Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-09-2016, 19:48   #21
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Jak tylko usłyszał aprobatę towarzyszy po sugestii Nikodemusa ruszył truchtem do gospody, gdzie zatrzymali się zeszłej nocy. Bez pardonu wpadł przez główne drzwi do sali niemal taranując wychodzących gości.
- dzie człeku krwa jego mać! z rańca jego mać samego szczurojad krwa... dokończył pod nosem zaspany krasnolud zarzucając trącony pakunek z powrotem na bark.
- Pan wybaczy - odpowiedział szybko Jin nie zatrzymując kroku i unosząc dłonie w pojednawczym geście.
- Nie ma to jak soczysta wiązanka na dobry dzień nieprawdaż? Proszę przyszykować strawę na podróż panie karczmarzu - rzucił odpychając się jedynie od Drewnianej lady za którą stał ten sam stary człek, który ugościł ich wczoraj.
- tylko suche jadło i napitek we flaszkach spakuj! - dodał wbiegając już po schodach.
z hukiem wpadł do izby, w której spali jego kompani. Zatrzymał się na moment ogarniając wzrokiem pomieszczenie. Prycze kompanów już puste i jedynie jego posłanie w nieładzie
- Trzeba się wziąć w garść. Polowanie już opite, a teraz muszę skupić się na zadaniu, by nie zawieść towarzyszy obecnych i nieobecnych - westchnął do siebie i wbił toporek, który miał przy sobie w blat stołu. I tak miał już ślady po nożach, młotkach, gwoździach i chyba nawet zębach.

Zaczął od zbroi, lekkiej, ale wytrzymałej i nie krępującej ruchów. Dopasowana kurta z gotowanej skóry nosiła już ślady walki, lecz głównie zadrapania od skał i gałęzi, między którymi przeciskał się jeszcze jako zwiadowca w partyzanckiej armii. Płytki, które wzmacniały część osłaniającą korpus dokładnie pokryte były kawałkami skóry dzięki czemu odbłyski światła latarni, czy pochodni nie zdradzą jego pozycji, gdy nieświadome zbliżającej się śmierci pokraki będą przechadzać się tuż obok niego. Dociągnął mocno pasy i rzemienie - zbroja ma być drugą skórą. Chwycił wbity w stół topór. Obrócił nim w powietrzu i zatknął za specjalnie przyprawiony do nogawic pas skóry. Takimi toporkami uczył się posługiwać jeszcze w swej rodzinnej wsi daleko za Południowym Morzem. I chociaż nigdy nie otrzymał ceremonialnego Shoka, który nosili jedynie klanowi wojownicy to sztukę miotania taką bronią opanował nim twarz zarosła mu włosami. Drugi, większy topór zawiesił przy pasie na skórzanej lince, która była do niego przytroczona. Mimo, że nie dało się nim rzucać, gdyż nie był odpowiednio wyważony, to był nieopisanie pomocny jeśli trzeba było narąbać drewna na opał lub przerwać połączenie między czyjąś kończyną, a resztą ciała. Została jeszcze jedna broń. Trzeci topór. Topory były ulubioną bronią Jin`a. Nie tak ciężkie i nieporęczne jak młot Hansa, ale dość ciężkie by przebić się przez jego zbroję, a przy tym wielofunkcyjne i uniwersalne w zastosowaniu. Ten trzeci jednak nie nadawał się do niczego oprócz rozszczepiania ciał. Stylisko przekraczające długością długość ciała Bardaga, zwieńczone słusznym obuchem z jednym zakrzywionym ostrzem, które przerwało niejedno życie. Taką broń można było nosić jedynie w reku, lub na plecach, do czego również służył skórzany pas ciągnący się wzdłuż rękojeści. Plecak z niezbędnym sprzętem, także z odtrutkami oraz owinięta na ukos tułowia lina i lekki skórzany hełm zawieszony na barku. Teraz butny krasnolud w drzwiach zastanowił by się zanim zwyzywałby wilka z południa od szczurojadów.
Dociągnął raz jeszcze wszystkie pasy i zamknął za sobą drzwi komnaty.
Rozliczył się z karczmarzem, umieścił prowiant w plecaku i już po chwili pełen powagi jechał konno obok magów i ciężkozbrojnych towarzyszy.

Bardag jednak z dużym powodzeniem zaburzał zaplanowaną powagę, którą szlak trafił kiedy krępy przyjaciel podczas przekraczania rzeki dźwięcznie deklamował przekleństwa popisując się nienaganną dykcją, talentem oratorskim oraz znajomością języków całego Imperium. Nie przestawał jednocześnie zbyt krótkimi kończynami dolnymi maltretować biednego konia.
Chociaż kojące krajobrazy, słońce ogrzewające twarz, szum wody i nieustanne figle Bardaga z jego rumakiem pozwalały z łatwością zapomnieć o wadze zadania z jakim zmierzają, to widniejące nad lasem słupy czarnego dymu z jeszcze większą łatwością ściągały myśli na ziemię.

Gdy zostali otoczeni przez drzewa lasu oddzielającego ich od miasta krajobraz zmienił się jakby przeszli z pomieszczenia do pomieszczenia. Temperatura w zaledwie kilka sekund spadła niczym po zapadnięciu zmroku, a gęste korony drzew skutecznie pochłaniające światło słońca potęgowały ten efekt. Ucichły głosy ptaków raczących się końcem lata, a migoczące słupy światła przepuszczanego przez wciąż zielone liście przydrożnych dębów zastąpiła niska mgła jarząca się resztkami światła nie zatrzymanego na szczycie lasu.

