Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2016, 01:52   #41
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- No, no... To się, kurwa, urządzili - podsumował Ragnar, rozglądając się po splugawionym miejscu.

W kościach czuł, że ta noc była zbyt spokojna, by nie odbić się luzującą zwieracze czkawką. I tak właśnie było.
Krasnolud nie dziwił się młodym dziewczynom czy przeoryszy, które nie miały szans się obronić, ale już pięcioro mężczyzn, którzy podjęli się nieskutecznej obrony przed zagrożeniem, już co nieco mówiło o sile zbrojnej nieprzyjaciela.

Spojrzał w kierunku drapiącego w drzwi psa, a następnie patrzył z daleka, zza pleców pozostałych, na kapłankę, która skryta przeżyła najazd. Wyraźnie była przerażona i oszołomiona. Khazad nie znał się na pierwszej pomocy osobom okrytym choćby fragmentem płaszcza obłędu, więc nawet nie podchodził.

Yael i Kir natychmiast zabrali się za przeszukiwanie terenu. Bardzo dobrze, jeśli ktoś miał szansę na znalezienie tu czegokolwiek, to był to pies. Ragnar nie podążył w tym samym kierunku, ponieważ tylko by przeszkadzał. Tym bardziej nie potrafiłby w niczym pomóc.

Magiczka zajęła się ofiarą i tu również Jernarm niewiele miał do zrobienia, dlatego nie miał zamiaru przeszkadzać.

- To nasze zmartwienie i jedyny trop do kultystów - warknął do Sigmaryty, łypnął spode łba i ruszył tam, gdzie nikt do tej pory się nie udał. To znaczy do ciał obrońców, z których można było jeszcze coś wyczytać. Same rany mogły wiele zdradzić o napastnikach. Rany kłute, w zależności od rozmiarów oraz głębokości, mogą zdeterminować użytą broń. Cięcie mieczem będzie się również różniło od prostego rąbnięcia toporem, natomiast zmiażdżone kości wskazywać będą na młot. Różnorodność ran może pomóc oszacować ilość przeciwników.
Dokładniejsze oględziny zwłok oraz miejsca, w których padli mogły również zdradzić stopień zaawansowania w wojaczce. Szczególnie sugestywne byłoby odnalezienie ich w szyku, ale to by oznaczało, iż przeciwnicy są wymagający lub liczni. Albo to, iż defensorzy zostali zaskoczeni od tyłu, ale to również zdradzi ustawienie oraz rany.

Ostatecznie postara się odtworzyć przebieg bitwy, korzystając również z pozostałych ewentualnych śladów znajdujących się w otoczeniu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 20-11-2016, 13:09   #42
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Aerin, Ernst, Yael, Enigma, Ragnar

rzejście się po terenie świątyni nie rzuciło wiele więcej światła na to, co już wiedzieliście. Obrońcy shallyianek posiadali rany cięte i kłute, zatem tamci walczyli najpewniej toporami i mieczami. Ułożenie samych ciał świadczyło natomiast, że ci nieszczęśnicy dali się całkowicie zaskoczyć, a fala napastników przetoczyła się od wrót aż po wejście do świątyni i na jej tyły. Czyli tak, jak to zwykle się odbywa w przypadku plądrowania i mordowania określonego celu. Żadnych więcej śladów nie udało wam się odnaleźć.


Wszyscy

Spokojne słowa Andariel nieco uspokoiły akolitkę. Przestała wciskać się w ścianę, jakby próbowała stworzyć z nią jedność i po dłuższej chwili wydawało się nawet, że kobieta zaczęła słuchać nie tylko melodyjnego głosu elfki, ale też i tego, co do niej mówiła. Ostatecznie, po kilku dobrych minutach, czarodziejka namówiła ją na wyjście z niewielkiej klitki. Pomagając jej, obie usiadły na brzegu zniszczonej ławy, a czarodziejka dotknęła dłonią cięcia na twarzy biedaczki. Jej dłoń rozbłysła, tamta pisnęła i wygięła się do tyłu, jednak ostatecznie uspokoiła, pozwalając działać magii leczniczej. Kolejne pół godziny minęło, nim zdecydowała się cokolwiek powiedzieć, wciąż kiwając się w przód i w tył.
- Przyszli wczoraj wieczorem... byłam akurat na schodach do świątyni, gdy siostry poszły otworzyć główne wrota.... słyszałam coś o nocowaniu... i wtedy wpadli do środka z mieczami. Widziałam, jak Elsa i Margot są przebijane na wylot... i wielką falę wielkich mężczyzn, którzy ruszyli w moją stronę...

