Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2016, 11:29   #11
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację

Na popołudniowo-wieczorne zakupy wyszli z gospody w różnych odstępach czasu, prosto w zacinający śnieg i paskudny mróz. Najpierw Bjorn i Elsa, potem khazadzi z Czarnej Kompanii, a chwilę za nimi Weddien. Niemal od razu dotarło do nich, że nic dzisiaj nie załatwią - pomimo światła rozstawionych na ulicach kilku koksowników, zalegająca niczym czarna maź ciemność i sypiący śnieg skutecznie ograniczały pole widzenia. W poszukiwaniu kogoś, kto mógłby sprzedać im to, czego potrzebowali, minęli zaledwie kilku podpitych i awanturujących się między sobą Norsów. Sokół i Weidden wiedzieli, że gdy tylko przychodzą zimowe miesiące i zmrok zapada szybciej, ludzie ryglują drzwi w domach i ruch na ulicach zamiera. Przynajmniej wśród tych, którzy nie załatwiają swoich interesów pod osłoną nocy. Czasami zdawało im się tylko, że zza pokrytych mozaikami mrozu okien obserwują ich jakieś ciekawskie oczy.

Co prawda znaleźli w końcu spory placyk z drewnianymi budkami, który mógł być tutjszym bazarem, jednak obecnie tonął w mroku i był zupełnie pusty. Nie mając ochoty na dalsze włóczenie się po zmroku w podejrzanej okolicy, po prostu wrócili do gospody. Jutro, w świetle dnia będzie czas, by uzupełnić zapasy o niezbędne rzeczy. Jedynie Wulfgar został w tawernie, celebrując ostatnie chwile w cieple, nim wyruszy na szlak, a tuż przed pójściem na piętro rozmówił się z Bezokim, wręczając mu zawczasu drobny pieniądz za fatygę. Na jutro wszystko miało być przygotowane,więc w dobrym nastroju ułożył się do snu. Khazadzi natomiast tak, jak zarządził Galeb, wieczór spędzili na konserwacji broni i w końcu też poszli spać.



Po powrocie do tawerny ogrzała się trochę przy palenisku, jednak smród głównej sali przeszkadzał jej na tyle, że nie zamierzała zostawać na dole dłużej, niż będzie trzeba i po kolacji od razu poszła wraz ze zwiadowcą do ich wspólnego pokoju, a po rozmowie z Bjornem postanowiła w końcu ułożyć się do snu. Ten nie nadszedł jednak tak szybko, jak się spodziewała i dopiero po dłuższej chwili jej świadomość odpłynęła w nicość.

Z drzemki wyrwało ją dziwne chrobotanie. Otworzyła oczy i spostrzegła, że znajduje się w niewielkiej świątyni oświetlonej kilkoma lampami oliwnymi. Sama. Siedziała przy katafalku, na którym spoczywała drewniana trumna, lecz z tej perspektywy nie dała rady zajrzeć do środka, by stwierdzić, czy ktoś w niej leży. Chyba czuwała przy zwłokach, ale nie przypominała sobie, by ktoś zlecił jej tę czynność. Nagle chrobotanie powtórzyło się i teraz Elsa była pewna, że dochodziło z wnętrza trumny. Przełknąwszy ślinę podniosła się z siedzenia i podeszła bliżej. W środku, ze skrzyżowanymi i związanymi nadgarstkami leżała odziana na czarno postać, a jej twarz przykryta była ciemną chustą. Kapłanka Morra zawahała się na moment, ale ostatecznie chwyciła za chustę, ściągając ją z oblicza nieboszczki. Stanęła jak wryta, ujrzawszy swoją własną twarz!

Choć nie do końca, gdyż to coś, co leżało w trumnie, przypominało ją obecnie jedynie śladowo - kobieta miała czarne usta, czarne otoczki wokół oczu oraz przegniłą tu i ówdzie skórę. Ten widok wlał w serce kapłanki żywe przerażenie i gdy miała zarzucić chustę na paskudne oblicze kobiety w trumnie, ta otworzyła nagle oczy i rozchyliła usta, ukazując rządek ostrych, spiłowanych zębów.


Gwałtownym ruchem chwyciła Elsę za gardło dłońmi, które - jak się dziewczynie zdawało - chwilę wcześniej były związane i poczęła ją dusić z dziką przyjemnością wypisaną na szkaradnym obliczu. Kapłanka szarpała się, próbując wyrwać z uścisku, jednak nie była w stanie. Zimne, kościste palce trupa zaciskały się coraz mocniej na jej tchawicy, a Mars słabła.
- Już niedługooo... - Wysyczała nieboszczka nienaturalnie cienkim głosem. - Twoja dusza będzie moja... tylko moja...

Elsa ostatkiem sił szarpnęła się do tyłu i moment później... obudziła się w pozycji siedzącej, z własnymi dłońmi zaciśniętymi na szyi. Była w łóżku, w karczmie. Dyszała ciężko, próbując ogarnąć umysłem ten koszmar. Śpiący czujnym snem Bjorn poderwał się niemal od razu za nią, zupełnie zdezorientowany tym, co się wydarzyło.



Poszedł do swojego pokoju niedługo po tym, jak kapłanka Morra zniknęła z Norsem na piętrze. Co prawda przyzwyczaił się już do krasnoludów patrzących na niego z nienawiścią bądź obrzydzeniem, jednak nie to było powodem szybszego opuszczenia głównej sali. Chciał po prostu wypocząć przed jutrzejszą podróżą - marsz podczas ciężkich mrozów i zalegających wszędzie śniegów był bardziej wyczerpujący, niż mogłoby się wydawać. Pomimo nieszczelnego okna, które wpuszczało chłodne powietrze, udało mu się zasnąć dość szybko. I jak zwykle, śnił. Tym razem jednak nawiedził go sen zupełnie inny, niż poprzednie.

Falująca w różnych barwach rzeczywistość w końcu ustabilizowała się na tyle, że zdał sobie sprawę, iż jest na jakimś statku; w nocy, podczas sztormu. Łajbą bujało energicznie, a uderzająca o burtę woda wystrzeliwała wysokimi gejzerami i co chwilę podmywała pokład. Wokół panował chaos - elfy, a przynajmniej tak wyglądali Weddienowi żeglarze z długimi mieczami, mierzyli się z co najmniej dwoma tuzinami odzianych na czarno, zamaskowanych napastników dzierżących w dłoniach sejmitary. Zewsząd dobiegały wściekłe pokrzykiwania i odgłosy uderzającej o siebie stali. Weddien rzucił się ku napastnikom, by wspomóc pobratymców, ale poczuł nagle ostry ból w ramionach i nogach. Zerknął tam, widząc, jak dwa haki na łańcuchach wbiły się w jego ciało.

Krzyknął przeciągle z bólu, jednak w mig zdał sobie sprawę, że to nie jest jego głos. Odziane na czarno postaci ciągnęły łańcuch z wbitymi w jego ciało hakami w stronę relingu, a elf wzdrygnął się mimowolnie ze strachu, gdy dotarło do niego, co zamierzają zrobić. Zdrową ręką dzierżącą miecz zamachnął się w stronę napastników, jednak na niewiele się to zdało. Moment później znalazł się tuż przy relingu, a kopniak, który dostrzegł w ostatnim momencie, wyrzucił go za burtę, wprost we wzburzoną, mroczną toń.

W tym momencie poderwał się ze zdławionym okrzykiem. Oddychał ciężko, wbijając wzrok w mrok nocy i już po chwili uzmysłowił sobie, że znajduje się we własnym pokoju, w pogrążonej we śnie karczmie. Przejechał przedramieniem po zroszonym czole i legł na plecy, próbując się uspokoić. To był tylko sen. Koszmar. Zastanawiające jednak było jedno - czy to była wskazówka dotycząca przeszłości, czy też przeznaczenie, czekające na niego, gdy wsiądzie na statek płynący na Przełęcz Czarnej Krwi?

Choć niedługo potem zasnął, umysł zmącony nieprzyjemną, podświadomą wizją, wybudzał go co jakiś czas.
Aż do samego rana.



15 dzień Mörsugur, A.S. 2340,
slumsy Frossborga, północna Norska,
pierwszy dzień wyprawy do Morkestaad,


Poranek przywitali w głównej sali, gdy delikatne wstęgi słońca przebijały się przez ciężką osnowę chmur, wpadając do środka przez oszronione szyby. Póki co nie sypało, ale nie oznaczało to bynajmniej poprawy pogody - widoczność może i była lepsza, jednak Norsmeni i Weddien wiedzieli, że słońce zwiastuje jedynie mocniejsze mrozy. O dość wczesnej porze jadalnia była nimal pusta, dzięki czemu mogli w spokoju porozmawiać i ostatecznie ustalić niektóre rzeczy. Na śniadanie zamówili jajecznicę z grzybami oraz napitek, a zmęczone twarze Elsy i elfa dały pozostałym do zrozumienia, że oboje chyba nie spali tej nocy najlepiej. Tylko Sokół wiedział, co się wydarzyło w nocy i zatroskany był o swoją towarzyszkę, która z mocno podkrążonymi oczyma wyglądała jeszcze gorzej, niż minionego wieczora. Khazadzi natomiast z rubasznym śmiechem spekulowali w swoim języku, że długouchy i kapłanka musieli mieć wspólną, bardzo intensywną noc za sobą.

Zresztą, krasnoludzcy bracia skończyli śniadanie jako pierwsi, zabrali swoje klamoty i ruszyli na poszukiwania potrzebnych na wyprawę materiałów. Zaraz za nimi wyszedł Weddien, a na końcu Elsa i Bjorn. Poranne powietrze było rześkie i wżynało im się w płuca ostrymi, mroźnymi igiełkami. Za dnia nie mieli problemów z trafieniem na niewielki bazar zajmujący plac, który widzieli minionego wieczora.