Las stawał się gęstszy i ciemniejszy z każdym krokiem, aż zmusił wszystkich do zejścia z wierzchowców. Jak tylko Jin dotknął stopami miękkiego runa, ruszył przed grupę starając się wysłyszeć, lub wypatrzeć co znajduje się na ich drodze. Po chwili udało mu się usłyszeć dźwięk. Jemu, pozostałym towarzyszom oraz wszystkim istotom w zasięgu kilkuset metrów, gdyż dźwięk szybko okazał się być przeszywającym las na wskroś piskiem. Jin stanął jak wryty rozglądając się nerwowo mimo, że nie liczył nawet, by wypatrzeć źródło wizgu. Nie udało mu się również ustalić kierunku, z którego dochodził. Wilgotne powietrze niosło dźwięk daleko, a do tego odbijał się on od pni drzew, więc wydawał się dochodzić zewsząd. Był jednak ktoś, kto miał słuch bardziej wyczulony niż Jin. Targo, ogar łowcy czarownic najwyraźniej nie miał kłopotu z ustaleniem źródła wrzasku i gdy echo majaczyło jeszcze między konarami, czworonóg minął nogi Jina w pełnym biegu. Nie zastanawiając się ani chwili Jin ruszył za nim zrywając mech podeszwami butów. Trzymając jedną dłoń na drzewcu topora przy pasie, a drugą osłaniając twarz przed gałęziami, gnał przeskakując korzenie i powalone konary, by nie stracić ogara z oczu. Gonił go do momentu, aż ten stanął warcząc agresywnie. Wskoczył na głaz na którym się zatrzymał i kucnął obok niego by zobaczyć to samo, co on.
- Dziecko?! - wyrwało mu się mimo woli. Na ziemi siedziała zmaltretowana kobieta trzymająca kurczowo niemowlę. Spojrzał za siebie. Towarzysze byli tuż za nim. Zsunął się z kamienia i ruszył pędem w kierunku kobiety, lecz minął ją. Zajmą się nią przyjaciele. Jin skulił się i skoczył między konary drzew. Szukał śladów, jakichkolwiek wskazówek, które powiedzą mu kto, lub co doprowadziło tę niewiastę do tego stanu i miejsca. I co ważniejsze, czy nadal może być w pobliżu.
- Jeśli nie jesteśmy tu sami muszę ich znaleźć, nim oni znajdą mnie - pomyślał prześlizgując się między drzewami i pilnując, by toporzyska nie uderzały o siebie, by nie wydawać żadnych zbędnych dźwięków.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 20-09-2016 o 12:06.
Morel jest offline  
Stary 18-09-2016, 23:13   #22
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Waldemar Engel spojrzał na maga, który zapytał go o powód spalenia heretyków. Jego wzrok nie zdradzał żadnej emocji, a wyłącznie posępną powagę. - Jeden z nich był magiem heretykiem, spalony za złamanie praw Kolegium, Imperium oraz kościoła Sigmara. - Powiedział spoglądając Albertowi w oczy jakby szukając w nich czegoś. - Pozostała dwójka dała się zwieść jego kosztownościom. Zostawili swój posterunek tym samym doprowadzając do ataku na kaplicę Sigmara, gdzie w walce stracili życie ich niedawni kompani z oddziału, z którymi jeszcze tego samego wieczoru dzielili strawę. - Na tym zakończył rozmowę jakby już nic więcej nie trzeba było dodawać.

Waldemar był zadowolony, że grupa okazała się jednomyślna. Zaoszczędziło im to sporo niepotrzebnych problemów i mnóstwo czasu. Łowca cierpliwie czekał aż spóźnialscy zbiorą się do drogi. Nim wyruszyli z miasta zostali zatrzymani przez znanego Waldemarowi strażnika. Szczerze powiedziawszy Engel był zaskoczony powrotem mężczyzny, a sam strażnik wyglądał na równie, jeśli nie bardziej, zaskoczonego co łowca. Grupa wywiedziała się od niego paru ciekawych rzeczy, szczególnie cenna była informacja, że doszło do starcia między norsmenami, a zwierzoludźmi. Znając zajadłość zwierzoczłeków na pewno paru z nich uszło z życiem z tej potyczki tak więc na tę chwilę mogli spokojnie wykluczyć sojusz między nimi a barbarzyńcami. Miło było także słyszeć, że wrogie siły trochę się wzajemnie uszczupliły.
- Sigmar pozwolił ci wrócić żywym, nie zaprzepaść tej szansy i następnym razem lepiej postępuj słusznie. Jeżeli znów sprzeniewierzysz się prawu Imperium, to módl się, żebym o tym nigdy nie usłyszał. - Dodał na koniec bardzo pocieszająco, po czym wręczył strażnikowi parę złotych monet. Nie wdając się w dalsze dyskusje wsiadł na konia i powoli ruszył w stronę celu.

