Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2016, 19:39   #21
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Na rozważania nurtujące krasnoluda szybko nadszedł odzew
- Opis wyglądu artefaktu pochodzi sprzed wielu wieków i jest dość mało szczegółowy. To złoty kielich wysadzony klejnotami; głównie szmaragdami - odparł krasnoludowi Hieronim. - Mimo to wiem, że uda mi się rozpoznać właściwą relikwię. W końcu jestem pokornym sługą Sigmara, a mój pan zawsze pomaga mi w podejmowaniu właściwych decyzji - w słowach kapłana dało się usłyszeć wręcz fanatyczne oddanie.

Severus milczał, i nawet nie zamierzał odpowiadać krasnoludowi, na jego zaczepki. Uśmiechnął się tylko tępo, bo niech Khazad sobie myśli co chce. Machanie mieczem nie uśmiechało mu się zbytnio to prawda, bowiem widział nie raz i nie dwa stosy martwych ludzi. Nie chciał być świadkiem kolejnej rzezi.
-Trzeba zawierzyć Sigmarowi, bowiem “Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, a moje światło będzie oświetlać i wskazywać mu drogę” - zacytował słowa Sigmara*

Hieronim skinął głową w aprobacie, po czym dodał:
- Szybko się uczysz. Kielich jest magicznym artefaktem o wielu potężnych właściwościach. Podobno wypicie z niego wina, potrafi uleczyć nawet najbardziej ciężko rannego, a regularne picie potrafi wydłużyć żywot każdemu śmiertelnikowi. A przynajmniej tak powiadają nasze świątynne kroniki…

Dysputę przerwało spostrzeżenie słupa dymu i palącej się wsi, mimo wszechobecnego całuna deszczu.Hieronim zerwał się wraz z Lisiczką i pognali przodem wywiedzieć się cóż się tam wydarzyło.
Wóż dalej z mozołem brnął swoim tempem…

*****

…Gdy wóz wraz z Thravarem, Severusem i Willem dotarł do miejsca gdzie zatrzymał się Hieronim wraz z Lisiczką ożywiona rozmowa toczyła się już , powitało ich gniewne zbiorowisko niedobitków z uprzedniej nocy.
Krasnolud przetoczył taksującym wzrokiem po ocalałych, a następnie po tym co kiedyś wioską zwane było, a teraz pozostało obrazem nędzy i rozpaczy. Wypalona do cna, zrujnowana… ci ludzie stracili wszystko co mieli, wraz ze swoim spokojnym sielankowym życiem jakie prowadzili. Krasnolud nie mógł się nadziwić ich głupoty.

Brak nawet prostego ostrokołu świadczył o skrajnym debilizmie, biorąc pod uwagę czasy i zdarzenia z jakimi przyszło się mierzyć światu. Co gorsza człek, z którym rozmawiał Hieronim wyglądał na żołnierza. Ta osada nie miała prawa trwać zbyt długo, w tych zapomnianych przez bogów ostępach leśnych. Przez ignorancję musiało się to tak skończyć ,nie inaczej. Pewnikiem było że wartowni ni wartowników takoż nie mieli, ni nie słyszeli o takowych… no bo po co miałby ktoś czuwać i ostrzegać przed zagrożeniem? Przeca mieszkają za murami Wolfenburga, a nie na zadupiu takim że słońce kijem trza popychać by zaszło.

Czyżby wierzyli że to właśnie ich, ominie zawierucha wojenna i wszelkie bandy rozpełzłe po połowie Imperium? Nie wspominając o tym, że bezkresne imperialne puszcze były siedliskami wszelkiej maści nader licznego ścierwa. Lecz koniec końców … kto by zrozumiał człeczynę? Pytanie to zawisło w umyśle krasnoluda na chwilę dłużej, po czym rozprysło się niczym zagadka bez rozwiązania.
Teraz lamentują jakie to złe zwierzoludzie, przyszli i natrafili na stół zastawiony, uginający się pod ciężarem bezbronnych smakowitych kąsków i to osiadłych tuż pod ich nosem. Uprowadzonych zjedzą, ale najsampierw pokażą im czym jest piekło na ziemi. Ponoć obrzędy tej rasy były wyjątkowo brutalne, tak jak oni sami, zmasakrują ich kawałek po kawałku ku czci swoich plugawych Bogów. Tych, których śmierć dosięgła w obronie ,mogą mówić o szczęściu. Thravar miał już kiedyś wątpliwą przyjemność oglądać to co zostawało po taki rytuałach, gdy ich oddziały przetaczały się po górach, nie raz nie dwa odnajdywali ciała poskładanych w ofierze orków, trolli czy innych zielońców rozprutych, poćwiartowanych, oskórowanych, nadjedzonych, a ziemia była przesączona mieszaniną krwi, moczu i łajna.

Słowa tego butnego żołnierza skierowane do Hieronima Lamberta sprawiły iż krasnoludzkie oblicze stężało, a usta wykrzywiły się z pogardą. Jak widać respektu i poszanowania jakowego do wysłannika Sigmara czy też samych bógów tutaj nie mieli. Podziwiał Lamberta za opanowanie jakim się wykazał podczas tej rozmowy, a z drugiej zacz strony dziwował się, iż pozwolił by tak ta gnida opluwała prosto w twarz jego samego tak i samego Sigmara.

- Najchętniej nauczyłbym tego psa trochę powściągliwości i użył mego „zawrzyj-ryja” co by nie telepał tak tą jadaczką bez opamiętania, niczym dziwka portowa cyckami. – prawica spoczęła na głowicy młota bojowego.- Miarkuję się jeno dlatego iż wiem że jest wstrząśnięty po tym co przeżyli ubiegłej nocy. Poza tym nawet taki śmieć jak on zawsze może przysłużyć się sprawie i zdechnąć podczas walki ze zwierzoludźmi w szczytnym celu. – splunął na glebę, pogardliwie wykrzywiając wargi

"A jednak… Bogowie doszli do wniosku że prosta misja, prostą być nie może." - pomyślał

Tymczasem Hieronim i Lisiczka zawrócili swe konie i podjechali bliżej wozu.
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 02-02-2016 o 21:17. Powód: literówki
PanDwarf jest offline  
Stary 03-02-2016, 07:53   #22
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Podróż w kierunku zapyziałej wiochy byla nudniejsza, niż Lexa mogłaby przypuszczać. Dłużący się czas i brak jakiegokolwiek, godnego uwagi zajęcia sprawił, że w Harpii narosły nowe siły wredoty. Nie mogła wręcz się powstrzymać, by ciągle skomentować coś w swym rodzimym język, by ponarzekać, a przy okazji poćwiczyć przekleństwa w staroświatowym. Tak też właśnie sobie jadąc, klęła co chwila, starając się prawidłowo zaakcentować dany wyraz, choć wciąż w jej wykonaniu, brzmiało to jak charczenie niewychowanego kundla.

Słup dymu dobiegający z miejsca, które było ich celem, w końcu zdołał podnieść ciśnienie Norsmance. Wcześniej zdolny był do tego tylko Wilhelm, ale on robił to w niezdrowy sposób. Nie bądźcie jak Wilhelm, bądźcie jak słup dymu z rozpiździanej wioski.


Kopyta jej wierzchowca niemal pierwsze ruszyły do przodu, a to i dobrze, bo Hieronim i tak miał zamiar właśnie z nią wyjechać, aby rozeznać się w terenie. Reszta najemników powinna niebawem się doczłapać, co było wystarczające. Gdy dojechali na miejsce, Lambert wykazał się kulturą, przedstawiając siebie oraz blondynkę. Jej to jednak nie robiło większego znaczenia. Siedziała dumnie łypiąc z góry na złachmanionych niedobitków. Nie robiło to na niej większego wrażenia. Schulz, trzeba było przyznać, pierdolił jak potłuczony, a im więcej pyskował, tym bardziej Harpia miała ochotę mu przydzwonić. Jedynie stanowczy zakaz Sigmarity trzymał ją na wodzy, co nie uszło uwadze mieszkańców poległego terenu.
- Napadła nas horda mutantów, którą wypluł na naszą ziemię Las Cieni - odparł szorstko Schulz, po czym dodał - Artefakt, którego poszukujesz wpadł w ich ręce. Podobnie jak większość naszych kobiet i dzieci…
- Rozumiem, bardzo mi przykro z powodu waszej straty... - powiedział kapłan, na co starzec w odpowiedzi tylko zmrużył oczy w ponurym spojrzeniu.
- De kan ikke forsvare sine kvinner gjeng med tapere* - gardłowy ton głosu przeszedł przez jej usta, nasycając obco brzmiące słowa wyraźną kpiną.
Dalsza część rozmowy niekoniecznie ją zainteresowała, podobnie jak narady najemników. Najwięcej do powiedzenia miał oczywiście najtłustszy schab w ekipie; krasnolud, przez którego mało co wóz się nie rozpierdolił, gdy jego dupsko skakało po słabym jego siedzisku.


