Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2016, 17:59   #1
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Piekło w Gębie (18+)

Mały Rudolf gnał. Czasu miał cholernie malutko i wiedział, że to wyłącznie jego wina. Szefuncio Ropuch znalazł go ukrytego w beczce na zapleczu, wyjadającego skradzioną bułkę. Rudi został wyciągnięty za czuprynę, zdyscyplinowany kopniakiem i posłany z wieściami. Musi zdążyć przed trzecim Dzwonem. Naprawdę starał się nie patrzeć na smukłą wieżę zegarową, tylko pod nogi. Strach mu teraz w niczym nie pomoże, a mamcia Shallya wie, że podniszczony bruk ghettowskich ulic kryje niejedną, paskudną niespodziankę…
Udo Lebioda
Chłopak wpadł do „Kielicha i Kozła”, jakby go goniło stado rozjuszonych wieprzy. Kiedy jednak przeszedł przez próg zbyt szykownej dla niego gospody, zatrzymał się i przystąpił niepewnie z nogi na nogę. Zawsze czekał na Udo na zapleczu. Czasu jednak zostało przeraźliwie mało więc zdecydował się przebić przez tłum jedzących bądź na strawę czekających. Do kuchni. Udo stał, niezbyt zaskakująco, przy kotle. Kiedy tylko zauważył malucha, uśmiechnął się wesoło i już miał dowcipnie upomnieć chłopaka za brak dyskrecji, jednak sierota go ubiegła.
-Praszam, Łasica. Ropuch wyrechotał, że Seth ma tyrę. Po czwartym Dzwonie. U siebie. Lecem dalej. Puścisz mnie przez zaplece?- Chłopak wydyszał i nieopatrznie wciągnął do nosa zapach bulgoczącego w kotle gulaszu. Brzuch odpowiedział nieznośnym burczeniem, a na wysuszone usta powróciła ślina. Nie! Nie ma czasu! Szefuncio zleje! – Dzieciak wygrał walkę sam ze sobą i wybiegł tylnymi drzwiami, zostawiając krzątającego się między natką, a kolendrą Nizioła.
Ulf Kichter
Na ten moment największy fart Rudiego polegał na tym, że była pora obiadowa. A o takowej spotkać Baryłę można tylko w jednym miejscu. Dzieciak wybiegł na ulicę pieszczotliwie zwaną Paróweczką. A to z racji kształtu i faktu, że w całości składała się z większych bądź mniejszych jadłodajni. Rudi żmudnie prześlizgiwał się przez zgraję tłoczących się pustych brzuchów, aż wreszcie doszedł do gospody najlepszej z najtańszych. To była wielka, dwupiętrowa izba z karnym szeregiem długaśnych stołów. Wszystkie ciasno zajęte, a mimo to wypatrzenie Baryły to była betka. W końcu zajmujący trzy miejsca siedzące, pochłaniający potrawkę chochlą z wiadra osiłek nie jest przysłowiową igła w stogu siana. Rudolf mimo zmęczenia i stresu rozcieszył japsko. Lubił Ulfa. Chłopak wyminął potężną babę niosącą tacę ze strawą, podbiegł do Kichtera i postukał w kark. Takiemu postawnemu chłopowi siłą rzeczy oderwanie się od jedzenia i obrócenie się w pełnym ścisku trochę zajęło, więc Rudi zdążył się nacieszyć z dowcipu. Kiedy tylko gruby go ujrzał, dzieciak wypalił.
-Miłej wyżerki, Baryła! Ropuch rechocze. Seth ma cacy tyrę i czeka po czwartym Dzwonie u siebie. Tyle. Spadam.- Ulf coś tam mówił, ale chłopak serdecznie puścił to mimo ucha. Manewrował między jedzącą ciżbą i wybiegł na ulicę.
Hredrik Ludvigson