W drodze bacznie obserwował okolicę szukając jakichkolwiek śladów, które mogły świadczyć o przejściu barbarzyńców, lub też innych istot mogących zagrozić ich grupie. Mimo ostrzeżeń ludzi z miasta droga wydawała się spokojna i w miarę bezpieczna. Niestety poczucie bezpieczeństwa zniknęło niedługo po przekroczeniu rzeki, a krajobraz zmienił się na o wiele bardziej posępny. Łowca zmrużył stalowoszare oczy poprawiając kapelusz. Teraz dopiero zaczynała się prawdziwa wędrówka i miał nadzieję, że jego towarzysze są równie gotowi co on, inaczej nie wrócą z tego zadania w takim samym składzie. Wkrótce las zgęstniał tak bardzo, że dalsza podróż na grzbietach koni nie wchodziła w grę. Każde z nich, ku uciesze khazada, musiało zejść z siodła i prowadzić zwierzęta za lejce. Już wtedy łowca dobył jednego ze swoich mieczy. Doskonale wykonane ostrze zalśniło odbijając rzadkie promienie światła przebijające się przez leśne poszycie oraz mgłę. Z orężem w dłoni ruszył dalej prowadząc za sobą swojego konia.

Piekielny skrzek sprawił, że Engel zatrzymał się w pół kroku zaciskając dłoń na rękojeści miecza. Jego oczy czujnie zaczęły lustrować najbliższa okolicę. Łowca już chciał coś powiedzieć, kiedy Targo warcząc wyrwał się do przodu pędząc w nieznanym dla grupy kierunku. Waldemar zaklął w duchu i ruszył pędem za psiskiem. Poruszał się wyjątkowo zręcznie i szybko jak na kogoś, kto zakuty był w pełną zbroję płytową. Wraz z resztą kompanii zatrzymał się przy wielkim pniu i spojrzał na co warczy ogar. Zakrwawiona kobieta w żaden sposób nie wzbudziła w nim żalu, a wręcz przeciwnie. Głośne powarkiwanie ogara tylko upewniało go w przekonaniu, że z tą kobietą lub jej dzieckiem może być coś nie tak. Waldemar stanął na przeciw kobiety widząc, że Jin zajął się zabezpieczeniem najbliższej okolicy. - Sugerowałbym ostrożność, panowie, ogar nie bez powodu na nich warczy. Chaos przybiera wiele form, nie dajcie się zwieść. - Po tych słowach zlustrował dokładnie wzrokiem kobietę oraz kurczowo trzymane dziecię. Szukał jakichkolwiek śladów mutacji, czy innych znaków spaczenia.
- Odpowiedz na ich pytania, kobieto. - Jego głos był lodowaty, a ton nie cierpiący sprzeciwu. Można było się domyślać, że Engel nie zawaha się podnieść miecza na kobietę lub dziecko.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 19-09-2016, 15:53   #23
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Talagaad. Jakiś czas temu

Strażnik, którego Waldemar uznał za oczyszczonego z grzechów odetchnął z ogromną ulgą. Nie trzeba było być czujnym obserwatorem by zauważyć jak ogromny ciężar spada mu z barków. Mimo iż ocalił swoje życie i wrócił ledwie żyw nie zignorował pytań nieznajomych mężczyzn.
-Ich przywódca? Tak. Widziałem go. To czart w ludzkim ciele. Widziałem jak jedną ręką w trakcie bitwy uniósł w powietrze potężnego gora, udusił go i cisnął jak chochołem... Ma nadprzyrodzoną moc, a jego skóra pokryta jest pulsującymi pęknięciami, jakby od środka rozrywała go demoniczna siła. Ten cały Gustaw, od dawien dawna nie jest człowiekiem, za prawdę powiadam wam... To demon wcielony!- jęknął -Gdy walczyli jeden z barbarzyńców nadział włócznią mutanta i pchnął go na moją klatkę. Kraty puściły i wystarczyła odrobina nieuwagi pogrążonych w boju zwierzoludzi żeby czmychnąć czym prędzej.- odrzekł patrząc na Alberta...

Nieopodal miasteczka Dunstigfurt. Teraz

-Przyszli tu po swoje...- majaczyła patrząc gdzieś przed siebie, kompletnie ignorując pytania Hansa, czy też protekcjonalny ton Waldemara -Dotarli tu z najciemniejszych zakątków świata, prosto z podświadomości grzesznych ludzi... Przyszli by sprawić świat piękniejszym. Kolorowym i zdrowym...- wysyliła się na skromny uśmiech unoszac powoli głowę w stronę Waldemara. Łowca czarownic widział to spojrzenie dziesiątki razy. Obłęd był chorobą z którą nie widział osobiście sensu walki. Chorzy rzadko wracali do zdrowia a przeważnie stanowili wielkie niebezpieczeństwo zarówno dla siebie jak i innych. Większość kompanów była świadoma, że za kilka chwil przyjdzie któremuś z nich ukrucić męk kobiecinie, która pewnie na swój niefart zbiegła z miasta oblężonego przez bestie i potwory.
-Rozdawali dary. Piękne dary! Ja dostałam mój skarb. Mój piękny, mały skarb...- odezwała się odsłaniając zawinięte w szmaty niemowlę.


Niemowlę wybuchło piskliwym, przeraźliwym płaczem, gdy tylko poczuło kontakt z słonecznymi promieniami. Jego twarz była strasznie zdeformowana, usta dzieliły twarzoczaszkę pionowo na pół. Długie i haczykowate zębiska były w stanie oderwać spory kawał mięsa, zaś w pustych oczodołach można było przez ułamek sekundy dostrzec głębię otchłani szaleństwa.
-To plugawe świętokradztwo!- warknął Waldemar łapiąc niemowlę za szyję i odbierając je zrozpaczonej matce. Ta jednak nie pozostała neutralna wobec zdarzeń i prędko stanęła na nogi rzucając się na Waldemara z rękami. Zanim jego lśniący miecz zatopił się w jej trzewiach zdążyła pozostawić mu na policzku trzy, krwawiące bruzdy po paznokciach.

