Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2016, 19:01   #21
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Nim ruszyli dalej Thorin przyjrzał się uważniej skórze z niedźwiedzia która stanowiła plandekę wozu. Grube futro stanowiło najlepszą możliwą osłonę przed mrozem , skoro pozwalało zwierzęciu przetrwać zimę bez innych dodatkowych okryć. Z pewnością było lepsze od zwykłego koca, a odkąd doszła im do opieki dziewczynka trzeba było bardziej zadbać o ciepło w namiotach. Krasnolud odłożył na chwilę dziecko na wóz. Było szczelnie zawinięte kocem w którym znajdowała się broń Galeba. Wyciągnął zza pazuchy ostry jak brzytwa nóż i przekroił skórę niedźwiedzia na pół. Oba kawałki zrolował, owiązał kawałkami pociętej naprędce uprzęży po czym wręczył po jednym pakunku swoim towarzyszom. Skóra była jak znalazł na okrycie namiotów od zewnątrz, lub na wyściełanie nią podłoża by chronić od zimnej ziemi.

Chwilę później ruszyli dalej przy mrukliwym marudzeniu Thorina . W zasadzie powiedział kilka słów w khazaidzie wyrażając swoje niezadowolenie, ale mówił pod nosem, na tyle cicho że dokładniej nie dało się słyszeć co właściwie powiedział. Można się było tylko domyślać nie w smak mu była dalsza podróż. Od czasu do czasu zerkał na niesione dziecko z wyrazem zmartwienia, chyba jako jedyny w całej tej ekipie. Nic na to nie mógł poradzić, był nauczony by walczyć o życie swoje i innych. W zasadzie miał to we krwi , gdyż tylko silny instynkt mógł zwieść go z drogi wojownika wytyczonej przez klan Rorgansonów. Rakiety śnieżne zakupione rankiem w wiosce wisiały na plecach przytroczone sznurkiem. Nie było jeszcze potrzeby ich używać, śnieg nie był na tyle głęboki a i szli wciąż drogą. W zasadzie to czekał aż idący przed nim Kyan założy rakiety, póki szedł bez nich i nie zapadał się w śnieg, Thorin mógł kroczyć za nim , po śladach jakie zostawiał.

Opatulił się bardziej swym zimowym płaszczem obszyty białymi futrami wilków i ruszył niosąc dziecko lecz nie tracąc czujności.

Po raz pierwszy tak naprawdę cieszył się z zakupionego jeszcze w Azul futra, doświadczenie nauczyło go że taki biały płaszcz będzie się dobrze zlewać z otaczającym śniegiem dzięki czemu łatwiej przyjdzie mu się ukryć czy podkraść. Przede wszystkim jednak cieszył się z ciepła jakie dawał, poniekąd korzystał też z noszenia małej, gdyż młot Galeba poprzez koc grzał i Thorina. Po prawdzie jednak temperatura wciąż była dla krasnoluda znośna , choć dziewczynka raczej nie mogła powiedzieć tego samego.

Gdy zbliżała się już najwyższa pora na rozstawienie obozu natknęli się na leżącą na ziemi martwa kobietę. Była naga, zmarła na pierwszy rzut oka z wyziębienia. Przyczynę śmierci jednak można było odkryć przy bliższych oględzinach i to właśnie Thorin zamierzał zrobić. Wpierw czujnie się rozglądając dookoła.

Słysząc polecenie Kyana skinął mu głową lecz nie wykonał. Przynajmniej nie tak jak zamyślił zwiadowca. Thorin przekazał dzieciaka Galebowi z prostego powodu - w kocu znajdowała się runiczna broń runmistrza. Thorin wiedział że tylko do Galeba należy decyzja komu jak i gdzie ją przekazać czy podarować. Wiedział, że broń ta jest oczkiem w głowie Galeba, z pewnych względów można by wręcz uznać, że zatroszczył się o dziewczynkę bardziej niż Thorin, gdyż udostępnił swą broń której nie dotykał wcześniej żaden człowiek - być może z wyjątkiem przypadków gdy dotyk ten kończył się rozległą raną lub śmiercią człeka. Nawet swym towarzyszom nie udostępniał swego młota, nie było w tym nic dziwnego. Broń dla krasnoluda była sprawą niezwykle osobistą, niemal jak broda, zwłaszcza taka broń z która wiązała się historia, która była cenna w oczach właściciela a bez wątpienia runiczny młot Galeba był bodaj najcenniejszą rzeczą jaką posiadał.

Thorin ostrożnie podszedł do zwłok kobiety z wyciągniętym toporem i tarczą. Raz jeszcze rozejrzał się wkoło spodziewając się zasadzki. Ostrożnie z toporem przygotowanym do ciachnięcia odwrócił zwłoki na druga stronę. Miał dziwne wrażenie jakby coś pod trupem, lub nawet same zwłoki miały stanowić zagrożenie... Obecność kapłanki Morra dziwnie działała na wyobraźnie khazada, jakby spodziewał się że skoro jest ona to będą i nieumarli.