Pośród parunastu budek, podróżnicy znaleźli to, czego szukali. Thorin zakupił całkiem nieźle wyglądający rondel, do tego trzy różne maści na odmrożenia w niedużych słoiczkach - wszystkie śmierdzące równie paskudnie, ale sprzedawca zapewniał, że efekty widać bardzo szybko. Przy jednym ze straganów khazadzi napatoczyli się na krwistowłosego elfa, który również postanowił kupić rakiety śnieżne. Weddien już wcześniej zaopatrzył się w żelazne racje na siedem dni i niewielki, płócienny namiot, zatem zakupy mógł uznać za udane. Bjorn natomiast sprzedał swojego konia wraz z całym jego sprzętem i choć dostał za to zdecydowanie mniej pieniędzy, niż gdyby pozbył się go w Imperium, ale i tak wystarczająco, by zakupić najpotrzebniejsze rzeczy - rakiety śnieżne, siedmiodniowy prowiant i alkohol. U tego samego zielarza co Thorin, Sokół zaopatrzył się w trzy maści przeciw odmrożeniom, a nieopodal dostał niewielki garnek. Wraz z Marą pokręcili się jeszcze po bazarze, dokupując to, co było im potrzebne.

Gdy wszyscy dotarli w końcu z zakupami do tawerny, Wulfgar ostatecznie rozliczał się za przygotowane rzeczy z Bezokim - co prawda pochłonęło to niemal cały jego majątek, ale miał sakwę z foczym mięsem i tłuszczem, które będą utrzymywać jego ciało w cieple oraz ochraniać przed zimnem i wilgocią, do tego zapakowane solidnie podpłomyki, dwa bukłaki z miodem i wodą, by dostarczać organizmowi potrzebnego cukru oraz manierkę z kvasem, choć Nors wątpił, by w ciężkich warunkach często sięgał po alkohol. Przygotowani do podróży wyszli w końcu z gospody - gdy Weddien szacował, że droga do Morkestaad powinna zająć im przy optymistycznych warunkach pogodowych pięć dni, Wulfgar został zgarnięty na stronę przez jakąś starszą, choć wciąż prosto trzymającą się białowłosą kobiecinę, która wyszła za nim z tawerny i przedstawiła się jako żona gospodarza.
- Słyszałam od mojego kærust, że się do Morkestaad wybieracie. Od kilku dni cię obserwowałam... przypominasz mi mojego Jukki, to samo spojrzenie, podobne ruchy... niestety, nigdy nie wrócił z wyprawy do Snaegrvold, ale może tobie poszczęści się w twojej podróży. - Złożyła na dłonie Norsa niewielki pakunek. - Wełniane, ciepłe skarpety i rękawice. Szyłam całą noc, bo kości mówią, że zbliża się srogi mróz. Niech Olric cię prowadzi, synu.
Pobłogosławiła go gestem dłoni, po czym z delikatnym uśmiechem wróciła do gospody.

Nie tracąc więcej cennego czasu, wyruszyli. Dość szybko zostawili za sobą przedmieścia Frossborga i udali się szerokim, wydeptanym szlakiem wiodącym w kierunku Morkestaad. Śnieg chrupał pod rakietami, a na otwartym terenie było zimniej, niż się tego spodziewali -musieli się więc mocniej opatulić, gdyż wiejący z północy wiatr zdawał się przebijać przez ich ubrania aż do samej skóry. Słońce skryło się za ciężkimi chmurami, ale wciąż nie sypało. Niemal od razu ustalili też szyk - na przedzie szedł Bjorn, przepatrujący teren, choć na tej skutej śniegiem i lodem pustyni wszystko mieli jak na dłoni; za nim krasnoludy z Czarnej Kompanii, Wulfgar z Elsą oraz zamykający pochód Weddien.

Przez pierwsze kilka godzin nic ciekawego się nie działo, pomijając fakt, że było zimno jak cholera. Brnęli przez ubity śnieg w milczeniu, aż w końcu na śnieżnym stepie zaczęły pojawiać się przysypane śniegiem sosny i świerki, a na horyzoncie ujrzeli rozciągający się jak okiem sięgnąć las. Ścieżkę ku niemu przykrywała spora kołderka niewydeptanego śniegu, przez co szło im się coraz ciężej.


Wyżyna schodziła delikatnie w dół, prowadząc ich wprost w objęcia ciemnej kurtyny drzew. Zbliżając się, dostrzegli coś, co ewidentnie nie pasowało do całości krajobrazu - na tle lasu odcinał się jakiś spory kształt, a gdy podeszli bliżej, okazało się, że to przewrócony na lewy bok wóz. Nieopodal leżały zamarznięte truchła dwóch koni z rozerwanymi szyjami, a blisko wozu cztery przykryte śniegiem ciała - trzech mężczyzn i kobieta. Ich połamane kończyny powykręcane pod nieprawopodobnymi kątami i rozległe rany szarpane korpusu, nóg i szyi świadczyły o tym, że cokolwiek ich dopadło, nie potraktowało ich zbyt łaskawie.

Obeszli wóz, a ich uwagę zwrócił dość duży, opatulony kocem pakunek zalegający na przewróconym boku. Wulfgar ostrożnie odgarnął poły koca, a oczom awanturników ukazała się twarz... dziewczynki. Na oko siedmioletniej. Była niebywale blada, a jej brwi i rzęsy okalała gruba warstwa szronu. Oczy miała zamknięte, a usta otwarte, jakby za chwilę miała zacząć śpiewać. Gdy zdawało się, że dziecko na zawsze zasnęło w objęciach mrozu, stała się rzecz niepojęta.

Dziewczynka nagle zakaszlała.

 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 14-03-2016, 17:18   #12
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Skryta za przyłbicą ponurego hełmu twarz Galeba nie zmieniła wyrazu. Nie lubił niespodzianek od losu. Bardzo. Za to los lubił robić niespodzianki jemu i krasnolud miał wrażenie, że choćby dał górę złota za świątynię Smednira, złożył w ofierze kilka galonów piwa i tuzin broni z durazulu to i tak niczego by to nie zmieniło.
Jednak tym razem nie miał piekielnych zgryzot. Czarny Sztandar dawał sobie radę ze znacznie gorszymi rzeczami. Oczywiście w tak surowej krainie obyczajem pewnie byłoby zostawić dzieciaka na pastwę losu. Ba. To na pewno było rozsądne z punktu widzenia wojennej wyprawy.
Tyle, że nie godziło się zostawiać bachora, skoro Bogowie pozwolili mu przeżyć atak na podróżnych.

- Nawet w krainie Dorgvara, Grommo Tułacz ma swoje wpływy. Kyan przeszukaj wóz i ciała, z Thorinem zajmiemy się ludzkim szczeniem. - Galeb zdjął z pleców ładunek i położył go przy wozie - Zobaczymy co z nią. Jeżeli jeszcze jest do odratowania, ogrzejemy i zawiniemy w koce.

Krasnoludy różniły się zawsze w pewnej kwestii od ludzi i elfów. Jakiej? To że zasrane ludzkie i elfie pięknoduchy epatowali idealizmami, pięknymi frazesami, aby potem przeklinać swój wybór to w duchu czy na głos. Krasnolud jeżeli już unosił się ideałami to przyjmował potem konsekwencje na klatę. Bez głupiego pierdolenia.
Kyan spoglądał zza ramienia Galeba na malutkie zawiniątko z dzieciem człeczym.

- Zyw jest… ledwieśmy wyruszyli, mogę ją odnieść do Frossborga i nadgonić za wami jeżeli nie chcecie się cofać. Wiela dni drogi nas czeka przez zmarzlinę,a na miejscu mała norska armia ładująca się na statki i do bitki, to nie miejsce dla dziatków.Po mojemu lepiej do spokojnego Frossborga niż na pole bitwy dziecię targać. Znajdzie się tam jakowa dobra dusza, która weźmie ją pod piecze…. - uśmiechnął się przelotnie, przejeżdżając delikatnie palcem po policzku maleństwa -...tak to po mojemu wygląda. - słowa pozostawiwszy zwieszone w powietrzu oddalił się zajmując się tym do czego jest przysposobiony zgodnie z wolą Galeba.

Lider krasnoludów spojrzał za towarzyszem, potem zwrócił wzrok na Bjorna, Wulfgara i elfa. Wyjął z plecaka jeden ze swoich kocy.

- Jak w Norsce wygląda sprawa z sierotami? - zapytał wprost

Thorin jako pierwszy dotarł do dziecka i zajął się nim nie czekając nawet na polecenia idące w tym kierunku. Tym się po prostu zajmował i taki był jego obowiązek. Przykląkł przy małej dając znać mimiką by rozejrzeli się w tym czasie dookoła. Wróg wciąż może być w pobliżu - rzucił krótko wiedząc, że przeciwnik może stanowić zagrożenie także dla nich. Zaczął rozgrzewać dziewczynkę rozcierając jej zmarznięte miejsca, po chwili wydobył też z plecaka maszynkę olejową w której rozpalił płomień i zwiększył. Sprawdził stan ubrań dziewczynki by ocenić czy były przesiąknięte zlodowaciałą wilgocią i czy nie należy ich czasem z niej zdjąć. Przy tym starał się mówić do dziewczynki cały czas, cicho, spokojnie, wiedząc że prócz obrażeń zewnętrznych mała może mieć całkiem poszarpaną psychikę. Najpewniej była świadkiem rzezi, a to nie odbijało się dobrze na psychice kogokolwiek, zwłaszcza dziecka.

- Ciii malutka, już dobrze... jesteś już bezpieczna...bardzo zmarzłaś… jak masz na imię?... - powoli próbował do niej mówić w reikspiklu, nie przerywając rozgrzewania dziewczynki.