-Idźcie za nimi. Idźcie. Dla was też mają prezenty...- powiedziała tuż przed skonaniem. Waldemar posłał jej ostatnie, pełne pogardy spojrzenie, po czym wejrzał na wijące się niemowlę naznaczone piętnem chaosu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 20-09-2016, 22:43   #24
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Bardag odskoczył jak oparzony na widok tego co zobaczył u kobiety w zawiniątku. Chciał zastrzelić to coś podnoszone przez łowcę, ale zasłoniła to kobieta skacząca z pazurami na Waldemara.
*Strzelać? Nie strzelać?* O to było pytanie. Kobieta obłąkana była, ale czy zasłużyła na śmierć? Nie musiał długo Khazad nad tym myśleć bo jej sztywniejące ciało ześlizgiwało się z miecza Inkwizytora.

- Ubij to ścierwo czym prędzej nim znowu wrzaśnie i wezwie resztę pobratymców.- Syknął zakuty w zbroję, pełną płytową z której tylko broda falująca na wietrze powiewała.
Każdy kto widział ten kunszt wiedział, że krasnoludzcy rzemieślnicy maczali w tym cudzie swoje palce. Runów był bez liku. Pismo runiczne zdobiło krawędzie. W dłoniach trzymał kuszę z magazynkiem na pięć bełtów. Widać po niej, że z innego źródła ją posiadał. Natomiast topór bojowy zatknięty za pas już widocznie był spod ręki najlepszych rzemieślników, którzy chodzili po ziemi w ostatnim stuleciu.

Krasnolud zaczął się rozglądać za wrogami, którzy wezwani pierwszym krzykiem małej poczwary zapewne szykowali się do ataku.
Bardag nie zamierzał zostać zaskoczony tu na środku pola. Musi jeszcze sporo zrobić zanim z przodkami się spotka.
 
Hakon jest offline  
Stary 21-09-2016, 00:56   #25
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Hans Manstein - Sigmar tak chce!



Szli przez las. Zupełnie jak wtedy. Wtedy też szli przez las. Całą czwórką. I każdy prowadził jakiś oddział. On jako osoba z największym, wojskowym doświadczeniem prowadził i mówił co i jak. Ale wątpił by bez trójki przyjaciół poradził sobie choć w połowie tak dobrze. Eskel jako najlepszy szermierz zajął się miecznikami. Thomas wziął na siebie tych hultajów z milicji. Pasowali do siebie jak ulał. Zaś Sev ogarnął tych którzy mieli coś do strzelania szumnie nazywanych strzelcami. Zaś on sam, wziął pod bezpośrednią komendę całą resztę piechoty. I wtedy też szli przez las. Każdego dnia. Hans narzucił mordercze tempo ignorując marudzenia i lamenty podwładnych. Spieszyli się. Wiedział, że muszą zdążyć. I zdążyli. Byli jedynym oddziałem piechoty który przebył tą cholerną puszczę na czas by zdążyć na tamtą bitwę. Po kilku dniach morderczej wędrówki byli wykończeni. Ale zdążyli. Zdążyli na ich ostatnią jak się okazało bitwę. Stanęli do niej wciąż czując trudy tego rajdu przez puszczę.

I wtedy, nim ich potem rozbili i nim dotarli na to pole bitwy też szli przez taki las. W dzień było tam ponuro. Ślady wojny były widoczne wszędzie. Drzewa z wisielcami dezerterów i rabusiów. Przegniłe zwłoki zielonoskórych, chaosytów, mutantów czy zwierzoludzi. Ludzi też. Usieczonych w wioskach czy jak z nich pórbowali uciekać. Poprzybijanych do drzew, do ścian ich domów, pokawałkowanych, poprzybijane dłonie czy głowy wbite na pale. W najrózniejszych formach rozkładu, wciąż obsiadłe przez robactwo i ptaki czy szarpane przez wygłodniałe, zdziczałe psy które żywiły sie często trupami swoich dawnych właścicieli. Tak. Wojna. Szli każdego dnia przez tereny przez które ona przeszła. Które gościły i karmiły jej ciężką i niechciana obecność. I wtedy też szli przez taki las.

A najgorzej było w nocy. Mimo ciepła i światła ognisk czuli jak mrok prastarego lasu ich przytłacza próbując zagnieść. I bębny. Cholerne tamtamy. Czasem rogi. Słyszeli jak to coś w głębi lasu choć cholernie za blisko ich obozowisk czuwa. Ucztuje. Nawołuje się. I śpiew. Kobiecy śpiew z ciemności lasu. I ci znikający ludzie. Nie mogli tego rozgryźć bardzo długo. Czemu znikali? Jak to się działo? Czemu porzucali broń i opuszczeli posterunki? Początkowo sądzili, że to jakieś plugawe sztuczki złowrogich magów i szamanów. Ale Sev zarzekał się, że to nie ma z magią nic wspólnego. Tak. Długo wtedy nie mogli tego rozgryźć i stracili wtedy sporo tak ciężko zebranych w oddziały ludzi.

Ale teraz. Teraz był i byli tutaj. W tym lesie. Przy tej kobiecie. Szalonej i zwiedzionej zgubnymi mocami dziewczynie. Odskoczył od niej gdy dostała ataku histerii. Waldemar zrobił z nią porządek ale nadal trzymał małą maszkarę. Bardak zajął się filowaniem najbliższej okolicy. Sprawę trzeba było zakończyć definitywnie bez półsrodków.