Obawa że ktoś nie da spokoju szczątkom zmarłego była bodaj jednym z największych krasnoludzkich lęków. Ciężko było sobie wyobrazić coś gorszego. Z tego powodu obecność kapłanki była z jednej strony niepokojąca z drugiej przynosiła pewnego rodzaju komfort, świadomość, że ktoś należycie zadba o jego szczątki.

Dopiero po przeturlaniu zwłok na druga stronę i ponownym rozejrzeniu się wkoło Thorin gotów był zbadać zwłoki , próbując ustalić zarówno przyczynę jak i czas zgonu.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 19-03-2016 o 19:03.
Eliasz jest offline  
Stary 20-03-2016, 01:37   #22
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Tajemnica śmierci podróżujących pozostała niewyjaśniona. Weddien bacznie przyjrzał się okolicy, ale jednolita ściana bieli zasnuła kotarą wszelkie ślady. Jedno było pewne to, co zmasakrowało tych ludzi, stanowiło zagrożenie dla ich wyprawy. Świadomość tego faktu była dodatkowym obciążeniem umysłu i mogła tylko utrudnić dalszą wędrówkę przez nieprzyjazny żywioł.

Elf w milczeniu przyglądał się kapłance i jej towarzyszowi, którzy zajęli się pochówkiem szczątków zabitych. Podziwiał determinację kobiety, ale nie rozumiał w czym może to pomóc nieszczęśnikom. Modły odprawiane nad grobami, cały ten rytuał, miał nieodparte wrażenie, że przeznaczony jest dla żywych. Umarli nie znajdą w tym żadnej pociechy. Pomyślał o swoim przybranym ojcu - Alkirze, który umarł we śnie. Przypomniał sobie jego sędziwe oblicze, które nabrało wtedy wyrazu błogiego spokoju. Zgodnie z jego ostatnią wolą ciało spoczęło na dnie zatoki pośród majestatycznych fiordów. Muirehen nigdy nie powrócił w tamto miejsce. Mimo to odnosił wrażenie obecności ojca zawsze, kiedy przybywał do Norski. Była odczuwalna w podmuchu wichru, w tańczących płatkach śniegu, pośród bryzgu fali... Na zawsze złączona z naturą tej, surowej krainy.

Ta dała o sobie znać wkrótce, niezwykle obfitymi opadami śniegu. Osadzał się na płaszczach i ekwipunku grubymi warstwami. Wydatnie utrudniał też orientację w niegościnnym terenie. Dobrze, że nie musieli zmagać się z zacinającym wiatrem, który szarpał miotełkami czubków drzew ponad nimi. Okolica emanowała czymś nieuchwytnym, nawet dla wyostrzonych zmysłów Weddiena. Podskórnie czuł zagrożenie, lecz nie potrafił wskazać kierunku z którego miało nadejść. Wszystko dokoła było nim nasycone. Szedł wytrwale naprzód, a niewidoczny pierścień mrozu i mroku powoli zaciskał się wokół niego. Obecność współtowarzyszy dodawała mu otuchy. Za nic w świecie nie chciałby znaleźć się sam w tym lesie. Bycie samemu oznaczało śmierć...

Kiedy za kolejnym zakrętem przystanęli, Muirehen wiedział że ponownie coś się wydarzyło. Coś nienaturalnego i złowrogiego. Instynktownie dobył miecza, rozejrzał, czy aby za plecami nie czai się jawne niebezpieczeństwo. Zapadające ciemności nie zdołały przytępić jego wzroku, naturalnej spuścizny po elfickich przodkach. Równocześnie próbował wyczuć, czy aury nie zakłóca subtelny powiew magii. Wielokrotnie przekonał się, że posiada ten dar, którego racjonalnie nie potrafił wyjaśnić. Bez wątpienia wiązał się on z jego pochodzeniem...
 
Deszatie jest offline  
Stary 21-03-2016, 13:12   #23
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Czarne, kapłańskie szaty kontrastem odbijały się od jasnego aż do bólu oczu krajobrazu. Ciężko by było Elsie teraz się zakamuflować, gdy stojąc pośród bieli, przed ścianą sypiącego puchu, który ograniczał widoczność, wyglądała wręcz jak latarnia czy też drogowskaz. Szaty były długie, chroniły aż po same stopy. Czasami nawet podciągała je wyżej, jakby z obawy przed zaplątaniem nóg i potknięciem się. Nie byłoby jej wtedy wstyd, nie czułaby się jak głupia, wiejska dziewica, ale po prostu mogłoby to źle o niej zaświadczyć. Panna Mars była święcie przekonana, że tylko w ich dziwnej, mieszanej zgrai, byli w stanie osiągnąć swój cel. Gdyby miała ruszyć w podróż tylko z Bjornem, zapewne zamarzliby szybko, albo napadłaby ich wataha wilków, a w dwójkę walka z licznym przeciwnikiem nigdy nie należała do wysoko przeżywalnych chwil, względem statystyk.
Elsa czytała wiele ksiąg, głównie z nudów, ale i ciekawości. Wiele na temat walk, często wcale nie naukowe, a jakieś bajkopisarstwo, gdzie jakiś - zapewne wychudzony i słaby - pisarz, snuł powieść o umięśnionych, silnych wojownikach, którzy stawali twarzą w twarz z najgroźniejszymi przeciwnikami, a same przeciwności losu smagały ich ostrym batem, rozrywając ludzką skórę i rozlewając krew, rozrzucając wyszarpane mięso. Była też historia o łuczniku, którego pożarł drewniany smok, ale ta książka wywołała w niej jedynie śmiech. Na szczęście kiedy dokładała do pieca w katedrze, dorzuciła i książkę, tak co by cieplej było.