Lexa zeszła z konia i poczęła znużonym spojrzeniem błądzić po zgliszczach wioski. Nie raz widziała podobny obraz, a może to jej wyobraźnia rysowała w głowie ojcowskie opowieści i po prostu takie miała wrażenie. Mimo braku jakichkolwiek większych emocji czy uczuć, zainteresowała się młodą dziewczyną, która jako jedyna ocalała wśród stada bezużytecznych knurów. Nie widziała dla niej tutaj miejsca, tym bardziej wśród tylu chłopów, przed którymi nie dałaby rady się obronić. Była krucha, wątła, a jej pies na jednego strzała w pysk. Nie dałby rady jej obronić, ledwo zdążyłby szczeknąć.
Kobieta założyła ręce krzyżem na piersi i dopiero później skomentowała rozmowę najemników. Mowa o klasztorze mocno ją rozbawiła, więc nie omieszkała podzielić się swoimi przemyśleniami w taki sposób, by każdy zrozumiał, co mówi.

- For mye drittprat, for lite av Handling ** - dodała w końcu, gdy czas się dłużył, a ona zaczynała się nudzić - Ruszymy dziś, om vi vil bli som en gaffel i den dritten? ***


* Nie potrafią obronić własnych kobiet, banda nieudaczników
** Za dużo pierdolenia, za mało działania.
*** czy będziemy tak stać jak widły w gównie?
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 03-02-2016, 18:14   #23
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację

Pojawienie się najemników miało kilka implikacji.

Z jednej strony dobrze - ich szanse powodzenia w walce ze zwierzoludźmi teraz znacząco wzrosły.

Z drugiej strony złe - wyglądało na to, że kościelny oficjel przybył po relikwię, więc w krytycznym momencie może chwycić artefakt i dać dyla... choć na takiego nie wygląda...

Wilhelm wolał nie brać udziału w utarczkach. Zarzucił kaptur swojego habitu na głowę. Postanowił jeszcze podejść do ruin klasztoru, aby w ciszy pomodlić się za poległych braci i za powodzenie misji. A może także za wskazówkę co czynić w sprawie kapłana, który prowadził najemników?
Tak się składało, że zakonnicy bardzo się wystrzegali wszelkich oficjeli, którzy chcieli położyć łapy na kielichu. Jakie jednak były tego motywacje? Wilhelm tego tak naprawdę nie wiedział. Nigdy mu nie powiedziano. Teraz zaś było za późno.

Przeżegnał się prostując palec wskazujący i palec środkowy przy pięści. Sigmatyckim salutem rozpoczął swoją cichą modlitwę. Dłonie obwiązał szmatami i zaczął przerzucać belki. Może jeszcze przed wymarszem znajdzie coś?

Sigmarze, proszę Cię, abyś przywitał dusze pokornych zakonników.
Spraw, aby ich podróż przez Ogrody Morra nie była zbyt długa, aby mogli podziwiać Twoją Chwałę.
Ty pozostawiłeś mnie na ziemskim padole, abym pomścił ich gwałtownie zakończone życia.
Ty obdarowałeś mnie wielką krzepą... abym mógł sprostać ziemskim wyzwaniom.
Uczynię to czego wymagasz mój Panie, albo umrę próbując.
Dlatego umacniaj mnie... albo przynajmniej spoglądaj łaskawie.


Wilhelm przerzucał kolejne belki, spalone szczątki i cegły. Miał nadzieję, że zmarli wraz z Sigmarę ześlą mu pomoc albo jakąś wskazówkę...
... cokolwiek.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 03-02-2016 o 18:40.
Stalowy jest offline  
Stary 03-02-2016, 22:09   #24
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Franz przysłuchiwał się rozmowie Schulza z kapłanem i gniew coraz bardziej w nim narastał.
"Pierdolone klechy, to przez nich cała wioska musiała dać gardła." - mówił sobie w duchu - "Gdyby nie ich jebany kielich to wszyscy by żyli."

Stary żołdak też ich widać znał, bo ostro stawiał się świętoszkowatemu kapłanowi. Franz splunął z pogardą pod nogi, słysząc insynuacje klechy wobec Schulza, stary pederasta choć nic jeszcze nie uczynił dobrego, a już szukał ofiary na stos. Dodatkowo Franz wkurzała ta pogańska strzyga. Czy ten kapłan na pewno był po ich stronie skoro włóczył za sobą heretyckie nasienie z Norski?