Pociągnęła nosem.
- Jeden z nich zamachnął się mieczem i ciął mnie po twarzy. Chyba Shallyia miała mnie w opiece, że nie udało mu się mnie zabić... Heinz i jego ludzie... znaczy obrońcy świątyni... oni na nich ruszyli... nie widziałam nic więcej, bo uciekłam do środka, ale słyszałam ich przeraźliwe krzyki... to było straszne... - Oczy akolitki zaszkliły się. - Przeorysza Ursula kazała mi się ukryć... w kaplicy... innym dziewczętom również... czy one... czy ona?
Andariel pokręciła jedynie głową, a akolitka schowała twarz w dłoniach.
- Nie widziałam kiedy... i gdzie odeszli... właściwie bałam się stąd wyjść nawet wtedy, gdy było już cicho... cały czas myślałam, że czają się tam na mnie... - Roztrzęsiona odgarniała kosmyk zlepionych krwią włosów.

Zbliżał się wieczór. Mandred i Gotfried byli skłonni ruszyć w dalszą podróż jeszcze dzisiaj, jednak pozostali jakoś się do tego nie kwapili, zatem stanęło na tym, że zostaną na noc w świątyni i wyruszą z samego rana. Gdy akolitka, która w końcu przedstawiła się jako Katrina wyczyściła twarz i zmieniła szaty, ukazała wam się twarz dość ładnej, młodej dziewczyny. I tylko nawiedzone spojrzenie zdradzało, że przeszła straszliwą traumę. Mężczyźni zajęli się pochówkiem pomordowanych, a następnie zjedliście ostatni posiłek tego dnia i położyliście się spać, wcześniej wyznaczając warty.

8. Beckertag 2527,
Wielkie Księstwo Reiklandu,
Gdzieś na szlaku między Bögenhafen a Górami Szarymi,

Następnego dnia, Katrina czuła się już zdecydowanie lepiej, na co wpływ miało wasze towarzystwo. Wypytana o dalsze plany, stwierdziła, że musi powiadomić o tym, co zaszło swoich przełożonych, zatem będzie musiała udać się w drogę do Geissbach leżącego na południu od świątyni. Co zaskoczyło wszystkich, Bianca zdecydowała się jej towarzyszyć, gdyż okazało się, że świątynia Shallyi gościła w swych progach opisanego przez dziewczynę mężczyznę, który udawał się właśnie w stronę Geissbach, a nie zamku Drachenfelsa. I choć mógł podać fałszywe informacje, to Bianca była skłonna spróbować dotrzeć do miasteczka i przekonać się o tym osobiście.

Pożegnaliście się zatem ze złodziejką i akolitką, ruszając w swoją stronę wczesnym rankiem. Pogoda była średnia - chmury nisko wisiały nad okolicą, a marsz uprzykrzała denerwująca mżawka. Przez kolejne cztery godziny nic się nie działo, jedynie minęliście tabor Strigan podróżujących szlakiem od Ubersreiku. Niedługo później trakt urywał się, a w oddali ujrzeliście pyszniące się majestatycznie Góry Szare - wyglądało na to, że jesteście na dobrej drodze do zamku czarnoksiężnika. W tym miejscu las przerzedzał się, by ostatecznie wyrzucić was na rozległy, porośnięty jedynie krzakami i pojedynczymi drzewami step. Po krótkim odpoczynku przeznaczonym na posiłek, ruszyliście w dalszą drogę a po mniej więcej godzinie, na horyzoncie pojawiły się zarysy czegoś, co wyglądało na domostwa. Jeśli poruszaliście się zgodnie z mapą, wyglądało na to, że mieliście przed sobą wioskę Felsbockenberg.


