Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z dziaÅ‚u Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2016, 00:13   #1
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
[Warhammer2] Krzyżowcy

Podróż z Couronne upłynęła oficerom na planowaniu ataku na flagowym statku króla Louisa, a pozostałym rycerzom i żołnierzom na przygotowywaniu rynsztunku i modlitwą. Flota krzyżowców liczyła tyle statków, że zakrywały one horyzont, a na ich pokładach armia dwudziestu tysięcy szlachetnych oraz zwykłych wojowników czekała na koniec podróży. W końcu zobaczyli brzegi Estalii, na zachodzie majaczyły mury Barbozy, za nią, daleko poza zasięgiem wzroku leżało Bilbali, jednak wiedzieli o tym jedynie ci bardziej oczytani. Celem tej potężnej krzyżowej floty było niepozorne Alquezaro, które choć nie miało wielkiego strategicznego znaczenia, zostało wybrane przez Louisa na miejsce połączenia się z jego bratem Godfreyem. Godfrey z Aquitaine rozpoczął walkę na początku lata i mógł się pochwalić pasmem sukcesów. Alquezaro wybrano na miejsce spotkania obydwóch potężnych krzyżowych armii głównie dla tego, że jego garnizon nie był zbyt liczny, Louis był przekonany że armie krzyżowców atakujący z lądu i z morza zdobędą niewielkie miasto w jedną noc.

Gerhard von Scholberg
Dzień przed atakiem król bretonów wezwał Cię do siebie. Louis wydał Ci się bardzo mądry mimo swego młodego wieku, a energia jaką do tej pory wykazywał podczas narad z oficerami, w tym z tobą, oraz okazjonalnych przemów do armii budowała morale za każdym razem gdy się odzywał. Tym razem jednak jego energię przyciemnił jakiś całun smutku, może nawet strachu.
: Mistrzu Scholberg wiem, że nie mieliśmy do tej pory okazji porozmawiać, ale przytłoczył mnie ogrom spraw związanych z naszą wyprawą.
Król powiedział z lekkim uśmiechem witając Cię, sam odpowiedziałeś na uprzejmości gospodarza tak jak dyktuje etykieta.
: Nie zawezwałem Cię tu jednak by żalić się na to jak ciężko jest być królem. Doszły mnie pewne wieści, niepokojące wieści na które jednak ty i twój zakon możecie coś poradzić. Zapewne nigdy nie byłeś w Alquzaro, dla mnie to też będzie pierwszy raz. Na obrzeżach miasta leży bardzo stary klasztor córek świętej Franczeski, to zakon Shallyi. Na terenie klasztoru znajduje się równie stary cmentarz, w którym chowano zmarłych jeszcze w czasach imperium Remańskiego, obawiam się że ci przeklęci heretycy będą chcieli naruszyć spokój zmarłych by Ci zasilili szeregi ich mizernego garnizonu. Mistrzu Scholberg powierzam Ci misję zabezpieczenia cmentarza oraz klasztoru.
Louis pożegnał Cię, gdy skończył mówić o szczegółach misji. Pozostało Ci przygotować swoich ludzi i czekać aż łódź zabierze was na brzeg.

W końcu nadszedł wyczekiwany dzień, a raczej wieczór, gdyż król zaplanował atak na noc. W czasie gdy statki krzyżowców zbliżały się do portu i murów morskich miasta jedna z mniejszych łodzi obrała kurs na plażę z dala od głównej walki. Razem z ludźmi wyszliście na brzeg, było was jednak o jednego więcej niż planowaliście. Na prośbę matki Petrycji, król przydzielił do was na tą misję jakiegoś mikrego młokosa. Nie powiedziano Ci za wiele. Nie wiedziałeś czemu, po co, ani nawet dlaczego. Król Louis wyraził się jednak jasno, ciemnowłosy młodzieniec miał dotrzeć do klasztoru w jednym kawałku. Ubrani w ciężkie pancerze powoli sunęliście przez piach. Po swojej prawej zobaczyłeś mur miejski, natomiast po lewej, na wzgórzu stał klasztor z wysoką wieżą. Biła od niego jakaś złowieszcza energia.
: Zostało niewiele czasu.
Brat Albert powiedział patrząc na chmury kłębiące się nad klasztorem. Ciemnoszare obłoki powoli zaczęły krążyć wokół wieży klasztoru. Zaprawdę czasu było niewiele.

