Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2016, 23:04   #11
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Zabicie zębatych bestii sprawiło sporo więcej problemów, niżby Dieter mógł sądzić po tak skromnej postury przeciwniku. Mimo niewielkich rozmiarów, istoty te były zdecydowanie bardziej wytrzymałe od człowieka, lecz nawet niecodzienna odporność nie była w stanie uchronić je od śmierci. Dowodziło to, że nawet najbardziej niezwykłe wynaturzenia tyczyły te same prawa, co każdą inną istotę żywą, a tym samym dawało nadzieję ludzkości, która zewsząd otoczona była przeciwnikami o wiele starszymi od niej i nieustannie snującymi za jej plecami plany obalenia obecnego porządku.

Dieter pozbierał strzały, lecz większość z nich posiadała przełamane groty. Zachował je jednak, na wypadek gdyby pozbył się pozostałej amunicji, po czym podszedł do Charlotte i troskliwie spytał czy wszystko z nią w porządku. Kobieta uśmiechnęła się na ułamek sekundy i pokiwała głową w odpowiedzi, a mimo to łowca zauważył na jej twarzy smutek. Objął ją, przytulając do swej piersi i wyszeptał:
- Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Wyprowadzę nas stąd. Obiecuję...
Prawdę mówiąc nie był tego taki pewien; w równym stopniu pocieszał dziewczynę, co samego siebie. Brakowało mu dawnej pewności, która cechowała każdy dzień jego życia. Teraz powoli zaczynał wątpić w swoje szanse na przetrwanie, nie mówiąc już o ratowaniu innych. Byli w opłakanym stanie, ledwo trzymali na się na nogach, a on wciąż odczuwał silny ból w potylicy, który był efektem upadku z wysokości. W tamtej chwili uczynił coś, o co nigdy wcześniej nie mógłby się posądzić - instynktownie osłonił Charlotte własnym ciałem, wybierając śmierć, a mimo to los się do niego uśmiechnął i przetrwał. Być może czuł do niej coś więcej niż z początku myślał…


Z przeprawą przez rzekę był ten problem, że była cholernie zimna i zanim Dieter zdążył przywyknąć do nagłej zmiany temperatury, na tyle, aby móc zanurzyć się powyżej pasa, musiało minąć trochę czasu. Gdy w końcu to uczynił, ruszył przed siebie najszybciej jak tylko potrafił, ciągnąc za sobą linę, której drugi koniec przywiązany był do pnia drzewa. Kiedy dotarł na drugą stronę, to samo uczynił z trzymanym przez siebie końcem sznura i cofnął się, aby pomóc w przeprawie innym.
Charlotte potknęła się kilka razy, lecz Dieter nie odstępował jej na krok i za każdym razem chwytał ją za ręce, nie pozwalając silnemu nurtowi rzecznemu, wyrwać ją ze swoich objęć. W końcu wszyscy się przedostali na drugi brzeg, osuszyli przesiąknięte wodą ubrania i ruszyli dalej, by po chwili odkryć, że znajdują się na rozległych trzęsawiskach.