Teraz brakowało jej ognia, brakowało tego przyjemnego ciepła bijącego z kominka, albo pieców kuchennych. Myśląc o nim zaczęła się zastanawiać, czy ta woda w bukłaku aby nie zamarznie, nim zdąży się jej napić przy wieczornym obozowisku. No i gdzie i jak go rozbiją? Ona nie potrafiła takich rzeczy...
Brnąc przed siebie uspokajała chaos myśli, które pozwalały zapomnieć jej o trudach podróży, która dopiero się rozpoczęła. Bliżej było do powrotu, niż celu, ale nie mogła się poddawać. Po awansie na Kapłana, musiała wykazać się determinacją, siłą i przede wszystkim wiarą. Magię znała już z ksiąg, musiała tylko poczekać, aż zostanie naznaczona mocą od samego Morra, że uzna on ją za godną przedstawicielkę jego rozprzestrzeniającej się i szanowanej wśród wszystkich religii, która w zaściankowych regionach wzbudzała więcej strachu, niż pokory.

Widok nagiej, zamarzniętej kobiety na samym środku śnieżnego puchu wzbudził w niej nutkę wątpliwości. Wyglądało to jak zasadzka, albo podrzucony przez boga trup, aby sprawdzić ile w stanie jest machać drewnianą dechą, ażeby pochować każde napotkane na swojej drodze zwłoki. Elsa nie zbliżyła się do kobiety, westchnęła jedynie głośno i wzrokiem powędrowała po śniegu, szukając jakichś śladów. Tych jednak nie było, co sugerowało, że ciało spadło "z nieba" - dosłownie chyba. Obserwując obiekt w bezruchu powędrowala wzrokiem za jej spojrzeniem, które zatrzymało się w miejscu, gdzie rozciągały się drzewa lasu, biegnąc daleko w jego ciemny głąb. Mara podeszła tam nikomu nic nie mówiąc i spojrzała w to samo miejsce, co ofiara. Patrzyła tak długo, ale prócz natury boru, nie dostrzegała tam nic.
- Pewnie zabrzmi to niedorzecznie, ale mam wrażenie, że w okolicy grasuje coś nietypowego - mruknęła cicho, nie wiedząc kto ją usłyszał, a kto nie. Przypominając sobie swój nocny koszmar, czuła się słabo. Wbijając zdobytą deskę w górkę śniegu, jęknęła wyraźnie i odwróciła wzrok wracając do Bjorna, o którego oparła się silnie. Stanęła na wprost niego, a jej czoło spoczęło na torsie mężczyzny, ręce wkradły się pod futro i pożyczały trochę ciepła. Nie interesowała się kobietą, póki krasnoludy sprawdzały jej stan,
- Pochowam ją, a wy jeśli chcecie, to idźcie przodem, najwyżej was dogonię. Nie chcielibyśmy, aby przy nocnym obozowaniu jej zwłoki ożyły i zaczęły nam machać radośnie prosząc o kawałek mięsa... - rzekła odrywając się od Zwiadowcy i leniwymi krokami poczęła iść w stronę krasnoludów badających ciało. Nie spieszyła się jednak, ponieważ ich tłuste cielska były jak zapora, wielki mur oddzielający ją, od zwłok.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 21-03-2016 o 13:50.
Nami jest offline  
Stary 22-03-2016, 17:02   #24
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Niewiele udało się wyczytać ze śladów znalezionych wokół przewróconego wozu i ciał. Niewiele - przynajmniej jeśli chodzi o tego, kto spowodował śmierć podróżnych. Ofiary były zaskoczone, właściwie się nie broniły. Do tego zawartość wozu wskazywała na to, że cenne przedmioty nie interesowały napastnika. Oznaczało to, że to nie rabusie dopadli tych tutaj. Podobnie same ciała i przewożona żywność - czyli nie były to głodne zwierzęta.

Pozostawała chyba tylko jedna możliwość - bestia lubująca się w zadawaniu śmierci. To sprawiało, że podczas dalszej drogi musieli mieć się na baczności. Ragnheiðrson jakoś nie żywił przekonania, że bestia po prostu czmychnie na widok dobrze uzbrojonej, ale nielicznej grupy wędrowców.

Niewiele więcej mógł zrobić, dlatego przejrzał jeszcze zawartość pakunków. Co prawda jakiś brodaty konus chapnął mięso, niuchając przy tym podejrzliwie czy aby nie zatrute, ale udało mu się ocalić przed nimi kilka butelek grzanego wina. Martwym się już nie przyda, a im podczas mroźnej nocy jak najbardziej.