Wiedział jednak że takie ocieplenie musi być stopniowe. Przelał do rondelka wodę z bukłaka. Odmrożone kończyny trzeba było najpierw ocieplić w chłodnej a dopiero później w ciepłej wodzie. Płomień palnika nadawał się w tych warunkach idealnie, cieszył się teraz tym bardziej, że nie sprzedał maszynki w Azul. Powoli zamierzał przejść z pytaniami wobec dziewczynki do rzeczy istotniejszych

- Powiedz proszę kto wam to zrobił? - zapytał cicho wiedząc że dziecko wciąż może silnie przeżywać tą sytuację. Z drugiej strony była to mała Norsmenka a lud ten słynął z zahartowania. Może i dzieci mieli silniejsze?
- Będzie trzeba zawrócić. - zgodził się z Kyanem, nie przerywając dotychczasowych czynności.

Thorin szybko zorientował się, że ubrania dziewczynki zawilgotniały, a ona sama zupełnie nie kontaktowała z rzeczywistością. Choć uchyliła oczy, to jej wzrok zawieszony był gdzieś poza światem, w jakimś niewidocznym punkcie. Co jakiś czas jedynie wydawała z siebie ciche jęki, aż w końcu znów zamknęła oczy i zwiesiła głowę na obojczyku. Wyglądało na to, że nic z niej nie wyciągną, a i jej stan wskazywał na bardzo poważny.
Rozglądając się po wędrowcach Galeb szukał jakiejś podpowiedzi. Niestety żaden z Norsów nie popędził z odpowiedzią, jakby czekając co postanowią krasnoludy. Galeb spojrzał na trzymany w dłoni zwinięty koc jakby próbując się zdecydować.
Wiedział, że Norsmeńskie społeczeństwo jest wyjątkowo surowe. Cofanie się do Frossborgu było niebezpieczne - w śnieżnej krainie po zmroku ciężko będzie dostrzec jakiekolwiek punkty orientacyjne, a i w mieście szukanie kogoś kto przygarnąłby dziecko swoje by zabrało. Jeden dzień w plecy wystarczył, aby znacząco zmniejszyć margines błędy.
Poza tym… krasnolud który pozostawia dziecko na pastwę śmierci to krasnolud bez honoru. To się po prostu nie godziło. W końcu Galeb przemówił.

- Zaraz zapadnie zmrok. Nawet z naszym wzrokiem podróż po śnieżnej krainie w ciemnościach jest niebezpieczna i zajmie zbyt długo. Tym bardziej w pojedynkę. Wracając stracimy cały dzień, a margines czasowy… stopnieje cholernie. - Galeb przykucnął przy dziecku - Tam gdzie idziemy też jest miasto. Jeżeli będzie trzeba sam będę się nią zajmował, wydzielę też jedzenie z moich racji. Bogowie czuwają nad nią skoro dali jej przeżyć i pozostawili na naszej drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 14-03-2016 o 17:39.
Stalowy jest offline  
Stary 14-03-2016, 17:33   #13
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Tam gdzie idziemy to kilka dni drogi podróży. Dzieciak już teraz ledwo się trzyma. - odparł Thorin po chwili jednak dodał - Wracajmy, choćby i po nocy , jeśli nie możemy uratować tego dziecka to po cóż w ogóle pchać się na wojnę? Przecież to o bezpieczeństwo takich jak to dziecko chodzi. Wierzaj mi Galebie nie mógłbyś spojrzeć sobie w oczy gdyby dziewczynka zmarła w drodze z wycieńczenia i wyziębienia. Jeśli przez ten dzień drogi stracimy okazję do wyprawy to trudno, niechaj będzie jak ma być. Ja tego dziecka nie zostawię ani nie będę narażał na podróż dłuższą niż to konieczne. Do Frossborg jakieś pół dnia drogi, Jeśli wyruszymy zaraz to dotrzemy w nocy. Prześpimy się a z samego ranka, o świcie, ruszymy tym razem bez zbędnych ceregieli. Spróbujemy w drodze nadrobić stracony czas… choć nie, czasu na ratowanie życia dziecku nie nazwę straconym… - stwierdził stanowczo Thorin, Galeb był dowódcą jednak w kwestiach zdrowia nie od dziś było wiadome że decydował medyk. On najlepiej wiedział kto ile może wytrzymać i jakie środki należy przedsięwziąć.

Dotychczas przepatrujący okolicę Bjorn mający ponury wyraz twarzy przystanął przy wozie patrząc na krasnoludy z góry. Coś wyraźnie chodziło mu po głowie, jednak nie chciał tego okazywać. Obserwował jedynie dziewczynę z jakimś niewyraźnym współczuciem. Wiedział jedno - powrót do miasta w tym momencie wiąże się z tym, że zapadnie zmrok niosący zabójczy dotyk prawdziwych norskich mrozów.
- Podróż w nocy tylko pogorszy jej stan - skwitował krótko bez emocji i wrócił do swoich obowiązków, ostatecznie zostawiając ją w rękach Khazadów.

- Zdejmuj z niej to ubranie. Owińmy ją w suchy koc. - Galeb zasępił się nagle, po czym sięgnął do pasa po chwili zastanowienia.
Młot wykonany w całości ze stali, zdobiony tylko jedną dużą runą na obuchu. Krasnolud ujął go w dłoń i przyjrzał się znakowi, po czym spojrzał na Thorina.
- Zawiń go razem z nią - podał broń medykowi.

- Więc będziemy podróżować do wieczora, albo i krócej, by noc nas nie zaskoczyła. W ten sposób dziewczynkę czekać będzie tylko jedna noc w namiocie a nie kilka. Im szybciej trafi do ciepłej chaty, pod opiekę zielarza tym lepiej. - odrzekł Thorin Bjornowi. W międzyczasie skorzystał z młota i koca zapewniając małej dodatkowe grzanie. Oręż, pomimo tego że wykonany w całości z metalu, był bardzo ciepły.

- Thorin! - przerwał ostro towarzyszowi Galeb - Zabranie jej ze sobą to mniejsze ryzyko dla nas wszystkich w aktualnej sytuacji. Słyszałeś Norsmena - będzie tylko gorzej w nocy. W pośpiechu nie zapewnimy jej nawet bezpiecznej podróży. Przejdziemy ile jeszcze będzie bezpiecznie w naszym kierunku, rozbijemy obóz i przenocujemy.

- Jej puls jest słaby, ledwo wyczuwalny, najlepiej byłoby chyba od razu rozbić obóz i ustabilizować jej stan. Osłona namiotu podniesie temperaturę wokół niej a i wóz można by wykorzystać do prowizorycznej ochrony przed wiatrem. Zresztą ta pani i tak chce grzebać zwłoki a to trochę zajmie z godzinę przynajmniej, biorąc pod uwagę jak bardzo zmarznięta jest ziemia i fakt, że nie ma łopaty… - stwierdził Thorin spokojnie. Nie ulegał tak łatwo emocjom i nie dawał im się ponosić. Mógł zrzucić ciężar decyzji na szefa i nie myśląc o konsekwencjach po prostu robić co mu kazano, ale nie byłby wówczas Thorinem. - Rankiem można byłoby lepiej zdecydować co dalej z małą. - dodał na koniec wiedząc, że jej stan może się poprawić lub pogorszyć a to z kolei wpłynie na dalszy tor wędrówki.

- Jeśli później będziesz chciał ją oddać komuś w mieście, to jest zbyt duża szansa, że trafi w nieodpowiednie miejsce - dodał chwilę później Sokół słysząc dalszy przebieg rozmowy z pewnej odległości, zachowując ten sam spokój, jak poprzednio.
Miał nadzieję, że krasnoludy potrafią myśleć i dośpiewają sobie resztę.

- I tak już niedługo nadejdzie księżyc i będziemy musieli stanąć. Bjornie! Znajdzie się jakieś bezpieczne miejsce na obóz w okolicy? Co widzą oczy norskiego zwiadowcy? - zawołał Galeb.

Znając swojego przyjaciela Thorina Galeb wiedział, że trzeba z nim dyskutować póki ten nie przejdzie do rozwiązań pośrednich. To było trochę jak z targowaniem się - jeżeli zaczniesz z nieodpowiedniej ceny to nie osiągniesz tej pożądanej.

- Przewrócony wóz, kilka trupów, w cholerę śniegu i trzech krasnali kłócących się nad półżywą dziewczynką - odburknął im Nors całkowicie nie mając nastroju na żarty.
- Jeśli chodzi o ten obóz, to najlepiej założyć go w lesie. Pnie dadzą ochronę przed wiatrem, a śnieg zalega na tyle płytko, by można było solidnie wbic namioty - odpowiedział na pytanie Khazada, po czym dodał po chwili - I przestań się tak drzeć.

Sprawa wyglądała na przesądzoną. “ Zmora pochowa zwłoki, ja zajmę się małą a reszta obozem”- stwierdził w duchu Thorin ciesząc się że stanęło na tym co najlepsze dla małej. Nie wiedział czy dożyje ona jura, ale wiedział, że zrobił wszystko co było można. Pod osłoną namiotu zamierzał dalej zajmować się swoją pierwsza Norską podopieczną i w razie potrzeby gotów był nawet użyć dopiero co zakupionej maści. Zamierzał zagotować małej nieco ziółek na wzmocnienie. Ciepła herbatka w osłonięciu przed mrozem sama w sobie potrafiła zdziałać cuda. Zastanawiał się nawet nad niewielka dolewką alkoholu. Symboliczną w zasadzie, ale rozgrzewającą. Zamierzał czynić wszystko zgodnie z sztuką lekarską i z troską o zdrowie małej. Cieszyłby się gdyby choć to jedno skromne życie udało mu się uratować od śmierci.Przygotowany był jednak na wszystko, dobrze wiedział że między życzeniami a rzeczywistością często ziała otchłań brutalnej prawdy.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-03-2016 o 17:36.
Eliasz jest offline  
Stary 14-03-2016, 21:07   #14
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Koszmar nocy pozostawił po sobie ślady. Nie chodziło tylko o fizyczne zmęczenie, które spokojnie potrafił przezwyciężyć. Większy niepokój zasiały projekcje, których doświadczył. Momentami czuł jeszcze namacalny ból w lewym ramieniu i udzie. Wspominał moment, kiedy pokrwawiony wpadał w lodowatą toń, paraliżującą go, jak gdyby zanurzył głowę w przerębel. Co do wcześniejszej wizji skonstatował, że nigdy nie przyszło mu walczyć wspólnie z wojownikami jego własnej rasy, po śmierci Alkira najmował się tylko w ludzkiej flocie. Nigdy, mimo iż żywił takie ukryte pragnienie, nie należał do świata Wysokich Elfów. Te, które spotykał, traktowały go jak odszczepieńca, który nie potrafi mówić w ich języku. Ludzie zaś byli często pełni uprzedzeń i tajonej wrogości. Chociaż wiele lat spędził na kliprze swego przybranego ojca, po jego odejściu, część z nich dała upust tłumionym emocjom. Z tego powodu Weddien skazany został na to, aby wieść żywot wędrowca...