- Pozwól Waldemarze. Ja się tym zajmę. - wyciągnął dłoń w stronę łowcy czarownic i wziął od niego zawiniątko. - Za plugawienie i mamienie imperialnego ludu... - mały maszkaron prawie od razu został przez Hansa bezceremonialnie rzucony na jakiś pieniek po dawno ściętym drzewie. - Za kalanie imperialnej ziemi i obrazę dobrych bogów... - warknął widząc wierzgające na pieńku coś, które jakby dziwnie nadświadome, że zbliża się jej zagłada próbowało chyba zleźć z tego pieńka. Kapłan jednak bezlitośnie już onosił swój ciężki młot. - Ja sługa Sigmara, z zakonu Młotów Sigmara, oddaję ci ostatnią posługę czarci pomiocie! - wydyszał ciężko przesyconym gniewem, odrazą i nienawiścią głosem kapłan i obuch dwuręcznego młota świsnął w powietrzu. Rozległo się głuche uderzenie obucha w pieniek nieco poprzedzone na mgnienie oka cichym chrupnięciem i rozbryzgiem jakiejś brei. - Twych panów czeka to samo! Bo Sigmar tak chce! - wycharczał nieruchomiejąc i patrząc gorejącym wzrokiem na wbity w pieniek obuch młota.

- Została zwiedziona. Zapewne nie jedyna. To tylko owoc z zatrutego ziarna posianego przez plugastwo. Zalągł się tam chaos który stał się bramą dla tych nieprzyjaciół dobra. Ale tam właśnie prowadzi nasza droga bracia. Właśnie tam wykonamy nasze zadanie. - powiedział już spokojniej. Zgadywał, że kobieta nie była jedyna. Mogło być więcej biedaków którzy w chwili zwątpienia porzucili światło dobrych bogów i kochanego Imperatora. I na tak oszalałe i osłabione miasto mógł spaść atak wrogów. Zapewne nie zwierzoludzie ani barbarzyńcy z północy daliby radę omamić lud. Nie. To musiał być ktoś bardziej swojski. Mniej obcy. I to właśnie najbardziej mierziło kapłana. Obiecywało brutalny koniec takim zaprzańcom.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-09-2016, 03:22   #26
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Słuchając relacji strażnika, gdy ten opisał pokrótce osobę ściganego przez nich Gustawa, Nicodemus zacisnął zęby w grymasie zniechęcenia. Te kilka słów o demoninczej sile wystarczyło by przywołać obraz monstrum spod bram Talabheim. No ale czy czegoś innego mógł się spodziewać po przywódcy barbarzyńców służącym siłom chaosu? Raczej nie. Od początku można było się domyśleć że jeśli czymś taki osobnik będzie się wyróżniał to olbrzymią siłą i brutalnością. I to spotęgowaną przez przeklęte, mroczne bóstwa.
- Skóra pokryta pulsującymi pęknięciami… Kolejna maszkara jak by na wojnie ich było mało… Nie zapeszaj z tymi demonami dobry człowieku. - Wtrącił na koniec rozmowy ale jak się miał niebawem przekonać, było już zapeszone.


Początek podróży dobrze rokował, nawet taka prozaiczna okoliczność, jak sprzyjająca pogoda napełniała optymizmem. Dzięki temu będą się żwawej poruszać czyli szybciej skrócą dystans do celu. Tym prędzej wykonają powierzone im zadanie. Co prawda przewaga liczebna przeciwników była znaczna ale z dobrym planem i skoordynowanym atakiem przeprowadzonym z zaskoczenia powinni sobie poradzić. Może było to nie skromne myślenie ale on i Albert to magistrowie. Może nie chodzące armaty jak konfraci z kolegium płomienia ale też dysponowali sporą siłą ognia. I właściwie chciał poruszyć temat taktyki jaką to obiorą podczas starcia. Czy to ustalić dowódcę czy przeanalizować kilka scenariuszy bitwy, omówić mocne i słabe strony ich aktualnej grupy. Nawet jeśli było za wcześnie na takie rozmowy to sama dyskusja tego typu sprawiała mu przyjemność.
Lecz gdy w oddali zauważył smugi czarnego dymu i gdy wraz z innymi przekroczył linię lasu ferwor zaczął go opuszczać. Chęć do pogawędki odeszła zastąpiona ponurym skupieniem. Atmosfera tego miejsca, podejrzanie nisko zawieszona mgła kazały zachować czujność. Co czeka w Dunstigfurt? Rozglądał się bacznie, wyostrzając swoje “oko duszy”. Co prawda koncentrując się na wykrywaniu magii dużo łatwiej mogła zaskoczyć go otaczająca rzeczywistość ale w takich chwilach należało zaufać czujnym ale pozbawionym wiedźmiego wzroku kompanom.
Gdy tylko usłyszał pisk dobył kosturu należącego niegdyś do arcymaga Bonthira. Choć miał wielkie zaufanie do tej broni, był to wszakże podarunek od księcia elektora to i tak w duchu ciągle klął na siebie że nie znalazł odpowiednio dużo czasu by zbadać magiczne właściwości tego oręża.
- Jak tak dalej pójdzie przyjdzie mi odkrywać tajemnice kostura poprzez walkę. - powiedział zaciskając palce na broni i ruszając za kompanami w kierunku wskazanym przez psa.

