|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-03-2016, 15:26 | #121 |
Reputacja: 1 | Severus & Dziadek Severus siedział jak zwykle na uboczu, bawiąc się i karmiąc swoją fretkę. Co jakiś czas dawał jej się polizać po twarzy, przy czym czule wciąż ją głaskał. Akolita niezbyt chętnie udzielał się w towarzystwie, patrząc tylko z boku na swoich towarzyszy. Ostatnie wydarzenia zdawały się że odcisnęły na nim mocniejsze piętno. Podróż ta, jakby sprawiła że postarzał się o kilka lat. A może to wzrok. Stał się bardziej chłodny i zimny. I w ten sposób spoglądał z boku w płonący ogień ogniska. Od dłuższego już czasu Severus odczuwał na sobie wnikliwe spojrzenie Dziadka Rybaka. Również teraz, kiedy odwrócił głowę w stronę starca, ten przyglądał mu się, mrużąc oczy. Już wcześniej wydawało mu się, że jest przezeń obserwowany. Kiedy tylko opuścili drzewo wisielców, kilkakrotnie ich wzrok krzyżował się, ni to wrogo, ni przyjaźnie, a badawczo właśnie. Tym razem jednak Dziadek Rybak nie odwracając wzroku, wymacał leżący obok kij, który służył mu za dodatkową podporę i stawiając go pionowo usiłował się podnieść. Zryw wywołał grymas bólu na jego twarzy oraz zawroty głowy, które po uderzeniu w potylicę podczas walki z minotaurami, nasiliły się teraz znacznie. Bezsilny legł z powrotem i chwytając się jedną ręką za głowę, próbował zatrzymać wirujący mu przed oczami obraz. Nie było z nim dobrze, aż dziw bierze, jak dotąd zdołał dotrzymać kroku. Gdyby nie wyryte głębokimi bruzdami uczucie załamania na jego twarzy, byłby to niezwykle żałosny widok. Severus nie należał do osób rozmownych, więc tylko nie śmiało skinął głową i uśmiechnął się do starca. Widząc że ten próbował wstać, pokręcił tylko głową, jakby chciał dać znać Dziadkowi że lepiej było by by ten siedział niż wstawał. Sam po chwili ruszył ku niemu, by spocząć niedaleko. - Mocno oberwałeś. Lepiej nie wstawaj - rzekł cicho. Marta w tym czasie wyjrzała zza pazuchy i usiadła na ramieniu akolity. Patrzyła się przez chwilę na “Rybaka” by po chwili schować się koło ręki, swojego pana. Ten odwrócił wzrok od siedzącego obok niego mężczyzny, i znów oczy utkwiły w tlącym się ognisku. - Tak, zaiste, tak, tak... – Pyotr machnął dłonią, jakby odtrącając natrętną muchę i umilkł. Siedzieli czas jakiś wpatrując się w trawiący chrust ogień. Odezwał się ponownie dopiero po dłuższej chwili, dokładając chrustu do ogniska. - Powinniśmy byli spalić to drzewo - w zamyśleniu rzucił bardziej do siebie, niż do Severusa. miał na myśli oczywiście miejsca kaźni, gdzie bestialsko zamordowano wiele dzieci i kobiet z Krausnick. Powinniśmy - zgodził się Severus, nie odwracając wzroku od ognia - nie było jednak na to czasu. I tak pozostała nas garstka. Lambert. Głupiec i fanatyk. Widziałem w jego oczach ten błysk. Jest blisko tej linii, po której przekroczeniu, ślepa wiara zastępuje rozum i logikę. - Nie pierwszy raz spotykasz takich jak on... - Pyotr bardziej stwierdził niż zapytał - tak… ja również. Wiedziałem o tym już kiedym go pierwszy raz ujrzał…przestrzegałem Katarinę... powiedz mi młodzieńcze, kimże jesteś? Gdy padło to pytanie wzrok akolity stał się jeszcze bardziej chłodny. Wręcz lodowaty. Spojrzał prosto w oczy Pyotrowi i przez chwilę tak się wpatrywał. A potem uśmiechnął się szeroko i rzekł: -Sługą Bożym. Sługą Imperium. Nikim więcej. - odpowiedział krótko Severus. Pyotr podjął spojrzenie akolity, oczyma bez emocji. Z jakiegoś powodu do końca nie wierzył w słowa Severusa. Spróbował