Zakupy poszły sprawnie i pozwoliły chwilowo zapomnieć o przykrych wspomnieniach. Nawet widok krasnoludów, nie popsuł mu nastroju. Zdążył bowiem przyzwyczaić się do ich niechętnych spojrzeń i pomruków. Chwilami bawiło go trochę te napuszenie krasnoludzkich weteranów. Przecież jako nieludzie na pewno spotkali się kiedyś z niechęcią czy wyszydzeniem. Zamiast grzać kości gdzieś pod rodzimą górą, tułali się po świecie, nosząc żałobne opaski. Nie wątpił w ich waleczność, bo spotkał już w swoim życiu podobnych im najemników, a ich blizny mówiły wiele o ścieżce, którą wytrwale podążali. Nie potrafił jednak zrozumieć manifestowanej wyższości wobec innych, tym bardziej wobec elfów. Nie można tego było tłumaczyć wyłącznie wojnami z zamierzchłych czasów. Wydawało mu się, że ci krępi wojownicy spod poszarpanego sztandaru są reliktem, który buduje swoją tożsamość na historii krzywd. On jako elf wychowany z dala od Ulthuanu, był wolny od tego rodzaju obciążeń...

Wreszcie ruszyli w drogę. Już od początku zimno dało mu się we znaki. Nawet futro z renifera nie chroniło go przed przejmującym chlastaniem przez północny wiatr. To, że zamykał pochód miało swoje dobre strony. Piechurzy przed nim wydeptywali nieco szlak, ułatwiając mu stąpanie nawet po głębszym śniegu.

Widok martwych nie wstrząsnął nim zanadto, pomimo bestialskiego potraktowania ciał. Norska nie wybaczała błędów... Przyglądał się wnikliwie miejscu masakry, próbując ocenić skąd nastąpił atak, kiedy współtowarzysze znaleźli pakunek, który w jednej chwili skomplikował sytuację ich wszystkich... Krasnoludy okazały wiele troskliwości, kłócącej się z ich szorstką powierzchownością. Kiedy Norsi milczeli Muirehen niespodziewanie odpowiedział Galebowi.
- Nie znam aż na tyle tutejszych obyczajów... z pewnością są brutalne jak mieszkańcy tej krainy... - bez trudu można było wyczuć, co ma na myśli.
- Ponieważ sam zostałem kiedyś cudem odnaleziony i ocalony przez ludzi u wybrzeży Yvress... - kontynuował, a na jego twarzy pojawił się dziwny do opisania grymas. - ... wiem, że musimy zaopiekować się tym dzieckiem. - dokończył zaskakująco stanowczym tonem.

Elf odszedł od grupy i zaczął przyglądać się okolicy, jakby szukając już odpowiedniego miejsca do rozbicia obozowiska...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 14-03-2016 o 21:17.
Deszatie jest offline  
Stary 14-03-2016, 22:52   #15
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Podkład muzyczny:
https://www.youtube.com/watch?v=dFoJ3_MvOYA




Poranne uzupełnianie zapasów na podróż opóźniło wymarsz całej grupy, jednak to Kyana specjalnie nie martwiło mieli dwa wschody słońca zapasu by zdążyć w czas. Opuścili Frossborg jeszcze nim słońce stanęło w zenicie, burze śnieżne nie przysłoniły ubitej drogi na tyle by wymuszało to na nich brnięcia po łydki w zaspach, co radowało serce krasnoluda. Spacer w chłodzie tylko hartuję ciało i duszę, forsowny marsz przyda się by formę utrzymać przed oczekiwanymi bitwami. Czas płynął, a okolica ani na jotę nie zmieniała się. Mocny wiatr smagał twarz upierdliwie, nim dotrą do celu jego morda będzie ogorzała jak dupa Trolla bagnistego, dzięki bogom grube zakapturzone futro z niedźwiedzia niezgorzej się sprawowało.

- – Ledwie piknik w porównaniu do zimy w Górach Krańca Świata…Aye… - rzekł pewnie idąc ramię w ramię z khazadami

Jak się spodziewał tak też się stało udeptana droga skończyła się już wkrótce, co zdecydowanie spowolniło pochód i tempo ich podróży. Schodząc z wyżyny ich oczom ukazał się las, to tędy wiodła ich droga, dochodził do wniosku, iż może i lepszy chędożony las, skryje ich od zawieruch i tego pieprzonego wiatru.
W końcu i tak jednego sęka już mieli, sunął za nimi niczym łuna smrodu po dorodnym Kyanowym pierdzie. Zbliżywszy się do skraju lasu na ich drodze stanął przewrócony wóz, Galeb z Thorinem dopadli do niego jako pierwsi, gdy Kyan zbliżył się zauważył powykręcane trupy człeczyn, rozerwane gardziele koni.

– Ładnie się ktoś zabawił… – burknął ponuro khazad

Khazadzi odnaleźli żywe jeszcze paroletnie człecze dziecię, nawiązała się ożywiona dysputa cóż począć z owym zimorodkiem. Galeb chciał ciągnąć ze sobą, Thorin za to przychylił się do zdania Kyana by odprowadzić ją do Frossborga, stanęło iż ranek miał wyjaśnić sytuację. Wybór miedzy pięcioma świtami znojnej mroźnej drogi, a jednym w tył mógł zaważyć o tym czy dziecię przetrwa.Jednak po wyrażeniu swojej opinii nie mieszał się w dalszy los pacholęcia, zajął się tym, na czym się znał zgodnie z wytycznymi i oczekiwaniami Runmistrza.

Począł szukać śladów w śniegu, nim wszystko wszyscy zadepczą, chciał się dowiedzieć, co to było, w jakiej liczbie oraz w którą stronę się udało. Jeżeli ślady byłyby wyraźne był w stanie określić nawet wagę sprawcy. Następnie dokładnie obejrzał ciała człeczyn i koni by wspomóc się w ocenie co uśmierciło tą rodzinę. Przy okazji przeszukał swoim bystrym wzrokiem wóz i okolicę za być może przydatnymi rzeczami, które owe mogły kryć przed ich wzrokiem. Gdy zakończył swe sprawunki podzielił się zdobytą wiedzą z Galebem, a paszcze rozwarł jeno w jednej sprawie

– Rozejrzę się po okolicy za jakimś przystępnym miejscem do noclegu, przy wozie ostać nie możemy, padlina i zapach juchy może ściągnąć nocą wygłodniałe bestie nam na kark. Nie chciałbym by podczas wypoczynku coś poczęło mi brodę podgryzać. Warty i tak będą nieodzowne. – uciął krótko i ruszył
Zmierzch zbliżał się nieuchronnie wysunął się przodem chcąc znaleźć jakieś nadające się miejsce na tymczasowe obozowisko lesisty teren częstokroć sprzyjał załomom chroniących od wiatru małym pagórkom, wąwozom. Nie mogli nocować przy wozie.
 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock
PanDwarf jest offline  
Stary 16-03-2016, 18:45   #16
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wstał wcześnie, bo i nie przesadził z długością poprzedniego wieczora. Oraz ilością trunków spożytych w jego trakcie.

Po wspólnym śniadaniu reszta rozpełzła się po Frossborg za zapasami na drogę, a Wulfgar bezwstydnie wygrzewał się przy kominku w głównej izbie tawerny. Gdy uznał, że ma dosyć wrócił do pokoju, aby przygotować się do drogi.

Szybko spakował swój skromny dobytek do plecaka z wyprawionej foczej skóry, która zapewniała jego zawartości przyzwoite zabezpieczenie przed niesprzyjającymi warunkami pogodowymi. Zrolowany namiot, tym razem ze zszytych razem skór morskiego lwa, został przytroczony do plecaka - ze względu na gabaryty nie zmieściłby się do środka.

Jako dodatkowe zabezpieczenie przed mrozem na podszyty wełną płaszcz podróżny narzucił płaszcz z niedźwiedziego futra, a szyję osłonił wełnianym kominem, którym w razie potrzeby można było zasłonić większą część twarzy. Na rękach znalazły się skórzane rękawice nie przeszkadzające we władaniu bronią - cieplejsze futrzane były pod ręką, gdy mróz chwyci mocniej.



Regulując należność za pokój odebrał sakwę z zamówionym prowiantem oraz dwa małe bukłaki i coś mocniejszego dla animuszu. Dodatkowy tłumok z patyków i skręconych rzemieni stanowił materiały do wykonania rakiet śnieżnych, gdy marsz bez nich zrobi się zbyt uciążliwy. Jak każdy wyrostek w Norsce wykonał już wiele takich przedmiotów - stanowi to nieodłączny element życia w mroźnej krainie. Po rozliczeniu pokoju i pożegnaniu się z gospodarzami poszedł z posługaczem do znajdującej się na zewnątrz komórki, aby zabrać dwa obiecane koguty. Po drodze gospodyni wręczyła mu jeszcze podarunek w postaci wełnianych rękawic i skarpet - będzie jak znalazł, gdy przemoczą się jego własne. Grzecznie podziękował i z dwoma trzepoczącymi się w daremnej próbie wyswobodzenia ptakami ruszył w kierunku morza. Sprawę załatwił szybko - dwa szybkie cięcia i krew z poderżniętych gardeł zabarwiła wodę u jego stóp. Mermedus łapczywie przyjął ofiarę za pomyślność drogi, jaka go czekała. Same ptaki miały zostać spożytkowane bardziej prozaicznie - jako kolacja lub śniadanie następnego dnia. Mróz z pewnością zapewni mięsu świeżość do tego czasu.