Rudolf długo stał przed następną oberżą. Cholernie się bał. Zanosił norsowi wiadomość. Kiedyś. I wtedy mało się nie zesrał w gacie.
Musi przecież zebrać ludzi z listy. Jak najwięcej, a szefuncio spyta. „Dzikusowi przekazałeś?” I co Rudi powie? Że go nie było? Przecież widać, że jest… W końcu, zbierając w sobie resztki odwagi dzieciak wszedł do niewielkiego przybytku na samym końcu już i tak nieprzyjemnego zaułka. Hredrik był jedynym gościem. Jak za pierwszym razem, kiedy chłopak się na niego zbliżył, uderzył go zapach. Skrzywił się. Był inny niż odór bezdomnego, chociaż podobnie dominujący i nie dający o sobie zapomnieć. Dziki. Jakby wielkolud wraz ze sobą przytachał kawałek najmroczniejszej mroźnej puszczy. Chłopak słyszał historie o lasach na północy. O wielkoludach, łakach i mordercach ze stalą zamiast skóry. Kim on był, skoro przeżył w tak strasznym miejscu? Rudolf postanowił, że nie będzie przeciągał tego ani sekundy dłużej.
-Pan ee…. Ludvig…son?- Te oczy… mamuniu!- obijało się o czaszkę sieroty. Nie czekał na reakcję norsa, prędko mówił dalej.- Ropuch skrzecze… przekazuje znaczy, że Seth ma robotę. I chce się z panem spotkać. U siebie, pod czwartym Dzwonie. Todowidzenia.- Wydukał, po czym obrócił się na pięcie i po prostu uciekł.
Gerhard von Welinger

Rudolf myślał, że zedrze sobie sandały, ale w końcu, w rekordowym czasie wybiegł na ogromny plac targowy. Zwolnił, wniknął w niezwykle głośny i liczny tłum okupujący stragany, budki i wozy handlowe. Czuł się bezpiecznie, przede wszystkim dlatego, że nie miał nic, co można by ukraść. Rozglądał się jednak uważnie, wypatrując nie tylko zagrożenia, ale i okazji. Po kwadransie kręcenia się nie tylko się nie wzbogacił, ale i solidnie zdenerwował. No gdzie jest? Zawsze się gdzieś tu kręci… papo Ranaldzie, gdzie twój sługa? To chyba Wielki Złodziej się nad nim zlitował, bo oto oczom chłopaka w końcu ukazał się Blackadder. Zaczął przeciskać się ku niemu, możliwie z jak największą gracją. Byle tylko zaimponować mężczyźnie. Rudi podziwiał Gerharda. Zawsze mówił, że chce być taki jak on. Jak tylko dorosnę, a Ropuch wypuści mnie z łapsk, też będę akolitą!- Zapewniał siebie w duchu. Zręcznie wyminął dwóch kupców i w przypływie brawury wyciągnął jednemu z nich coś z kieszeni. Okazało się, że to był stary guzik, ale kiedy chłopak zauważył uśmiech u swojego idola, wypiął dumnie wątłą pierś.
-Żmija! Ropuch rechocze, że Seth ma tyrę i czeka u siebie po czwartym dzwonie. – Wysłuchał uważnie, co Blackadder ma do powiedzenia, a potem wniknął w tłum i tyle go widzieli.
Jonathan Tintenherz

Zeszło się, zanim Rudolf dobiegł do rzeki. Miał nadzieję, że Titenherz nie zmienił miejscowy i nadal jest tam, gdzie Oleg twierdził, że go widział. Po dwudziestu minutach bicia butami o nieco zbutwiałe drewno rzecznego mola stanął na rynku flisackim. Rudi nie przepadał za tym miejscem. Śmierdziało rybami, a w dodatku co młodsi retmani uwielbiali takiemu jak on dawać kuksańce. Rzeczne szczury.- przeklął ich chłopak w myślach. Ranald się w końcu do niego uśmiechnął, bo zobaczył grupkę ludzi przed drewnianym podestem. Ich uwagę ściągał pomalowany czerwono-białą farbą żongler. Podrzucał pięcioma śledziami, jednocześnie je filetując brzytwą. Normalnie chłopak siedziałby tu i do wieczora, jednak czas go gonił. W trymiga okrążył podest i wszedł ukrytym przejściem pod scenę.
-Gdzie jest Jon? Jonathan!- Czekający na swój moment cyrkowcy sklęli go, ale w końcu jeden pokazał kącik, w którym akrobata bawił się piłeczkami. Dzieciak szybko podbiegł.
-To ja, Rudi od Ropucha! Spadam, zanim twoje koleżki mnie skopią, ale jedna sprawa. Ropuch zaskrzeczał, że Seth ma robotę. Po czwartym Dzwonie, u siebie. – Skinął głową, kiedy Titenherz mu odpowiedział, po czym wyszedł spod podestu i pobiegł dalej w miasto.
Johan