Ulryk von Varosverg
Ty i twoi ludzie zostaliście wybrali przez króla Louisa na jego osobistą straż podczas ataku. Wiedziałeś, że będzie to oznaczało czekanie na tyłach, aż mniej elitarne jednostki skończą przecierać szlak dla bogatej szlachty. Zawsze tak było. Król bretonów nie miał powodu by wyściubiać dupę z bezpiecznych tyłów. Morale były wysokie, a bitwa łatwa. Tym większym zaskoczeniem było gdy król oświadczył, że osobiście poprowadzi ludzi do walki z pierwszej linii.

Trzeba przyznać, że król Bretonii dobrze to sobie wymyślił. Część statków została wyposażona w trebuchety, bardzo zmyślne katapulty, inne ciągnęły za sobą barki na których spoczywały wieże oblężnicze, które w trakcie natarcie były pchane aż pod mury miejskie. W sumie takich wież było ponad dwadzieścia, każda ustawiona co około dwieście metrów. Razem z Louisem stałeś na szczycie jednej z nich, gdy królewski "holownik" umieszczał was na pozycji. Hałas metalu, uderzeń kamiennych pocisków o mury Alquezaro czy krzyki obrońców, to wszystko nagle ucichło, gdy król zaczął przemawiać.
: Dobrzy mieszkańcy Starego Świata.
ZaczÄ…Å‚.
: Wiecie świetnie dlaczego tu jesteśmy i kim są nasi przeciwnicy! Wiecie dobrze, że naszym świętym obowiązkiem jest wybić tych heretyków i oddać Estalię jej prawowitym właścicielom! Nie wiecie jednak, że już wygraliście tą bitwę i że już zdobyliście to miasto! Tak! To miasto stało się wasze, gdy tylko zobaczyliście je na horyzoncie, teraz waszym obowiązkiem jest je jedynie posprzątać z tego heretyckiego śmiecia! Wznieście więc miecze i proście bogów by pomogli wam zwyciężyć ten nieporządek! Teraz idźcie i pokażcie tym pustynnym psom jakimi gospodarzami są Staro Światowcy!
Niemalże w tej samej chwili poczułeś wstrząs. Byliście na miejscu. Wieża przytuliła mur. Jeden z wojaków uciął toporem grubą linę trzymającą wrota, a te w odpowiedzi opadły z łomotem któremu wtórował krzyk paru przygniecionych ich ciężarem arabów. Broń mieliście w dłoniach, Zweihandlery powiewały lekko jak słoneczniki na wietrze. Czekaliście tylko na rozkaz.
: Attaque!
Wyrwało się z piersi króla, gdy ruszył do natarcia. Powtórzyłeś rozkaz, a dwudziestu dziewięciu chłopa podążyło za bretończykiem. Za wami szli inni, nie mniej walczeni, ale oni nie mieli znaczeni. Nie patrzyłeś w tył. Wróg był przed wami.

Reinhard von Galten
I oto byłeś. Jeden z wielu jak kropla w morzu stali. Było to w pewien sposób pocieszające. Jeśli miałbyś zginąć, to statystycznie były na to niewielkie szanse. To jednak była wojna, a na tych zawsze ktoś ginął. Trafiłeś do czwartej kompanii zbrojnych. Składała się ona głównie z pomniejszej Imperialnej szlachty, a dowodził nią z tego co słyszałeś doświadczony oficer, Otto von Ritter. Siwiejący już Ritter stał w pierwszym szeregu, ty też miałeś tego pecha, a może szczęście? Może Ritter nie bez powodu Cię tam postawił, a może to jednak pech? Pokrzepił Cię widok kapłana stojącego dwóch ludzi dalej, od razu poznałeś, że to Ulrykanin po wielkim młocie jaki dzierżył i medalionie wilka, który ucałował. Ritter nie bawił się w płomienne przemowy przed bitwą na chwilę odwrócił się tylko do oddziału i powiedział.
: Słuchajcie no paniczyki! To jest wojna! Na wojnie panują trzy zasady! Po pierwsze nie srać w gacie! Po drugie zabijać wrogów i po kurwa trzecie nie ginąć!
Poczułeś potężny wstrząs, gdy wieża oparła się o mur. Przez pewien moment miałeś dziwne uczucie gdzieś w okolicach jaj. Strach? Podniecenie? Oba? Nie byłeś pewien. Ritter ciął linę trzymającą wrota, a te padły z hukiem.
: Za wiarÄ™!
KrzyknÄ…Å‚ oficer.