W końcu Bauer nachylił się do Daniela i szepnął mu na ucho - Uważaj na tego klechę i jego pomagierów, to nie przypadek że akurat teraz się tu zjawili.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 03-02-2016 o 22:12.
Komtur jest offline  
Stary 04-02-2016, 22:10   #25
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Rozmowa Lamberta z najemnikami:
Po rozmowie z Schulzem, brat Lambert zwrócił się do swoich ludzi:
- Pójdziemy z nimi, ale pod żadnym pozorem nie słuchajcie rozkazów tego lunatyka. Prędzej sprowadzi na nas wszystkich śmierć, a poza tym to ja wam płacę, zrozumiano?
- Jeżeli kroczyć mamy w dzicz za nimi, wóz będzie musiał zostać, co zrobić z uzbrojeniem? Wątpliwym jest by ktokolwiek tutaj obsługiwał broń palną… - słychać było pewność w dudniącym głosie Thravara.
- Dobrze prawisz, krasnoludzie - odparł kapłan. - Tak, to oznacza, że zostawimy wóz za sobą, a broń i narzędzia spakujemy i weźmiemy ze sobą. Garłacz to diabelnie prosta broń; każdy idiota powinien umieć się nim posługiwać. Rusznicę mogę zabrać ja i w razie potrzeby przydzielę ją komuś innemu.
- Ha, to ja się zaopiekuję garłaczem. Zawsze ciekawiły mnie możliwości tego cacka - rzekł Wilhelm siląc się na uśmiech.
- Jo raskere mine egne hest bølger enn han på riktig skyte* - Harpia zaśmiała się wrednie patrząc na Wilhelma ze złośliwym uśmieszkiem na paszczy.
- Konie mogą posłużyć za ruchomy żarcia zapas, jeżeli dojdzie do najgorszego, kto wie jak głęboko zajść będziem musieli i ile to potrwa, a prowiantu mamy nie za wiele. Tutaj konie zostaną i tak zagryzione przez ścierwo z lasu gdy odejdziemy - wyłuszczył wszystkim zebranym. - W pierwej chwili nosiłem się z chęcią rozdania tarcz i mieczy, ale po wystąpieniu tego jebanego Schulza mam wątpliwości… czy to najlepszy pomysł. Jednak w naszym interesie jest by te obwiesie przetrwały jak najdłużej, rozdam tarcze, miecze ale w zamian będę oczekiwać że łowcy z tego co upolują będą żywić tak samo nas jak i swoich. Jak ci się to widzi? - Kontynuował Thravar.
- Nie wiem czy to dobry pomysł zapuszczać się konno w las. Dodatkowy hałas nie umknie uwadze istot zamieszkujących cienie - powiedział Lambert. - Poczekaj z tym trochę. Dokładnie przyjrzyj się komu możesz zaufać i wtedy daj broń. Nie możemy pozwolić, aby nasz oręż wykorzystano przeciwko nam. W szczególności unikaj ludzi, którzy często przebywają w otoczeniu tego szaleńca, Schulza.
- Ja nie ufam nikomu... - odparł chłodno krasnolud. - Za to zachodzę w głowę jak liczne mogło być to stado, które tutaj zawitało, raczej niespotykanym jest że zostawiają żywych, czyżby aż tak ich coś gnało, a może celem nie była sama wieś, a… to po co tutaj przybyliśmy - pogładził się po mokrej brodzie rozważając tą ewentualność.
- Nie ulega to wątpliwościom - odparł zwalisty kapłan, spoglądając na kopiec zgliszczy, który pozostał po spalonym klasztorze. - Wysłano nas po relikwię z obawy o jej utratę. Ostland wciąż trawią ognie wojny, które rozpalone zostały tutaj kilka lat wcześniej. Jeśli nie zareagujemy to święta relikwia zostanie utracona już na zawsze, a my okryjemy się hańbą. Wolałbym nie zapuszczać irokeza - zaśmiał się Lambert, nawiązując do starej tradycji krasnoludów, gdzie okryci hańbą wojownicy zapuszczali długie, kolorowe irokezy i nieustannie szukali chwalebnej śmierci w walce. Akurat to ostatnie było czymś, co Hieronim czynił od wielu lat, bezskutecznie jednak.
- Widać, nie spieszyliście się z decyzją o konieczności odzyskania go. Jak już mówiłeś, wojna tu trwa nie od dziś. Teraz widać efekt waszej opieszałości - mówił Wilhelm, jednocześnie grzebiąc w wozie w poszukiwaniu broni. - Może powiesz nam coś więcej na temat tego całego reliktu? Bo poza wzniosłą nazwą nie wiemy o nim praktycznie nic.
- W czasie wojny nie było czasu na takie błahostki. Owszem, zabrzmi to trochę jak herezja, lecz w obliczu Pana Końca Czasów nawet tak legendarny artefakt jak Kielich Sigmara jest ledwie dziecinną zabawką. Brałem udział w tamtej wojnie i pamiętam horrory, które wypełzły z nicości… - Powiedział brat Lambert, na chwilę wracając wspomnieniami do czasów tzw. Burzy Chaosu. - Było paru takich, pomniejszych kapłanów, którzy na własną rękę starali się odebrać mnichom relikwię i zawsze kończyli z pustymi rękoma. W końcu hierarchowie wkurzyli się i wysłali nas, wiedząc, że dokonam tego czego moi poprzednicy nie byli w stanie uzyskać. Choćbym miał wyrżnąć ich wszystkich w pień.
Na pytanie o artefakt odpowiedział:
- Wiem niewiele więcej niż to co wam przekazałem. Był to kielich, z którego podobno pił sam Sigmar. Wiele wieków później, na długo po zniknięciu założyciela Imperium, podczas jednej z wojen kielich zaginął. Odnaleźli go pielgrzymi, jedni z bardziej fanatycznych wyznawców Sigmara i założyli ten oto klasztor - wskazał ruchem głowy znajdujące się na wzgórzu zgliszcza.
- Cegły i kawał lepkiego gówna… Nie klasztor - powiedziała Lexa siląc się na poprawność słów. Już samo wypowiedzenie ich w języku staroświatowym sprawiło, że wykrzywiła się w grymasie zniesmaczenia - Rozpierdolony. Jak szałas - dodała po krótkiej pauzie i przerzuciła oczami. Nieudolne, wiejskie ciule mało ją obchodziły. Prócz jednego rodzynka, którego dostrzegła wśród chłopów. Zawiesiła na Katarinie dłuższe spojrzenie.
Kasimir zbliżył się ostrożnie do debatujących najemników i ich przywódcy. Khazadzki topór spoczywał zatknięty za pasek, a brudne od krwi dłonie trzymały się od niego z daleka.
- Cześć - Kas kaszlnął w piąstkę, by zwrócić na siebie uwagę grupki. - Nazywam się Kasimir Hundrek. Jestem… byłem… tutejszym grabarzem. Kiedy powrócimy, będzie mnie tu czekało sporo pracy - zaśmiał się nerwowo, starając się nie myśleć o ilości ciał. - Musicie nam wybaczyć chłodne powitanie. Każdy z nas stracił zeszłej nocy wszystko i wszystkich. Schulz to dobry człowiek, twardy jak kawał stali. Nie wiem, czy możecie sobie wyobrazić, co teraz czuje - Czarne od sadzy oblicze Kasa było naznaczone na policzkach białymi wstęgami, wyżłobionymi w brudzie strumieniami łez.
- Nie mogę mówić za wszystkich, ale jestem cholernie wdzięczny, że idziecie z nami, nawet jeśli macie w tym własny interes. Nie wszyscy jesteśmy wojownikami, ale znamy ten las, a żądza zemsty która w nas płonie zastąpi znajomość wojennego rzemiosła. Las Cieni to zdradzieckie, przeklęte miejsce, o którym krąży wiele legend - wszyscy musimy mieć się na baczności i ochraniać się nawzajem, wiecie? Ja… tam są… oni wzięli wielu naszych. Kobiety, dzieci. O, bogowie, nie chcę nawet myśleć jaki czeka ich los jeśli nie podołamy temu zadaniu. Nie wiem, czy nam zaufacie, ale musicie wiedzieć, że dla ich bezpieczeństwa zrobimy wszystko. Będziemy musieli wspólnie zadbać o prowiant, zwłaszcza teraz gdy jest nas ponad tuzin. Wróg jest liczny, a las ciemny i pełen horrorów. Musimy współpracować - Kas mimowolnie rzucił okiem na pobliskie wzgórze, gdzie leżała właśnie znakomita większość milicji Krausnick. - Wiem, że proszę was o wiele i nie mogę nic zagwarantować - wzruszył ramionami.
Lexa zignorowała mężczyznę, no bo nie do niej się zwracał. Nie omieszkała jednak odwrócić się do Wilhelma, patrząc na niego ze złośliwym uśmiechem
- Wilhelm, er her mer enn du gir faen. Thaha. Du har konkurranser for å få meg forbanna** - zaśmiała się krótko odsuwając się za Lamberta.
- Musimy współpracować? Powiedz to Schulzowi - burknął w odpowiedzi kapłan, krzyżując potężne ramiona na piersi.
- Jeszcze dużo wody w Reiku upłynie zanim ten uparty cap nam zaufa, ale akurat na tym mi nie zależy.
Za Kasmirem po jakimś czasie pojawił się kolejny chłop. Z wyglądu młody, o twardym spojrzeniu i wysportowanej sylwetce. Kaftan skórzany łuk z kołczanem i plecak sugerował że był przygotowany do drogi. Z chłopskim zacięciem wysłuchał co mówi kamrat i dodał na koniec:
- Toć przecie już ustalone - skwitował krótko próby nawiązania współpracy przez kamrata. - Rozchodzi się ino o to czy jak my im damy prowiant to czy i oni nam dadzą - słowa Klausa, mimo że mówione do Kasmira, wyraźnie kierowane były do najmitów na których myśliwy zresztą co rusz zerkał. - I czy na konie wezmą część owego prowiantu i dobytku cośmy ze wsi odratować dali - rzekł do Kasmira, po czym spoglądał już dalej spode łba na najemników, od nich jakby oczekując odpowiedzi.
- Liten pikk tror de kan forhandle med dem fordi noe dingler dem. Vi trenger dem ikke pisset brød*** - wycharczała wyraźnie niezadowolona.
Krasnolud siedząc na wozie spojrzał na Kasimira badawczo, gdy jego wzrok spoczął na krasnoludzkim orężu, zdębiał i przekręcił głowę zdziwiony. Podniósł się z ławy i zeskoczył na nasiąknięty wodą grunt. Zblizył się do Kasimira prowadząc wzrok i wskazując palcem na toporzec.
- Skąd go masz? To broń dawi… - spojrzał świdrując osobnika wzrokiem
Kas spojrzał na topór, a potem na khazada.
- Wychował mnie khazad imieniem Durak. Nauczył mnie też waszego języka. Teraz on nie żyje, a ja mam zamiar pomścić go zanurzając jego broń w krwi tych, którzy go zabili.
Thravar warknął coś niezrozumiale pod nosem spluwając na ziemie
- Gdzie ciało? Pochowałeś go należycie? - Dopytywał nie zdejmując ciągle swego podejrzliwego spojrzenia
Chłopak pokręcił głową.
- Leży tam, gdzie padł w obronie naszego domu. Zwierzoludzie… te bestie robią straszne rzeczy. Nie miałem czasu pochować ani jego, ani mych przyjaciół, ani nikogo. Teraz musimy skupić się na żywych - umarli zrozumieją.
- Nie zrozumieją, ja nie zrozumiem - warknął do Kasimira. - Prowadź do ciała, masz łopatę? - Uciął.
Kasimir przełknął głośno ślinę, ale nie miał zamiaru dyskutować z wojownikiem. Kiwnął tylko głową, wyciągając swoją zasłużoną łopatę z tobołków i odchodząc w stronę swojej zniszczonej chaty i zmasakrowanych, bezgłowych zwłok Duraka.
Stojący w pobliżu Severus przysłuchiwał się tej wymianie zdań milcząc. W końcu na propozycję wieśniaków, uśmiechnął się tylko i rzekł
- Błogosławiony, czyj wzrok miłosierny, bo chlebem dzieli się z biednym - odparł “mądrze” akolita, licząc że te ludzie, co cywilizacji nie znają zrozumieją słowo Sigmara, by potem dodać mniej mądrze - Kto jest miłosierny, pożycza bliźniemu, a kto wspomaga go swą ręką, wypełnia słowo Jego.
Klaus skinął głową przyjmując słowa Severusa za dobra monetę i mimo, że kusiło go by wycyganić zeń sakiewkę i poddać próbie owe miłosierdzie, wstrzymał się dla dobra sprawy.
- Więc dobrze, szkoda więcej gadać po próżnicy, do drogi nam się trza szykować, a pracy jeszcze nie mało - skłonił się lekko słudze Sigmara po czym ruszył do swoich, nie czekając aż najmici zmienią zdanie...
Akolita lekko się skłonił a potem w milczeniu oddalił od rozmawiających. Miał przeczucie, że ktoś w końcu komuś da po mordzie. Wtedy wolał stać z daleka, albowiem “lepiej być skromnym pośród pokornych, niż łupy dzielić z pysznymi”.