Rudolf zdecydowanie nie wiedział, gdzie szukać Liszaja. Biegł po tych gorszych uliczkach Ghetta, w których nie było bruku, jedynie udeptana ziemia. Tu jeszcze bardziej śmierdziało rynsztokiem, a dookoła, ciśnięte w zaułki leżały góry śmieci. Nikt jednak, poza najbardziej zdesperowanymi żebrakami w nich nie grzebał. Wszyscy stąd opowiadali o szczurach wielkości kotów, które nie boją się ludzi i rzucają do gardła bez sprowokowania. Rudi więc wymijał sterty jak tylko mógł. Biegł po kogoś innego i w ten sposób jedynie sobie skracał drogę. A jednak na Johana wpadł i to niemal dosłownie, bo facet wynurzył się z krzyżującego się z uliczką zaułka niczym duch. Tylko wrodzona gibkość Rudolfa ocaliła go przed zderzeniem się z nieprzyjemnym mężczyzną. Liszaj zmierzył chłopaka od stóp do głów, tak jakby zastanawiał się, czy nie wrzucić go w śmieci i nakarmić nim szczurów. Nawet jeśli to były tylko wymysły młodego strachajły, dzieciak wolał jak najszybciej spadać.
-Liszaj. Tobie też miałem przekazać. Ropuch skrzecze, że Seth ma robotę. Po czwartym Dzwonie u siebie. – Po wypowiedzeniu ostatniego zdania chłopak zaczął biec, nawet nie dbając o to, czy Johan ma coś do powiedzenia.
Stary Edward

Rudolf wbiegł już chyba do czterdziestej karczmy. Większość to był ślepy strzał. Nikogo z listy kontaktów. Ta jednak, „Słodycz Reiku”, to był pewnik. Stary Edward ruszał się z niej tak rzadko, że większość bywalców zaczęła go traktować jako interesujący, gadający mebel. Chłopak miałby nadzwyczajnego pecha, gdyby weterana tam nie było, a zdaje się na dziś wyczerpał limit. Była późna pora obiadowa, każdy stół zajęty, ale Rudi od razu przeszedł do południowego narożnika i ławy przy samej oknie. Edward nie rozczarował go. Siedział gdzie zawsze, ślimaczymi ruchami dziabdział rozgotowany gulasz i po każdorazowym wahaniu wkładał do ust. Rudiego nie miał kto uczyć szacunku dla starszych, jednak widok weterana napawał go respektem. Przeczuwał, że gdyby był bardzo chamski Edward stłukłby go nie gorzej niż Ropuch. Dlatego ustawił się tak, żeby weteran go widział, chrząknął i spokojnie zaczekał, aż starzec pogryzie, przełknie i wreszcie na chłopaka spojrzy.
-Bry, drogi panie.- to był szczyt grzeczności, na jaki sierotę było stać.- Ropuch zaskrzeczał, że Seth szuka ludzi do tyry. I pomyślał o panu… Czeka u siebie po czwartym Dzwonie. – Rudolf wysłuchał spokojnie, co starzec ma do powiedzenia i pomknął dalej.
Wszyscy:

Dzwon wieży zegarowej potężnie zabił, roznosząc wdzięczny i czysty dźwięk ku Mordheim. Dał znak katedrze Sigmara oraz Morra, a one przekazały go jeszcze dalej, ku ratuszowi, wielkiej bibliotece i pałacowi hrabiego Steinhardt’a. Dzwonnicy każdego z tych monumentów podążyli za mechanizmem zegara i wkrótce ogarnęli całe miasto regularnym biciem. Południe minęło, a wraz z nim pora obiadowa. Wszyscy pracujący, od najpodlejszego robola, po znamienitego kupca z mniej lub bardziej pełnymi brzuchami wracali na swoje stanowiska i z wytęsknieniem oczekiwali wieczornego, czwartego Dzwonu. Końca pracy. Rudolf zatrzymał się. A zatem to koniec. Policzył na palcach ludzi, którym przekazał wiadomość. Siedmiu. Tylko tylu. Pozostało mu stawić się u szefuncia i modlić do mamci Shallyi, żeby Seth był usatysfakcjonowany ochotnikami. Bo inaczej Rudi dostanie takie manto, że nie usiądzie przez miesiąc…