Garion Dagenhoff
Nadzieja. Tak, mimo wszystko była jakaś nadzieja, że jeśli przeżyjesz te noc to spotkasz się z bratem. Strach. Tak, mimo wszystko był jakiś strach, że twój młodszy braciszek może nocy nie przeżyć. Wszystko to zmieszane było jak pot i łzy, choć w tej ciasnej wieży oblężniczej pot był w znacznej przewadze. Trafiłeś do czwartej kompanii zbrojnych której dowodził niejaki Otto von Ritter. Gdzieś z boku usłyszałeś ciche modły jednego ze zbrojnych.
: Myrmidio, pani daj mi siły bym zwyciężył.
Sam również postanowiłeś się pomodlić. Wypowiedziałeś szeptem formułkę bo wilczego boga po czym ucałowałeś medalion dyndający Ci na szyi.
Nagle po swojej prawej zobaczyłeś jak von Ritter odwraca się i zaczyna dość prostą, acz skuteczną przemowę.
: Słuchajcie no paniczyki! To jest wojna! Na wojnie panują trzy zasady! Po pierwsze nie srać w gacie! Po drugie zabijać wrogów i po kurwa trzecie nie ginąć!
Mądre słowa, pomyślałeś po czym chwyciłeś pewniej młot.
Ritter ciął linę trzymającą wrota, a te padły z hukiem.
: Za wiarÄ™!
KrzyknÄ…Å‚ oficer.

Magnus Horn
Miałeś wiele okazji by poznać działanie morze na ciała "szczurów lądowych" podczas podróży z Couronne. Miałeś też okazje poznać działanie morza na własne ciało. Nie spodziewałeś się jednak, że ktoś z ważnych i wpływowych uzna, że warto abyś poznał linię frontu z blisko, no bo i po co? A jednak. Matka Petrycja dokonała wszelkich starań byś ruszył z krukami za linię wroga. Petrycja była bardzo dokładna w tym czego od Ciebie oczekuje, gdy zawezwała Cię do siebie trzy dni temu.
: Drogi Magnusie mam dla Ciebie zadanie najwyższej wagi.
Powiedziała spoglądając na Ciebie swoimi zmęczonymi oczami.
: Chciałabym abyś udał się z mistrzem Gerhardem von Scholberg do klasztoru Franczeskanek w Alquezaro. Zadaniem mistrza Gerharda będzie zabezpieczenie cmentarza przy klasztorze, ty jednak będziesz miał znacznie ważniejsze zadanie. W katakumbach klasztoru znajduje się grobowiec świętej Franczeski. Wewnątrz grobowca ukryto starożytny almanach. Musisz go zabezpieczyć przed heretykami i przynieść do mnie.

Trzy dni minęły i oto stałeś na piasku Estalii pod ciemniejącym niebem. Kruki patrzyły na klasztor, mówili coś o końcu czasu. Posępne hełmy nie były zadowolone z twojej obecności. Zamiast Ciebie mogli mieć kolejnego zbrojnego.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 08-05-2016 o 20:32.
Baird jest offline  
Stary 25-04-2016, 13:25   #2
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Bitwa się rozpoczynała. Na mury miasta rzuciła się armia krzyżowców.