Tak naprawdę niewiele było wiadomo o tym miejscu, a studiujący okolice zamku Hans wiedział jedynie, że wioska tak naprawdę należała do Drachenfelsa, który wykorzystywał jej mieszkańców w przeróżny sposób, czasami jako "króliki doświadczalne" do swych eksperymentów. Mówiło się, że Felsbockenberg było opuszczone, jednak nikt rozsądny nie zapuszczał się w jej okolice - ponoć plugawa magia wciąż wisiała nad tym miejscem, broniąc dostępu do ścieżki wiodącej do posępnego zamczyska. I coś w tym musiało być, bo gdy tylko wkroczyliście między zrujnowane chaty, zwierzęta stały się niespokojne - konie prychały, a Kir warczał gardłowo, rozglądając się wokoło. Również Andariel wyczuła niemal namacalną, złą energię.

I wtedy ich zobaczyliście.


Wychynęli zza chat, cicho, niczym śmierć, którą w jakiś sposób sobą reprezentowali. Zataczając się pokracznie i potykając, niczym marionetki, zmierzali w waszą stronę. Było ich tuzin, może więcej, otaczali was ze wszystkich stron. Wyjąc oraz charcząc rzucili się do przodu. Nieumarli. Tak na nich mówiono w niektórych środowiskach. Ich twarze nie przypominały już ludzkich - obdarta skóra odkrywała mięśnie i ścięgna, a spojrzenie martwych oczu wbijało się gdzieś otępiale w niewidoczny punkt. Poruszali się groteskowo, jakby czyjaś złowroga aura kierowała nimi, pociągając za sznurki w koszmarnym dance macabre. Jeszcze chwila i będą przy was. Gdyby nie fakt, że niejedno już w życiu widzieliście, wzięlibyście nogi za pas, choć i tak nieprzyjemne uczucie niepokoju podchodziło niektórym do gardła.

Z nieba - niemal na zawołanie - lunął zimny deszcz.
 
Kenshi jest offline  
Stary 20-11-2016, 17:06   #43
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Krasnoludy nie nadają się na konkurs piękności, zaś nieprzyjazna facjata Ragnara eliminowała go w przedbiegach. Jednakże nie ma niczego bardziej paskudnego niż obrzydliwe skrzywiony krasnolud. W szczególności, iż był nim Jernarm, w zadziwiający sposób, jednym grymasem, upodabniającym się do pomiotów Chaosu.

Mało było stania pośród splugawionej przez wyznawców Khorna świątyni Shallyi, to jeszcze musiał gapić się na martwych facetów, którzy w piątkę nie położyli ani jednego przeciwnika.

- Kurwa mać - skomentował widząc, iż niewiele jest w stanie wyciągnąć z trupów.

Obrońcy zostali zaskoczeni, co było widać na pierwszy rzut oka poprzez rozmieszczenie ciał. Właściwie to rozrzucenie ich, bo o jakimkolwiek szyku nie było mowy. Beztroska zgubiła ich i świątynię lub przynajmniej pozwoliła tanio sprzedać skórę wszystkich znajdujących się w jej murach.

Tak nie wyglądał profesjonalizm.

Głębokie rany cięte znalezione na poległych świadczyły o ciosach zadanych toporem, ale pozostałe, w akompaniamencie kłutych, wskazywały na miecze. Nie widział jednak wąskich pchnięć, co wykluczało zarówno noże i sztylety, jak również rapiery. Kości nie były zmiażdżone, więc nie posługiwali się młotami.
Nigdzie nie dostrzegł śladów po strzałach bądź bełtach, ani nienaturalnych obrażeń nie występujących zwykle w czasie walki.

Rozejrzał się. Nie dostrzegał żadnych charakterystycznych śladów. Długo i mocno pociągnął nosem w oddechu przeczyszczającym całe zatoki, zaś po nim nastąpił przeciągły charkot sięgający aż pod wątrobę.
Głuche plaśnięcie tego, co Ragnar wydobył z siebie trafiło prosto w środek symbolu Khorna, ściekając z niego bardzo powoli.

Wdarli się przez bramę i przelecieli przez świątynię jak tajfun. Wymordowali wszystkich. Trudno w tym miejscu mówić o jakiejkolwiek walce. To była zwyczajna rzeź. Właściwie to nie do końca zwyczajna.
Akcja ofensywna wyglądała na zorganizowaną, natomiast defensywna na całkowicie zdezorganizowaną, o czym świadczyć mogło to, iż napastnicy nie pozostawili zbędnych śladów, zaś defensorzy żadnych trupów nieprzyjaciela.