Wreszcie ruszyli dalej, chociaż odniósł wrażenie, że brodatym pokurczom dzień cały mógłby zejść na dyskusje o tym, co dalej robić. Akurat zeszło się to z kolejnym powodem do opóźniania dalszego marszu, tym razem wprowadzonym przez jedyną w ich towarzystwie kobietę. Wulfgar był przekonany, że płytkie groby wykopane w śniegu nie zdołają powstrzymać dzikich zwierząt przed wykopaniem zwłok, ale nie zamierzał tracić czasu na przekonywanie do swojego punktu widzenia. Z pewną ciekawością obserwował, jak towarzyszący kobiecie Norsmen natychmiast spełnia każdą jej zachciankę. Dość powiedzieć, że było to raczej nietypowe zachowanie wśród pochodzących stąd wojowników. Może bladolica wiedźma rzuciła na niego jakiś urok?

Jedynie elf zachowywał się normalnie, ale może wydawało mu się tak dlatego, że dotąd żadnego tak naprawdę nie poznał. Skąd na bogów miał wiedzieć, jak zachowują się elfy? Może ten też był jakiś dziwny?

Koniec końców szczęśliwie zrezygnowali z pomysłów rozkładania obozu i mogli pokonać jeszcze kawałek drogi przed zmrokiem. To była chyba pierwsza dobra decyzja tego dnia.

Gdy tylko weszli pomiędzy pierwsze drzewa sosnowego lasu schodzącego z gór niemal do samego brzegu morza z zaciągniętego chmurami nieba zaczął padać śnieg tak gęsto, że widoczność spadła do zaledwie kilku kroków. Towarzyszący mu przenikliwy wiatr mroził każdy odkryty kawałek skóry, dlatego mężczyzna zaciągnął mocniej kaptur i osłonił twarz wełnianym kominem. Sama pogoda nie była w końcu taka zła - o wiele gorszym było uczucie czyjejś obecności na granicy pola widzenia. Czyżby bestia, która zabiła podróżnych zainteresowała się również nimi? Wydawało się, że coś przemyka gdzieś między drzewami właśnie wtedy, kiedy odwracali wzrok w inną stronę. Niepokój udzielił się wszystkim.

Wulfgar pamiętał, że zabici zostali zaskoczeni i błyskawicznie zamordowani. Dlatego jedna ręka ściskała imacz tarczy, a druga błądziła gdzieś w pobliżu rękojeści miecza spoczywającego w pochwie przy pasie. Jeśli nie mógł zapobiec atakowi, to przynajmniej mógł się na niego przygotować.

Nagle prowadzący ich karzeł zatrzymał się. Powodem okazała się kobieta leżąca w poprzek ścieżki. Brak ubrania i widocznych obrażeń był niepokojący. Mogła umrzeć z zimna, ale kto zmusiłby ją do biegania nago po lesie w czasie największych mrozów? Bandyci? Uprowadzili dziewkę, wykorzystali do zaspokojenia swoich chuci i porzucili nagą daleko od najbliższej osady? Jej ciało, przynajmniej z miejsca, w którym się znajdował, nie nosiło śladów przemocy. Dla pewności uczynił znak chroniący przed złem i postanowił nie zbliżać się do ciała. Jak przypuszczał, przejmujący się każdą cierpiącą istotą krasnoludowie (a przynajmniej ta trójka, bowiem wcześniej spotykał karły o zgoła odmiennych charakterach) podejdą sprawdzić, czy kobiecie nie można jakoś pomóc. Sam uważał takie zachowanie za bardzo ryzykowne, ale w końcu to nie on ryzykował.

Czekając na wynik oględzin wpatrywał się w otaczający ich las szukając oznak ruchu i będąc gotowym do dobycia broni. Jakoś dużo dziwnych zdarzeń jak na jeden dzień - najpierw cudownie ocalone dziecko, teraz ta kobieta. To nie było zwyczajne. Z pewnością nie było...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 22-03-2016, 17:17   #25
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Ciężko czasem było rozmawiać z Thorinem. Potrafił gadać na około, przedstawiać swoje racje i wygłaszać długie wypowiedzi na setki sposobów argumentujące jego stanowisko. Dlatego swego czasu Galeb usadził medyka na ziemię, mówiąc mu że nie nadaje się na kowala run. Był zbyt rozproszony - brakowało mu skupienia na jednej rzeczy. Pomimo tego runarz bacznie obserwował towarzysza. Kto wie czy podróże nie zmienią umysłu Alriksona w odpowiedni sposób. Póki co się jednak na to nie zanosiło. Ciężko czasem było Thorina słuchać, ale był jeden niezbywalny argument, który wykluczał gniewanie się na niego. Był medykiem. I od jego starań zależało ich życie... i wielokrotnie tylko dzięki błogosławieństwu Valayi jakie według Galeba spoczywało na thorinowych dłoniach i umyśle pozwalały im wychodzić cało z nawet najcięższych ran.
Świadomość tego zwiększała znacząco kredyt cierpliwości wobec Thorina. Runiarz był przekonany, że zawracanie jest bez sensu - zbyt duża strata, natomiast dziecko tak czy tak będzie musiało być w podróży... tylko tego brakowało, aby umarło niesione przez pojedynczego śmiałka do osady... albo w połowie drogi do niej całej drużyny. Dla małej - trud skończony. Dla wyprawy - frustracja i cios w morale.