więc z innej strony. - Mawiają, że tam, pod drzewem… w miejscu… - słowa Dziadka Rybaka przychodziły z trudem. Było to wspomnienie, o którym z pewnością, gdyby tylko było to możliwe, wolałby zapomnieć - … w miejscu kaźni… Powiadają, że nie tylko ja zostałem zmożony niemocą, jeno trzy osoby, w tym ty Severusie. Masz świadomość co tam się wydarzyło? Severus opuścił wzrok, i wbił go w ziemię. Ważył słowa, i zastanawiał się nad tym co ma powiedzieć. - Nie mi jest dane oceniać to co się wydarzyło. Sigmar czuwał nad nami, i to z jego pomocą, udało wam się otrząsnąć z tej niemocy. Ja byłem tylko narzędziem w Jego rękach - uśmiech lekki pojawił się na twarzy młodzieńca. Marta w tym czasie wyjrzała zza pazuchy w poszukiwaniu jedzenia. - A według Ciebie co się wydarzyło? - Ragush Krwawy-Róg wieszał już całe wioski w ten sposób. Widział żem jedną z nich. Kto wie jakie plugawe rytuały tam i tu odprawiono, jeno pewnym jest, że nie bez efektu. - zrobił pauzę by przemyśleć, czy powinien kontynuować. Dalsze słowa, które wypowiedział Pyotr Koldun były zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę kim był- zwykłym wioskowych starcem. Oczywiście Severus podejrzewał Pyotra o proste praktyki magiczne, ale nawet to nie tłumaczyło tych słów. - W tym miejscu świat ładu i chaosu zbiegły się ze sobą. Kiedym padł zmożony niemocą, spaczeń karmił się mym strachem.... w tym miejscu mogły zrodzić się demony… - Być może jest tak jak mówisz. Nie mi to oceniać. O magii wiem tyle co mi mistrzowie przekazali na naukach, ale wiedza ta jest skąpa. Każda moc niesie ze sobą siłę i potęgę, ale nie każdy zdaje sobie sprawę Pyotrze, że z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność - odparł spokojnie Severus Dziadek Rybak zmarszczył czoło w zastanowieniu, gdzieś już słyszał te słowa, lecz nie mógł sobie przypomnieć od kogo i gdzie. - Mierzymy się z siłami, które nas przerastają. Nie powinniśmy iść dalej. Za stary jestem, za stary… - Twój czas jeszcze nie nadszedł starcze, ale faktycznie odważnyś że udał się w tą wyprawę. Baczaj jeno jak spotkamy znów Lamberta na niego. Na stos Ciebie i Katrinę nie chybnie wyśle - ostrzegł go akolita. Starzec zaśmiał się cicho, po czym rozkaszlał, a uspokoiwszy się rzekł: - Nie ma powodu by szykował na mnie stos. Wiem wiele, prawda, ale to nie magia. Dość widziałem by się jej wystrzegać - spoważniał nagle - nie… nie… to nie o mnie trzeba się martwić, lecz o Katarinę. Uparte dziewczę, nie rozumie z czym igra. -wymawiając ostatnie słowa, starzec patrzył na rozmawiającą Katarinę z Schulzem - … ale to dobre dziecko. - Dla niego...wystarczy - uprzedził po raz ostatni Severus, bowiem dla niego ten temat był już zamknięty - A co do dziewczyny. Pilnuj jej. To co robi jest niebezpieczne. Niektórzy powiedzieli by, że kroczy drogą prowadzącą ku herezji - ton głosu akolity ponownie stał się zimny i ostry niczym brzytwa. - Co cię nakłoniło byś ruszył z nimi ? - zapytał zaciekawiony. Pyotr znów utkwił wzrok w płomieniach ogniska. Oczy rozbłysły, jakby coś tam dojrzał, lecz nie odpowiedział nic jasnowłosemu młodzieńcowi. Akolita skinął głową rozumiejąc że starzec nie chce o tym mówić. Każdy miał takie rzeczy,które lepiej było zostawić w spokoju. Wstał więc bowiem i tak rozmowa miała dobiec końca. Nim jednak się oddalił rzekł: - Pilnuj dziewczyny. Pilnuj - ostrzegł bowiem wiedział po jak cienkiej linii ona stąpa - To czego doświadczyłeś przy drzewie, było tylko malutkim pokazem jak wygląda droga z której