Całe połączenie wywoływało pewien ledwie uchwytny niepokój, alarmowy ognik gdzieś z tyłu najemniczego czerepu.
Wiedział, że coś tu nie pasowało. Czuł to w kościach.

Poprzedni dzień przyniósł goblińską zasadzkę, która zdziwiła go nieco. Mógłby spodziewać się każdego oprócz nich. Oczywiście mógł to być przypadek, lecz w fachu najemnika lepiej było w nie nie wierzyć.

Dzień drogi dalej wyznawcy Khorna, boga nienawidzącego tchórzostwa, wyrżnęli shallyianki oraz najemników strzegących, obecnie splugawionej, świątyni. Mogli zrobić to w zorganizowany sposób świadczący o jakimś nieodkrytym przed oczami khazada, celu. Niemniej sam atak również nie miał sensu.

- Jebany Drachenfels - warknął Jernarm i ruszył w drogę powrotną.

Im więcej Ragnar o tym myślał, tym mniej sensu widział w poczynaniach przeciwnika.

Kultyści boga nie uznającego magii pragną wskrzesić czarnoksiężnika. Po drodze wpadają w zasadzkę goblińską, a silny oddział wyznawców Khorna masakruje świątynię. To bez sensu.
Czyżby khornyci skumali się z tzeenthowcami? Jak w to wszystko włożyć zielonoskórych?

Czy w ogóle przeciwnicy wiedzą o ich małym oddziale? Bezpieczniej było właśnie tak przyjąć. W przeciwnym wypadku przewaga była po stronie wysłanników Sigmara.

Obserwacje krasnoluda potwierdziła kapłanka. Weszli główną bramą i doszli na sam koniec świątyni. Dodała również wzmiankę o fali wielkich mężczyzn, ale zastanawiał się czy dawać wiarę jej słowom. W końcu w przerażeniu każda większa grupa mogła wydawać się całym mrowiem, a zwykły wojownik olbrzymem.
Wolał jednak uwierzyć jej na słowo.

Resztę wieczora spędził na spoglądaniu w ogień z Rangrimem na kolanach. W zamyślaniu szarpał brodę rozgrywając w myślach różne manewry, jakich ofiarą mogli paść.





A to znacie?

Co ja zrobiłem, że się ożeniłem,
chyba pijany byłem! Hopa! Hopa!

Zaduma poprzedniego dnia całkowicie uleciała z Ragnara. Miał za mało informacji, by przeprowadzić jakiekolwiek trafne rozumowanie, choć widział, że wiele fragmentów układanki nie łączyło się w żaden sposób.
Nie był już nawet taki pewien, że celem kultystów było wskrzeszenie Konstanta.

Co ja zrobiłem, że się ożeniłem,
chyba odbiło mi! Hopa! Hopa!
Bo mojej Cysi, już wszystko wisi.
Jak ja teraz będę żył?!

Sympatyczna Bianca oddaliła się z Katriną, a jej miejsce zastąpiła upierdliwa mżawka. Nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale cóż miał na to poradzić?

Heja, hej! Coście mi zrobili?!
Po pijaku ożeeeniliii!





Felsbockenberg, ponoć opuszczony ośrodek eksperymentalny Drachenfelsa, sprawił, iż krasnolud wolał podróżować z tarczą i toporem gotowymi do użycia. Obawy te potwierdziły zaniepokojone zwierzęta.

- Chuj, dupa i kamieni kupa - burknął pod nosem Ragnar na widok nieumarłych i natychmiast przepchnął się do tyłu, by razem z Ernstem zamykać stawkę.

Warunki atmosferyczne zmieniły się.
Ulewa szybko mogła zmienić ich podłoże w śliską breję utrudniającą walkę z przeważającymi siłami. Dodatkowo nie mogli mieć pewności, iż przeciwnicy nie będą nadciągali. Blisko tuzin na całą wieś, to dla Jernarma było trochę mało.

- Kompania, marszowo wstecz! - rzucił spokojnie krasnolud.

W tej chwili dość łatwo mogli dość łatwo wydostać się z okrążenia, zajmując korzystniejsze miejsce na trawiastym podłożu nie poddającym się tak łatwo rozmiękczeniu. Natomiast ich przeciwnicy, przynajmniej nadchodzący z przeciwnej strony traktu, będą musieli pokonać niedogodny teren.