Rozmowa Thravara z Kasimirem:
Kroczący za Kasimirem krasnolud był mocno poruszony - Skąd pochodził mówił ci że? - Dopytywał w drodze.
Gdy dotarli do ciała, Thravar uklęknął w błocie przy zwłokach krasnoluda ze spokojną miną spoglądając na nie.
- Góra z górą się nie zejdzie,a krasnolud z krasnoludem zawsze. Grungni,Grimnir i Valaya z radością przyjmą cię Duraku na Dworze Przodków. Wychyl tam do dna za tych co ciągle tułają się po tym świecie. Niebo płacze gdy kolejny dawi odchodzi do sal przodków - Thravar wymówił rytualne pożegnanie zmarłego z nutą żalu w głosie.
- Nie był… rozmowny. Wiem, że kiedyś był górnikiem. Nie mówił o swojej przeszłości, a ja szanowałem jego prywatność. Wydaje mi się, że spotkało go kiedyś coś przykrego - niewielu krasnoludów zdecydowałoby się na zamieszkanie wśród ludzi. Ale uratował mi niegdyś życie - w oczach chłopaka stanęły łzy.
- Pochowam go obok mojej matki. Myślę, że tego by chciał
- Chłopak chwycił za łopatę i zabrał się do pracy.
Krasnolud podniósł się z klęczek
- Jeśli był ci bliski, nie śmiem ci łopaty wyrywać, twoim honorem i obowiązkiem w grobie złożyć go, jednak jeśli życzysz sobie, pomóc mogę. Zwą mnie Thravar, Thravar Griddsson, Altrommi klanu Khazak Khrum, Tarczownik twierdzy Karak Kadrin - zadudnił swoim tubalnym głosem.
-Miło mi, mistrzu krasnoludzie. Tak jak mówiłem, jestem Kasimir. Durak nadał mi imię Hundrek. Myślę, że to był z jego strony żart. - W języku krasnoludów, słowo hunk znaczyło ciężką, mozolną pracę, a drek - daleką, potencjalnie niebezpieczną podróż, co dawało pewne pojęcie jak Durak odnosił się do trudów wychowania Kasimira.
- Długo współpracujesz z imć kapłanem? Czy to… dobry człowiek? Wydaje się surowy, ale emanuje siłą i autorytetem.
- Zbyt krótko by móc o nim coś z cała pewnością rzec, różni się od innych jego rodzaju, gdyż to kapłan bitewny, tacy jak on odchodzą w chwale na polach bitew tego świata z imieniem Sigmara na ustach, walcząc z plugastwem tego świata. Wiem jedno mimo, pewnikiem głębokiej wiary nie popadł w fanatyzm i jest całkiem opanowanym człekiem, w innym wypadku wasz pyskaty Schulz już rzygałby własnymi flakami - podsumował obserwując kopiącego grabarza.

