|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-01-2017, 17:23 | #21 |
Reputacja: 1 | Spojrzał z lekkim uśmiechem w kierunku jadącego elfa. Nie żeby miał coś, do długouchych po prostu ten irytował go swoja głupotą. Udało im się przepłynąć chyba tylko dzięki łasce Ranalda, bo na pewno nie dzięki pomysłowi elfa by wpłynąć we mgłę. Skończył szybko jednak rozmyślania na temat nieludzia i podszedł do Hagera. -Hager dziękuję w imieniu całej kompanii za gest, wniesiemy dziś kufle za ciebie i powodzenie twoich interesów! Wspomnieć tylko jeszcze chciałem, porozmawiać mi trza z tobą. Ważna sprawa, ale to może już może jak się spotkamy. Do zobaczenia na miejscu. Dietrich podszedł do reszty i kontent, że są oni tak samo spragnieni piwa jak i on sam i nie licząc jednego z elfów chcą zmierzać od razu do karczmy. -Dobra ludzie, nieludzie i insze spragnione trunku istoty! Darmo pić dają to się nie odmawia, co nie? Idziem do karczmy, tylko bez żadnego biegania po kanałach, dość na dziś mam wrażeń około wodnych. To jak, kompanija? Ostatnio edytowane przez Anvan : 18-01-2017 o 17:30. |
20-01-2017, 18:41 | #22 |
Reputacja: 1 | Całkowita prawidłowość w zapłacie powinna wystarczyć dla zapewnienia sprawnego wyładunku, przy założeniu że wszyscy w nim uczestniczący są osobami w pełni uczciwymi. Zarówno Ludo jak i Hemma mieli trochę inny pomysł i w nerwowości przyjmującego ładunek kupca widzieli okazję na zarobek. Niziołek zaczął swój fortel od próby zwrócenia uwagi ofiary na co innego niż trwający załadunek. Propozycja dodatkowej zapłaty trafiła na dość podatny grunt w końcu kto nie chciałby dodatkowych pieniędzy nawet jeżeli pracować trzeba będzie solidnie. Hemma jako jedyna albo też chciała szybciej z tego miejsca uciec albo podłapała zamiar niziołka i przyłączyła się do próby przekonania Ludwiga do tego by więcej zapłacił. Test przekonywania Hemma k100→ 2 Odpowiedni dobór słów jak i mowy ciała był głównym zadaniem każdego dobrego podżegacza, a w tej rozmowie użyła swoich zdolności w sposób perfekcyjny i była absolutnie pewna, że gdyby ona sama przekonywała Ludwiga to zgodziłby się na wszystko. Jednak nie była sama i do ich rozmowy powrócił niziołek stwierdzający, że bogowie łaskawym okiem patrzą na tego kto oferuje uczciwą zapłatę.Ludo otrzyma +30 przy swoim rzucie Test przekonywania Ludo, Słowa niziołka brzmiały jak fałszywy akord w symfonii, niszczące tak pieczołowicie zbudowany klimat do interesów. Kupiec wyraźnie wahał się przygryzając wargę i chyba kalkulując w myślach.+30 za sukces Hemmy, +10 za okoliczności k100→ 79; sukces - Pół dniówki jeżeli się uwiniecie z tym przed najbliższym dzwonem. - Stwierdził ostatecznie przy ogólnej radości tragarzy, wyrażonych gromkimi okrzykami zadowolenia. Choć awanturnicy nie zdobyli przyjaciół na całe życie, tak gdyby kiedyś potrzebowali grupy silnych ludzi do pomocy to wiedzieli gdzie znaleźć takich, którzy byliby im przychylni. Test spostrzegawczości Ludwig: W końcu dowódca zmiany podszedł do kupca i oznajmił, że rozładunek został zakończony, przed wyznaczonym przez kupca terminem. Ludwig spojrzał na wyładowany ładunek i pokiwał głową.