nie ma odwrotu. Raz nas Młotodzierżca ocalił lecz Bogowie bywają kapryśni. Nie zasługujemy na jego większą uwagę bo kim jesteśmy… - zadał pytanie na które nie oczekiwał odpowiedzi. Zostawił tak Dziadka samego z jego myślami. Severus & Katrina Został sam. Siedzący w cieniu. Przyglądający się wszystkim z boku. Tak było łatwiej i prościej. Przyjaźnie, romanse czy dłuższe znajomości nie wchodziły dla niego w grę. Był sługą Imperium. Miał swój cel i choć początkowo wydawało się, że Lambert odwali za niego całą robotę, to okoliczności lekko skomplikowały sprawę. Sigmarita zdawał się schodzić na ścieżkę obłędu, bowiem ... Jego myśli zostały przerwane przez nagłe pojawienie się gościa, który nie spodziewanie odezwał się: - Nie mam pojęcia dlaczego poszedłeś za nami - Kislevitka oschle rzuciła w stronę Severusa chłodno na niego spoglądając - Miałeś większe szanse na przeżycie idąc wraz z tamtym sigmarytą, więc jest to mocno podejrzane. - Ale ja nie zostawiam ludzi w potrzebie - dodała wracając do swojego zwyczajnego, łagodnego tonu i westchnęła głośno. Podała mu miskę z jedzeniem - Masz, posil się. Szybciej dojdziesz do siebie. Wzrok Severusa gdy spojrzał na dziewczynę był lodowaty, ale jego uśmiech złagodził jego ponury wygląd. W milczeniu wziął miskę z jedzeniem. - Kiedyś zostawisz. Każdy zostawia. Liczy się w końcu jedno. Przeżycie - słowa jego zdawały się być ponure, a wymawiał je jakby nie mówił do Katariny, tylko gdzieś przed siebie. Czemu poszedł za nimi. Sam nie wiedział tego, więc pominął temat milczeniem. - Już zostawiłam i nie chcę tego zrobić kolejny raz. Okropne uczucie, wiesz? - przykucnęła obok niego spoglądając mu w oczy. Nie było w nim wrogości. - Kim jesteś? Magiem z kolegium? Na kapłana mi nie wyglądasz - zapytała po chwili łamiąc nieprzyjemną ciszę, która między nimi zaległa. Severus zaśmiał się głośno. Naprawdę głośno. - Oczywiście. Samym Arcymagiem - puścił do niej oko i ściszając głos dodał konspiracyjnie - I zaraz Cię zaczaruję. I będziesz pod moim wpływem - ostatnie słowa specjalnie przeciągał. Nawet Marta wyjrzała zza pazuchy i zaczęła obwąchiwać dziewczynę. Fretka robiła to ostrożnie jakby nie ufała nieznajomej - A jak do liczę do trzech to zaczniesz nam tu tańczyć nago - zakończył puentą. Było po raz pierwszy widać, jak młodzieniec się uśmiecha. Dziewczyna zaś z ciekawością spojrzała na przyglądające się jej zwierzę. Nawet zrobiła swą ręką taki ruch, jakby chciała je pogłaskać palcem, ale szybko ją cofnęła. - Wiesz, tańczyć bym mogła, ale w ubraniach. Jest za zimno - kącik jej ust drgnął w uśmiechu, ale nic poza tym - Jednak wysunęłam swoje pytanie dlatego, że widziałam cię w swoich majakach pod drzewem wisielców - lekko się zarumieniła tak, jakby mówiła o czymś zbyt osobistym - Odpędziłeś demony. Ja.... Dziękuję. Kimkolwiek jesteś. - W sumie cieszę się, że trochę ci weselej. Nastrój jest dość... trupi. - Jestem sługą bożym i Imperium. Nikim więcej. Sigmarowi dziękuj. Nie mi - odparł spokojnie Severus, biorąc Martę na ręce - Chcesz pogłaskać? Nie ugryzie - ponownie lekko uśmiechnął. - Skromnyś. Aż dziwne jak na "imperialnego sługę" - zmrużyła oczy tak jakby coś podejrzewała, ale chwilę później się zaśmiała. - Chcę - odwzajemniła uśmiech i wyciągnęła ponownie swą dłoń, by pogłaskać fretkę - Mam nadzieję, że nie będzie zła. Fretka nieufnie wysunęła pyszczek, ale koniec końców dała się pogłaskać. Gdy tylko dłoń dziewczyny dotknęła jej futerka, zwierzę delikatnie zmrużyło oczy. Jakby podobał