Rozmowa Schulza z mieszkańcami wioski:
- Wiem, że wam się to nie podoba - odezwał się Schulz, podchodząc bliżej do reszty uzbrojonych po zęby mieszkańców wioski - ale pomocy odrzucić nie możemy, choć mam ochotę splunąć na wystawioną w naszą stronę dłoń. Miejcie ich na oku; mają dość jasno określony cel i bez chwili wahania zdradzą nas jeśli w ten sposób łatwiej przyjdzie im zdobyć kielich.
Pewna dziewczyna stojąca całkowicie na uboczu w trakcie rozgrywającej się wcześniej sceny dopiero teraz podeszła do reszty mieszkańców wsi. Chociaż wyglądała na spokojną, to w swym wnętrzu próbowała opanować jakiś rodzaj niepokoju. "Czemu akurat teraz?" myślała.
- A może ich pojawienie można uznać za uśmiech bogów? - Dotychczas unikająca kontaktów z kimkolwiek Katarina odezwała się słabym głosem wciąż nie do końca oswojona z aktualna sytuacją.
- Oni mają znacznie większe szanse na udaną konfrontację z tym czymś, co nas zaatakowało.
- Zapominasz, że od teraz będą walczyć w sprawie naszych rodzin. Nie ufam sobie, a co dopiero im - odparł wyzbytym z emocji głosem weteran wojny. Myślami był z Hanną oraz swoją dwójką dzieci; Johanem i Alexą.
W trakcie krótkiego milczenia jedynie przyglądnęła się jeszcze raz najemnikom. Kilku z nich wyglądało jak całkiem nieźli wojownicy. Osobiście wolała nie przekonywać się na własnej skórze.
Zerknęła na Groma, który cicho warczał w stronę nowo przybyłych. Chyba jemu też się nie podobali tak samo, jak Schulzowi. Przez to postanowiła obdarzyć ich zdecydowanie bardziej ograniczonym zaufaniem niż planowała na początku.
- Ich interes częściowo pokrywa się z naszym. Powinniśmy współpracować - dłoń Kislevianki powędrowała ku rękojeści krótkiego miecza nabierając odrobinę pewniejszego tonu. - Ale nie na tyle, by rzucać się za nimi w ogień. Musimy uwolnić porwanych. Niech sobie wezmą ten ich kielich.
- Wiem o tym. Czynię to niechętnie, ale zgadzam się na współpracę. Mam tylko nadzieję, że nie będą sprawiać nam kłopotów - Albert Schulz przeszedł wzdłuż ulicy, przeglądając zgromadzone zapasy. - To wszystko co na razie mamy? Nie wygląda to za ciekawie. Zwłaszcza, że mamy kolejne gęby do wykarmienia - mówiąc to spojrzał ukradkiem na pochłoniętych rozmową z kapłanem najemników.
- Jeżeli mają korzystać z naszego jedzenia niech odpłacą przejmując część ciężaru na swoje konie - stwierdził rzeczowo Klaus, któremu również nie uśmiechała się ta nagła współpraca z obcymi. - Nie wszystko, co byśmy nie żałowali gdy zwieją… - dodał przytomnie chłop. Po chwili namysłu dorzucił - Wóz i tak nie przejedzie, możemy zabrać ze sobą pozostałe w wiosce owce. Łatwiej je będzie prowadzić niż targać na grzbiecie a z nich jadło i skóra w drodze się przyda. Jeżeli jednak mamy cały ten zapas zużyć dzieląc się z najemnikami, to ustal Schultz od razu z nimi, że gdy skończy się prowiant to pod nóż zaczną iść ich konie. Inaczej niech od razu sami się martwią o wyżywienie - Klaus chciał postawić sprawę jasno względem najemników, wiedział, że odwlekanie takich spraw na później może być bolesne w skutkach.
- Zapewne nie będziemy mieć szybkiego tempa marszu, ale i zwierzoludzie z uwagi na jeńców mieć zbyt wielkiego nie mogą, musimy jednak nadrobić odległość maszerując dłużej i wytrwalej. Trzeba nam skracać dystans, gdyż to jedyna szansa dla ocalałych. - Zajęcie się sprawami pościgu, najwyraźniej na dłuższe momenty odwodziło myśli Klausa od trupa ukochanej, gdy tylko jednak skończył mówić wyraźnie posępniał. Ciężko westchnął. Wiedział że wśród ocalonych Hanny nie będzie.
- Tacy jak oni nigdy nie będą przejmować się naszym losem - Magnus włączył się do rozmowy. - Kilku najemnych zbirów, którzy dla złota bez wahania poderżną gardło swoim matkom, do tego wściekła baba, której zabijanie najpewniej sprawia tyle przyjemności, że trudno odróżnić ją od dzikiej bestii - tu spojrzał w kierunku Norsmenki - a wszyscy oni prowadzeni przez religijnego fanatyka zaślepionego poczuciem własnej nieomylności… - Przerwał na moment spoglądając w kierunku obcych.
- Nie, oni z pewnością nie będą przejmować się losem naszych rodzin i nas samych - stwierdził, po czym splunął na ziemię. - Ale prawdą jest, że trzeba nam każdego zdolnego do noszenia broni, abyśmy mogli chociaż myśleć o pokonaniu pomiotów Chaosu i uratowaniu porwanych - Dodał.
- Nie, nie, nie! - Kas potrząsnął energicznie głową. - Podchodzimy do tego tak bardzo od dupy strony, jak to tylko możliwe! Nie nazwałbym ich pojawienia się uśmiechem bogów, biorąc pod uwagę to jak bardzo nas wczorajszej nocy obsrali, ale to z pewnością niezwykle fortunny zbieg okoliczności. Spójrzcie na nich - wyglądają jak rasowi zabijacy… z kilkoma wyjątkami - wzrok młodzieńca spoczął na blondynie z fretką.
- Mają broń. Mają powód, by połączyć z nami siły. Tak, możemy być wobec siebie podejrzliwi i obrabiać sobie nawzajem dupy, ale możemy też przełknąć dumę i wyciągnąć do nich dłoń. Co nam szkodzi, co mamy teraz do stracenia? Katarino, kochanie, my już rzucamy się w ogień. Nie znam się na sprawach prowadzenia wojny, jak Albert, ani na tropieniu i przeżywaniu w dziczy, jak Klaus i Magnus, ale mam przeczucie - mój żołądek mówi mi, że oni nie życzą nam źle, i jeśli damy im ku temu powody, staną z nami ramię w ramię. Nie możemy być wybredni, nie teraz - mówiąc te słowa, Kas odłączył się od grupy i zbliżył się ostrożnie do najemników.
W ślad za nim po chwili wahania ruszył i Klaus. Nie wiedział co grabarzowi strzeli do łba w rozmowie z najemnikami, ale wiedział, że skutki tego mogą odczuć wszyscy. Poza tym jak by nie patrzeć był swój i trza go było wesprzeć jak swego.
Katarina odprowadziła wzrokiem Kasa mając uniesioną brew. W ogóle nie zrozumiał tego, co chciała przekazać w swej wypowiedzi, a skierowane w jej stronę słowo "kochanie" ewidentnie spotęgowało jej zdziwienie. Zastanawiała się, jak miała na to zareagować, jednak zdecydowała się przemilczeć. "A może zdecyduje się mnie ochronić, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora?" - pomyślała sobie odwracając wzrok - "Za dużo byś chciała. I tak prawie go nie znasz" - skwitowała w myślach. W sumie wolała ograniczać kontakty z resztą. "A może wpadam w paranoję przez to wszystko. Cholera."
Grom jakby odczytał jej myśli i trącił ją w łydkę, by wróciła do rzeczywistości. Ta popatrzyła na swojego psiego przyjaciela zastanawiając się czego chciał, lecz ten po prostu usiadł i dalej się wszystkiemu przyglądał z jakimś rodzajem przygnębienia w oczach. Dotarło nagle do niej, że przed chwilą miała wrażenie, jakby ktoś się jej przyglądał trochę dokładniej niż całej reszcie, ale oglądając się - nie spostrzegła nic podejrzanego. "Chyba mi się wydawało" - i po tym krótkim podsumowaniu przestała się tym przejmować.
- Idę się jeszcze rozejrzeć. Za niedługo wrócę - rzekła do reszty odwracając się na pięcie, a za nią podążył Grom. Planowała przejrzeć zgliszcza jeszcze raz w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni dystansowej.
- Nam to zawsze pod wiatr. Prawda, Grom? - poskarżyła się pod nosem chwilę przez zniknięciem wśród zgliszczy.
- Gówno wiecie - rzucił za nimi weteran wielu wojen, choć wiedział, że żadne z nich już go nie usłyszy. Nie zatrzymał ich jednak, wiedząc, że i tak by go nie posłuchali. Zamiast tego, zwrócił się do stojącego obok Magnusa:
- Podczas wojny liczą się tylko przyjaźnie. Musisz znać swego towarzysza broni jak własną kieszeń, albowiem powierzasz mu życie. W bitwie to on trzyma tarczę, która chroni twój prawy bok, to on ma obowiązek rzucić się na pomoc, kiedy ty upadniesz pod naporem wroga… Pod imperialnym butem dokonywałem wraz ze swoimi ludźmi rzeczy niemożliwych i nawet słów podziękowania za to nie usłyszałem. Sierżant, który dowodził nami podczas Burzy Chaosu był kawałem wysoko urodzonego skurwysyństwa, które nie miało zielonego pojęcia o sztuce prowadzenia wojny i braterstwie - Mówił Schulz już bardziej sam do siebie, niż do zwalistego drwala. Na moment wrócił wspomnieniami do dawnych lat, lecz po chwili otrzeźwiał i dodał, patrząc na Magnusa zmęczonymi życiem oczami:
- Chciałbym się mylić wobec tych najemników, ale nie sądzę, by kiwnęli palcem, gdyby którekolwiek z nas potrzebowało pomocy. Ratowaliby swoją dupę kosztem nas samych i mam nadzieję, że Kas i reszta nie pokładają swej wiary w niewłaściwe osoby. Oby nigdy nie musieli się o tym przekonać…
Starzec podniósł leżący na ziemi plecak o żółto-czarnych barwach, którego zdobiły hafty z godłem Ostlandu, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę lasu.
- Ja nie zamierzam zadawać się z nimi dopóki nie udowodnią swojej przydatności - rzucił na odchodne.
- Prawda to - Odpowiedział cicho drwal. - Nie ma co liczyć na ich szlachetność, bo pozory niesienia pomocy w uwolnieniu porwanych prysną, gdy tylko klecha dojrzy gdzie kielich. Ale potrzebujemy ich tak samo, jak oni nas. Żadna grupa celu nie osiągnie w pojedynkę - za dużo odmieńców w borze siedzi. Pomoc wzajemnie zaoferować, ale o ostrożności nie zapominać - dodał na koniec.