Dieter szedł na samym przodzie pochodu, poruszając się niczym duch lasu, lecz nie zapominał o swoich towarzyszach. Co pewien czas zatrzymywał się, pozwalając innym dogonić siebie, by w końcu ruszyć dalej ostrożnym krokiem przez wydawałoby się niekończące się mokradła. Bacznie rozglądał się przez całą podróż i w końcu jego czujność popłaciła.
Łowca nagród jako pierwszy spostrzegł tuzin wysokich istot, które z powodu dzielącego ich dystansu i licznych zarośli nie był w stanie zidentyfikować. Przez chwilę chciał uznać to za wybawienie, lecz rozsądek podpowiadał mu co innego. W tym piekielnym miejscu nie było żadnych przyjaznych istot i Dieter wiedział, że aby przetrwać, będą musieli za wszelką cenę wyminąć swoich potencjalnych przeciwników, zwłaszcza, że tamci mieli znaczą przewagę liczebną. Odwrócił się do reszty i nakazał gestem obserwować cały czas intruzów, powoli wycofując się, aby obejść ich okrężną drogą. Nie miał zamiaru zwracać na siebie uwagi i miał nadzieję, że reszta zachowa się dostatecznie cicho.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 29-08-2016, 08:55   #12
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Problemu w cichym obejściu nie było żadnego, gdyż liczna grupa intruzów zachowywała się na tyle głośno, że sami sobie zagłuszali otoczenie. Ich charczące dźwięki wydobywające się z gardzieli, sugerowały małą armię orków, ogrów lub innych niezidentyfikowanych, napakowanych i wysokich stworów. Bez wątpienia nie cechowała ich inteligencja, ani nadmierna, ani jej zalążki, a zapewne samo spojrzenie miało wyrysowaną tęsknotę za rozumem - tego jednak mogli się tylko domyślać.
Narastający głód echem odbijał się od ciszy mokradeł i ciężko było zidentyfikować, komu tak naprawdę burczało. Nie mniej jednak uciekinierów dręczyły wszystkie podstawowe ludzkie pragnienia jak głód, pragnienie, chęć poczucia bezpieczeństwa oraz odpoczynku w miejscu spełniającym minimum komfortu. Nogi stawały się ciężkie jak kłody, kiedy to krok po kroku musiały być wysoko podniesione, aby odkleić je od gęstego błota i nie zgubić przy tym obuwia. Zbierające się warstwami wokół podeszwy grube błoto, ciążyło coraz bardziej. Charlotte niemal zasypiała na stojąco, a jej mina sprawiała wrażenie, jakby miała się zaraz rozpłakać. Trzymała sukienkę wysoko, nie dbając o powstające na niej zagniecenia, ponieważ pragnęła jedynie uratować jej końce od błota. Gdyby tego nie zrobiła, ciężar jaki dźwigała, wzrósłby jeszcze bardziej. Diego ciągle klął w myślach na co się dało. Zębacze, rana, głupia Yavris. Ciekawe co jeszcze stanie im na drodze? Dieter zachowywał spokój, bo tylko to mu pozostało, choć wewnątrz siebie czuł narastający gniew, być może był zły na siebie, a może chodziło o zgoła inną sytuację?


Po nadrobieniu drogi, umęczeni mieli już dosyć wszystkiego. Zdawałoby się, że dzień nawet nie zaczął dobiegać końca, gdyż jego jasność pozostawała niezmienna od samego rana. Wciąż było szaro i bezbarwnie, kłęby stalowych chmur zamarły w bezruchu na niebie, jakby na świecie ustał wiatr. Oni jednak czuli jego smagający chłód na swoim odkrytym ciele, ramionach, rękach oraz twarzy. Przy tak dużym wyczerpaniu organizmu, odczuwali nawet chłód, a przez mniej odporne ciała, przechodził dreszcz i ciarki.
W końcu w oddali dostrzegli młyn. Stary, poczerniały i zrujnowany, jakby po pożarze, choć trzymał się w pionie całkiem stabilnie - przynajmniej tak wydawało się z tej odległości. Nie mieli więc daleko, aby opuścić moczary i obmyć się w płynącym w pobliżu młyna strumyku, choć nie spodziewali się, że będzie on krystalicznie czysty. Mieli ochotę napić się, a potem umyć, ciało oraz ubłocone buty czy inne rzeczy, które nie zdołały uchronić się przed niesprzyjającym grząsawiskiem. Zapatrzeni w jedyny budynek przed swymi oczami, stracili czujność. Dieter w ostatniej chwili zatrzymał się przed ogromną ścianą pajęczej sieci, jednak Charlotte zdołała w nią wpaść. Wśród liści koron drzew dało się słyszeć szelest. Bez wątpienia nie tylko oni byli tutaj głodni.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 09-09-2016, 22:56   #13
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Gdy Diego ujrzał grube nici rozwieszonej lepkiej sieci, to aż serce podeszło mu do gardła, a nogi delikatnie się ugięły. Domyślał się, że jej rozmiar był wprost proporcjonalny do wielkości pająka, który ją zostawił, ale wyobrażenie sobie jednej z takich potworności przerastało jego zdolności logicznego myślenia. Jak wielkie to coś mogło być? Duże? Olbrzymie? Ogromne? A może to tak naprawdę pułapka zastawiona przez jakiegoś plugawego czarnoksiężnika?
Chyba wolał już pająka.
Charlotte szarpała pajęczyną, wierzgała się na wszystkie strony, ale wciąż nie mogła się uwolnić. Drgania roznosiły się po całej sieci bardzo daleko, alarmując właściciela o zdobyczy. Pirat już zaczął iść w jej stronę modląc się w duchu, by gospodarza nie było, kiedy poczuł się nieswojo. Bardzo nieswojo. Dziwny chłód, jakby powiew, musnął jego nagi tors, a na ramię spłynęła jakaś dziwna lepka wydzielina, wciąż zresztą ciepła. To mogło oznaczać tylko jedno.