-20 za okoliczności k100→32; porażka - Jutro poinformuje naczelnika o premii dla was. - Odwrócił się do przemytników. - A wam huta dziękuje za usługę, przekażcie proszę panu Hagerowi wyrazy naszej wdzięczności. - Spojrzał na Hemmę wyciągnął kawałek pergaminu i coś na nim zapisał. - Poszukujemy zdolnych ludzi, gdybyś chciała zmienić branże powołaj się na mnie. - Powiedział wręczając jej kartę a następnie szybko odszedł, rozglądając się od czasu do czasu za siebie. - Dobra idziem, mam tylko nadzieję, że nie wyłapiemy wpierdol za małych i chudego. - powiedziała Hunni mając na myśli nieludzkich towarzyszy. *** Lithalhil Jednak większość tego nie została zaobserwowana przez elfiego przewodnika, który postanowił porozumieć się ze swoimi bogami. Konno ruszył w kierunku dzielnicy świątyń na drugim końcu miasta po przeciwnej stronie rzeki. Pogrążony w myślach nawet nie zwrócił uwagi, że podróż przebiega spokojnie, zbyt spokojnie można by powiedzieć aż do momentu gdy prawie wjechał w pokryty mąką rozwalony wóz blokujący drogę. Dwójka ludzi, zapewne właścicieli, biegała wokół niego obrzucając się obelgami i oskarżeniami z kogo to winy wóz stracił koło, ciągnący go do niedawna osioł tylko żałośnie ryczał w kierunku ciemnego nieba. Nie chcąc się angażować wyminął wóz i udał się dalej, do zbudowanej z przepychem dzielnicy świątyń gdzie skręcił w mniej majestatyczną uliczkę kończącą się ciemnym parkiem. Na środku parku znajdowała się skromna zwiększona kopułą z białego kamienia kaplica poświęcona wszystkim bogom elfów. Cel jego podróży. *** Reszta Pozostali dzielni przemytnicy z mieszkiem pełnym złotych monet dzielnie ruszyli w kierunku ich tradycyjnej karczmy. Wybrali dłuższą drogę, choć byli tutejsi, dlatego że byli tutejsi wiedzieli, że lepiej unikać ulic Faulestadu nocą. Długa droga dłużyła się jeszcze bardziej na myśl obiecanego trunku, skonfliktowaną z paląca świadomością jego obecnego braku. Jednak pomysł by iść kupą i relatywnie bezpieczną trasą wzdłuż niezasypiającego nabrzeża a potem jedną z głównych ulic, okazała się być trafny i dotarli do swojego celu nieniepokojeni, przynajmniej nie bardziej niż zazwyczaj. Pod Ślepą Świnią Głosił znak, przynajmniej wedle legend kiedy był jeszcze widoczny. Obecnie nie wiadomo jak oficjalnie nazywała się tawerna, w której zwyczajowo przebywał Hager a skoro on to i jego pracownicy.Przed wejściem właśnie obficie wymiotował jeden z klientów, podtrzymywany przez pomocnego młodzika. Pomocnego do chwili gdy ktoś zauważył, że młodzian ten w tym samym czasie pozbawia pijaka kosztowności. Chłopak widząc was szczerze się uśmiechnął i z szacunkiem kiwnął głową. W środku nie było tłoczno, choć nie było też pusto. Na wejściu awanturników powitał Gumar, zbliżający się wraz z nieznikającym z jego twarzy szyderczym uśmiechem. - Gert mówił, że przyjdziecie. Przyjaciele Gerta są moimi przyjaciółmi. Specjalnie dla was mam nierozcieńczone piwo, ponoć niemal tak dobre jak to warzone przez samego Bugmana – Zhorin na wspomnienie legendarnego krasnoludzkiego piwowara nie mógł się powstrzymać i słabo zaśmiał się pod brodą, jakby cokolwiek co w tym miejscu jest mogłoby się umywać do trunku Bugmana. Przy dobrych wiatrach