* Prędzej mnie własny koń wydyma, niż on dobrze strzeli.
** Wilhelm, ten tutaj pierdoli więcej niż Ty. Thaha. Masz konkurencje, żeby mnie wkurwiać.
*** Małe kutasy myślą, że mogą z nami negocjować, bo coś tam im dynda. Nie potrzeba nam ich obsikanego bochenka.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 05-02-2016, 18:38   #26
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

W wiosce zachowało się jeszcze trochę dóbr. Pyotr wraz z wioskowym chłopakiem znalazł kilka ciepłych rzeczy, a później pomogli wychowankowi Oswalda z klasztornymi zapasami jedzenia. Pyotr znalazł również w chacie miejscowego konowała kilka bandaży i opatrunków, a w chatce zielarki Irmine kilka innych specyfików, w tym znane mu zioła.

Teraz Dziadek Rybak siedział w swojej nadpalonej chatce. Wrócił do niej po kilka drobiazgów, które, jak myślał wcześniej, nie powinny już mu być do niczego potrzebne. Na stole obok leżał zdobiony guzik, wątpliwej wartości, migotliwy kamyk, drewniana dziecięca zabawka i wiele innych z pozoru nic nie wartych przedmiotów. Wszystkie one opowiadały jakąś historię konkretnego mieszkańca Krausnick.

Dziadek Rybak uniósł do ust kawałek ryby z wczorajszej wieczerzy. Jego szczęki pracowały nerwowo, co jakiś czas wypluwał po kilka ości na raz. Segregował właśnie te przedmioty na dwie osobne grupy, a kiedy skończył, zrzucił jeden ze stosów na posadzkę, resztę schował do kieszeni i wtedy właśnie usłyszał ożywienie za swoją chatką. Przez okno dojrzał dwóch jeźdźców. Zmrużył oczy i wyszedł na zewnątrz.

Przez dłuższą część rozmowy Schulza z przyjezdnymi, stał pod dachem, nieco na uboczu. W milczeniu i zamyśleniu przysłuchiwał się wymianie zdań. Jeszcze potem, kiedy między wioskowymi rozegrała się ożywiona dysputa, z niepokojem przyglądał się rosłemu mężczyźnie, który przybył w towarzystwie kobiety. Wyglądał na wysokiej rangi wyznawcę Sigmara i nim był. Dziadek Rybak wypluł kolejna ość.

Nie uczestniczył aktywnie w rozmowie, lecz słuchał uważnie. Pamiętał każdego z nich, jako dzieci, którymi niegdyś byli. Uśmiechnął się kiedy młoda Katarina Zakarova odważyła się odezwać, wśród starszych. To mu o czymś przypomniało. Dziadek Rybak wrócił się po koc i śpiwór do swojej chatki. Koc wręczył Magnusowi Hoff. Śpiwór miała otrzymać Katarina, lecz zdążyła się już oddalić od zgromadzenia.


Dziewczyny nigdzie nie było. Ani wśród zgliszczy nikt o jej posturze nie grzebał, ani nikt się nie krzątał dookoła. Dopiero po pewnej chwili Pyotrowi przyszło coś do głowy. Poszedł w stronę jej domu stanowiącego aktualnie kupę zwęglonego drwa.

Był to jeden z najbardziej uszkodzonych budynków w całej wsi...a za tylną ścianą siedziała ona. Ściskała lekko osmolony krótki łuk w swych drobnych dłoniach, a jej twarz była cała mokra. Trudno było stwierdzić, czy od łez, czy od deszczu. Grom, dotychczas rozglądający się w milczeniu, cicho warknął na przybycie niespodziewanej osoby, jednocześnie dając Katarinie znak, iż ktoś nadchodzi. Otarła szybko rękawem twarz i szybko stanęła na równych nogach. Popatrzyła na Piotra zaskoczona, ale natychmiast spuściła wzrok.
- W normalnych warunkach rzekłabym dzień dobry… - zaczęła ze smutkiem - Ale ten dzień do najlepszych nie należy.

- Przyniosłem ci coś, dziecko - Pyotr wcisnął w wątłe ramiona dziewczyny zawiniątko, które dotąd skrzętnie osłaniał przed deszczem i usiadł obok.
- Witaj Burza - Dziadek Rybak pogłaskał psa i utkwił wzrok w tlącym się jeszcze domostwu dziewczyny.

Katarina pociągła nosem ściskając otrzymany pakunek. Zrozumiała po chwili, że to śpiwór.
- Ja... Dziękuję - skinęła głową w podziękowaniu i usiadła obok starca.
Jej oczy, kiedyś pełne energii, lecz jednocześnie chłodne niczym Kislevska zima, teraz zdradzały oznaki jakiegoś rodzaju rozpaczy i zagubienia. Wyciągnęła z torby na ramię butelkę i napiła się z niej, lekko się przy tym krzywiąc.
- Boję się - powiedziała po chwili łamiącym się głosem - Nie jestem tak silna jak pani Natalya. Jestem... słaba.

- Natalya to dzielna kobieta, ale kiedyś była taka jak ty - Pyotr nie wytłumaczył co miał na myśli. Czyżby znał panią Natalyę od dawniejszych lat? Nigdy nie rozmawiał o tym z Katariną.
Pyotr wsadził sobie do ust świeże liście jakiegoś ziela. - Uważaj na tego człowieka, z którym rozmawiał Schulz - powiedział, a w powietrzu czuć było lekki aromat liści mięty, tworzącej z nieprzyjemnym zapachem spalonej wsi niezbyt udaną kombinację.

- On nie wygląda na fanatyka - odpowiedziała starcowi niezbyt będąc przekonana w słuszność własnych słów - Bardziej się boję tej kobiety, która z nim przybyła. Wyglądała na... kogoś okrutnego - drgnęła z powodu pewnego nieprzyjemnego uczucia, które nawiedzało ją za każdym razem, kiedy myślała o ludziach z tamtego kraju - Słyszałam wiele okrutnych historii o porywanych przez barbarzyńców z Norski Kislevian. Okropności.
Grom jakby wyczuł pogarszający się nastrój swej pani i przysunął się bliżej niej. Bliskość jedynego przyjaciela sprawiała, że powoli odzyskiwała panowanie nad sobą.

- Każdy potrafi być okrutny, dziecko. Po prostu obiecaj mi, że nie będziesz zdradzać swoich przeczuć w jego obecności. Jak wszystko dobrze się ułoży, ocalimy Natalye oraz resztę i jeśli zechcesz, wrócimy do Kisleva. Dawno nie widziałem już swojego kraju... - Pyotr rozkaszlał się-...a teraz zejdźmy z deszczu, pod dach, szybko bo się przeziębisz! - Dziadek Rybak natarczywie poklepał Katarinę w ramię, a na jego twarzy zagościł niewielki uśmiech.

- Przeziębię się? Niedorzeczność - stwierdziła wstając i otrzepując ubranie. W porównaniu z jej krajem tutaj było całkiem ciepło. A ze śniegu nie jest.
- Chyba dawno nie byłeś w Kislev, skoro zapomniałeś o tamtejszych warunkach pogodowych - skwitowała już opanowana po lekkim załamaniu - Ale nasze miejsce jest w Kislev, to prawda. Nam zawsze jest pod wiatr.
- Ja wracam do pozostałych. Pewnie już powoli zaczynają się zbierać - powiedziała po zebraniu swych rzeczy przybierając chłodny ton.


Dziadek Rybak chwilę patrzył jak Katarina oddala się, po czym utkwił wzrok w ziemi.
- Już nawet nie pamiętam- rzucił w pustkę i splunął pod siebie.
 