Było bardzo źle.
Bardzo, bardzo, ale to bardzo źle…

Mężczyzna uniósł powoli swoją głowę czując, jak serce chce wyskoczyć z jego klatki piersiowej, a nogi przemieniały się w zwykłą watę. Ogromny pająk, większy niż jakiekolwiek żywe stworzenie przez niego kiedykolwiek widziane, właśnie szedł w ich stronę, by skonsumować swoją ofiarę. Dłonie Diega zaczęły trząść się w przerażeniu, jego oczy latały nie mogąc skupić się na celu, a dolne kończyny odmawiały jakiegokolwiek posłuszeństwa. Chciał uciekać, ale nie był w stanie. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł z siebie wydać jakiegokolwiek dźwięku. Stał jak sparaliżowany obserwując jak monstrum się zbliża.

Długo dla niego, choć minęła zaledwie krótka chwila, zastanawiał się nad swoją lojalnością wobec Charlotte oraz Dietera. Oboje zdawali się sprawiać wrażenie, jakby chcieli stawić czoła temu zagrożeniu z konieczności, nie z własnej woli. Na ich twarzach również malowało się przerażenie, które trawiło i jego. Szybka decyzja pirata umożliwiona dzięki równie marnej jakościowo jak jego gorzała sprzed kilku godzin analizie zysków i strat nakazała mu ucieczkę. Pozostała dwójka zostanie pożarta przez pająka, a on sam zdoła przeżyć. W końcu zależało mu tylko na własnym życiu, a nie na ich. Czy ktokolwiek kiedykolwiek myślał, że będzie się przejmował innymi?
Chyba tylko raz uronił łzę po śmierci swej kochanki na statku tamtego kapitana-debila.

Paraliż ustąpił. Odwrócił się plecami do całej sceny i w przerażeniu zaczął biec przed siebie bez jakiegokolwiek planu na dalszą wędrówkę. Po prostu pragnął znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, by nie zginąć tak marnie. Przecież nie był pisany mu taki los! Na pewno pisane mu było zwycięstwo - tak jak zawsze.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił.

 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline  
Stary 10-09-2016, 21:48   #14
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Walka z olbrzymim pająkiem z pewnością do łatwych się nie zaliczała. Co gorsza; jego przeciwnik, mimo ogromnego rozmiaru, był szybki niczym błyskawica, tak jakby jego znaczna postura zupełnie go nie ograniczała.
Cięciwa łowcy raz jeszcze zabrzęczała tego dnia, kiedy wypuszczał strzałę w stronę opuszczającego się po pajęczym sznurze stawonoga, leczy tym razem Dieter spudłował. Pocisk przemknął tuż nad masywnym odwłokiem bestii, odbiwszy się od jego chitynowego pancerza, po czym wbił się w jedno z okolicznych drzew.
W tym samym momencie, stojący pomiędzy nim a Charlotte pirat stchórzył, podwinął ogon niczym bezpański kundel i dał nogi za pas, zostawiając ich samych na pastwę losu gigantycznego pająka. Dieter zaklął siarczyście pod nosem widząc te celowe zagranie i poprzysiągł w duchu, że jeśli przetrwa tę walkę, to upoluje parszywego skurwysyna, jak też czynił to z innymi przestępcami, za głowę których wyznaczono nagrodę.

Potężny pająk wylądował tuż przed zaskoczoną Charlotte i jednym silnym kłapnięciem szczękoczułek, przeszył jej drobne ciało swoimi długimi kłami jadowymi. Bestia bez większych trudności rozerwałaby ją na strzępy w kolejnym odruchu, gdy nie grad strzał, którymi została przywitana.
Dieter starał się odpędzić monstrum jak najdalej od młodej kobiety, która leżała w kompletnym bezruchu z szeroko otwartymi oczami. Doświadczony łowca wiedział, że było to działanie paraliżującego jadu, którego silne toksyny mogły wyżreć ją od środka. Rozpoczęła się walka z czasem, od której zależało życie dziewczyny.