będzie faktycznie nierozwodnione. Podczas gdy Gumar zlustrował grupę wzrokiem. - A i jest i Ludo, mój mały druhu, wybawco, wielką radość mi sprawiasz bo bo mam zajęcie w którym tylko ty mi możesz pomóc... Gdy karczmarz postanowił napastować niziołka reszta grupy miała okazję rozejrzeć się po innych wyróżniających się gościach. W jednym z rogów siedziała grupa ludzi, która zdawała się ubijać jakiś interes. Mając na uwadze miejsce pewnie szemrany. Przy innym stole siedziała grupa osób grająca w karty. Dietrich poznał stałych bywalców, szulera Adolfa i siedzącą na kolanie jednego z jeleni Petrę. Numer stary jak świat, ładna dziewczyna odwraca uwagę celu by szulerowi łatwiej było kantować sam stosował ten numer nie raz z tą samą panną afektu w rozsądnej cenie. Co prawda nie osobą ale przedmiotem wartym zainteresowania był bar dający okazję by móc przekuć obietnicę darmowego trunku w rzeczywistość. |
22-01-2017, 21:34 | #23 |
Reputacja: 1 | - Z wielką chęcią, ale wpierw muszę rozmówić się z kolegą po fachu- powiedział wskazując dłonią w kierunku szulera. Ruszył w kierunku stołu przy którym Adolf obrabiał jakiegoś pechowca, i wpadł nawet na pomysł jak mu pomóc. Oczywiście licząc, że na tym coś zyska. - Adolf ty znowu grasz. Mało ci? Znowu przegrasz całą pensję i wpadniesz w długi, kiedy ty się nauczysz, że karty nie dla ciebie? Nie pamiętasz ostatnio jak przegrałeś z pijanym w sztok niziołkiem i na dodatek prawie ślepym?!- Dietrich liczył, że oponent szulera uwierzy, że ma do czynienia ze słabym przeciwnikiem i zacznie grać znacznie mniej ostrożnie. Co oczywiście doświadczony hazardzista natychmiast wykorzysta. Będąc bliżej Dietrich miał okazję dokładniej się przyjrzeć stołowi. Gra musiała się toczyć od pewnego czasu bo leżała na nim pokaźna sterta miedzianych pensów, większość po stronie ich gościa, zgodnie z założeniami klient musiał trochę wygrać by łyknąć haczyk. -To tylko kwestia czasu. - Odpowiedział Adolf zza gęstej brody. - W końcu los się do mnie uśmiechnie. Sprawdzam. Obaj zawodnicy odkryli swoje karty i okazało się, że Adolf przegrał, wbił spojrzenie w blat w mało wiarygodnej próbie wyglądania na zmartwionego tym faktem. Nie musiał dobrze grać, zajmująca gościa Petra w tym samym momencie mocno go uścisnęła i odwróciła jego głowę, szepcąc mu coś do ucha. Obaj kanciarze zyskali dość prywatności by Adolf mógł zadać proste pytanie przy użyciu gestów: Wchodzisz? Rzucił jedno spojrzenie na stół i nieznacznie kiwnął głową. -Pozwolą panowie, że dołączę do gry?- nie czekając na odpowiedź dosiadł się do stołu i zawołał: -Karczmarzu łaskawy, przynieś no tu piwa i czegoś na przystawkę. Na wzmiankę o piwie dziewczyna czuło spojrzała na swojego wybranka i słodko zapytała czy nie warto byłoby dla nich też coś kupić, by uczcić pewne zwycięstwo. - I butelkę wina, dobrego.