Rewik jest offline  
Stary 05-02-2016, 18:57   #27
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Hieny zleciały się do padliny. - tak skwitował pojawianie się Sigamryty i jego przydupasów Daniel. Niedobrze mu się robiło na widok takich jak on. W czasie kiedy Schulz zabrał się za gadanie z szubrawcem, Daniel wycofał się do wnętrza jednej z ocalałych chat i nałożył strzałę na cięciwę łuku. Nie zdziwiłby się, gdyby ten klecha kazał ich zaatakować. Wolał być na taki wypadek ubezpieczony i wpakować mu strzałę między oczy. Póki co nie miał jednak okazji. Cóż, co się odwlecze... Kiedy targi się skończyły a kapłan odjechał do swej bandy, Daniel wrócił do ocalałych, przysłuchując się ich rozmowie i kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Całkowicie wam kurwa rozum odjęło? Ufać im? Temu bydlakowi skurwysyn patrzy z oczu, gorzej niż większości bandziorów z którymi kiedykolwiek siedziałem w lochu. Widzieliście jego bandę? Wiedzieliście te jego dziką norską harpię? Toż jest praktycznie pół zwierze. Dzikie i wściekłe. A reszta tych rembaczy myślicie, że po co tu przyszła. Pogadać z wami o sadzeniu buraków? Nie, kurwa! Oni przybyli tu w tym samym celu co te skurwysyńskie bestie! Po ten pieprzony złoty nocnik, czy inne gówno! I tak samo chcieli go zabrać! Żelazem i ogniem! Jakby któremu z was albo mnichom przyszła ochota stawiać im na drodze, to zarznęli by ich jak świcie i pościli by wiochę z dymem tak samo jak zwierzoludy. Jedyna różnica jest taka, że by jeńców nie brali, tylko wszystkich pod nóż albo na stos. "W ramach przykładu" jak to oni mawiają. Wszyscy oni i ci ich bogowie są siebie warci i nie różnią się zbyt wiele, jeden od drugiego. Zapamiętajcie moje słowa, jak dzięki temu zdobędą tą swoja zasraną relikwie, to oddadzą nas i naszych potworą bez mrugnięcia okiem. Po to im jesteśmy potrzebni. Żebyśmy poszli na rzeź, odciągnęli uwagę i bo dla takich jak On nasze życie, życie naszych rodzin jest chuja warte. -

Daniel nie miał nawet zamiaru ukrywać swoje pogardy i nienawiści, jak w nim teraz kipiała. Gdyby rozum nie podowiadywał, że przybyłych najemników można wykorzystać do ich celu, to z chęcią pomordował by ich tak samo, jak bestie, które spaliły wieś.

- Nie wolno nam nikomu z nich za grosz ufać, bo oni przyszli do nas z żelazem i to nie po to aby nas bronić, tylko rabować. Musimy być mądrzejsi i wykorzystać ich tak, jak oni chcą wykorzystać nas. I oby wszyscy pozdychali! -

Łucznik splunął z pogarda na ziemie i zdjął z pleców wielki miecz, który znaleźli w ruinach kuźni.

- Magnusie, to dzieło życia naszego kowala. Chyba chciałby żeby było użyte do pomszczenia jego i jego rodziny. Weź go. Ty wykorzystasz go do tego najlepiej. Znaliśmy jeszcze kilka sztuk broni, jeśli ktoś potrzebuje. -

Wręczył miecz drwalowi, inną broń ewentualnym chętnym a sam postarał się zaopatrzyć w jakieś jedzenie na drogę. W zasadzie był gotów, choć przed wyruszeniem w drogę postanowił jeszcze raz sprawdzić chatę myśliwego, w poszukiwaniu sideł, pułapek i dodatkowych strzał.
 
malahaj jest offline  
Stary 05-02-2016, 22:41   #28
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Thravarem targały sprzeczne emocje w trakcie pochówku mimo pozornie niewzruszonej postawy i kamiennym licu, nie zdradzały żadnych oznak toczącej się w nim bitwy.Z jednej strony gardził Wygnańcami czy krasnoludami imperialnymi jak zwykły ich zwać człeczyny ….tfu! psia jego mać … co za pogardliwa nazwa oby cycki ich matek zwiędły, a łono wyschło na wiór.
Gdy brać w górach wykrwawiała się robiąc co w ich mocy by przywrócić dawny blask i chwałę naszej rasie, odbić domy dawno utracone oraz spełniać przyrzeczenie króla Kurgana Żelaznobrodego złożonego Sigmarowi Młotodzierżcy. Oni woleli umknąć tchórzliwie do siedzib ludzkich zdała od problemów ich rasy i zobowiązań, ważne by żyć w ciszy, dostatku i spokoju, by nikt im dupy nie zawracał.
Gnidy. Mimo to krasnolud to dalej krasnolud i gdyby nie zrobił wszystkiego co w jego mocy by Durak spoczął jak na dawi przystało nie mógłby spojrzeć sobie w twarz przez resztę swoich dni, a ta sprawa ciągnęła by się zanim niczym śmierdzący pierd po zupie z trolla.

Gdy ciało Duraka spoczęło w ziemi z której powstało, a dusza w spokoju mogła ruszyć do Sal Przodków, pochówek został ukończony. Thravar stał nad grobem z kamienna miną, a z jego ust w szorstkim, gardłowym, chropowatym narzeczu przypominającym jakby trące i uderzające o siebie kamienie wydobywały się kolejne słowa - An Gazul Gand Baraz*- niski mocny dudniący głos wywoływał aż nieprzyjemne ciarki na skórze dla nie zwykłych słuchać krasnoludzkiej mowy-- Anu Stok An Gor, Grimazul Unbak, Zan Drung Galbaraz** - kolejne donośnie wypowiedziane słowa khazalidu niosły się po okolicy niczym lawina

*Niech Gazul dopomoże ci wrota odnaleźć
** Wkrótce Uderzę w Zwierzoludzi, żelazem ich złamię, krwią i śmiercią zapłacą


Dla człowieka, elfa czy przedstawiciela innej rasy słuchanie z ust krasnoluda khazalidu bywało strasznie nieprzyjemne w swym odczuciu. Efekt ten był spowodowany tym iż krasnoludy posiadały niskie mocne dudniące głosy, do tego używając swego rodzimego języka wydawałoby się jakby mówiły nad wyraz głośno. Sam język pasował do tej rasy idealnie, nie był płynny i jedwabisty jak mowa elfów, a szorstki, gardłowy, mocno akcentowany, wolno wypowiadany. Ten starożytny język nie zmienił się od stuleci, był tak samo odporny na zmiany jak i same krasnoludy, które niechętnie go używały w obecności innych ras.




Gdy obrządek dobiegł kresu, odwróciwszy się skierował swe kroki w kierunku najemników, gdy dotarł tam począł gotować się do drogi.
Chwil kilka zajęło Thravarowi z konia pociągowego, jucznego uczynić. Koń dźwigał teraz trzy miecze wsunięte za pas, trzy tarcze przyczepione do boków, w przewieszonych w poprzek jukach spoczywał prowiant, a w worku narzędzia, do tego zwinięta sporych rozmiarów płachta, która do tej pory przykrywała ekwipunek na wozie. Jeden z garłaczy wziął pod opiekę Will wraz z amunicją i prochem, rusznicą zgodnie ze słowem wypowiedzianym zaopiekował się Hieronim, drugi zaś garłacz mimo narzekań i oporów krasnolud wcisnął Severusowi.
Młodzik musiał prezentować jakąś przydatność bojową dla drużyny, a że był zbyt cherlawy by stać w pierwszej linii z mieczem i tarczą , miał za zadanie działać jako wsparcie z dystansu. Hieronim spoglądał na sprawę podobnie jak Thravar, więc wszelkie próby oporu zdławił jednym spojrzeniem w stronę Severusa.
Jako że jeden zainteresowany stał tuż przy krasnoludzie, zdecydował się zawołać i Willa by zrobić co musiał raz, a porządnie i nie pieprzyć się z tym zbyt długo.