Zgromadzeni na placu przed tawerną mogli dostrzec, że mężczyzna posiada nieco więcej broni, niż zwykł nosić przy sobie w osadzie. Prosty miecz, topór, wspomniany wcześniej nóż oraz łuk z zapasem strzał w kołczanie wspierane były przez kilka rodzajów pancerza, jakich używał - na kaftan skórzany przywdział podobny, ale wykonany z metalowych pierścieni, nogi chroniły wzmacniane skórzane nogawice, a przedramiona karwasze, do tego czepiec skórzany wystający spod metalowego hełmu z osłoną oczu i policzków. Wszystko wskazywało na to, że rzemiosło wojenne nie jest synowi Ragnheiðra obce.

Wreszcie ruszyli.

Po kilku godzinach spokojnego marszu natknęli się na trupy koni i ludzi. Rany szarpane i zabite konie dobitnie o tym świadczyły o tym, że ataku dokonała jedna bądź więcej bestii znajdujących radość w zabijaniu. Brak śladów pożywiania się na zwłokach sugerował, że nie była to wataha wilków, ani inne duże zwierzęta.

Największą niespodzianką okazał się tłumok, w którym Ragnheiðrson znalazł żywą dziewczynkę. Na pierwszy rzut oka wyglądała na martwą, ale gdy tylko rozchylił koc okazało się, że wciąż żyje. Zbity z tropu mężczyzna wykonał gest mający chronić przed złem i urokami. Jak bezbronna dziewczynka mogła przeżyć w miejscu, w którym zginęły cztery dorosłe osoby?

Gdy tylko jeden z krasnoludów zajął się znajdą Wulfgar zaczął dokładniej przyglądać się miejscu napadu. Szukał odpowiedzi na pytanie, czy ludzie zginęli w walce, czy nie spodziewali się ataku i zginęli zanim wyciągnęli broń? Czy wokół ciał i wozu można dostrzec jakiekolwiek ślady poza śladami ich grupy? Kiedy mogli zginąć - ciała są świeże, czy przemarznięte na kość? Czy wśród rzeczy należących do ofiar znajdują się jakieś cenne towary lub kosztowności? A może dostrzeże cokolwiek, co nie pasuje do reszty?

Pokurcze coś tam dyskutowały zastanawiając się co zrobić z dzieciakiem. Wulfgarowi było wszystko jedno, o ile nie wiązało się to z niepotrzebnym narażaniem swojego życia lub przekreśleniem szans na dotarcie do Morkestaar przed wyruszeniem wojennych knarr Wulfrika. Nie zamierzał też niańczyć dzieciaka - to nie był nikt z jego krewnych, któremu winien był opiekę. Nie miał też żadnego innego interesu w tym, żeby przejmować się losem znajdy. Północ rządziła się surowymi prawami.


- Wcześnie jest, abyśmy obóz rozbijać mieli. - Stwierdził, gdy karły zaczęły ustalać miejsce na przeczekanie nocy. Wyglądało jednak na to, że do rozsądku krasnoluda trudno dotrzeć. W ten sposób zmarnują większość dnia, który powinni spędzić w drodze. Z drugiej strony i tak powinni zdążyć, więc po krótkim namyśle dał sobie spokój z przekonywaniem tej trójki. Na nowo skupił się na oględzinach miejsca kaźni podróżnych i rozglądaniu wokół, aby i oni nie zostali zaskoczeni przez to, co ich zabiło.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 17-03-2016, 14:09   #17
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Kapłanka gwałtownie podniosła się do siadu, a ruch ten był tan niekontrolowany i szybki, że aż poczuła skurcz mięśni. Jej oczy jeszcze nigdy nie były tak szeroko otwarte, kiedy to zaciśnięte na własnej szyi dłoni zwolniły uścisk. Kobieta dosłownie parę chwil siedziała tak jak wryta, aż w końcu westchnęła z delikatnym uśmiechem pod nosem. Bjorn od razu się zmartwił i zainteresował, odwrócił natychmiast w jej stronę. Elsa jednak nie chciała zdradzać mu szczegółów, uznając, że to zwykły senny koszmar, mara, nic od boga snów i wizji. Nie od niego, po prostu... Złe mary, nieprzyjemne duchy tego miejsca, które zapragnęły poznęcać się nad najbardziej podatnymi osobami, nad tymi, którzy mieli otwarty umysł i do których zjawy mogły z łatwością przeniknąć. Panna Mars była łatwym celem, ale zdążyła do tego przywyknąć. Najgorsze sny miała tuż po pożarze, później wszystko ustąpiło, a teraz znowu wróciło. Był to zły omen, bez wątpienia ich ścieżka usłana była wieloma trupami. Była tego pewna.
Po krótkiej wymianie zdań ze Zwiadowcą, kobieta położyła się wykorzystując jego pozycje i wtuliła twarz w ciepło jego ramienia. Zakryła się szczelnie po same uszy i pocieszając się czyjąś obecnością, spróbowała ponownie zasnąć. Wiedziała, że co by się nie stało, jest bezpieczna, ponieważ nie jest sama, a w koszmarach zawsze najgorszy był fakt, że po przebudzeniu, było się samym ze swoimi myślami.


Tego poranka oszronione okno wyglądało przepięknie. Był to też jedyny, godny podziwu widok o samym świcie, albowiem Elsa już nie wyglądała wcale tak urokliwie, jak być może powinna prezentować się kobieta. Na szczęście ani jej, ani Bjornowi, nie robiło to większej różnicy, każdy z nich starał się najmocniej pracować na swoje idee i cele, nie przykładając do wyglądu większej wagi, niż było potrzeba. Gdy otworzyła oczy, leżała w takiej pozycji, jak zasnęła. Mimo kradzieży ciepła z norskiego ciała, jakiej się dopuściła minionej właśnie nocy, mężczyzna i tak grzał i wytwarzał go coraz więcej. Można więc śmiało wysnuć wniosek, że Mara, wbrew swemu odbiciu godnemu umarlaka, nie była żadnym wysysaczem dusz.

Po przebudzeniu się przyszedł czas na skromne obmycie się oraz odpowiednie ubranie. Kapłanka robiła to niezwykle mozolnie, leniwie i na tyle niespiesznie, że można było dostać szału. Bjorn miał wiele cierpliwości, dzięki czemu znosił dzielnie to, jak Elsa poprawiała każde wygniecenie, jak flegmatycznymi ruchami ścieliła łóżka, w którym i tak juz nie będą spać, potem zakładała skórzaną kurtę, koszulę, jeszcze jakiś sweter gruby, potem szaty, znowu to futro, które wcześniej zdjęła, a teraz ślimaczym ruchem je dopinała.
Parokrotnie zarzucała kaptur na głowę, aby go ściągnąć, znowu włożyć i po raz kolejny ściągnąć. Poprawiła włosy, bo jakiś kosmyk opuścił ściśle zaciśniętego koka. Poprawiała go tak długo, że Bjorn przestał już liczyć i stracił rachubę czasu. Miał wrażenie, że nim ona skończy, to zastanie ich zachód i pewnie niewiele by się pomylił, gdyby w pewnym momencie coś w nim nie pękło.
Zwiadowca rano podarował jej biały szal, aby owinęła się nim szczelnie. Elsa naturalnie to zrobiła, a raczej "wciąż robiła". Początkowo przyłożyła materiał do twarzy, okręciła z tyłu i końce wróciły na przód futra, gdzie związała je ze sobą, poprawiła. Stała tak chwilę w zamyśleniu i ściągnęła chustę, by tym razem spróbować inaczej - przerzuciła ją na kark, końce zwisające z przodu okręciła od przodu ku tyłowi i tam też zawiązała.
- Mniej ciepło - stwierdziła sennie odwiązując i próbując od boku. Lewy, prawy, może na skos, a może drugi skos? Machała nieustannie rękami, kręcąc materiałem wokół szyi i co ruch związując go w innym miejscu, ale chyba żaden wariant jej nie odpowiadał. Bjorn stał jak wryty i zaczął się gotować. Patrzył na nią posępnie nie mogąc uwierzyć, że ona tak poważnie. Zastanawiał się ile jeszcze to potrwa, aż w końcu jego cierpliwość dobiegła końca. Potężnymi krokami podszedł do Elsy i z jej delikatnych rąk wyrwał gruby szal. Stanął przed nią jak przed dzieckiem, owinął go wokół szyi kobiety i zamiast zawiązywać, po prostu szczelnie zakleszczył o pętle. Mara zastanawiała się przez chwile, czy nie wiąże jej szubienicznej pętelki.
- Gotowe. - oznajmił stanowczo tłumiąc zniecierpliwienie, aby nie dać po sobie poznać, że czuję się tym zmęczony i chciałby już wyjść.
Kapłanka jednak uśmiechnęła się subtelnie, na tyle na ile pozwalały jej siły.
- O, jeszcze czapeczka... - stwierdziła leniwie, a Bjornowi opadły ręce. Dobył szybko nakrycia głowy, nim Elsa zdążyła go dotknąć, naciągnął brutalnie na jej włosy i czoło, rzucił kaptur na to wszystko i czym prędzej wyciągnął z pokoju. Stwierdził, że rękawiczki nałoży jej już na dole, może przy innych nie będzie się aż tak ociągała.