się jej dotyk dziewczyny. - Chyba Cię polubiła - rzekł z lekkim uśmiechem - Tylko teraz uważaj, bo może wieczorami przychodzić do Ciebie do twego śpiworu. - Rany, urocza jest - powiedziała zafascynowana zwierzęciem - Nawet mi to nie będzie przeszkadzać, ale... Ech. Prawie natychmiast posmutniała, kiedy znów pojawiło się wspomnienie o drzewie wisielców. Odsunęła się lekko od Severusa i wstała. - Wybacz, muszę się zająć ogniskiem - wycofała się delikatnie i odeszła na zupełnie drugą stronę obozu. Severus bacznie przyglądał się Katrinie. Bardzo bacznie, a gdy ta oddalała się jego uśmiechnięty wzrok znikł. Pozostał chłód i zimno, które biło z niego. Chaos, wyciągał ku niej swoje macki. Zawsze tak było. Wyciągał po każdego z nich. I Sigmar mu świadkiem, że nie pozwoli by ktokolwiek z nich, odwrócił się do Imperatora i Imperium.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |
26-03-2016, 17:49 | #122 |
Reputacja: 1 | -Żołnierz Jerzy bronił wieży, Przed najazdem złych rycerzy, Dwóch zastrzelił z garłacza, Trzech oblepił smołą, Pięciu zrzucił z drabiny, Oj, nie było im wesoło! Jeszcze jednego z łuku ustrzeli, A zostanie mu tylko połowa nieprzyjacieli. Ilu plugawych sług zła przeprowadziło oblężenie bastionu dzielnego Jerzego, hm? Kto mi powie? Możeee… KAS!- Kawał kredy wystrzelił z rąk prowadzącego lekcję kapłana i ze świstem przebył całą długość zatęchłej klitki która miała czelność mianować się klasą. Biały pocisk, ciągnący za sobą ogon pyłu niczym kometa samego Sigmara, uderzył śpiącego dzieciaka prosto w czubek głowy, pękając na tysiąc kawałków i przyprószając czarne włosy młodzika brudną bielą. Chłopak drgnął, zakrztusił się kredowym pyłem i gwałtownie wyprostował się. Za późno - pomarszczona jak zaorane pługiem pole twarz kapłana dyndała tuż na nim, trzymając się na chudej szyi która zdawała się być na granicy pęknięcia pod samym ciężarem czamba klechy. Okolone sinofioletowymi worami oczy mężczyzny rzucały chłopcu lodowate spojrzenie. Kas rozejrzał się po klasie, szukając wsparcia wśród swoich rówieśników, ale nikt nawet nie spojrzał w jego stronę. Cieniste, rozmyte sylwetki patrzyły przed siebie, sztywne i obojętne jak otaczające ich ściany. Pomoc nie miała nadejść. -ODPOWIADAJ. NA. PYTANIE.- Wywarczał nauczyciel, niemal dotykając nosa chłopca swoim zakrzywionym kinolem. Kas czuł przegniłą woń na jego oddechu i skrzywił się mimowolnie. Po klasie przeszedł zduszony rechot, który wydawał się dochodzić gdzieś spod ich stóp. -Yyyy…- Zaczął chłopak, gotów strzelać w ciemno by ocalić skórę. -ŹLEEEEE!- Ryknął klecha i chwycił podopiecznego za ucho, z nadludzką siłą sękatego ramienia wyrywając go z siedzenia i rzucając go na podłogę. Kas padł plackiem, z zaskoczeniem uświadamiając sobie że leży na pokrytej rosą trawie. Słońce grzało go w plecy, dookoła ćwierkały ptaki, zapach kurzu i pleśni ustąpił miejsca kwiatom i świeżo upieczonym bochenkom chleba. Młodzieniec podniósł głowę, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Leżał na polanie, na której zaległ w grzybowy sen kilka godzin porzed atakiem na wioskę. Krausnick. Nietknięte przez zwierzoludzi, skąpane popołudniowym słońcem, piękne jak nigdy. W oczach grabarza stanęły łzy, ciałem wstrząsnął pełen ulgi szloch. To był tylko sen. Atak zwierzoludzi, podróż przez Las Cieni, porażki i tryumfu których doznał. To była tylko długa, okrutna halucynacja. Przeklęte grzyby! Inge miała rację żeby ich nie tykać… Inge! O bogowie, ona gdzieś tutaj była. Musiał ją odnaleźć… Podniósł ręce by otrzeć twarz z łez. Ze zdumieniem zobaczył, że jego nadgarstki są skute brudnymi, przerdzewiałymi kajdanami. Chciał powstać, ale potężne kopnięcie w plecy powaliło go na ziemię. Grabarz splunął ziemią i przekręcił głowę. Stała nad nim potężna, groźna sylwetka, przesłaniając słońce i rzucając na niego złowieszczy cień. -Wstawaj, heretyku.