Musiał osłaniać odwrót od południowego wschodu.

Docelowo planował zająć pozycje obronne na lekkim wzniesieniu niedaleko na południe pierwszej miniętej przez nich, wschodniej chaty.
Centrum stanowiliby ciężkozbrojni i tarczownicy w osobach Mandreda, Yael, Ragnara i Gotfrieda. Ernst na przeciwległym do Aerina skrzydle. W drugiej linii siły dystansowe, zaś Hans ze swym koniem mógłby pozostać w odwodzie i, jako najbardziej mobilna osoba, wspomagać najbardziej potrzebujących.

W ten sposób zabezpieczeni przed niekorzystnym terenem, okrążeniem przez nieznaną ilość nieumarłych, z zabezpieczonymi siłami dystansowymi oraz Hansem czuwającym nad ogólnym obrazem pola bitwy, byliby przygotowani na odparcie nienaturalnych agresorów.

Tylko jeszcze trzeba do tego doprowadzić.

Zwrócony przodem do trzech żywych trupów, wyglądał zza tarczy jakby była przenośnym winklem.
Był mocno pochylony, wspierając wewnętrzną część tarczy na ramieniu, zaś ugięte nogi ułatwiały schowanie się za metalową osłoną oraz stanowiły przygotowanie do amortyzacji uderzeń.

Częstym błędem amatorów było przeciwstawianie się czystą siłą rąk, zaś to właśnie dolne kończyny, jako silniejsze, powinny przyjąć na siebie większy ciężar. Zawsze.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-11-2016, 21:34   #44
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ostatnie deszcze sprawiły, że ziemia była rozmiękła, ułatwiwszy im wykopanie płytkich grobów. Narzędzia, które na co dzień służyły do pielęgnacji przyświątynnego ogródka, wydatnie przyspieszyły pochówek. Elf czynił to pozornie beznamiętnie, chociaż mimowolna myśl o katuszach, którym poddano ofiary wgryzła się w jego umysł i oblepiała niczym grząska ziemia łopatę. Wiara pełna dobroci i miłosierdzia zderzyła się z furią krwi. Ci ludzie nie zasłużyli na tak okrutny los, jak wielu niewinnych przed nimi i zapewne kolejnych w przyszłości. Drużyna najemników mogła jednak pokrzyżować mordercze plany chaosytów. Uratować następną świątynię, spokojną wioskę lub insze miejsce, które pojawi się naprzeciw opętańczego kręgu, rosnącego z każdą przelaną kroplą niewinnej krwi...

Chmurny poranek przyniósł niespodziewane rozstanie. Mimo iż nie zamienił z dzierlatką ani słowa, czuł jakby jaskółka - bo tak w myślach nazywał Biancę - odlatywała od nich pełna żywionej nadziei oraz tęsknoty za nowym miejscem. Możliwe, że niosła pocieszenie potrzebne komuś innemu, ale Aerin czuł, że tracą tym samym dobrego ducha tej, karkołomnej wyprawy. Równocześnie cieszył się, bo szkoda byłoby, gdyby zamek Drachenfelsa stał się grobem dla tego niewiniątka... Jedna ocalona dusza, niech będzie nadzieją dla pozostałych. Patrząc po niektórych kompanach miał wrażenie, że łatwiej będzie im pogodzić się ze swoim losem...
Elf uważał, że droga wiodąca w kolejny koszmar, może być dlań ocaleniem od tego, który przeżywał przez ostatnie lata...

Deszcz wisiał w powietrzu, kiedy dotarli do wioski jakoby naznaczonej stygmatem zła. Prócz wilgoci i butwiejących, zapuszczonych chat było w tym miejscu coś jeszcze... Coś, co nakazywało wojownikowi wzmożoną czujność i pragnienie, aby stale czuć na opuszkach rękawicy dotyk smoczej rękojeści. Nie omylił się w swoich przeczuciach... To był dopiero zwiastun grozy, lecz i tak upiorny w scenerii głuchej makabry. Aerin stojąc nad podziw spokojnie, wodził dokoła mieczem. Rozeznawał się w ruchach nieumarłych, oceniał ich tempo, odległości... Postanowił bronić lewej flanki, bacząc na zdradliwe podłoże, które w tych warunkach mogło pozbawić go atutu szybkości.
 
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172