- Dodał młody członek klasy średniej, choć w jego obecnym stanie wątpliwym byłoby czy rozpoznałby dobre wino od wody z Reiku. Gumar coś odkrzyknął co zapewnię znaczyło, że przyjmuje zamówienie. Spojrzał na współgraczy pytając spytał: - Jaka stawka na wejście? -Srebrnik, lub dwanaście brzęków jak wolisz. – Adolf przetasował karty. -Dwa- Podbił mieszczanin. - O ile cię jeszcze stać. – Szuler tylko kiwnął głową i zaczął rozdawać. - Niech będą dwa- rzekł i wyciągnął z mieszka szylinga i dwanaście pensów. Spojrzał szybko na karty rozdane przez Adolfa, ziewnął i poprosił Petrę za pomocą gestów by zajęła na chwilę gracza. Karty już leżały, wystarczyło tylko w nie zajrzeć. Adolf nie wyrażał żadnych emocji, ewentualnie wyglądał jak zbity pies. Gość uśmiechał się pewnie. Dietrich spojrzał na to co zaserwował mu los zwany Adolfem, wygrał tą partię tylko nie wszyscy jeszcze o tym wiedzieli. -Podbijam o dwa błyszczyki.- Oznajmił im ich baran, którego strzyżenie się właśnie rozpoczynało i dołożył kolejne szylingi. Po czym usłyszał jakiś komplement i jego uwaga znów skupiła się na dziewczynie. Spojrzał jeszcze raz w swoje karty, przeciągle udając że się waha przeniósł wzrok na stosik monet na stole, potem znów na karty. - Dwa srebrniki mówisz? Niech będzie.- Dołożył kolejne szylingi do stosiku, upewnił się, że gość jest zajęty dziewczyną i w języku złodziei powiedział do Adolfa - Kończ z nim szybko interes mam- Adolf kiwnął głową a następnie demonstracyjnie rzucił karty pasując. -Los się do ciebie uśmiechnie?- Mieszczanin zapytał z drwiną w głosie. Rozgrywka toczyła się tylko między nowym a Dietrichem obaj odrzucili karty i dostali kolejne aż padło magiczne „sprawdzam”. Nowy miał dobre karty jednak minimalnie nie dość dobre i wyraźnie go to zirytowało. -Rozdaj jeszcze raz.- Zarządził i rzucił na stół dwadzieścia cztery pensy. -- Niech będzie- Sięgnął po karty i rozdał dla wszystkich graczy. Gestami dał znać Adolfowi by ten podbijał prowokując przeciwnika do tego samego. - Ostrzegam ja mam w kartach piekielne szczęście. Możesz się wycofać. Lekko się uśmiechnął, dzisiaj jest deszcz okazji do zarobku. -Może i masz szczęście ale nie takie jak mój Hartwig.- Skomentował całość żeński głos dodając ciche – wierzę w ciebie Doświadczonemu kanciarzowi nie było trzeba tłumaczyć. Podbił stawkę z szerokim uśmiechem na ustach, pieniądze szybko przesuwały się z jednego końca stoły na jego środek by wkrótce wszystko co było na bokach znalazło się w puli, pomniejszone o koszt zbyt drogiego wina i dwóch kufli piwa. -Sprawdzam. – Powiedział czerwony od emocji człowiek. Wszyscy odkryli karty porównali dwa razy, na twarzy Hartwiga malowało się niedowierzanie i szok, przegrał wszystko z czym przyszedł no za wyjątkiem ubrania z tego nie chcieli go skroić, piękna Petra w międzyczasie się ulotniła. Adolf tylko spojrzał na Dietricha z lekkim uśmiechem i przekazał prostą wiadomość. Obaj kantowaliśmy, wygrał lepszy.Zadowolony z sukcesu kanciarz odczekał aż Hartwig się zabierze do domu w lepszej części miasta i przesunął w kierunku Dietricha równowartość czterech szylingowi, dobry utarg jak na tak krótki czas. - Mniejsza o drobne, mam ciekawą perspektywę zarobku, ale brak mi znajomości by ją wykorzystać, mówię tu o zarobku w zupełności nielegalnym i o ludziach zajmujących się równie nielegalnym “rzemiosłem”. Zainteresowany?-. Spytał w języku złodziei. Co prawda nie miał pewności czy rzeczywiście jest szansa zarobić na sprzedaniu niepełnej informacji o nietypowej przesyłce, ale przeczucie mówiło mu że tak. - Może.