- Powiedział cicho Lambert, chwytając Kasa za kołnierz i podnosząc go bez najmniejszego wysiłku. Nie mogąc nic z siebie wydusić chłopak pozwolił się prowadzić kapłanowi przez wyludnione Krausnick, do placu głównego. Tam zebrała się cała wieś - dziesiątki szarych sylwetek, które z zobojętniałym wyrazem twarzy obserwowały pochód skazańca. Gdy Lambert zbliżył się do tłumu, ten rozstąpił się, ujawniając umieszczony na środku placu stos. -Co? Co się dzieje? Nie jestem heretykiem!- Zaprotestował Kasimir. W tłumie mignęło mu kilka znajomych twarzy. -Inge! Hans!- Młodzieniec wywołał swoich bliskich. -Powiedzcie im! Pomocy!- Krzyczał, ale ci nawet nie drgnęli. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądali się poczynaniom kapłana bojowego. -Milcz.- Warknął mu do ucha Lambert. Z tłumu wystąpili Lexa wraz z Wilhelmem, a w sercu grabarza zatliła się iskierka nadziei. Ci jednak złapali go tylko za ramiona i przywlekli go do stosu. Lexa kopnięciem zrzuciła zeń dymiące szczątki poprzedniego nieszczęśnika. Kas poznał go - był to Thravar, krasnolud który przybył wraz z Lambertem do Krausnick, a następnie zginął z jego ręki. Wprawnymi, wyuczonymi ruchami, dwójka jego dawnych towarzyszy przyszpiliła grabarza do czarnego od sadzy palu i ciasno owinęła go liną. -Za swoje rozliczne przestępstwa przeciwko Imperium i jego obywatelom, a także najgorsze z możliwych przewinień - herezję i posługę bóstwom Chaosu - skazuję Cię na śmierć, Kasimirze Hundrek. Czy masz jakieś ostatnie słowa?- Lambert wzniósł płonącą pochodnię. -Nie jestem żadnym heretykiem, ty łysa kurwo!- Ryknął Kas, wierzgając się. Na nic jego wysiłki - lina trzymała mocno, wpijając się w ciało. -Ależ oczywiście, że jesteś.- Powiedział stojący nieopodal Adar z wyrazem zaskoczenia na twarzy. -Tak, tak.- Pokiwał głową Magnus, trzymając na rękach małego Matthiasa. -Wszyscy jesteśmy.- Zawtórowała im Katarina. Jak jeden mąż, cały tłum razem z najemnikami Lamberta podniósł ręce, pokazując Kasowi kajdany identyczne jak jego. -Czekamy tylko na swoją kolej.- Wzruszył ramionami Severus. -By oczyścić się z grzechu. Rozumiesz, tępaku? Lepiej się pośpiesz.- Burknął Durak. Kas poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Jego twarz wykrzywiła się w maskę nieopisanego cierpienia, gdy patrzył na twarz krasnoluda. -Niech Sigmar ma cię w swojej opiece.- Powiedział sucho Lambert. Ciężkie łańcuchy okalające jego kostki i nadgarstki dzwoniły głośno, gdy podszedł do stosu i rzucił grabarzowi pochodnię pod stopy. Młodzieniec krzyczał, wył i płakał. Z jego zmaltretowanego gardła wydostawały się nieartykułowane, potępieńcze dźwięki. Gdy ogień dotarł na wysokość pasa młodzieńca, jego szloch przerodził się w urywany, dławiący śmiech. Cieszył się, że zostanie oczyszczony z plugastwa herezji. Kasimir śmiał się odrzucając głowę do tyłu gdy ogień strawił jego skórę i włosy. Ryczał donośnie, gdy jego oczy ugotowały się i pękły, rozlewając mu się na skwierczących policzkach. Żyły pękały i wylewały gotującą się posokę na trawione ogniem drewno. Nie przestał rechotać, gdy jego szczęka poluzowała się i odpadła, spadając w toń płomieni. Tłum przyglądał mu się bez ciekawości. -Krew dla Boga Krwi- Szepnął Lambert. -Krew dla Boga Krwi!