Patrząc na klasztor uznałem, że puszczę najpierw kogoś kto sprawdzi teren.
- Sierżancie.- Podszedł do mnie bez ociągania Rolf.
-Bierz swoich ludzi i sprawdzić mi, którędy najwygodniej i niepostrzeżenie dostać się pod klasztor.- Rozkazałem pokazując na budowlę na wzgórzu.
Sierżant kiwnął głową na swoich i ruszyli żwawo przodem.
-Dowiedz się też jak obsadziły te psy święty przybytek.- Dodałem kiedy zaczął się oddalać.
Popatrzyłem na podkomendnych. Wszyscy znali swoje miejsce. Bracia duchowni znali się też nie najgorzej na walce. Widziałem z resztą Brata Alberta jak walczy jeszcze w Sylwani. Mój wzrok spoczął na młodziku przydzielonym przez Matkę Petrycję.
-Helmut.- Wezwałem patrząc ciągle na Magnusa Horna.
-Tak Mistrzu?- Usłyszałem po lewej.
-Odpowiadasz za bezpieczeństwo pana Magnusa.- Rzuciłem rozkaz i zwróciłem się przodem do wzgórza.
-Tak jest Panie.- Potwierdził przyjęcie rozkazu nominalny sztandarowy zakonu.
Ruszyłem wraz z ludźmi ku celowi, który jak zauważył Brat Albert był zasnuty już nadchodzącym mrokiem. Czułem jak coś złego emanuje z klasztoru. Moje przypuszczenia tylko potwierdził Wybraniec Mora. Szedłem pierwszy. Za mną mój giermek Lothar. Po prawej Gunter i Martin a Edmund i Hans po lewej ze swoimi giermkami. Albert szedł za mną mając już wcześniej polecenie dbać o bezpieczeństwo Naszych braci duchowych. Natomiast Helmut z giermkiem i panem Hornem szli na końcu.
Wiedziałem, że moi ludzie są gotowi na wszystko a i braciszkowie mieli doświadczenie.
Postanowiłem zejść z plaży bo piach nie dość, że utrudniał marsz i męczył to i widoczni byliśmy ponad miarę.
Prowadziłem tych ludzi w świętym przekonaniu, że Morr się dziś o nich nie upomni tylko o przeklęte po trzykroć dusze zaprzedane Emirowi i siłom jemu pomocnym.

Kostnica
Kostnica
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 27-04-2016 o 10:09. Powód: Wyniki rzutu kośćmi
Hakon jest offline  
Stary 26-04-2016, 20:10   #3
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Wyskoczyłem krok przed siebie i zakręciłem młyńca ogromnym dwuręcznym mieczem. Wstrząsała mną adrenalina. Paliłem się do bitki, od dłuższego czasu.
: Czterech z was, osłaniać króla! Reszta, formować ławę! Bij, zabij! - wrzasnąłem.
Kompania uformowała się w szyk. Parła naprzód. Wróg się zbliżał.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 26-04-2016, 20:35   #4
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Należy iść za głosem bogów, powtarzał zawsze ojciec Sklavius podczas okresu próbnego w Vis Coelestis. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że coś z tych jego "wykładów", których większość z nas używała jako wymówki do dyskretnej drzemki, zostało mi w głowie. I nie dość, że zostało, to pozwalało uspokoić rozbiegane przed bitwą myśli. Bo skoro idę za głosem bogów, to sławę i bogactwo zdobęde przy okazji i w godny sposób. Nie mam w sobie niskich pobudek.

Czas podróży statkiem nie dawał zbyt wielu okazji do refleksji. Dwa konie, pełny ekwipunek, brak giermka – w efekcie cały czas było coś do roboty. Nie mówiąc o tym, że pobudzający do "karmienia ryb" odór pełnego ludzi i zwierząt statku przez pierwsze dni dawał mi inne zajęcie.
Szlachetni panowie z czwartej kompanii mieli podobnie mi historie. Trzeci i czwarci synowie, herby z belką bastarda, dziedzice dumnych historii podupadłych rodów, raubritterzy o zaszczutych obliczach, nie mogący jeszcze uwierzyć, że listy gończe za nimi zostały na stałym lądzie. A z drugiej strony nuworysze, których dziadkowie pędzili żywot pospólstwa, chcący czynem legitymizować nadanie szlachectwa ojcu, wieczni giermkowie, szukający swych ostróg poza politycznymi układami, i łże-rycerze, kopijnicy i szlachta, których szlachetne pochodzenie mogłoby zostać poddane rewizji przez dysponujących zbyt dużą ilością czasu i pieniędzy heraldyków. Ciekawe osobowości.