-Brzmiała lakoniczna odpowiedź, Adolf był cierpliwy, systematyczny i jak na swój fach niezwykle ostrożny, musiał wiedzieć więcej by móc dać odpowiedź. - Sprawa jest prosta. Byłem dzisiaj na robocie u Hagera. Prosta rzecz, ruda żelaza dla huty, ale już na brzegu jak odbieraliśmy towar podsłuchałem Hagera jak rozmawiał z jednym z górników. W języku złodziei. Chodziło o przewiezienie czegoś. Gdy wróciliśmy przywitał nas jakiś ważniak w bogatym stroju, straszny frajer zresztą . Rozejrzał się po sali czy ktoś nie podsłuchuje i kontynuował -Okazało się, że przesyłką specjalną była duża skrzynia. Była dosyć ważna, Hager troszku się rozemocjonował, poleciały groźby, a i była mowa o zapłacie dla kogoś z góry od jednej baby co przybyła z górnikami, jest tu zresztą. W każdym razie niewiele jest rzeczy które bardziej się opłaca przewieźć na przemytniczej barce niż wysłać tańszego i bezpieczniejszego posłańca, a skoro ktoś był gotów za to zapłacić, to znajdzie się inna osoba która zapłaci za samą informację. Adolf nie pił, słuchał z uwagą. -Coś nielegalnego to coś niebezpiecznego. – Zaczął. -Pewnie da się to sprzedać jeżeli masz jakieś szczegóły. Nie moja działka ale mogę popytać kto obecnie handluje informacją, brokerzy nie żyją długo. - Jasne jak kogoś znajdziesz daj znać, jak się uda odpalę ci coś z zysku.- Wstał kiwnął głową na pożegnanie i skierował się w kierunku reszty kompanii. Ostatnio edytowane przez Anvan : 23-01-2017 o 00:26. |
22-01-2017, 23:43 | #24 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | - No to nawijaj, drogi Gumarze, cóż to za zajęcie, zanim przedstawię ci co najmniej pięć szczegółów różniących piwo krasnoludzkie od czegokolwiek, co mógłbyś wyprodukować lub zakupić - wypalił Ludo, szczerząc się do rozmówcy. - Niedługo wrócę - rzucił przemytniczemu towarzystwu. - Tak, tak, mój mały wzrostem wielki talentem przyjacielu. - Karczmarz prowadził niziołka w kierunku zawieszanego nad paleniskiem kociołka. - Ponieważ tak dobrze się znamy to rozpowiedziałem o niziołku w karczmie i waszej kuchni, niestety bogowie chcieli by chętny by spróbować czegoś przez ciebie stworzonego przyszedł jak ciebie nie było. - Stali teraz nad gotującym się czymś będącym przykładem imperialnej kuchni niższej półki, zupą będącą gulaszem i potrawką zarazem. - Więc jakbyś poudawał, że coś z tym robisz to nasz gość byłby o wiele szczęśliwszy. - A niech to - sapnął Ludo patrząc na kakofonię smaków wrzuconą byle jak do jednego gara. Zawartość nie budziła w nim żadnych pozytywnych skojarzeń. - W te pędy leć do kuchni, chochla, warząchew, drugi kociołek. Ze składników kasza, por, ziemniak, marchew i cebula, byle nie zgniłe. Daj to wszystko już pokrojone - zakomenderował i spróbował palcem ciut wywaru. - Sól! Na wszystkie świętości sól, choćby ta marienburska breja z doku numer pięć. - Sól... - Zastanowił się karczmarz a jego twarz wykrzywiła się w grymasie prawdopodobnie mającym być uśmiechem. - Po słonym chce się pić, więc może dodać jej więcej niż potrzeba? Zamiarem niziołka było upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i to dosłownie, bowiem docierały do niego