Dieter nie przestawał zasypywać strzałami gigantycznego pająka, opróżniając przy tym swój kołczan w ekspresowym tempie. Jego plan się jednak powiódł i bez trudu skupił uwagę przeciwnika na sobie. Kiedy potężna bestia wykonała szarże w jego kierunku, łowca zrozumiał, że jego początkowo skuteczny pomysł miał pewną lukę - nie wiedział co ma uczynić dalej.
Łowca uskoczył na chwilę przed staranowaniem przez ważącego blisko tonę stwora, po czym sięgnął po swój miecz i zatopił jego ostrze w nabrzmiałym odwłoku, wypruwając na ziemię ociekające śluzem wnętrzności.
Bestia wydała z siebie przenikliwy, piskliwy odgłos i w mgnieniu oka obróciła się na swoich ośmiu kończynach, stając twarzą w twarz z Dieterem, którego broń wydawała się być marną zabawką w porównaniu do rozmiarów jego przeciwnika.
Silna noga stwora przygniotła go do ziemi jednym silnym uderzeniem, zaś długie, wystające poza głowę szczękoczułki uniosły się do góry, aby zadać śmiercionośny cios. Przez moment wydawało się, że będzie to koniec łowcy nagród, lecz ten w ostatniej chwili zdołał sięgnąć po upuszczony miecz i wystawić go do przodu w momencie, gdy pająk zaatakował.
Masywna bestia sama nabiła się na długie ostrze, które zatopiło się po samą rękojeść i utknęło w krótkim pysku. Pająk natychmiast odsunął się od mężczyzny, szamocząc się w agonii przez kilka następnych sekund, by w końcu paść martwy z podkulonymi kończynami.


- Charlotte… Charlotte… Zbudź się! - Usłyszała odbijający się echem w jej głowie głos Dietera. Przez dłużą chwilę nie rozumiała znaczenia owych słów, tak jakby znów wróciła do czasów błogiego dzieciństwa, kiedy to jej matka budziła ją w podobny sposób, na godzinę przed wyjściem do przyklasztornej szkółki.
- ...Zbudź się! - Poczuła gwałtowne szarpnięcie i niemalże natychmiast przypomniała sobie kim jest i gdzie się znajduje. Otworzyła oczy, spoglądając spod przymrużonych powiek wprost na zatroskaną twarz łowcy.
- Przez chwilę myślałem, że odeszłaś na tamtą stronę - Dieter uśmiechnął się do niej i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, mężczyzna dźwignął ją na równe nogi. Charlotte chciała zrobić krok do przodu, aby złapać równowagę, lecz w tamtym momencie mięśnie wydawały się jej nie słuchać i tylko zachwiała się niebezpiecznie do przodu.
- Ostrożnie ptaszyno, bo sobie coś zrobisz! - Dieter chwycił młodą kobietę w pasie zanim ta upadła, a następnie przerzucił jej rękę przez swój bark i wspólnymi siłami ruszyli w stronę zwalonego drzewa, na pniu którego miał zamiar ją posadzić. - Jad jeszcze działa, ale dzięki antytoksycznym właściwościom ziół, które wtarłem w twoją ranę, udało mi się zmniejszyć jego siłę. Będziesz żyć - powiedział kiedy już usiedli. Przez cały ten czas nie spuszczał z niej swoich smutnych, wilczych oczu, tak jakby obawiał się, że w każdej chwili jej stan może się pogorszyć.
Chciała coś powiedzieć, ale nabrała haust powietrza jak osoba topiąca się, którą woda pozbawiła możliwości oddychania. Własne płuca ciążyły jej zza krat zbudowanych z żeber. W jej zachowaniu jednak wyraźnie było widać lęk i nie wyglądał on na irracjonalny, ani nie przypominał zwykłego, kobiecego przerażenia. Raczej jak strach wynikający z wiedzy, domysłów lub spostrzegawczości
- Poza… las - wymamrotała z ledwością, czując cierpnięcie swych ust. Niewidzialne mrówki dreptały po każdym kawałku jej ciała, prócz tego nie czuła wiele więcej.
- Nie, nie! - Dieter energicznie pokręcił głową w zaprzeczeniu, po czym zwrócił twarz w kierunku południowym, którym to podążył pirat. - Muszę zabić tego bezdusznego skurwysyna. Zasłużył sobie na to po tym co tobie… co nam uczynił. On zginie, rozumiesz? Zabiję Diego!
Kobieta pokręciła głową. Być może nie negowała samej chęci zabicia, choć nie mogła powiedzieć, że się z tym zgadza. Mimo to w tej chwili były ważniejsze rzeczy od biegania po lesie za kimś, kto po prostu dał się opanować lękowi.
- Ja nie - odparła na tyle ile mogła, skracając myśli do minimum. Jej opadające z braku sił powieki co chwila dawały znać senności, a ostatnie na co Charlotte spojrzała, to przepływający koło młyna strumyk, płynący pod skarpą, poza lasem.