- Zawtórowało mu Krausnick. *** Grabarz podniósł głowę, obudzony zamieszaniem w jaskini. Sen który zapewnił mu ciężką noc wyfrunął z jego pamięci w momencie otwarcia oczu, jednak dziwne, nieprzyjemne uczucie które po sobie pozostawił nie było tak łaskawe. Rzeczywistość nie była dla Kasa żadną ucieczką od dręczących go przez noc koszmarów. Na jawie można było bez większego problemu znaleźć monstra gorsze niż te ze snów zwykłych śmiertelników, a postradać życie - znacznie łatwiej. Ostatnio edytowane przez Krieger : 26-03-2016 o 17:52. |
27-03-2016, 21:56 | #123 |
Reputacja: 1 | Dopiero po dłuższej chwili zaczął odzyskiwać władzę w kończynach. Wraz z czuciem powrócił też ból. Przedziurawione kolcem udo pulsowało na przemian ogniem i mrozem. Na szczęście nie odeszli daleko i wreszcie zatrzymali na odpoczynek. Mróz zawsze dawał w kość i Katarina o tym doskonale wiedziała, dlatego też była przygotowana na takie sytuacje... A przynajmniej w połowie. Ze swojej przepadlistej torby, bo aż trudno było uwierzyć, że mieściła tak wiele, wyciągnęła futrzaną czapkę i założyła sobie na głowę. W międzyczasie zajmowała się wszystkim, czym się tylko dało gdyż większość ich grupy nie była zdolna do jakiegokolwiek działania, tak więc pozostała tylko ona. Przede wszystkim starała się dbać o ognisko, by nie zgasło. Wisiał nad nim adarowy kociołek, w którym, ze słowną pomocą właściciela naczynia, coś pożywnego i ciepłego starała się ugotować. Zachichotała pod nosem, kiedy spostrzegła, iż w ciągu jednego dnia wypiła całą butelkę Kvasu, a nie zrobiło to na niej zbyt wielkiego wrażenia. Kislevska krew robiła swoje. A później nagle się skrzywiła z powodu ostatnich wydarzeń. Śmiech nie był wskazany. Co jakiś czas sprawdzała stan rannych. Wszyscy, zapewne łącznie z nią, wyglądali fatalnie. Bardzo martwiła się o nogę Magnusa - nie rokowała za dobrze, ale może za pomocą magii się wyleczy. Bardzo żałowała, że nie ma przy niej Natalyi. Ona się znała na takich rzeczach. Smutek rysował się na jej twarzy za każdym razem, kiedy jej myśli obierały ten kierunek. Właśnie z powodu beznadziejnej sytuacji drwala - to jemu podała ciepły posiłek jako pierwszemu. Miała nadzieję, że to choć odrobinę przyspieszy regenerację. Oszczędzała miski. Wolała by do reszty zbierała się woda opadowa, wszak trzeba było napełnić bukłaki. Magnus również wystawił swój kociołek, by zbierała się do niego deszczówka. Do czasu znalezienia strumienia albo innego źródła wody nadającej się do pica będzie musiał wystarczyć im deszcz. - Jak się czujesz? - zapytała go łagodnym, kojącym głosem oglądając w międzyczasie nasiąknięty krwią opatrunek. Mogło być gorzej, ale wciąż wyglądało fatalnie. Drwal skinął głową w podziękowaniu za posiłek. Noga rwała jak diabli, ale Hoff starał się nie pokazywać, jak bardzo. W końcu nie raz już coś takiego przechodził… chociaż nie - tak źle było po raz pierwszy. - Mogło być gorzej. - Odpowiedział. - Właściwie od czasu ataku na wieś wszystko idzie gorzej, niż powinno. Ale jeszcze nie czas na mnie - mam robotę do wykonania. - Dodał. - Mam nadzieję, że ci się polepszy. Nie wyglądasz za dobrze - przyłożyła swą chłodną dłoń do jego czoła próbując ocenić temperaturę. Nie miał gorączki. Chyba z tego wyjdzie. - Chciałam ci to wcześniej powiedzieć, ale nie miałam okazji. Wiesz... Tam przy drzewie... Przykro mi. - opuściła wzrok nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Magnus spojrzał na dziewczynę nie mówiąc nic. Po chwili opuścił wzrok i wbił go w trzaskające cicho płomienie małego ogniska. - Trzeba odpłacić bestiom za to, co nam uczyniły. - Rzekł zmęczonym, choć stanowczym głosem, na co Katarina skinęła głową. - Jednak... Czy powinniśmy szarżować do przodu po śladach tych bestii? Może powinniśmy po prostu pójść śladami najemników? - Nie wiem. - Odparł mężczyzna. - Nie wiem, którędy wiedzie właściwa droga. Może nigdy nie było właściwej drogi i wszystkie wiodą nas do zguby. Wiem jednak, że musimy iść dalej, póki sił starczy. Jesteśmy ostatnią nadzieją porwanych i musimy zrobić wszystko, żeby ich nie zawieść. - A poza tym wrócić chyba też nie możemy - ta roślina... i pająki... - Magnus wzdrygnął się na wspomnienie ogromnych owadów.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
28-03-2016, 00:06 | #124 |
Reputacja: 1 | Kiedy słońce zaczęło mozolnie rzucać pierwsze promienie słońca zwiastując nowy, pełen niebezpieczeństw dzień, wszyscy jeszcze słodko spali, za wyjątkiem czuwającej na warcie Lexy. Zapowiadało się, że nic nie przerwie im spokoju poranka, gdy nagle norsmanka wzdrygnęła się, widząc przemykające w zaroślach kontury. Zwierzoludzie byli już na ich tropie. Ociężały Gor stanął nad brzegiem strumienia, plecami odwrócony do wnętrza jaskini i zaczął wypatrywać śladów. Ostatnio edytowane przez Hazard : 28-03-2016 o 13:26. |
28-03-2016, 00:22 | #125 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
29-03-2016, 17:17 | #126 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Wielkimi krokami zbliżała się noc, czyli trzeba było rozbić obóz, a zajął się tym głównie Klaus, za co była mu bardzo wdzięczna. Gdyby musiała robić wszystko sama, to pewnie by padła z wycieńczenia budując cokolwiek, by ich chroniło przed padającym deszczem. Czuła ulgę, ale też niepokój. Nareszcie będą mogli odpocząć, jednak coś ich ciągle obserwowało. W jej głowie powoli zaczęły się rodzić paranoiczne myśli. Kiedy tylko na moment odwróciła się do kogoś plecami, to czuła jakiś przeraźliwy chłód mówiący o zagrożeniu nagłą, bolesną smiercią z rąk kogoś, komu ufała. Spojrzenia pozostałych osób w grupie jeszcze bardziej to potęgowały. Czuła on nich nienawiść skierowaną w jej stronę. Na pewno winili ją za to, co się im przytrafiło. Oni pewnie nigdy w życiu nie widzieli prawdziwej magii, a Katarina użyła jej tego dnia częścej, niż w ogóle powinna. Powinna zostać skarcona przez Natalyę, ale... Jej nie było, bo nie żyła. |
29-03-2016, 18:58 | #127 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Południowy gościniec, Las Cieni 8 Kaldezeit, 2526 K.I. Świt Rozbicie obozowiska było miłą odmianą od ciągnących się za wioskowymi kłopotami i potworami. W końcu mieli chwilę oddechu, mogli zjeść, odpocząć, zregenerować siły, porozmawiać między sobą i pocieszać siebie wzajemnie. Był to też idealny moment na wyleczenie ran, albo przynajmniej próby zneutralizowania bolesnych skutków potyczek. Mieszkańcy Krausnick tego dnia stracili o wiele więcej, niż początkowo myśleli. W trudach podróży, w ślepej pogoni za zemstą, natrafili na zbyt wiele przeciwności, aby dotrzeć tak daleko w pełnym składzie, w jakim to wyruszyli z wioski. Było ich wielu, byli silni, zdeterminowani, gotowi rozwalić na miazgę każdy kozi ryj, roznieść pomioty chaosu i rozerwać ich splugawione ciała, splunąć na martwe truchła. Rzeczywistość piętnem odcisnęła się na ich wycieńczonych i