głosy głodnych kompanów. Wyłowiwszy całe mięsko z obecnej w kociołku brei z powstałego bulionu zrobi zupę krupną, dodając doń kaszy, pora i ziemniaków. W drugim kociołku zrobi zaś przedni gulasz z marchwi i cebuli. O ile kawałki mięsa okażą się wołowiną powinien taki wyczyn zadowolić Panią Smaków. Od gotowania można solidnie zgłodnieć, więc przegryzając spakowane na drogę drugie śniadanie krążył między stolikiem przemytników a paleniskiem, doglądając zarówno rozmowy jak i potraw. Jakiś czas potem zaczepił go właściciel knajpy. - Panom smakowało i gratulują kuchni. - Z prześmiewczego uśmiechu nie było wiadomo czy Gumar mówi poważnie czy kpi ze swojego kucharza do momentu gdy wręczył mu pensa napiwku. - Choć nic nie powinieneś dostać za ilość składników jakie zużyłeś, ale ja mam za miękkie serce dla mojego ulubionego niziołka. |
31-01-2017, 00:19 | #25 |
Reputacja: 1 | Popijawa Eryk szukał wzrokiem wolnego stolika, który mógłby pomieścić ich całą pijacką drużynę. Nie mógł się już doczekać kiedy skosztuje tak reklamowanego trunku. -Czas zacząć popijawę towarzysze. Chętnie was upiję i sprawdzę do czego jesteście zdolni w takim stanie. - Mężczyzna uśmiechnął się cwaniacko i dodał. -Na co czekamy wszyscy pierwszy kufel w dłoń i do stołu… Czas uczcić udaną robótkę. - Ruszył po piwo, a następnie ku wolnemu miejscu. Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-02-2017 o 23:18. |
01-02-2017, 20:26 | #26 |
Reputacja: 1 | Miasto Nuln, Imperium 15 Kaldezeit, Czas Mrozów, 2523 rok według KI Faulestadt, początek pierwszej warty, przed jutrznią Na przełomie jesieni i zimy noce są najdłuższe w roku, lodowato zimne, nie do wytrzymania bez grubo obszytego futrem okrycia albo alkoholu w brzuchu. Nie nadszedł jeszcze zimowy czas, niewiele jednak pozostało, mniej niż pełny tydzień. Wraz z rankiem nadejdzie Backertag, środek ośmiodniowego staroświatowego tygodnia, ale już za trzy dni rozpocznie się inny dzień. Dla imperialnych kalendariów będzie odnotowany jako Angestag, osiemnastego Kaldezeita dwa tysiące pięćset dwudziestego trzeciego roku Anno Sigmarii. Początek długiej mroźnej zimy, która zakończy się niezwykle szybko, ale i tak zostanie zapamiętana jako jedna z najgorszych w historii południa Imperium, zwykle łagodnego w klimacie. Noc, która właśnie się kończyła, wyróżniała się jeszcze jednym. Księżycem skrytym w ciemnościach, Mannsliebem w nowiu, a jedynie jego gorszym bliźniakiem, przeklętym Morrsliebem rozświetlającym północne niebo chorobliwie mdłą poświatą. Dla grupy awanturników, żyjących pośród masywnych kamienic Nuln, dziesiątek setek innych szarych z pozoru ludzi oraz szerokiego Reiku, zlewającego się w tym mieście z Soll i Stirem, dwoma innymi wielkimi rzekami Imperium. Dla nich noc skończyła się dobrze, dla tych, którzy urządzili sobie popijawę w karczmie i elfa, który tajemniczo odnalazł się w ich karczmie wraz z pozornym świtem słońca. To, co wydawało się się pierwszymi promieniami słońca było jedynie drwami dorzuconymi do kominka ręką karczmarza, miejskimi latarniami, ostatni raz tej nocy sprawdzanymi przez zaspanych, ponurych latarników, krągłym zarysem Morrslieba wychylającym się zza warstw