Naturalna kolej rzeczy sprawiła, że podzieliliśmy się na grupki – wszak łatwiej uwarzyć owsiankę na kilku, niż na jedną miskę, łatwiej trzymać pieczę nad wierzchowcami we dwóch przez pół nocy, a nie samemu przez całą, łacniej w końcu czyścić pancerz przy zajmującej rozmowie, niźli ponuro milcząc jako ten kołem w płocie samemu stojąc. I tak w kompanii, która się zaczęła zawiązywać, obok mej skromnej osoby, zasiadał Cecil de la Vere, Longinusem przezwany od wielkiego wzrostu i mikrej wagi, skromny rycerz bretoński z łataną kawąłkami blachy kolczugą. Dalej, był Tobias von Perne, averheimski obieżyświat z fantazyjnym herbem, językiem ze złota, z ręką dobrą do dziewek (jak się chełpił) i zbyt ciężką dla koni (co widać było). Dalej, najbogatszy z nas, z giermkiem i dwoma sługami, Hans von Koepke, któren to ukradkiem na kupieckim abakusie cosik ciągle przeliczał, jak myślał, że tego nie widzimy. Rynsztunek jego zacny i bogaty, jeden z najlepszych na naszym statku. I w końcu Hugon von Payne, mnich z sigmaryckiego klasztoru (na tyle ojcu starczyło, by uposazyć syna), który dla szerzenia imienia swego pana do krucjaty dołączył.

Z nich wszystkich najbardziej mi do serca Hugon przypadł, bo dzielił wszak los mej nieszczęsnej siostrzyczki najmłodszej, Beatrice, patrzył na szczęścia i smutki świeckich, mając ich nigdy nie doznać. Widać w nim jednak było krew szlachetną, bo z końmi jak prawdziwy szlachcic sobie radził. Przy Skoczku i Rougemoncie mi pomagał, swojego wierzchowca nie posiadając, i żeśmy się zmówili, że podjezdka mu będę użyczał, jak kompania bez taborów konno będzie musiała iść. Sigmarem a prawdą, poza habitem, młotem i ognistą wiarą, to braciszek szlachetnego pochodzenia nic nie posiadał, tym bardziej jeszcze jego waleczne serce wzbudzało szacunek. Tym bardziej złość mnie ogarniała, gdym słyszał przytyki Hansa, który to z tego i innych powodów zaczynał mnie mierzić.

Nadszedł w końcu kres nasze próby i udręki – kres rejsu. Znajdowaliśmy się na ziemi, która domagała się wyzwolenia. Po wyokrętowaniu się z czwartą kompanią ruszyłem wraz z towarzyszami broni niezzwłocznie do ataku, z tarczą i korbaczem w dłoniach i podziękowaniami dla Vereny na wargach. Za koniec rozmyślań, zwątpienia i refleksji nad odcieniami szarości – walka, która mnie czekała, była prosta. My byliśmy wyzwolicielami, wróg - zakałą tych ziem.
 
Reinhard jest offline  
Stary 28-04-2016, 12:06   #5
 
deKupini's Avatar
 
Reputacja: 1 deKupini nie jest za bardzo znanydeKupini nie jest za bardzo znanydeKupini nie jest za bardzo znanydeKupini nie jest za bardzo znanydeKupini nie jest za bardzo znany
Cholerny Jaffar, cholerny Louis, cholerny de Lyone i cholerny Gabriel. Jakby wszyscy czterej nie mogli usiąść na dupie tam, gdzie ich miejsce. Teraz siedzę w tej przeklętej wieży, licząc, że zaraz po wyjściu nie trafi mnie w głowę pierwszy lepszy bełt. Muszę wyciągnąć stąd tego dzieciaka.
Gdy wrota opadły, oczom ukazało się nasze przeznaczenie skąpane w mroku nocy. Jak najszybciej wyszedłem z wieży, aby zmierzyć się z Arabami i zawyłem niczym wilk, aby Pan Zimy natchnął naszych braci. Ulryku, Biały Wilku daj nam siły.
 