***

Siedmiu wiadomość dostało i siedmiu też się stawiło. Bo Ropuch i Seth to nie jest połączenie, które można od tak sobie zignorować. Ten pierwszy był „filantropem o złotym sercu”, prowadzącym w Ghettcie trzy sierocińce. Tak się jednak dziwnie składało, że dzieciaki, które nie były zdrowe, bystre, a przede wszystkim szybkie, uprzejmie odprawiano do shallyańskich przytułków. Te jednak, które mogły się tymi cechami pochwalić oprócz dobroduszności Ropucha dostawały wyszkolenie i pracę. I tak zacny altruista został właścicielem najszybszej siatki posłańców po tej stronie Stiru. A Seth… rozwiązywał problemy. Ciężkie do zgryzienia, poważne kłopoty, o których lepiej nie mówić głośno. Był w tym na tyle dobry, że o jego renomie zaczęły krążyć legendy.
Tej okazji nie można było przepuścić zwłaszcza dlatego, że była rzadka. Seth słynął z uwielbienia do stałości, zarówno w kwestii nałożnic, jak i współpracowników. I nikt z wymienionych nie narzekał na ten stan rzeczy. Jeśli ktoś taki szukał ludzi i to na gwałt, to mogło oznaczać dwie rzeczy. Że z poprzednimi stało się coś paskudnego, albo zlecenie to coś paskudnego. Tak czy owak, siedmiu wezwanych postanowiło zaryzykować. Po czwartym Dzwonie stawili się w balwiarni Sulli Avalliona. Dwupiętrowym, murowanym i schludnym domku dwie przecznice od Wielkiej Biblioteki. Bez fałszywej skromności, najlepszym takim przybytku w mieście. Avallion był mistrzem, jeśli chodzi o włosy i to niezależnie czy chodzi o ich usunięcie czy ułożenie. Swoich klientów obsługiwał sam, w pojedynkę. W miłej, wygodnej i wyciszonej komnacie, w której klient prócz ucywilizowania włosa mógł jednocześnie zwierzyć się ze swoich zmartwień. Bywało, że nawet arystokracja ciągnęła do rzemieślniczej dzielnicy, byle tylko trafić pod brzytwę mistrza.

Jeśli jednak miałeś stać się człowiekiem Setha, to przy wejściu ochroniarz stanowczo cię wypraszał. Kiedy byliście już na ulicy, dawał wskazówki. Wchodziłeś od innej strony. Najpierw do budynku obok, sklepu stalowego. Tam właściciel gburowato wskazywał ci klapę w podłodze. Po schodkach do zawalonej gratami piwnicy, a potem ciasnym korytarzem już do bawialni. I tam musiałeś czekać. Nie było to strasznie kłopotliwe, bo w rozległej piwnicy, oprócz felczerskich zapasów były dwie solidne ławy, stół, beczka z piwem i zestaw kufli.


Baryła i tak nie miał nic do roboty, więc trafił tutaj jako pierwszy. Był trochę przed czasem, ale zaraz zeszła do niego blond służąca odziana gustowny kremowy fartuch z wyszywanym złotą nicią wyobrażeniem szyldu salonu.


Sama jej prezencja wywołała na twarzy Ulfa uśmiech. Nie mógł się jednak długo nacieszyć jej towarzystwem, bo miała do przekazania tylko tyle, że mistrz Avallion obsługuje znamienitego klienta, z którym wpierw musi skończyć. Potem weszła na górę, zamykając za sobą drzwi. Ulf klapnął sobie na ławie.
Nie musiał sam długo czekać, bo do piwnicy wchodzili właśnie Hredrik z Gerhardem. A tymczasem przed sklepem stalowym spotkali się- pędzący z „Kielicha i Kozła” Udo i Jonathan. A Johan? Stał przed bawialnią, obserwując ochroniarza z zakłopotaniem odciągającego od wejścia starego Edwarda. Jak tylko znaleźli się poza zasięgiem uszu klientów, osiłek przestał złorzeczyć na pchający się do mistrza motłoch i powiedział do obydwu cicho.
-Panowie… wchodzimy od stalowego. To tak na przyszłość. A teraz jazda!- Ostatnie słowo wykrzyknął i znów wrócił do wulgaryzmów.
 

Ostatnio edytowane przez Astrarius : 01-06-2016 o 19:18.
Astrarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172