Gdy ujrzał kobietę pomyślał podobnie jak Albert. To mogła być zasadzka. Choć nawet gdyby okoliczności były inne nie rzuciłby się na oślep do pomocy. Tu mag zgadzał się z Waldemarem, zagrożenie mogło nadejść z każdej strony przez co należało być ciągle czujnym. Powoli skracał dystans do niewiasty, nie mogąc powstrzymać się od rozglądania wokół.
- Uważacie. - dodał gdy tylko kompani go wyprzedzili. A potem podobnie jak i inni zrozumiał. Widział i słyszał to, ta kobieta której chcieli pomóc była szalona. I zrobiło mu się jej żal. Wiedział że nie ma dla niej ratunku. Nawet magia była tu zawodna. Podejrzewał że wie co trzyma w zawiniątku. Martwe dziecko. Jakże się pomylił!
Gdy tylko ujrzał potworka cofnął się gwałtownie. Zasłonił dłonią usta.
- Sigmarze… - wycedził przez palce. Nie ważne ile obrzydliwości widział i tak zawsze znajdzie się coś gorszego. Co to było? Zdeformowana twarz, usta a może pysk? I te puste oczodoły! To nie powinno istnieć a co dopiero żyć! A jednak plugawiło świat swą obecnością.
Oczy Nicodemusa zabłysły bielą gdy w odruchu obrzydzenia chciał zaatakować stwora wiązką palącego światła ale Hans był szybszy zabierając potworka. Manstein i tak był odważny że zdecydował się “to” dotknąć nawet przez szmatę w jakim bestyjka była zawinięta.
- Spalimy ciało? - zapytał kompanów. Będzie to wymagało poświecenia chwili czasu ale wydawało mu się że to odrażające truchło wypadało spopielić.
Gdy Sigmaryta robił swoje Hierofanta wziął przykład z Khazada. Rozglądał się wokół czy czasem rzeczywiście to czego byli teraz świadkami nie było wstępem do czegoś gorszego.
 
Nemroth jest offline  
Stary 21-09-2016, 22:03   #27
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
- Ślady. Są, ale stare i ludzkie na szczęście. Widać wspomnienia nie tak dawnej walki – a raczej rzezi. Gdzie niegdzie gleba nadal miała brunatny kolor i pachniała posoką. Nic nie wskazywało na to, by w pobliżu czaiła się istota, która zmaltretowała kobietę i zmroziła krew w żyłach przeraźliwym piskiem. Pora wrócić i poinformować resztę. Chyba jest bezpiecznie, chociaż mroczne miejsca po środku lasu, takie jak to – w których nadal czuć odór śmierci - przyciągają bestie, plugastwa, a nawet demony. Bezpiecznie to chyba zbyt mocne słowo. Trzeba wracać do reszty i wypytać tę kobietę. Może uda się czegoś dowiedzieć.

Rzucił bryłkę gleby, którą trzymał w dłoni, raz jeszcze rozejrzał się między krzewami wciąż kucając nisko. Podniósł z ziemi topór i ruszył w kierunku, z którego przyszedł. W myślach układał pytania do kobiety i sposób w jaki je zadać by nie pogłębiać szoku, w jakim zapewne się znajdowała. Stanął na chwilę patrząc w ziemię.
- I co my do cholery teraz z nią zrobimy? Co, zostawimy w lesie z dzieckiem? Zabierzemy ze sobą? - zmarszczył brwi , wsunął palce we włosy i spojrzał w stronę nieba, ale nie było go tam.
- Whaark - warkną klnąc w ojczystej mowie - na miejscu są mądrzejsi ode mnie, coś wymyślą.
- Znów ten pisk! - przeszywający dźwięk wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na ponure drzewa przed sobą - tak, tym razem wiem skąd dochodzi. O nie! Tam są oni - ruszył biegiem, już nie uważając, czy toporzyska nie obijają się o siebie. Biegł odpychając się od pni, chłostany bezlitośnie po twarzy przez ostre gałęzie.
Kurtyna drzew i krzewów odsłoniła ich postury, dopiero, gdy był bardzo blisko - kobieta stała tyłem do niego, tuż przed Waldemarem. Za mim reszta.

- Dobrze. Są wszyscy. Dlaczego tak po prostu stoją? Nie słyszeli tego wrzasku? - Już chciał zadać nurtujące go pytania, kiedy spostrzegł srebrzyste ostrze wynurzające się z pleców kobiety. Osuwające się ciało odsłoniło kamienną twarz łowcy czarownic. W jego zimnym spojrzeniu nie było nic. Po prostu ją zabił.

Jin Stał jak wryty, kiedy zwłoki układamy się pod nogami Waldemara. Próbował wyjaśnić sobie to, co zobaczył, ale myśli i emocje kotłowały się w jego głowie. Włosy, na całym ciele zjeżyły się, oczy otwarły szeroko, a twarz pokryła dziesiątkami bruzd w grymasie gniewu. Nie wiedział nawet kiedy doskoczył do uzbrojonego łowcy czarownic chwytając go za płaszcz pod szyją.
- Pojebało cię kurwa?! coś ty zrobił! - wykrzykiwał mu prosto w twarz, chociaż był niższy od niego.
Nim zdążył wykrzyczeć więcej bluzgów w kamienną twarz Waldemara, gdyż jego uwagę przykuł ruch dziecka, które trzymał.
- roho ya misitu.. - wezwał opiekuńcze duchy, kiedy zobaczył plugawy pomiot chaosu bezczelnie kalający dziecięcą postać. W momencie puścił odzież Waldemara unosząc otwarte dłonie. Spoglądał to na wijącego sie potwora, to w zimne oczy łowcy czarownic. Jego ciało mimowolnie cofało się, jakby nie chcąc skalać się powietrzem wydychanym przez odrażające, zdeformowane ciało. Spojrzał na pozostałych towarzyszy, na leżące w kałuży krwi ciało kobiety. Nikt nic nie mówił. Pozwolili by Jin sam uświadomił sobie sytuację. Myśli docierały do niego jedna po drugiej.
- Gdyby nie musiał, z pewnością by jej nie zabił. Jeśli nie powinien jej zabijać, ktoś by zareagował, nie pozwolili by mu - po chwili wiedział juz co się stało. Reszta wątpliwości szybko została rozwiana przez słowa towarzyszy. Zrobili to, co trzeba było zrobić.