Tym razem zakupy zakończyły się pomyślnie. Śpiąca kobieta starała się nie dawać po sobie poznać zmęczenia, choć nie było to łatwe. Niby wyglądała tak samo jak wczoraj, ale jej powieki opadały znacznie częściej i zdawało się, że zaraz zemdleje i odda się drzemce. Mimo złudnemu wrażeniu, grupa ruszyła wspólnie, gdyż przyświecał im ten sam cel i zamierzali go osiągnąć; najlepiej w całości. Początki ponoć zawsze bywały trudne, jednak Elsa miała wrażenie, że ten początek to akurat będzie najlżejszy i najłatwiejszy. Martwił ją bardziej stan, w jakim będą po kilku dniach marszu, ale była zdeterminowana i nie miała zamiaru się wycofać. Nie wyobrażała sobie możliwości nie dotarcia w miejsce bitwy, gdzie będzie tylu martwych ludzi i nieludzi, a gdzie krew się leje tam nekromanta korzysta.
Przymusowy postój nie nastąpił nawet o zmierzchu, a jeszcze wcześniej. Nie wróżyło to dobrze wyprawie. Najpierw przeszukała wóz, w celu znalezienia łopaty, jednak te próby spełzły na niczym.

Piździ-Wóz

Elsa przeżegnała się, widząc rozciągający się na śniegu dywanik ze zwłok i krwi. Odkąd złamała jej się łopata, to zazwyczaj tak zaczynała swój pracowity dzień, a dopiero potem kopała, garnkiem lub czymkolwiek, albowiem już dawno się przekonała, jak bardzo nieskuteczne są próby przeorania zamarzniętej gleby. Zerknęła kątem oka na Bjorna, którego zachowanie nieco uległo zmianie. Zignorowała to, jedynie dla jego dobra, jednak to nie oznaczało, że chciała zostawić go tak samemu sobie, pogrążonego w niepokojących myślach.
- Bjorn, pomożesz mi? - spytała nieco głośniej niż zwykle, kiedy to grzebała w wozie. Nie była zwolenniczką zabierania rzeczy umarłym, jednakże potrzebowała łopaty.
- Nie mogę znaleźć niczego do kopania… Może wyrwiesz deskę z wozu? Nie możemy ich tak zostawić. - oznajmiła wychylając się nieco i z przymrużonymi oczami spojrzała na sprzeczających się krasnoludów. Nic nie powiedziała.
Nors niemal natychmiast zareagował na słowa kapłanki. Nie miał odwagi ich nawet zignorować w podobny sposób, jak to uczynił z krasnoludami, kiedy te dosłownie rzuciły się w stronę dziecka jak padlinożercy na świeże trupy.
Szybkim krokiem podszedł do wozu i szybko przeanalizował jego zawartość. Po łopacie ani śladu... W sumie kto by się spodziewał, że będą mu kopać tego dnia grób?
Nie za bardzo widział kopanie deską... Ale mus to mus. Pewnie chwycił swymi rękami jedną z nich jeszcze przybitych do wozu i zaczął nią ciągnąć w swoją stronę zapierając się mocno nogą o pojazd. Tak jak się spodziewał - nie chciała odejść po dobroci, więc użył brutalnej siły.
Po chwili kawałek drewna puścił, a Bjorn niemal się wywrócił w śnieg. W porę jednak zareagował i złapał się ocalałych desek. Złamał ją na pół i zaniósł jedną połowę kobiecie.
- Skoro dziecię jest żywe, to musiało się to stać niedawno - rzucił cicho będąc już przy niej i zerkając na krasnoludy.
- Uch, “żywe” to wysoce postawiona teoria - rzuciła jedynie i odeszła na bok, aby przekopać nieco śnieg. Tylko tak pomogła ich pochować - płytko, no ale zawsze to coś. Khazadzi wciąż się kłócili, a jej pękała już głowa. Postanowiła odejść jeszcze dalej, choć głupiego to robota.
- Chcą zrobić z niej zupę, że tak zażarcie się sprzeczają? - spytała cicho Bjorna, machając dechą w śniegu. Potem będzie musiała przeciągnąc ciała, hops pod śnieg i zasypać. Przyjemna praca, taki relaks.
- W końcu praca! - westchnęła jakby z zadowolenia, co dawało chory obraz sytuacji.
Zmrużył oczy słysząc dziwne słowa, które padły z jej ust ponownie puszczając je bez komentarza. Zdecydowanie nigdy się nie przyzwyczai do jej radości z chowania zmarłych.
- Gdyby chcieli z niej zrobić zupę, to pewnie bym im to już dawno z głowy wybił... - popatrzył na trzymaną w swojej ręce połówkę deski i zaczął kopać w pobliżu kolejny grób chcąc ją odrobinę odciążyć.
- No tak, narzędzie wybijania z głowy już masz - zaśmiała się bardzo krótko, nawet nie wiadomo, kto usłyszał. Poprawiła szal, który rano dostała od Bjorna i nabrała powietrza. Ostry, męski zapach wypełnił jej nozdrza, ale ani trochę jej to nie przeszkadzało, nie rozproszyło. Wypuściła powietrze głośno i wbiła deskę w pobliski biały puch.
- Schowajmy go tutaj. Będzie mu wygodnie - zakomunikowała wskazując jedne ze zwłok i niezgrabnie, acz z niezwykłą zawziętością, poczęła je ciągnąc do wykopanego dołku.
Skinąwszy głową podszedł do kapłanki i odebrał od niej ciało składając je w grobie. Później zabrał drugiego trupa i również wrzucił je do dołu. Skoro mógł, to po prostu postanowił użyczyć jej męskiej siły.
Następnie spojrzał na Elsę w oczekiwaniu. Niby wiedział co teraz będzie się działo, ponieważ zazwyczaj była to rutynowa praca, ale nigdy nie działał pierwszy w tym wypadku. Uważał że Moryci mają pierwszeństwo.
Kapłanka odprawiła swoje rytualne modły, czy jak to tam kto chciał nazywać. Tak też było po prostu trzeba uczynić, aby zadbać i zabezpieczyć ciało przed chaotycznymi mocami niektórych istot. Zbezczeszczenie zwłok to było najgorsze, co mogło spotkać kogoś na ziemi, sama śmierć wcale nie była straszna, w końcu dusza trafiała w odpowiednie ręce, więc czym tutaj się martwić? Elsa westchnęła głośno gdy już skończyła. Otrzepała ręce i wytarła o płaszcz, bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności.
- Przejąłeś się? - spytała nagle, stojąc do niego plecami i oglądając swoje dzieło. Wcześniej obłożyła groby patykami, no bo nie mogła znaleźć kamieni, a lepsze to niż nic, prawda?
- Odrobinę - odparł jej stojąc krok za nią - Jeśli tamta dziewczyna przeżyje i krasnoludy oddadzą ją w nieodpowiednie ręce, to może ją czekać marny los.
- A mało jest odpowiednich rąk w Norsce
- dodał po chwili odwracając wzrok od grobów.
- Nie przeżyje - wypaliła bez emocji, po czym odwróciła się do niego przodem, dość energicznym i szybkim ruchem - Nie zrozumiem mnie źle, to nie tak, że nie jest mi przykro - skłamała po części, ale nie dało się tego wykryć, ze względu na jej jednostajny ton głosu i znużenie - Nie wiadomo nawet czy ja przeżyję, a na dzień dzisiejszy jestem w o wiele lepszym stanie niż to dziecko. - zamilkła na chwilę, aby móc podejść do niego bliżej i spojrzeć w oczy
- U boku Morra byłoby jej lepiej, byłaby z rodziną. Tak samo jak Ty nie czułbyś się tak źle, na pewno nie boisz się śmierci. Takie osoby jak my, mogą co najwyżej lękać się cierpienia, bólu, niepewności, jednak wątpię, aby bały się otwarcia jego bram. Jej ciało teraz cierpi i to jest najgorsze. Zaopiekujmy się ciałem, a jeśli Morr uzna inaczej, zabierze jej duszę. Jednak nie powinno nam być przykro z tego powodu - zakończyła stanowczym tonem i dopiero teraz niespiesznie mrugnęła oczami.
- Jeśli taka wola Morra - musnął palcami swój symbol Morra, ale jego twarz wcale nie wyrażała spokoju.
- Nie wiem... - powiedział tylko te słowa i przerwał. Widocznie coś mu chodziło po głowie, ale nie ciągnął myśli dalej. Zamiast tego po prostu odwrócił się i zrównał się z Elsą, by móc obserwować okolicę.
- Cokolwiek to było, to musimy się mieć na baczności. Pewnie bestia wybrała sobie ten obszar na teren łowiecki - doświadczenie łowcy nie pozwalało mu nie rzucić tej uwagi.
Kobieta wzruszyła ramionami
- Skoro tak uważasz. To Ty jesteś tutaj znawcą - stwierdziła przyjemnym głosem, aby dodać mu nieco otuchy
- Zobaczmy, co postanowiły te Khazadzkie kotleciki i kto z nich w roli głosowania został brodatą matulą - mruknęła złośliwie dając pierwsze kroki w kierunku grupy. Już do jej uszu dochodziły jakieś postanowienia o obozowaniu i przerwie, bez sensu. Przecież dopiero co ruszyli? Nie chciała się kłócić, tym bardziej, że jeden z tych grubasów nazwał ją "ta Pani". Wolała nie zwracać na siebie większej uwagi, niż robił to za nią jej trupi wygląd.
- Chociaż pójdźmy wgłąb lasu, nie biwakujmy na cmentarzu - zaproponowała, a kąciki jej ust uniosły się osowiale w górę - Takie piękne pochówki zrobiłam, niech sobie leżą w spokoju - dodała pełnym dumy głosem.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 18-03-2016, 17:22   #18
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Zdezorientowany Bjorn patrzył na kapłankę przez zamglone od snu oczy. Jej zaciśnięte na własnej szyi dłonie wyglądały jak para rąk zupełnie innej osoby. Przerażony chwycił swój topór wciąż nie mogąc się nadziwić własnej nieuwadze, lecz wtedy to wróciła mu ostrość widzenia.
Odłożył broń i położył Elsie rękę na ramieniu. Nie pamiętał jej w takim stanie. Nawet wątpił, że Morr zsyłał takie sny.
- Koszmar? - powiedział cicho i ścisnął lekko jej ramię próbując dodać jej otuchy. Wiedział, że jakaś potworna wizja jej szybko nie złamie, lecz był to odruch. Był zdania, że mężczyzna powinien bronić kobiety i też ją wspierać.
Spięte do tej pory mięśnie nagle się rozluźniły, a ręce kobiety opadły w dół spoczywając na pościeli. Sennym wzrokiem powiodła za głosem norsa. Kiwnęła znacząco głową.
- Tylko koszmar, żaden znak od Pana. To miejsce po prostu jest nacechowane złą energią. Co śmieszne, jedyną interpretacją snu może być: umrzesz z własnej winy. - wzruszyła ramionami, zupełnie jakby nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Fakt, sam sen był nieprzyjemny, wręcz przerażający, ale po powrocie do świata rzeczywistego, nie czuła już tych emocji co wtedy. Westchnęła głośno i zamknęła zmęczona oczy.
- Opowiedziałabym Ci, ale nie chcę byś i Ty potem miał niemiłe sny - dodała cicho
Skinął głową na jej słowa. Nie podobało się mu to, co mówiła. Śmierć z własnej winy? W Norsce można na wiele sposobów umrzeć "z własnej winy", ale do czego ona zmierzała? Była znacznie żywsza niż zazwyczaj... Musiała być przerażona.
Ciepło powoli uchodziło z ich ciał, więc zdjął dłoń z jej ramienia i nasunął na nią koce, by się nie wyziębiła bardziej.
- Jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, to mi opowiedz - rzekł w jej stronę spoglądając w jej oczy.
- Nie czuję się źle, przede wszystkim - odparła wykorzystując jego pozycje i położyła głowę na ramieniu mężczyzny, dociskając swoje ciało do jego. Znów zaczynało być jej zimno, ale to pewnie przez ten sen, zazwyczaj nie miała takich problemów. Może i jej ciało w dotyku było wychłodzone, ale ona sama tego nie czuła; teraz było ciutkę inaczej.
- A i nie chcę byś Ty poczuł się gorzej, wierz mi. Nie było w tym nic przyjemnego - dodała - A miałam nadzieję, że w końcu otworzysz tę bramę - westchnęła w ostateczności, wsuwając zimną dłoń pod jego bluzkę, aby kraść ciepło z nagiego torsu.
- Rozumiem - odezwał się po chwili milczenia nie chcąc męczyć kapłanki dalej swymi dobrymi chęciami. Nie należało być napastliwym.
Oboje tak przez chwilę siedzieli nic nie mówiąc. Biorąc pod uwagę ciszę nie przerywaną zbyt wieloma odgłosami można było podejrzewać, iż uczta na dole się skończyła. Bjorn w końcu położył się na plecach i skupił na chwilę swój wzrok na drzwiach.
Były zamknięte - to dobrze. W takim razie byli bezpieczni. Nie do końca ufał tym karczmom w Norsce.
- Jeśli Morr zechce, to otworzę tę bramę, o której mówisz - dotknął swego amuletu z Krukiem, z którym się nie rozstawał.
- Chętnie bym mu w tym pomogła - mruknęła ze spokojem, gładząc skórę jego klatki piersiowej. Można się było jedynie domyślać, co mogła chodzić po jej głowie, jednak ciężko było mieć pewność, co do własnych podejrzeń. Nie dało się ukryć, że w swym zachowaniu, cechowała się tajemniczością, a nawet wzbudzała niepokój poprzez niektóre, dla normalnego człowieka, nienaturalne zachowania. Typu, cieszenie się na wspomnienie o twarzy umarlaka; o zgrozo.
- I Tobie również - dodała po chwili podciągając kołdrę wyżej, aby zakryć się po same uszy. Jej ciepły oddech gościł teraz na jego szyi, dawało to dziwne, mrowiące uczucie, ale przynajmniej miał pewność, że Kapłanka nie wyzionęła ducha.
Mężczyzna patrzył tylko na Elsę zastanawiając się cóż jej może chodzić po głowie. Westchnął cicho i ostatecznie zaczął powoli wytłumiać własne zmysły, by móc zasnąć. Zastanawiał się czy objąć ją ramieniem, ale... To kapłanka i należało zachować względny dystans... Chyba. Gdyby nie chciało mu się spać, to zapewne na jego twarzy zagościłby właśnie wyraz konsternacji.
Spod zmrużonych powiek spojrzał jeszcze raz na skrytą w cieniu twarz kapłanki i zamknął oczy.