– Will, Severus nadstawcie uszu na chwilę, daj to... –krasnolud wziął od Willa garłacz i podniósł do góry mała blaszkę, która znajdowała się tuż przy kurku spustowym – To zwie się panewka, tutaj wsypujecie proch, w ten sposób... – mówił wsypując porcję prochu w odpowiednie miejsce –…tyle starczy…zamykacie… – panewka zamknęła się gładko.
Ładujecie przez lufę, może to być kula, może to być śrut czy też co macie pod ręką, gwoździe, kawałki metalu to strzeli praktycznie wszystkim, nawet tym małym piszczącym mały skavenem co uczepił się Severusa… har har har har – zarechotał dudniącym głosem z własnego żartu. – Lecz wracając do rzeczy, po załadowaniu odciągacie ten oto kurek do siebie to zamek skałkowy ale nie będę wam bruździł w umysłach tajemną wiedzą jak on działa, wymierzacie i naciskając spust oddajecie strzał. Tyle, mam nadzieje żeście słuchali uważnie Aye? nie zwykłem się powtarzać. Powodzenia... Aha i postarajcie się nikomu z naszych nie zrobić sita z dupy– oddał garłacz Willowi, sięgnął po swój plecak zakładając go na plecy, podniósł tarczę, która także powędrowała na ramię. Był gotów do drogi. Mimo że znał się dobrze na broni palnej, a krasnoludy miały przednich strzelców w swych szeregach zwanych Gromowładnymi, sam preferował staromodną i niezawodną kuszę ona chociaż nie marudziła przy niepogodzie.
Zblizył się do Hieronima
- Żywię nadzieje iż nasz weteran wpadnie na tak znakomity pomysł by posłać przodem zwiadowcę i bokami, co by pochód w zasadzkę jakową nie zanurzył się po same jajca. Dobrze jakby juczne szły w miarę możliwości w środku pochodu, takoż ktoś nad nimi czuwał, w razie starcia gotowe w panikę wpaść i dać nogę z całym dobytkiem. Nie uśmiecha mi się ich ganiać po tej gęstwinie niczym jakiś parchaty elf za szyszkami. – zmrużył oczy Thravar i splunał siarczyście
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 05-02-2016 o 23:32. Powód: jak zawsze literówki ;f
PanDwarf jest offline  
Stary 05-02-2016, 23:12   #29
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Adar nie miał wielu okazji przebywać w samym klasztorze. Mimo iż całe życie spędził w „Przyklasztornej”. Teraz jednak czasy się zmieniły i miejsce kultu Sigmara poza wsparciem duchowym, miało zapewnić mieszkańcom Krausnik pomoc materialną. Willhelm, ich miejscowy akolita wydawał się znać skrytki klasztoru, co na pewno miało pomóc ich misji. Tak też razem z Dziadkiem Rybakiem prosty sługa Szarak udał się we wskazane przez sigmarytę miejsce.
Tam też znaleźli kilka przydatnych rzeczy. Dwa śpiwory, koc oraz bukłak Adar oddał Pyotrowi, samemu zachowując dwa zwoje lin, trzeci śpiwór oraz kolejny koc a także hubkę i krzesiwo.
Oczywiście nie zabrakło też prowiantu na kilka dni.

Swój śpiwór Adar oddał Magnusowi, staremu poczciwemu drwalowi. Sługa stwierdził, że starsi zmagają się z bólami krzyża, toteż bardziej zasłużyli na takie posłanie. Szarakowi wystarczy sam koc.
Adara nie wiedział, co myśleć o grupie najemników. Większość miejscowych szybko się do nich zraziła. Szarak pozostawał neutralny, chociaż w krytycznej sytuacji zawsze obrałby stronę Krausnick. Wszak był ich częścią i najemnicy nie należeli do jego świata. Jego pacyfistyczne nastawienie nakazywało jednak nie szukać zwady tam, gdzie nie była konieczna. Ostatecznie postanowił siedzieć cicho.
Zamiast tego podszedł do Daniela Steinherza, który wraz z Franzem Bauerem wrócili z poszukiwań. W przeciwieństwie do Willhelma odwiedzili kuźnię, gdzie też zdobyli trochę stali. Jeden olbrzymi i wspaniały miecz oraz kilka bardziej standardowych. Adar nigdy nie pobierał nauk fechtunku. Sam też przez kiepski kontakt z rówieśnikami nie miał okazji czegoś podłapać. Adar był jednak realistą i wiedział, że w pogoni za zwierzoludźmi zdolności kucharskie nie uchronią go, kiedy przyjdzie mu się zmierzyć z taką poczwarą. Dlatego bez zastanowienia podszedł do tamtej pary i poprosił o broń. Ku jego zdziwieniu Steinherz nie robił żadnych wymówek i po prostu wręczył mu żelastwo. Szarak podziękował szczerze i przyglądając się ostrzu jak zaczarowany, przeczekał, aż ich drużyna zbierze się do wyruszenia.

Miał już broń. Teraz przydałoby się kilka lekcji. Adar liczył na to, że może weteran Schulz bądź inni wieśniacy pokażą mu wkrótce, jak się tym posługiwać.
Jednak na początek wyprawy Adar postanowił, że będzie trzymał dystans. Zadba o ich obóz, zwierzęta i posiłek. Będzie robił to, na czym zna się najlepiej. Na służeniu. Ktoś musiał.
 
MTM jest offline  
Stary 05-02-2016, 23:13   #30
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ustalenie kierunku, w jakim udali się zwierzoludzie z porwanymi mieszkańcami Krausnick nie było trudne. Wysokie drzewa Lasu Cieni zasłaniały co prawda widok, ale Magnus doskonale wiedział, w którą stronę banda odmieńców się kierowała.

Góry środkowe.

Ponure miejsce, którego widok tylko w pełni lata można nazwać pięknym. O każdej innej porze roku poszarpane granie, szczyty skryte za nisko wiszącymi chmurami burzowymi oraz zmienna i zwykle nieprzyjazna człowiekowi pogoda sprawiały, że w obserwatorze rozdzielający cztery prowincje - Ostland, Hochland, Reikland i Nordland masyw górski wzbudzał respekt, a często strach. Magnus słyszał pogłoski o przynajmniej jednej górskiej twierdzy opanowanej przez sługi Chaosu. Czy właśnie tam kierowała się grupa, która napadła wieś? Dotarcie tam zajęłoby wiele dni tym bardziej, że musieliby przedzierać się przez ostępy puszczy wraz z jeńcami. Aż wzdrygnął się na myśl, że te kreatury poganiają kijami słaniające się ze zmęczenia dzieci albo zaczną zabijać te najbardziej spowalniające ich ucieczkę. Dłonie w bezsilnej złości same zacisnęły się na stylisku drwalskiego topora, aż pobielały mu kłykcie.

Na środku wsi zgromadzili się ci, którzy ocaleli z pogromu oraz przyjezdni pod komendą kapłana. Zdali z Klausem relację z kierunku, w jakim podążyli zwierzoludzie i zabrali się za ostatnie przygotowania przed wyruszeniem za nimi. Czas naglił.

W czasie pakowania prowiantu do Magnusa podszedł Daniel i wręczył mu broń wydobytą ze spalonej kuźni. Drwal rozpoznał misternie, choć bez przepychu zdobiony miecz o długim ostrzu i słusznej wadze. Miecz był dumą poległego w nocy kowala i Magnus był pewien, że utopienie ostrza we krwi winnych napaści na sioło sprawi jego poprzedniemu właścicielowi przyjemność. Gdziekolwiek się teraz znajdował. Poza tym ta broń bardziej nadawała się do zabijania, niż siekiera przeznaczona do rąbania pni drzew.



Zdawał sobie sprawę, że dźwiganie ze sobą zarówno dwuręcznego miecza jak i drwalskiego topora będzie zbyt wyczerpujące na dłuższą metę, dlatego po chwili namysłu na stos leżącej broni odłożył swoją wierną siekierę, a krótki miecz, którego używał do kompletu z tarczą wymienił jeden z toporów bojowych. Takim i walczyć można i gałęzi narąbać na ognisko w razie potrzeby.


"Dlaczego Krausnick?" - zapytał nagle sam siebie, kończąc zapinać sprzączki plecaka. "Jeśli przylazły z gór, to bliżej są Roezfels na wschodzie albo Huven na północy. W takim razie po kielich przyszły, a rzeź jest tylko dodatkiem do jego zdobycia." - Stwierdził z niepokojem.

- Skoro kielich był ich celem, to wcale nie jest pewne, że będą trzymać nasze rodziny przy życiu. - Powiedział na głos. - Może te bestie właśnie zastanawiają się, które dziecko pożreć pierwsze, a my wciąż jesteśmy tutaj. Musimy ruszać jak najszybciej. Natychmiast! - Rzucił. - Nie możemy więcej tracić czasu na przeszukiwanie spalonych chałup i wspominanie poległych, kiedy żywi czekają na ratunek! Ruszajmy wreszcie! - Zawołał podnosząc się z klęczek.

Zabrał swój wypełniony po brzegi plecak, ten sam którego nie zdążył nawet rozpakować po powrocie z Bokenhof i ruszył za Schulzem śladem napastników.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172