- Wybacz Panie Waldemarze - Ukłonił się splatając palce dłoni pod twarzą, bo tak przepraszało się tam gdzie się wychował - zrobiłeś, co musiałeś. Ja zrobiłbym to samo - dodał, chociaż człowiek taki, jak Waldemar zdawał się nie potrzebować usprawiedliwienia dla swoich czynów. Taka profesja - wiedział, co robi.
Kiedy Hans wykonał wyrok deklamując wyniosłe słowa - zbyt łaskawe dla tego parszywego bytu - trzeba było pomyśleć, co dalej.

- Trochę szkoda. Mogła coś wiedzieć - spojrzał na truchło kobiety.
- W okolicy nie znalazłem nic podejrzanego. Możemy iść dalej. Mogę też ruszyć przodem, gdy będziemy bliżej Dunstigfurt i zlustrować miasto. Zdecydujemy wtedy, czy je ominąć, czy przez nie przejść. Przy odrobinie szczęścia, jeśli nie zostanę zauważony możemy oszczędzić sobie zbędnych kłopotów i spowolnienia pościgu. A może nawet zdobędę jakieś przydatne informacje. To moja propozycja. - zaczesał włosy palcami do tyłu i czekał cierpliwie, aż każdy zbierze myśli.
 
Morel jest offline  
Stary 22-09-2016, 01:57   #28
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Przeczucie jak zwykle go nie myliło, kobieta była naznaczona piętnem Chaosu, a jej dziecko stało się naczyniem ich plugawej esencji. Oboje należało zabić, a najlepiej spalić. Łowca błyskawicznie chwycił dziecko zaciskając pancerną rękawicę na gardle paskudztwa. Matka dziecka momentalnie zerwała się na równe nogi i rzuciła na Engela niczym zwierze próbując wydłubać mu oczy. Waldemar odchylił się lekko przez co paznokcie dziewki minęły jego oko o centymetry raniąc policzek. Widocznie poirytowany tym porywczym atakiem podniósł miecz i pchnął mocno, przebijając tym samym kobietę na wylot. Stalowoszare ślepia łowcy wpatrywały się w oczy kobiety, kiedy ta zaczęła pluć krwią, a do jej zamglonego szaleństwem umysłu zaczęło powoli dochodzić, że umiera. Zawzięcie szybko ustąpiło zwierzęcemu strachowi przed tym co nieuniknione. Kobieta ostatkami sił próbowała wyciągnąć sobie ostrze z brzucha raniąc sobie przy tym tylko dłonie. W końcu przestała wierzgać i zawisła na ostrzu miecza. Engel splunął w bok, po czym kopnięciem posłał truchło matki na glebę tym samym wyswobadzając broń.

Pół uderzenia serca później był przy nim Jin, który najwyraźniej jeszcze nie pojął sytuacji. Łowca spojrzał tylko na niego w milczeniu oddając jednocześnie małego plugawca kapłanowi. Zwiadowca szybko zrozumiał swój błąd i zaczął przepraszać Waldemara. - Może mówię to na wyrost, ale tego typu sytuacje nie powinny się powtórzyć. Mam tutaj na myśli zarówno to co zaszło z kobietą jak i reakcję Jina. - Engel spojrzał po każdym z osobna, gdyż jego słowa były skierowane do całej grupy. - Mieliście szczęście, że nie miała broni i była spokojna, mogło się to skończyć o wiele gorzej. - Wyciągnął kawałek czystej szmatki, który nasączył alkoholem z butelki przy pasie, po czym kontynuował jednocześnie przecierając ranę na policzku. - Może zbytnio przywykliście do pól bitewnych, gdzie wróg jest jasno określony, ale tutaj sprawy mają się zupełnie inaczej. Tutaj musicie być po trzykroć czujni, gdyż plugawe siły tylko czekają by wykorzystać uczucia takie jak współczucie, po czym obrócić je przeciwko wam. - Zrobił krótką pauzę. - Pewnie powiecie, że mogła być zdrowa na umyśle, ale ranna na ciele. Owszem, mogła, ale nawet gdyby tak było, to rzucanie się bez zastanowienia na pomoc jest błędem, za który można srogo zapłacić w tych okolicach.- Wskazał czubkiem miecza martwą kobietę. - W ciągu najbliższych dni możemy spotkać podobnych zatraceńców. Musimy z góry zakładać, że każda napotkana osoba jest zagrożeniem, czy się wam to podoba, czy nie. Tak będzie bezpieczniej dla nas i dla sukcesu powierzonego nam zadania. - Po tych słowach zabrał się za oczyszczanie miecza z krwi. Skupiony na tej czynności nawet nie spojrzał na magów dodając głośno. - Nicodemus ma rację. Jeśli, któryś z was, magów potrafi spalić te ciała, to powinien to uczynić czym prędzej, żebyśmy nie tracili niepotrzebnie czasu. - Podniósł ostrze na poziom oczu i przyjrzał mu się dokładnie, po czym opuścił oręż, a zakrwawioną szmatę rzucił gdzieś w zarośla.