***

Kolejny dzień w Norsce.
Świadomość przebywania kolejnych długich godzin w zimnie północy nie napawała Bjorna optymizmem, chociaż spędził na tych ziemiach swoje młodzieńcze lata, wtedy uważał je za dom. Teraz były dla niego niczym innym, jak całkowicie niegościnną pustynią bez jakiejkolwiek możliwości samodzielnego rozwoju.
Podniósł się z pryczy i wykonał kilka szybkich ćwiczeń, aby szybko doprowadzić się do jakiegoś stanu używalności, następnie inne poranne czynności, a na koniec szybko się wyekwipował.

I tak siedział kątem oka oglądając sposób, w jaki ubiera się Elsa, w międzyczasie grzebiąc w jej kołczanie. Wykonywał przegląd techniczny każdej strzały, bo wiedział, że największym zdrajcą w przypadku strzału z łuku są zawsze wady materiału. Był w tym swego rodzaju ekspertem, ale za mistrza się nie uważał. Znalazł od razu dwie wadliwe sztuki amunicji. Odłożył je na bok i zamiast nich dorzucił tyleż samo strzał przebijających do jej ekwipunku. Podejrzewał, że przeciwnicy będą w twardych pancerzach, a krótkie łuki nie radzą sobie z takimi zbrojami. W trakcie bitewnej zawieruchy zapewne nie zawsze będzie przy niej, więc musiał dać jej skuteczną broń.
- Te strzały z czerwono-czarnymi lotkami to strzały przebijające pancerz - zaczął tłumaczyć, ale ta nie zdawała się zbyt zainteresowana. Na szczęście wiedział, że prawie zawsze tak wygląda i rejestruje co się do niej mówi. Więcej mówić nie musiał. Odłożył kołczan i zaczął się przyglądać dalej jej poczynania.

Ruszyli dużo później... Opóźnienie było spowodowane nie tylko zakupami, ale też mozolnymi działaniami kapłanki, której senność była tym razem jeszcze bardziej widoczna. Bjorn przez większość czasu właściwie był gotowy, by ją złapać.
Człapiąc w pełnym rynsztunku wraz z rakietami śnieżnymi na nogach droga wydawała się nieco bardziej przyjazna, niż być mogła bez odpowiedniego ekwipunku, chociaż Norskie "bezdroża", bo jakoś trudno mu to było nazwać traktami, zawsze bywały zdradliwe. Nikt w grupie nie wiedział tego lepiej, niż Bjorn.

***

Widok przewróconego wozu oraz martwych ludzi wcale nie zaskoczył Norsa. Na północy to była codzienność. Czasami ktos pada ofiarą różnych stworów zamieszkujących lasy i było to całkowicie normalne, jednak widok kogoś kto przeżył nie był zbyt powszechny - wręcz przeciwnie.
Poruszyło to Bjorna na tyle, że przestąpił z nogi na nogę i zaczął się rozglądać, czy to przypadkiem nie jest jakaś cholerna pułapka, lecz krasnoludy już dopadły do dziewczynki dyskutując co z nią zrobić. Kierując się zasadą "trzy osoby to już tłum" - zaczął rozglądać się dookoła.

Nie chciał wiedzieć do czego doszło w tym miejscu, jednak przez oczy wyobraźni przewijały się okropne obrazy. To musiała być rzeź. A co jeśli to dziecko wszystko widziało? Nie mogli go tak po prostu zostawić, jednak cokolwiek zrobią, to może być źle. Na froncie będzie tylko zbędnym balastem, a jeśli trafi w nieodpowiednie ręce...

Dopiero pytania krasnoluda przywróciły go do jakiegoś porządku. Zdał sobie sprawę, że krążył w ogóle nie rejestrując jakichkolwiek śladów. Teraz będzie jeszcze gorzej. Zaklął w myślach i odpowiedział szybko na pytanie Khazada, po czym zaczął mocniej przykładać się do swej pracy, z której wyrwała go po chwili Elsa.
Pomógł jej przy pogrzebaniu zmarłych i powiedział jej o tym, co mu leży na sercu. Odpowiedziała mu dokładnie w taki sposób, w jaki się spodziewał - czyli lepiej by było, by odeszła do królestwa Pana Śmierci i spotkała się wraz ze swymi rodzicami. Teraz mogło czekać ją bardzo okrutne życie i wątpił, czy z własnej woli chciałaby w nim uczestniczyć, jednak ich niejako obowiązkiem było spróbować ustabilizować jej stan.

W tym momencie nie mógł zrobić nic więcej, jak spróbować odnaleźć ślady czegoś, co zaatakowało nieszczęsnych podróżników.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 19-03-2016, 08:29   #19
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Ragnheiðrson i Thravarsson przeszli się spokojnie po miejscu, w którym leżał wóz i trupy. Tylko jeden z leżących mężczyzn zdążył wyciągnąć miecz, jednak na niewiele mu się to zdało, a zerkające w nicość oskarżycielskie spojrzenie i groteskowo rozwarte usta świadczyły o tym, że przed zgonem musiał patrzeć w oczy czemuś paskudnemu, co odcisnęło swe piętno na jego twarzy nawet po śmierci. Pozostałe, rozrzucone ciała wyglądały, jakby podróżnicy moment przed śmiercią zostali wzięci z zaskoczenia. Zwłoki były skostniałe, co podpowiedziało obu mężczyznom, że ci biedacy zginęli już jakiś czas temu, a śnieg, który ich przykrywał, jedynie świadczył o tej prawidłowości. Co prawda Wulfgar wiedział, że skoro od rana nie sypało we Frossborgu, nie oznaczało, że nie sypało śniegiem w głębi lądu, gdyż pogoda w Norsce (zwłaszcza na północy) nigdy nie była jednolita, jednak zwłoki były zupełnie sztywne.