deKupini jest offline  
Stary 28-04-2016, 13:26   #6
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Płynąc łodzią rozmyślałem, rozkaz Matki Przełożonej wydawał mi się jasny i klarowny - odnaleźć księgę i oddać je w ręce Światyni. Jak się domyślałem ktoś z innych członków kościoła uznał że ów artefakt w rękach heretyków, może być bardzo niebezpieczny - jednak nie była pory by to rozważać wynikające z tego komplikacje, a po za tym miałem zaufanie do intencji i Matki Petrycji.
Należało się skupić jednak na zadaniu - tym bardziej że czarni rycerze nie wydawali się zbyt zadowoleni z mojej obecności, choć biorąc pod uwagę ich kamienne twarze i ciągłe milczenie trudno był poznać czy kierują nimi jakieś emocje.
Gdy dobiliśmy do brzegu moim oczom ukazał się widok dość posępnego klasztoru, nie wyglądał jak znane mi przybytki Pani Miłosierdzia w Imperium - biła od niego jakaś złowroga aura. Zresztą Estelia wydawał mi się bardzo ponurym miejscem i mało gościnnym do tego, być może w Arabi będzie lepiej?
W każdym razie widać było że Morryci znali się na swoim wojennym rzemiośle, rozkazy Mistrza von Scholberga zostały bardzo sprawnie wykonane - co ciekawe najwyraźniej ktoś bardzo ważny uznał że nie mogę stracić życia, więc Mistrz von Scholberg w swych rozkazach przydzieli mi jako niańkę jednego z swoich zaufanych zbrojnych i przy okazji kazał mi się trzymać na tyłach oddziału. Dla mnie było nawet to i lepiej jak któryś z braci zostanie ranny w starciu, to będzie łatwiej go opatrzyć bez narażania swojego żywota.
Widząc że zakonnicy ruszają pomodliłem się chwilę do Shallayi i ruszyłem za bratem Helmutem. Wolałem nie myśleć o tym co może nas spotkać w przybytku Shallayi.
 
Orthan jest offline  
Stary 28-04-2016, 17:37   #7
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Krzyżowcy ruszyli pełną parą. Dwadzieścia tysięcy króla Louisa i dziesięć księcia Godfreya wzięło małe Alquezaro z dwóch stron. Tak jak przewidział król zwycięstwo było kwestią czasu, jednak przeciwnik nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić.

Gerhard von Scholberg
Idąc w górę wzgórza śladami Rolfa szybko zeszliście z trawiastych wydm plaży na trawę. W połowię drogi natknęliście się na dróżkę, zapewne wydeptana przez zakonnice, idącą wzdłuż sadu. W tym też miejscu wrócił do Ciebie Rolf z ludźmi i raportem. Sierżant wyjął miecz i zaczął nim szkicować mapę kompleksu, przy okazji wyjaśniając sytuację.
: Cały klasztor otacza dwumetrowy mur z cegły. Przez mur prowadzą dwa przejścia. Jedno główne, z drogą do miasta, oraz drugie tylne przez ogródek. Głównego wejścia pilnują dwa dobrze wyposażone patrole po pięciu ludzi wzdłuż południowego i wschodniego muru. Udało nam się rzucić okiem za mur. Za ogródkiem jest jeszcze jeden mur, oddzielający go od cmentarza. Wejścia na cmentarz pilnuje jeszcze pięciu. Na samym cmentarzu widziałem jeszcze dziesięciu, to w sumie już trzydziestu, i klatkę z więźniami. Część złożyli już w ofierze. Większość z nich wyglądała na szlachtę panie.
Rolf skończył rysować i dodał jeszcze.
: Możemy być pewni, że jeszcze jacyś są wewnątrz klasztoru. Widziałem jak jeden wchodził tam po rozmowie z tym w sukience, który odprawiał rytuał. Nie znam ichniego, ale ten w sukience wyglądał na wściekłego.