poranionych ciałach, które późnym wieczorem nie miały już tyle sił i wigoru, co dotychczas. Niektórzy musieli zmierzyć się z okrutną prawdą i przyznać przed samym sobą, że być może żaden z nich nie dotrwa nawet do momentu spotkania twarzą w twarz z Ragushem, że jest taka możliwość iż ich cel nie zostanie osiągnięty nawet w jednej trzeciej, że nawet nie zobaczą parszywych mord oprawców i nie wezmą odwetu za poległych bliskich; czy to w wiosce, czy też w lesie, kiedy to dążyli do odpłacenia się pięknym za nadobne. Ze smutkiem i wątpliwościami kołaczącymi się w głowie, zasnęli niemal natychmiast, gdy tylko ich ciało spoczęło na ułożonych posłaniach, a ciepło skrzącego się ogniska, przyjemnie oświetlało niewielki obszar wokół siebie. Obóz ungorów, Las Cieni 8 Kaldezeit, 2526 K.I. Świt Tymczasem na mniej więcej tym samym odcinku drogi przez las, lecz na innej ścieżce, znajdującej się ponad dwie godziny marszu na wschód od pułapki, w którą wpadł Klaus, najemnicy przedzierali się przez gęste zarośla, podążając krok w krok za przewodzącym im bratem Lambertem. Ledwo zdążyli odetchnąć po ciężkiej walce, a już musieli iść dalej, po drodze posilając się skromnym śniadaniem, którego nie czas było odpowiednio przygotować przed podróżą.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 29-03-2016 o 20:20. |
30-03-2016, 12:36 | #128 |
Reputacja: 1 | Noc minęła w spokoju – choć tyle dobrego. Rankiem Klaus zaczął zbierać manatki i szykować się do dalszej drogi. Z jednej strony miał już trochę dość całej tej wyprawy, z drugiej i tak już nie widział alternatywy, nawet powrót do wsi – choć nie niemożliwy, zdawał się po prostu jakiś taki zbyteczny. Może i lepiej będzie mu zginąć w tym przepastnym lesie? Niemal zazdrościł już umarłym, oni chociaż mieli spokój. |
02-04-2016, 12:00 | #129 |
Reputacja: 1 | Adar z nowym zapałem maszerował przez Las Cieni. Pomimo wciąż zabandażowanego boku i dawek bólu, jakimi częstowała go pamiątka po spotkaniu Krwawej Turzycy, kroczył dumnie i wyprostowany. Ciężko było szukać motywacji w tym piekle, do którego trafili, jednak ukradkowe spojrzenia kuchcika w stronę jasnowłosej dziewczyny mogły zdradzić co nieco. Szarak wciąż rozpamiętywał dzień poprzedni, a zwłaszcza jego zakończenie. Rozmowa z Katariną oraz późniejsza wspólna modlitwa faktycznie podniosła go na duchu. Czuł się z tym jednak nieswojo, toteż starał się nie afiszować z rozpierającą go energią, skupiając się na drodze i udając zmarnowanego szaleńca, który podobnie jak pozostali, kroczył z determinacją na spotkanie śmierci. Pomimo usilnych starań, nie udało mu się zachować wystarczającego skupienia, by zauważyć przygotowaną na nich zasadzkę. Kiedy klatka spadła, więżąc tym samym ich wioskowego tropiciela, Adar dobył miecz oraz tarczę i przystawił się do Katariny, będąc gotowym osłonić ją przed zbliżającym się atakiem. Ten jednak nie następował i wszystko wskazywało na to, że cała ta pułapka miała tylko na celu spowolnienie drużyny. Szarak jeszcze przez chwilę trwał przy kobiecie, ale upewniając się, że zagrożenie minęło, odłożył broń i zbliżył się do Klaus'a. - Wyciągniemy cię stąd. Daj nam chwilę, a na pewno coś wymyślimy - powiedział do schwytanego mężczyzny, obchodząc klatkę dookoła i szukając jakiegoś słabego punktu. |
02-04-2016, 12:40 | #130 |
Reputacja: 1 | Po pierwszym dniu spędzonym w Lesie Cieni trzy osoby z wioski były już martwe. Pozostało ich siedmiu. Dwie osoby na progu wytrzymałości i on ledwo zachowujący równowagę. |