnie. Co chwilę budził się w wirującym wokół świecie. Miał nudności, a ból głowy nie pozwalał zasnąć ponownie. Najgorsza noc, po takich obrażeniach, jakie otrzymał. Znał te objawy, choć sam nigdy wcześniej ich nie doświadczył. Każdorazowo czuł niepokój, kiedy wzrok nie nadążał za światem. Pił dużo wody, więcej niż powinien, nieodwracalnie uszczuplając zapasy.

O świcie wymiotował. Choć zawroty głowy nieco zelżały, utrzymają się jeszcze przez kilka dni. Miało to zaledwie jeden plus. Dzięki zmartwieniom o własne zdrowie, mniej uwagi poświęcał tragedii minionego dnia. Lecz nie mógł zapomnieć o wizji, którą dzielił wraz z Katariną.

W walce z minotaurami użył magii w czystej postaci, choć nie czynił tego od dziesiątek lat. Zaklęcie było subtelne. Z osób spoza wioski, jedynie Thravar mógł mieć pewność co do tego, co uczynił Pyotr Koldun, lecz ten już nie żył. Severus był zbyt daleko, a jednak miał podejrzenia, mimo iż nie mógł mu nic udowodnić. Lecz nie to było prawdziwym zmartwieniem.

Wizja pod drzewem oraz późniejsze użycie magii po tak wielu latach coś w nim obudziło. Coś co zwalczył w sobie lata temu. Koszmar lat minionych. Niepohamowane pragnienie sięgnięcia po moc po raz wtóry. Wiedział, że i Katarina tego doświadczyła, lecz być może nie miała świadomości, dlatego nie oparła się temu pragnieniu. Zaczerpnęła zbyt wiele wiatru chaosu jak na tak krótki czas, a on nieustannie chciał czynić podobnie. Pomny na zdarzenia z przeszłości, musiał zwalczyć to pragnienie za wszelką cenę.



Spadająca pułapka jak grom z jasnego nieba, wystraszyła Dziadka Rybaka nie na żarty, jak na złość, akurat w tym momencie znów zakręciło mu się w głowie i stracił równowagę. Starzec upadł na czworaka, boleśnie obijając kolana. Kiedy uniósł głowę, zobaczył Klausa uwięzionego w ciężkiej klatce.

Niedaleko nad nią, przesiadywał niebieski zimorodek. Wykrzywiał swój łepek to na jedną stronę, to na drugą. Nie wiedzieć czemu, wstając, Pyotr utkwił w nim swój wzrok i zmrużył oczy, jakby nad czymś się zastanawiając. Patrzył nań czas jakiś, po czym powoli odwracając głowę, zasugerował Adarowi by podkopać klatkę.
 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172