Ulryk von Varosverg
Wszystko działo się szybko. Najpierw przywitał was mur włóczni, jednak groty arabów nie dały rady przebić płytowych pancerzy, twojego i twoich ludzi. Jeden tylko, Hans, został ranny lekko w ramię. Ci których oddelegowałeś do obrony króla szybko znaleźli się w centrum uwagi arabskich oddziałów, na szczęście za wami szli bretońscy żołdacy z wielkimi pawężami, którzy w porę przyjęli na siebie impakt arabskiej szarży. Sam osobiście przeciąłeś dwóch arabów swoim Zweihandlerem, jednym cięciem. Po swojej lewej zobaczyłeś jak oddział żołdaków z puklerzami próbuje wbić się do wieży, w momencie w którym udało im się wyważyć drzwi, jeden z trebuchetów trafił ów wieżę przygniatając gruzem tych w środku i na zewnątrz. Teraz jedyna droga z muru prowadziła przez wieżę oddaloną o jakieś dwieście metrów. Król podszedł do ciebie, w bitewnej zawierusze musiał krzyczeć by być słyszalnym.
: Musimy zejść z murów!
Powiedział wskazując na drugą wieże.
Na szczęście bretońscy żołnierze znają się trochę na swoim fachu. Używając pawęży stworzyli mur miedzy twoim oddziałem, a arabami i powoli spychali ich w stronę wieży.

Reinhard von Galten
Biegnąc w stronę wroga usłyszałeś jak kapłan Ulryka wyje niczym wilk. Sam nie wiedziałeś dlaczego, ani w jaki sposób, ale podziałało to na ciebie jak płachta na byka. Gdy szarża weszła w kontakt z arabskimi miecznikami zabijałeś ich z podwójną siłą. Pierwszy atak odjął jednemu z arabów rękę, drugi nawracający przebił stojącego obok niego towarzysza. Arabskie miecze odpowiedziały atakiem na atak, ale udało Ci się sparować pierwszy atak, a drugiego uniknąć z szykiem. Kontem oka zobaczyłeś jak von Perne zostaje przebity arabskim sejmitarem, a następnie jeden z tych parszywców zakończył jego męki podcinając mu gardło, gdy ten konał na kolanach.

Garion Dagenhoff
Modły pomogły. Ulryk usłyszał twoje wołanie. Ludzie wokół ciebie zaczęli atakować z zawziętością samego boga zimy, a ich ataki raniły wrogi oddziała po dwa kroć. Ty sam nie mogąc się powstrzymać, niesiony bitewnym szałem zaatakowałeś swoją dwuręczną bronią, lecz udało Ci się jedynie pozbawić życia jednego wroga, aż. Jego głowa eksplodowała w kontakcie ze świętą stalą, obryzgując wszystkich w około krwią i fragmentami czaszki i mózgu.