***

Przejmując owinięte dziecko Galeb intensywnie zastanawiał się nad naturą tego co widzieli. Kyan miał wiele racji w swoich spostrzeżeniach. Morderstwa zostały dokonane bestialsko, ale jednocześnie z wielką precyzją, nie pozostawiając wskazówek czyja to sprawka. Zastanawiało go to ciągle kiedy szli przez las. Teraz natrafili na ciało kobiety. Nie wyglądało na to, aby ktoś ją zamordował. Czemu była naga? Pozostawiono ją tak tutaj, czy sama tu przywędrowała? Kim była? Czy miała związek z wozem i jego pasażerami?

Wiele myśli się kotłowało w głowie Galeba. Ostrożnie rozchylił koc, w który zawinięta była dziewczynka, tak aby w razie czego móc chwycić za młot. Również podejrzewał zamieszanie w sytuacje istot nadprzyrodzonych. Jego zmysł związany z magią czasem mu podpowiadał różne rzeczy, ale działo się to tak wybiórczo, że ciężko było na nim polegać.

- Ślady... ślady... - mamrotał pod nosem.

Wszystko było dziwne, a on zastanawiał się jak mógłby uchwycić całą sprawę. Rozglądał się uważnie po okolicy, aż jego wzrok natrafił na Bjorna i Wulfgara. Byli Norsmenami, a to była ich kraina... a gdyby.

- Hmm... ci wasi... skaldowie i wróżowie nie gadają może o jakiś duchach czy potworach, które by takie rzeczy odczyniały? - zapytał w końcu Norsmenów.

Odnośnie tego wszystkiego Galeb miał bardzo złe przeczucia. Nie cierpiał nadprzyrodzonych rzeczy. Raz w Azul miał z czymś takim do czynienia. Zmiennokształtna istota czymkolwiek nie była podszyła się pod kapłana. Jakże to wygodne było... w społeczeństwie krasnoludów kasta duchowieństwa była prawie nietykalna i zawsze... lojalna Bogom Przodkom. Kto by podejrzewał że coś może być nie tak? Ano nikt. Tylko oni...
 
Stalowy jest offline  
Stary 22-03-2016, 18:20   #26
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Skrzypienie śniegu i świst wiatru były jednymi z niewielu odgłosów niosących się po okolicy. Pokryty białym puchem świat stawał się coraz mniej gościnny z każdą kolejną mijającą godziną, a zmęczenie dawało się we znaki. Nie, Bjorn o siebie się nie martwił, ale o Elsę. W przeciwieństwie do niego ta kobieta była przyzwyczajona do spokojnego klimatu południa, a w Norsce każda minuta w terenie jest walką o przeżycie.

Bo jeśli jesteś słaby, to umierasz. Prawo natury - jak to ładnie określał jego ojciec.

Skupiał się głównie na drodze, jednak kątem oka obserwował każdego członka wyprawy. Wciąż dziwnym mu się wydawało, że podjęli się wyprawy z nim i kapłanką, choć widzieli ich pierwszy raz na oczy... Ale może to z powodu idącej u jego boku Morytki.
Spojrzał wpierw na trójkę krasnoludów, bowiem to oni przesłaniali najwięcej jego pola widzenia. Biorąc pod uwagę opaski z runami o nieznanym mu znaczeniu oraz wzajemne zaufanie podejrzewał, że mieli już za sobą kilka przeżyć, o czym mogły świadczyć bandarze na twarzy jednego z nich.
Albo miał ta szpetną mordę, że bał się ją pokazywać.
Te krasnoludy przynajmniej należały do takich, co pomagają. Zabawne.

Elf nie był zbyt gadatliwy. Włóczył się za nimi jak zmaterializowany duch gotowy do cięcia czegoś swą bronią. A choć osobniki tej rasy bywają wyniosłe, przyjacielkie lub milczące, zależnie od tego jaki mają humor, to jednego nie mógł im odmówić inteligencji, bystrego wzroku i wyczulonego słuchu. Co ciekawe - żadnego nie spotkał wśród imperialnych zwiadowców. Być może to z powodu ich nie do końca jasnego sposobu wysławiania się?
On tam nie wiedział.

Na koniec Nors. Typowy reprezentant północnego ludu, ewidentnie zaznajomiony z okolicą. Biorąc pod uwagę jego ekwipunek - zapewne całkiem uzdolniony wojownik, ale pozory mogą mylić. Widywał już takich, co nosili mnóstwo broni przy sobie, a nie umieli nawet trafić pniaka toporkiem. Dość typowe.
Ten sprawiał jednak zgoła inne wrażenie i miał nadzieję, że wcale się nie myli. Podejrzewał, że jego pomoc okaże się nieoceniona, kiedy dojdzie do walki z czymś, co pomordowało rodzinę znalezionej przy wozie dziewczynki.