czarnych chmur. Ten fałszywy poranek zbudził jednak zmorzonych ciężką libacją mężczyzn i kobiety, ludzi i ich krasnoludzkich, elfich i niziołczych towarzyszy. Niewiele bywalców karczmy znajdowało się z nimi w sali głównej, większość wczorajszych gości chyłkiem udało się w domowe zacisze na krótko po północy. Niemrawo zaczęli się oporządzać, otrzepując z mankietów plamy po plwocinie i wycierając wodą wyproszoną u barmana klapy płaszcza z wyschniętych plam rzygowin. Na wczesne śniadanie nie było co liczyć, bo pierwsze posiłki były przygotowywane w kuchni dopiero na krótko przed zwyczajowym przybyciem do oberży pierwszych porannych gości, portowych dokerów i robotników, którzy przekraczali próg interesu z pierwszymi promieniami słońca. Oznaczało to, że chcąc nie chcąc, w różnie niejakim będąc w stanie - za wyłączeniem może Lithalhila - nie miał już zbytnio do zrobienia w "Pod Ślepą Świnią", może za wyjątkiem wybłagania u karczmarza jeszcze jednej małej miski z przegotowaną wodą. Mogli oczywiście posiedzieć, powłóczyć się po sali lub pokojach - przecież to ich, na pewien sposób, melina i punkt wyjścia w drodze na miasto, miejsce znane i w miarę gościnne. Mogli też poszukać sobie innego zajęcia. Palącą potrzebę opuszczenia karczmy na pewno odczuł Horin, na którym zwycięstwo łeb w łeb w popijawie może nie wyrządziło tak poważnych szkód jak na niektórych towarzyszach - na brodzie nie dało się uświadczyć śladów po długotrwałych wymiotach - ale zataczał się niczym spity nektarem trzmiel. Wstawszy gwałtownie od stołu, usilnie próbując wydostać się za drzwi w celu odcedzenia kartofelków. Próba okazała się mniej skuteczna niżby chciał, bo zahaczywszy o nogę od stołu, wyłożył się jak długi, resztą nadwątlonej świadomości nakłoniwszy ręce do zamortyzowania upadku. Zatrzęsło się klepisko, otrzymawszy tak potężny cios od armatniej kuli w osobie krasnoluda, naczynia na stole też się zachybotało niepewnie. Ludo, wiedziony pijacką dobrotliwością, wsunął swoje wątłe ramię pod pachę brodatego towarzysza i po kilku żałosnych w obserwacji próbach oparci o siebie ruszyli na zewnątrz. Niziołek może i nie mógł poszczycić się krzepą dawi, ale za to wzrostem pod podporę dla Barukssona nadawał się wręcz idealnie. Wyplątawszy z zapięć jakby ciaśniej opiętą na brzuchu kamizelkę, niziołek, skołowany niczym bączek, zaczął ciągnąć przedziwną parę ku drzwiom. Na zewnątrz było chłodno, ale wciąż zamroczeni alkoholem awanturnicy nawet tego nie zauważyli. Buroszare ulice Nuln natomiast się zabieliły, okryte cienką warstewką szronu, jeszcze nie roztopionego przez ciepły, brudny dym z kominów manufaktur z biedniejszych części miasta. Krasnolud zapewne dałby radę wreszcie opróżnić pęcherz, ale towarzysze nie dali rady dotrzeć do ściany, niemal upadając raz jeszcze, gdy krasnolud uderzył krótką nogą o coś leżącego na nierównych kocich łbach, którymi niestarannie wybrukowany wiele lat temu nienazwaną, ciemną uliczkę. Ludo bezwolnie zluzował chwyt, puściwszy krasnoluda, który mrucząc pod nosem inwektywy poturlał się na bok. Nöln przygryzł spierzchniętą wargę i powoli, jak przez sen, oblizał suche usta. Musiał zmrużyć oczy, oślepiony