Ci ludzie byli bohaterami, o których opowiadano nieustannie w okolicznych karczmach. Niestety bohaterowie często dzielili wspólną, bardzo dużą wadę - byli bohatersko naiwni. Dlatego łowcy czarownic woleli pracować samotnie lub w gronie sobie podobnych. Każdy z łowców wiedział, że w walce z Chaosem nie ma miejsca na wahanie, czy współczucie. Łowcy byli gotowi poświęcić każdego, nawet niewinnych lub samych siebie, a wszystko to w służbie Imperium. Jednostki takie jak ta kobieta nie miały dla nich, w tym dla Waldemara, żadnego większego znaczenia. Życie pojedynczej osoby można było bez problemu spisać na straty, jeśli dzięki temu dało się ocalić o wiele więcej istnień.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 22-09-2016, 10:14   #29
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
- Bądź spokojny. To się więcej nie powtórzy – odpowiedział oschle łowcy czarownic.
W gruncie rzeczy powinien być wdzięczny za wyrachowanie kompana. Inaczej być może to na niego spadła by konieczność ukrócenia męki tej biedaczki. Dobrze mieć kogoś, kto zrobi coś takiego, a wieczorem zaśnie, jak dziecko. Jin miał z tym problem, od kiedy pamiętał. Jebane skrupuły. Życie bez nich byłoby o wiele łatwiejsze. Patrzył na Waldemara czyszczącego klingę miecza z krwi i zastanawiał się jak on to znosi, co dzieje się w głowie zakutego w zbroję łowcy. Czy nadal był człowiekiem., czy sam stał się już tylko bronią. Musiał poświęcić w tej wojnie więcej niż on i wszyscy jego kompani. Siebie.

- Obiecuję, że od tej pory będę ufał tobie i twoim decyzjom. Skoro dowódca Deidorn Ci zaufał to i ja powinienem - Ściągnął topór z pleców, by móc spocząć na powalonym drzewie. Wbił drewnianą rękojeść w miękkie runo między stopami i oparł brodę o o dłonie złożone na obuchu.

- Nie. Ja nie mogę stać się taki, jak on. Są potrzebni, ale jeśli wszyscy wyrzekną się uczuć i skrupułów, to czy będziemy różnić czymś więcej niż wyglądem od tych, z którymi walczymy? - Nie odpowiedział na zadane w myślach pytanie, ale uświadomił sobie, że nie wiedzieć kiedy przestało zależeć mu jedynie na sławie i bogactwie. Chyba zaczął traktować tę krainę, jak dom, którego los i mieszkańcy nie były mu obojętne.

- Nie zwlekajmy. Czas działa na naszą niekorzyść. Ruszamy dalej, gdy spalicie to ścierwo? - skinął głową w kierunku pniaka ociekającego juchą „pięknego daru” od plugawych bożków.
 
Morel jest offline  
Stary 24-09-2016, 15:30   #30
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu

P { margin-bottom: 0.21cm; } Gdy tylko usłyszał skowyt Albert dobył miecza i rzucił się w kierunku reszty, nigdy nie mógł wiedzieć co go czeka i czym jest ich przeciwnik. Przeklęty chaos uporczywie nie poddawał się logicznemu uporządkowaniu. Wiele by dał by wiedzieć w jaki sposób przejawi się zepsucie, by móc z dużą dawką pewności przewidzieć co się stanie i zareagować adekwatnie.


Reszta kompanów zajęła się niemowlęciem z obrzydzeniem, świętym oburzeniem. Hans wygłaszał kazanie, Waldemar rzucał dzieckiem. Albert przyglądał się z smutkiem i ciekawością, nowa mutacja, nowy przypadek, nie miał czasu na opis, zadanie było ważniejsze.
- Przepraszam. - Skierował swoje słowa do martwych. - Nie było drogi by was uratować, niech Morr przyjmie was do swego królestwa, jeśli wasza dusza na to zasługuje.
Czarodziej westchnął i rzucił garść ziemi na truchła w ramach prowizorycznego pogrzebu.
- Smutna konieczność. Gdyby nie oni – nie zdefiniował – matka żyłaby i pracowałaby dla dobra Imperium, dziecko wyrosłoby na obrońce swej ziemi. Dwie osoby, które mogły stać na szańcu, zostały stracone na rzecz wroga. Gdyby tylko dało się ich wyleczyć. Mogę wypędzić demona z człowieka, na mutację nic nie poradzę.
Spojrzał na zmaltretowane truchło.
- Wątpię by wstało nawet przy pomocy nieznanej mi magii, za to dym i ogień może zdradzić naszą pozycję. Miasteczko bym ominął, możemy wpaść na wrogów, zajmie nam to czas a nasz cel już uszedł, raczej nie zostawił nam śladu z okruchów chleba.
Musiał się zastanowić czy odpowiedzieć łowcy czy nie, w końcu brak konfliktu był dobrodziejstwem samym w sobie, więc zdecydował się na lakoniczną odpowiedź.
- Wiem o ukrytym zagrożeniu i wewnętrznym wrogu i obiecuje ci, nie zawaham się nawet na chwilę w zwalczaniu zepsucia chaosu.

 
Matyjasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172