I po jakimś czasie zaczęło sypać śniegiem całkowicie ograniczając widoczność. Bjorn zaklął pod nosem. Choć wiatr ustał, to mieli nikłe szanse na dostrzeżenie jakiegokolwiek przeciwnika. Po chwili Kyan zatrzymał całą grupę.
Bjorn potrafił zrozumieć fakt cudownie uratowanej dziewczynki, ale naga kobieta na śniegu... One raczej nie spadają z niebios, a przynajmniej nie bez skrzydeł. W jego sercu obudził się jakiś zabobonny lęk, którego wyzbył się dawno temu. Nie potrafił go wyjaśnić. Tak jakby jakiś dawno zapomniany strzęp jakiejś historii opowiedzianej w starym domu wrócił mu do głowy i nękał jego myśli. Pierwszy raz w trakcie tej podróży zadał sobie pytanie: co tu się dzieje?

Z rozmyślań wyrwał go nacisk ciała Elsy i jej zimna dłoń. Popatrzył na nią powoli wracając do rzeczywistości, nie chcąc nawet wiedzieć, jaką miał minę, kiedy patrzył na zamarznięte truchło. Nie musiał jej odpowiadać na słowa, które rzuciła odrywając się od niego. Wiedziała, że Bjorn z nią zostanie. Nors poszedł zaraz za nią, ale w zupełnie innym celu.

Wiedząc że łuk nie jest zbyt skuteczny przy ograniczonej widoczności, postanowił dobyć swojego toporka bojowego zawsze gotowego na wszelkie wyzwania, jakie mu rzuci jego właściciel. Krążył dookoła grupy szukając jakichkolwiek śladów, które powinny być widoczne jak na dłoni.
Znalazł figę z makiem, jak to jego zmarła żona raczyła w okreslonych sytuacjach mówić na "nic. Wzdychając głośno stanął przy nagiej kobiecie z pełnym podejrzliwości spojrzeniem. Chyba tylko siłą woli powstrzymywał się, by na wszelki wypadek nie odrąbać jej głowy. Coś chodziło mu po głowie, kiedy to jeden z krasnoludów zadał pytanie. Zmarszczył brwi zastanawiając się nad czymś, ale pokręcił głową.
- Nic konkretnego. Ta gadanina jest wypełniona wszelkimi rodzajami duchów, jakichś opętań czy bogowie raczą jeszcze wiedzieć czym - wzruszył ramionami, aby podkreślić że ewidentnie nic konkretnego nie kojarzy.

Decyzję o tym, co z nią zrobić, pozostawił kapłance. W sprawach tej natury wiedziała znacznie więcej, niż ktokolwiek inny zebrany w tym miejscu, chociaż nie mógł rzec, iż nie miał własnego zdania na ten temat.
Złe przeczucie z chwili za chwilę się nasilało. W kościach czuł, że zaraz się coś stanie. Miał nadzieję, że to tylko przewrażliwienie.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 22-03-2016, 19:28   #27
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Śnieg sypał coraz intensywniej, gdy Kyan i Thorin podeszli do leżącego w białym puchu nieruchomego ciała. Weteran szturchnął kobietę głownią młota, lecz nic się nie wydarzyło. Nie zauważył też, by oddychała. Za zasłoną drzew nie dojrzeli również niczego niezwykłego, w co wpatrywała się nieobecnymi oczyma. Dopiero gdy Thorin pochylił się, by przekręcić ją na plecy, stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewali.

Kobieta zerwała się nagle z kocią zwinnością, a jej przemiana była niemal natychmiastowa. Palce stóp i dłoni zastąpiły pazury, a z pleców w mig wyrosły potężne skrzydła. Twarz wykrzywił paskudny grymas, gdy obnażyła długie i ostre siekacze. To był moment. Dwa uderzenia serca. Thorin zdołał unieść tarczę, by obronić się przed atakiem szponami, lecz udało mu się to jedynie połowicznie. Uderzenie ześliznęło się częściowo po drewnie oraz okuciu i doszło hełmu. Usłyszał nieprzyjemny zgrzyt, a po chwili instynktownie spuścił swój topór, odrąbując bestii przedramię tuż przy łokciu. Kobieta wrzasnęła rozdzierająco i pchnęła zdrową ręką Kyana, który - równie zaskoczony obrotem spraw - ledwo co zdążył odwrócić głowę od drzew. Thravarsson zatoczył się i w innych okolicznościach pewnie złapałby równowagę, ale śnieg niczego w tej sytuacji nie ułatwiał - weteran wyrżnął ciężko plecami o glebę i wiedział, że chwilę mu zajmie, nim zbierze się do pionu.

Poczwara natomiast odskoczyła od Thorina i z przeciągłym skrzekiem, który nieprzyjemną wibracją wgryzał się w ich uszy wzbiła się w powietrze, podnosząc tumany śniegu. Na wysokości koron drzew zatoczyła łuk i z wyrzuconymi przed siebie szponami zniżała się do ataku z diabelską prędkością. Ochroniarz stanął jak wryty, widząc, że odrąbane przez niego przedramię... zdążyło się w kilka chwil zregenerować! Z paskudnym grymasem wymalowanym na twarzy, maszkara spadała wprost na Alriksona.