Dieter pochwycił upadającą kobietę, po czym nie wiedząc co dalej uczynić, przerzucił ją przez bark i zaczął rozglądać się za odpowiednią kryjówką dla nich. Nie trwało to długo, bowiem już po chwili jego bystry słuch wychwycił szum wody. Ruszył w tym kierunku, by po kilku minutach stanąć przed rozpadającym się młynem.
Nie wiedząc co może czaić się wewnątrz, Dieter ułożył ciążącą mu na barkach kobietę wśród pobliskich zarośli, aby ukryć ją przed nieprzyjaznym wzrokiem, po czym z napiętym łukiem ostrożnie wkroczył do wnętrza budowli.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 11-10-2016, 16:27   #15
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Kiedy Diego uciekł, wszystko uległo zmianie. Oszołomiony umysł nie rejestrował skrętów przy danych drzewach, nie obliczał odległości ani nie potrafił z dokładnością stwierdzić ile sił z siebie wykrzesał. Niewiedza jaka ogarnęła jego grzeszne myśli, napawała większym niepokojem niż potrafił zrobić to olbrzymi pająk. Diego miał czas na rozejrzenie się, mógł ochłonąć, zastanowić się co dalej. Nie czuł się jednak komfortowo, gdyż otaczający go las na każdym kroku rzucał w jego stronę groźne spojrzenia swej nieprzeniknionej, mrocznej głębi. Był jak zagubione we mgle dziecko i nic prócz bicia własnego serca nie mógł usłyszeć. Przez chwilę mógłby przysiąc, że uderzenia pompującego krew mięśnia są na tyle silne, że mogłyby mu połamać osłaniające go żebra.


Dieter przeklinał tchórzliwego Pirata i w myślach, i na głos. Nie znał w tym przypadku oszczędności słów, nie mógł zrozumieć czemu mężczyzna tak podle wobec nich się zachował. Nie dostrzegł w jego oczach strachu, nie widział w zbierających ruchach ucieczki popłochu. Spostrzegł jednak przemyślaną i racjonalną decyzję, którą ten podjął pozostawiając kobietę i łowcę na pastwę olbrzymiego pająka.
Nawet po jego pokonaniu, Dieter nie mógł porzucić czujności i zająć się konającą Charlotte. Siła, z jaką oberwała, była na tyle ogromna, że tylko cudem wyszła z tego bez większych strat, a mimo to siła paraliżującego jadu trzymała się długo.
Grube, pajęcze nici poczęły niespokojnie drgać, kiedy to Łowca dał się przekonać do zejścia ze skarpy i tym samym opuszczenie tej części lasu. Nienażartego Olbrzyma pozostawili za sobą i choć przed nimi zdawało się malować bezpieczne schronienie w postaci młynu, Dieter zachował ostrożność. Ukrył w zaroślach niewładną w kończynach kobietach, po czym napiął łuk i z gotowością wbił do wewnątrz młynu, chcąc tym samym wykorzystać element zaskoczenia i zyskać przewagę nad ewentualnym przeciwnikiem. Kiedy drzwi uległy jego uderzeniu, z wewnątrz budowli dmuchnął w jego twarz przeraźliwy smród gnijącego mięsa. Z trudem powstrzymując odruch wymiotny, dał krok w tył wciąż obserwując wnętrze młyna. Prócz pustego pomieszczenia z kręconymi schodami prowadzącymi ku górze, wydawał się być pusty.


Diego nie wiedział gdzie jest, nie miał pojęcia który kierunek będzie prawidłowym. Nawet gdyby rozpoznał północ i wschód, nie znałby położenia, w jakim się znajdował nim postanowił dać nogi za pas. Z ostrożnością stąpał po kruchym chruście, który w powstałej w lesie ciszy był niezwykle zdradziecki. Gotowy do niespodziewanego ataku ze strony przyczajonych bestii, pająków, robali czy nawet ogrów, nie zdawał sobie sprawy, że na tym świecie istnieją istoty o wiele gorsze od tych, co zagrażają nam bezpośrednio - wizjonerzy. Strzała, która przeszyła powietrze wbiła się prosto w staw barkowy, unieruchamiając tym samym jedną rękę Pirata. Mężczyzna zachwiał się rzucony w tył, a kilka kroków za nim było już wyjście z lasu. W jednej chwili okazało się, że okrążył młyn i wyszedł jego drugą stroną. Stał na środku placu, niedaleko wejścia do budowli, przy której znajdował się Dieter. Diego był podejrzliwy, jednak nie ślepy i głupi. Zauważył, że wystrzelona w jego stronę strzała, wcale nie była tą, którą Łowca mógł skierować w jego stronę, mimo iż było wysoce prawdopodobne, że może spróbować to zrobić. Ich spojrzenia zetknęły się ze sobą, a wokół dało się wyczuć napięcie wynikające z tego spotkania. Myśliwy wycelował i błyskawicznie wypuścił strzałę, która boleśnie wbiła się w kolano Pirata.



 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172