Magnus Horn
Zwiadowca wrócił z raportem do mistrza Scholberga. Gdy kruki zebrały się by wysłuchać raportu, a następnie rozkazów Gerharda, ty również nadstawiłeś uszu. Raport był bardzo jasny. Arabów było więcej i mieli cały klasztor pod kontrolą, dodatkowo odprawiali jakiś rytuał na cmentarzu co mogło oznaczać jedynie dalsze kłopoty. Jeśli jednak chcieli wskrzeszać zmarłych to król Louis dobrze zrobił, że przysłał tu rycerzy kruka. Ciebie najbardziej zaniepokoił fragment o ludziach wewnątrz. Domyśliłeś się czemu ich dowódca był wściekły i czego mogli oni szukać w klasztorze. Ten wolumin, czymkolwiek był, musiał posiadać ogromną moc. Zastanowiło Cię czy mistrz Scholberg wie o jego obecności.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 28-04-2016, 21:11   #8
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Kiedy Rolf wrócił z ludźmi, ja i cały oddział zebrał się wokół wystającej ziemi gdzie sierżant szkicował plan klasztoru.
-Zatem drugim wejściem wejdziemy.-Popatrzyłem po ludziach czy ktoś ma jakieś obiekcje.
-Następnie w ogródku zabezpieczamy wejście. przedzieramy się niepostrzeżenie wzdłuż murów za klasztorem jak najbliżej bramy.- Swoim mieczem pokazywałem drogę, którą wybrałem.
-Jeśli nas zauważą do walki za Morra. Pierwszą rzeczą i najważniejszą jest zablokowanie wrót do klasztoru by za szybko patrole się nie wtrąciły do walki.- Patrzyłem na każdego z nich. Szukając wahania w oczach. Nie znalazłem. To byli doświadczeni ludzie. Giermkowie może nie do końca opierzeni, ale wiara w słuszność mojego planu biła od nich.
-Sierżancie. Ty zabezpieczasz z ludźmi by nie otworzyli wrót. Von Brenburg. Ty jesteś odpowiedzialny za przejęcie wrót z Tobą idzie Edmund. Helmut z Panem Hornem pilnujcie tyłów i reagujcie. Ja z resztą uderzamy na furtkę cmentarną.- Wszyscy moi ludzie kiwali głowami na zgodę.
-Reszta rozkazów będzie jak zobaczymy rozwój wypadków.- Stanąłem wyprostowany i wszyscy byli gotowi.
-Gunther. Ty podczas ataku na furtkę miej baczenie na wejście do klasztoru, czy nie wysypują się heretycy.- Zwróciłem się jeszcze do jednego z rycerzy i nakazałem marsz. Kiedy już zbliżyliśmy się dość by można było nas słyszeć nakazałem ciszę i skradanie się. Liczyłem, że obrońcy będą zajęci obserwowaniem walk na murach miejskich. To mogło dać nam potrzebną przewagę.
 
Hakon jest offline  
Stary 03-05-2016, 12:27   #9
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Przekląłem w duchu nadgorliwych ćwoków z artylerii, strzelających na oślep.
Las włóczni wystających znad pawęży, naciskający na dzielnych tarczowników po mojej prawej nie zachęcał, ale jednak. Żołnierz musi zrobić to co musi zrobić.

: Żołnierze, przygotować się na odbiór ataku! Pawężnicy, na mój znak, otworzyć tunel i wpuścić ich na nas, weźmiemy ich z dwóch stron.

Plan był taki, aby w momencie przelotu nieoczekujących nagłego spadku oporu arabów, lecących na łeb na szyję, usiec w locie. Reszta, która przeżyje będzie po drugiej stronie i da się ich wytłuc chwilę później przez żołnierzy na tyłach.

Żołnierze ustawieni po dwóch stronach potencjalnego korytarza wznieśli miecze.

: Królu, proszę podejdź do pawężników. Siekaj ile wlezie zza ich pleców. Tam będzie najbezpieczniej. Im dalej, tym więcej czasu na zorientowanie się że wpadli w zasadzkę. Wy czterej, chronić Króla.

Przygotowałem się sam do ataku. Wzniosłem miecz.

: Teraz!!!
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 03-05-2016, 13:36   #10
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
https://www.youtube.com/watch?v=UNDZqhxnpHA

Jakże często przaśna codzienność, konieczność zabiegania o dobrobyt rodu przesłaniają prawdziwą istotę rycerskości. Czułem się zawstydzony, że dopiero kapłan Ulryka przypomniał mi o tym, wlewając w serce napomnienie, do czego mnie przeznaczono. Kim bylibyśmy bez szafarzy boskich łask? Znużenie podróżą, nogi grzęznące w piasku, pot, pragnienie – wszystko to odeszło w cień, przysłonięte pamięcią o rycerskich cnotach, wpajanych mi od maleńkości. Przypomniała mi się pieśń anonimowego minnesangera:

Oto mi rycerz! Kopia u boku,
Z ramion mu skrzydła płyną sokole!
Odwaga w piersiach, męstwo gra w oku,
Szyszak jak gwiazda błyszczy na czole!

Stłumiłem chęć zatracenia się w bitwie i rozpoznałem sytuację, jak na rycerza Vereny wypadało. Kiedy tylko Arabi otrząsną się z pierwszego szoku, wiadomo, w kogo uderzą. Staram się zająć miejsce u boku kapłana i skupiam wszelkie swe wysiłki na jego obronie.
 
Reinhard jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172