Nors i khazad zostawili ciała i zajęli się sprawdzeniem wozu - na pace znaleźli jedynie zamarzniętą żywność, do tego jakieś pół kilo zabezpieczonej skinki, czyli mięsa wołowego, które w norsmeńskiej tradycji zwykle zabierało się na podróż do rodziny, by ich tym powitać. Oprócz tego Wulf odkrył zawinięte w dwa koce cztery butelki na wpół zamarzniętej glögi - specjalnie przygotowanego wina pod grzanie, którego przygotowanie zawsze kosztowało trochę sceattas. Wyglądało na to, że ci nieszczęśnicy po prostu jechali w odwiedziny do rodziny. Jak okiem sięgnąć, wszystko ostało się na wozie, zatem ktokolwiek pozbawił tych ludzi życia w tak makabryczny sposób, nie zrobił tego dla jego zawartości. Norsowie oraz Kyan sprawdzili przy okazji najbliższą okolicę, jednak nie trafili na żadne ślady określające, kto mógł napaść wóz, a nawet jeśli jakieś wcześniej były, śnieg już dawno je przysypał.

Khazadzi z Czarnej Kompanii, którzy w pierwszej kolejności dopadli do ledwo żywej dziewczynki, na początku nie mogli dojść do porozumienia. Thorin upierał się, że warto wracać, w końcu nie mieli aż tyle drogi do zrobienia w kierunku Frossborga, Galeb miał na ten temat własne zdanie. Ostatecznie stanęło na tym, że zabierają małą ze sobą i Thorin będzie jej doglądać, korzystając ze swojej wiedzy. W tym samym czasie Bjorn i Elsa dokonywali pochówku zamordowanych - co prawda ziemia była zmarznięta na kość, jednak śniegu zalegało wystarczająco, by uformować odpowiednie kopczyki. Nors namachał się trochę oderwanym od wozu kawałkiem drewna, ale w końcu przygotował odpowiednie miejsca na ciała. Elsa wygłosiła krótką modlitwę pogrzebową i mogli ruszać. Co prawda w miesiącach letnich biały puch odkryje te zwłoki, ale przecież to nie był już ich problem; zostały pochowane i poświęcone tak, jak nakazywały doktryny Morra. Poza tym nic więcej nie dało się zrobić w obecnych warunkach.


Ledwo ruszyli szeroką ścieżką prowadzącą w las, a z grafitowych chmur sypnęło gęstym śniegiem. Tak gęstym, że mieli wrażenie, iż płatki białego puchu po prostu stoją w powietrzu. Niemal całość krajobrazu zlewała się jednolitą biel, na tle której odcinały się jedynie grube pnie sosen i świerków. Było spokojnie; wiatr, który wcześniej szarpał połami ich płaszczy ucichł między drzewami, pomrukując jedynie jednostajnie wysoko w koronach drzew. Pomimo tej ciszy, awanturnicy odnosili wrażenie, że gdzieś tam, schowane za zasłoną śniegu i lasu, coś ich obserwuje. Coś czyha, czekając na odpowiedni moment, by zaatakować. Ich czujne spojrzenia niczego jednak nie wypatrzyły. Szli miarowo, prowadzeni przez Kyana, który tym razem wziął na siebie ciężar przodowego, rozglądającego się za miejscem do noclegu. Szarówka, która po niespełna pół godzinie marszu zawisła nad okolicą, w lesie dawała się jeszcze mocniej we znaki. Zmrok zbliżał się na wielkich, kruczych skrzydłach i nie pozostało im wiele czasu na znalezienie odpowiedniego miejsca nocnego postoju.

Stan owiniętej w suchy koc norskiej dziewczynki nie poprawiał się i nawet nie pomagał dający ciepło młot Galeba. Jedynie raz mała odzyskała przytomność, jednak trwało to zaledwie kilka sekund, nim znów odpłynęła w mroki podświadomości. Oddech wciąż miała płytki, więc nie można było być niczego pewnym. W wielkich łapach khazada, norska znajda wyglądała bardziej jak bezwładnie wiszące zwłoki, niż żywa istota, ale należało mieć nadzieję, że jej stan się poprawi i bogowie pozwolą jej przeżyć. Gdy minęli kolejny leśny zakręt, Kyan gestem dłoni nakazał się zatrzymać. Szybko okazało się, że pośrodku ścieżki, jakieś dziesięć metrów od nich, leży na śniegu nieruchomo… naga ludzka kobieta.


Ułożona w poprzek drogi, niemal w pozycji płodowej o trupiobiałym ciele, wyglądającym na zesztywniałe z zimna. Jej zawieszony gdzieś poza światem wzrok wpatrywał się nieruchomo w linię drzew po lewej stronie. Dlaczego była naga? Co tutaj robiła? Czyżby to była kolejna z ofiar z wozu? Jeśli tak, to dlaczego nie miała żadnych widocznych - przynajmniej z tej odległości - obrażeń? Te i inne pytania kłębiły im się pod czaszkami, a czas uciekał. Wraz z zapadającym zmrokiem robiło się coraz zimniej i nawet w osłoniętym przed wiatrem lesie dało się to odczuć. Biorąc pod uwagę, że mieli ze sobą wyziębioną dziewczynkę balansującą na granicy życia i śmierci, musieli szybko zadecydować, co dalej. Zwłaszcza, że sami odczuwali już powoli trudy pierwszego dnia podróży, a żołądki domagały się swoich praw.

 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 19-03-2016, 17:53   #20
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Podkład mużyczny:
https://www.youtube.com/watch?v=sWGOEWdV13M



Po zbadaniu truposzy oraz okolicznego terenu Kyan stał się o wiele bardziej czujny i podejrzliwy, a jego mina nie wskazywała niczego co mogłoby przynieść komukolwiek promień otuchy. Począł mieć znacznie większe baczenie na otaczający ich las.

- Tego tu nie zrobili Vongali*, nie był to i atak wygłodniałych Varagi**. Smierdzi mi tu Rhu…*** lub innym plugastwem z tego zrodzonym. Miejcie baczenie i oczy szeroko otwarte… - stwierdził złowróżbnie, spluwając na śnieg jakby tym chciał odgonić wszelkie plugastwa tego świata

* Człecza banda rabusiów i morderców
** Wilków
*** Magią


Zabrawszy odnalezione pokłady mięsiwa na które natrafili,rozdzielił je między najmniej obciążone osoby pomijając Thorina, który zadecydował iż nieść będzie człecze dziecię na swych ramionach.
Dobrze zmrożone może pozostać ich żelazną racją na wszelki wypadek, szczególnie że jedna gęba im przybyła do karmienia...

Gdy ruszyli Kyan wysforował się przodem, prowadząc pochód, jego bystry wzrok potrafił przebić się przez ścianę padającego białego gówna od czasu do czasu. Jego brzuch pomrukiwał co rusz przypominając właścicielowi uporczywie by nakarmić bestię wewnątrz. Jednak dogodnego miejsca na postój jak na ten czas nie trafili nie pozostawało nic innego jak brnąć dalej. Gdyby o dawi jeno się rozchodziło toteż mogliby przeć naprzód i po zmroku , gdyż w nocy widzieli równie dobrze jak za dnia. Żadna smolista noc nie wymusiłaby na nich postoju, jednak wśród nich były i człeczyny, które przy lekkiej ciemnicy ślepli niczym krety… Nie mieli wyjścia musieli przeczekać noc.


Krok za krokiem brnęli w głąb lasu, a uczucie oczu spoglądających w jego plecy tylko się nasilało wywołując nieprzyjemne uczucie między łopatkami.Jednak Kyan z biegiem lat nauczył się ufać bezgranicznie swojemu instynktowi, zatrzymał się nagle odwrócił i zmierzył wzrokiem drzewa po obu stronach, czuł czyjąś obecność, ukrytą, obserwującą jakby wyczekującą dogodnego momentu...
Zmrużył oczy wykrzywiwszy usta w obrzydliwym grymasie, warknął i nawinął się ruszając dalej.
Gdy wychynęli zza zakrętu Kyan zatrzymał pochód unosząc zamkniętą pieść w górę, mrużąc oczy podejrzliwie.
– Thorinie oddaj na chwil kilka dziecię pod opiekę bladolicej i chodź ze mną, miejcie baczenie na boki drogi, nie podoba mi się to… – zadudnił swym głosem podejrzliwie, dobywając swego młota
Następnie ruszył z wolna w stronę leżącej człeczej samicy, był czujny i gotów do natychmiastowej reakcji na niespodziewane. Nie podobało mu się to… nic a nic. Gdy zbliżył się do niej, przyglądał się jej czy dycha czy trup zimny spoczywa przed jego obliczem.
Tknął ją lekko głownią młota w bok sprawdzając reakcje – Ee! Żyjesz? – odezwał się w stronę leżącej postaci spoglądając czy pierś jej unosi się wraz z oddechem, następnie powędrował za jej pustym wzrokiem przewiercając las na wskroś swym bystrym spojrzeniem po raz kolejny...

- Wiem że tu jesteś... nie wiem kim ani czymże jesteś... ale przyjdzie czas... że i ta zagadka się rozwiąże, a ja będę gotów... Czekam na ciebie... - wyszeptał ledwie słyszalnie sam do siebie, splunąwszy po raz kolejny z pogardą.

Jego wzrok powrócił do ciała przed nim skulonego...

 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 19-03-2016 o 18:02.
PanDwarf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172