Pozostawieni z tyłu kompani nie mieli lepiej, gdyż zza zasłony drzew wypadły na nich kolejne dwie poczwary, zapewne siostrzyczki tej pierwszej. Wszystko działo się tak szybko i przy pełnym zaskoczeniu, że podróżnicy nie zdołali zrobić za wiele. Pierwsza z bestii wpadła najpierw w Elsę, odrzucając ją uderzeniem skrzydła w śnieg, a moment później przejechała pazurami po policzku Norsa i przy okazji pociągnęła go za kaptur, podrywając nieco nad ziemię i ciskając o zaspę śniegu nieopodal. Sokół poczuł pieczenie po prawej stronie twarzy, a gdy dotknął tego miejsca, jego rękawiczka zabarwiła się na czerwono. Wciąż próbował ustabilizować oddech po spotkaniu z zimnym podłożem. Czymkolwiek były te stwory, miały sporo siły.

Kolejna z maszkar przeleciała tuż obok Wulfgara dobywającego miecza, zupełnie go ignorując i chwyciła za bary Galeba, który wypuścił dziewczynkę w śnieg razem ze swoim młotem, którego nie zdążył dobrze dobyć, przez co broń po prostu wyślizgnęła mu się z dłoni. Bestia z dużą prędkością zatoczyła łuk i wypuściła krasnoluda ze swych objęć, a ten przeleciał ze dwa metry w powietrzu i uderzył plecami o solidny, gruby pień świerku rosnącego przy drodze. Na moment zaparło mu dech, a mimo skórzni i grubej warstwy ubrań, poczuł przeszywający ból biegnący wzdłuż kręgosłupa. Zwalił się ciężko w śnieg, a kolejna jego warstwa spadająca z konarów niemal przykryła go po czubek głowy. Przynajmniej mógł się cieszyć, że nie jest połamany - w obecnych warunkach to byłaby śmierć.

To jednak nie był koniec. Dwie maszkary zawróciły w powietrzu i zaczęły z niebywałą prędkością pikować w dół, wprost na zbierającą się w sobie Elsę i podnoszącego się na nogi Sokoła. Wulfgar i Weddien, którzy dziwnym sposobem zostali pominięci przy tym ataku, byli zaledwie kilka kroków od obojga, natomiast Galeb już wygrzebywał się ze śniegu przy drzewie, mając na oku swoją broń, leżącą jakieś pięć metrów dalej, tuż obok zawiniątka z dziewczynką.
Nie pozostało im nic innego, jak bić się o swoje życie.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 22-03-2016, 22:49   #28
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
W jednej chwili zagadka braku śladów została wyjaśniona... Istoty rodem z legend spadły na nich z iście demoniczną furią. Mimo świetnego refleksu, przyszło mu tylko biernie obserwować poczynania bestii. Łopot skrzydeł hipnotyzował, a wykrzywione twarze miały w sobie zimny urok bliskiej śmierci, tak charakterystyczny dla tej, srogiej krainy...

Nie uszło jego uwadze, że pierwsze ataki nie były chaotyczne, acz dobrze przemyślane. Ich celem byli przede wszystkim krasnoludzcy wojownicy. Weddien domyślał się powodów. Znakomicie uzbrojeni stanowili o sile ich drużyny, zaś co ważniejsze: posiadali zawiniątko, niezwykle pożądane przez poczwary...

- Pomóż dziewczynie!- rzucił sykliwie w stronę Norsa. Sam natomiast ocenił odległość od jej towarzysza niezdarnie podnoszącego się ze śniegu. Nacierająca harpia była skupiona na, wydawałoby się, bezbronnym celu. Elf zamierzał to wykorzystać i doskoczył z uniesionym mieczem, czekając aż znajdzie się ona w jego zasięgu. Gdyby jednak maszkara zdołała zmienić kierunek ataku, zamierzał unikać jej szponiastych pazurów...
 
Deszatie jest offline  
Stary 22-03-2016, 22:54   #29
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Job twoja... - tyle tylko wydostało się z ust Galeba, kiedy jędzowaty skrzydlaty babsztyl poderwał go z ziemi.

Bum. Walnięcie w drzewo, zasypanie śniegiem, ból w krzyżu. Runiarz czym prędzej się odgrzebał.

W końcu Norska postanowiła pokazać im swoje paskudniejsze oblicze. Galebowi bardzo się to oblicze nie podobało. Teraz mieli wyjaśnienie czemu nie było żadnych śladów. Istoty żywo przypominały harpie z opowieści różnych bajarzy...

Potrząsając łbem krasnolud wyrwał do przodu ku swojej broni. Nie było czasu na myślenie o pierdołach. Trzeba było się postarać, aby te stwory użyźniły ziemię, a nie oni.

Całkiem dobry do użyźniania był... popiół.