pobielonymi zimowym powietrzem ścianami. To był człowiek. Na dodatek bardzo dobrze mu znany. - Hanz... mój wnuczek miał weksle z konta... u Bassaniego, nasze weksle... niech zaraza strawi pieniądze... Ostatnie słowa ich przełożonego, czy może - nazwawszy to prościej - szefa ich szajki, nie miały zostać zapisane w żadnej książce i powtarzane przez pokolenia. Ale zdążył je z siebie wyrzucić, nim wydał ostatni dech. Na zewnątrz było zbyt cicho, jak na Nuln. Ale niektórzy nie spali. - Mój wnuk... Zabrali mojego wnuka! Na miłość Shallyi, musice go znaleźć zanim pojawią się rogi! Poranny chłód przenikał do szpiku kości. A na poszarzałe twarze trzech mężczyzn - dwóch żywych i jednego, którego dusza umykałą do królestwa Morra - spadły pierwsze dzisiaj promienie słońca. Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 01-02-2017 o 20:30. |
01-02-2017, 21:57 | #27 |
Reputacja: 1 | Trup. - Sso est? - zdziwił krasnolud gdy podniósł się z powrotem na nogi - szemu mnie szewracasz? - zapytał leżącego. Zmrużył oczy: |
02-02-2017, 19:02 | #28 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Niziołek upuścił Horina na bruk i poprawił przekrzywione okulary. Zmęczony alkoholem i brakiem snu lekko się kołysał, bowiem właśnie tak alkohol działa na niziołki – plącze im kroki. Skoro tylko krasnolud potoczył się z powrotem do knajpy Ludo kucnął przy rannym. - Skąd wnuczka zabrali? - Zapytał, ostrożnie przeszukując odzież Hagera. Ten długo zbierał się do odpowiedzi, aż zniecierpliwiony Ludo wypalił: - I tak oto zginął Hager, nasz kompan, dźgnięty niczym pospolita kurwa, którą przecież mógł być, w ciemnym zaułku wielkiego miasta. |
03-02-2017, 16:09 | #29 |
Reputacja: 1 | Elhar obudził się, leżał przykryty płaszczem obok dogasającego się paleniska kominka w karczmie. Elf przetarł zaspane oczy i rozejrzał się po karczmie, stan jego towarzyszy zostawiał wielkiego pola do interpretacji do tego co działo się wczoraj w karczmie. Jak na razie do pory śniadaniowej było daleko, przez chwilę Elf zastanawiał się czy jeszcze trochę nie pospać przy kominka, po czym jednak zdecydowanym ruchem zdjął okrywający go płaszcz i wstał. Elhar zamierzał obmyć się wodą i przy okazji zapoznać się z leśnym kuzynem, który dość nieoczekiwanie pojawił się w karczmie. Elhar ruszył w kierunku swego pobratymca, skinął mu głową i przywitał się. -Witaj bracie, jestem Elhar z rodu Turviel. Przepraszam że nie przedstawiłam się wcześniej, lecz szybko... W tym momencie do karczmy wpadł zataczający się krasnolud i zabełkotał coś głośno o ubitym zleceniodawcy. Elf tylko zmarszczył brwi i ruszył w kierunku krasnoluda, by upewnić się co się stało na ulicy.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |
03-02-2017, 20:20 | #30 |
Reputacja: 1 | Hemma nie piła juz od jakiegoś czasu, zirytowana tym, że Hegar się nie pojawia. Nerwowo stukała palcem w plat zalanego piwem stołu. Obróciła wzrok w stronę drzwi licząc na to, że stanie w nich oczekiwana przez nia osoba i skrzywiła się widzac pijanego krasnoluda. Chwilę przysłuchiwała się jego bełkotowi, coraz szerzej otwierając oczy. Zerwała się i wybiegła na zewnątrz wymijając Horina. ~To nie może być prawda.~ |