W biegu ściągnął tarczę z pleców i chwycił ją w lewą dłoń, unosząc wysoko. Jeszcze tylko dwa kroki... Dłoń sama wędrowała ku orężowi, który już zaczął swoim ciepłem roztapiać leżący pod nim śnieg. Młot wołał do niego. Magiczny symbol wyryty w głowni prosił o uwolnienie mocy. Błagał o możliwość wzięcia udziału w walce.

Runiarz to życzenie spełnił.

Kiedy palce Galeba zacisnęły się na trzonku młota, runiczny znak, który dotąd pozostawał uśpiony zaczął się jarzyć ciepłą pomarańczową barwą. Od znaku, jakby broń została zanurzona w łatwopalnej substancji, zaczął się rozchodzić płomień obejmując cały obuch. Ogień przeszedł na trzon młota, liżąc dłoń właściciela, jednak jej nie raniąc. Metal zaczął z wolna zmieniać barwę na typową czerwień rozgrzanego w piecu kowalskim żelaza.


W głębi wizjerów galebowego hełmu pojawiły się złowieszcze ogniki, jakby w odpowiedzi na moc uwolnioną z runy. Stanął szeroko na nogach gotując się do odparcia ataku. Oczy bacznie śledziły atakujące ich stworzenia.

Nie było sensu biegać za pseudo-harpiami. Lepiej było wyczekać moment i uderzyć atakiem wyprzedzającym. Bestie były najbardziej podatne na uderzenia, kiedy przechodziły do ataku... Na szczęście miał tarcze, która spokojnie powinna wytrzymać starcie ze szponami.

Był tylko jeden problem.

Zawiniątko z dzieciakiem.

Cholera wie czy w ogniu walki któreś z monstrów nie porwie bachora. Krasnolud póki co stał przy dziewczynce, ale co dalej...?

- Stawać jeden przy drugim! Nie walczyć w pojedynkę! Elsa, wycofuj się w moim kierunku! - huknął złowieszczo krasnolud, a jego głos brzmiał niczym buchnięcie z pieca - Upierdolić monstrom łby!
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 23-03-2016 o 11:10.
Stalowy jest offline  
Stary 23-03-2016, 00:10   #30
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Podkład muzyczny:
https://www.youtube.com/watch?v=aKQTWq6ZbTc


Kyan tak bacznie przewiercał wzrokiem linię drzew, iż o mały włos prawie przegapił własną śmierć. Co, jak co ale od strony zmarzniętego truchła nie spodziewał się ataku. Gdy do jego uszu dotarł zgrzyt, a tuż za nim mroczny skowyt, kątem oka dostrzegł wystrzelone w jego stronę szpony. Odchylił się instynktownie wydąwszy wargi z oburzeniem, a jego oczy zdradzały skrajne zdziwienie i zaskoczenie, gdy łapsko pchnęło go bezczelnie wywracając plecami w biały puch. Wyłożyła opancerzonego krasnoluda z wysiłkiem porównywalnym do tego jaki wkłada Troll strzepując upierdliwego gza z dupy.
Wóz z węglem się wykoleił… a że śnieg był w tym miejscu głęboki biedny Kyan zatonął w nim po same jaja, jedynym zdrajcą jego przedwczesnego pochówku była wystająca z zaspy głownia młota bojowego ciągle niestrudzenie dzierżona.
Po zażartej walce w zaspie udało się krasnoludowi wygramolić do pozycji siedzącej, jego hełm, lico i broda całe były obklejone w mokry zbitym śniegu. Siedząc ryknął wściekle dudniącym głosem rozjuszony, rzucił głową na boki zrzucając grubą warstwę białego puchu.

– ZAMKNIJ RYJ ! I PRZESTAŃ ZAWODZIĆ SUKO!... THORIN!!! UTRZYMAJ JĄ TYĆKĘ! – ryknął, gdy stał już twardo na dwóch nogach

Po tych słowach krasnolud wyjął pełną oleju lampę, rozpaliwszy ją, ustawił na największy płomień z możliwych. Obwiązał mocno głownie młota szmatami i lekko lunął z lampy na nie podpalając. Trzymając w lewicy młot, a w prawicy lampę był gotów na pieczyste nietoperki…

- TAŚ...!!! ...TAŚ...!!!... SUKO !!! - zarechotał złowieszczo

Wykorzystując moment walki, jaką Thorin toczył z tym ścierwem, wyczekując odpowiedniego momentu zamierzał wykurwić jej lampą i zrobić z niej żywą pochodnię.

– Upiekę sukę… gdy ryknę odstąp – rzucił w khazalidzie do przyjaciela

Jednak, jeśli jakimś mrocznym plugawym podstępem by wyżyła, mimo ataków obu dawi.
Ustawiwszy się plecami do Thorina dobył tarczy, ochraniali swoje plecy,a w razie potrzeby w chwilę mogli stanąc tarcza w tarczę i przyjąć atak nawzajem się wspierając, gdy sucz nawracała pikując na nich. Kyan zamierzał wyprzedzać jej powietrzne szarże, gdyż wątpił iż przyjmie otwartą walkę, bo wtedy Kyan uderzył na nią z całą mocą...
Musieli szybko ją ujebać by wesprzeć swych kamratów...
 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock
PanDwarf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172